Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Francuski szef kuchni Pierre Gagnaire przygotował pierwsze na świecie danie, które w całości powstało nie ze świeżych składników, lecz w wyniku precyzyjnie zaplanowanych reakcji chemicznych. Przystawka z kwasu askorbinowego, czyli witaminy C, glukozy, kwasu cytrynowego i malitolu zadebiutuje dziś w oznaczonej trzema gwiazdkami Michelina hongkońskiej restauracji w hotelu Mandarin Oriental.

Przystawka "Le note à note" ma postać żelowych kul, których wnętrze przyjemnie rozpływa się w ustach, a zewnętrzna warstwa zaskakuje chrupkością. Całość ma cytrynowo-jabłkowy smak.

W opracowaniu formuły pomagał Gagnaire'owi ojciec gastronomii molekularnej Hervé This. W skład obmyślonego przez obu panów posiłku wchodzi też potrawka z homara w polifenolowym sosie. Przygotowuje się ją na bazie kwasu winowego, glukozy oraz, oczywiście, polifenoli.

Wszystkie stoliki na dzisiejszy wieczór są już zarezerwowane. Wg Thisa, syntetyczna kolacja to wielki sus w przyszłość. Uważa on, że jutrzejsi kucharze powinni odrzucić warzywa na rzecz związków, z których one powstają. Zamiast marchewek należałoby zatem korzystać z karotenoidów, pektyn, fruktozy i kwasu glukuronowego.

Jeśli używasz czystych składowych, otwierają się przed tobą miliardy miliardów nowych możliwości. Podobnie jak w przypadku malarza korzystającego z barw podstawowych czy muzyka komponującego nuta po nucie [stąd nazwa przystawki le note à note].

This sugeruje, że składnikowy posiłek ma moc oczarowywania naszego nerwu trójdzielnego. Upatruje w nim także szansy na zlikwidowanie niedoborów żywności oraz zwiększenie dochodów rolników, którzy zaczęliby frakcjonować swoje plony.

Krytycy twierdzą, że w uzyskanym dzięki chemii daniu nie ma ani krzty naturalności. Chemik odparowuje, że nasze codzienne pokarmy także nie są naturalne. I nie chodzi mu wyłącznie o cukier, najczęściej rafinowany, ale także o hodowlane odmiany warzyw. Jeśli próbowaliście jeść dziką marchew, uznaliście ją zapewne za ohydną. This promuje kulinarny konstruktywizm, który wymaga nie tylko laboratoryjnej zręczności i naukowej wiedzy, lecz stanowi również rodzaj nowego nurtu filozoficznego.

Gagnaire nie jest uczniem ślepo zapatrzonym w swego mistrza. Owszem, korzysta z podsyłanych przez przyjaciela przepisów, ale podchodzi do nich twórczo i krytycznie. Przyznaje, że czasem się sprawdzają, a czasem nie. Chemiczne podejście do posiłków uznaje za część odleglejszej przyszłości, dlatego zamiast zalecanymi przez Thisa trójglicerydami zagęszcza sos starym dobrym masłem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście wkrótce okaże się, że idealne danie syntetyczne to takie które ma smak, zapach, konsystencję i kolor identyczne z dziką marchewką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

otoz nie zgodze sie z tym iz sztuczny posilek powinienm zastepowac naturalny .

 

od lat sa odzywki typu meal replacement... i kazdy wie ze maja sie nijak do naturalnych .

 

naturalne skladniki wystepuja w polaczeniach m synettyczne maja identyczny wzor chemiczny ale bez tych naturalnych polaczen .

 

poza tym naturalne subst bogate sa w roznego rodzaju czynniki wzrostu itp ktorych nie zaznamy w sztucznym zarciu.

 

zaden krok w przod a jedynie chec zaistnienia, ale ogolnie news ciekawy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm.. nie zgodzę się z tym że

poza tym naturalne subst bogate sa w roznego rodzaju czynniki wzrostu itp ktorych nie zaznamy w sztucznym zarciu

 

W obecnych czasach bardzo wiele substancji można wytworzyć syntetycznie - czy to za pomocą bezpośrednio reakcji chemicznych, czy za pośrednictwem wszczepienia odpowiedniej sekwencji w DNA bakterii.

 

Swoją drogą ciekaw jestem o jakich czynnikach wzrostu mówisz? Chodzi Ci o hormony? Bo jeśli tak, to zapewniam Ci że ich większość znajduje się w tym jedzeniu w sposób syntetyczny - rośliny i zwierzęta są szprycowane różnymi specyfikami, żeby rosły szybko i tanio.

 

Ten kucharz słusznie powiedział, że typowo naturalne odmiany jedzenia nie są tak urodziwe jak te które my spożywamy (ze względu na mniejszą ilość nawozów, występujące w środowisku pasożyty oraz brak modyfikacji genetycznych dających większe plony; pod te modyfikacje można podciągnąć również zwykłe hodowlane krzyżowanie w celu zwiększenia plonów - bo nie jest to przystosowanie ewolucyjne danej rośliny, tylko sztuczne wymuszanie ekspresji pewnych cech).

 

Zatem zrobił on jedynie kolejny krok w stronę 'projektowania jedzenia'.

