Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Procesy ewolucji i specjalizacji mogą zachodzić nawet w przypadku... pojedynczych cząsteczek RNA - udowadniają naukowcy z instytutu Scripps. To istotny krok ku zrozumieniu procesu powstawania życia na Ziemi.

Odkrycia dokonała dr Sarah Voytek. Badaczka przygotowała w warunkach laboratoryjnych dwa rodzaje tzw. enzymatycznego RNA, a następnie wymieszała je ze sobą i badała ich wzajemne oddziaływania.

Powszechnie uważa się, że różne formy enzymatycznego RNA mogły być pierwszymi ziemskimi tworami wykazującymi niektóry cechy organizmów żywych. Świadczą o tym dwie istotne cechy tych cząsteczek: zdolność do przechowywania informacji, zapisanej jako sekwencja nukleotydów w nici RNA, a także właściwości umożliwiające powielanie własnej struktury i informacji genetycznej. Molekuły takie stanowią dzięki temu interesujący model do badań nad ewolucją. 

Aby sprawdzić, czy dwa rodzaje RNA mogą na siebie oddziaływać podobnie do dwóch gatunków organizmów żywych, dr Voytek zsyntetyzowała dwa rodzaje enzymatycznego RNA. Oba posiadały zdolność do replikacji, lecz proces ten wiązał się z występowaniem mutacji. Jak wykazała badaczka, po pewnym czasie formy niezdolne do wydajnego namnażania zanikały, zaś liczba cząsteczek replikujących się szybko wzrastała.

Wyjątkowo ciekawe zjawisko zaobserwowano po zmieszaniu oba rodzajów cząsteczek. Umieszczono je w środowisku zawierającym pięć różnych substancji, które mogły co prawda zostać wbudowane do powstających molekuł, lecz nigdy wcześniej nie uczestniczyły w ewolucji któregokolwiek rodzaju RNA. Efektem doświadczenia była wyraźna specjalizacja poszczególnych "gatunków" - każdy z nich zmutował do postaci umożliwiającej optymalne wykorzystanie określonego składnika, lecz jednocześnie przestawał wykorzystywać związki używane przez cząsteczki z drugiej grupy.

Po kilkuset rundach replikacji zaobserwowano jeszcze jedno interesujące zjawisko: zmianę schematu namnażania. Podczas, gdy jeden z "gatunków" RNA pochłaniał niezwykle duże ilości substratów, drugi zużywał zasoby nieco wolniej, lecz pojedyncza tura namnażania kończyła się dla niego wytworzeniem trzykrotnie większej liczby cząsteczek potomnych. Do złudzenia przypomina to różne strategie rozrodcze w świecie ożywionym, gdzie jedne zwierzęta składają tysiące jaj rocznie, zaś inne rodzą nieliczne potomstwo, lecz sprawują nad nim troskliwą opiekę.

Prowadzenie badań w skali pojedynczych cząsteczek ma głęboki sens, ponieważ do niedawna brakowało przekonujących danych na temat możliwego scenariusza transformacji form nieożywionych w ożywione. Eksperymenty podobne do tych prowadzonych przez dr Voytek mogą więc stać się niezwykle istotne dla naszego pojmowania procesu ewolucji i rozwoju życia na Ziemi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wspaniałe odkrycie ;) Pokazuje, że świat RNA nie jest pustą hipotezą, ale że został całkiem sensownie przewidziany..

 

I to mi się podoba w nauce - stawia hipotezę, sprawdza ją, potwierdza lub nie - ale dzięki temu zyskuje nową wiedzę, nowe dowody i informacje.. A w kreacjoniźmie ciągle jak było, tak jest.. Trzeba wierzyć w bajki, które można było wciskać ciemnocie 2000 lat temu, ale obecnie stają się one coraz mniej sensowne.. Ot, choćby taki wszechświat - w religii wszystko zamyka się na Niebie - a nauka wychodzi spoza nieba na inne planety, później na układy słoneczne, galaktyki, gromady gwiezdne, a wreszcie (zgodnie z teorią bąbli) na równoległe wszechświaty, które nigdy się ze sobą nie spotkają. ..pomijając, że inteligentne formy życia z różnych galaktyk, czy nawet różnych układów słonecznych (nie wspominając o gromadach) też raczej nigdy nie dadzą rady do siebie dotrzeć..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ot, choćby taki wszechświat - w religii wszystko zamyka się na Niebie - a nauka wychodzi spoza nieba na inne planety, później na układy słoneczne, galaktyki, gromady gwiezdne, a wreszcie (zgodnie z teorią bąbli) na równoległe wszechświaty, które nigdy się ze sobą nie spotkają.

