Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Ofiary myśliwych założyły witrynę

Rekomendowane odpowiedzi

Przed kilkoma tygodniami powstała w polskiej sieci witryna dla ludzi, którym myśliwi zabili zwierzęta domowe. Znajdziemy tam historie osób, które poszły ze swoimi pupilami na spacer, a przechodzący obok członkowie kół łowieckich zastrzelili biegnącego psa.

Polskie ustawy dają myśliwym prawo do zastrzelenia psa lub kota w ściśle wyznaczonych sytuacjach. By dokonać odstrzału muszą łącznie zachodzić następujące przesłanki: myśliwy musi mieć specjalne upoważnienie, zwierzę musi być bez opieki i wykazywać oznaki zdziczenia, musi znajdować się w odległości ponad 200 metrów od zabudować mieszkalnych i musi stanowić zagrożenie dla dzikich zwierząt.

Tymczasem na stronie ZabiliMiPsa.pl znajdziemy liczne opisy zabicia zwierząt w sytuacji, gdy znajdowały się one w odległości kilkunastu metrów od swoich właścicieli, gdy ewidentnie było widać, że zwierze nie jest bez opieki i nie wykazuje oznak zdziczenia. Jak czytamy w serwisie, myśliwi strzelają do zwierząt w obecności dzieci, oddają strzały gdy w pobliżu znajdują się osoby postronne. Zdarzają się też przypadki strzelania do zwierząt w środku wsi. Niektórzy z internautów, którzy odwiedzili witrynę, mówią o sytuacjach, gdy myśliwy zabijał zwierzę znajdujące się na prywatnym terenie swojego właściciela. Często też można dowiedzieć się o zacieraniu śladów i usuwaniu dowodów przez myśliwych tak, by zrzucić z siebie winę czy przekonać, że zabicie zwierzęcia odbyło się zgodnie z prawem.

Sami przedstawiciele kół łowieckich mówią, że za zdziczałego psa można uznać takiego, który jest bez obroży, ma brudną, zaniedbaną, zmierzwioną sierść oraz poluje na dziką zwierzynę.

Założyciele strony ZabiliMiPsa.pl domagają się zmian w odpowiednich ustawach, wyraźnego oznakowania tablicami ostrzegawczymi terenów łowieckich, sprecyzowania określenia "zdziczały pies" i "zdziczały kot" oraz ograniczenia prawa do strzelania do zdziczałych psów i kotów do pewnych osób oraz zezwalania tylko na zorganizowane odstrzały. Nie wiadomo, jak duże szanse powodzenia ma inicjatywa. Poseł Grzegorz Dolniak (PO), wiceprzewodniczący komisji spraw wewnętrznych, mówi, że woli apelować do myśliwych o wrażliwość.

Inicjatywa powstania witryny wyszła od właścicieli białego samojeda Floriana, który pod koniec stycznia bieżącego roku został zabity przez myśliwego podczas spaceru ze swoim właścicielem i grupą jego znajomych.

Podobne sprawy często są umarzane. W przypadku Floriana policja uwierzyła, że strzelił on trzykrotnie do psa, gdyż ten gonił kozła. Słowo właściciela, który zaprzeczył, by widział dzikie zwierzę, nie wystarczyło.

Na stronie ZabiliMiPsa.pl bardzo szybko zabrakło miejsca na wpisy internautów. Dlatego też dyskusje przeniesiono na www.forum.stopodstrzalom.pl.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już postanowiłem, że jeżeli ktoś będzie próbował strzelać do mojego psa, to zostanie inwalidą do końca życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niech jeszcze dadzą ludziom broń i będzie niekontrolowana redukcja ludności. Facet chce apelować… niech sobie w d*** wsadzi ten apel.

Gdyby myśliwy zabił mi jakiekolwiek zwierzę, to Ja bym go tak potraktował że nikogo już by nie mógł skrzywdzić... ani sam się podetrzeć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już postanowiłem, że jeżeli ktoś będzie próbował strzelać do mojego psa, to zostanie inwalidą do końca życia.

 

Dokładnie tak. Najpierw użyłbyś swojego laserowego wzroku, żeby stopić mu lufę. Potem ogłuszysz go ultradźwiękiem ze swoich atomowych płuc, i wykorzystasz ten czas to przebiegnięcia 100 metrów w 3,2 sekundy, żeby oszołomionego znokautować jednym strzałem.

 

Prawda jest taka, że albo by Ciebie facet postrzelił w obronie własnej, albo jakimś cudem by Ci się udało wygrać z kulą i byś trafił do pierdla za napaść i ew. spowodowanie kalectwa.

 

Świetny plan :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami lepiej zebrać na siebie odpowiedzialność, ale postąpić z honorem. Może jak okaleczą kilku myśliwych, to następni zaczną się zastanawiać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasami lepiej zebrać na siebie odpowiedzialność, ale postąpić z honorem. Może jak okaleczą kilku myśliwych, to następni zaczną się zastanawiać.

