Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Odwrócona bez zmian

Rekomendowane odpowiedzi

Podobnie jak ludzie małpy, a na pewno rezusy, ulegają tzw. złudzeniu Thatcher, tj. nie potrafią wykryć zmian w twarzach odwróconych do góry nogami. Efekt skojarzono z byłą premier Wielkiej Brytanii, ponieważ po raz pierwszy wykazano jego istnienie, wykorzystując właśnie jej zdjęcia (Current Biology).

Zespół profesora Roberta Hamptona z Emory University w Atlancie uważa, że dzięki opisywanemu eksperymentowi uzyskano dowód, że zdolność rozpoznawania znajomych twarzy wyewoluowała u wspólnego przodka ludzi i rezusów.

Małpom pokazywano zdjęcia pyszczków innych małp do momentu, aż przestawały zwracać na nie uwagę. Potem pokazywano im zmodyfikowane fizjonomie [z odwróconymi oczami i ustami]. Były ustawione "normalnie" lub do góry nogami. Przy pierwszym scenariuszu małpy wpatrywały się w wizerunek, co sugerowało, że odnotowały zmiany. Przy demonstrowaniu do góry nogami nie zachowywały się w ten sposób. Uznawały po prostu, że mają do czynienia z kolejną nudną ekspozycję tego samego zdjęcia.

Jak wyjaśnia Hampton, małpy i ludzie są uwrażliwieni na relacje przestrzenne między elementami prawidłowo usytuowanych w przestrzeni twarzy. Dzięki temu dostrzegają drobne nawet różnice. Dla przedstawicieli naszego gatunku ustawione w pionie fizjonomie z odwróconymi ustami i oczami wyglądają przerażająco. W przyszłości Amerykanie chcą sprawdzić, czy małpy reagują podobnie. W tym celu zbadają m.in. zmiany wielkości źrenic.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W latach 1993–2010 ludzie wypompowali tak olbrzymią ilość wód podziemnych, że doprowadziło to do... przesunięcia osi Ziemi i biegunów o niemal 80 centymetrów. Spowodowane działalnością człowieka zmiany w nachyleniu osi planety są takie, jak zmiany spowodowane w tym samym czasie przez topnienie lodów Grenlandii.
      Oś Ziemi to prosta, która jest osią obrotu własnego planety. Wyznacza ona bieguny geograficzne. Ruch obrotowy naszej planety jest bardzo skomplikowany. Obejmuje kwestię zarówno ruchu osi obrotu Ziemi w przestrzeni, w jej wnętrzu, nakładają się na to zmiany prędkości obrotowej, zjawisko precesji oraz nutacji, czyli kołysania się chwilowej osi obrotu. Jednym z najważniejszych elementów tego kołysania się jest nutacja swobodna o okresie Chandlera wynoszącym ok. 1,2 roku. W tym czasie oś obrotu Ziemi przesuwa się średnio o około 9 metrów. I właśnie na to przesunięcie miała wpływ ostatnia działalność człowieka.
      Naukowcy z Korei Południowej, Australii, Chin i USA oszacowali, że w latach 1993–2010 ludzie wypompowali spod ziemi 2150 gigaton – czyli 2 biliony 150 miliardów ton – wody, a związany z tym wzrost poziomu oceanu wynosił ok. 0,3 mm/rok. Z przeprowadzonych przez nich obliczeń wynika, że te zmiany rozkładu masy na naszej planecie spowodowały przesuwanie się osi Ziemi, a zatem i biegunów, o 4,36 cm na rok, czyli w sumie o 78,48 cm w badanym okresie. Wypompowana woda odpowiadała za 6,24 mm wzrostu poziomu oceanów. Clark Wilson z University of Texas w Austin mówi, że szczególnie silny wpływ ma to, co dzieje się z wielkimi podziemnymi zbiornikami wody na średnich szerokościach geograficznych. Jednym czynnikiem, który wpływa na wspomniane przesunięcia biegunów bardziej, niż zmiany w podziemnych zasobach wody są wciąż trwające ruchy izostatyczne, czyli unoszenie się mas skalnych uwolnionych od ciężaru lodu po ostatnim zlodowaceniu.