Wiesz, często, to co mówi religia jest tzw. parabolą. Niebo to przenośnia, próba zobrazowania czegoś niepojętego dla człowieka (bo jesteś sobie w stanie wyobrazić tych wszystkich ludzi na chmurkach?).

pomijając, że inteligentne formy życia z różnych galaktyk, czy nawet różnych układów słonecznych (nie wspominając o gromadach) też raczej nigdy nie dadzą rady do siebie dotrzeć..

Ale jakby co, to zawsze można powiedzieć (cytuję mikroosa):

A nie mówiłem?

 

Skoro już tak wybiegasz w dalekie wszechświaty, to jeżeli nigdy się nie spotkają, to jak udowodnić hipotezę? Czy nauka już w tym momencie traci swoje piękno? Może to już nawet nie jest nauka?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Skoro już tak wybiegasz w dalekie wszechświaty, to jeżeli nigdy się nie spotkają, to jak udowodnić hipotezę? Czy nauka już w tym momencie traci swoje piękno? Może to już nawet nie jest nauka?

 

Ja bym to uzasadnił zasadą zachowania energii. To znaczy - aby dostać się do pewnego punktu we wszechświecie, trzeba zużyć taką samą ilość energii - nie da się oszukać fizyki. Owszem, można wymyślić mniej energochłonną metodę przemieszczania, ale nie da się polepszać ekonomiki w nieskończoność. A paliwa aby dolecieć chociaż do najbliższego układu gwiezdnego trzeba by zużyć pewnie taką masę jaką ma Księżyc albo i Ziemia.. To raz.

 

Po drugie, problemem jest przeżycie podróży - i nie chodzi mi tu o trudne warunki w kosmosie (promieniowanie kosmiczne itp) - ale zwyczajnie o to, żeby podróżnicy nie umarli ze starości.. A co dopiero tu mówić o zapasach wody i jedzenia.

 

Po trzecie, problem stanowi rozwinięcie prędkości, która umożliwiałaby dotarcie do odległych układów.. Pomijając zapasy wody i jedzenia, potrzebna by była prędkość przynajmniej 0,5c - wtedy w przeciągu około dziesięciu lat udało by się jednej załodze dolecieć do Alpha Centauri - dodam jeszcze że sygnał o tym, że dolecieli otrzymalibyśmy dopiero po 15 latach od ich startu - ponieważ fale elektromagnetyczne (świetlne lub radiowe) którymi by nas o lądowaniu powiadomili, wracałyby z A.C. 5 lat..

Zatem aby realnie myśleć o doleceniu nawet do najbliższej gwiazdy, musielibyśmy umieć podróżować z prędkością >0,9c - nawet wtedy czas podróży wyniósłby kilka lat..

 

Co prawda wtedy zaczyna być zauważalny efekt dylatacji czasu - załoga statku poruszająca się z prędkością bliską c odczuwałaby upływ czasu wolniej od 'otoczenia' - obserwatorzy na Ziemi postarzeliby się o 5lat, ale ekipa pojazdu znacznie mniej - może o kilka miesięcy. Więc po części rozwiązałby się problem z ogromnym zapasem jedzenia oraz wody. Ale obecnie jesteśmy w stanie rozwinąć nieco ponad 0,000003c (trzy milionowe c; po podzieleniu wartości II prędkości kosmicznej dla Ziemi przez wartość c). Więc jeszcze bardzo dużo nam brakuje..

 

Chociażby z tych prostych przyczyn w zasadzie niemożliwym jest spotkanie 'ufoludków'..

 

Dla zobrazowania zjawiska (ogromu pojedynczego wszechświata) podsyłam filmik z Youtube'a : http://www.youtube.com/watch?v=h3-Wnn_yCQk

 

Tu zaś opisana jest teoria bąbli, o której wspominałem: http://www.czytanki.terramail.pl/universe1.html

 

Oraz dla ciekawych, o wielkości największej gwiazdy: http://www.youtube.com/watch?v=I34FNr_peUk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale ja jestem świadomy niemożliwości takich podróży. Lecz chodzi mi o to, co sam napisałeś:

I to mi się podoba w nauce - stawia hipotezę, sprawdza ją, potwierdza lub nie - ale dzięki temu zyskuje nową wiedzę, nowe dowody i informacje.. A w kreacjoniźmie ciągle jak było, tak jest..

