Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Udawanie śmierci przez znieruchomienie zwiększa szanse na ujście z życiem, lecz dzieje się to, oczywiście, kosztem tych, którzy odważnie zostaną na placu boju. Japońscy badacze z Okayama University przyjrzeli się temu zjawisku u trojszyków gryzących (Tribolium castaneum).

Na owady te polują pająki z rodziny skakunowatych (Salticidae). Nie przędą one sieci, ale skaczą na swoje ofiary, stąd ich nazwa. Trojszyki i skakuny dzielą przestrzeń mieszkalną – występują w silosach z otrębami ryżowymi lub mąką kukurydzianą. Zespół składający się ze specjalistów reprezentujących różne dziedziny nauki sformułował 5 hipotez, które miały wyjaśniać, czemu zamieranie w bezruchu jest skuteczne. Oto one: 1) unikanie martwej ofiary jest bezpieczniejsze dla drapieżników, 2) znieruchomienie odgrywa pewną rolę w samoobronie lub 3) umożliwia wtopienie się w tło, 4) drapieżnik traci zainteresowanie nieporuszającym się kąskiem i 5) charakterystyczna postawa przybierana przez udawaczy sygnalizuje zły smak.

Piątą hipotezę dość szybko obalono, analizując wydzielinę trojszyków atakowanych przez skakuny. Sprawdzano, czy substancja ta powoduje, że owady stają się nieatrakcyjne lub niesmaczne dla pająków głodujących przez tydzień poprzedzający eksperyment. Sporo uwagi poświęcono koncepcji samolubnej ofiary, która zakłada, że niektóre osobniki udają martwe albo upodobniają się do otoczenia, aby drapieżnik zwrócił uwagę na poruszający się cel. Profesor Takahisa Miyatake i współpracownicy zauważyli, że w porównaniu do samodzielnych "akcji", przeżywalność zastygających w bezruchu owadów wzrastała, gdy obok znajdowały się aktywne osobniki tego samego gatunku lub przypominające trojszyki z wyglądu. Sześćdziesiąt procent zjedzono, gdy w pobliżu samotników nie było żadnych biegających czy spacerujących obiektów. Jeśli jednak obok owada udającego martwego był ruchomy insekt, udawacz tracił życie tylko w 9,6% przypadków. Jak widać, teoria samolubnej ofiary doskonale tu pasuje.

Pająki najwyraźniej polegają na ruchu ofiary. Zabijanie inicjują też dodatkowo sygnały dotykowe wskazujące na jej przemieszczanie. Japończycy sądzą, że uzyskane wyniki odnoszą się również do innych zwierząt występujących w magazynach żywności. Metoda na nieżywą/nieżywego jest szeroko stosowana zarówno przez kręgowce, jak i bezkręgowce, w tym owce, żyjące w grupach węże czy ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Alpach Berneńskich odkryto rzymskie artefakty, które wg specjalistów, są ofiarami dla bóstw. Skarb odnaleziono dzięki wspinaczowi, który latem 2020 r. zdobywał Ammertenhor poza wyznaczonymi szlakami. Gdy natrafił na monetę, powiadomił Służbę Archeologiczną Kantonu Berno (Archäologische Dienst des Kantons Bern), która przeprowadziła wykopaliska.
      Podczas wykopalisk na wysokości ok. 2600 m n.p.m. odkryto 100 monet, 27 małych kryształów górskich, 59 rzymskich gwoździ do butów, broszę oraz fragment tabliczki wotywnej w kształcie liścia. Znalezione monety datują się na okres od rządów Tyberiusza (22–30) po rządy Arkadiusza (395–408).
      Okazjonalnie znajduje się w Alpach pojedyncze rzymskie monety. To stanowisko jest wyjątkowe z dwóch powodów: lokalizacji i liczby monet - powiedziała Newsweekowi Regula Gubler, menedżerka naukowa projektu. Częściej znajduje się artefakty - monety czy brosze - na przełęczach. Nasze stanowisko leży [jednak] daleko od obszarów zamieszkanych (zarówno w czasach rzymskich, jak i obecnie), na wysokości 2590 m n.p.m., i zdecydowanie nie jest przełęczą.
