Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Śmiertelna choroba chytridiomycosis, wywoływana przez grzyba Batrachochytrium dendrobatidis, dziesiątkuje płazy obu Ameryk, Australii i Afryki, a nawet doprowadza do wytrzebienia całych populacji. Na szczęście naukowcy zauważyli, że niektóre gatunki są mniej podatne na zachorowanie niż inne. Może być to światełko nadziei dla żab.

Jonathan Q. Richmond - autor odkrycia - w najnowszym numerze BioScience sugeruje, że poszczególne osobniki mogą "na własną rękę" rozwinąć zdolności obronne przeciwko groźnemu grzybowi. Sądzi on, że nieuwzględnienie odporności nabytej w przewidywaniu kierunków rozprzestrzeniania się choroby stanowi ogromny błąd i naraża kolejne gatunki na zagładę.

Naukowcy przeprowadzili eksperyment polegający na zainfekowaniu płazów Batrachochytrium dendrobatidis, a następnie potraktowaniu ich chloramfenikolem - silnym antybiotykiem o działaniu bakteriostatycznym, zarówno wobec bakterii Gram-dodatnich, jak i Gram-ujemnych, stosowanym w przypadkach kokluszu, tyfusu plamistego czy duru brzusznego. Okazało się, że po takim "hartowaniu" żaby były bezpieczne w przypadku kolejnego zetknięcia z zarodnikami grzyba. Na razie nie wiadomo, jak antybiotyk ma się do przedstawiciela zupełnie innego królestwa.

Zagadkę zwiększonej odporności niektórych żab może wyjaśniać właśnie chloramfenikol - jedyny występujący naturalnie w organizmie związek nitrowy. Po prostu pojedyncze osobniki mogą mieć (na razie nie wiadomo dlaczego) zwiększoną jego ilość.

Inne badania wskazują, że na rozwój choroby ma wpływ miejsce zarażenia zwierzęcia. Naukowcy z Ameryki Północnej dowiedli, że spośród tych, które przeżyły infekcję Batrachochytrium dendrobatidis, ponowne zakażenie lepiej przechodziły osobniki po raz pierwszy stykające się z zarodnikami grzyba w środowisku suchym, a drugi raz w mokrym, niż zarażone dwukrotnie w środowisku wodnym.