 

Jedyne do czego mógłbym się przyczepić, a po części przyznać rację przeciwnikom syntetycznego jedzenia, to fakt że po prostu nie jest jeszcze do końca poznany wpływ różnych substancji zawartych w pożywieniu na nasz organizm.. Niedobór pewnych składników, które w procesie sztucznego tworzenia jedzenia mogą być uznane za zbędne i przez to pominięte w składzie, może po jakimś czasie doprowadzić do niekorzystnych efektów zdrowotnych. Tylko dlatego wstrzymałbym się z całkowitym przerzucaniem się na 'sztuczne żarcie' ;) Ale zasmakowanie takiego eksperymentu od czasu do czasu - dlaczego by nie? Przecież i tak wiele z przetworzonego jedzenia jakie jemy, jest takim eksperymentem.. Syntetyczne barwniki, polepszacze smaku, konserwanty..

 

Ale eksperymentowanie zawsze jest przydatne - gdyby nie ono, nie zeszlibyśmy z drzewa, nie zaczęlibyśmy używać ognia, nie zaczęlibyśmy uprawiać ziemi, nie mielibyśmy telefonów komórkowych, komputerów, samochodów, leków i całej reszty osiągnięć :) Nawet jeśli te praktyki nie pozwolą na stworzenie syntetycznego pożywienia w pełni pokrywającego zapotrzebowanie żywieniowe człowieka, to mogą dać inne ciekawe odkrycia :P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do syntetycznego i "pompowanego" jedzenia - boimy się go, ale w testach konsumenckich 70-90% osób wybiera szynki pompowane solanką jako lepsze od szynek tradycyjnych ;) Tyle w tym temacie. Dużo gadania, a w rzeczywistości większość osób zgrywa znawców, choć nie ma pojęcia, o czym mówi (co nie oznacza, że popieram wolną amerykankę w kwestii dodatków do żywności).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, ja nie twierdzę że 'pompowane' jedzenie nie jest na przykład smaczniejsze, wygląda gorzej albo tym podobne.. Wręcz przeciwnie - jest ono smaczniejsze (z reguły. czasem nie jest smaczniejsze, ale nie ma innej alternatywy już, więc nie widzimy różnicy w smaku) lepiej wygląda oraz dużo dłużej nadaje się do spożycia. Z tego względu zostanie okrzyknięte jako lepsze ;) Ale to są efekty krótkoterminowe.. a długoterminowym może być na przykład niewydolność nerek albo jakiś nowotwór za 20 lat.

 

Nie twierdzę również, że dodatki są totalnie niepotrzebne - niektóre dodatki do jedzenia mogą powodować pozytywne skutki. Ale prawda jest taka, że jedzenie 'pompowane' powstało ze względów ekonomicznych - to nie chodzi o to żeby szynka pompowana solanką była smaczniejsza dla klienta, tylko o to, że z 1kg mięsa uzyskujesz 3kg szynki (może przejaskrawiam ale chodzi mi o ukazanie samego aspektu), a sprzedajesz to po tylko trochę niższej cenie (żeby ludzie chętnie brali). Zatem producent może znacznie więcej zarobić - i tylko to go interesuje, a nie to, czy klientowi smakuje albo czy za 20 lat nie dostanie on jakichś schorzeń.

 

Poza tym napisałem, że popieram eksperymentowanie z jedzeniem - dodam nawet że jestem za próbami z modyfikacją genetyczną. Ale pod jednym warunkiem - że będzie to robione dla dobra konsumentów (poprawy ich zdrowia albo chociażby odkrycia nowych smaków) a nie dla większego zysku producentów żywności kosztem konsumentów (poprzez produkcję tańszych substytutów..).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, ja nie twierdzę że 'pompowane' jedzenie nie jest na przykład smaczniejsze, wygląda gorzej albo tym podobne.. Wręcz przeciwnie - jest ono smaczniejsze (z reguły. czasem nie jest smaczniejsze, ale nie ma innej alternatywy już, więc nie widzimy różnicy w smaku) lepiej wygląda oraz dużo dłużej nadaje się do spożycia.

 

Dużo w tym racji. To właśnie dlatego popowanie śmieciami przeprowadzano stopniowo. Żeby ludzi przyzwyczaić do nowego smaku.

Ale nie jest prawdą, że dłużej się trzyma.

Szynka własnej roboty trzyma się znacznie dłużej. Taka z masowej produkcji w ciągu kilku dni zaczyna cuchnąć.

Podobnie jest z chlebem. Mamy niedaleko piekarnię, która nie dodaje syfów. I ich chleb może leżeć nawet z 10 dni i nadaje się do spożycia. Taki ze sklepu po 3-4 dniach już się nie nadaje. Czasem w ciągu 2 dni potrafi pleśnieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To fakt - na mięsie i chlebie różnice widać wybitnie dobrze (zaznaczam, że mówię to z pozycji osoby, która "sztucznej" szynki nie tknie, za to prawdziwą uwielbia, więc nie jestem raczej typowym konsumentem).