      Gubler wyjaśniła, że stanowisko jest zlokalizowane na płaskowyżu między dwoma szczytami. W dodatku znajduje się o parę godzin wędrówki od najbliższej drogi i z dala od szlaków wspinaczkowych. Specjalistka podkreśliła, że z tego powodu zaopatrzenie dla mieszkających w obozie archeologów transportowano drogą powietrzną.
      Naukowcy podejrzewają, że mamy do czynienia ze świętym miejscem, do którego ludzie udawali się, by złożyć ofiarę błagalną bądź dziękczynną. Kryształy górskie występują naturalnie w tej okolicy. Wg Gubler, ich obecność mogła sprawić, że lokalizacja wydawała się odpowiednia do celów rytualnych. Rzymianie cenili kryształy górskie, Pliniusz Starszy poświęcił im dużo miejsca w swojej „Historii naturalnej”. A o tym, że mamy do czynienia z ofiarą, a nie z przypadkowo zgubionym mieszkiem z pieniędzmi, świadczy nie tylko odosobnienie miejsca znalezienia, ale przede wszystkim kompozycja skarbu. Wchodzące w jego skład monety odpowiadają temu, co znajdujemy w świątyniach.
      Skądinąd wiemy, że Rzymianie oddawali cześć lokalnym bóstwom. W pobliskim mieście Thun, które po rzymskim podboju z 58 roku stało się jednym z głównych centrów administracji w regionie, istniał kompleks świątynny, w którym znaleziono tabliczkę z dedykacją dla żeńskich bóstw Alp. Odkrycie wysoko w górach dowodzi, że Rzymianie nie tylko z daleka oddawali cześć bogom Alp, ale wybierali się na długie wędrówki, by złożyć im ofiarę.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W okręgu Huanchaco w peruwiańskiej prowincji Trujillo znaleziono kolejnych 76 pochówków dzieci, które zostały złożone w ofierze. To już 6. na tym obszarze masowy pochówek dzieci zabitych w ceremonialny sposób. Odkrycia dokonano na stanowisku archeologicznym Pampa La Cruz.
      Wspomniane masowe pochówki datowane są na lata 1050–1500. Dzieci były poświęcane w ceremoniach związanych z ważnymi momentami tworzenia się, rozwoju i konsolidacji społeczności kultury Chimu. Najnowsze znalezisko składa się z Kopca I, w którym pochowano 25 dzieci i Kopca II, gdzie pochowanych zostało 51 ofiar. W sumie na badanym terenie odkryto szczątki 302 dzieci złożonych w ofierze.
      W Kopcu I zauważono też, że 5 młodych kobiet zostało pochowanych w pozycji siedzącej i ułożone mniej więcej w kształt okręgu. Archeolodzy próbują rozszyfrować znaczenie takiego ułożenia ciał. Kopiec I to zresztą najwcześniejszy ze znanych pochówków ofiarnych. Jego powstanie związane jest z jakimś wydarzeniem z lat 1050–1100 i składano tam ofiary do roku 1200. Pochowane tutaj dzieci ułożono stopami na zachód, głowami na wschód. Są zwrócone plecami do morza. Taki sposób ułożenia dotyczy wszystkich ciał z tego kopca.
      W Kopcu II 90% ofiar zostało zabitych podczas jednego wydarzenia. „Na zdjęciu lotniczym z 1942 roku widać, że kopiec otoczony jest polami i kanałami kultury Chimu. Obecnie już tego nie widać. Ofiarę z dzieci złożono, by poświęcić nowo zakładane pola uprawne", mówi dyrektor Programa Arqueológico Huanchaco, Gabriel Prieto Burméster.