 

Czasem lepiej używać głowy, niż testosteronu. Jak się zadzwoni do koła łowieckiego, a potem na policję, to takiemu myśliwemu grozi grzywna i strata licencji łowieckiej. W skrajnych przypadkach gorzej.

 

Jeśli uważasz okaleczenie człowieka za honorowe, i to w obronie psa, to gratuluję. Może jak Ciebie i Twoich znajomych okaleczą myśliwi z bronią i powiedzą, że wbiegliście na linie strzału - to może wtedy Ty się chwilę zastanowisz. Druga sprawa - honor jest dla ludzi; nie ma działać jak więzienie, tylko jako pomoc. Jakoś nie widzę użytku z takiego "honoru".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@WhizzKid:  nie zgodzę się z Tobą. Pogrożenie paluszkiem za zabicie psa to zbyt niska kara.

Ponadto z większości opisów wynika, że myśliwi to tchórze, którzy potrafią tylko z ukrycia strzelać do zwierząt. Przed właścicielami zabitych psów najczęściej uciekają.

Ponadto nie zgadzam się z Twoją interpretacją obrony koniecznej. Jeśli spotykam w lesie obcego człowieka z bronią, który oddaje strzały w moim kierunku lub w pobliżu mnie i mojej rodziny, to mam wszelkie podstawy przypuszczać, że jego celem jest zamordowanie mnie. Mam prawo się bronić wszelkimi możliwymi metodami. Uczciwy człowiek nie włóczy się po lesie z bronią i nie strzela, gdy w pobliżu są ludzie.

 

Zauważ też, że myśliwi dają sobie prawo do strzelania do psów, które całymi rodzinami są na spacerze, a jednocześnie uważają, że mogą ze swoimi psami wychodzić do lasu, spuszczać je ze smyczy i szczuć na zwierzynę. Innymi słowy - jest to stawiająca się ponad prawem klika.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@WhizzKid:  nie zgodzę się z Tobą. Pogrożenie paluszkiem za zabicie psa to zbyt niska kara.

Ponadto z większości opisów wynika, że myśliwi to tchórze, którzy potrafią tylko z ukrycia strzelać do zwierząt. Przed właścicielami zabitych psów najczęściej uciekają.

Ponadto nie zgadzam się z Twoją interpretacją obrony koniecznej. Jeśli spotykam w lesie obcego człowieka z bronią, który oddaje strzały w moim kierunku lub w pobliżu mnie i mojej rodziny, to mam wszelkie podstawy przypuszczać, że jego celem jest zamordowanie mnie. Mam prawo się bronić wszelkimi możliwymi metodami. Uczciwy człowiek nie włóczy się po lesie z bronią i nie strzela, gdy w pobliżu są ludzie.

 

Zauważ też, że myśliwi dają sobie prawo do strzelania do psów, które całymi rodzinami są na spacerze, a jednocześnie uważają, że mogą ze swoimi psami wychodzić do lasu, spuszczać je ze smyczy i szczuć na zwierzynę. Innymi słowy - jest to stawiająca się ponad prawem klika.

 

Ależ ja z tym nie polemizuję. Mój wujek miał problem z takim myśliwym - ale interwencja słowna gdzie trzeba załatwiła ten problem już kilak lat temu, i ludzie u niego na wsi już się o psy tak martwić nie muszą. Fakt - stracić psa, to coś innego. Ja natomiast, drogi Mariuszu, atakuję coś innego: ludzie powyżej grożą okaleczeniem człowieka. Jak sądzisz, jakie ktokolwiek z nich ma szanse na dobiegnięcie do takiego uzbrojonego i ukrytego myśliwego? No nawet jeśli myśliwy się zawaha, to takiemu delikwentowi to na darmo nie ujdzie. Uważasz, że warto ryzykować swoje życie i wolność w takim przypadku? Bo ja nie.

 

A jak takiemu myśliwemu w pobliżu coś się stanie, to na kogo będzie? Na tych gadających, że by takiego myśliwego okaczyli w obronie psa, prawda? Zdrowy rozsądek - broń każdego superbohatera.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem kwestie obrony własnej, ale oko za oko nie rozwiąże sprawy. Trzeba zmienić prawo, ewentualnie dobrze egzekwować obecnie panujące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli ktoś strzela w lesie czy na łące do zwierzęcia, które znajduje się pod moją opieką i jest w odległości kilkunastu czy kilkudziesięciu metrów ode mnie, mam wszelkie podstawy domniemywać, że za chwilę może strzelić do mnie. Mam prawo się bronić.

 

A co do polskiego prawa, to jest ono durne. Zawsze staje po stronie napastnika.

Prosty przykład:

- ktoś, kto lubuje się w "rozrywce" polegającej na strzelaniu do zwierząt w 99% przypadków otrzyma pozwolenie na broń,

- osoba, która chce bronić swojej rodziny w 99% przypadków nie otrzyma pozwolenia na broń.

