Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Zmusić kota do zrobienia czegoś, na co nie ma ochoty – niewykonalne. Koty mają jednak na nas, ludzi, swoje sposoby. Gdy są głodne, mruczą w częstotliwościach przypominających płacz dziecka. Działa to drażniąco, a zarazem uruchamia instynkty opiekuńcze (Current Biology).

Wplatanie płaczu w sygnał, który normalnie kojarzymy z zadowoleniem, to subtelny sposób wywoływania reakcji. Nagabujące mruczenie jest dla ludzi łatwiejsze do zaakceptowania niż jawne miauczenie, mogące się skończyć wyrzuceniem kotów z sypialni – przekonuje dr Karen McComb z University of Sussex. Wg Brytyjki, to rodzaj komunikatu podprogowego.

McComb, specjalistka ds. komunikacji u zwierząt, zaobserwowała, że jej kot codziennie rano stosuje ten sam wybieg. Porozmawiała z właścicielami innych mruczków i okazało się, iż one także wykorzystują identyczny trik. Nagrano mruczenie 10 kotów domagających się posiłku i ich mruczenie w odmiennych kontekstach. Nie było to łatwe, ponieważ zwierzęta pilnie strzegły swojej "prywatności" i nie chciały wydawać żadnych odgłosów w towarzystwie obcych ludzi. W końcu członkowie zespołu musieli przeszkolić właścicieli, by ci osobiście utrwalili nawoływania swoich pupili.

Nagrania odtworzono 50 osobom. Zadanie polegało na określeniu, w jakim stopniu dźwięki są miłe lub naglące. Okazało się, że wszyscy uznawali ponaglające mruczenie kota szukającego jedzenia za bardziej natarczywe i bardziej niemiłe od dźwięków wydawanych w innych sytuacjach. Podobne wrażenie odnosili także ludzie, którzy nigdy nie mieli kota.

Odkryliśmy, że kluczowy dla oceny był element o wysokiej częstotliwości - przypominający płacz lub miauczenie – osadzony w mruczeniu naturalnie "realizowanym" w niskich częstotliwościach. Członkowie jury uznawali próbki nagrań z głośną partią tego elementu za szczególnie ponaglające i niemiłe. Kiedy ścieżkę dźwiękową przerabiano, usuwając płacz i pozostawiając wszystko inne w tej samej postaci, punktacja za nagabywanie znacznie spadała.

Wysokie częstotliwości wtopione w mruczenie kota oscylują w granicach 220-520 herców. Płacz dziecka to podobny zakres 300-600 herców.

McComb podkreśla, że parapłacz występuje też w zwykłym mruczeniu kota, ale jest wtedy przyciszony. Sądzimy jednak, że zwierzę uczy się dramatycznie "podkręcać" tę składową dźwięku, ponieważ dowiaduje się, że to zawsze wywołuje u ludzi pożądaną reakcję. W rzeczywistości nie wszystkie koty wykorzystują tę formę mruczenia. Częściej pojawia się ona u zwierząt żyjących samotnie z jednym człowiekiem niż w większych grupach kocio-ludzkich, gdzie mruczenie może nie być dostrzeżone przez niewytrenowanych Homo sapiens.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ciekawa rzecz. Do tej pory pewnie powszechny pogląd, że mruczenie kota leczy, był przez wielu uważany za parapsychologiczne bzdury.

 

A skoro określone wibracje mają potwierdzone działanie na określone schorzenia, czy organy, to po primo możliwe, że inne częstotliwości mają działanie na no innego, secundo, mamy odpowiedź, w jaki sposób może (teoretycznie przynajmniej, ja bym chętnie widział badania) działać np. "bioenergoterapeutyczne" leczenie dźwiękiem mis tybetańskich, czy mruczenie szamanów i czarowników podczas obrzędów…

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam dwie kotki.