I niestety w takim razie wszystkie teorie dotyczące równoległych, czy jakichkolwiek innych wszechświatów właściwie można pod kreacjonizm podciągać. A skoro nie jest to nauka, więc fakt niemożności spotkania "kosmitów" lecz "wiara" w nich to już po prostu zwykła teoria spiskowa.

 

Aha, i jeszcze co do ufoludków ;) Skoro już podejść do tego w ten sposób, że wszechświat jest na tyle duży, iż prawdopodobieństwo wyewoluowania stworzeń zdolnych do komunikacji i podróży międzyplanetarnych, to dlaczego nikt nas nie odwiedza? Aha, i nie stosuj powyższej argumentacji dotyczącej nas, bo równie dobrze te istoty mogą żyć o wiele dłużej od nas, czerpać energię z zupełnie innych źródeł, a kto wie, może jakieś zjawiska fizyczne pozwalające przekroczyć prędkość światła? W końcu to tylko ograniczenie dla informacji... :) Lubię sobię pobajdurzyć od czasu do czasu :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak wykazała badaczka, po pewnym czasie formy niezdolne do wydajnego namnażania zanikały, zaś liczba cząsteczek replikujących się szybko wzrastała

 

Cóż... niepłodność nie jest dziedziczna. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Wiesz, często, to co mówi religia jest tzw. parabolą. Niebo to przenośnia, próba zobrazowania czegoś niepojętego dla człowieka (bo jesteś sobie w stanie wyobrazić tych wszystkich ludzi na chmurkach?).

Ja bym nie miał nic przeciwko religii, gdyby pozostawała tylko bajką dla ciemniactwa (i nielicznych wykształconych, którzy jakimś cudem uwierzyli w tę bajkę), a nie była maszynką do robienia gruuubej kasy.

Czy nauka już w tym momencie traci swoje piękno? Może to już nawet nie jest nauka?

A od kiedy rolą nauki jest dążenie do piękna? Nauka NIE jest sztuką! Jej zadaniem jest opisywanie rzeczywistości, nawet jeśli rzeczywistość jest okrutną $%^&*

 

 

Mnie dokonane odkrycie niesamowicie cieszy, a jako początkującego naukowca (hłe hłe hłe :) ) baaardzo interesuje.

 

btw.:

Wiesz, często, to co mówi religia jest tzw. parabolą.

Zawsze się to mówi, gdy finalnie okazuje się, że religia nie mówi prawdy albo jawnie kogoś oszukuje. Bardzo wygodne jest wtedy określenie "parabola" lub "skrót myślowy". Zabawne ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nikt tu nie wskazał sprzeczności między nauką a wiarą, także nie wiem o czym dyskutujecie ;)

 

Kreacjonizm? Czemu ludzie ciągle kojarzą go z poglądem, że Ziemia ma kilka tysięcy lat, a światło z gwiazd i kości dinozaurów są rodzajem wystawiania nas na próbę?

 

Podróżowanie po wszechświecie: w zasadzie moglibyśmy poruszać się z dowolną prędkością mniejszą od c zakładając, że mamy odpowiednio dużą ilość paliwa i b. dużą ilość czasu :) Przecież energia potrzebna jest tylko do: przyspieszania, zwalniania, zmiany kierunku lotu. Można więc osiągnąć prędkość zależną tylko od ilości paliwa, trzeba jednak wziąć pod uwagę, że przyspieszenie też nie może być za duże (coby z ludzi miazga nie pozostała), więc do rozwinięcia odpowiedniej prędkości trzeba dysponować również odpowiednią ilością czasu.

 

Zawsze jednak można pomyśleć o innych sposobach, może tunele czasoprzestrzenne czy coś :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Kreacjonizm? Czemu ludzie ciągle kojarzą go z poglądem, że Ziemia ma kilka tysięcy lat, a światło z gwiazd i kości dinozaurów są rodzajem wystawiania nas na próbę?