 

Wniosek: polskie prawo przedkłada "rozrywkę" nad prawo do obrony życia i zdrowia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli ktoś strzela w lesie czy na łące do zwierzęcia, które znajduje się pod moją opieką i jest w odległości kilkunastu czy kilkudziesięciu metrów ode mnie, mam wszelkie podstawy domniemywać, że za chwilę może strzelić do mnie. Mam prawo się bronić.

 

A co do polskiego prawa, to jest ono durne. Zawsze staje po stronie napastnika.

Prosty przykład:

- ktoś, kto lubuje się w "rozrywce" polegającej na strzelaniu do zwierząt w 99% przypadków otrzyma pozwolenie na broń,

- osoba, która chce bronić swojej rodziny w 99% przypadków nie otrzyma pozwolenia na broń.

 

Wniosek: polskie prawo przedkłada "rozrywkę" nad prawo do obrony życia i zdrowia.

 

To prawda, ale jako że nie jesteś Jetem Lee, natenczas nie wygrasz z lufą wycelowaną w Twoją stronę. Sugeruję inicjatywę ustawodawczą :-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale dlaczego oko za oko nie rozwiąże sprawy? Przecież tak jak ktoś wyżej napisał - jak paru myśliwych ucierpi, to zaczną się zastanawiać..

 

Ja osobiście chodzę z co najmniej jednym nożem (z reguły z trzema) oraz z gazem. Wystarczy że na spokojnie podejdę do takiego myśliwego (przecież mogę chcieć wyjaśnić kwestię zastrzelenia mojego zwierzęcia) i ich użyję. Z bliska nie będzie miał czasu na użycie broni. A kto w lesie wezwie policję? Zresztą nawet jeśli wezwie, to zanim przyjadą.. Spacerem zdąży się dojść do domu..

 

Co do zmiany ustawodawstwa, to też popieram jak najbardziej. Powinno zostać znacznie ograniczone strzelanie do zdziczałych zwierząt. Choćby wysoką grzywną lub możliwością kary pozbawienia wolności (nawet niech to będzie 1-3 lata - grunt że w papierach zostanie nawet jeśli będzie w zawieszeniu) za 'niezauważenie przypadkiem' że właściciel był w pobliżu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale dlaczego oko za oko nie rozwiąże sprawy? Przecież tak jak ktoś wyżej napisał - jak paru myśliwych ucierpi, to zaczną się zastanawiać..

 

Ja osobiście chodzę z co najmniej jednym nożem (z reguły z trzema) oraz z gazem. Wystarczy że na spokojnie podejdę do takiego myśliwego (przecież mogę chcieć wyjaśnić kwestię zastrzelenia mojego zwierzęcia) i ich użyję. Z bliska nie będzie miał czasu na użycie broni. A kto w lesie wezwie policję? Zresztą nawet jeśli wezwie, to zanim przyjadą.. Spacerem zdąży się dojść do domu..

 

Co do zmiany ustawodawstwa, to też popieram jak najbardziej. Powinno zostać znacznie ograniczone strzelanie do zdziczałych zwierząt. Choćby wysoką grzywną lub możliwością kary pozbawienia wolności (nawet niech to będzie 1-3 lata - grunt że w papierach zostanie nawet jeśli będzie w zawieszeniu) za 'niezauważenie przypadkiem' że właściciel był w pobliżu.

 

Brawo, zróbmy jeszcze książkę pt. "Zrób to sam: zabicie myśliwego"... Ja jako myśliwy bym nikomu nie dał podejść. A jak takiemu coś się stanie, to pewnie zaostrzą przepisy dotyczące podchodzenia do myśliwych. A nawet jeśli nie, to i tak pewnie za napaść pójdziesz do pierdla, nawet jak stamtąd odejdziesz. Ech, w ogóle o czym tutaj rozmawiamy... Kupcie sobie nowego psa i tyle zamiast gadać o partyzantce jak nastolatki z podwyższonym libido...

 

Takie pomysły na dobre nie wychodzą. A Ty się właśnie przyznałeś do chodzenia z trzema nożami. Jest coś takiego jak przeświadczenie sądu - np. że jeśli dana osoba chodzi z trzema nożami, to nie dla obrony własnej, ale na ogół jest bandytą. Jeśli będzie Twoje słowo przeciw słowu myśliwego (który powie, że poszczułeś go psem), to przegrasz na 100%. Gwarantuję Ci to. Odradzam takie podejście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

  Widzę, że o myśliwych i prawie łowieckim wiecie nic, albo bardzo mało. Macie też dużo racji. Ale prawo jasno mówi, że ŻADEN pies nie może znaleźć się gdziekolwiek bez smyczy. TYM BARDZIEJ w lesie czy na łące. Nie wierze, że jakikolwiek myśliwy zastrzelił psa, który był na smyczy.

  Zresztą musi to zrobić 200 m od zabudowań i wtedy, gdy stwierdzi, że pies jest pozostawiony bez opieki (jak widać z tym jest różnie.