Póki co jedyny skuteczny sposób walki z grzybem to wystawianie chorego osobnika na działanie temperatury powyżej 28 stopni Celsjusza, jednak takie rozwiązanie nie jest możliwe do zastosowania na szeroką skalę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy opisali nową jednostkę chorobową u ptaków. Plastikoza jest powodowana przez niewielkie kawałki plastiku, które wywołują stan zapalny w przewodzie pokarmowym. Została opisana u ptaków morskich, ale odkrywcy nie wykluczają, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Na zewnątrz ptaki te wyglądają na zdrowe, jednak nie jest z nimi dobrze, mówi doktor Alex Bond z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Ciągły stan zapalny prowadzi do bliznowacenia i deformacji tkanki, co negatywnie wpływa na rozwój i szanse przeżycia ptaków.
      To pierwsze przeprowadzone w ten sposób badania. Wykazały one, że spożywanie plastiku może poważnie uszkodzić przewód pokarmowy ptaków, dodaje uczony. Chorobę zidentyfikowano dotychczas u jednego gatunku, burzyka bladodziobego. Biorąc jednak pod uwagę stopień zanieczyszczenia środowiska naturalnego plastikiem, nie można wykluczyć, że dotyka ona też innych gatunków.
      Autorzy badań opisanych na łamach Journal of Hazardous Materials przez ponad 10 lat badali ptaki na wyspie Lord Howe. Zauważyli, że przebywające tam burzyki są najbardziej zanieczyszczonymi plastikiem ptakami na planecie. Zjadają plastik unoszący się na powierzchni wody, myląc go z pożywieniem. Naukowcy postanowili bliżej się temu przyjrzeć. W ten sposób odkryli nową jednostkę chorobową powodującą zwłóknienia tkanki i na wzór podobnych chorób – jak azbestoza – nadali jej nazwę plastikozy.
      Choroba ta, wywoływana przez ciągły stan zapalny spowodowany obecnością kawałków plastiku, prowadzi do formowania nadmiernego bliznowacenia i włóknienia tkanki, co zmniejsza jej elastyczność i prowadzi do zmiany struktury. Okazało się, że wśród burzyków na Lord Howe takie zwłóknienie żołądka gruczołowego jest czymś powszechnym. Dlatego też uznano to za nową jednostkę chorobową.
      Bliznowacenie tkanki narusza strukturę fizyczną żołądka gruczołowego. W miarę zwiększania się ekspozycji na plastik, tkanka poddana jest coraz poważniejszemu stanowi zapalnemu, aż do wystąpienia poważnych uszkodzeń. Dobrym przykładem plastikozy jest jej wpływ na gruczoły wydzielające soki trawienne. W miarę, jak ptak połyka kolejne kawałki plastiku, funkcje tych gruczołów ulegają coraz większemu upośledzeniu, aż w końcu dochodzi do całkowitej utraty struktury tkanki, mówi Bond. W wyniku utraty tych gruczołów, ptaki są bardziej podatne na infekcje oraz pasożyty, dochodzi również do zmniejszenie wchłaniania witamin.
      Bliznowacenie powoduje też, że żołądek staje się twardszy i sztywniejszy, co upośledza trawienie. Jest to szczególnie niebezpieczne dla piskląt i młodych ptaków, które mają mniejsze żołądki. Obecność plastiku zauważono w odchodach aż 90% młodych karmionych jeszcze przez rodziców. W ekstremalnych przypadkach prowadzi to do śmierci głodowej ptaka, którego żołądek zostaje całkowicie zapchany plastikiem. Plastikoza może mieć też wpływ na rozwój ptaków. Zauważono bowiem, że długość skrzydeł ptaków oraz waga zwierząt jest skorelowana z ilością plastiku w organizmach.
      Ptaki w sposób naturalny spożywają materię nieorganiczną, na przykład kamyki. Jednak naukowcy nie zauważyli, by prowadziło to do bliznowacenia w układzie pokarmowym. Za to obecnie w żołądku kamyki mogą rozbijać plastik na mniejsze kawałki, przez co jest on jeszcze bardziej niebezpieczny dla ptaków.
      Bond i jego zespół już wcześniej znaleźli mikroplastik w nerkach i śledzionie ptaków, gdzie również wywoływał stany zapalne, włóknienie i utratę struktury tkanki. Nie można wykluczyć, że w podobny sposób plastik wpływa na wiele innych gatunków zwierząt.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Grzyby generują sygnały elektryczne, których wzorce podobne do wzorców ludzkiej mowy, informuje Andrew Adamatzky z Unconventional Computing Laboratory na University of the West of England. Sygnały takie rozprzestrzeniają się za pośrednictwem grzybni, docierając do różnych części kolonii połączonej za jej pomocą.
      Zarejestrowaliśmy pozakomórkową aktywność elektryczną u czterech gatunków grzybów. Znaleźliśmy dowody wskazujące, że sygnały te rozpowszechniają się poprzez grzybnię. Wysunęliśmy hipotezę, że ta aktywność elektryczna to przejaw komunikacji w ramach kolonii. [...] Postanowiliśmy więc uchwycić główne zjawiska tego grzybiego „języka”. Odkryliśmy, że długość sygnałów elektrycznych mierzonych liczbą krótkich impulsów odpowiada rozkładowi długości słów w ludzkim języku. Z naszych badań wynika, że objętość grzybiego „słownika” może sięgać do 50 słów, a zasadnicza jego część to 15–20 najczęściej używanych słów. Gatunki Schizophyllum commune [Rozszczepka pospolita – red.] i Omphalotus nidiformis mają większy leksykon, a Cordyceps militaris [Maczużnik bojowy – red.] i Flammulina velutipes [Płomiennica zimowa – red.] posługują się mniejszym zasobem „słów”. Średnia długość „słów” wahała się od 3,3 (O. nidiformis) do 8,9 (C. militaris) impulsów. Z kolei dla wszystkich gatunków razem średnia długość słów wynosiła 5,97 impulsów, czyli jest taka sama, jak w niektórych ludzkich językach (np. w angielskim wynosi ona 4,8, a w rosyjskim 6) – czytamy na łamach Royal Society Open Science.
