Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Okazuje się, że różnice pomiędzy płciami są widoczne w najmniej spodziewanych dziedzinach. Uczeni zauważyli, że kobiety i mężczyźni różnią się zdolnościami do... trafienia młotkiem we wbijany gwóźdź. Wbrew temu, co mogło pomyśleć sobie wielu panów, nie jest tak, że to kobiety mają problemy z trafieniem. Wszystko zależy od warunków oświetleniowych.

Podczas eksperymentów w laboratorium badani mieli uderzać młotkiem w płytę, na której były narysowane różnej wielkości punkty symbolizujące główki gwoździ. Okazało się, że w dobrych warunkach oświetleniowych kobiety trafiają około 10% częściej, niż mężczyźni. Natomiast w złych warunkach - panowie są o 25% lepsi od pań.

Naukowcom nasunęła się teoria, że różnica wynika z tego, iż panowie zwracają większą uwagę na siłę uderzenia, a panie na precyzję. Gdyby jednak tak było, kobiety w każdych warunkach byłyby lepsze od mężczyzn. Duncan Irschick z University of Massachusetts, ma własną teorię. Kobiety i mężczyźni różnią się zdolnościach do postrzegania obiektów w różnych warunkach oświetleniowych, a to z kolei wpływa na ich zdolności motoryczne. To prowokacyjna teoria, która wymaga dalszych badań. Na razie nie mamy żadnych mocnych dowodów na naturę różnic zdolności motorycznych i percepcyjnych, ale chcielibyśmy je znaleźć.

Praca o wbijaniu gwoździ została zaprezentowana podczas spotkaniaTowarzystwa Biologii Eksperymentalnej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciekawe czy w "innych" sprawach mniejsze oświetlenie wpływa na precyzję mężczyzn :D

chyba nie ma różnicy w dzień czy w nocy :D a precyzja też jest wymagana :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I wprowadzą zakaz prowadzenia po zmroku aut przz kobiety :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To może mieć prosty związek z większą precyzją a mniejszą siłą - u nas z tego samego powodu jest podobnie. Tylko faktycznie ciekawe czy inaczej używamy młotka dlatego że chcemy uzyskać inne efekty (precyzja/siła) czy też może dlatego, że inaczej nie potrafimy i tak już sobie wyewoluowaliśmy. Mężczyźni potrzebowali silnej maczugi - nie ważne czy trafili w skroń czy potylicę, a kobiety potrzebowały precyzyjnej nitki, wcale nie musząc się posługiwać wielką siłą :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest jeszcze jeden drobiazg, kobiety bardziej zwracają uwagę na kolory, czyli do analizy dochodzącego światła wykorzystują w większym stopniu czopiki niż pręciki. Przy słabym świetle czopiki wyłączają się i dla kobiet to jest znaczne utrudnienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co zauważyłem, kobiety często używają młotka trzymając go blisko obucha. Czyżby mózgi kobiet słabiej 'przyzwyczajały się' do przedłużenia ręki o narzędzie?! http://kopalniawiedzy.pl/mapa-ciala-narzedzie-wlaczac-Allesandro-Farne-mozg-reka-obraz-7822.html

Raczej mniej to ćwiczą i mniej się tym interesują. Już w dzieciństwie dziewczynki wolą zajmować się lalkami niż kijami.

Inna sprawą jet to że środek ciężkości jest bliżej obucha i łatwiej kontrolować młotek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z badań wynika że kobiety w dzieciństwie w równym stopniu lubią bawić się typowo dziewczęcymi zabawkami, co typowo chłopięcymi. Kwestia tylko czy nie patrzy się na nie krzywo jak bawią się również chłopięcymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Trzymając w rękach broń, częściej zakładamy, że inni też ją mają.
      Prof. James Brockmole z University of Notre Dame przeprowadził z kolegą z Purdue University 5 eksperymentów. Ochotnikom pokazywano na komputerze serię zdjęć. Mieli oni określić, czy osoba na zdjęciu trzyma broń, czy neutralny obiekt, np. telefon komórkowy. Badani wykonywali zadanie, dzierżąc w dłoniach zabawkową broń albo coś neutralnego, np. piłeczkę.
