Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Ratunku, ten człowiek naprawdę nie rozumie, co się do niego pisze ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wszystko co podalem tyczy sie podawania syntetycznych witamin i konsekwencji, nie ma tego przy podawaniu naturalnych, chyba ze przy mega przedawkowaniu co jest bardzo trudne przy naturalnych zrodlach.

prosze nadal o odniesienie do makroskladnikow ( ktore sa przeciez podstawa posilku ).

i znow powtarzam zapuytanie , probowales ?

 

zreszta niewazne , pytalem o to kilka razy , ani razu odpowiedzi nie uzyskalem . przyjmuje to jako

 

- nie probowales. wiec nawet nie wiesz o czym mowie. postaraj sie zjesc syntetyczne 300g weglowodanow a naturalne.

 

koncze dyskusje, pozostane na tym - SPRAWDZ

 

EOT

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
wszystko co podalem tyczy sie podawania syntetycznych witamin i konsekwencji, nie ma tego przy podawaniu naturalnych

BZDURA!!!!

 

Te badania udowadniają jedynie tyle, że PODAWANIE PRZECIWUTLENIACZY W FORMIE TABLETKI jest szkodliwe. Nie ma tu żadnego podziału na witaminy pochodzenia syntetycznego oraz naturalnego. Nie ma ANI ŹDŹBŁA informacji na temat tego, czy tabletki wykonano z preparatów tworzonych drogą syntezy ex vivo, czy zsyntetyzowanych in vivo i wyizolowanych z żywych organizmów.

 

Czy teraz jest to jasne? Ja już naprawdę nie umiem wytłumaczyć tego bardziej dobitnie, przykro mi ;)

 

 

 

btw. skoroś taki mądry, to może powiedz mi, skąd miałeś dostęp do SYNTETYCZNEGO cukru (o ile mi wiadomo, nikt nie prowadzi takich reakcji na skalę przemysłową, nawet producenci ultraczystych odczynników pozyskują je z roślin)? Mam na myśli: skąd uzyskałeś syntetyczne węglowodany? Na pewno rozumiesz w ogóle, co to znaczy "syntetyczny"? Wbrew pozorom to nie to samo, co "znajdujący się w tabletce".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z takich ktore mozna dostac jak pogadasz to mozesz sprobowac Acesulfam ale wiadomo - to slodzik.

 

jak powtarzalem EOT, to tylko dodaje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tego się spodziewałem...

 

przychodzi taki, mówi o acesulfamie jako cukrze, a potem zgrywa znawcę ;D ROTFL!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam sił, żeby kolejny raz tłumaczyć ;) ale spróbuję: wyizolowanie witaminy z organizmu żywego i stworzenie z niej tabletki spowoduje powstanie dokładnie takiej samej formy, jak gdyby od podstaw była ona wytworzona sztucznie.

 

EDIT: Już nie wspomnę o tym, że wspomniane w tym całym portaliku "badanie znane jako ATBK" nawet nie jest zwracane przez Google'a (hasło: atbk vitamin cancer) ani przez PubMed (hasło ATBK) ;D Z kolei badanie z czasopisma "Science" przytoczone przez tamtego dziennikarzynę wcale nie dotyczyło witaminy syntetycznej, tylko suplementacji witaminą bez podania jej źródła jako surowca do produkcji tabletek.

 

Njaprawdopodobniej kompletnym baranem (albo świadomym i cwanym manipulantem) jest też czlowiek, który przetłumaczył słowa prof. Collinsa jako "syntetyczne witaminy to strata pieniędzy". Prof. Collins powiedział jedynie, że TABLETKI są stratą pieniędzy (źródło: http://news.bbc.co.uk/1/hi/health/2096672.stm - w całym artykule ANI RAZU nie pada słowo "syntetyczny").

