Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Francja odetnie piratów

Rekomendowane odpowiedzi

Francuski Senat stosunkiem głosów 189:14 przyjął kontrowersyjne przepisy zezwalające na odcinanie piratów od Sieci. Nowe prawo przewiduje utworzenie rządowej agendy, której zadaniem będzie nadzorowanie przestrzegania praw autorskich w Internecie. To właśnie ta agenda będzie wysyłała ostrzeżenia do osób, które jej zdaniem pobierają z Internetu nielegalne kopie programów czy filmów. Po trzecim ostrzeżeniu podejrzanemu o piractwo zostanie odcięty dostęp do Internetu na rok. Ponadto osoba taka będzie musiała zapłacić grzywnę.

Socjaliści, którzy są obecnie we Francji w opozycji, zapowiedzieli złożenie skargi do Trybunału Konstytucyjnego. Nowe przepisy skrytykowała też Unia Europejska.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To chyba pierwszy na świecie akt ustawodawczy uderzający nie w udostępniającego treści łamiące prawa autorskie, ale w jego odbiorców. Administracja francuska postanowiła zmarnować znaczne sumy rocznie celem walki z czymś, czego nie są w stanie w żaden sposób kontrolować. Wynika to pewnie z ogólnej niewiedzy na temat działania i mechanizmów Internetu i mylnego przekonania, że kontrola sieci p2p może rozwiązać ten problem. A nie może.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To chyba pierwszy na świecie akt ustawodawczy uderzający nie w udostępniającego treści łamiące prawa autorskie, ale w jego odbiorców. Administracja francuska postanowiła zmarnować znaczne sumy rocznie celem walki z czymś, czego nie są w stanie w żaden sposób kontrolować. Wynika to pewnie z ogólnej niewiedzy na temat działania i mechanizmów Internetu i mylnego przekonania, że kontrola sieci p2p może rozwiązać ten problem. A nie może.

 

Mieszasz dwie sprawy. To w Polsce jest tak, że prawo autorskie zabrania udostępniania, ale nie zabrania pobierania. W innych krajach prawo jest bardziej logiczne, czego przykładm USA i procesy przeciwko pobierającym.

 

Czy nie są w stanie kontrolować? Przypuszczam, że jeśli przepisy wejdą w życie, to piractwo gwałtownie się zmniejszy. Szczególnie po pierwszych doniesieniach o odcinaniu sieci i grzywnach. Całkowicie wyliminować się nie uda, ale całkowicie nie udało sie też wyeliminować morderstw, ale to nie jest argument przeciwko ściganiu tego typu przestępczości.

 

Ogólnie rzecz ujmując, to uważam, że sami użytkownicy Internetu są winni temu, że pojawia się i będzie się pojawiało coraz więcej przepisów krępujących Sieć. Z tej prostej przyczyny, że politycy i urzędnicy ze swej natury dążą do rozszerzania swej władzy. Społeczeństwo generalnie nie ma nic przeciwko, chociaż w poszczególnych wypadkach mu się to nie podoba. Jednak tutaj przekonać polityków mogą lobbyści, którzy mają świetny argument: biznes traci miliardy, państwo traci na podatkach. Obywatele chcą coraz większego socjalu, więc trzeba mieć coraz więcej kasy z podatków.

Jeśli w Sieci będzie panowało bezprawie, będą dążenia do regulacji. To taki sam proces, jak z blokowaniem reklam. Im więcej blokowania, tym mocniejszy trend ku płatnemu udostępnianiu treści. Już nawet twórca AdBlocka zauważył, że dodatek ten może niszczyć Internet.

 

