Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Wyliczanie ocieplenia

Rekomendowane odpowiedzi

Stan Kalifornia to jedna z największych potęg gospodarczych świata. Gdyby była niepodległym państwem, znajdowałaby się w pierwszej 10 najbogatszych. Jednak i jego nie ominą skutki globalnego ocieplenia.

Stanowy Climate Action Team opublikował raport, w którym próbuje oszacować koszty ocieplania się klimatu. Wynika z niego, że w ciągu najbliższych lat straty mogą sięgać dziesiątków miliardów dolarów rocznie. Będzie to związane z częstszym włączaniem urządzeń kilmatyzacyjnych, podnoszeniem się poziomu oceanu i koniecznością dokonywania przez miasta dodatkowych zakupów wody. Najprawdopodobniej jedynymi terenami w Kalifornii, które zyskają na ocieplaniu się klimatu będą położone wysoko w górach tereny leśne. W raporcie zaznaczono, że bardzo dużo zależy od działań na rzecz spowolnienia ogrzewania się planety. Jeśli świat dojdzie do porozumienia w sprawie redukcji emisji gazów cieplarnianych, straty będą mniejsze. Jednak jeden z autorów raportu, ekonomista Michael Hanemann, dyrektor California Climate Change Center na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, osobiście uważa, że sytuacja będzie raczej gorsza niż lepsza.

Jednym z najpoważniejszych zagrożeń jest rosnący poziom wód oceanicznych i związane z tym ryzyko zalania San Francisco i okolic. W tym przypadku koszty takiej katastrofy naturalnej mogą sięgnąć 100 miliardów dolarów.

Co prawda wyższa temperatura mogłaby zwiększyć plony niektórych zbóż, ale czynnikiem je ograniczającym może stać się dostęp do wody. W raporcie czytamy, że wpływ zmian klimatycznych na dostęp do słodkiej wody będzie umiarkowany, jednak trzeba zauważyć, że autorzy raportu przyjęli bardzo optymistyczne założenie, iż miasta bez problemu będą mogły kupować wodę na prowincji. Taki scenariusz, jak sami przyznają, jest mało prawdopodobny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyznam, że powoli już głupieję - niech może ktoś się wreszcie zdecyduje, bo na zmianę słyszy się: globalne ocieplenie i globalne ochłodzenie. Lody na biegunach przyrastają, niedźwiedzie polarne się mnożą, zimą nie mogłem odkopać auta. Gdzie to ocieplenie - ja pytam??

 

PS.: A co wyjadę na wakacje, to akurat pic i leje!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie bardzo dziwi, jak można w ogóle dokonać takich obliczeń i podać choćby rząd wielkości wyniku, skoro nawet przewidywania jutrzejszej pogody są obarczone ogromnym ryzykiem błędu...

 

Przecież klimat planety jest niewyobrażalnie skomplikowaną maszyną, której mechanizmów działania do końca nie znamy i tylko dysponujemy kilkoma modelami upraszczającymi, które albo są poprawne, albo nie.

 

Rozumiem, że jak zawsze wszystko zależy od przyjętych założeń, ale czy to jest jeszcze nauka, kiedy zaczyna się od wyniku, a potem dopasowuje dane?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja natomiast gubię się w tym czyją winą jest ocieplenie klimatu. w jednym artykule czytam, że to wina przemysłu i wprowadzania dużej ilości CO2 do atmosfery, a następnym razem oglądam jakiś dokument , w którym jakiś uczony przekonuje mnie, że to naturalna kolej rzeczy a ludzie nie mają z tym nic wspólnego ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyznam, że powoli już głupieję - niech może ktoś się wreszcie zdecyduje, bo na zmianę słyszy się: globalne ocieplenie i globalne ochłodzenie. Lody na biegunach przyrastają, niedźwiedzie polarne się mnożą, zimą nie mogłem odkopać auta. Gdzie to ocieplenie - ja pytam??

 

PS.: A co wyjadę na wakacje, to akurat pic i leje!