      Obliczenia pokazują, jak wiele wody ludzie wypompowują spod ziemi. Same cyfry nie są zbyt istotne. Istotny jest fakt, że masa przemieszczanej przez człowieka wody jest tak gigantyczna, iż ma wpływ na zmianę biegunów geograficznych planety.
      Warto przy tym pamiętać, że pod powierzchnią Ziemi znajduje się znacznie więcej wody, niż do niedawna sądzono.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Psychologowie z University of Exeter uważają, że odpowiedzieli na pytanie, które nauka zadała sobie przed 60 laty – dlaczego ludzie mają większy problem z rozpoznaniem twarzy osób innych ras niż rasy własnej? Rasy rozumianej tutaj jako przynależność do grupy etnicznej o widocznych różnicach wyglądu twarzy.
      Podczas pierwszych badań naukowych nad tym fenomenem zwanym ORE (Other-Race-Effect), uczeni zajmujący się naukami społecznymi interpretowali to zjawiska jako wskazówkę, w jaki sposób obserwator, szczególnie ten z większą liczbą uprzedzeń rasowych, wchodzi w interakcje z ludźmi innych ras. Stwierdzali, że z mniejszą ochotą angażujemy się w takie relacje, zatem nie angażujemy tak bardzo pamięci, by odróżniać ich twarze. Z czasem na tej bazie zbudowano wiele różnych wersji hipotez próbujących wyjaśnić ORE. W ostatnim czasie pojawiła się najbardziej rozbudowana, mówiąca o tym, że inaczej postrzegamy ludzi należących do innych ras, zatem inaczej przetwarzamy informacje na ich temat. W interakcji z członkami własnej rasy poszukujemy w nich cech indywidualnych, by móc ich od siebie odróżnić, podczas gdy przedstawicieli innych ras kategoryzujemy na bardziej ogólnych zasadach, biorąc pod uwagę przede wszystkim ich rasę, płeć czy wiek, co utrudnia odróżnienie poszczególnych osób od siebie. Innymi słowy, kategoryzujemy ludzi pod kątem ich przynależności grupowej – w tym przypadku rasy – używając innych kategorii przy rozpoznawaniu członków grupy własnej i obcej.
      Inne interpretacje zaproponowali zaś naukowcy zajmujący się procesami poznawczymi. Ich zdaniem trudności w rozpoznawaniu ludzi innej rasy wynikają z braku wizualnego doświadczenia, przez co gorzej potrafimy ich od siebie odróżnić. Uczeni dostarczyli dowodów wskazujących, że większe doświadczenie z ludźmi innych ras skutkuje lepszym rozpoznawaniem ich twarzy. Ostatnio pojawiło się też badanie, które sugeruje, że istnieje okienko rozwojowe – do mniej więcej 12. roku życia – w którym nauczenie się rozpoznawania przedstawicieli innych ras jest ułatwione. Zdaniem specjalistów od procesów poznawczych, wyraźnie lepsze umiejętności w rozpoznawaniu osób własnej rasy wynikają z większego doświadczenia w kategoryzowaniu cech charakterystycznych twarzy takich osób w porównaniu z twarzami osób innych ras, a nie z innego kategoryzowania przedstawicieli ras innych od naszej.
      Na takie wyjaśnienie wskazują liczne eksperymenty FIE (face inversion effect), podczas których prezentowano ludziom twarze różnych osób, z których część była odwrócona do góry nogami. Eksperymenty te pokazały, że różnica w tempie rozpoznawania twarzy osób ułożonej normalnie i odwróconej była większa w przypadku osób z własnej grupy, co pokazuje, że odwrócenie zaburza nam wyuczony schemat rozpoznawania.