Jeśli użytkownicy nie będą wykorzystywali Internetu rozsądnie, to tylko na tym stracą. Mają bowiem przeciwko sobie polityków, urzędników i lobbystów, którzy są dobrze zorganizowani i mogą prowadzić lobbing przez cały czas. A co mogą obywatele? Raz na kilka lat wrzucić kartkę do urny. A zgodnie z coraz powszechniejszym trendem w pewnych organizacjach ponadnarodowych, jak wrzucą karteczkę niewłaściwą, to się powtarza głosowanie do skutku ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

adblock i inne takei wynalazki nie byłyby do niczego potrzebne gdyby portale udotępniające miejsca reklamowe nie cisnęły takich ilości reklam na kupę... a w szczególności chodzi tu o toplayery i miejsca gdzie ilość mieszczących się na ekranie reklam jest większa niż treści... gdyby nagle powstało jakies prawo ograniczające ilośc jednocześnie wyświetlanych reklam na stronie w stosunku do jej całkowitej wielkości i delegalizacja niektórych form reklamy... tych najbardziej drażniących to szybko okazałoby sie że masa ludzi nawet nie myśli o adblockach i innych takich wynalazkach... a skuteczność reklam... cóż... trudno to przewidzieć... ale na pewno byłby niższy współczynnik irytacja konkretną reklamą...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mariusz: faktycznie nie wiem jak wygląda sytuacja prawna we Francji odnośnie tej kwestii. Jednak nie widzę możliwości, aby piractwo uległo długofalowemu zmniejszeniu z powodu opisywanych zmian (krótkofalowe może mieć miejsce z racji porzucenia sieci p2p i chwilowego braku odpowiedniej alternatywy dla niektórych użytkowników) - zmieni się jedynie forma redystrybucji nielegalnych plików. Nikt nie jest w stanie kontrolować social sharing-u (e.g. udostępnianie plików poprzez serwery pocztowe, już teraz dosyć popularne), bo jest to technicznie awykonalne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Paradoksalnie, im bardziej będą kombinowali internauci, tym gorszą może im się to odbić czkawką. Bo nagle może się okazać, że niektórzy operatorzy poczty wprowadzą np. ograniczenia wielkości wysyłanych plików.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest dokładnie tak, jak mówi mikroos. Internet nie jest "demokratyczny". Istnieje bodajże 13 węzłowych serwerów. Kto je kontroluje, kontroluje Sieć. Jest też ICANN, są wreszcie właściciele poszczególnych segmentów infrastruktury. Operatorzy są poddani regulacjom, tak jak operatorzy telekomunikacyjni. Wystarczy wprowadzić odpowiednie przepisy, zobowiązujące ich do pewnych działań pod groźbą utraty licencji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdybym miał teraz akcje w jakiejś firmie dostarczającej Internet we Francji, wycofałbym je na rzecz przenośnych dysków twardych ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli wysyłać można! LOL

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

piszą ze blokują notorycznych piratów.. a udostęniający to nie sa piraci?

 

no i znowu zacznie opłacać się sprzedawać lewe oprogramowanie na płytach... ;) znowu wzrośnie na to popyt jak za czasów gdy mało kto miał neta... i mało kto udtstepniał soft... znowu na piractwie komputerowym zacznie się zarabiać... :)

najwięcej na tym zarobią firmy produkujące płyty :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dyski twarde, lepiej będzie pójść do kolegi i pociągnąć od niego 100 GB, będzie taka wymiana... a do piratów będą chodzić po nowości, ewentualnie jak pisałem - do biblioteki.

Znów będzie na bazarze stał koleś w szeroko naciągniętej czapce, i szeptał przechodzącym do ucha: "płłłytyy" ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale sami doskonale wiecie, że obieg płyt tłoczonych będzie znacznie trudniejszy, a do tego droższy. Koncerny i tak osiągną swoje i ograniczą piractwo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale sami doskonale wiecie, że obieg płyt tłoczonych będzie znacznie trudniejszy, a do tego droższy. Koncerny i tak osiągną swoje i ograniczą piractwo.

 

Może 10 lat temu. Teraz za ok 150 zł 16GB pendrive i raczej żadne płyty nie będą potrzebne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale trzeba biegać do kolegów, a pierwszą kopię trzeba i tak od kogoś zdobyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze się znajdzie ktoś kto ściągnie a co do biegania to jest szkoła, uczelnia, praca choć oczywiście najlepiej jest wygodnie siedzieć przed kompem i samemu ściągnąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i właśnie o to chodzi. Bo o ile raczej nie ma co liczyć na całkowite powstrzymanie problemu, o tyle zdobywanie cudzej własności intelektualnej będzie teraz wyraźnie bardziej uciążliwe. Inna sprawa, że niemal niemożliwa (lub przynajmniej bardziej utrudniona) stanie się wymiana plików, które nie są łatwo dostępne w obiegu i których kolega z pracy/szkoły nie ma akurat na półeczce na płycie. Nie będzie przecież możliwości wyszukania sobie człowieka w Peru czy innej Australii, który akurat posiada takie dzieło w kolekcji.