 

Akurat niedźwiedzie się nie mnożą, tylko niektórzy manipulują danymi. Wg wyliczeń mamy od 12 do 15 tysięcy polarnych niedźwiedzi. Ale ostatnio widziałem "sensacyjną" wiadomość, że liczba niedźwiedzi wzrosła do 15 000. Przecież to najzwyklejsza na świecie manipulacja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie bardzo dziwi, jak można w ogóle dokonać takich obliczeń i podać choćby rząd wielkości wyniku, skoro nawet przewidywania jutrzejszej pogody są obarczone ogromnym ryzykiem błędu...

 

No i to jest właśnie ta jedna z wielu różnic pomiędzy USA i Polską. Tam władze próbują przewidzieć i przygotować się na pewne rzeczy. Zgromadzić odpowiednie środki, które pozwolą złagodzić negatywne skutki czy walczyć z katastrofami. U nas panuje filozofia "byle dotrwać do wyborów".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i to jest właśnie ta jedna z wielu różnic pomiędzy USA i Polską. Tam władze próbują przewidzieć i przygotować się na pewne rzeczy. Zgromadzić odpowiednie środki, które pozwolą złagodzić negatywne skutki czy walczyć z katastrofami. U nas panuje filozofia "byle dotrwać do wyborów".

Dobre!!!

Dodam jeszcze, że wpadamy w panikę gdy okazuje się, że jedne dane wskazują na tak a drugie na nie. Potępiamy wówczas jednych i drugich. Zadowoleni twierdzimy, że wszyscy to głupcy. A więc nie ma się co przejmować własną ignorancją. Alleluja i do przodu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No i to jest właśnie ta jedna z wielu różnic pomiędzy USA i Polską. Tam władze próbują przewidzieć i przygotować się na pewne rzeczy. Zgromadzić odpowiednie środki, które pozwolą złagodzić negatywne skutki czy walczyć z katastrofami. U nas panuje filozofia "byle dotrwać do wyborów".

 

Skoro tak przewidują i się przygotowują, to dlaczego nie słyszałem żeby ktoś policzył, co by się stało, gdyby temperatura jednak spadła?

 

Przecież dla Kalifornii to byłaby dopiero katastrofa. Upadek rozwiniętego w tym stanie, niezwykle produktywnego rolnictwa w tym produkcji kalifornijskiego wina!

 

Analiza scenariuszy powinna chyba uwzględnić wszystkie prawdopodobne scenariusze, a skoro wiemy ciągle za mało, żeby przewidzieć, czy temperatura wzrośnie, czy spadnie, powinniśmy pomyśleć, co zrobić w obu tych przypadkach (tzn. przyjąć, że oba scenariusze są prawdopodobne).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może dlatego, że obecnie widzimy tendencję w jednym kierunku - ocieplenia.

Poza tym... chłodniej już było i nie ma co robić symulacji. Wystarczy przyjrzeć się temu, jak wyglądała sytuacja te 100 lat temu. Wydaje mi się również, że ew. ochłodzenie nie będzie powodowało tak katastrofalnych skutków. Raczej susze, pożary, huragany, powodzie wówczas nie grożą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Wydaje mi się również, że ew. ochłodzenie nie będzie powodowało tak katastrofalnych skutków. Raczej susze, pożary, huragany, powodzie wówczas nie grożą.

Ale spadek ilości energii docierającej do nas ze Słońca może oznaczać ogromny spadek wydajności upraw, bo tworzące je rośliny żyją przecież z energii słonecznej. A co jeszcze gorsze, wystarczy pojedynczy gwałtowny przymrozek w nieodpowiednim momencie i plonów w danym roku może praktycznie nie być.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Troche to nie tak jest. Bo globalne ochłodzenie spowoduje możliwość uprawy tam, gdzie jest to teraz niemożliwe (zniknie np. Sahara i ogólnie pystynie). Globalne ocieplenie spowoduje zaś powiększanie się pustyń. Rekompensata w postaci terenów dalekiej północy będzie zbyt mała.

  Więc myśląc w skali lokalnej jest to problem (ale zawsze można uprawiać inne rośliny), zaś w skali globalnej ochłodzenie jest korzystniejsze.