Czyżby stąd, że niemal każda religia świata zawsze znajduje dogodną wymówkę byle tylko wyszło na to, że jednak mówiła prawdę? Bo widzisz, problem polega na tym, że pojęcia nie mają, jak jest w rzeczywistości (o czym świadczy ciągłe zmienianie tzw. "oficjalnej wersji"), ale zawsze na 100% wiedzą, że i tak jest to dzieło Boga... jest to co najmniej dziwne, żeby nie powiedzieć, że idiotyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Popieram mikroosa. Nauka tym się różni religii, że jak czegoś nie wiadomo, to jasno to mówi: 'tego jeszcze nie wiadomo' ew. podaje możliwe hipotezy. I drąży dalej - po iluś latach udaje się zagadkę rozwiązać.. Więc nauka bez przerwy dopisuje coś nowego do swoich ksiąg..

 

A w religii wszystko po staremu - i tak jak to zauważył mikroos, owa parabola jest tylko sposobem tłumaczenia religii w inny sposób. Milion interpretacji dla jednego tekstu - zależnie od sytuacji politycznej, gospodarczej i od tego z kim akurat sprzymierzyli się duchowni..

 

Co do podróży z prędkością bliską c - właśnie o tym pisałem, choć nie uściśliłem. Z tego co czytał albo liczył mój kolega, to przyspieszanie do 0,9c tak, aby 'z ludzi nie została miazga' zajęłoby kilka-kilkanaście lat o ile dobrze pamiętam - nie wiem skąd taką ilość paliwa i jedzenia oraz wody dla załogi wziąć (dylatacja czasu jest zauważalna dopiero od ok 0,8-0,9c). I właśnie w tym cały problem ;) Tunele czasoprzestrzenne zatem pozostaną chyba jedynym wyjściem, o ile uda się je opracować. Ale na zaginanie przestrzeni pewnie będą iść niewiarygodne ilości energii..

 

Mnie z tym przyspieszeniem jeszcze jedna rzecz do głowy przyszła.. A gdyby prędkość bliską c udawało się uzyskiwać w niemal zerowym czasie? Tak jak mają to fotony.. Wtedy problem 'miazgi' chyba by przestał istnieć - bo zanim człowiek by się zdążył rozprysnąć, to już podlegałby dylatacji czasu.. Niemniej to chyba miało by sens jedynie poza atmosferą - inaczej tarcie o jej składniki i ogółem zderzenia z nimi by nieszczęśnika rozszarpały razem z pojazdem.. Co o tym sądzicie? Oczywiście taka metoda też wymagałaby niezwykłych ilości energii.. ale ciekaw jestem czy sam pomysł jest poprawny :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
A w religii wszystko po staremu - i tak jak to zauważył mikroos, owa parabola jest tylko sposobem tłumaczenia religii w inny sposób. Milion interpretacji dla jednego tekstu - zależnie od sytuacji politycznej, gospodarczej i od tego z kim akurat sprzymierzyli się duchowni..

Możesz podać przykład zmiany interpretacji Pisma Świętego dokonanej przez polskich duchownych w celu osiągnięcia celów politycznych?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nauka vs Religia.

Historyjki religijne ciągle są zmieniane, tak aby wyszło że jednak mieli rację od początku, że niebo (takie tuż nad nami) to była tylko przenośnia itp... Ok... ale - nauka robi to samo. Kiedyś ludzie nic nie wiedzieli na temat tego jak się porusza słońce, że istnieją gromady gwiazd, inne wymiary itp. Ktoś to odkrył i staje się to już prawdą uniwersalną.

Różnica polega na tym, że nauka się odcina od swoich przestarzałych poglądów - religia stare teksty zostawia i stara się je tłumaczyć na nowo.

 

Co do podróży międzygwiezdnych - na Enterprise jakoś im to wychodziło ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nauka vs Religia.

Historyjki religijne ciągle są zmieniane, tak aby wyszło że jednak mieli rację od początku, że niebo (takie tuż nad nami) to była tylko przenośnia itp... Ok... ale - nauka robi to samo. Kiedyś ludzie nic nie wiedzieli na temat tego jak się porusza słońce, że istnieją gromady gwiazd, inne wymiary itp. Ktoś to odkrył i staje się to już prawdą uniwersalną.