      Naukowcy z University of Exeter przeprowadzili eksperyment z wykorzystaniem nieinwazyjnej przezczaszkowej stymulacji prądem stałym (tDCS). W eksperymencie wzięło udział niemal 100 białych studentów. Podzielono ich na dwie grupy. Grupa eksperymentalna była stymulowana za pomocą tDCS tak, by zaburzyć ich zdolność do rozpoznawania prawidłowo ułożonych twarzy. Grupa kontrolna również była stymulowana tDCS, jednak stymulację dobrano tak, by nie zaburzała funkcjonowania mózgu. Obie grupy miały za zadanie rozpoznawać na zdjęciach prawidłowo ułożone oraz odwrócone twarze białych Europejczyków oraz mieszkańców Azji Wschodniej (Chińczyków, Japończyków i Koreańczyków).
      Eksperyment wykazał, że w grupie kontrolnej opóźnienie czasu rozpoznawania odwróconych twarzy przedstawicieli własnej rasy było niemal 3-krotnie większe od opóźnienia przy rozpoznawaniu odwróconych twarzy innej rasy. Było to głównie spowodowane faktem bardzo szybkiego rozpoznawania prawidłowo ułożonej twarzy przedstawicieli własnej rasy. Natomiast w grupie eksperymentalnej, w której za pomocą tDCS zaburzono rozpoznawanie prawidłowo ułożonych twarzy przedstawicieli własnej rasy, nie zauważono różnic zarówno w tempie rozpoznawania prawidłowo ułożonych jak i odwróconych twarzy ludzi różnych ras.
      Autorzy eksperymentu stwierdzają, że wykazał on, iż różnice w zdolnościach do rozpoznawania twarzy osób własnej rasy i innych ras ma związek z doświadczeniem, a nie uprzedzeniami. Podkreślają, że opracowana przez nich technika może zostać wykorzystana podczas innych eksperymentów związanych z badaniem percepcji.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Twarz to nasz znak rozpoznawczy. Nasza cecha osobista, a jednocześnie uniwersalna. To po twarzach się rozpoznajemy, służą nam one do komunikowania emocji. Nasza twarz to nie tylko skóra i mięśnie, ale i składająca się z 14 kości twarzoczaszka. Już na pierwszy rzut oka potrafimy naszą twarz odróżnić od twarzy naszych krewniaków, czy to szympansa czy neandertalczyka. Naukowcy z Uniwersytetu Nowojorskiego prześledzili ewolucję ludzkiej twarzy i opisali, jak doszło do tego, że wyglądamy tak, a nie inaczej.
      Najważniejszą cechą twarzy Homo sapiens jest fakt, że nie jest ona wysunięta przed czoło, jak to widzimy w wielu skamieniałościach. Ponadto mamy mniej uwydatnione łuki brwiowe i bardziej zróżnicowaną topografię twarzy. A w porównaniu z naszymi najbliższymi żyjącymi krewniakami – szympansami – nasze twarze są znacznie bardziej płaskie, lepiej zintegrowane z czaszką, a nie wypchnięte przed czoło.
      Ważnym czynnikiem, który ukształtował wygląd twarzy Homo sapiens była dieta. Gdy popatrzymy na czaszki niektórych wczesnych homininów zobaczymy strukturę kości sugerującą, że posiadali oni potężne mięśnie ułatwiające żucie, w połączeniu z bardzo dużymi zębami wskazuje to, że byli lepiej przystosowani do spożywania twardej żywności. Mieli przy tym niezwykle płaskie twarze. U ludzi bardziej współczesnych, którzy przechodzili z wędrownego trybu życia do życia bardziej osiadłego, twarze stają się mniejsze. Z kolei to zmniejszenie się twarzy, pojawienie się mniej wydatnych łuków brwiowych, mogło pomagać w komunikacji społecznej, pozwalając na znacznie bardziej subtelne miny, dzięki czemu rozwinęliśmy komunikację niewerbalną. Wystarczy tutaj przyjrzeć się szympansom, które mają znacznie mniejszy repertuar ekspresji twarzy, ale też i ich twarze wyglądają zupełnie inaczej niż nasze.