 

Mam to ogromne szczęście, że mogę u siebie dostać prawdziwy chleb razowy w cenie 4 zł za kilogram. Wychodzi więc o parę groszy drożej od najtańszego "chleba" o konsystencji wilgotnej gąbki, pozbawionego jakiegokolwiek smaku. Co więcej, tak jak zauważył Mariusz, taki prawdziwy chleb spokojnie może stać przez tydzień i nic go nie ruszy. O tym, jak wspaniały jest jego smak i jak dobrze syci (a nie tylko zapycha), nawet nie wspomnę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja się z kolegą lucky_one w pewnej kwestii muszę nie zgodzić. Polepszacze wszelakie (solanka w szynce też) są dodawane po to aby produkty lepiej smakowały konsumentowi. Gdyby miało być inaczej, miałbyś szynkę z piaskiem - przecież więcej waży :P

Ludzie poniżej pewnego pułapu smakowego nie kupią danego towaru, bo nie będzie się go dało zjeść. Kupią za to coś smaczniejszego, pomimo tego że ten sam syf był w to pompowany - może o minimalnie bardziej zjadliwym smaku ;)

 

Co do pleśni na produktach wszelakich: nie wiem czy tak samo jest z chlebem (ale czemu miałoby nie być), ale nie zauważyłem żadnej różnicy w pleśnieniu produktów naturalnych a tych wzbogacanych. Jeśli ma się warunki w lodówce/spiżarni/chlebaku do powstania pleśni to ona powstanie na wszystkim. Ostatnio testowane na "maminej" szynce wędzonej z/na jałowcu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Macie rację, w kwestii szynki i chleba poczyniłem zbyt duże uogólnienie ;) 'Prawdziwie' wytrzymują dłużej od 'sztucznych'. Ale chodziło mi o generalny trend - przyznacie na pewno, że niektóre produkty zaskakują swoją długoterminowością.

 

Np. kiedyś mleko mogło stać dwa dni, a potem się zsiadało. Teraz może wytrzymać dłużej, ale z reguły nie zsiądzie się, a skiśnie.

 

A znakomitym przykładem jest majonez - kiedyś też należał do produktów o krótkim terminie przydatności do spożycia, a obecnie zdarzało mi się jeść majonez który po otworzeniu był trzymany 3 tygodnie i w zasadzie nie zmieniał smaku oraz nic mi po nim nie było (pytanie tylko czy za te ileś lat nie odezwie się konserwant który gdzieś tam byćmoże się odłożył w moim organizmie, bo ten nie potrafił sobie go rozłożyć ze względu na 'obcą' budowę cząsteczki).

 

Hmm.. no z tym piaskiem to taki trochę na siłę argument mi się wydaje, aczkolwiek masz rację, że totalnie przegiąć nie można.. Chodzi o oszukanie konsumenta, że kupuje szynkę, a sprzedanie mu bubla, a nie jawne pokazywanie że to bubel i twierdzienie, że to jednak szynka. Wiadomo że jakbym komuś pokazał 'Malucha' i powiedział że to Porsche, to by nie uwierzył, ale jakbym na tego malucha założył karoserię Porsche oraz odpowiednie koła i powiedział że to Porsche, to wiele osób by uwierzyło.. Bo różnicę by było widać dopiero, jakby się taki samochód odpaliło..

 

Także argument smakowy jest słuszny. Ale jak napisał Mariusz Błoński - dlatego stopniowo przyzwyczajano ludzi do 'badziewia'. Bo jakby ludzie mieli jeść takie coś od razu, to by wyraźnie poczuli różnicę - właśnie jakby piasku nakłaść.. Zatem smak jest ważny ale nie na zasadzie 'pompujemy wędliny solanką żeby bardziej smakowały naszym klientom' tylko na zasadzie 'pompujemy wędliny solanką żeby więcej zarobić, ale dobieramy taki skład solanki, żeby smak wędliny był akceptowalny przez klientów'.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Uważam, że jeszcze długo "syntetyczne" jedzenie pozostanie jedynie ciekawostką. Nawet jeżeli odtworzymy idealnie skład ilościowy danego produktu to wystarczy drobna zmiana w konstrukcji przestrzennej otrzymanego związku by wykazywał inne właściwości. Także mimo, iż otrzymamy jedzenie o składzie identycznym z naturalnym, to jego właściwości identyczne być nie muszą. Poza tym natura od tysiącleci wypracowała tak złożone reakcje, że długo jeszcze ich nie odtworzymy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie popadajmy w skrajności ;) Nikt przecież nie mówi, że wchodzimy w epokę jedzenia syntetycznego. To przecież tylko ciekawostka, można by rzec nawet, że atrakcja turystyczna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ktos nie zgodzil sie z wystepujacymi naturalnie czynnikami wzrostu. w sensie w ktorym to ujalem

 

otoz wiadomo ze np jakies zwierzatko aby rozwijac swoje cialo potrzebuje ... rozwoju . aby namnazaly sie komorki , budowaly tkanki potrzebne sa ich czynniki wzrostu. tego typu substancji nie znajdziesz w syntetycznym jedzeniu , wartosc biologiczna takiego pokarmu... jest mierna. no i oczywiscie mineraly... a raczej ich brak, no chyba ze znow dodane... bez sensu, bledne kolo sie robi. tym bardziej ze synettyczne np witaminy antyoksydacyjne sa o wiele mniej wartosciowe pod wzgledem tej funkcji pod postacia syntetyczna. rowniez sa badania ukazujace wplyw syntetycznych witamin na wzrost ryzyka nowotworow

 

najlepszym przykladem bezuzytecznosci syntetycznych skladnikow odzywcyzch sa weglowodany , ktore zalozmy synettyczne zlozone dla sylwetki sa WIELE gorsze niz naturalne cukry proste.

 

syntetyczne jedzenie nie pozostanie bez wplywu na nasz uklad pokarmowy . szczerze nie polecam. nawet owe szynki napompowane dla naszego zdrowia okazuja sie lepsze niz najdrozsze syntetyczne skladniki.