      Naukowcy różnicowali przebieg poszczególnych eksperymentów. Czasem ludzie ze zdjęć nosili kominiarki; zmieniano też ich rasę oraz wymagany sposób reagowania, gdy badanym wydawało się, że mają oni ze sobą broń. Bez względu na scenariusz, ochotnicy częściej widzieli na fotografiach broń, gdy trzymali broń, a nie piłkę.
      Na zdolność obserwatora do wykrycia i skategoryzowania obiektu jako broni wpływają przekonania, oczekiwania i emocje. Teraz wiemy, że jego zdolność do zachowania się w określony sposób [możliwość skorzystania z broni] także bardzo zmienia rozpoznanie obiektu. Wydaje się, że ludzie mają spory problem z oddzieleniem tego, co postrzegają, od własnych myśli o tym, co mogliby [...] zrobić.
      Psycholodzy udowodnili, że u podłoża zaobserwowanego zjawiska leży możność działania. Okazało się bowiem, że sam widok leżącej obok broni w ogóle nie wpływał na ochotników. By coś się stało, trzeba było ją trzymać.
      Wyniki poprzednich badań wskazują, że ludzie postrzegają właściwości przestrzenne otoczenia w kategoriach zdolności do wykonania w nim zamierzonego działania. Brockmole wyjaśnia, że na takiej zasadzie osoby z szerszymi ramionami postrzegają drzwi jako węższe. Jak widać, w przypadku broni dzieje się coś podobnego...
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Im dalej od równika, tym ludzie mają większe oczy i mózgi. Naukowcy z Uniwersytetu Oksfordzkiego tłumaczą, że ma to związek nie tyle z inteligencją, co z powiększeniem rejonów wzrokowych, które pozwalają sobie poradzić z mniejszą ilością światła w krajach z zachmurzonym niebem i dłuższymi zimami (Biology Letters).
      Brytyjczycy mierzyli oczodoły oraz objętość mózgu dla 55 czaszek z kolekcji muzealnych (najstarsze pochodziły z XIX wieku). Czaszki reprezentowały 12 populacji z całego świata: Anglii, Australii, Wysp Kanaryjskich, Chin, Francji, Indii, Kenii, Mikronezji, Skandynawii, Somalii, Ugandy i USA. Później akademicy zestawiali wymiary gałek ocznych i mózgu z szerokością geograficzną centralnego punktu w kraju ich pochodzenia. Okazało się, że i jedno, i drugie bezpośrednio zależało od oddalenia od równika. Największe były mózgoczaszki Skandynawów, a najmniejsze Mikronezyjczyków.
      W miarę oddalania od równika zmniejsza się ilość dostępnego światła, dlatego ludzie musieli wytwarzać w toku ewolucji coraz większe oczy. Mózgi również musiały stać się większe, by poradzić sobie z dodatkowymi danymi wzrokowymi. Większy mózg nie oznacza, że ludzie z większych szerokości geograficznych są mądrzejsi. Oznacza to jedynie, że potrzebują większych mózgów, by dobrze widzieć w okolicach, gdzie żyją – tłumaczy antropolog Eiluned Pearce.
      Ponieważ ludzie mieszkają na dużych szerokościach geograficznych Europy i Azji od zaledwie kilkudziesięciu tysięcy lat, wydaje się, że ich systemy wzrokowe zaskakująco szybko przystosowały się do zachmurzonego nieba […] i długich zim w tych okolicach – dodaje współautor badań prof. Robin Dunbar.
      Ostrość wzroku w warunkach oświetlenia dziennego jest stała na wszystkich szerokościach geograficznych, co zasugerowało naukowcom, że gdy ludzie opanowywali nowe rejony globu, system przetwarzania wzrokowego przystosowywał się do różnych warunków oświetleniowych właśnie w opisany wyżej sposób.