  Zresztą nie sądzę, że to człowiek ma wpływ na ocieplenie. Lepiej skupić się na zanieczyszczeniech metalami ciężkimi, ochronie gatunków i siedlisk, tworzeniem korytarzy ekologicznych. Dużo taniej, a efekt pewny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W razie ocieplenia istnieje zawsze możliwość przerzucenia się np. na wodorosty - mórz będziemy mieli pod dostatkiem. Tym razem odcinam się całkowicie od oceniania, do jakich zmian klimatu dojdzie i z czyjej winy, szukam jedynie rozwiązania na wypadek ocieplenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Wodorosty to dobry pomysł, ale trzeba wziąć po uwagę, że rosną tylko na wodach o odpowiedniej głębokości. Ogólnie dieta roślinna jest wydajniejsza (tzn. jeśli chodzi o ilość kalorii na jedostkę powierzchni w czasie). Do tego wymaga mniej wody (do kilkuset razy).

  Myślę, że w czasach kryzysu żywieniowego związanego ze zmianami klimatu, żywność zwierzęca będzie marginesem (nie licząc może ryb).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem ekspertem w dziedzinie flory mórz, ale z pewnością udałoby się znaleźć odpowiednie rodzaje "upraw" dla lokalnych warunków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W razie ocieplenia istnieje zawsze możliwość przerzucenia się np. na wodorosty - mórz będziemy mieli pod dostatkiem. Tym razem odcinam się całkowicie od oceniania, do jakich zmian klimatu dojdzie i z czyjej winy, szukam jedynie rozwiązania na wypadek ocieplenia.

 