Różnica polega na tym, że nauka się odcina od swoich przestarzałych poglądów - religia stare teksty zostawia i stara się je tłumaczyć na nowo.

No chwila, był pogląd, że trzeba niewiernych palić na stosie, a teraz już go nie ma. Może po prostu religia potrzebuje więcej czasu niż nauka? A może zmieniają się poglądy wiernych a nie zmieniają się przedstawicieli Kościoła - a Ty oceniasz wszystkich na podstawie wąskiej grupy? Różnie to bywa, w nauce także.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pisząc o starych tekstach miałem na myśli biblię i jej odpowiedniki w innych religiach. Bez paniki ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nowo odkryty gatunek wymarłej małpy wzmacnia hipotezę mówiącą, że najwcześniejsi przodkowie człowieka ewoluowali we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego, w Europie i Azji, zanim wyemigrowali do Afryki, gdzie powstał nasz gatunek. Skamieniałe szczątki małp znajdowane we wschodnich częściach Śródziemiomorza stanowią oś sporu na temat pochodzenia małp afrykańskich oraz ludzi. Naukowcy nie są zgodni, jak należy klasyfikować te zwierzęta na drzewie ewolucyjnym.
      Międzynarodowy zespół naukowy uważa, że zidentyfikowany przez nich rodzaj Anadoluvius, który 8,7 miliona lat temu zamieszkiwał centralną Anatolię dowodzi, że migracje małp z regionu Morza Śródziemnego to najstarszy znany przykład rozprzestrzeniania się wczesnych homininów, ssaków z rodziny człowiekowatych, w skład którego wchodzą rodzaje Homo (m.in. człowiek współczesny), Pan (szympansy i bonobo) oraz ich wymarli przodkowie.
      Szczątki przedstawicieli tych gatunków znajdowane są wyłącznie w Europie i Anatolii, zaś powszechnie akceptowani przedstawiciele homininów są znajdowani wyłącznie w Afryce od późnego miocenu po plejstocen. Hominini mogli pojawić się w Eurazji w późnym miocenie lub rozprzestrzenić się w Eurazji od nieznanego afrykańskiego przodka. Różnorodność hominów w Eurazji sugeruje, że do ewolucji doszło na miejscu, ale nie wyklucza hipotezy o afrykańskim pochodzeniu, czytamy w artykule A new ape from Türkiye and the radiation of late Miocene hominines.
      Tradycyjny pogląd, od czasów Darwina, mówi, że tak plemię hominini (Homo, Pan), jak i podrodzina homininae (Homo, Pan, Gorilla) pochodzą z Afryki. To tam znaleziono najstarsze szczątki człowieka. Przedmiotem sporu jest jednak, czy przodkowie wielkich afrykańskich małp, które dały początek przodkom człowieka, ewoluowali w Afryce.
      Hipoteza alternatywna wobec afrykańskiej mówi, że przodkowie europejskich małp mogli przybyć z Afryki i tutaj doszło do ich ewolucji. To właśnie w Europie znajdowane są najstarsze szczątki małp, które przypominają współczesne wielkie małpy Afryki. Później, gdy klimat w Europie zmienił się na niekorzystny, małpy te wyemigrowały do Afryki i tam dały początek naszemu gatunkowi.
      Homininy ze wschodniej części Morza Śródziemnego mogą reprezentować ostatni etap specjacji, wyodrębniania się z jednego lub więcej starszych homininów Europy, podobnie jak parantrop, który prawdopodobnie wyodrębnił się od przodka podobnego do australopiteka. Ewentualnie, biorąc pod uwagę fakt, że europejskie homininy są najbardziej podobne do goryli, możemy mieć tu do czynienia z wyodrębnianiem się wczesnych przedstawicieli kladu goryli. Jest też możliwe, że europejskie homininy reprezentują linie ewolucyjne homininów z Afryki, jednak nie mamy dowodów na istnienie w Afryce pomiędzy 13 a 10 milionów lat temu wielu linii homininów, a wyniki naszych badań nie wspierają tej hipotezy, czytamy na łamach Nature.