 

Przy okazji sami piraci na swój sposób skorzystają na nowym prawie, bo pewnie okaże się, że będzie tak, jak w Szwecji po wprowadzeniu IPRED - z dnia na dzień ruch w szwedzkich węzłach Sieci spadł o 10%, więc większość użytkowników odczuła zwiększenie szybkości połączeń.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kwestia 5EUR miesięcznie i problem z głowy.

The Pirate Bay już teraz ma w fazie otwartych beta testów narzędzie IPREDador pozwalające każdemu połączyć się z VPN (zapewne z porządnym szyfrowaniem) i za wymienioną wyżej kwotę można będzie wykupić sobie święty spokój.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tyle osiągną, że dawny, scenowy friendship powróci ze zdwojoną siłą. Najbardziej na tym ucierpią szarzy użytkownicy, którzy nie wiedzą nawet co i jak piracić. Aż strach pomyśleć co by było gdyby USA ugięło się przed wezwaniami UE do "oddania" Internetu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szary użytkownik straci ? A w jaki to sposób ? Skoro nie wie co i skąd ukraść, to spać może spokojnie - nikt mu neta nie odetnie ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok, nie odetnie (o ile ktoś się nie pomyli i nie oskarży go, że przypadkiem ściągnął coś czego on sam nie chciał). Ale koszt monitorowania ruchu internetowego ktoś musi pokryć, prawda? ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
nie odetnie (o ile ktoś się nie pomyli i nie oskarży go, że przypadkiem ściągnął coś czego on sam nie chciał).

Przypominam, że ustawa pozwala na odcięcie NOTORYCZNYCH piratów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Ok, nie odetnie (o ile ktoś się nie pomyli i nie oskarży go, że przypadkiem ściągnął coś czego on sam nie chciał).

Właśnie — ile było przypadków błędnych oskarżeń? Osób, które nie miały w ogóle komputera, albo już dawno nie żyły?

 

Ale dziwne, że nikt z was nie zwrócił uwagi na badziej istotną rzecz: decyzja o winie będzie zapadać bez wyroku sądowego! To skandal dla mnie niebywały. Istne sądy kapturowe (zapewne złożone głownie z przedstawicieli organizacji „ochrony” praw „autorskich”), to zaprzeczenie demokracji i państwa prawa. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przypominam, że ustawa pozwala na odcięcie NOTORYCZNYCH piratów.

 

No tak, ale to niczego akurat nie zmienia, bo procedura zgłaszania/odcięcia wciąż jest trzyetapowa (mail, poczta, ciach) i trwa ok. półtorej roku. Natomiast słowo "notoryczny" nie jest umocowane prawnie - etap pierwszy zwyczajnie rozpoczyna się na wniosek pokrzywdzoengo właściciela praw autorskich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Po trzecim ostrzeżeniu podejrzanemu o piractwo zostanie odcięty dostęp do Internetu na rok. Ponadto osoba taka będzie musiała zapłacić grzywnę.

Bez komentarza...

 

chociaż przyznać muszę, że IPRED jest znacznie lepszym rozwiązaniem, bo zakłada udział sądu w podejmowaniu decyzji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I jak można było przewidzieć, HADOPI, to tylko była rozgrzewka przed totalnym nadzorem, kontrolą i inwigilacją nie piratów, a wszystkich obywateli... Baza obywateli, szpiegowskie rządowe oprogramowanie, cenzura, system śledzenia pojazdów i rozpoznawania rejestracji. Więcej: http://webhosting.pl/Loppsi.2.kontroli.w.Internecie.nigdy.za.wiele

I na przetłumaczonych (choć dość kiepsko) podlinkowanych tam materiałach: http://tnij.org/loppsi2_lemonde i http://tnij.org/antyloppsi2_blog

 