      Zdaniem naukowca ofiary 1. i 2., w ramach których poświęcano dzieci, mają podobne podłoże. Natomiast ofiara 3., która miała miejsce w latach 1200–1300, związana jest z wydarzeniem, podczas którego kultura Chimu dokonała postępu wojskowego i terytorialnego na północ. Tutaj w ramach ofiary poświęcono dzieci, które zostały złożone do grobów przyozdobione piórami. Ponadto, sądząc po deformacjach czaszek, dzieci te mogły przybyć z Lambayeque, doliny Jequetepeque lub Chicama. Możliwe też, że jedna para została przywieziona z Casmy, dodaje uczony. Z kolei uroczystości ofiarne 4. oraz 5., do których doszło w latach 1300–1450, były powiązane z konsolidacją imperium Chimu. Widzimy tutaj dzieci pochowane w czymś, co przypomina mundur. Miały opaski na biodrach, kolorowe kamizelki i nakrycia głowy przypominające turbany. To okres szczytowej potęgi Chimu, przypomina Prieto. Ostatnie z wydarzeń, ofiara 6., miało miejsce już po podporządkowaniu sobie Chimu przez Inków. Ofiary złożono pomiędzy rokiem 1450 a 1500.
      Dzięki odkryciom w Pampa La Cruz wiemy, że ofiary z ludzi, przede wszystkim z dzieci, były ważnym elementem religii Chimu i służyły do celebrowania i podkreślania wielkości imperium. Dowodem na to jest sześć opisanych przez nas wydarzeń związanych ze składaniem ofiar, dodaje uczony.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sam strach przed drapieżnikami wystarczy, by populacja ich potencjalnych ofiar zmniejszyła się o połowę w ciągu 5 lat lub mniej. Naukowcy z University of Western Ontario zauważyli, że tam, gdzie występują drapieżniki, gatunki będące ich ofiarami inwestują mniej energii w wychowania potomstwa, zatem mniej młodych osiąga dojrzałość. Mamy tutaj do czynienia z nieznanym wcześniej mechanizmem zapewniającym równowagę w przyrodzie.
      Badania przeprowadzone przez profesor Lianę Zanett oraz Marka Allena i Michaela Clinchy dowodzą, że skupiając się wyłącznie na liczbie zwierząt, jaki jest w stanie zabić drapieżnik, będziemy źle oceniali wpływ drapieżników na ekosystem. Wyniki naszych badań mają olbrzymie znaczenie dla zarządzania środowiskiem, polityki oraz naszej wiedzy o ekosystemie. Na nowo musimy dokonać oceny korzyści wynikających zarówno z zachowania lub przywrócenia populacji rodzimych drapieżników, jak i strat powodowanych przez drapieżniki inwazyjne, mówi Zanette.
      Naukowcy oceniali wpływ strachu przed drapieżnikami na populację szarobrewki śpiewnej. Przez trzy kolejne sezony lęgowe żyjącym na wolności ptakom odtwarzano odgłosy drapieżników oraz zwierząt, które dla szarobrewki nie stanowiły zagrożenia. W każdym roku sprawdzano, jaki wpływ miały wokalizacje na liczbę narodzin i przeżywalność młodych.
      Okazało się, że strach przed drapieżnikami powoduje, że rodzice częściej wypatrują zagrożenia, a w tym czasie nie szukają pożywienia dla siebie i swoich młodych. To zaś powoduje, że pojawiają się skutki negatywne dla całej populacji, które dodatkowo kumulują się w kolejnych generacjach. Gdy dorosłe bały się drapieżników, rodziło się mniej młodych, a z nich mniej dożywało do dorosłości. Ptaki, które dożyły dorosłości żyły zaś krócej, co było prawdopodobnie związane z nieprawidłowościami w rozwoju mózgu. To wskazuje, że strach przed drapieżnikami ma wpływ na wiele pokoleń i sam w sobie prowadzi do zmniejszenia populacji.
      Taki wpływ strachu na wielkość populacji to prawdopodobnie norma wśród ptaków i ssaków, gdyż w rozwoju tych zwierząt opieka rodzicielska odgrywa olbrzymią rolę, a indukowane strachem zmniejszenie inwestycji w rodzicielstwo i opiekę jest czymś normalnym. Sądzimy, że nasze spostrzeżenie, iż strach sam w sobie ma znaczący wpływ na wielkość populacji jest prawdziwe dla większości ekosystemów, mówi Zanette.
      Badania te pokazują, że przetrzebienie przez człowieka drapieżników w negatywny sposób wpływa na populacje ich ofiar, które rozrastają się w sposób niekontrolowany, powodując kolejne problemy. A z kontrolą tych rozrośniętych populacji ludzie sobie nie radzą.
