Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Po czym odróżnić dobre czasopismo naukowe od słabego? Zwykle korzysta się w tym celu z tzw. impact factor, czyli międzynarodowej listy uwzględniającej reputację w oczach badaczy. Niektórzy wolą jednak... pójść na całość i sprawdzić, jak wielki absurd można "wcisnąć" jako publikację naukową.

Na szalony pomysł wpadł Philip Davis - magistrant z dziedziny nauk bibliotecznych i informacji naukowej na Uniwersytecie Cornell. Młody badacz postanowił wysłać do publikacji tekst "naukowy"... wygenerowany przez komputer.

Eksperyment zaczął się od namierzenia ofiary. Wybór padł na firmę Bentham Science Publishers, wydającą ponad 200 recenzowanych czasopism naukowych. Motywacją do takiej decyzji był... spam wysyłany przez przedstawicieli firmy. Młody badacz postanowił się za to zemścić...

W przeciwieństwie do większości wydawnictw, zarabiających dzięki sprzedaży poszczególnych artykułów lub prenumeraty czasopism, Bentham Science Publishers działają na innej zasadzie. Aby opublikować wyniki własnych badań, należy zapłacić wpisowe. Następnie, po zatwierdzeniu tekstu przez komisję, zostaje on opublikowany i jest dostępny za darmo. Davis postanowił sprawdzić, jak bardzo łasi na pieniądze są właściciele wydawnictwa.

Aby stworzyć tekst o maksymalnej możliwej zawartości absurdu, Philip poprosił o współpracę Kenta Andersona - jednego z wydawców The New England Journal of Medicine, jednego z najbardziej prestiżowych czasopism medycznych świata. Badacze wpadli na pomysł, by stworzyć swoją publikację z użyciem SCIgen - programu generującego nonsensowne zlepki słów stylizowane na język naukowy. Tak przygotowany tekst zgłoszono (pod fałszywymi nazwiskami) do publikacji na łamach The Open Information Science Journal - jednego z czasopism pod opieką firmy Bentham.

Trzeba przyznać, że tekst stworzony przez SCIgen był prawdziwie idiotyczny. Oto próbka jego zawartości: W tej sekcji omawiamy istniejącą wiedzę na temat czerwono-czarnych drzew, rur próżniowych oraz oprogramowania edukacyjnego. Na podobnej zasadzie, bieżące prace Takahashiego sugerują metodologię opracowywania modalności odpornych na zakłócenia pomiaru, lecz nie podają one możliwej implementacji

Jakby tego było mało, autorzy podali się za pracowników instytucji o nazwie "Centrum Badawczego Frenologii Stosowanej" (Center for Research in Applied Phrenology). Dodajmy, że frenologia to "nauka" o odczytywaniu cech charakteru na podstawie kształtu czaszki. Mało tego - równie ciekawy, co sama nazwa, jest jej skrót. "CRAP" oznacza bowiem, mówiąc najprościej, gówno.

Zaskoczenie Davisa i Kenta musiało być naprawdę spore, gdy po czterech miesiącach otrzymali... list potwierdzający przyjęcie tekstu do publikacji i prośbę o wysłanie 800 dolarów opłaty za jego umieszczenie w czasopiśmie. Właśnie w tym momencie główny autor pomysłu przerwał swój eksperyment i poinformował o jego wynikach na swoim blogu.

Sprawą zainteresowali się autorzy New Scientist - znanego czasopisma popularnonaukowego. Wysłali oni e-maila z prośbą o wytłumaczenie zaistniałej sytuacji  do dyrektora ds. publikacji w firmie Bentham. W odpowiedzi przeczytali: w tej konkretnej sytuacji byliśmy świadomi, że zgłoszony artykuł był oszustwem, w związku z czym próbowaliśmy ustalić tożsamość osoby starającej się o akceptację artykułu do publikacji, choć prawdziwej akceptacji nigdy nie wydano.

