Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Japońska firma Nakabayashi oferuje maszynę, która przerabia zużyte kartki formatu A4 na papier toaletowy. Nic się więc nie marnuje, a wyciągów z konta, nieudanych wydruków, notatek czy kserokopii nie trzeba już przepuszczać przez niszczarkę.

Maszyna nie jest zbyt wydajna, ponieważ chcąc uzyskać zaledwie 2 rolki papieru, należy czekać 2 godziny i nakarmić ją 1800 kartkami (7,2 kg papieru). Wygląda na to, że sprzęt ten sprawdzi się raczej w biurze niż w przeciętnym gospodarstwie domowym, tym bardziej że aparatura waży ponad pół tony, a konkretnie 600 kg.

Firma Nakabayashi rozpocznie sprzedaż "przerabiarki" już w sierpniu, na razie na rodzimym rynku. Plan na pierwszy rok zakłada rozprowadzenie 60 urządzeń za 95 tys. dolarów od sztuki. Koszty eksploatacji nie są na razie znane.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rzekłbym, że jest nawet bardzo niewydajna. Czy nie lepiej w takim razie podcierać się nieprzerobionymi kartkami papieru? Oczywiście przyjemność nie ta ale za to jaka oszczędność (papieru, pieniędzy, czasu i miejsca)?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość derobert

jedna rolka z 3,6kg papieru do drukarki? Wychodzi na to że koszt maszyny zwróci się po zużyciu ponad 193000 rolek papieru toaletowego na co będzie potrzebne prawie 695 ton papieru do drukarki, a to tylko w ogromnych firmach. Z drugiej strony jedna maszyna to 24 rolki dziennie co raczej nie wystarczy na tak dużą firmę. Jak dla mnie to tylko drogi gadżet który przyda się tylko na spotkaniu szefów firm 8) : "A wiesz że moja firma ma maszynę, która robi srajtaśmę ze zużytych kartek do drukarki? Odlot."