Dobry pomysł. Jednak pod takim warunkiem, że "uprawy" wodorostów będą w stanie skompensować straty na innych uprawach, że posiadamy technikę pozwalającą na prowadzenie takich upraw, przetwarzanie i przechowywanie wodorostów, że ocieplenie nie spowoduje, iż pożyteczne wodorosty znikną, a pojawi się jakieś niewiadomoco szkodliwe dla człowieka.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Illinois Natural History Survey postanowili sprawdzić, jak w latach 1970–2019 globalne ocieplenie wpłynęło na 201 populacji 104 gatunków ptaków. Przekonali się, że w badanym okresie liczba przychodzących na świat piskląt generalnie spadła, jednak widoczne są duże różnice pomiędzy gatunkami. Globalne ocieplenie wydaje się zagrażać przede wszystkim ptakom migrującym oraz większym ptakom. Wśród gatunków o największym spadku liczby piskląt znajduje się bocian biały.
      Uczeni przyjrzeli się ptakom ze wszystkich kontynentów i stwierdzili, że rosnące temperatury w sezonie lęgowym najbardziej zagroziły bocianowi białemu i błotniakowi łąkowemu, ptakom dużym i migrującym. Wyraźny spadek widać też u orłosępów, które nie migrują, ale są dużymi ptakami. Znacznie mniej piskląt mają też średniej wielkości migrujące rybitwy różowe, małe migrujące oknówki zwyczajne oraz australijski endemit chwoska jasnowąsa, która jest mała i nie migruje.
      Są też gatunki, którym zmiana klimatu najwyraźniej nie przeszkadza i mają więcej piskląt niż wcześniej. To na przykład średniej wielkości migrujący tajfunnik cienkodzioby, krogulec zwyczajny, krętogłów zwyczajny, muchołówka białoszyja czy bursztynka. U innych gatunków, jak u dymówki, liczba młodych rośnie w jednych lokalizacjach, a spada w innych. To pokazuje, że lokalne różnice temperaturowe mogą odgrywać olbrzymią rolę i mieć znaczenie dla przetrwania gatunku.
      Wydaje się jednak, że najbardziej narażone na ryzyko związane z globalnym ociepleniem są duże ptaki migrujące. To wśród nich widać w ciągu ostatnich 5 dekad największe spadki liczby potomstwa. Ponadto rosnące temperatury wywierają niekorzystny wpływ na gatunki osiadłe ważące powyżej 1 kilograma oraz gatunki migrujące o masie ponad 50 gramów. Fakt, że problem dotyka głównie gatunków migrujących sugeruje pojawianie się rozdźwięku pomiędzy terminami migracji a dostępnością pożywienia w krytycznym momencie, gdy ptaki karmią młode. Niekorzystnie mogą też wpływać na nie zmieniające się warunki w miejscach zimowania.
      Przykładem gatunku, który radzi sobie w obliczu zmian klimatu jest zaś bursztynka. Naukowcy przyglądali się populacji z południa Illinois. Bursztynki to małe migrujące ptaki, które gniazdują na bagnach i terenach podmokłych. W badanej przez nas populacji liczba młodych na samicę rośnie gdy rosną lokalne temperatury. Liczba potomstwa w latach cieplejszych zwiększa się, gdyż samice wcześniej składają jaja, co zwiększa szanse na dwa lęgi w sezonie. Bursztynki żywią się owadami, zamieszkują środowiska pełne owadów. Wydaje się, że – przynajmniej dotychczas – zwiększenie lokalnych temperatur nie spowodowało rozdźwięku pomiędzy szczytem dostępności owadów, a szczytem zapotrzebowania na nie wśród bursztynek, mówi współautor badań, Jeff Hoover. Uczony dodaje, że o ile niektóre gatunki mogą bezpośrednio doświadczać skutków zmian klimatu, to zwykle znacznie ma cały szereg czynników i interakcji pomiędzy nimi.
      Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach PNAS. Environmental Sciences.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 1988 roku w Kalifornii zaczął obowiązywać California Tobacco Control Program (CTCP). Wyborcy zdecydowali wówczas o podniesieniu podatku na paczkę papierosów z 10 do 35 centów oraz o przeznaczeniu 20% z podniesionej kwoty (5 centów) na finansowanie programów, których celem było zmniejszenie odsetka osób palących. Z pieniędzy tych finansowano zarówno kampanie zniechęcające do palenia, jak i programy mające na celu poprawę stanu zdrowia publicznego.