Czasem mam przeczucie, że politycy z braku własnych ideologii tworzą prawo pod wizjonerskie filmy i książki o totalitarnych rządach i permanentnej inwigilacji oraz zamiast walczyć prawnie z osobami winnymi, to walczą z całym społeczeństwem. Chociaż... Z drugiej strony od jakiegoś już czasu z moich przemyśleń płyną konkluzje, że globalizacja i zacieranie granic państwowych np. na koszt regionów kulturowych nie byłoby takie złe. Zaś ostatnio coraz bardziej przekonuję się do zdania mikroosa, że człowiek uczciwy nie ma czego się obawiać, ale czy faktycznie nasza cywilizacja potrzebuje takich rozwiązań, by wszyscy chodzili jak w zegarku...?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Szerokie rozpowszechnienie się internetu i technologii komunikacyjnych przyciąga ludzi do centrów miast. Zachodzi więc zjawisko odwrotne, niż przewidywano u zarania internetu i ery informacyjnej, informują naukowcy z Uniwersytetu w Bristolu.
      Pomimo tego, że internet pozwala nam na niezwykle łatwy dostęp do wszelkich informacji i umożliwia łatwe i szybkie nawiązanie kontaktu z osobami z drugiego końca świata, jego rozwój nie doprowadził do odpływu ludności z miast. Wręcz przeciwnie, specjaliści zauważyli odwrotne zjawisko. Coraz większe rozpowszechnienie się technologii informacyjnych prowadzi zwiększenia koncentracji ludzi w miastach.
      Nie od dzisiaj wiemy, że np. przedsiębiorstwa działające na uzupełniających się polach, mają tendencje do grupowania się na tym samym obszarze, gdyż zmniejsza to koszty działalności. Technologie informacyjne miały to zmienić.
      Doktor Emmanouil Tranos z Univeristy of Bristol i Yannis M. Ioannides z Tufts Univeristy przeanalizowali skutki zachodzących w czasie zmian dostępności i prędkości łączy internetowych oraz użytkowania internetu na obszary miejskie w USA i Wielkiej Brytanii. Geografowie, planiści i ekonomiści miejscy, którzy na początku epoki internetu rozważali jego wpływ na miasta, dochodzili czasem do dziwacznych wniosków. Niektórzy wróżyli rozwój „tele-wiosek”, krajów bez granic, a nawet mówiono o końcu miasta.
      Dzisiaj, 25 lat po komercjalizacji internetu, wiemy, że przewidywania te wyolbrzymiały wpływ internetu i technologii informacyjnych w zakresie kontaktów i zmniejszenia kosztów związanych z odległością. Wciąż rosnąca urbanizacja pokazuje coś wręcz przeciwnego. Widzimy, że istnieje komplementarność pomiędzy internetem a aglomeracjami. Nowoczesne technologie informacyjne nie wypchnęły ludzi z miast, a ich do nich przyciągają.
      Artykuł Ubiquitous digital technologies and spatial structure; an update został opublikowany na łamach PLOS One.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Iskra
      Dokładnie 50 lat temu, późnym wieczorem 29 października 1969 roku na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles (UCLA) dwóch naukowców prowadziło pozornie nieznaczący eksperyment. Jego konsekwencje ujawniły się dopiero wiele lat później, a skutki pracy profesora Leonarda Kleinrocka i jego studenta Charleya Kline'a odczuwamy do dzisiaj.
      Kleinrock i Kline mieli do rozwiązania poważny problem. Chcieli zmusić dwa oddalone od siebie komputery, by wymieniły informacje. To, co dzisiaj wydaje się oczywistością, przed 50 laty było praktycznie nierozwiązanym problemem technicznym. Nierozwiązanym aż do późnego wieczora 29 października 1969 roku.
      Jeden ze wspomnianych komputerów znajdował się w UCLA, a drugi w oddalonym o 600 kilometrów Stanford Research Institute (SRI) w Menlo Park. Próby nawiązania łączności trwały wiele godzin. Kline próbował zalogować się do komputera w SRI, zdążył w linii poleceń wpisać jedynie  „lo”, gdy jego maszyna uległa awarii. Wymagała ponownego zrestartowania i ustanowienia połączenia. W końcu około godziny 22:30 po wielu nieudanych próbach udało się nawiązać łączność i oba komputery mogły ze sobą „porozmawiać”. Wydaje się jednak, że pierwszą wiadomością wysłaną za pomocą sieci ARPANETu było „lo”.
       