      Rolę w kształtowaniu się twarzy odegrał też klimat. Jeśli porównamy się z neandertalczykami, pierwsze, co zobaczymy, to ich wydatne nosy. To adaptacja do zimnego klimatu. Dzięki większym jamom nosowym byli oni w stanie bardziej efektywnie ogrzewać i nawilżać powietrze, którym oddychali. Jednak te większe jamy nosowe spowodowały, że twarz neandertalczyka jest bardziej wypchnięta do przodu, szczególnie w części środkowej.
      Także i obecnie widoczna jest różnica w budowie jamy nosowej pomiędzy ludźmi żyjącymi w chłodnym i suchym klimacie, a między mieszkańcami obszarów ciepłych i wilgotnych. Jako, że klimat się ociepla, możemy spodziewać się, że z czasem spowoduje to zmiany ewolucyjne w ludzkiej twarzy. Jednak trudno powiedzieć, jakie będą to zmiany, gdyż na to, jak wyglądamy wpływa połączenie czynników biomechanicznych, fizjologicznych i społecznych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W celu ochrony bioróżnorodności od kilkudziesięciu lat stosuje się metodę polegającą na ochronie ważnych regionów przez wpływem człowieka. Jednak nowe analizy obejmujące 12 000 lat wstecz wskazują, że jeszcze w czasach, gdy po Ziemi chodziły mamuty tylko 27% powierzchni planety było wolne od obecności człowieka. Obecnie jest to 19%. Jako, że niektóre z zamieszkanych przez ludzi terenów to obecnie najbardziej bioróżnorodne obszary planety, ludzie prawdopodobnie pomagali w utrzymaniu, a nawet zwiększaniu bioróżnorodności, stwierdzają autorzy najnowszych badań.
      Inżynier Danielle Wood z MIT, która bada wpływ technologii na rozwój i nie był zaangażowana w powyższe badania mówi, że obalają one powszechnie panujący mit. Jej zdaniem to nie sama obecność ludzi prowadzi do spadku bioróżnorodności, ale nadmierna eksploatacja przyrody i jej zasobów. Tam, gdzie zasoby pozyskiwane są w sposób zrównoważony nie ma potrzeby usuwania ludzi, by ocalić gatunki roślin i zwierząt.
      Autorami najnowszych badań są naukowcy z USA, Holandii, Wielkiej Brytanii, Kanady, Niemiec, Chin, Australii, Argentyny i Danii. Brali w nich udział specjaliści z takich instytucji jak WWF, Wild Conservation Society czy Holenderska Agencja Ochrony Środowiska. Wyniki ich badań ukazały się w artykule People have shaped most of terrestrial nature for at least 12,000 years opublikowanym na łamach PNAS (Prceedings of the National Academy of Sciences).
      Naukowcy, chcąc sprawdzić w jaki sposób obecność ludzi na danym obszarze wpływa na jego bioróżnorodność, udoskonalili model pozwalający przewidywać, jak w przeszłości ludzie wykorzystywali badany teren.
      Model zaczyna pracę od analizy map z obecnym wyglądem badanego obszaru: sprawdza, gdzie są pola uprawne, miasta, wsie, kopalnie itp. itd. Bierze przy tym pod uwagę dane nt. obecnej i przeszłej populacji człowieka. Następnie zaczyna się cofać, dodając do tych danych informacje archeologiczne i historyczne. Autorzy najnowszych badań dodali do tego informacje na temat bioróżnorodności kręgowców, zagrożonych gatunków, obszarów chronionych i obszarów zarządzanych przez rdzennych mieszkańców.