 

Nie wiem czy płaczą z częstotliwością płaczu dziecka, na pewno nie jest to im potrzebne, wystarczy że wygenerują odpowiednią ilość decybeli i człowiek grzecznie idzie wsypać kotom jedzenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kurcze, wydawało mi się, że pisałem poprzedniego posta pod newsem o leczniczym działaniu kociego mruczenia, a teraz jest pod (podobnym, ale innym) newsem o kocim płaczu, czy coś przewędrowało, czy ja się pomyliłem? hmmm.gif

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, zbyt czczę rozum i logikę, żeby je sobie psuć. :P

 

Naprawdę nie pisaliście o tym? — http://wyborcza.pl/1,75476,6861730,Koty_potrafia_wymruczec_chorobe_.html

Musiałem być bardzo niewyspany, że napisałem posta na niewłaściwej stronie. :D O ile pamiętam, to czytałem w nocy, a dopiero rano komentowałem. Widać wrzuciłem w wyszukiwarkę KW kota i mruczenie i napisałem nie patrząc, czy to ten sam tekst. Ciesz się, widać wszystkie teksty popularnonaukowe juz mi się z KW kojarzą. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Koty to jedne z najpopularniejszych zwierząt domowych, towarzyszą ludziom od tysięcy lat, wydawałoby się więc, że powinniśmy wiedzieć o nich wszystko. Jednak dopiero teraz naukowcy dowiedzieli się, jak koty... mruczą. Dotychczas sposób wydawania tego dźwięku stanowił zagadkę, gdyż zwierzęta o krótkich strunach głosowych rzadko wydają niskie dźwięki. Tymczasem u kotów niskie mruczenie (w zakresie 20-30 Hz) jest czymś powszechnym. Okazało się, że posiadają one w krtani inne struktury, umożliwiające mruczenie.
      Rodzaj dźwięku, do wydawania którego zdolne jest zwierzę, zwykle zależy od rozmiarów strun głosowych. Zwykle im większe zwierzę, tym dłuższe struny głosowe, a co za tym idzie – możliwość wydawania niższych dźwięków. Kot domowy należy do niewielkich zwierząt, ma więc krótkie struny głosowe. Za ich pomocą wydaje wysokie dźwięki, miauczenie czy skrzeczenie. Jednak potrafi też nisko mruczeć.
      Obowiązująca obecnie hipoteza – zwana hipotezą AMC – mówiła, że zdolność kotów do mruczenia jest całkowicie uzależniona od „aktywnego kurczenia mięśni”. Christian T. Herbst z Uniwersytetu Wiedeńskiego i jego koledzy z Austrii, Szwajcarii i Czech postanowili przetestować tę hipotezę. Przeprowadzili więc sekcję tchawic ośmiu kotów domowych, które zostały uśpione z powodu różnych chorób. Odkryli, że z tchawicy można uzyskać niski dźwięk, gdy przechodzi przez nią powietrze, zatem skurcze mięśni nie są tutaj potrzebne. Naukowcy zauważyli, że powstanie niskich dźwięków (25-30 Hz) jest możliwe dzięki obecności tkanki łącznej w kocich strunach głosowych. Tkanka ta była znana już wcześniej, ale dotychczas nikt nie łączył jej z mruczeniem. Herbst nie wyklucza jednak, że skurcze mięśni są potrzebne do wzmocnienia pomruku.
      Teraz, skoro już dowiedzieliśmy się, jak koty mruczą, do rozwiązania zostaje zagadka, po co to robią.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jedną z cech współczesnego „śmieciowego jedzenia” jest fakt, że trudno mu się oprzeć i przestać jeść. Produkty tego typu zawierają starannie dobraną ilość soli, słodyczy i tłuszczu. Naukowcy ukuli na ich określenie termin „hipersmaczne”. Uczeni z University of Kansas przeprowadzili badania, z których wynika, że te marki żywności, które należały do przemysłu tytoniowego – a w latach 80. intensywnie inwestował on w amerykański przemysł spożywcy – celowo rozpowszechniały na rynku „hipersmaczne” produkty.