      Nie wiemy czy istnieje bezpośredni związek pomiędzy wzorcami obserwowanymi w komunikacji pomiędzy grzybami i pomiędzy ludźmi. Prawdopodobnie takiego związku nie ma. Jednak z drugiej strony wiemy, że istnieje wiele podobieństw w sposobie przetwarzania informacji przez różne klasy, rodziny i gatunku organizmów żywych. Interesowało mnie wykonanie porównania, mówi Adamatzky.
      Mimo wielu podobieństw, nie mamy żadnych danych by odgadnąć, o czym grzyby ze sobą „rozmawiają”. Możemy tylko przypuszczać, że wymieniają się informacjami na temat zagrożeń czy dostępnych zasobów. Co więcej, nie możemy nawet ze stuprocentową pewnością stwierdzić, że przez grzybnię biegną jakieś komunikaty. Ta kwestia wymaga dalszych badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Śmiertelnie niebezpieczny grzyb, który doprowadził do zagłady całych gatunków w Ameryce Południowej, pojawił się u krytycznie zagrożonych płazów w Indiach.
      Mowa o grzybie Batrachochytrium dendrobatidis (Bd), który może wywołać śmiertelną chytridiomikozę, uszkadzającą układ oddechowy i nerwowy. Bd w Indiach po raz pierwszy zauważono w 2011 roku w Rezerwacie Bioróżnorodności Western Ghats. To jeden z ośmiu najważniejszych rezerwatów bioróżnorodności na świecie, a odkrycie Bd u skrajnie zagrożonych endemicznych ropuch z gatunku Xanthophryne tigerina oraz płazów bezogonowych z gatunku Fejervarya cf. sahyadris to powód do poważnych zmartwień. Z artykułu opublikowanego na łamach Royal Society Open Science dowiadujemy się, że nie znaleziono na razie dowodów, by w Western Ghats pojawiła się chytridimikoza.
      Western Ghats to największe w Indiach skupisko rzadkich płazów, a wiele z żyjących tutaj gatunków znajduje się na liście zagrożonych. Odkrycie wśród nich Bd to poważny problem. Jednak w tym momencie nie jesteśmy w stanie powiedzieć, czy to infekcja z dalekiej przeszłości, czy coś nowego. Jednak w przeszłości obserwowaliśmy, jak chytridimikoza powodowała spadki lub całkowite zniknięcie populacji płazów w innych miejscach na świecie. Musimy więc szybko zrozumieć wszelkie czynniki, które mogą decydować o jej pojawieniu się w Western Ghats, gdzie płazy stoją przed takimi zagrożeniami jak utrata i degradacja habitatów, zanieczyszczenie środowiska i choroby, mówi jeden z głównych autorów badań Christopher Thorpe.
      Naukowcy z Plymouth pracują w Western Ghats od lat. Ostatnio odwiedzili 13 miejsc na północy tego łańcucha wzgórz i zbadali 118 płazów z 21 gatunków. Aż u 79% zwierząt znaleziono Bd. Na szczęście u żadnego z nich koncentracja pasożyta nie była na tyle duża, by wywołać chorobę.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na całym świecie mamy do czynienia ze spadającą populacją żab, dziesiątkowanych przez grzybice. Udowodniono, że do wymierania żab prowadzi utrata bioróżnorodności. Zmniejszając się populacja tych płazów świadczy także o postępującej degradacji środowiska naturalnego. Żaby są bowiem bardzo wrażliwe na zmiany, stanowią więc papierek lakmusowy zmian środowiskowych.
      Naukowcy, chcą uchronić żaby przed zagładą, hodują niektóre gatunki w niewoli, mając nadzieję, że gdy epidemia wygaśnie będzie można wypuścić je na wolność. Niestety Vance Vredenburg z San Francisco State University informuje, że wypuszczone żaby mogą nadal być narażone na działanie śmiercionośnego grzyba. Uczony zauważył, że w latach 2003-2010 populacja dwóch gatunków zamieszkujących Sierra Nevada znacznie się zmniejszyła, podczas gdy populacja trzeciego - Pseudacris regilla - utrzymuje się na niezmienionym poziomie. Nie dzieje się tak dlatego, że Pseudacris regilla w jakiś sposób się nie zaraziły. Aż dwie trzecie przedstawicieli tego gatunku jest zarażonych grzybem. Jednak są nań odporne. A to oznacza, że jeśli nawet epidemia u pozostałych gatunków wygaśnie, to mogą się one ponownie zarazić od Pseudacris regilla.
      Matthew Fisher z Imperial College London uważa, że jedynym wyjściem jest hodowanie w niewoli żab zarażonych i niezarażonych. Istnieją bowiem dowody, że niektóre osobniki wykształcają oporność na grzyba. Selekcjonując je i krzyżując dalej z przedstawicielami własnego gatunku można by doprowadzić do sytuacji, w której cały gatunek zyska oporność. Taka metoda, chociaż obiecująca, będzie jednak bardzo kosztowna, zauważył Fisher.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...