Komu wierzyć? Każdy z Czytelników może ocenić to na własną rękę. Zastanawia jednak fakt, że zamiast zwyczajnie zapytać Philipa o zaistniałą sytuację, poproszono go o wysłanie przelewu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam wrażenie, że to jednak autorzy wpadli jak śliwka w kompot, a nie odwrotnie :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ autorzy artykułu powinni doprowadzić do końca sprawę ,czyli zapłacić pieniądze i pozwolić na wydrukowanie artykułu .Tylko w ten sposób można było udowodnić że firma jest niekompetentna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zgodzę się. Jeżeli już w mailu potwierdzającym przyjęcie do publikacji była prośba o wysłanie 800 dolarów ZA PUBLIKACJĘ DZIEŁA, to w świetle prawa jest to już forma umowy. A to z kolei oznacza, że na piśmie zobowiązali się do publikacji w zamian za wniesienie opłaty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W tej sekcji omawiamy istniejącą wiedzę na temat czerwono-czarnych drzew, rur próżniowych oraz oprogramowania edukacyjnego.

 

całkiem ciekawa praca by wyszła;)

ale jednak najbardziej rozbawiło mnie odczytywanie cech na podstawie kształtu czaszki... naprawdę szkoda, że ta publikacja nie ujrzała światła dziennego;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

całkiem ciekawa praca by wyszła;)

ale jednak najbardziej rozbawiło mnie odczytywanie cech na podstawie kształtu czaszki... naprawdę szkoda, że ta publikacja nie ujrzała światła dziennego;)

btw: drzewa czerwono czarne to struktura o której miałem wykład na kursie Algorytmy i Str. Danych. Jeśli istnieją w Alg. i Str. Danych drzewa czerwono-czarne to dlaczego nie miała by być też rura próżniowa(zagwostka dla wyobraźni jak np. w książce "Hiperprzestrzeń" Michio Kaku {Prószyński i Ska}).

To zdanie jeszcze nie było dla mnie złe, jeśli byłaby to publikacja popularno naukowa, albo rodzaj parodii/felietonu napisanego przez nerda.

Ciekawe z jakiej dziedziny miałby być to tekst... acha frenologia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No jednak szkoda, że autorzy nie doprowadzili sprawy do końca, wydrukowany tekst były kompletną kompromitacją. Jakiś czas temu była podobna afera, kiedy idiotyczny tekst wyprodukowany przez program został zgłoszony przez programistów - dowcipnisiów jako referat na jakąś konferencję i przyjęty. Też za wcześnie się zdradzili.

Autorzy wtedy postawili swój program do generowania tekstów „naukowych” z dostępem przez internet, żeby każdy mógł skorzystać. Pamiętam, że wybierało się bodaj tematykę i losowo generowana była praca z wykresami. Można było wstawić swoje nazwisko i ściągnąć sobie gotowy PDF. Zanim mi się znudziło, to sobie naprodukowałem trochę prac pod swoim nazwiskiem, powinienem jeszcze gdzieś je mieć. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może i za wcześnie, ale czy wtedy nie odpowiadaliby za jakieś oszustwo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Może i za wcześnie, ale czy wtedy nie odpowiadaliby za jakieś oszustwo?

Dlaczego? Pracę przeglądową możesz napisać o czymkolwiek :P Fałszywką byłoby jedynie fabrykowanie wyników w pracy eksperymentalnej, ale w tym wypadku publikacja wygląda na skrajnie idiotyczną przeglądówkę :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego? Pracę przeglądową możesz napisać o czymkolwiek :P Fałszywką byłoby jedynie fabrykowanie wyników w pracy eksperymentalnej, ale w tym wypadku publikacja wygląda na skrajnie idiotyczną przeglądówkę :D