      Z badań wynika, że już 12 000 lat temu ludzie byli obecni na 3/4 lądowych obszarów Ziemi, wyłączając Antarktykę. Zamieszkiwali tereny, które obecnie uznajemy za „naturalne”, „nienaruszone” czy „dzikie”. Przed 10 000 lat tereny, na których nie pojawili się jeszcze ludzie obejmowały 27% obszaru planety. Obecnie jest to 19%.
      Najbardziej jednak dającym do myślenia wnioskiem z pracy jest zauważony związek pomiędzy najbardziej bioróżnorodnymi obszarami, a ich wykorzystywaniem przez człowieka w przeszłości. To sugeruje, że dawniej ludzie odgrywali rolę w zachowaniu, a może nawet utworzeniu, obecnych obszarów największej bioróżnorodności.
      Wyniki badań pokazują, jak błędna jest koncepcja dziewiczej natury nietkniętej ludzką ręką, mówi Ruth DeFries z Columbia University, która specjalizuje się w kwestiach związanych ze zrównoważonym rozwojem i nie była zaangażowana w opisywane badania.
      Naukowcy wykazali też, że do dramatycznych zmian doszło stosunkowo niedawno. Przez niemal 12 000 lat sposób wykorzystywania zasobów naturalnych pozostawał dość stabilny. W XIX wieku nastąpiła radykalna zmiana. Ludzie zaczęli masowo wycinać lasy, intensywnie uprawiać ziemię, doszło do gwałtownego rozrostu miast i do pojawienia się górnictwa na wielką skalę.
      Wyniki badań nie są zaskoczeniem dla antropologów i archeologów. Mogą jednak pokazać, że żądania usunięcia bądź ograniczenia działalności rdzennych mieszkańców na wielu cennych przyrodniczo obszarach są nieuzasadnione. Rdzenne społeczności często najlepiej dbają o swoje otoczenie i chronią przyrodę, a pretekst zachowania bioróżnorodności może być wykorzystywany do kradzieży ziemi rdzennym mieszkańcom.
      Oczywiście nie zawsze i nie każda rdzenna społeczność chroniła bioróżnorodność. To prawdopodobnie rdzenni mieszkańcy wielu terenów doprowadzili do zagłady megafauny. Jednak nie ma wątpliwości, że rdzenni mieszkańcy są znacznie lepszymi adwokatami bioróżnorodności niż cała reszta ludzi. Najlepsze, co możemy zrobić, to wzmocnienie ich praw do terenów, które zamieszkują, mówi Eric Dinerstein z organizacji RESOLVE.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Łowcy-zbieracze Homo sapiens poszukują żywności, rozmnażają się, dzielą się opieką nad potomstwem i organizują swoje społeczności podobnie, jak czynią to ssaki i ptaki zamieszkujące tę samą okolicę. Z badań opublikowanych na łamach Science dowiadujemy się, że to czynniki środowiskowe są głównym elementem decydującym o zachowaniu zarówno ludzi jak i innych gatunków zwierząt.
      Międzynarodowy zespół naukowy przeanalizował dane z ponad 300 różnych miejsc na świecie. Obserwowano strategie zbierania pożywienia przez ludzi, inne ssaki oraz ptaki zamieszkujące te same okolice. Okazało się, że w odniesieniu do niemal wszystkich badanych elementów zachowania – 14 z 15 elementów obserwowanych – ludzie zachowują się podobnie jak większość innych gatunków zwierząt żyjących w tej samej okolicy.