      Teraz, po trzech dekadach od wprowadzenia programu, naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco (UCSF) oszacowali finansowe skutki takich działań. Okazało się, że na każdego dolara, który stan Kalifornia wydał na działania antynikotynowe, koszty opieki zdrowotnej zmniejszyły się o 231 dolarów.
      W latach 1989–2019 odsetek osób palących w Kalifornii zmniejszył się z 21,8 do 10 procent. Naukowcy z UCSF oceniają, że stanowe programy antynikotynowe odpowiedzialne są za 2,7 punktów procentowych tego spadku. Pozornie to niewiele, ale przyniosło olbrzymie korzyści, tym bardziej, że nawet miłośnicy papierosów palą obecnie średnio mniej o 119 paczek papierosów rocznie.
      I obywatele i stan zaoszczędzili kolosalne pieniądze. W ciągu tych 30 lat w kieszeniach mieszkańców stanu pozostało 51,4 miliarda USD, które wydaliby na papierosy. Natomiast Kalifornia zaoszczędziła na opiece zdrowotnej aż 816 miliardów dolarów. Zwrot z inwestycji jest gigantyczny. Te programy nie tylko uratowały życie i zdrowie, ale pozwoliły też zaoszczędzić pieniądze, mówi jeden z autorów badań, doktor Stanton Glantz.
      Glantz we współpracy z doktorem Jamesem Lightwoodem, specjalistą z zakresu farmakologii klinicznej oraz ze Steve'em Andersonem, ekspertem ds. modelowania trendów pracującym dla sektora finansowego opracowali model, za pomocą którego mogli przewidywać rozwój sytuacji, w zależności od różnych zmiennych.
      Nasz model potwierdził przypuszczenie, że istnieje związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy wprowadzeniem programów antynikotynowych a zmniejszeniem liczby osób palących, mówi Lightwood. Wynika z niego, jak zapewniają naukowcy, że każdy stan z dużym odsetkiem palaczy, który wdroży równie ambitny, długoterminowy program co Kalifornia, może spodziewać się osiągnięcia podobnych wyników. Pod warunkiem, że będzie to rzeczywiści program długoterminowy. Polityka ma jednak swoją specyfikę, a politycy myślą w kategoriach jednej lub dwóch kadencji, co niweczy wiele podobnych projektów.
      Glantz i Lightwood już wcześniej wykazali, że krótkoterminowe skutki programów antynikotynowych – spadek liczby ataków serca czy udarów – bardzo szybko się rozmywają. Korzyści narastają z czasem, gdy spada liczba zachorowań na wiele różnych schorzeń. Jeśli zrobi się program zakrojony na mniejszą skalę i przewidziany na 4-5 lat, bardzo trudno jest zauważyć jakieś zmiany na tle naturalnej rocznej zmienności. I można wówczas wykazać, że taki program nie działa. Jeśli jednak jest on długoterminowy i szeroko zakrojony, jak ten w Kalifornii, szybko pojawiają się olbrzymie korzyści, które kumulują się z czasem, stwierdził Lightwood.
      Doświadczenia z kalifornijskiego programu mają i tę zaletę, że będą adekwatne do wielu innych miejsc. Kalifornia jest bowiem olbrzymim, bardzo zróżnicowanym stanem, z wielkimi bogatymi metropoliami i biednymi wsiami. Ludność jest bardzo zróżnicowana pod względem etnicznym, społecznym i ekonomicznym, więc bez większego ryzyka pomyłki uzyskane tam wyniki można przełożyć na inne obszary.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania przeprowadzone za pomocą algorytmów sztucznej inteligencji sugerują, że nie uda się dotrzymać wyznaczonego przez ludzkość celu ograniczenia globalnego ocieplenia do 1,5 stopnia Celsjusza powyżej czasów preindustrialnych. Wątpliwe jest też ograniczenie ocieplenia do poziomu poniżej 2 stopni Celsjusza.
      Noah Diffenbaugh z Uniwersytetu Stanforda i Elizabeth Barnes z Colorado State University wytrenowali sieć neuronową na modelach klimatycznych oraz historycznych danych na temat klimatu. Ich model był w stanie precyzyjnie przewidzieć, jak zwiększała się temperatura w przeszłości, dlatego też naukowcy wykorzystali go do przewidzenia przyszłości. Z modelu wynika, że próg 1,5 stopnia Celsjusza ocieplenia powyżej poziomu preindustrialnego przekroczymy pomiędzy rokiem 2033 a 2035. Zgadza się to z przewidywaniami dokonanymi bardziej tradycyjnymi metodami. Przyjdzie czas, gdy oficjalnie będziemy musieli przyznać, że nie powstrzymamy globalnego ocieplenia na zakładanym poziomie 1,5 stopnia. Ta praca może być pierwszym krokiem w tym kierunku, mówi Kim Cobb z Brown University, który nie był zaangażowany w badania Diffenbaugha i Barnes.