Jest tak jak piszesz, ale ja wymagam od pracy naukowej czegoś więcej. Publikacja musi chyba spełniać jakieś kryteria poprawności, podawać oryginalne badania i wnioski, a przeglądowa podawać wnioski z wcześniejszych i opublikowanych prac. To co się publikuje to często prace o czymkolwiek, a wyniki badań od sasa do lasa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy naprawdę nie dostrzegasz, że cały ten wątek dotyczy JAWNEJ PROWOKACJI, a moja odpowiedź dotyczy odpowiedzialności KARNEJ (a nie naukowej), czy tylko przyszedłeś jak zawsze ponarzekać?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobrze. Skutecznie mnie zniechęciłeś do wypowiedzi na tym forum.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nie jesteś sam kolego :P skoro jego odpowiedź dotyczy czego innego znaczy, że pisze nie na temat :D jednak odpowiedzialności żadnej nie bylo. Często tak ma. "Nie zgodzę się". "Dlaczego?" itp itd. Raz prawie się pokłóciłem. Przychodzi na forum tylko strofować innych...

 

a ja się zgadzam z "zyghom" i "plumb". Powinni doprowadzić sprawę do końca

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli mam rozumieć, że zyskam Twoją sympatię tylko wtedy, kiedy będę się z wszystkimi zgadzał (co byłoby dość trudne, bo pojawiają się nieraz różne opinie)? Na tym ma polegać dyskusja? Zwróć, proszę, uwagę, że moje opinie są bardzo różne i równie często się zgadzam z różnymi osobami, więc nie uważam, żeby moja obecność tutaj opierała się na strofowaniu innych. Za to tego, że jedynym wkładem figo w działalność forum jest/było wieczne narzekanie na wszystko dookoła, pewnie nie dostrzegasz?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haha!

 

Nareszcie ktoś to zrobił! Fakt, szkoda że nie doprowadzili sprawy do końca.. Ale lepszy rydz niż nic. Zresztą, jak powiedział mikroos - poproszenie o przelew było niejako ofertą handlową w myśl prawa.. Zatem nawet bez dokończenia całej sprawy, też uważam że winni są wydawcy, a po prostu próbują się mętnie tłumaczyć - przecież nie przyznają wprost, że opublikują cokolwiek, byle dać im tylko kasę..

 

Ja też ubolewam na system, w którym publikuje się duperele lub nieraz może nawet wierutne brednie tylko po to aby mieć +1 w dorobku naukowym, liczonym jako ilość publikacji, a nie ich jakość.. Jest to nieraz dosłownie produkowanie prac. Jak mówił jeden z doktorów na mojej uczelni:

 

"Wymyślasz sobie jakiś związek chemiczny, sprawdzasz czy ktoś już go otrzymał i badał, i jeśli nikt, no to próbujesz go syntezować i opisujesz różne jego właściwości.. i masz gotową publikację"

 

Inny z doktorów na mojej uczelni sam przyznał, że sytuacja jest nie najlepsza:

 

"Proszę Państwa, u nas naukę pcha się w bok.. Powinno się pchać do przodu, ale nikt tego nie robi, do tyłu pchać nie wypada, więc pchamy w bok.."

 

Według mnie powinien zostać stworzony jakiś organ do kontroli zarówno wydawnictw publikujących brednie, jak i tych którzy te brednie piszą i zgarniają później za to pieniądze (w postaci grantów na badania, fundowania sprzętu, wyjazdów itd.)..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ja też ubolewam na system, w którym publikuje się duperele lub nieraz może nawet wierutne brednie tylko po to aby mieć +1 w dorobku naukowym, liczonym jako ilość publikacji, a nie ich jakość..

To nawet dostało jakiś czas temu fajną nazwę: salami publishing :P Zadaniem naukowca jest pokrojenie swoich badań niczym salami na możliwie cienkie plasterki, które nie będą wiele warte, ale uda się je wcisnąć do jakiegokolwiek czasopisma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A jakiś konkret? Przecież nie masz obowiązku odwiedzać KW, naprawdę możesz sobie poszukać innego źródła wiedzy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie prowadzisz badań, nie masz sztabu ludzi mądrych z doświadczeniem laboratoryjnym i to w wielu dziedzinach jak weryfikujesz wiadomości?? na oko?? Wszędzie jest tak samo - i po co się denerwujesz ??