  A broń wcale nie jest dostać tak łatwo. Zresztą aktywnych myśliwych jest ciągle za mało. W tym momencie mamy wysokie stany zwierzyny, które powodują niemałe spustoszenie w lasach i na polach. Zachęcam do RZECZOWEJ dyskusji, a nie beznadziejnym odgrażaniu sie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

   Widzę, że o myśliwych i prawie łowieckim wiecie nic, albo bardzo mało. Macie też dużo racji. Ale prawo jasno mówi, że ŻADEN pies nie może znaleźć się gdziekolwiek bez smyczy. TYM BARDZIEJ w lesie czy na łące. Nie wierze, że jakikolwiek myśliwy zastrzelił psa, który był na smyczy.

   Zresztą musi to zrobić 200 m od zabudowań i wtedy, gdy stwierdzi, że pies jest pozostawiony bez opieki (jak widać z tym jest różnie.

   A broń wcale nie jest dostać tak łatwo. Zresztą aktywnych myśliwych jest ciągle za mało. W tym momencie mamy wysokie stany zwierzyny, które powodują niemałe spustoszenie w lasach i na polach. Zachęcam do RZECZOWEJ dyskusji, a nie beznadziejnym odgrażaniu sie.

Pies nie może być nigdzie bez smyczy? Że co?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak. Najpierw użyłbyś swojego laserowego wzroku, żeby stopić mu lufę. Potem ogłuszysz go ultradźwiękiem ze swoich atomowych płuc, i wykorzystasz ten czas to przebiegnięcia 100 metrów w 3,2 sekundy, żeby oszołomionego znokautować jednym strzałem.

 

Prawda jest taka, że albo by Ciebie facet postrzelił w obronie własnej, albo jakimś cudem by Ci się udało wygrać z kulą i byś trafił do pierdla za napaść i ew. spowodowanie kalectwa.

 

Świetny plan :-)

A czemu ma do mnie strzelać? Podszedłbym go równie podstępnie jak on mojego psa. Nie wiedziałby by nawet kiedy i już nigdy nie chwyciłby niczego w ręce, między innymi broni.

Oczywiście brzmi to po bandycku, ale jeżeli ktoś strzela do psa znajdującego się w bliskiej odległości mnie, mogę uznać, że próbuje mnie zabić. Stąd w ramach obrony własnej ogłuszyłbym delikwenta (oczywiście niechcący mógłby np złamać sobie kręgosłup upadając na pniak).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ehhh... najlepiej zróbcie obławę na myśliwych i pozabijajcie wszystkich na literę M ;)

Pójdziecie do pierdla i się bezpieczniej na ulicach zrobi przynajmniej. Ewentualnie się obudzicie z ręką w nocniku. W którym Ty wieku żyjesz i ile masz lat, żeby pisać takie bzdury ? Myślałem że z takiego zachowania wyrasta się w okolicach szkoły średniej. "Mordobicie jako forma zmiany rzeczywistości" - dobry temat na habilitację lekarza psychiatry. Pobij/zabij jakiegoś myśliwego, później myśliwi będą w ramach tej samej akcji "oko za oko" strzelać do ludzi w lesie i po wojnie domowej obudzimy się w epoce jaskiniowej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej chyba było by, gdyby tak jak ktoś wcześniej napisał - odstrzały były organizowane, a nie jak tylko się trafi okazja. Jeśli ktoś zauważyłby rzekomo zdziczałe zwierzę, to zgłaszałby to gdzieś, i dopiero wydawane by było stosowne zlecenie na odstrzał i upoważniana do tego konkretna osoba lub osoby.

 

A za niekontrolowane i nieuzasadnione odstrzały powinny być solidne kary - tak żeby każdy się 3 razy zastanowił zanim pociągnie za spust i zrujnuje swój budżet na jakiś czas..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej chyba było by, gdyby tak jak ktoś wcześniej napisał - odstrzały były organizowane, a nie jak tylko się trafi okazja. Jeśli ktoś zauważyłby rzekomo zdziczałe zwierzę, to zgłaszałby to gdzieś, i dopiero wydawane by było stosowne zlecenie na odstrzał i upoważniana do tego konkretna osoba lub osoby.

 

A za niekontrolowane i nieuzasadnione odstrzały powinny być solidne kary - tak żeby każdy się 3 razy zastanowił zanim pociągnie za spust i zrujnuje swój budżet na jakiś czas..

 

Takie odstrzały są organizowane. Są na to sezony, konkretne koła zajmują się konkretnym regionem i gatunkiem. I na to są specjalne zezwolenia. Problem w tym, że to kuleje i taka samowola się czasem panoszy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie samowola tylko prawo. A po drugie pies w lesie nie może chodzić bez smyczy. Zresztą ile psów na wsi trzymanych jest pod nadzorem na podwórku? Ile razy widzieliście psy szwędające się gdzie popadnie? Widać to szczególnie w okresie cieczki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To ja proponuję taki przepis. Jeżeli pies chodzi bez smyczy i wykazuje cechy zdziczenia, niech można go zastrzelić. Jeżeli myśliwy szwęda się sam po lesie i wydaje się nam kretynem, miejmy prawo go zastrzelić. Dla mnie to by było fair.