      Hipersmacznej żywności trudno się oprzeć. Zawiera ona składniki powiązane ze smakiem, takie jak tłuszcze, cukry, sód lub inne węglowodory, które są dobrane w odpowiednich proporcjach, mówi główna autorka badań, profesor psychologii Terra Fazzino, która specjalizuje się w badaniach nad uzależnieniami. Już wcześniej wykazała ona, że 68% żywności oferowanej na rynku USA jest „hipersmaczna”. To takie połączenie składników, by zwiększyć przyjemność z jedzenia i by trudno było przestać jeść. Odczucia związane ze spożywaniem takich pokarmów są inne niż wówczas, gdy jemy coś zawierającego dużo tłuszczu, ale nie zawierającego cukru, soli czy innych rafinowanych węglowodanów.
      Trudno jest obecnie znaleźć pokarmy, które nie są „hipersmaczne”. Jestesmy otoczeni żywnością, a większość z niej jest „hipersmaczna”. Z kolei pokarmy, które takie nie są – jak świeże owoce czy warzywa – są mniej dostępne i droższe. Tak naprawdę nie mamy zbyt dużego wyboru jeśli chcielibyśmy uniknąć żywności „hipersmacznej”, dodaje Fazzino.
      Żywność „hipersmaczna” zawiera taką kombinację składników, która zapewnia wrażenia, jakich nie uzyskamy, spożywając te składniki osobno. Problem w tym, że takie kombinacje składników nie występują w naturze, więc nasze organizmy nie są na nie przygotowanie. Składniki te bez przerwy pobudzają centra nagrody w mózgu i zakłócają sygnały świadczące o najedzeniu. Dlatego tak trudno im się oprzeć, wyjaśnia uczona. Skutki takiego postępowania są widoczne w postaci epidemii otyłości. Żywność można tak przygotować, by człowiek zjadł więcej, niż planował. To nie do końca jest kwestia świadomego wyboru i uważania na to, co się je. Ta żywność oszukuje nasz organizm i powoduje, że jemy więcej niż chcemy.
      Teraz uczona wraz ze swoim zespołem postanowiła odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób przemysł tytoniowy promował i rozpowszechniał żywność „hipersmaczną”. Naukowcy wykorzystali publicznie dostępne informacje dotyczące struktur własnościowych w przemyśle spożywczym oraz dane Departamentu Rolnictwa dotyczące składu żywności. W ten sposób przyjrzeli się, jak wiele żywności oferowanej przez przemysł tytoniowy zostało przygotowane tak, by było „hipersmaczne”.
      Okazało się, że w latach 1988–2001 żywność produkowana przez firmy należące do przemysłu tytoniowego była klasyfikowana jako hipersmaczna z 29% większym prawdopodobieństwem z powodu odpowiedniego stosunku tłuszczu i sodu oraz z 80% większym prawdopodobieństwem z powodu stosunku węglowodanów i sodu niż żywność produkowana przez firmy nienależące do przemysłu tytoniowego.
      Na podstawie naszych danych nie możemy określić intencji przemysłu tytoniowego. Jednak możemy stwierdzić, że przemysł tytoniowy konsekwentnie rozwijał „hipersmaczną” żywność w czasach, gdy był wiodąca siłą na rynku spożywczym. Było to działanie celowe i inne od działań marek, które nie należały do przemysłu tytoniowego, stwierdza Fazzino.
      Inspiracją do przeprowadzonych przez niż badań były wcześniejsze prace uczonych z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco. Przed 4 laty wykazali oni, że firmy RJ Reynolds i Philip Morris – wiodący producenci papierosów – wykorzystywały podczas przygotowywania i promowania dzieciom słodzonych napojów gazowanych takie same strategie, których wcześniej używały przy wyrobach tytoniowych. Używano nawet tych samych kolorów i dodatków, które zostały opracowane na potrzeby produkcji i marketingu papierosów.