      Co więcej, przywrócenie rodzimych drapieżników ma olbrzymie znaczenie nie tylko dla populacji ich ofiar. Uczeni z Oregon State University zauważyli, że rosnąca na zachodzie USA populacja wilków odgrywa ważną rolę w odradzaniu się zagrożonej populacji rysiów, dzięki zwiększonej liczbie wilków odradzają się też ekosystemy leśne i wodne, co pozytywnie wpływ na wiele gatunków roślin i zwierząt.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Drapieżniki żyjące w pobliżu ludzi mogą nawet połowę pożywienia czerpać ze źródeł pochodzących od ludzi. To, jak obawiają się naukowcy z University of Wisconsin-Madison, może mieć destrukcyjny wpływ na środowisko naturalne.
      Uczeni badali dietę siedmiu gatunków drapieżników żyjących w regionie Wielkich Jezior. Zbierali kości i próbki futra zarówno z odległych terenów parków narodowych, jak i z terenów miejskich. Stwierdzili, że im bliżej człowieka żyje drapieżnik, w tym większym stopniu polega na pożywieniu pochodzącym od ludzi.
      Ewolucja spowodowała, że badane gatunki konkurują o różne źródła pożywienia. Jednak w momencie, gdy w znacznym stopniu żywią się tym, co pochodzi od ludzi, zaczynają w większym stopniu konkurowac między sobą. To może zmienić stosunki zarówno pomiędzy drapieżnikami, jak i drapieżnikami a ich dotychczasowymi ofiarami. Nie wiadomo, jaki będzie to miało wpływ na ekosystem, jednak naukowcy obawiają się, że niekorzystny, gdyż ekosystemy ewoluowały pod silną presją tych drapieżników.
      O tym, jak bardzo drapieżniki polegały na diecie pochodzącej od człowieka, decydowało kilka czynników. Tam, gdzie zwierzęta żyły w najbardziej zmienionym przez człowieka środowisku, średnio ponad 25% pożywienia czerpały ze źródeł od człowieka.
      Widoczna była też różnica pomiędzy gatunkami. Tak zdeklarowany drapieżnik jak ryś rudy w niewielkim stopniu polegał na diecie z ludzkich źródeł. Ale widoczne jest, że gatunki bardziej oportunistyczne, jak kojoty, lisy, kuna rybożerna czy kuna, jeśli mieszkały blisko ludzi, to z takich źródeł mogły czerpać nawet ponad 50% pożywienia, mówi główny autor badań, Phil Manlick. To szokująco wysoki odsetek.
      Naukowcy zauważają, że poleganie na diecie ze źródeł pochodzących od człowieka powoduje, że drapieżniki bardziej niż w naturze konkurują ze sobą o źródła pożywienia. To może prowadzić do większej liczby konfliktów pomiędzy nimi. Ponadto czyni je łatwiejszym celem dla człowieka oraz może zmienić sposób, w jaki polują one na swoje tradycyjne ofiary, co z kolei może mieć niekorzystny wpływ na środowisko naturalne.
      Naukowcy zbadali dietę niemal 700 przedstawicieli różnych gatunków.  Porównywali ją w zależności od gatunku oraz odległości od ludzkich siedzib. Określenie diety możliwe było dzięki badaniom izotopów węgla zawartych w futrze i szczątkach zwierząt. Izotopy naprawdę powodują, że jesteś tym, co jesz. Jeśli przyjrzymy się ludziom, to przekonamy się, że nasz skład izotopowy jest podobny do składu kukurydzy, mówi Manlick. Dzieje się tak, gdyż pożywiamy się roślinami oraz zwierzętami jedzącymi rośliny.
      Ludzie pożywienie, pełne kukurydzy i cukru, ma charakterystyczny skład izotopowy. Organizmy zwierząt, które je spożywają, wchłaniają te izotopy. Z kolei drapieżniki żywiące się dziko żyjącymi roślinożercami, mają inny skład izotopowy.