      Autorzy badań informują, że wciąż prowadzą analizy, zauważają przy tym, że badania Anadoluvius wskazują, iż zróżnicowanie wielkich małp we wschodniej części Morza Śródziemnego jest większe niż sądzono i że doszło tutaj do podziału na wiele taksonów, na długo zanim pojawiły się one w Afryce.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania przeprowadzone pod kierunkiem uczonych z Yale University przyniosły najstarsze dowody na znaczące zmiany całych ekosystemów, jakich człowiek dokonywał za pomocą ognia. Z artykułu opublikowanego w Science Advances dowiadujemy się, że ludzie mieszkający na brzegach jeziora Malawi zmieniali ekosystem już przed 92 000 lat. Stworzyli wówczas ekosystem, który istnieje do dzisiaj.
      Ludzie ci wykorzystywali ogień, by uniemożliwić odrastanie lasów. Powstał w ten sposób busz, który jest tam obecnie.
      To najstarsze dowody na to, że ludzie radykalnie zmieniali ekosystem za pomocą ognia, mówi główna autorka badań, profesor Jessica Thompson. Wskazuje to, że już w późnym plejstocenie ludzie nauczyli się wykorzystywać ogień w nowatorskich sposób. W tym przypadku wypalanie doprowadziło do zastąpienia w tym regionie lasów przez busz, który istnieje do dzisiaj.
      Thompson stała na czele międzynarodowej grupy naukowej złożonej z 27 specjalistów z USA, Afryki, Europy, Azji i Australii. Naukowcy analizowali m.in. artefakty z kamienia pochodzące ze środkowego okresu epoki kamienia. W tym właśnie czasie po raz pierwszy pojawił się człowiek współczesny. Dane uzyskane z artefaktów były brane pod uwagę podczas analizy danych ekologicznych oraz osadów aluwialnych z okolicy. Naukowcy dokonali ponad 100 wykopów na przestrzeni setek kilometrów, analizując zmiany poziomu wód i badając sposób tworzenia się osadów. Analizowali pyłki roślinne i węgiel drzewny.
      Odkryli dzięki temu, m.in., że artefakty wytworzone ręką człowieka, zmiany ekologiczne i osady aluwialne pojawiły się w tym samym okresie. Stwierdzili również, że szczyt kumulowania się węgla drzewnego, którego obecność świadczy o pożarach, nastąpił na krótko przed spłaszczeniem się wykresu bogactwa gatunków zamieszkujących okolicę. Zjawisko to zaszło pomimo utrzymującego się wysokiego poziomu wód jeziora, co świadczy o stabilności ekosystemu. Mimo tego, że niedawno zakończył się okres suchy, a zwykle w takich przypadkach dzięki zwiększonym opadom zwiększa się też szata roślinna, powstają lasy, które z kolei zapewniają dobre warunki licznym gatunkom zwierząt. Tym razem jednak bioróżnorodność świata zwierzęcego i roślinnego nie uległa zwiększeniu. Badany przez nas pyłek jest inny, niż we wcześniejszych podobnych okresach. Pyłki drzew nie są tak rozpowszechnione jak wcześniej, ich miejsce zastąpiły pyłki roślin, które dobrze radzą sobie z częstymi pożarami i zakłóceniami wzrostu, mówi Sarah Ivory z Penn State University.
      Jednoczesne zwiększenie liczby artefaktów wytworzonych ręką człowieka, w połączeniu ze zwiększoną ilością węgla drzewnego, zmniejszoną pokrywą leśną i wyjściem klimatu z okresu suchego wskazują, iż ludzie manipulowali ekosystemem za pomocą ognia.
      Zmiany te pozwalają też wyjaśnić, skąd taka akumulacja artefaktów w regionie. Gleba przesuwa się w dół zbocza, chyba, że coś ją zatrzyma. Jeśli usuniemy drzewa i spadnie deszcz, duża ilość gleby przesunie się w dół, stwierdza David Wright z Uniwersytetu w Oslo.
      Naukowcy podkreślają, że podczas wcześniejszych zmian z okresów suchych na wilgotne w tym regionie nie dochodziło do tak dużego formowania się osadów aluwialnych i do tak znacznego nagromadzenia się węgla drzewnego.