      Przekroczenie poziomu 1,5 stopnia jest przewidywane przez każdy realistyczny scenariusz redukcji emisji. Mówi się jednak o jeszcze jednym celu: powstrzymaniu ocieplenia na poziomie nie wyższym niż 2 stopnie Celsjusza w porównaniu z epoką przedindustrialną. Tutaj przewidywania naukowców znacząco różnią się od przewidywań SI.
      Zdaniem naukowców, możemy zatrzymać globalne ocieplenie na poziomie 2 stopni Celsjusza pod warunkiem, że do połowy wieków państwa wywiążą się ze zobowiązania ograniczenia emisji gazów cieplarnianych do zera. Sztuczna inteligencja nie jest jednak tak optymistycznie nastawiona. Zdaniem algorytmu, przy obecnej emisji poziom ocieplenia o ponad 2 stopnie osiągniemy około roku 2050, a przy znacznym zredukowaniu emisji – około roku 2054. Obliczenia te znacznie odbiegają od szacunków IPCC z 2021 roku, z których wynika, że przy redukcji emisji do poziomu, jaki jest wspomniany przez algorytm sztucznej inteligencji, poziom 2 stopni przekroczymy dopiero w latach 90. obecnego wieku.
      Diffenbaugh i Barnes mówią, że do przewidywania przyszłych zmian klimatu naukowcy wykorzystują różne modele klimatyczne, które rozważają wiele różnych scenariuszy, a eksperci – między innymi na podstawie tego, jak dany model sprawował się w przeszłości czy jak umiał przewidzieć dawne zmiany klimatu, decydują, który scenariusz jest najbardziej prawdopodobny. SI, jak stwierdzają uczeni, bardziej skupia się zaś na obecnym stanie klimatu. Stąd też mogą wynikać różnice pomiędzy stanowiskiem naukowców a sztucznej inteligencji.
      W środowisku naukowym od pewnego czasu coraz częściej słychać głosy, byśmy przestali udawać, że jesteśmy w stanie powstrzymać globalne ocieplenie na poziomie 1,5 stopnia Celsjusza. Wielu naukowców twierdzi jednak, że jest to możliwe, pod warunkiem, że do 2030 roku zmniejszymy emisję gazów cieplarnianych o połowę.
      Sztuczna inteligencja jest więc znacznie bardziej pesymistycznie nastawiona od większości naukowców zarówno odnośnie możliwości powstrzymania globalnego ocieplenia na poziomie 1,5, jak i 2 stopni Celsjusza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mimo wysiłków podejmowanych przez stan Kalifornia, który w drzewach widzi jeden ze sposobów ochrony przed globalnym ociepleniem, tamtejsze lasy zanikają. Badania prowadzone przez University of California w Irvine wskazują, że coraz więcej lasów ginie w wyniku pożarów, a coraz mniej drzew uzupełnia ubytki.
      Lasy nie radzą sobie z tymi wielkimi pożarami. W ciągu ostatnich 4 dekad doszło do wielkich zmian, mówi współautor badań profesor James Randerson. Z analiz wynika bowiem, że od 1985 roku powierzchnia lasów w Kalifornii zmniejszyła się o 6,7%. Głównymi przyczynami spadku powierzchni leśnej są wielkie pożary, susze oraz wycinka.
      Naukowcy przeanalizowali dane satelitarne dostarczone przez misję Landsat w latach 1985–2021. Wynika z nich, że najgorsza sytuacja panuje Kalifornii Południowej, gdzie w badanym okresie doszło do 14-procentowego spadku pokrywy leśnej. Wydaje się, że na południu spada zdolność lasów do odradzania się. Jednocześnie obserwujemy zwiększanie się obszarów porośniętych trawami i krzewami, co może zwiastować stałą zmianę ekosystemu, dodaje doktor Jonathan Wang.
      Skala i tempo zanikania lasów zależy od regionu. W Sierra Nevada pokrywa leśna pozostawała dość stabilna do 2010 roku, następnie zaś zaczęła gwałtownie się zmniejszać. W ciągu dekady region ten stracił aż 8,8% lasów, a ich zanikanie zbiegło się z ciężką suszą z lat 2012–2015 i jednymi z największych pożarów w historii stanu. Na szczęście na północy zaobserwowano odradzanie się drzew na wielu obszarach, prawdopodobnie dlatego, że jest tam chłodniej i więcej pada. Jednak mimo to skutki wielkich pożarów sprzed lat wciąż są wyraźnie widoczne.