      Wcześniejsze badania skupiały się na badaniu wpływu czynników środowiskowych na zachowanie blisko spokrewnionych gatunków. To pierwsze badania, w czasie których porównano tak różne gatunki jak ludzie, ssaki nieczłowiekowate i ptaki. Zebrane przez nas dowody pokazują, jak wszechobecny i spójny pomiędzy gatunkami jest wpływ środowiska na zachowanie. Podobieństwa nie ograniczają się tylko do zachowań bezpośrednio powiązanych ze środowiskiem jak znajdowanie żywności. W tym przypadku mogliśmy spodziewać się podobieństw. Jednak okazało się, że środowisko wpływa też na reprodukcję i zachowania społeczne, które mogłyby wydawać się mniej zależne od lokalnego otoczenia, mówi doktor Toman Barsbai z Uniwersytetu w Bristolu.
      Naukowcy zauważyli na przykład, że w środowiskach, gdzie ludzie większość pożywienia zdobywają polując, istnieje też większy niż gdzie indziej odsetek mięsożernych ssaków i ptaków. Podobne zależności stwierdzono w przypadku łowienia ryb, odległości, jaką należy pokonywać, by zapewnić sobie pożywienie, odnośnie przechowywania żywności oraz migracji. W różnych lokalizacjach badane gatunki zachowywały się podobnie.
      Jeśli chodzi o zachowania reprodukcyjne, to pomiędzy różnymi populacjami zaobserwowano duże różnice odnośnie czasu pierwszego rozmnażania się przez poszczególne osobniki. W niektórych ludzkich populacjach przeciętny mężczyzna ma pierwsze dziecko w wieku 30 lat lub starszym. W innych zaś ojcowie mogą mieć mniej niż 20 lat. Dokładnie takie same zachowania zauważono wśród innych gatunków. Tam, gdzie mężczyźni byli starsi w momencie spłodzenia pierwszego potomka, starsze były też ptaki i ssaki rozmnażające się po raz pierwszy. Tam, gdzie ludzie wcześniej zostawali rodzicami, wcześniej rozmnażały się też inne gatunki. Badacze zauważyli też liczne inne podobieństwa związane z reprodukcją, takie jak odsetek osobników posiadających wielu partnerów seksualnych, jak daleko osobnik przenosi się, by żyć z nowym partnerem i z jakim prawdopodobieństwem para się rozstanie.
      Podobieństwa są widoczne też w interakcjach społecznych. Są miejsca, gdzie opieka nad potomstwem jest równo dzielona pomiędzy rodzicami, miejsca, gdzie opieką zajmuje się większa grupa i miejsca, gdzie większość opieki spada na jednego z rodziców. I znowu zauważono tutaj podobieństwa pomiędzy ludźmi a lokalnie występującymi gatunkami zwierząt.
      Byliśmy zaskoczeni tymi podobieństwami. Można by się spodziewać, że różne gatunki będą w bardzo różny sposób wchodziły w interakcje ze swoim środowiskiem. Nawet jeśli kończy się to takim samym zachowaniem, prawdopodobnie droga dochodzenia do niego jest różna. Na przykład nasza ludzka elastyczność zachowań, pozwalająca nam dostosowywać zachowanie do warunków panujących na całym świecie, jest prawdopodobnie możliwa dlatego, że uczymy się od innych ludzi i potrafimy gromadzić wiedzę przez pokolenia, mówi doktor Dieter Lukas z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka.
      Powyższe badania skupiały się na tych populacjach ludzkich, które pozyskują większość pożywienia z otaczającego ich środowiska za pomocą technik zbierackich i łowieckich. Bardzo interesujące byłoby zbadania, jak bardzo lokalne środowisko wpływa na społeczności, które polegają na rolnictwie i handlu. Często postrzega się rolnictwo jako bufor odgradzający człowieka od otoczenia. Jednak członkowie takich społeczności mogą nie być tak odseparowani od swojego środowiska jak nam się wydaje, a ich zachowanie wciąż może wykazywać adaptacje środowiskowe, do jakich doszło przed pojawieniem się rolnictwa, dodaje doktor Andreas Pondorfer z Uniwersytetu w Bonn i Uniwersytetu Technicznego w Monachium.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...