 

Naprawdę nie mam już ochoty polemizować z ludźmi, którzy nie mają pojęcia, o czym piszą :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do zwiększonego ryzyka zachorowań od brania witamin, to jest dość prosta teoria aby to wyjaśnić:

 

Po pierwsze brali je głupi Amerykanie. Uważali pewno, że 'im więcej witaminek tym lepiej', a tak się składa że witaminy mają podwójną zależność dawka-reakcja - przy niedoborze jest spadek zdrowia, przy optymalnej wartości jest podwyższenie zdrowia, zaś przy przedawkowaniu jest wręcz ryzyko śmierci. Zatem wcale nie 'im więcej tym lepiej'. Wżeranie pigułek na potęgę nigdy nie było niczym dobrym - i zostało to zaznaczone w przytoczonym artykule: że należy zastanowić się, co się chce osiągnąć biorąc pigułki (ja między innymi rozumiem to jako to, że oprócz określenia efektu należy dobrze zaplanować dietę i wielkości dawek suplementów).

 

Po drugie, wracając do witamin - witaminy A i E (oraz D i K) są rozpuszczalne w tłuszczach, przez co ich nadmiar jest szkodliwy dla zdrowia, gdyż nie jest usuwany z moczem, tak jak na przykład witamina C, której można brać nawet kilka gramów (mimo sugerowanego zapotrzebowanie ~65mg) dziennie i się jej nie przedawkuje - będzie się jedynie mieć fluorescencyjnie żółty mocz (wiem bo brałem suplementy w których dawka wynosiła 250mg).

 

Jeśli chodzi o próbowanie, to próbowałem suplementowania (brałem zestaw witamin Special Two firmy Now - do obejrzenia tutaj:http://atleta.pl/sklep/product_info.php?products_id=160 ) i muszę powiedzieć że po odstawieniu witamin poczułem pewną senność i ogólne osłabienie. Zatem suplementacja miała pozytywny efekt. Dodam że moja dieta jest uboga w wiele potrzebnych substancji - praktycznie nie jem warzyw ani owoców, zdarza się że jem tylko 2 razy dziennie (to wszystko wynika z braku pieniędzy oraz dość zabieganego trybu życia).

 