 

NIGDY zarcie synettyczne nie bedzie lepsze od naturalnego

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pod względem chemicznym związek chemiczny jest związkiem chemicznym i organizm nie rozróżnia źródeł jego pochodzenia. Dlaczego nieprawdą jest, jakoby witamina syntetyczna była bardziej szkodliwa od naturalnej. Gdybyś wyizolował witaminę naturalną i zapakował ją do tabletki, byłaby tak samo szkodliwa jak tabletka w pełni syntetyczna. Problemem nie jest "syntetyczność" danego składnika, ale "kontekst", w jakim jest on podany (czyli przede wszystkim właściwości fizykochemiczne masy, z którą jest on zmieszany, przez co zmienia się np. szybkość jego uwalniania).

 

NIGDY zarcie synettyczne nie bedzie lepsze od naturalnego

Taaa, tak samo słyszałem setki razy, że tkaniny syntetyczne nie będą NIGDY oddychały lepiej od bawełny... dziś uśmiecham się jedynie z politowaniem słysząc takie oświadczenia ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jesli wierzysz ze jedzenie syntetyczne bedzie kiedys lepsze... to biada ci ;) odsylam do artykulow Marka Ciołka . polecam

 

co do witamin czytalem badania,z pozywienia nie zaobserwowalo sie zwiekszonego ryzyka nowotworow - z suplementacji owszem.

szczegolnie radze poczytac o syntetycznych antyoksydacyjnych . zrozumiesz o czym mowie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

co do artkułów Marka Ciołka to spodoba ci sie też o witaminach syntetycznych w ktorych niejako staje w obronie .

 

niestety syntetyki sa niebezpieczne jesli nie sa rzeczywistym uzupelnieniem - a branym ot tak bo taka moda . tak moze byc w przypadku owego syntetycznego zarcia . nie widze plusow .

 

suplemenmtacja w razie brakow - owszem.

 

zastepowanie posilku - nigdy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
co do witamin czytalem badania,z pozywienia nie zaobserwowalo sie zwiekszonego ryzyka nowotworow - z suplementacji owszem.

Czy na pewno rozróżniasz podział na syntetyki/naturalne oraz suplementację/posiłki? To są dwie kompletnie różne rzeczy, a Ty je wrzucasz do jednego worka.

szczegolnie radze poczytac o syntetycznych antyoksydacyjnych . zrozumiesz o czym mowie.

Powtarzam, jeśli nie doczytałeś: ich syntetyczne pochodzenie nie ma tu nic do rzeczy, bo gdyby zrobić tabletkę z witaminy naturalnej, działałaby ona tak samo źle (inna sprawa, że niemal wszystkie witaminy syntetyczne mają tak naprawdę pochodzenie naturalne, czyli powstały w żywych bakteriach albo grzybach). Dla organizmu cząsteczka to cząsteczka i nie jest istotne, w jakim procesie powstawała (przynajmniej ja nie wierzę w homeopatię, pamięć wody i inne takie* ), tylko w jaki sposób jest podana.

 

 

* - skoro już wspomniałem mimochodem o homeopatii: polecam rzucenie okiem: http://www.wykop.pl/ramka/171758/cala-prawda-o-homeopatii ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poprę mikroosa - jeśli odtworzy się dokładnie cząsteczkę chemiczną, to organizm jej nie rozróżni. I żeby było jasne, nie mówię o samym składzie, ale również takich kwestiach jak chiralność (można by powiedzieć że jest to skręcenie cząsteczki, ale nie do końca o to chodzi) oraz budowa przestrzenna (istotna w przypadku białek).

 

A szkodliwość syntetyków, jak również zauważył mikroos, może być wynikiem albo innej matrycy w której podana jest witamina albo po prostu tego, że syntetyki dużo łatwiej jest przedawkować od naturalnych, ponieważ dawki są większe. Ale jeśli tylko ktoś umie brać suplementy z rozwagą, to nic mu nie będzie. A co do minerałów.. cóż, są to po prostu metale - odpowiednie metale - miedź, żelazo, mangan, potas, wapń i wiele innych. Te metale w postaci jonów też można dostarczać jako suplementy, a nie tylko za pośrednictwem pożywienia. Cały sęk jedynie w tym, aby wszystko było odpowiednio zbilansowane ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to radze stosowac sytnetyczne zywienie .

 

ja probowalem .

 

zero plusow.

 

probowaliscie ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a przeczytales to co ja podalem ?

 

co do suplementacji, aby synettyczne zarcie bylo w ogole jakies sensowne musza byc dodane mineraly i witaminy takie jakimi sie suplementujemy . stad to nawiazanie .

 

poczytaj chociazby badania NCI o wplywie przyjmowania beta karotenu na wzrost ryzyka zachorowania na jakiegos raka . juz nie pamietam ktorego.

 

poza tym, osobiscie praktykowalem, zarcie przetworzone jest wysnute z mineralow i witamin, ma wysokie IG, zalega w zoladku i nie jest przyjazne calemu ukladowi pokarmowemu .

 

RADZE SPROBOWAC a pozniej popierac to identycznoscia hcemiczna bo w praktyce roznice widac szybko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"W ramach polemiki proponuje się zastanowić jak wielkiego zaawansowania technologicznego wymagałoby dostarczenie tych samych składników odżywczych wraz z wzajemnymi proporcjami między nimi, by tanim koktajlem w płynie zastąpić posiłek składający się np. z ryżu basmati, pieczonej piersi z kurczaka i surówki z pomidorów, ogórków z cebulką, polanej łyżeczka oleju lnianego?!