 

Od dobrych rad dla siebie, jestem ja sam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Od dobrych rad dla siebie, jestem ja sam.

Ale jednocześnie zastrzegasz sobie prawo do pouczania innych? ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastosowałeś uśmiech sadystyczny, sam popatrz jak to wygląda. Ten jest ładniejszy (mniej jadu). :P

 

 

 

 

Ale za to lepszej jakości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Nie prowadzisz badań, nie masz sztabu ludzi mądrych z doświadczeniem laboratoryjnym

Skąd ta pewność?

Wszędzie jest tak samo

Więc nie czytaj nic albo wróć do lektur z XVI wieku, jeśli nie odpowiadają Tobie treści prezentowane w dzisiejszych czasach. Coraz bardziej irytuje mnie Twoje nastawienie na niszczenie spokoju na forum i nie zamierzam go tolerować w nieskończoność - radzę to potraktować jako ostrzeżenie. Masz prawo do odmiennego zdania, ale nie zgadzam się na prowokacyjne wypisywanie bzdur tylko po to, żeby podburzać innych. Uprzedzam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Więc nie czytaj nic albo wróć do lektur z XVI wieku, jeśli nie odpowiadają Tobie treści prezentowane w dzisiejszych czasach. Coraz bardziej irytuje mnie Twoje nastawienie na niszczenie spokoju na forum i nie zamierzam go tolerować w nieskończoność - radzę to potraktować jako ostrzeżenie. Masz prawo do odmiennego zdania, ale nie zgadzam się na prowokacyjne wypisywanie bzdur tylko po to, żeby podburzać innych. Uprzedzam.

Jakaż nienawiść, to szkodzi - nie czytałeś.