      Koncerny tytoniowe wycofały się z amerykańskiego rynku żywności w pierwszych latach XXI wieku. Jednak ich dziedzictwo przetrwało. Wiele stworzonych przez nie linii produktów oraz technik marketingowych nakierowanych na dzieci jest wciąż używanych. W roku 2018, jak zauważa Fazzino, wciąż ponad 57% żywności jest klasyfikowana jako „hipersmaczna” ze względu na stosunek tłuszczu i sodu, a ponad 17% ze względu na stosunek węglowodanów i sodu. To oznacza, że – niezależnie od wcześniejszej struktury własnościowej firm spożywczych – żywność „hipersmaczna” jest bardzo ważnym składnikiem amerykańskiej diety.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedawne badania wykazały, że koty udomowiono na terenie Żyznego Półksiężyca przed około 10 000 lat, a ich przodkiem jest Felis sylvestris lybica. Jak jednak rozprzestrzeniły się po świecie i trafiły do Europy Centralnej i Polski? Wstępne odpowiedzi na te pytania uzyskał zespół naukowy z Polski, Słowacji, Serbii, Węgier, Czech, Mołdowy i Belgii.
      W 2016 roku zespół Magdaleny Krajcarz z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu potwierdził, że w okresie rzymskim koty były zadomowione na terenie współczesnej Polski. Następnie uczeni wykazali, że koty z Bliskiego Wschodu pojawiły się w Europie Centralnej już we wczesnym neolicie. Cztery lata później stwierdzono, że istnieje silny związek pomiędzy pojawieniem się myszy domowej i kotów w Europie Wschodniej późnego neolitu. To sugeruje, że rozprzestrzeniania się myszy doprowadziło do wzrostu popularności kotów i ich rozprzestrzeniania przez ludzi po świecie. Historię podboju świata przez koty trudno jest jednak badać, gdyż ich szczątki stosunkowo rzadko znajduje się w materiale archeologicznym z okresów sprzed późnego średniowiecza. W Europie wyraźny wzrost popularności kotów widoczny w danych zooarcheologicznych nastąpił dopiero w drugiej połowie XIII wieku.
      Dlatego też międzynarodowy zespół specjalistów, w skład którego weszła m.in. Magdalena Krajcarz, Péter Csippán z Eötvös Loránd University w Budapeszcie czy Danijela Popović z Uniwersytetu Warszawskiego, rozpoczął projekt badań genetycznych, który ma wyjaśnić drogi rozprzestrzeniania się kotów w Europie Wschodniej.
      Podczas najnowszych badań pod uwagę wzięto materiał pozyskany od ponad 200 kotów ze 102 stanowisk archeologicznych datowanych od późnego plejstocenu po okres współczesny. Wstępne analizy mitochondrialnego DNA pokazały, że koty z haplogrupą A1 dzikich kotów bliskowschodnich były obecne w Europie Centralnej przed neolitem. Dotychczas najstarsze odkryte w Europie ślady tej haplogrupy pochodziły z Rumunii z ok. 7700 r. p.n.e. Nowe badania sugerują, że była one znacznie szerzej rozpowszechniona. Ich autorzy mają nadzieję, że kolejne przeprowadzone przez nich analizy pozwolą odpowiedzieć na pytanie, czy zasięg A1 to skutek naturalnego przepływu genów pomiędzy populacjami bliskowschodnią a europejską, czy też skutek powiększania zasięgu przez populację bliskowschodnią.
      Skoncentrowane na Polsce pomiary morfometryczne wskazują również, że pomiędzy neolitem a średniowieczem widoczny jest trend zmniejszania rozmiarów ciała kotów. Jeszcze w neolicie koty udomowione miały rozmiary podobne do europejskich dzikich kotów, których wielkość jest stabilna w czasie. Podobny trend widoczny jest wśród kotów z epok brązu i żelaza w Danii. Autorzy nowych badań wciąż zbierają dane z Bałkanów i Karpatów, regionów północnych zasięgów występowania bliskowschodnich dzikich kotów. Liczą się z tym, że zauważą tutaj bardziej złożone trendy.