      Nie wiadomo, dlaczego ludzie wypalali wówczas tak duże płacie terenu. Niewykluczone, że chcieli w ten sposób stworzyć otoczenie bardziej przydatne do łowiectwa i zbieractwa. Mogło jednak być tak, że wzniecany ogień często wymykał im się spod kontroli lub też w okolicy mieszkało dużo ludzi, którzy potrzebowali drewna na opał. Tak czy inaczej, te zmiany krajobrazu zostały spowodowane przez ludzi. To pokazuje, że wcześni ludzie przez długi czas potrafili kontrolować swoje otoczenie, a nie być przez nie kontrolowanymi. Zmieniali całe krajobrazy i trwa to do dzisiaj, stwierdza Thompson.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak Kościół katolicki odnosi się do teorii ewolucji Darwina? Od czasu otwarcia archiwów Świętego Oficjum w 1997 roku możliwe stało się poznanie tego zagadnienia w sposób obiektywny i całościowy.
      „Kościół a ewolucja” ukazuje jasny i kompletny obraz kontrowersji wokół teorii Darwina w teologii katolickiej i w świecie nauk przyrodniczych. Wyjaśnia m.in. czym jest teoria inteligentnego projektu, czym teistyczny ewolucjonizm, a czym kreacjonizm. Pomimo tego, że napisana jest jako praca naukowa utrzymana została w lekkim i przystępnym stylu.
      Czytając ją, prześledzisz debaty dziewiętnastowiecznych teologów i wypowiedzi współczesnych papieży. Dowiesz się, co na temat ewolucji mówi kard. Ch. Schönborn oraz dlaczego jego stanowisko skrytykował bp J. Życiński. Książka Michała Chaberka skierowane jest do wszystkich odważnych ludzi, którzy nie boją się myśleć.
      Ze strony wydawnictwa można pobrać plik ze spisem treści [PDF] oraz fragmentem książki [PDF].
      O autorze:
      Michał Chaberek – dominikanin, (ur. w 1980 r. w Gdańsku) – studiował zarządzanie na Uniwersytecie Gdańskim oraz teologię w Kolegium Dominikanów w Warszawie i Krakowie. W 2007 roku przyjął święcenia kapłańskie. Trzy lata pracował w Lublinie, pełniąc posługę duszpasterza akademickiego, katechety i rekolekcjonisty. W 2011 obronił doktorat z teologii fundamentalnej na UKSW. W tym samym roku uczestniczył w elitarnym seminarium naukowym organizowanym przez Discovery Institute w Seattle. Interesuje się teorią inteligentnego projektu, historią teologii i nauczaniem św. Tomasza z Akwinu. Mieszka w Warszawie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Specjaliści z należącego do NASA Jet Propulsion Laboratory (JPL), University of Maryland oraz Woods Hole Research Center stworzyli szczegółową mapę wysokości lasów. Pomoże ona zrozumieć rolę, jaką odgrywają lasy w zmianach klimatu oraz w jaki sposób ich wysokość wpływa na zamieszkujące je gatunki.
      Mapę stworzono za pomocą umieszczonego na orbicie lasera, który zbadał wysokość lasów wysyłając w ich kierunku 2,5 miliona impulsów świetlnych. Dane z odbicia światła były następnie szczegółowo analizowane i porównywane z informacjami uzyskanymi z 70 stacji naziemnych.
      Badania wykazały, że, ogólnie rzecz ujmując, wraz ze wzrostem szerokości geograficznej, spada wysokość drzew. Najwyższe rośliny znajdują się w tropikach, a im bliżej biegunów, tym są niższe. Znaczącym wyjątkiem jest roślinność Australii i Nowej Zelandii znajdująca się w okolicach 40. stopnia szerokości południowej. Rosną tam eukaliptusy, należące do najwyższych roślin na Ziemi.
      Najnowsze pomiary wykazują, że lasy na naszej planecie są wyższe, niż wcześniej szacowano. Dotyczy to w szczególności lasów w tropikach i tajgi. Niższe za to niż sądzono są lasy na obszarach górskich.
      Nasza mapa to jeden z najdokładniejszych dostępnych obecnie pomiarów wysokości lasów na Ziemi - mówi Marc Simard z JPL.
      Nawet jednak te pomiary nie są doskonałe. Na ich dokładność wpływa bowiem zarówno stopień w jakim człowiek na poszczególnych obszarach zniszczył lasy, jak i różnice w wysokości poszczególnych drzew. Dla niektórych części globu pomiary będą zatem znacznie bardziej dokładne niż dla innych.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy od dziesięcioleci spierają się, dlaczego języki ewoluują. Wybitny językoznawca, Noam Chomsky uważa, że języki nie wyewoluowały po to, by ludzie mogli się komunikować. Ta funkcja to jedynie produkt uboczny prawdziwego celu pojawienia się języków, jakim ma być zapewnienie możliwości myślenia, ustrukturyzowania myśli.