 

I proszę, nie piszcie, że porównuje psa do człowieka - dla mnie ważniejsze jest życie mojego psa, niż jakiegoś idioty, który dla zabawy zabija zwierzęta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zastanawia mnie jakie obowiązki mają myśliwi odnośnie zabezpieczenia terenu łowieckiego. Szczególnie chodzi mi o sytuację gdy jestem w środku lasu i nagle okazuje się że znalazłem się w środku polowania. Czy teren polowań nie powinien być wyraźnie oznaczony?! (Tablice ostrzegawcza przy każdej drodze itp)

Często jeżdżę rowerem po lesie (także zimą) i już kilka razy trafiłem w obszar polowań.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

O ile się orientuję, to myśliwi nie mają żadnych obowiązków. Same przywileje: łatwo uzyskują pozwolenie na broń, mogą swoje psy spuszczać w lesie ze smyczy, mogą szczuć nimi zwierzynę, mogą wjeżdżać samochodami do lasu, mogą sobie strzelać w lesie, w którym znajdują się osoby postronne... a wszystko po to, by "chronić" uprawy przed nadmierną populacją zwierzyny płowej, którą wcześniej uchronili przed nadmierną populacją drapieżników.

Zapytajmy się inaczej: kto jest bardziej niezpieczny w lesie, zwierzę czy myśliwy? Ile osób zabili myśliwi, a ile zabiły zwierzęta?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

True, true..

 

 

thibris edit ;)