      Na podstawie najstarszych kocich kości z Polski i Serbii oraz wcześniejszych badań, Krajcarz i jej zespół doszli do wniosku, że w Polsce występują trzy linie genetyczne kotów. Część z nich przybyła wraz z neolitycznymi rolnikami z Anatolii przez Bałkany. Najstarsze takie szczątki pochodzą z jaskini Jasna Strzegowska sprzed niemal 8000 lat, znacznie więcej materiału pochodzi natomiast z okresu od 5300 do 6300 lat temu. Druga z linii genetycznych zaczęła rozprzestrzeniać się w V wieku p.n.e z Italii, wędrując wraz z handlarzami bursztynem. Ostatnia zaś dotarła na przełomie er, przebywając długą drogę na statkach przez Morze Śródziemne po Kanał La Manche i przywędrowała do nas z zachodu i północy z Germanami.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy przed około 12 000 lat społeczności zamieszkujące Żyzny Półksiężyc zaczęły zmieniać swoją gospodarkę z łowiecko-zbierackiej na rolniczą, w pobliżu ich siedzib prawdopodobnie pojawiły się dzikie koty, które polowały na gryzonie, występujące w większej ilości wokół siedzib rolników. Ludzie odnosili z tego korzyści, gdyż koty zmniejszały populację szkodników. Udomowienie kotów miało więc związek z obopólnymi korzyściami.
      Koty są nie do końca udomowionymi zwierzętami. Mimo, że mieszkają z człowiekiem co najmniej 10 000 lat, zatem równie długo co niektóre z gatunków o cechach typowego udomowienia, same nie wykazują wielu z takich cech. Ludzie przez tysiąclecia wywierali mniejszy wpływ na ewolucję kotów, dając im większą swobodę i pozwalając im np. samodzielnie rozmnażać się czy zdobywać pożywienia. Dlatego też u kotów nie zaszły tak drastyczne zmiany jak u bardziej przydatnych człowiekowi zwierząt.
      Dopiero od około 200 lat człowiek wywiera silniejszą presję ewolucyjną na koty, wybierając pewne ich cechy ze względów estetycznych. Pierwsza wystawa kotów miała miejsce w 1871 roku i od tamtej pory u zwierząt tych zaobserwowano niewielkie zmiany strukturalne wywołane presją ze strony człowieka.
      Międzynarodowa grupa naukowa, pracująca pod kierunkiem uczonych z University of Missouri, postanowiła na podstawie badań genetycznych ponad 1000 kotów domowych przetestować hipotezę o kilku miejscach udomowienia kota (Bliski Wschód, Chiny, Azja Południowo-Wschodnia) względem hipotezy zerowej o jednym centrum udomowienia. Pod uwagę wzięto niemal 200 różnych markerów genetycznych.
      Jednym z głównych badanych markerów były sekwencje mikrosatelitarne, które ulegają bardzo szybkim mutacjom i mogą nam zdradzić informacje na temat rozwoju współczesnych populacji i ras kotów na przestrzeni ostatnich kilkuset lat. Innym z kluczowych markerów był polimorfizm pojedynczego nukleotydu, który dostarcza nam informacji na temat genetycznej historii sprzed tysięcy lat. Badając i porównując oba markery możemy układać ewolucyjną historię kota, mówi profesor genetyki Leslie A. Lyons.
      Uczona mówi, że o ile w genomie koni czy krów widać różne wydarzenia związane z udomowieniem, co jest spowodowane faktem, iż zwierzęta te były udomawiane w różnym czasie w różnych częściach świata, to z badań DNA kotów wynika, iż do ich udomowienia doszło tylko na terenie Żyznego Półksiężyca. Stamtąd, wraz z ludźmi, koty rozprzestrzeniły się po całym świecie.