Prawdziwi fachowcy kosztują krocie - tylko tutaj są darmo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaś niewiele warci przemądrzali „besserwiserzy” wszędzie i zawsze są darmowi. :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Miliony użytkowników witryny Full Tilt Poker były oszukiwane przez jej założycieli. Tak przynajmniej twierdzą autorzy pozwu cywilnego, który federalni prokuratorzy złożyli przed jednym z sądów.
      Witryna Full Tilt Poker pobrała od swoich użytkowników 390 milionów dolarów. Pieniądze te miały być przechowywane na bezpiecznych kontach bankowych tak, by użytkownicy mogli z nich korzystać w czasie wirtualnego pokera. Tymczasem okazało się, że pieniądze przelano na konta właścicieli i zarządzających witryną. Są wśród nich najbardziej znani pokerzyści na świecie.
      Full Tilt nie był legalną witryną pokerową, a piramidą finansową - stwierdził prokurator Preet S. Bharara, którego biuro złożyło pozew. Prokuratura poinformowała, że na ślad oszustwa trafiono badając inne sprawy związane z Full Tilt i dwiema innymi witrynami - Poker Stars i Absolute Poker. Wszystkie trzy firmy mają swoje siedziby poza USA. Full Tilt pochodzi z Irlandii. W związku z powyższym odkryciem w kwietniu bieżącego roku amerykańskim obywatelom zablokowano dostęp do witryn, tłumacząc, że naruszają one przepisy o defraudacji i praniu brudnych pieniędzy.
      Użytkownicy Full Tilt, podobnie jak innych witryn dla pokerzystów, najpierw doładowywali pieniędzmi swoje wirtualne konta na witrynie. Wpłacone pieniądze, wraz z ewentualnymi wygranymi, miały być ciągle do ich dyspozycji i służyć do rozgrywek lub być wypłacane na żądanie. Gdy amerykańskie władze zablokowały dostęp do witryn, podpisano z nimi umowę, na podstawie której witryny miały zwrócić graczom ich pieniądze. Jednak w pewnym momencie witryna Full Tilt przestała dokonywać przelewów. Okazało się, że na kontach firmy skończyły się pieniądze, gdyż od kwietnia 2007 roku właściciele i zarządzający Full Tilt przelali na swoje prywatne konta 440 milionów dolarów.
      Wśród osób, do których trafiły pieniądze graczy znajdują się pokerzyści ze światowej czołówki - Howard Lederer otrzymał podobno 42 miliony USD, Chris Ferguson wzgobacił się o 25 milionów i miał otrzymać kolejnych 60 milionów.
      Wszystko wskazuje na to, że właściciele Full Tilt stworzyli olbrzymią piramidę finansową, a użytkowników uspokajali wypłatami na żądanie. Pokerzysta Greg Brooks, który od lat grał na Full Tilt powiedział, że ufał witrynie, gdyż regularnie odbierał wygrane przekraczające 100 000 USD. Teraz zdał sobie sprawę, że miliony, które zgromadził na kontach w Full Tilt najprawdopodobniej przepadły.
      Prokuratorzy, którzy pozwali właścicieli i zarządzających Full Tilt żądają zwrotu nielegalnie zarobionych pieniędzy. Poszkodowani gracze będą mogli starać się o swoje pieniądze po zakończeniu procesu sądowego.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzie są szczególnie biegli w identyfikowaniu oszustw. Wspiera to teorię, zgodnie z którą oprócz ogólnej zdolności do wnioskowania, natura, a właściwie ewolucja wyposażyła nas w systemy pozwalające prowadzić skuteczne rozumowania dotyczące ważnych kwestii, np. kłamstwa (Proceedings of the National Academy of Sciences).
      Wytropienie osób niegodnych zaufania jest istotne z tego względu, że czyjaś nieuczciwość niweczy stosunki społeczne nawiązywane i podtrzymywane w celu wymiany dóbr i czerpania obopólnych korzyści. Aby sprawdzić, czy nasz gatunek naprawdę dysponuje układem wykrywania oszustwa, zespół Ledy Cosmides z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara zaprosił ochotników do rozwiązania zadania selekcyjnego Wasona, służącego do badania rozumowania warunkowego. Wolontariusze mieli poszukiwać informacji, która pozwoliłaby obalić przedstawiony im okres warunkowy (Jeśli P, to Q, gdzie P i Q oznaczają zdania).
      Psycholodzy poprosili studentów o wyobrażenie sytuacji, że nadzorują pracowników segregujących podania o przyjęcie do dwóch szkół: dobrej z okręgu, gdzie podatki szkolne są wysokie, i do słabej z jednakowo zasobnego, ale nisko opodatkowanego okręgu. Sorterzy musieli się stosować do reguły: "jeśli uczeń jest przyjmowany do dobrej szkoły, to musi mieszkać w wysoko opodatkowanym regionie".