Zgodzę się że syntetycznie bardzo trudno będzie uzyskać taki bilans składników odżywczych jak w pożywieniu (różne rodzaje i proporcje węglowodanów, białek, tłuszczy, witamin i mikroelementów), ale uważam że gdy już będzie to możliwe i opłacalne, tego typu koktajle czy tabletki będą miały efekt bardzo podobny do zjedzenia ich zawartości w formie naturalnej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sposób na zrzucenie zbędnych kilogramów? Jedzenie codziennie tego samego. Wg naukowców z Uniwersytetu w Buffalo, człowiek staje się wtedy do tego stopnia niezainteresowany posiłkiem, że je mniej. Innymi słowy: następuje habituacja, czyli zanikanie reakcji na powtarzający się bodziec (American Journal of Clinical Nutrition).
      Eksperyment pokazał, że kobiety, które przez tydzień codziennie jadły makaron z serem, pod koniec tygodnia spożywały o 100 kilokalorii mniej niż zwykle. Zespół Leonarda Epsteina zwerbował 32 panie w wieku od 20 do 50 lat: połowa cierpiała na otyłość, połowa nie. Podzielono je dwie grupy, w każdej znalazła się jednakowa liczba osób z nadmierną i prawidłową masą ciała. Wszystkie kobiety miały 5 razy zetknąć się z tym samym daniem (makaronem z serem), tyle że jedna podgrupa 5 razy w jednym tygodniu, a druga raz na tydzień przez 5 tygodni. W praktyce wyglądało to tak, że panie przez 28 minut zajmowały się przypisanym zadaniem na komputerze, a potem proponowano im porcję makaronu z serem o wartości energetycznej 125 kilokalorii. Można było wziąć tyle dokładek, na ile się miało ochotę. Obie grupy rozwiązywały zadanie w ciągu 5 sesji, tyle że były one inaczej rozłożone w czasie. Grupa jedząca codziennie to samo danie zmniejszała liczbę przyjmowanych kalorii o ok. 30 kilokalorii na sesję (habituacja wystąpiła zarówno u kobiet otyłych, jak i szczupłych), a do końca eksperymentu grupa jedząca je w tygodniowych odstępach czasu zwiększyła kaloryczność posiłków o 100 kcal.
      Na razie naukowcy nie wiedzą, do jakiego stopnia posiłki powinny być podobne, by wykształciła się habituacja. Czy ktoś będzie przejawiał długoterminową habituację na kolejne posiłki, na które będą się składać pizza serowa, pepperoni i grzybowa? Trzeba to rozstrzygnąć w ramach kolejnych badań.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy akademicy z Uniwersytetu Cornella prześledzili na 52 obrazach namalowanych w ciągu tysiąca ubiegłych lat wielkość porcji i talerzy używanych przez Chrystusa i apostołów podczas Ostatniej Wieczerzy, okazało się, że wzrastały one z biegiem czasu (International Journal of Obesity).
      Jak podkreśla prof. Brian Wansink, oznacza to, że zjawisko serwowania solidniejszych porcji na coraz większej zastawie, które skłania wielu ludzi do przejadania, nie pojawiło się nagle, ale narastało stopniowo przez całe milenium.
      Amerykanie wybrali 52 znane obrazy z wydanego w 2000 roku albumu "Ostatnia Wieczerza". Analizowali rozmiary przystawek, chleba i talerzy, zestawiając je ze średnimi gabarytami przeciętnej głowy z danego malowidła. W ten sposób zespół Wansinka ustalił, że w ciągu 1000 lat wielkość przystawki wzrosła krok po kroku aż o 69%, talerz powiększył się o 66%, a chleb o 23%.
      W ramach studium Brian Wansink, ekonomista i ekspert od marketingu, współpracował z bratem Craigiem – profesorem religioznawstwa. Panowie wspomagali się programem komputerowym, który umożliwiał skanowanie obiektów z obrazu, obracanie ich i przeliczanie wielkości, bez względu na oryginalne położenie na płótnie. Studium rozpoczęli z założeniem, że przeciętna szerokość chleba stanowi dwukrotność przeciętnej szerokości głowy apostoła.
      Skąd takie powiększenie porcji? Akademicy uważają, że powodem była coraz większa dostępność i obfitość pożywienia.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od lat powtarza się, że haggis to specjał kuchni szkockiej – tradycyjna potrawa przyrządzana z owczych podrobów, cebuli, tłuszczu, mąki owsianej i przypraw. Dusi się je w charakterystyczny sposób, bo w żołądku. Tymczasem historyk Catherine Brown utrzymuje, że jest to danie angielskie, a odniesienia do niego znalazła w książce Gerwazego Markhama "Angielska pani domu" (The English Hus-Wife) z 1615 r.
      Oznaczałoby to, że wspomniano tam o nim o 171 lat wcześniej niż w odzie "To A Haggis" Roberta Burnsa, utworze z 1786 r. Z publikacji wynika, że haggis jadano najpierw w Anglii, a dopiero potem spopularyzowano w Szkocji. Pierwsza wzmianka o szkockim specjale pochodzi z 1747 r. W XVII wieku była to potrawa jadana ponoć przez wszystkich obywateli Anglii. W połowie XVIII wieku inna autorka książek kulinarnych, Hannah Glasse, podała przepis na "szkocki haggis". To wersja, jaką znamy dzisiaj.