Mógłbyś napisać coś więcej ? Potakujące posty nie mają zbyt wielkiego sensu prawda ? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Koty to jedne z najpopularniejszych zwierząt domowych, towarzyszą ludziom od tysięcy lat, wydawałoby się więc, że powinniśmy wiedzieć o nich wszystko. Jednak dopiero teraz naukowcy dowiedzieli się, jak koty... mruczą. Dotychczas sposób wydawania tego dźwięku stanowił zagadkę, gdyż zwierzęta o krótkich strunach głosowych rzadko wydają niskie dźwięki. Tymczasem u kotów niskie mruczenie (w zakresie 20-30 Hz) jest czymś powszechnym. Okazało się, że posiadają one w krtani inne struktury, umożliwiające mruczenie.
      Rodzaj dźwięku, do wydawania którego zdolne jest zwierzę, zwykle zależy od rozmiarów strun głosowych. Zwykle im większe zwierzę, tym dłuższe struny głosowe, a co za tym idzie – możliwość wydawania niższych dźwięków. Kot domowy należy do niewielkich zwierząt, ma więc krótkie struny głosowe. Za ich pomocą wydaje wysokie dźwięki, miauczenie czy skrzeczenie. Jednak potrafi też nisko mruczeć.
      Obowiązująca obecnie hipoteza – zwana hipotezą AMC – mówiła, że zdolność kotów do mruczenia jest całkowicie uzależniona od „aktywnego kurczenia mięśni”. Christian T. Herbst z Uniwersytetu Wiedeńskiego i jego koledzy z Austrii, Szwajcarii i Czech postanowili przetestować tę hipotezę. Przeprowadzili więc sekcję tchawic ośmiu kotów domowych, które zostały uśpione z powodu różnych chorób. Odkryli, że z tchawicy można uzyskać niski dźwięk, gdy przechodzi przez nią powietrze, zatem skurcze mięśni nie są tutaj potrzebne. Naukowcy zauważyli, że powstanie niskich dźwięków (25-30 Hz) jest możliwe dzięki obecności tkanki łącznej w kocich strunach głosowych. Tkanka ta była znana już wcześniej, ale dotychczas nikt nie łączył jej z mruczeniem. Herbst nie wyklucza jednak, że skurcze mięśni są potrzebne do wzmocnienia pomruku.
      Teraz, skoro już dowiedzieliśmy się, jak koty mruczą, do rozwiązania zostaje zagadka, po co to robią.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Psy są stworzeniami społecznymi. Potrzebują towarzystwa, najlepiej przedstawicieli własnego gatunku. Badania przeprowadzone przez naukowców z Arizona State University (ASU) dowodzą, że najważniejszym czynnikiem wpływającym na zdrowie i długie życie naszych pupili jest towarzystwo. Miłość i troska, którą otaczamy psy, w połączeniu z ich krótszym od ludzkiego czasem życia, czynią psy domowe świetnym modelem do badań nad tymi aspektami środowiska społecznego i fizycznego, które wpływają na sposób starzenia się, zdrowie i długość życia, mówi główny autor badań profesor Noah Snyder-Mackler.
      Uczeni z Arizony przeprowadzili badania ankietowe wśród ponad 21 000 właścicieli psów, by sprawdzić i ocenić czynniki, które mogą mieć wpływ na zdrowie zwierząt. Okazało się, że sieć społeczna zwierzęcia jest tutaj czynnikiem najważniejszym. Ma ona 5-krotnie większy wpływ niż kwestie finansowe, stabilność gospodarstwa domowego czy wiek właściciela.
      Osoby, które wypełniały ankiety, posiadały w sumie 21 140 psów. Badania prowadzone były w ramach Dog Aging Project, nad którego czele stoją naukowcy z Wydziałów Medycyny University of Washington i Texas A&M University, z który skupia kilkanaście instytucji badawczych. Celem projektu jest zbadanie, jak geny, styl życia oraz środowisko wpływają na starzenie się i choroby najlepszych przyjaciół człowieka.
      Naukowcy z ASU przygotowali rozległą ankietę, w której pytali zarówno o kwestie związane z aktywnością fizyczną psa, środowiskiem, jego zachowaniem, dietą, przyjmowanymi lekami i suplementami, zdrowiem czy o demografię domu, w którym pies się znajduje. Na podstawie ankiet zidentyfikowali pięć kluczowych elementów, które wspólnie tworzyły środowisko życia psa oraz wpływały na jego dobrostan. Elementy te to stabilność otoczenia, przychody gospodarstwa domowego, czas spędzany z dziećmi, czas spędzany ze zwierzętami oraz wiek właściciela. Czynniki te miały wpływ na zdrowie i długość życia psa nawet po uwzględnieniu takich czynników jak jego wiek czy waga.
      Okazało się na przykład, że problemy finansowe i domowe właścicieli były powiązane z gorszym stanem zdrowia i mniejszą aktywnością fizyczną psa, podczas gdy więcej interakcji społecznych, takich jaki mieszkanie z innymi psami, powiązane było z jego lepszym stanem zdrowia. Wpływ tych czynników nie był jednak równy. Kwestie społeczne wywierały 5-krotnie silniejszy wpływ niż np. czynniki finansowe. To pokazuje, że jak i u innych zwierząt społecznych, w tym ludzi, więcej towarzystwa jest naprawdę ważne dla zdrowia, mówi doktorantka Bri McCoy.
      Najbardziej zaskakującymi odkryciami były spostrzeżenia, że im większa liczba dzieci w domu, tym gorszy stan zdrowia psa oraz, że psów z domów o wyższych dochodach diagnozuje się więcej chorób. Naukowcy przypuszczają, że w pierwszym z przypadków nie chodzi tutaj o to, że same dzieci wpływają źle na psa, ale o to, że im więcej dzieci, tym mniej uwagi właściciel poświęca psu, co źle wpływa na jego zdrowie. Co do drugiego spostrzeżenia, wyjaśnienie jest jeszcze prostsze. Bogatsi właściciele psów mogą finansować im lepsza opiekę zdrowotną, częściej pojawiać się u weterynarza i częściej wykonywać różne badania, co skutkuje lepszą diagnostyką i większą liczbą zidentyfikowanych chorób.