      Próbując zrozumieć zaobserwowane zjawiska, akademicy wzięli też pod uwagę wyjaśnienia alternatywne dla kompensacji gorszego oświetlenia wzrostem wielkości oczu i mózgu. Powołali się na efekt filogenetyczny (czyli ewolucyjne powiązania między różnymi liniami rozwojowymi ludzi), fakt, że osoby żyjące na większych szerokościach geograficznych są w ogóle większe, a także na możliwość, że powiększenie objętości oczodołu ma związek z niskimi temperaturami (tłuszcz musi pełnić rolę izolacji dla gałki ocznej).
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dzikie małpy z rodzaju Cebus – kapucynki - wybierają najlepsze w danych okolicznościach narzędzia do rozbijania orzechów. Analizują nie tylko wygląd, wagę i inne właściwości kamieni spełniających rolę młotka, ale i cechy podkładek (Animal Behaviour).
      Małpy wykorzystują zagłębienia w klocach czy dużych kijach jako rodzaj kowadła, a właściwie miniimadła, w którym unieruchamia się rozbijany obiekt. Jak wspomniano wyżej, rolę młotka spełniają duże kamienie.
      Na filmie naukowców z University of Georgia widać zwierzę ważące w łapach różne kloce, by wybrać ten najbardziej odpowiedni do danego zadania. Wg Qing Liu, to pierwszy udokumentowany przypadek zwierzęcia oceniającego różne kowadła, ponieważ do tej pory widywano jedynie małpy dobierające kamienne młotki. Co więcej, wydaje się, że kapucynki analizują również powierzchnię podkładki. Wybierają tę najskuteczniejszą, nawet jeśli robią to na podstawie czegoś nieuchwytnego [dla ludzkiego oka]. Efektywność jest odpowiednikiem liczby uderzeń potrzebnych do rozbicia orzecha w zagłębieniu – im mniej, tym lepiej. O ile wiem, wykrywania tak złożonych właściwości nie zademonstrowano wcześniej w przypadku narzędzi wykorzystywanych przez jakiekolwiek zwierzę.
      Kapucynki są zwierzętami społecznymi i uczą się na podstawie obserwacji. Jeśli jednak dana kłoda okazuje się nieskuteczna, samodzielnie korygują swoje zachowanie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Język, którym posługuje się człowiek, wpływa na jego postrzeganie siebie i innych. Izraelscy Arabowie – mówiący płynnie zarówno po hebrajsku, jak i w palestyńskim dialekcie arabskim – mają, w porównaniu do sytuacji wymagającej użycia arabskiego, słabiej pozytywne skojarzenia z własną mniejszością, gdy są testowani w języku hebrajskim.
      Większość izraelskich Arabów, którzy stanowią nieco ponad 20% ludności kraju, mówi w domu po arabsku i zaczyna się uczyć hebrajskiego dopiero w szkole podstawowej. Shai Danziger z Uniwersytetu Ben-Guriona w Beer Szewie i Robert Ward z Bangor University badali studentów hebrajskojęzycznych uczelni. Psycholodzy wykorzystali istnienie konfliktu arabsko-izraelskiego. Postawili hipotezę, że to prawdopodobne, iż dwujęzyczni Arabowie izraelscy będą postrzegać Arabów bardziej pozytywnie w arabskim niż w hebrajskim środowisku językowym.
      Naukowcy posłużyli się komputerową wersją Testu Utajonych Skojarzeń (ang. Implicit Association Test, IAT). Na chwilę na ekranie komputera pojawiały się słowa, które trzeba było skategoryzować przez jak najszybsze naciśnięcie jednego z dwóch guzików. To zadanie niemal automatyczne, ponieważ nie ma czasu, by przemyśleć odpowiedź. W tym konkretnym przypadku ochotnicy pracowali na dwóch zestawach słów: opisujących dobre i złe cechy oraz imionach arabskich i żydowskich. Widząc wyraz o pozytywnym znaczeniu oraz imię arabskie, np. Ahmed lub Samir, mieli naciskać, dajmy na to, literę "M", a imię żydowskie, np. Avi czy Ronen, albo wyraz o negatywnym znaczeniu "X". Jeśli badani automatycznie kojarzyli "dobre" słowa z Arabami, a "złe" z Izraelczykami, w założeniu potrafili szybciej ukończyć zadanie. W poszczególnych częściach eksperymentu łączono ze sobą różne zestawy wyrazów.