      Robert Patrick, światowy mistrz haggis, uważa taki pomysł za obrazoburczy. Wg niego, przypomina to twierdzenia, że golfa wynaleźli Holendrzy bądź Chińczycy. Pani Brown twierdzi jednak, że szkoccy nacjonaliści zawłaszczyli sobie haggis jako symbol narodowy po podpisaniu Aktu Unii 1707 (Act of Union 1707). To ustawa pozwalająca połączyć Królestwo Anglii z Królestwem Szkocji. Wydaje się, że mamy tu do czynienia z kwestią tożsamościową: straciliśmy naszą monarchię, straciliśmy parlament, a zyskaliśmy haggis. Chwytano się wszystkiego, co unikatowe dla Szkocji, dlatego też Burns opisał danie w tak poruszający sposób. Oszczędny haggis (porównywany do pospolitej kiełbasy lub puddingu) skontrastowano z wyszukaną kuchnią francuską, bardzo podówczas popularną w Edynburgu.
      Catherine Brown zaznacza, że nawet samo słowo "haggis" ma angielską etymologię. Szkoci wydają się tym jednak nie przejmować. Przez stulecia potrawa tak wrosła w tutejszą obyczajowość, że i tak pozostanie ikoną.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Starzejące się społeczeństwo Japonii próbuje zwalczyć zmarszczki daniami wzbogacanymi kolagenem. Powstają zdrowe restauracje i odmienione menu, a także odpowiednie działy w supermarketach. Na chętnych czekają specjalne dżemy, gicze wieprzowe oraz potrawy jednogarnkowe ze stopionym kolagenem.
      W powstających jak grzyby po deszczu restauracjach piękna serwuje się tzw. nabe/nabemono, w których do warzyw wymieszanych z mięsem czy rybą wrzuca się bryły przezroczystego i pozbawionego smaku białka. Pod wpływem temperatury topi się ono, a całość przypomina szwajcarskie fondue. Poza tym coraz popularniejsze stają się pokarmy naturalnie obfitujące w kolagen, np. płetwy rekina, skóry drobiowe i racice wieprzowe.
      Na sklepowych półkach sporo miejsca zajmują kolagenowe makarony, słodycze i suplementy. Ich sprzedaż w niektórych sieciach 2-krotnie przekroczyła zakładany poziom, lecz naukowcy alarmują, że jedzenie tego białka nie zapewnia żadnych widocznych efektów antystarzeniowych.
      Profesor Kuniko Takahashi, dietetyk z Gunma University, udowadnia, że spożywanie kolagenu jest pod tym względem tak samo skuteczne, jak konsumowanie jakichkolwiek innych pokarmów wysokobiałkowych. Dobre białko zawiera wystarczające ilości wszystkich niezbędnych aminokwasów, a większość protein zwierzęcych spełnia ten warunek. Kolagen niczym się więc nie wyróżnia.
      Kraj Kwitnącej Wiśni co pewien czas ogarnia szaleństwo nowej diety. W zeszłym roku królowało np. menu bananowe.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Choć większość ludzi nie zwraca na to uwagi, gotowanie również jest chemią, tyle że praktyczną. Często właśnie skład chemiczny decyduje o tym, jakie składniki do siebie pasują, a jakie nie. To dlatego np. bazylia "lubi się" z pomidorami. Grupą zawodową, która ostatnio bardzo się udziela w zakresie gastronomii molekularnej, są barmani. Dążąc do przygotowania jak najlepszych koktajli, wykorzystują ciekły azot, alginiany i chlorki. Dzięki temu uzyskują m.in. pianki marshmallow z whisky.
      Charlotte Voisey, nagradzana z nowatorskie mieszanie barmanka, tłumaczy, jaki cel przyświeca ludziom podzielającym jej zainteresowania. Chodzi o zmianę struktury, gęstości bądź lepkości, czyli struktury molekularnej cieczy. Tzw. ruch "chemokoktajli" powstał i zaczął się rozwijać po sympozjum z 2005 roku. Było ono sponsorowane przez Bolsa. Wzięli w nim udział Hervé This, ojciec gastronomii molekularnej, i 8 czołowych barmanów świata. Razem serwowali różne drinki, np. "pijaną" bitą śmietanę. Tworzyli ją z ciekłego azotu i galaretki z dżinu z tonikiem w kształcie kostek lodu.
      W tym miesiącu Cointreau wprowadza do sprzedaży zestaw, który pozwala na przekształcenie likieru pomarańczowego w kuleczki przypominające kawior.
      Niektórzy barmani mają swoje popisowe numery. Adrian Vasquez z Solids w Los Angeles przygotowuje sfery z kubańskiego mojito. Potrzebuje do tego heksametafosforanu sodu.
      Hervé This jest Francuzem. Zajmuje się chemią fizyczną. Pracuje w Narodowym Instytucie Badań Rolniczych. Termin gastronomia molekularna ukuł w 1988 roku z Nicholasem Kurtim. Początkowo posługiwali się sformułowaniem "gastronomia fizyczna i molekularna", potem (po śmierci Kurtiego) został wyeliminowany człon "fizyczna". Rozprawa doktorska Thisa także dotyczyła fizykochemii materiałów. Naukowiec napisał kilka książek, które przybliżają jego dziedzinę przeciętnemu zjadaczowi chleba (i innych produktów spożywczych). Francuz odkrył kilka przydatnych zjawisk. Opisał m.in. idealną temperaturę gotowania jajka na miękko. Powinna ona wynosić ok. 65°C. Wtedy ścina się białko, ale nie żółtko. Zauważył też, że można poprawić efekty wędzenia łososia, wykorzystując pole elektryczne.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...