      Autorzy badań zdają sobie sprawę z faktu, że badania opierające się na ankietach wśród właścicieli mogą zawierać błędy. Dlatego też w przyszłości przyjrzą się zarówno danym z klinik weterynaryjnych, jak i przeprowadzą badania w domach właścicieli.
      Jednak już w tej chwili wniosek z badań jest jasny. Dobra i rozbudowana sieć powiązań społecznych jest niezwykle ważna dla naszych psów. Ich właściciele powinni zadbać, by domowi pupile mieli zarówno dobre i rozbudowane kontakty z nimi, jak i z innymi psami.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Posiadanie psa lub kota może prowadzić do większej liczby bezsennych nocy, czytamy na lamach Human-Animal Interactions. Doktor Lauren Wisnieski i Kayla Medlin z Lincoln Memorial University przeanalizowały dane zgromadzone w latach 2005–2006 w ramach National Health and Nutrition Examination Survey i zauważyły, że właściciele domowych pupili częściej cierpią na bezsenność. Mimo, że wciąż nie ustalono związku przyczynowo-skutkowego tego zjawiska, wyniki badań są zgodne z wcześniejszymi spostrzeżeniami wskazującymi, że jakość snu posiadaczy psów i kotów jest gorsza od jakości snu osób nie posiadających zwierząt domowych.
      Z jednej strony domowe zwierzę uspokaja, zapewnia poczucie bezpieczeństwa i towarzystwo, co może mieć pozytywny wpływ na jakość snu, z drugiej jednak strony zwierzę może zaburzać sen. Doktor Wisniewski zauważyła bowiem, ze właściciele psów częściej cierpią na zaburzenia snu i mają problemy z zaśnięciem, u właścicieli kotów częściej zaś pojawia się zespół niespokojnych nóg. Podczas badań starałyśmy się sprawdzić, czy istnieje związek pomiędzy posiadaniem psa lub kota, a takimi jakością snu i jego zaburzeniami, w tym chrapaniem, budzeniem się w nocy, koniecznością przyjmowania środków nasennych czy zespołem niespokojnych nóg, stwierdzają badaczki.
      Na potrzeby badań stworzono model regresji logistycznej, za pomocą przeprowadzono analizę z uwzględnieniem licznych elementów świadczących o złej jakości snu, jak poczucie zmęczenia po śnie, poczucie senności, problemy z zaśnięciem trwające dłużej niż 15 minut czy sen krótszy średnio niż 6 godzin.
      Doktor Wisnieski przypuszcza, że zauważone różnice w związkach pomiędzy posiadaniem psa, posiadaniem kota a jakością snu mogą wynikać np. z faktu, że koty są bardziej aktywne nocą niż psy.
      Uczona dodaje, że jeśli uda się w przyszłości opisać związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy posiadaniem zwierzęcia domowego, a jakością snu, będzie można to wykorzystać w codziennej praktyce lekarskiej. Obecnie znamy bowiem pozytywny wpływ zwierząt domowych na ludzi i widzimy korelację, pomiędzy ich posiadaniem, a gorszą jakością snu. Niestety, dostępne dane pozwoliły na odróżnienie osób, które pozwalają domowym pupilom spać w łóżku, od tych, które tego nie dopuszczają. Z innych badań wiadomo bowiem, że osoby cierpiące na chroniczny ból lepiej spały, gdy w ich łóżku był domowy pupil.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podawanie szczeniętom i młodym psom suchej karmy znacząco zwiększa ryzyko rozwinięcia się u nich w późniejszym życiu chronicznych enteropatii, czyli przewlekłych chorób jelit, ostrzegają naukowcy z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu w Helsinkach. Równie zgubny wpływ na jelita mają przekąski czy gryzaki z wysuszonych skór zwierzęcych.
      Dieta odgrywa kluczową rolę w utrzymaniu równowagi mikrośrodowiska przewodu pokarmowego, co z kolei wpływa na mikrobiom jelit, ich fizjologię czy odporność organizmu. Grupa uczonych z Helsinek postanowiła sprawdzić, jaki związek ma dieta szczeniąt w wieku 2–6 miesięcy i młodych psów (6–18 miesięcy) z rozwinięciem się u nich w przyszłości chronicznych enteropatii.
      Odkryliśmy, że podawanie szczeniakom i młodym psom diety opartej o nieprzetworzone składniki – w tym resztek ludzkiego pożywienia – chroniło je przed rozwinięciem się chronicznych enteropatii. Szczególnie dobry wpływ miał kości i chrząstki podawane w wieku szczenięcym i młodzieńczym oraz owoców jagodowych w wieku szczenięcym.  Z kolei karmienie zwierząt wysokoprzetworzoną dietą węglowodanową, innymi słowy suchą karmą, w wieku szczenięcym i młodzieńczym oraz skórami zwierzęcymi w wieku szczenięcym znacząco zwiększało ryzyko chronicznych enteropatii w późniejszym życiu, czytamy w artykule opublikowanym na łamach Scientific Reports.
      Współautorka badań, Anna Hielm-Björkman, przypomina, że komercyjne karmy dla psów są przedstawiane jako pożywienie dostarczające kompletnej zbilansowanej diety. Tworzy się wrażenie, że właściciel miałby kłopoty z przygotowaniem psu pożywienia, które byłoby dla niego równie odpowiednie. Ale nasze badania pokazały, jak bardzo ważna jest różnorodność. Nikt nie daje 12-latkowi takiego samego pożywienia jak małemu dziecku. Dlaczego z psami miałoby być inaczej?.
      Chroniczne enteropatie u psów zdarzają się często. Czasami okazuje się, że pomóc może zmiana diety. Dlatego też naukowcy zaczęli się zastanawiać, czy dieta z okresu szczenięcego czy młodzieńczego może mieć jakiś związek z chorobą występującą w starszym wieku. Przeanalizowali więc pod tym kątem wyniki ankiety dotyczącej diety i zdrowia psów. Dane od ponad 7000 właścicieli czworonogów zebrano w latach 2009–2019.