       
      Trudne początki
      Początków ARPANETU możemy szukać w... Związku Radzieckim, a konkretnie w wielkim osiągnięciu, jakim było wystrzelenie Sputnika, pierwszego sztucznego satelity Ziemi. To był dla Amerykanów policzek. Rosjanie pokazali, że pod względem technologicznym nie odstają od Amerykanów. Cztery lata zajęło im nadgonienie nas w technologii bomby atomowej, dziewięć miesięcy gonili nas w dziedzinie bomby wodorowej. Teraz my próbujemy dogonić ich w technice satelitarnej, stwierdził w 1957 roku George Reedy, współpracownik senatora, późniejszego prezydenta, Lyndona Johnsona.
      Po wystrzeleniu Sputnika prezydent Eisenhower powołał do życia Advanced Research Project Agency (ARPA), której zadaniem była koordynacja wojskowych projektów badawczo-rozwojowych. ARPA zajmowała się m.in. badaniami związanymi z przestrzenią kosmiczną. Jednak niedługo później powstała NASA, która miała skupiać się na cywilnych badaniach kosmosu, a programy wojskowe rozdysponowano pomiędzy różne wydziały Pentagonu. ARPA zaś, ku zadowoleniu środowisk naukowych, została przekształcona w agencję zajmującą się wysoce ryzykownymi, bardzo przyszłościowymi badaniami o dużym teoretycznym potencjale. Jednym z takich pól badawczych był czysto teoretyczny sektor nauk komputerowych.
      Kilka lat później, w 1962 roku, dyrektorem Biura Technik Przetwarzania Informacji (IPTO) w ARPA został błyskotliwy naukowiec Joseph Licklider. Już w 1960 roku w artykule „Man-Computer Symbiosis” uczony stwierdzał, że w przyszłości ludzkie mózgi i maszyny obliczeniowe będą bardzo ściśle ze sobą powiązane. Już wtedy zdawał on sobie sprawę, że komputery staną się ważną częścią ludzkiego życia.
      W tych czasach komputery były olbrzymimi, niezwykle drogimi urządzeniami, na które mogły pozwolić sobie jedynie najbogatsze instytucje. Gdy Licklider zaczął pracować dla ARPA szybko zauważył, że aby poradzić sobie z olbrzymimi kosztami związanymi z działaniem centrów zajmujących się badaniami nad komputerami, ARPA musi kupić wyspecjalizowane systemy do podziału czasu. Tego typu systemy pozwalały mniejszym komputerom na jednoczesne łączenie się z wielkim mainframe'em i lepsze wykorzystanie czasu jego procesora. Dzięki nim wielki komputer wykonywać różne zadania zlecane przez wielu operatorów. Zanim takie systemy powstały komputery były siłą rzeczy przypisane do jednego operatora i w czasie, gdy np. wpisywał on ciąg poleceń, moc obliczeniowa maszyny nie była wykorzystywana, co było oczywistym marnowaniem jej zasobów i pieniędzy wydanych na zbudowanie i utrzymanie mainframe’a.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dokładnie przed 50 laty, 29 października 1969 roku, dwaj naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, wykorzystali nowo powstałą, rewolucyjną sieć ARPANET, do przesłania pierwszej wiadomości. Po wielu nieudanych próbach około godziny 22:30 udało się zalogować do komputera w oddalonym o 600 kilometrów Stanford Research Institute.
      Wieloletnia podróż, która rozpoczęła się od... wysłania Sputnika przez Związek Radziecki i trwa do dzisiaj w postaci współczesnego internetu, to fascynująca historia genialnych pomysłów, uporu, porażek i ciężkiej pracy wielu utalentowanych ludzi. Ludzi, wśród których niepoślednią rolę odegrał nasz rodak Paul Baran.
      To, co rozpoczęło się od zimnowojennej rywalizacji atomowych mocarstw, jest obecnie narzędziem, z którego na co dzień korzysta ponad połowa ludzkości. W ciągu pół wieku przeszliśmy od olbrzymich mainframe'ów obsługiwanych z dedykowanych konsol przez niewielką grupę specjalistów, po łączące się z globalną siecią zegarki, lodówki i telewizory, które potrafi obsłużyć dziecko.