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jedną z niespodzianek iPada był fakt, że urządzenie korzysta z procesora A4, który został przygotowany przez Apple'a. Jednak to, że firma Jobsa zechce projektować procesory, było jasne od kwietnia 2008 roku, kiedy to Apple kupiło firmę P.A. Semiconductor. To właśnie osoby, które przeszły wówczas do koncernu z Cupertino projektowały A4. Teraz część z nich odchodzi z Apple'a i zakłada własną firmę - Agnilux.
      Wśród tych, którzy opuszczają Jobsa jest Mark Hayter, jeden z głównych architektów P.A. Semi.
      Na razie o firmie Agnilux niewiele wiadomo. Więcej jest informacji na temat przyczyn odejścia z Apple'a. Podobno niektórzy pracownicy P.A. Semi opuścili koncern już kilka miesięcy po przejęciu P.A. Semi, gdyż uznali, że oferowane im opcje na akcje Apple nie są korzystne.
      Niewykluczone, że Agnilux zajmie się projektowaniem serwerowych procesorów ARM dla Cisco. Podobno już w Apple'u inżynierowie ci pracowali nad architekturą ARM. Układy takie pozwoliłyby na budowę energooszczędnych serwerów.
      Z drugiej strony nie wiadomo, w jaki sposób odejście części specjalistów zajmujących się projektowaniem procesorów wpłynie na plany Apple'a. Koncern zapewne życzyłby sobie, żeby w przyszłości iPody czy iPhone'y korzystały z jego własnych energooszczędnych procesorów. Zwykle potrzeba dwóch lat na stworzenie procesora od podstaw. Za kilka miesięcy przekonamy się, czy rezygnacja z pracy osób, które założyły Agnilux, wpłynęła na plany Apple'a.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wydawałoby się, że w dziedzinie horrorów nic już nie może zaskoczyć, podobnie jak w przypadku armatury sanitarnej i papieru toaletowego. Japończycy, mistrzowie grozy, znów jednak zaskoczyli. Koji Suzuki, autor sfilmowanej powieści Ring, dał się przekonać wytwórni papieru Hayashi Paper Corp. do napisania horroru, który został w całości wydrukowany na kolejnych kawałkach rolki. Kropla składa się z 9 rozdziałów i traktuje o złym duchu z publicznej toalety.
      Czytanie horroru w otoczeniu przypominającym scenerię z książki może być, wg przedstawicieli producenta, niezapomnianym przeżyciem. Każda rolka jest pakowana oddzielnie w czarny woreczek z nadrukiem. Całość przypomina okładkę lub plakat, a zamazana twarz z cieknącą z oka łzą (krwią) wygląda naprawdę niepokojąco. Powieść wydano na razie po japońsku, a między znakami widnieją niebieskie plamy krwi.
      W najnowszym horrorze Suzuki odwołuje się do wierzeń z Kraju Kwitnącej Wiśni, zgodnie z którymi duchy i złe moce zamieszkują najmniejsze pomieszczenia w domu.
      Sprzedaż Kropli rozpocznie się 6 czerwca. Za 86-centymetrową rolkę trzeba będzie zapłacić 210 jenów, czyli ok. 2,20 dol.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Piękno kryje się w wielu przedmiotach, także tych codziennego użytku. Mało kto znalazłby coś interesującego w rolkach po papierze toaletowym, pudełkach po pizzy czy w torbach po fast foodzie, okazuje się jednak, że potraktowane w nietypowy sposób, ujawniają swoje drugie oblicze – stają się miniaturowymi dziełami sztuki.
      Wszystkie wyprodukowano z papieru, a bez drzew byłoby to niemożliwe. Być może stąd Yuken Teruya bierze swoje roślinne skojarzenia. Z pozbawionych zawartości lub pokrycia tekturek wypełzają misternie wycięte drzewka. Ich konary rozgałęziają się, a na końcu powiewają miniaturowe listki. Ze zdjęcia na stronie tytułowej gazety kiełkują siewki, a wnętrze torby po hamburgerze stało się całym wszechświatem samotnego krzewu. Projekt Drzewo nie ominął także zużytych terminarzy.
      W przeszłości Teruya zorganizował akcję Świt, w ramach której do designerskich przedmiotów przymocowywał klejem poczwarki jedwabników. Połączenie natury ze sztucznie utworzonymi obiektami miało odwrócić hierarchię ważności – w tym przypadku cenne cacka stawały się zaledwie rusztowaniami dla przyszłego życia. Poza tym Japończyk projektował fikcyjną walutę dla Zjednoczonej Azji, a motywy natury i rolnictwa miały symbolizować siłę ekonomiczną oraz chaos tamtego rejonu świata.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Papier toaletowy, jaki znamy, produkuje się z papieru. Walijska firma Creative Paper Wales (CPW) podeszła jednak do zagadnienia wyjątkowo twórczo, wykorzystując niestrawione włókna z odchodów owiec. Czysto, ekologicznie i z naciskiem na oddolne inicjatywy lokalne.
      Producenci twierdzą, że papier wyrabia się wyłącznie ze świeżo zebranych bobków. W dodatku pochodzą one z bardzo czystego obszaru – masywu górskiego Snowdonia. Mieści się tutaj park narodowy o tej samej nazwie.
      CPW powstała dwa lata temu. Dzięki zastrzykowi gotówki w wysokości 20 tys. funtów (była to nagroda ufundowana dla najlepszego społecznego przedsiębiorcy) przerobiono dawny kamieniołom i produkcja ruszyła pełną parą.
      Jak wygląda proces produkcyjny? Na początku trzeba wysterylizować odchody. Dzieje się to podczas gotowania pod ciśnieniem (coś jak w parowarze). Temperatura wewnątrz urządzenia sięga 120 stopni, a proces zasilany jest wyłącznie źródlaną wodą. Przez parę dni wsad się wielokrotnie przepłukuje, aż jego waga spadnie mniej więcej o połowę. O połowę, ponieważ zwierzęta trawią 50% zjadanej celulozy.
      Podczas płukania powstaje płynny nawóz, ceniony i chętnie kupowany przez okolicznych rolników. Włókna są zaś miażdżone i mieszane z pozostałymi składnikami z recyklingu: szmatami, starym papierem i ścinkami. Z pulpy formuje się arkusze. Układa się je w stosy, a pomiędzy poszczególnymi kartkami umieszcza filc, który zapobiega sklejaniu. Potem wystarczy jeszcze usunąć resztę wody. To ważny etap, ponieważ ściskanie dodatkowo przyspiesza łączenie cząsteczek celulozy. Na samym końcu papier wiesza się na krokwiach dachowych.
      Walijczycy sprzedają nie tylko papier toaletowy, ale także kartki bożonarodzeniowe i urodzinowe, pocztówki, wizytówki (na zamówienie), zakładki do książek, papeterię, a także wkłady zapachowe. Wbrew pozorom, te ostatnie nie roztaczają woni ekskrementów owiec, lecz przesycają dom czy samochód wspomnieniem róż, żonkili oraz świeżo ściętej trawy.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Profesor Gianfranco Tarsitani uspokoił dziennikarzy zebranych w Bibliotece Ambrozjańskiej (Pinacoteca Ambrosiana) w Mediolanie: kartki Kodeksu Atlantyckiego Leonarda da Vinci nie zostały przeżarte przez pleśń. Dzieło jest największym zbiorem notatek i rysunków renesansowego naukowca, które powstawały w latach 1478-1519.
      Badania mikrobiologiczne dokumentu ujawniły, że zeszłoroczne obawy części specjalistów były na szczęście bezpodstawne. Przedstawiciele biblioteki zapewniają, że ponad 1000-stronicowy Kodeks jest przechowywany w klimatyzowanej komorze, gwarantującej stałą temperaturę i odpowiednią wilgotność względną.
      Czarne plamy, które tak przestraszyły ekspertów, to efekt zastosowania dezynfekujących soli rtęci. Miały chronić m.in. przed pleśnią, a pomylone je właśnie z nią. Zabrudzenia nie pojawiły się też na samym Kodeksie, ale na zewnętrznej warstwie papieru, którą dodano jako wzmocnienie w latach 1970-73.
      Ostatnio Kodeks Atlantycki udostępniono zwiedzającym bibliotekę w 1998 roku. Na kolejną taką okazję trzeba poczekać do 8 grudnia przyszłego roku, gdy sławetna instytucja będzie świętować 400. rocznicę swojego powstania. Potem zaszczyt ujrzenia go przypadnie w udziale uczestnikom i gościom wystawy Milan Expo w 2015 r.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...