      Bardzo szeroki zakres geograficzny i gatunkowy przeprowadzonych badań wskazuje, że trend do zastępowania diety naturalnej dietą pochodzącą od człowieka, nie jest ograniczony do konkretnego gatunku czy konkretnej lokalizacji. Nie wiadomo, jak wpływa to na ekosystem.
      Gdy drastycznie zmienisz jeden z najważniejszych aspektów dla danego gatunku – jego źródło pożywienia – przyniesie to nieznane konsekwencje całej strukturze ekosystemu. Na nas, jako ekologach i biologach, leży obowiązek zrozumienia tego nowego ekosystemu oraz określenia, kto na tym wygra, a kto przegra, dodaje profesor Jon Pauli.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Strach, który wywołują drapieżniki, może pozostawiać trwałe zmiany w obwodach neuronalnych dzikich zwierząt i wywoływać w ten sposób utrzymujące się bojaźliwe zachowania. Przypomina to zjawiska obserwowane w przebiegu zespołu stresu pourazowego (PTSD).
      Zespół Liany Zanette z Uniwersytetu Zachodniego Ontario wykazał, że wpływ kontaktu z drapieżnikami na mózgowe obwody strachu utrzymuje się poza okres występowania natychmiastowej reakcji "walcz lub uciekaj" i jest mierzalny nawet po ponad tygodniu. Dzieje się tak, mimo że w międzyczasie zwierzęta przebywają w naturalnych warunkach środowiskowych i społecznych.
      Uzyskane przez nas wyniki mają ogromne znaczenie dla naukowców zajmujących się badaniami biomedycznymi, zdrowiem psychicznym i ekologów. Stanowią bowiem poparcie dla stwierdzenia, że PTSD nie jest czymś nienaturalnym i pokazują, że trwałe skutki strachu wywołanego przez drapieżniki, które zapewne wpływają na rozrodczość i przeżywalność, to coś normalnego w świecie zwierząt.
      Zachowanie wspomnień zagrażających życiu spotkań z drapieżnikami jest korzystne ewolucyjnie, jeśli pomaga jednostce unikać w przyszłości takich zdarzeń. Autorzy coraz większej liczby badań biomedycznych przekonują, że w takim świetle PTSD stanowi koszt dziedziczenia prymitywnego ewolucyjnie mechanizmu, który przedkłada przeżycie nad jakość życia.
      Ekolodzy zauważają z kolei, że drapieżniki mogą wpływać na liczebność ofiar, nie tylko je zabijając, ale i strasząc. W ramach wcześniejszych badań ekipa Zanette wykazała, na przykład, że przestraszeni rodzice słabiej radzą sobie z opieką nad młodymi.
      W najnowszym studium wzięły udział schwytane sikory jasnoskrzydłe (Poecile atricapillus). Przez 2 dni pojedynczym osobnikom (15 samcom i 12 samicom) odtwarzano wokalizacje drapieżników albo niedrapieżników. Później ptaki trafiały do stada, które przez tydzień przebywało na zewnątrz i nie było wystawiane na żadne wskazówki eksperymentalne. Utrzymujące się bojaźliwe zachowania badano, mierząc u wylosowanych 15 ptaków reakcje na zawołania alarmowe P. atricapillus. Wpływ na mózgowe obwodu strachu określano zaś, mierząc poziom pewnego czynnika transkrypcyjnego w ciele migdałowatym i hipokampie (chodziło o białko ΔFosB, czyli czynnik transkrypcyjny należący do rodziny Fos).
      Wykorzystane ścieżki dźwiękowe składały się z dźwięków wydawanych albo przez 6 gatunków polujących na sikory białoskrzydłe (krogulca czarnołbistego, krogulca zmiennego, włochatkę małą, myszłowa rdzawosternego, drzemlika i puszczyka kreskowanego), albo przez 6 niezagrażających sikorom gatunków (krzyżówkę, żabę leśną, szarobrewkę śpiewną, dzięcioła kosmatego, dzięcioła włochatego i kowalika czarnogłowego). W głównym eksperymencie wokalizacje odtwarzano za dnia, łącznie przez 5 min w ciągu godziny. Dźwięki pojawiały się w losowych interwałach, przy czym odgłosy każdego z gatunków "nadawano" 1-4-krotnie co 2 godziny.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...