W takim posiłku znajdziemy dużo ponad 100 rodzajów różnych składników odżywczych, począwszy od wielu rodzajów węglowodanów, błonnika, wielu rodzajów białek, tłuszczy, witamin w różnych formach jak i minerałów."

 

Marek Ciołek dietetyk na temat zastepowania posilku wersja syntetyczna.

 

konkretnie co do bialka

"Co do odzywek białkowych a naturalnego jedzenia > odzywki białkowe maja jedynie wyizolowane białka, pozbawione względem naturalnego białka mięsnego i jajecznego, czynników wzrostu, DNA, RNA, enzymów i innych. Czyli białka w odzywce są, martwe natomiast białka mięsne i jajeczne są żywe, maja większą siłę budulcową niż białka odzywki."

 

[thibris]Scalamy ;)[/thibris]

 

oczywiscie same witaminy i mineraly sa nierozpoznawalne przez organizm ( w sensie czy suplementacja ) al ejednak wzrost ryzyka nowotworow wystepuje w szczegolnosci przy suplementacji.

 

dalej, naprawde 'polecam' sprobowac jak syntetyczne weglowodany wplywaja na uklad trawienny.

wzor identyczny chemiczny identyczny.... a w praktyce roznica ogromna . kazdy ci to powie kto stosuje, ja juz przestalem bo jest to zupelnie bezsensowne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nad czym tu się zastanawiać? Sztuczne żarcie i tak jest nieuniknione. To tylko kwestia czasu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
poczytaj chociazby badania NCI o wplywie przyjmowania beta karotenu na wzrost ryzyka zachorowania na jakiegos raka

Podaj mi chociaż jedną publikację, która udowodni, że tabletka zrobiona z syntetycznego beta karotenu będzie działała inaczej, niż tabletka z beta karotenu wyizolowanego z naturalnego źródła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Suplementy, które miliony Amerykanów przyjmują, by uniknąć chorób i spowolnić proces starzenia, nie przedłużają życia, a nawet wydają się zwiększać ryzyko śmierci - wynika z najbardziej, jak dotąd, wyczerpujących badań na ten temat.

 

Analiza, oparta na danych z 68 badań obejmujących ponad 232 tysiące ludzi, nie wykazała, aby przyjmowanie beta-karotenu, witaminy A czy witaminy E przedłużało życie. Przeciwnie, okazało się, że owe suplementy zwiększają prawdopodobieństwo zgonu o około 5 proc. Witamina C oraz selen nie wykazały żadnego wpływu na długowieczność.

 

 

 

 

 

W oparciu o te wyniki, opublikowane niedawno na łamach Journal of the American Medical Association, naukowcy wezwali konsumentów do zachowania ostrożności, jeśli chodzi o suplementy. Co najmniej 150 milionów Amerykanów regularnie przyjmuje suplementy diety, które często zawierają przeciwutleniacze.

 

- Nie powinniśmy brać niczego do ust, jeśli nie wiemy, czy działa - mówi Christian Gluud ze szpitala uniwersyteckiego w Kopenhadze, który kierował badaniami. - Wydaje się, że substancje te mogą zaszkodzić.

 

Zarówno reprezentanci przemysłu wytwarzającego witaminy, jak i niektórzy badacze dyskutowali na temat wyników, krytykując między innymi włączenie do badań osób chorych. - Zwykle bierze się witaminy, aby zachować zdrowie - twierdzą.

 

- Jest bardzo dużo danych świadczących o korzyściach z przyjmowania przeciwutleniaczy - mówi Andrew Shao z powołanego przez przemysł Council for Responsible Nutrition. - Wiadomość dla przeciętnego konsumenta brzmi "Nie zwracaj na to uwagi, to cię nie dotyczy". Możesz nadal przyjmować suplementy z przeciwutleniaczami, by pozostać w dobrym zdrowiu.

 

Jednak Gluud i jego koledzy bronią wyników, twierdząc, że zastosowali dokładne metody, opracowane przez cieszącą się międzynarodowym uznaniem, Cochrane Collaboration. To niezależna, non-profitowa organizacja, której celem jest metodyczna ocena teorii medycznych. Zdaniem Gluuda, do analizy włączono wiele dużych badań, w których brały udział osoby zdrowe, a zwiększone ryzyko było wyraźne nawet po uwzględnieniu czynników, które mogły zafałszować wynik. - Właśnie to jest niepokojące - twierdzi.

 

Inni badacze, chociaż zwracają uwagę, że witaminy są przydatne dla osób z niedoborami żywieniowymi, twierdzą, że wyniki badań powinny skłaniać ludzi do ponownego rozważenia, czy warto brać megadawki w dążeniu do dłuższego życia.

 

- To badanie wykazuje, że owe produkty nie przedłużają życia, a nawet mogą je skracać - mówi Paul Coates, który kieruje biurem suplementów diety w National Institutes of Health. - Jeśli bierzesz suplementy z przeciwutleniaczami, dobrze byłoby zapoznać się z wynikami badań, zastanowić, dlaczego je bierzesz i co spodziewasz się zyskać.

 

Jak podkreślają zarówno Gluud, jak i inni naukowcy, wyniki niekoniecznie odnoszą się do przeciwutleniaczy występujących naturalnie w owocach, warzywach i innych pokarmach. Jednak obserwacje te są zgodne z dowodami sugerującymi, że niektóre składniki pokarmowe w dużych dawkach mogą być szkodliwe lub zakłócają naturalne mechanizmy obronne.