      W połowie przypadków badanym powiedziano, że ludzie segregujący dokumenty sami mają dzieci ubiegające się o miejsce w szkołach, dlatego mają powód, by oszukiwać. W pozostałych przypadkach studentów informowano, że pracownicy są po prostu roztargnieni i z tego tytułu czasem popełniają małe błędy. Następnie badanych pytano, jak będą sprawdzać, czy segregujący nie łamią zasady.
      Cosmides ustaliła, że kiedy superwizorzy sądzili, że sprawdzają osoby popełniające małe błędy, tylko 9 na 33 (czyli 27%) podało właściwą odpowiedź: zamierzali poszukać ucznia przyjętego do dobrej szkoły, który nie mieszkał w wysoko opodatkowanym okręgu. Kiedy badani byli nastawienie na zdemaskowanie oszustwa, prawidłowo reagowało aż 68% grupy (23 osoby z 34).
      Wg Amerykanów, oznacza to, że ludzie są lepiej przystosowani do wykrywania oszustwa niż zwykłego łamania zasad. Jakakolwiek wskazówka, że mamy do czynienia z niewinną pomyłką, wyłącza mechanizm detekcji. Cosmides przekonuje, że takiego wyniku należałoby się spodziewać, gdyby dobór naturalny faworyzował specyficzną umiejętność (w takim przypadku wymogi zadania określają specyficzne strategie adaptacyjne), nie zgadzają się jednak z tym, jak selekcja powinna wyglądać, gdyby brać pod uwagę wyłącznie inteligencję ogólną.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z badań przeprowadzonych na Uniwersytecie Stanforda wynika, że największymi oszustami są studenci informatyki. To właśnie oni nieproporcjonalnie często łamią kodeks honorowy uczelni.
      Stanford to jeden ze 100 amerykańskich uniwersytetów, który posiada własny kodeks honorowy. Został on przyjęty w 1921 roku i zakazano w nim plagiatów, kopiowania i korzystania z cudzej pomocy podczas pisania prac zaliczeniowych, zdawania egzaminów itp. Przyłapanie na oszukiwaniu może skończyć się odebraniem stypendium, odrzuceniem pracy zaliczeniowej, zakazem uczestniczenia w konkretnych zajęciach czy też czasowym relegowaniem z uczelni.
      Mimo to ciągu ostatnich 10 lat liczba przypadków oszustw rozpatrywanych przez uniwersytecki Judicial Panel zwiększyła się z 52 do 123. Jako, że na Stanford University studiuje 19 000 osób liczba oszukujących może wydawać się nieznaczna, jednak martwi ona władze uczelni.
      Chris Griffith, szef Judicial Panel informuje, że częściej oszukują studenci niż studentki, a najbardziej nieuczciwi są informatycy. Stanowią oni zaledwie 6,5%  kształcących się na uczelni, ale są sprawcami 23% naruszeń kodeksu honorowego.
      Profesor informatyki Eric Roberts, który zajmował się problemem akademickiego oszukiwania uważa, że studenci informatyki dlatego są częściej nieuczciwi, gdyż bywają bardzo sfrustrowani faktem, że nie potrafią uruchomić napisanych przez siebie programów. Długie zmaganie się z oprogramowaniem, które nie działa tak, jak powinno, skłania do oszustw. Najczęściej, jak zauważa Roberts, dotyczą one prac domowych, a nie egzaminów.
      Komputer to niewzruszony sędzia oceniający kod. Wyobraźmy sobie, że uczestniczymy w zajęciach z języka angielskiego, oddajemy pracę pisemną i otrzymujemy ją z powrotem z zakreślonym na czerwono pierwszym napotkanym błędem składniowym i uwagą, że pracę należy poprawić. Po dziesiątkach prób i otrzymywaniu tego samego komunikatu o błędzie pokusa, by skopiować pracę, która pozytywnie przejdzie weryfikację jest naprawdę wysoka - mówi Roberts.
      Oszukiwanie nie jest problemem tylko na Stanford University. Profesor Roberts przypomina olbrzymi skandal z 1991 roku, gdy aż 73 z 239 studentów informatyki z MIT-u zostało ukaranych za zbyt szeroko zakrojoną współpracę.
      Ze statystyk Stanforda wynika, że w 43% przypadków oszustwa polegają na niedozwolonej współpracy, gdy studenci wspólnie wykonują zadania, które miały być wykonane indywidualnie. W 31% mamy do czynienia z kopiowaniem z Sieci, kolejne 11% to przypadki kopiowania publikacji papierowych, 5% - uzyskanie pomocy z zewnątrz, 5% - przedstawienie cudzej pracy jako własnej.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak, będąc młodym samcem, podejść do samic, spółkować z nimi i nie narazić się na ataki starszych kolegów? Najlepiej udać drugą samicę. Trzeba tylko zamaskować swoje jaskrawe kolory i przybrać brązowawe umaszczenie. Na taki właśnie sposób wzięły się południowoafrykańskie jaszczurki Platysaurus broadleyi.