      Zmniejszenie pokrywy leśnej zmniejszyło też zdolność stanu do wycofywania z atmosfery węgla, który Kalifornia emituje. Naukowcy chcą też lepiej zrozumieć, jak zmiany w ilości lasów wpływają na stanowe zasoby wody pitnej oraz na kolejne pożary.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ocieplenie klimatu może już w przyszłej dekadzie wpłynąć na globalne uprawy kukurydzy i pszenicy, informują naukowcy z NASA na łamach Nature Food. To wcześniej niż dotychczas sądzono. Przy scenariuszu zakładającym utrzymującą się wysoką emisję dwutlenku węgla do końca wieku można spodziewać się spadku produkcji kukurydzy nawet o 24%, przy jednoczesnym wzroście produkcji pszenicy dochodzącym do 17%.
      Naukowcy wykorzystali najnowsze modele klimatyczne oraz modele rozwoju upraw, uwzględnili w nich projektowane zmiany temperatury, opadów oraz koncentracji dwutlenku węgla. Modele wykazały, że w ocieplającym się klimacie coraz trudniej będzie uprawiać kukurydzę w tropikach, ale powinien zwiększyć się zasięg występowania pszenicy.
      Nie spodziewaliśmy się tak znaczących zmian w porównaniu z poprzednimi tego typu projekcjami, które zostały wykonane w roku 2014, mówi główny autor badań Jonas Jägermeyr z NAA i Columbia University. Szczególnie zaskakujący jest olbrzymi spadek produkcji kukurydzy. Spadek o 20% może mieć poważne implikacje w skali całej planety, stwierdza uczony.
      Na potrzeby badań naukowy wykorzystali pięć modeli klimatycznych CMIP6. Każdy z nich w nieco inny sposób przedstawia reakcję klimatu Ziemi na dwutlenek węgla. Następnie dane z tych symulacji zostały użyte w roli danych wejściowych dla 12 modeli upraw opracowanych w ramach projektu AgMIP. Modele te pokazują, jak w skali globu rośliny uprawne reagują na zmiany temperatury, opadów czy koncentrację CO2 w atmosferze. W efekcie uzyskano 240 modeli opisujących, jak do końca wieku mogą wyglądać uprawy kukurydzy, pszenicy, soi oraz ryżu.
      Symulacje uwzględniały wyłącznie zmiany klimatu, nie brały pod uwagę dopłat do upraw, zmiany technik uprawy czy wprowadzanie nowych bardziej odpornych odmian. Zjawiska te są przedmiotem intensywnych badań i eksperci chcą je uwzględnić w przyszłych symulacjach.
      Symulacje dotyczące upraw soi oraz ryżu wykazały, że w niektórych miejscach dojdzie do spadku produkcji, jednak w skali globalnej różnice między modelami były na tyle duże, że nie udało się wyciągnąć z nich jakichś wiążących wniosków. Znacznie jaśniejszy obraz uzyskano odnośnie kukurydzy i pszenicy.
      Kukurydza uprawiana jest na całym świecie, a znaczną jej część uprawia się w pobliżu równika. W zawiązku ze znacznym wzrostem temperatur należy spodziewać się dużych spadków produkcji w Ameryce Północnej i Środkowej, Afryce Zachodniej, Azji Centralnej, Brazylii i w Chinach. Z kolei pszenica, która dobrze rośnie w temperaturach umiarkowanych, może zwiększyć swoje zasięgi. Można spodziewać się wzrostu jej produkcji w północnych częściach USA oraz w Kanadzie, na północy Chin, w Azji Centralnej, na południu Australii i w Afryce Wschodniej.
      Badacze zauważają, że temperatura to nie jedyny czynnik decydujący o plonach. Wyższa koncentracja dwutlenku węgla w atmosferze ma do pewnego stopnia pozytywny wpływ na fotosyntezę i retencję wody, zwiększa wydajność, ale dzieje się to kosztem zubożenia roślin o składniki odżywcze. Prowadzone już wcześniej eksperymenty wykazały, że zboża uprawiane w warunkach zwiększonej obecności CO2 tracą proteiny, a w innych roślinach ubywa żelaza i cynku. Przed trzema laty informowaliśmy o badaniach, z których wynikało, że utrata składników odżywczych przez rośliny uprawne spowoduje, że niedobory protein pojawią się u dodatkowych 150 milionów ludzi, a niedobory cynku dotkną dodatkowych 150-200 milionów ludzi. Ponadto około 1,4 miliarda kobiet w wieku rozrodczym i dzieci, które już teraz żyją w krajach o wysokim odsetku anemii, utracą ze swojej diety około 3,8% żelaza.
      Ponadto podniesiona koncentracja CO2 ma większy pozytywny wpływ na pszenicę niż na kukurydzę. Problemem mogą być jednak zmieniające się wzorce opadów oraz częstotliwość i czas trwania susz oraz fal upałów. Wyższe temperatury wydłużą też sezon upraw i przyspieszą dojrzewanie roślin.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...