      Zapraszamy do zapoznania się z fascynującą historią internetu, jednego z największych wynalazków ludzkości.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      We Francji zaczyna się ogólnonarodowe dochodzenie, dot. przypadków wad wrodzonych (amelii) występujących wśród dzieci urodzonych w 3 regionach.
      Pierwsze dochodzenie zakończyło się, bo urzędnikom nie udało się zidentyfikować wspólnej przyczyny. Kolejne śledztwo rozpoczęto, gdy nieco później w departamencie Ain odnotowano 11 kolejnych przypadków (wg epidemiologów, de facto nie były one nowe, ale nie zostały uwzględnione w poprzednim zestawieniu).
      Przypadki braku kończyn występują w Ain w pobliżu granicy ze Szwajcarią, a także w Bretanii i Loarze Atlantyckiej.
      W środowym wystąpieniu telewizyjnym minister zdrowia Agnès Buzyn zapowiedziała, że pierwsze wyniki ogólnonarodowego dochodzenia będą opublikowane już w styczniu. Na resztę trzeba zaś będzie poczekać do lata.
      Myślę, że cała Francja chciałaby wiedzieć [co się dzieje]. Nie chcemy niczego wykluczać. Może chodzi o coś ze środowiska, może o jedzenie albo picie, a może o jakąś wdychaną substancję. Na razie nic nie wiadomo.
      Wszystkie przypadki z Ain dotyczą osób zamieszkałych w promieniu 17 km od miejscowości Druillat, stąd spekulacje związane z pestycydami.
      Genetyk, dr Elizabeth Gnansia, podkreśla, że znacząca była liczba skupionych przypadków rzadkiej wady wrodzonej. [...] Możecie sobie wyobrazić, że siedmioro urodzonych między 2009 a 2014 r. dzieci z tą samą wadą dotyczącą przedramienia chodzi do tej samej wiejskiej szkoły? Nie potrzebujemy statystyk [by zauważyć, że coś jest na rzeczy]. To 50-krotność oczekiwanych wartości.
      Polegając na doniesieniach od lekarzy, regionalny rejestr wad wrodzonych Remera już w lipcu zgłaszał obawy związane z możliwym wzrostem przypadków z Ain (odkryto klaster 7 przypadków z okolic Druillat; dot. on okresu 6 lat). Mimo to we wstępnym raporcie z października Santé publique France stwierdziła, że przypadki z lat 2009-14 nie wykraczają poza narodową średnią. Chwilę później doszukano się jednak kolejnych 11 przypadków z Ain, do których doszło na przestrzeni 15 lat (od roku 2000).
      Specjaliści przyglądali się też 3 przypadkom z Loary Atlantyckiej i 4 z Bretanii. Choć przyznano, że liczby przewyższają średnią, nie udało się znaleźć wspólnej przyczyny.
      Ponieważ w raporcie wspominano, że monitoring wad wrodzonych był prowadzony tylko przez kilka rejestrów, które obejmują jedynie 19% urodzeń we Francji, pojawiły się obawy, że liczba przypadków tajemniczej amelii może być zaniżona.
      We wtorek (30 października) Santé publique France poinformowała, że dzięki analizie szpitalnych baz danych zidentyfikowano nowe przypadki.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie udostępni całe archiwum Alberta Einsteina. Dzięki internetowi będziemy mogli zapoznać się zarówno z listami miłosnymi uczonego, jak i z jego notatkami, które tworzył pracując nad swoimi teoriami.
      Od 2003 roku w sieci dostępnych jest około 900 zdjęć manuskryptów oraz niekompletny spis obejmujący około połowy archiwum. Teraz, dzięki pieniądzom z Polonsky Foundation, która wcześniej pomogła zdigitalizować prace Izaaka Newtona, zapoznamy się z 80 000 dokumentów i innych przedmiotów, które zostawił Einstein.
      Projekt digitalizacji całości archiwów rozpoczęto 19 marca 2012 roku. Uruchomiono witrynę alberteinstein.info, na której można będzie zapoznawać się ze spuścizną fizyka. Obecnie można na niej oglądać 2000 dokumentów, na które składa się 7000 stron.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...