      Studenci wykonywali test w dwóch językach: swoim dialekcie i hebrajskim. W ten sposób Danziger i Ward chcieli sprawdzić, czy wykorzystywany w danym momencie język oddziałuje na odchylenie związane z imionami. Okazało się, że wolontariuszom łatwiej było łączyć arabskie imiona z cechami pozytywnymi, a żydowskie z negatywnymi niż na odwrót, lecz efekt był o wiele silniejszy, kiedy eksperyment prowadzono w ich pierwszym języku.
      Skąd pomysł na eksperyment? Może stąd, że sam Danziger jest dwujęzyczny i jako dziecko uczył się hebrajskiego i angielskiego. Sądzę, że reaguję inaczej po hebrajsku niż po angielsku. Wg mnie, posługując się angielskim, jestem grzeczniejszy niż w wersji hebrajskiej. W różnych środowiskach ludzie mogą przejawiać odmienne ja. Sugeruje to, że język działa jak wskazówka, ku któremu ja się zwrócić.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzie z depresją naprawdę inaczej postrzegają świat. I nie chodzi tu bynajmniej o jego niezbyt różowe barwy. Okazuje się, że nie mają oni problemów z interpretowaniem dużych obrazów czy scen, nie umieją jednak wyłapać różnic dotyczących drobnych szczegółów (Journal of Neuroscience).
      Klinicznej depresji (zaburzenia afektywnego jednobiegunowego, ang. major depressive disorder, MDD) nie traktuje się tradycyjnie jako zaburzenia oddziałującego na system wzrokowy. Ostatnie badania wskazują jednak, że w płacie potylicznym występują niedobory GABA (kwasu γ-aminomasłowego), a więc głównego neuroprzekaźnika o działaniu hamującym. By stwierdzić, jakie ma to ewentualne konsekwencje dla przetwarzania wzrokowego, zespół Julie Golomb z Yale University posłużył się animacją białych pasów, przesuwających się na szaro-czarnym tle. Zadanie 32 ochotników polegało na stwierdzeniu, w jakim kierunku się poruszają. Im szybsza odpowiedź, tym więcej punktów.
      Połowa badanych – grupa kontrolna - nie cierpiała na żadne zaburzenia psychiczne, połowa niedawno wyleczyła się z depresji. Amerykanie wybrali osoby po terapii, ponieważ chcieli wyeliminować wpływ leków, a Golomb zakładała, że ich rezultaty będą podobne do wyników ludzi z MDD, ponieważ choroba ma częściowo podłoże genetyczne.
      GABA odpowiada za zjawisko zwane supresją przestrzenną (eliminowanie detali otaczających obiekt, na którym się koncentrujemy). Zdrowi młodzi ludzie mają przeważnie problem z dyskryminacją dużych skontrastowanych bodźców, stąd neurolodzy zakładali, że chorzy z kliniczną depresją będą w tego typu zadaniach wypadać lepiej od nich.
      Kiedy obraz był duży, wyleczeni rzeczywiście radzili sobie lepiej od grupy kontrolnej. Wypadali jednak gorzej w przypadku mniejszej wersji animacji. Ich zdolność odróżniania szczególików była upośledzona, a to zabieg, którego wykonanie znajduje się przecież na porządku dziennym. Depresja jest często traktowana jak zaburzenie wyłącznie nastroju, tymczasem może oddziaływać na zwyczaje dotyczące jedzenia i snu i jak wiemy teraz – również na jednostkowe postrzeganie świata – podkreśla Golomb.
      Im dłużej ktoś chorował na depresję, w tym mniejszym stopniu "korzystał" z supresji przestrzennej i lepiej wypadał w zetknięciu z dużymi obrazami. Oznacza to, że konsekwencje choroby dla widzenia są długofalowe i utrzymują się po ustąpieniu objawów obniżonego nastroju.
      Komentując doniesienia akademików z Yale, inni specjaliści sugerowali, że być może problem rozwiązałby trening dla pacjentów z MDD. Golomb nie jest jednak pewna, czy w ten sposób udałoby się podnieść poziom GABA w mózgu.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...