      Dowodem na potwierdzenie tej teorii ma być istnienie wyrazów mających wiele znaczeń. W systemie, który służyłby komunikacji, takie słowa powinny być eliminowane, by nie utrudniać wzajemnego rozumienia się, nie powodować pomyłek.
      Teraz naukowcy z MIT-u wysunęli inną teorię. Twierdzą, że słowa o wielu znaczeniach istnieją po to, by komunikacja była bardziej efektywna. By można było używać tych samych krótkich dźwięków na oznaczanie różnych rzeczy. Zauważają, że pomyłek można uniknąć, gdyż w zdecydowanej większości przypadków z kontekstu wynika, o które znaczenie danego słowa chodzi.
      „Ludzie mówią, że wieloznaczność to problem w komunikowaniu się. Ale gdy zrozumiemy, że kontekst usuwa wieloznaczność, wówczas przestaje ona być problemem. Staje się czymś przydatnym, ponieważ pozwala na wykorzystywanie tych samych wyrazów w różnych kontekstach“ - mówi profesor Ted Gibson.
      Naukowcy hipotetyzują, że słowa o wielu znaczeniach to takie, które są najłatwiejsze do przetwarzania w procesie mowy. Dlatego też mają dużo znaczeń - ich wykorzystywanie jest bowiem najbardziej efektywne. Uczeni stwierdzili, że jeśli mają rację, to wyrazy o mniejszej liczbie sylab, łatwiejszej wymowie i częstszym występowaniu powinny mieć więcej znaczeń niż inne słowa.
      Aby sprawdzić swoje przypuszczenie Gibson i współpracujący z nim Steven Piantadosi i Harry Tily, zbadali słowniki języków angielskiego, holenderskiego i niemieckiego. Porównując właściwości wyrazów z liczbą ich znaczeń stwierdzili, że ich przepuszczenia były prawdziwe. Wyrazy częściej występujące, o mniejszej liczbie sylab i lepiej pasujące do dźwięków typowych dla danego języka, miały więcej znaczeń niż inne wyrazy.
      Naukowcy wyjaśniają, że w procesie komunikacji nadawca jest zainteresowany przekazaniem jak największej liczby informacji za pomocą jak najmniejszej liczby słów, a odbiorcę interesuje jak najpełniejsze i najdokładniejsze zrozumienie przekazu. Jednak, jak zauważają uczeni, bardziej ekonomicznym jest wymuszenie na odbiorcy, by pewne informacje wnioskował z kontekstu, niż wymaganie od nadawcy, by wszystko dokładnie wyjaśniał. W ten sposób powstaje system, w którym „najłatwiejsze“ wyrazy mają więcej znaczeń, gdyż z kontekstu wynika to właściwe.
      Tom Wasow, profesor językoznawstwa i filozofii z Uniwersytetu Stanforda uważa prace uczonych z MIT-u za bardzo ważne. „Można by się spodziewać, że skoro języki podlegają ciągłej ewolucji, to będzie z nich usuwana niejednoznaczność. Jednak gdy przyjrzymy sie językom naturalnym zauważymy, że w dużej mierze są one niejednoznaczne. Wyrazy mają wiele znaczeń, istnieje wiele sposobów na ich ułożenie w ciąg wypowiedzi... Badania te przyniosły naprawdę ważkie argumenty wyjaśniające, dlaczego niejednoznaczność jest w procesie komunikacji czymś funkcjonalnym, a nie dysfunkcyjnym“.
      Piantadosi zauważa, że spostrzeżenia jego i jego kolegów mają olbrzymie znaczenie dla specjalistów pracujących nad rozumieniem języka naturalnego przez maszyny. Ludzie bardzo dobrze radzą sobie z wieloznacznością, jednak dla komputerów jest to bardzo poważny problem. Gibson zauważa jednak, że eksperci od dawna zdają sobie sprawę z wyzwań, jakie stoją przed maszynami, a dzięki badaniom zespołu z MIT-u zyskali lepsze teoretyczne i ewolucyjne wyjaśnienie istnienia wieloznaczności.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...