 

- Biorąc te suplementy, możesz przeszkodzić swojemu układowi immunologicznemu w zwalczaniu choroby lub zapobieganiu chorobom przewlekłym - mówi Edgar Miller III z Johns Hopkins University, który w roku 2004 ogłosił podobne wyniki na temat witaminy E. - Ludzie biorą te suplementy wierząc, że będą żyć dłużej i lepiej. Tymczasem okazuje się, że nie żyją dłużej, a nawet mogą być bardziej narażeni na śmierć.

 

Inni naukowcy ostrożnie wypowiadali się na temat niebezpieczeństw wynikających z przyjmowania przeciwutleniaczy. Jednak uważają, że badanie dostarcza kolejnych dowodów, że nie potwierdziły się ich oczekiwane korzyści dla zdrowia.

 

- To cię prawdopodobnie nie zabije, ale nie da ci żadnych korzyści, jeśli chcesz żyć dłużej - mówi Donald Berry, profesor biostatystyki z University of Texas M.D. Anderson Cancer Center w Houston.

 

Zawierające przeciwutleniacze suplementy stały się interesem przynoszącym wiele miliardów dolarów zysku. Stało się tak, gdy badania dowiodły, że substancje te mogą być korzystne dla zdrowia dzięki usuwaniu szkodliwych wolnych rodników. Wolne rodniki to naturalne produkty uboczne procesów zachodzących w komórkach naszego organizmu.

 

 

Jednak badania oceniające korzyści z przyjmowania przeciwutleniaczy i innych suplementów diety, przyniosły rozczarowanie. W poniedziałek ogłoszono, że spożywanie czosnku nie obniża poziomu cholesterolu. Kilka innych badań okazało się wręcz alarmujących, wykazując na przykład, że beta-karoten raczej zwiększa, niż zmniejsza ryzyko raka płuc wśród palaczy. Natomiast witamina E, którą zachwalano jako zapobiegającą chorobom serca, okazała się zwiększać ryzyko śmierci.

 

Gluud i jego koledzy przeszukali literaturę naukową, szukając wszystkich badań na temat przeciwutleniaczy, opublikowanych po roku 1990 i znaleźli 68, obejmujących 232 606 ludzi. Wśród nich zidentyfikowali 47 badań dotyczących 180 938 osób, które uznali za obarczone małą ilością błędów, ponieważ przeprowadzono je tak, aby wyeliminować czynniki prowadzące do zafałszowania wyników.

 

Analizując te dane, naukowcy odkryli, że osoby przyjmujące jakiekolwiek przeciwutleniacze były o 5 proc. bardziej narażone na śmierć niż ci, którzy ich nie brali. W przypadku witaminy E ryzyko wzrosło o 4 proc., dla beta - karotenu o 7 proc., zaś w przypadku witaminy A o 16 proc.

 

Zdaniem naukowców, choć możliwy wzrost ryzyka jest stosunkowo niewielki, konsekwencje dla zdrowia publicznego, ze względu na ogromną liczbę osób przyjmujących te preparaty, mogą być znaczące.

 

Witamina C i selen wydają się nie mieć wpływu na ryzyko śmierci. Jednak, jak twierdzi Gluud, werdykt w sprawie tych dwóch substancji jeszcze nie zapadł.

 

Naukowcy wciąż starają się ocenić korzyści z przyjmowania poszczególnych przeciwutleniaczy dla specyficznych celów. Wielkie federalne badania mają ocenić, czy witamina E i selen zmniejszają ryzyko raka prostaty. "

 

"Preparaty przeciwutleniaczy nie przeszły jednak tych testów . Prawdą jest, że powstrzymują one działanie wolnych rodników w probówce, jednak kiedy dostają się do ludzkiego organizmu, stają się w dziwny sposób zupełnie bezradne. Nie tylko są słabą ochroną przed szkodliwym utlenianiem, ale mogą nawet wykazywać negatywne działanie . Podsumowując tę sytuację naukowcy mówią, że w najlepszym wypadku preparaty z przeciwutleniaczami to strata czasu i pieniędzy, zaś w najgorszym - wręcz szkodzenie swojemu zdrowiu. " opracowanie badan przez faftaq

 

"Naukowcy przypuszczali, że przeciwutleniacze wykazują działanie ochronne, a łykanie ich jako suplementów albo jedzenie wzbogaconego nimi pożywienia powinno zmniejszać liczbę poczynionych przez nie szkód oraz ograniczyć choroby.Od tego czasu przeprowadzono wiele prób klinicznych, które nie wykazały żadnych korzystnych efektów przyjmowania suplementów, co sugeruje, że jakiś inny składnik warzyw i owoców pełni funkcję ochronną " prof Barry Halliwell

 

"Jeśli ktoś się źle odżywia, przyjmowanie witaminy A lub C niewiele pomoże. Uważam, że ludzie [kupujący suplementy] marnują pieniądze. Chcą wydać na coś pieniądze i ma im to pomóc żyć dłużej. W ogromnej większości przypadków nie ma prawdziwych dowodów na to, który środek pomaga, a który nie. Nic nie przebije zdrowej diety" Alan Crozier

 

 

bylo jeszcze jedno czle ale niestety po formacie nie moge znalesc

 

[thibris]Scalamy[/thibris]

 

no i prosze sie odniesc do makroskladnikow, ktore maja identyczny wzor chemiczny a jednak w praktyce dzialaja zupelnie inaczej, bo duzo slyszalem o mojej opornosci na informacje ale widze iz pewne punkty niektorzy pomijaja argumentujac wsdzystko witaminami