      Samce należące do opisywanego gatunku są wyjątkowo barwne i bardzo terytorialne. Samice nie mogą się pochwalić tak imponującym wyglądem, ponieważ ich skóra jest jednolicie brązowa.
      Młode samce celowo nabierają kolorów wyłącznie na brzuchu, tak więc osiągają dojrzałość płciową, wyglądając nadal jak samica – opowiada prof. Scott Keogh z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego. Gdyby tylko barwy pojawiły się na grzbiecie czy po bokach, zwierzęta te stałyby się identyfikowalne jako samce i nigdy nie zbliżyłyby się do samic.
      Oszukiwanie wyglądem nie jest długotrwałe, natura zezwala tylko na jeden sezon takich wybryków.
      Biolodzy podejrzewali, że młode samce mamią wyglądem, lecz nadal pachną jak osobniki płci męskiej. Chcąc to sprawdzić, przeprowadzili ciekawy eksperyment laboratoryjny. Usunęli ze skóry zwierząt wszelkie feromony i tłuszcze, a następnie oznaczyli młodych udawaczy i samice zapachami męskimi bądź żeńskimi. Potem pokazywali je typowo umaszczonym dorosłym samcom, które za pomocą języka badały sygnały chemiczne. Czując woń samicy, zaczynały się zalecać, a zapach samca wywoływał u nich agresję.
      By uniknąć zdemaskowania za pomocą węchu, młode samce nie mogą znajdować się zbyt blisko konkurentów. Nie wszystkie upodobniają się do samic i nie wiadomo, jaki odsetek ucieka się do tej sztuczki.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeden z potentatów rynku leków, firma Eli Lilly, wpadł w naprawdę poważne tarapaty. Farmaceutyczny gigant musi zapłacić łącznie 1,42 miliarda dolarów kary za świadome wprowadzenie w obieg fałszywych informacji o jednym ze swoich leków.
      Problemy Eli Lilly wynikają z promowania jednego z jej czołowych produktów, antypsychotycznego preparatu Zyprexa, jako środka zapobiegającego demencji związanej z chorobą Alzheimera. Firma uczyniła to świadomie - jej przedstawiciele wiedzieli doskonale, że lek nie uzyskał nigdy dopuszczenia do użytku w celu profilaktyki tego schorzenia.
      Świadome fałszowanie informacji o możliwym zastosowaniu leków, zwane po angielsku off-label marketing (można to przetłumaczyć jako "marketing niezgodny z ulotką"), doprowadziło do lawiny pozwów cywilnych oraz dochodzeń prokuratorskich. Część spraw nie została jeszcze rozstrzygnięta, lecz już teraz firma przyznała się do konieczności zapłacenia około 800 milionów dolarów na rzecz oszukanych pacjentów, 438 milionów na rzecz rządu USA oraz 362 milionów na rzecz poszczególnych stanów.
      Zyprexa, stosowana oficjalnie jako środek przeciw schizofrenii oraz chorobie afektywnej dwubiegunowej (zwanej też psychozą maniakalno-depresyjną), była przez lata źródłem największych zysków Eli Lilly. Preparat wprowadzono do obiegu w roku 1996, zaś fałszywe informacje na jego temat rozpowszechniano od września 1999 roku do marca roku 2001. Mimo, iż władze firmy usunęły nieautoryzowane dane z ulotki leku, od 2004 roku firma została pozwana łącznie około 32 tysięcy razy (!). Sam udział w procesach sądowych kosztował przedsiębiorstwo około 1,2 miliarda dolarów.
      Ogromna kwota, którą muszą wypłacić władze farmaceutycznego giganta, to zaledwie ułamek zysków osiągniętych dzięki sprzedaży Zypreksy - dziewięciu pierwszych miesiącach 2008 roku firma zarobiła na niej aż 3,5 miliarda dolarów (suma ta obejmuje, oczywiście, także dochody z opakowań wydanych zgodnie z oficjalnymi zaleceniami urzędowymi). Wiadomo jednak, że seria pozwów doprowadziła firmę do poniesienia w ostatnim kwartale zeszłego roku straty. Przez ostatnie trzy lata firma przynosiła bez przerwy zyski.
      Przy całej gigantycznej kwocie zobowiązań oraz tysiącach orzeczeń sądowych jednoznacznie wskazujących na winę Eli Lilly, dość zabawny może się wydawać fakt, iż przedstawiciele firmy ani razu nie przyznali się do świadomego działania w złej wierze...
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...