      Lyons od ponad 30 lat bada genom kotów. To fragment jej szerszych zainteresowań naukowych, w ramach których chce wykorzystać koty jako biomedyczne modele do badania chorób genetycznych dotykających zarówno koty, jak i ludzi. Te choroby to m.in. wielotorbielowatość nerek czy karłowatość. Współpracuje z naukowcami i hodowcami kotów, tworząc genetyczną bazę danych, która jest wykorzystywana na całym świecie. Dzięki jej badaniom udało się zmniejszyć odsetek chorób genetycznych atakujących koty. W 2004 roku, gdy udostępniła pierwsze testy genetyczne aż 38% kotów perskich cierpiało na wielotorbielowatość nerek. Dzięki testom i bazie danych udało się wyeliminować z ciągu reprodukcyjnego wiele narażonych zwierząt, dzięki czemu obecnie odsetek persów dotkniętych tą chorobą jest znacznie niższy.
      Co więcej, Lyons w ubiegłym roku zauważyła, że struktura kociego genomu jest bardziej podobna do struktury genomu człowieka niż jakiegokolwiek innego ssaka nieczłowiekowatego. Dlatego też uczona ma nadzieję, że koty staną się modelem do badania chorób genetycznych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Każdy chyba słyszał, że koty uwielbiają kocimiętkę. Wydaje się, przyciąga je ona nieodpartą siłą. Koty tarzają się w niej, ocierają, liżą i żują. Powszechnie akceptuje się wyjaśnienie, że kocimiętka zawiera związki wprawiające koty w stan euforii. Japońscy naukowcy dowodzą, że nie jest to jedyne możliwe wyjaśnienie.
      Okazuje się, że gdy kot niszczy liście kocimiętki czy to je gryząc czy się w nich tarzając, uwalniają się duże ilości silnych repelentów odstraszających owady. To zaś sugeruje, że intensywny kontakt z kocimiętką chroni koty przed pasożytami.
      Główny autor najnowszych badań, Masao Miyazaki z Iwate University, specjalizuje się w badaniu wpływu związków chemicznych – takich jak feromony – na instynktowne zachowania zwierząt domowych. Kocimiętka zawiera nepetalakton oraz nepetalaktol. To irydoidy, chroniące roślinę przed owadami. Miyazaki postanowił sprawdzić, jak zachowanie kotów wpływa na uwalnianie tych związków z roślin.
      Japońscy naukowcy przyjrzeli się azjatyckiemu odpowiednikowi kocimiętki, aktinidii ussuryjskiej (Actinidia polygama).
      Odkryliśmy, że fizyczne niszczenie aktinidii przez koty wiązało się z natychmiastowym 10-krotnym wzrostem emisji irydoidów w porównaniu z emisją z nieuszkodzonych liści, mówi Miyazaki. Jednak zmiana dotyczyła nie tylko ilości uwalnianych iridoidów, ale też ich stosunku względem siebie. Irydoidy emitowane z nienaruszonych liści to w ponad 90% nepetalactol, jednak gdy liście zostaną uszkodzone przez kota nepetalactol stanowi tylko 45% emitowanych irydoidów, gdyż mocno rośnie emisja innych środków tego rodzaju. Mieszanina irydoidów, której skład został zmieniony w wyniku uszkodzenia liści, działała na koty znacznie dłużej, mówi Miyazaki.
      Uczony i jego zespół już wcześniej wykazali, że badane irydoidy skutecznie odstraszają komary z gatunku Aedes albopictus. Teraz dowiedli, że po zniszczeniu liści przez koty i zmianie składu mieszaniny, właściwości odstraszające są jeszcze silniejsze.
      Gdy naukowcy podali kotom czysty nepetalakton i nepetalaktol na szalkach laboratoryjnych, zwierzęta lizały szalki i tarzały się w nich. Gdy zaś szalki zostały przykryte perforowaną folią, zwierzęta lizały folię i żuły ją, mimo że nie miały kontaktu z substancjami. To dowodzi, że lizanie i żucie to w tym przypadku instynktowne zachowanie uruchamiane przez sygnały zapachowe, podsumowuje Miyazaki.
      Na kolejnym etapie badań japońscy naukowcy chcą poszukać genów odpowiedzialnych za reakcję kotów na kocimiętkę i aktinidię ussuryjską. Mają nadzieję dowiedzieć się dzięki temu, dlaczego rośliny te działają tylko na kotowate i dlaczego niektóre kotowate na nie nie reagują.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...