 

 

co do beta karotenu ( i wit E) to nie wiem cyz nie byly to badania Alpha-Tocopherol Beta-Caroten Cancer Prevention Study

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sposób na zrzucenie zbędnych kilogramów? Jedzenie codziennie tego samego. Wg naukowców z Uniwersytetu w Buffalo, człowiek staje się wtedy do tego stopnia niezainteresowany posiłkiem, że je mniej. Innymi słowy: następuje habituacja, czyli zanikanie reakcji na powtarzający się bodziec (American Journal of Clinical Nutrition).
      Eksperyment pokazał, że kobiety, które przez tydzień codziennie jadły makaron z serem, pod koniec tygodnia spożywały o 100 kilokalorii mniej niż zwykle. Zespół Leonarda Epsteina zwerbował 32 panie w wieku od 20 do 50 lat: połowa cierpiała na otyłość, połowa nie. Podzielono je dwie grupy, w każdej znalazła się jednakowa liczba osób z nadmierną i prawidłową masą ciała. Wszystkie kobiety miały 5 razy zetknąć się z tym samym daniem (makaronem z serem), tyle że jedna podgrupa 5 razy w jednym tygodniu, a druga raz na tydzień przez 5 tygodni. W praktyce wyglądało to tak, że panie przez 28 minut zajmowały się przypisanym zadaniem na komputerze, a potem proponowano im porcję makaronu z serem o wartości energetycznej 125 kilokalorii. Można było wziąć tyle dokładek, na ile się miało ochotę. Obie grupy rozwiązywały zadanie w ciągu 5 sesji, tyle że były one inaczej rozłożone w czasie. Grupa jedząca codziennie to samo danie zmniejszała liczbę przyjmowanych kalorii o ok. 30 kilokalorii na sesję (habituacja wystąpiła zarówno u kobiet otyłych, jak i szczupłych), a do końca eksperymentu grupa jedząca je w tygodniowych odstępach czasu zwiększyła kaloryczność posiłków o 100 kcal.
      Na razie naukowcy nie wiedzą, do jakiego stopnia posiłki powinny być podobne, by wykształciła się habituacja. Czy ktoś będzie przejawiał długoterminową habituację na kolejne posiłki, na które będą się składać pizza serowa, pepperoni i grzybowa? Trzeba to rozstrzygnąć w ramach kolejnych badań.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy akademicy z Uniwersytetu Cornella prześledzili na 52 obrazach namalowanych w ciągu tysiąca ubiegłych lat wielkość porcji i talerzy używanych przez Chrystusa i apostołów podczas Ostatniej Wieczerzy, okazało się, że wzrastały one z biegiem czasu (International Journal of Obesity).
      Jak podkreśla prof. Brian Wansink, oznacza to, że zjawisko serwowania solidniejszych porcji na coraz większej zastawie, które skłania wielu ludzi do przejadania, nie pojawiło się nagle, ale narastało stopniowo przez całe milenium.
      Amerykanie wybrali 52 znane obrazy z wydanego w 2000 roku albumu "Ostatnia Wieczerza". Analizowali rozmiary przystawek, chleba i talerzy, zestawiając je ze średnimi gabarytami przeciętnej głowy z danego malowidła. W ten sposób zespół Wansinka ustalił, że w ciągu 1000 lat wielkość przystawki wzrosła krok po kroku aż o 69%, talerz powiększył się o 66%, a chleb o 23%.
      W ramach studium Brian Wansink, ekonomista i ekspert od marketingu, współpracował z bratem Craigiem – profesorem religioznawstwa. Panowie wspomagali się programem komputerowym, który umożliwiał skanowanie obiektów z obrazu, obracanie ich i przeliczanie wielkości, bez względu na oryginalne położenie na płótnie. Studium rozpoczęli z założeniem, że przeciętna szerokość chleba stanowi dwukrotność przeciętnej szerokości głowy apostoła.
      Skąd takie powiększenie porcji? Akademicy uważają, że powodem była coraz większa dostępność i obfitość pożywienia.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od lat powtarza się, że haggis to specjał kuchni szkockiej – tradycyjna potrawa przyrządzana z owczych podrobów, cebuli, tłuszczu, mąki owsianej i przypraw. Dusi się je w charakterystyczny sposób, bo w żołądku. Tymczasem historyk Catherine Brown utrzymuje, że jest to danie angielskie, a odniesienia do niego znalazła w książce Gerwazego Markhama "Angielska pani domu" (The English Hus-Wife) z 1615 r.
      Oznaczałoby to, że wspomniano tam o nim o 171 lat wcześniej niż w odzie "To A Haggis" Roberta Burnsa, utworze z 1786 r. Z publikacji wynika, że haggis jadano najpierw w Anglii, a dopiero potem spopularyzowano w Szkocji. Pierwsza wzmianka o szkockim specjale pochodzi z 1747 r. W XVII wieku była to potrawa jadana ponoć przez wszystkich obywateli Anglii. W połowie XVIII wieku inna autorka książek kulinarnych, Hannah Glasse, podała przepis na "szkocki haggis". To wersja, jaką znamy dzisiaj.