      Z analizy wynika, że psy, które w wieku szczenięcym jadły nieprzetworzoną dietę opartą na mięsie – w tym surowe czerwone mięso, organy wewnętrzne, ryby, jajka, warzywa, owoce jagodowe, kości czy chrząstki – były narażone na o 22% mniejsze ryzyko chronicznej enteropatii niż psy, które jako szczenięta jadły głównie suchą karmę. Z kolei szczenięta, którym dawano również resztki z ludzkiego stołu, były o 23% mniej narażone na rozwój enteropatii.
      Naukowcy przyjrzeli się też konkretnym pokarmom. Podawanie szczeniętom do żucia skór zwiększało ryzyko wystąpienia problemów jelitowych w późniejszym życiu aż o 117%. Z kolei szczenięta, które dostawały owoce jagodowe, były narażone na o 29% niższe ryzyko problemów jelitowych. U tych, które dostawały kości i chrząstki ryzyko było o 33% mniejsze.
      Autorzy badań podkreślają, że zaobserwowali jedynie korelację. Nie wiedzą, dlaczego sucha karma może powodować problemy jelitowe w późniejszym życiu. Być może problemem jest tutaj wysoka zawartość węglowodanów. To może być podobny efekt, w przypadku spożywania białego cukru przez ludzi - dochodzi do stanu zapalnego o małej intensywności, mówi Hielm-Björkman.
      Podkreślają też, by ewentualną decyzję o radykalnej zmianie diety skonsultować z weterynarzem i przypominają, że współczesne rasy psów są bardziej podatne na choroby bakteryjne, zatem podawanie im surowego mięsa – szczególnie szczeniętom – może narazić je na ryzyko. Na podstawie tych i wcześniejszych badań Hielm-Björkman mówi, że dobrym rozwiązaniem może być karmienie psów dietą składającą się w 20% z pożywienia nieprzetworzonego i w 80% z suchej karmy. Wszelkie zmiany diety należy wprowadzać stopniowo.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedawne badania wykazały, że koty udomowiono na terenie Żyznego Półksiężyca przed około 10 000 lat, a ich przodkiem jest Felis sylvestris lybica. Jak jednak rozprzestrzeniły się po świecie i trafiły do Europy Centralnej i Polski? Wstępne odpowiedzi na te pytania uzyskał zespół naukowy z Polski, Słowacji, Serbii, Węgier, Czech, Mołdowy i Belgii.
      W 2016 roku zespół Magdaleny Krajcarz z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu potwierdził, że w okresie rzymskim koty były zadomowione na terenie współczesnej Polski. Następnie uczeni wykazali, że koty z Bliskiego Wschodu pojawiły się w Europie Centralnej już we wczesnym neolicie. Cztery lata później stwierdzono, że istnieje silny związek pomiędzy pojawieniem się myszy domowej i kotów w Europie Wschodniej późnego neolitu. To sugeruje, że rozprzestrzeniania się myszy doprowadziło do wzrostu popularności kotów i ich rozprzestrzeniania przez ludzi po świecie. Historię podboju świata przez koty trudno jest jednak badać, gdyż ich szczątki stosunkowo rzadko znajduje się w materiale archeologicznym z okresów sprzed późnego średniowiecza. W Europie wyraźny wzrost popularności kotów widoczny w danych zooarcheologicznych nastąpił dopiero w drugiej połowie XIII wieku.
      Dlatego też międzynarodowy zespół specjalistów, w skład którego weszła m.in. Magdalena Krajcarz, Péter Csippán z Eötvös Loránd University w Budapeszcie czy Danijela Popović z Uniwersytetu Warszawskiego, rozpoczął projekt badań genetycznych, który ma wyjaśnić drogi rozprzestrzeniania się kotów w Europie Wschodniej.
      Podczas najnowszych badań pod uwagę wzięto materiał pozyskany od ponad 200 kotów ze 102 stanowisk archeologicznych datowanych od późnego plejstocenu po okres współczesny. Wstępne analizy mitochondrialnego DNA pokazały, że koty z haplogrupą A1 dzikich kotów bliskowschodnich były obecne w Europie Centralnej przed neolitem. Dotychczas najstarsze odkryte w Europie ślady tej haplogrupy pochodziły z Rumunii z ok. 7700 r. p.n.e. Nowe badania sugerują, że była one znacznie szerzej rozpowszechniona. Ich autorzy mają nadzieję, że kolejne przeprowadzone przez nich analizy pozwolą odpowiedzieć na pytanie, czy zasięg A1 to skutek naturalnego przepływu genów pomiędzy populacjami bliskowschodnią a europejską, czy też skutek powiększania zasięgu przez populację bliskowschodnią.
      Skoncentrowane na Polsce pomiary morfometryczne wskazują również, że pomiędzy neolitem a średniowieczem widoczny jest trend zmniejszania rozmiarów ciała kotów. Jeszcze w neolicie koty udomowione miały rozmiary podobne do europejskich dzikich kotów, których wielkość jest stabilna w czasie. Podobny trend widoczny jest wśród kotów z epok brązu i żelaza w Danii. Autorzy nowych badań wciąż zbierają dane z Bałkanów i Karpatów, regionów północnych zasięgów występowania bliskowschodnich dzikich kotów. Liczą się z tym, że zauważą tutaj bardziej złożone trendy.
      Na podstawie najstarszych kocich kości z Polski i Serbii oraz wcześniejszych badań, Krajcarz i jej zespół doszli do wniosku, że w Polsce występują trzy linie genetyczne kotów. Część z nich przybyła wraz z neolitycznymi rolnikami z Anatolii przez Bałkany. Najstarsze takie szczątki pochodzą z jaskini Jasna Strzegowska sprzed niemal 8000 lat, znacznie więcej materiału pochodzi natomiast z okresu od 5300 do 6300 lat temu. Druga z linii genetycznych zaczęła rozprzestrzeniać się w V wieku p.n.e z Italii, wędrując wraz z handlarzami bursztynem. Ostatnia zaś dotarła na przełomie er, przebywając długą drogę na statkach przez Morze Śródziemne po Kanał La Manche i przywędrowała do nas z zachodu i północy z Germanami.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...