      Robert Patrick, światowy mistrz haggis, uważa taki pomysł za obrazoburczy. Wg niego, przypomina to twierdzenia, że golfa wynaleźli Holendrzy bądź Chińczycy. Pani Brown twierdzi jednak, że szkoccy nacjonaliści zawłaszczyli sobie haggis jako symbol narodowy po podpisaniu Aktu Unii 1707 (Act of Union 1707). To ustawa pozwalająca połączyć Królestwo Anglii z Królestwem Szkocji. Wydaje się, że mamy tu do czynienia z kwestią tożsamościową: straciliśmy naszą monarchię, straciliśmy parlament, a zyskaliśmy haggis. Chwytano się wszystkiego, co unikatowe dla Szkocji, dlatego też Burns opisał danie w tak poruszający sposób. Oszczędny haggis (porównywany do pospolitej kiełbasy lub puddingu) skontrastowano z wyszukaną kuchnią francuską, bardzo podówczas popularną w Edynburgu.
      Catherine Brown zaznacza, że nawet samo słowo "haggis" ma angielską etymologię. Szkoci wydają się tym jednak nie przejmować. Przez stulecia potrawa tak wrosła w tutejszą obyczajowość, że i tak pozostanie ikoną.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Starzejące się społeczeństwo Japonii próbuje zwalczyć zmarszczki daniami wzbogacanymi kolagenem. Powstają zdrowe restauracje i odmienione menu, a także odpowiednie działy w supermarketach. Na chętnych czekają specjalne dżemy, gicze wieprzowe oraz potrawy jednogarnkowe ze stopionym kolagenem.
      W powstających jak grzyby po deszczu restauracjach piękna serwuje się tzw. nabe/nabemono, w których do warzyw wymieszanych z mięsem czy rybą wrzuca się bryły przezroczystego i pozbawionego smaku białka. Pod wpływem temperatury topi się ono, a całość przypomina szwajcarskie fondue. Poza tym coraz popularniejsze stają się pokarmy naturalnie obfitujące w kolagen, np. płetwy rekina, skóry drobiowe i racice wieprzowe.
      Na sklepowych półkach sporo miejsca zajmują kolagenowe makarony, słodycze i suplementy. Ich sprzedaż w niektórych sieciach 2-krotnie przekroczyła zakładany poziom, lecz naukowcy alarmują, że jedzenie tego białka nie zapewnia żadnych widocznych efektów antystarzeniowych.
      Profesor Kuniko Takahashi, dietetyk z Gunma University, udowadnia, że spożywanie kolagenu jest pod tym względem tak samo skuteczne, jak konsumowanie jakichkolwiek innych pokarmów wysokobiałkowych. Dobre białko zawiera wystarczające ilości wszystkich niezbędnych aminokwasów, a większość protein zwierzęcych spełnia ten warunek. Kolagen niczym się więc nie wyróżnia.
      Kraj Kwitnącej Wiśni co pewien czas ogarnia szaleństwo nowej diety. W zeszłym roku królowało np. menu bananowe.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Choć większość ludzi nie zwraca na to uwagi, gotowanie również jest chemią, tyle że praktyczną. Często właśnie skład chemiczny decyduje o tym, jakie składniki do siebie pasują, a jakie nie. To dlatego np. bazylia "lubi się" z pomidorami. Grupą zawodową, która ostatnio bardzo się udziela w zakresie gastronomii molekularnej, są barmani. Dążąc do przygotowania jak najlepszych koktajli, wykorzystują ciekły azot, alginiany i chlorki. Dzięki temu uzyskują m.in. pianki marshmallow z whisky.
      Charlotte Voisey, nagradzana z nowatorskie mieszanie barmanka, tłumaczy, jaki cel przyświeca ludziom podzielającym jej zainteresowania. Chodzi o zmianę struktury, gęstości bądź lepkości, czyli struktury molekularnej cieczy. Tzw. ruch "chemokoktajli" powstał i zaczął się rozwijać po sympozjum z 2005 roku. Było ono sponsorowane przez Bolsa. Wzięli w nim udział Hervé This, ojciec gastronomii molekularnej, i 8 czołowych barmanów świata. Razem serwowali różne drinki, np. "pijaną" bitą śmietanę. Tworzyli ją z ciekłego azotu i galaretki z dżinu z tonikiem w kształcie kostek lodu.
      W tym miesiącu Cointreau wprowadza do sprzedaży zestaw, który pozwala na przekształcenie likieru pomarańczowego w kuleczki przypominające kawior.
      Niektórzy barmani mają swoje popisowe numery. Adrian Vasquez z Solids w Los Angeles przygotowuje sfery z kubańskiego mojito. Potrzebuje do tego heksametafosforanu sodu.
      Hervé This jest Francuzem. Zajmuje się chemią fizyczną. Pracuje w Narodowym Instytucie Badań Rolniczych. Termin gastronomia molekularna ukuł w 1988 roku z Nicholasem Kurtim. Początkowo posługiwali się sformułowaniem "gastronomia fizyczna i molekularna", potem (po śmierci Kurtiego) został wyeliminowany człon "fizyczna". Rozprawa doktorska Thisa także dotyczyła fizykochemii materiałów. Naukowiec napisał kilka książek, które przybliżają jego dziedzinę przeciętnemu zjadaczowi chleba (i innych produktów spożywczych). Francuz odkrył kilka przydatnych zjawisk. Opisał m.in. idealną temperaturę gotowania jajka na miękko. Powinna ona wynosić ok. 65°C. Wtedy ścina się białko, ale nie żółtko. Zauważył też, że można poprawić efekty wędzenia łososia, wykorzystując pole elektryczne.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...