Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Określone geny mogą zwiększać prawdopodobieństwo kompulsywnego wyrywania włosów, nazywanego trichotillomanią. Zaburzenie dotyczy od 3 do 5 procent populacji. U osób z trichotillomanią występuje znaczna utrata włosów, a nawet łyse placki. Towarzyszy ona różnym zaburzeniom psychicznym, takim jak zespół Tourette'a, depresja, lęk czy zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.

Badanie objęło 44 rodziny, w których jeden lub więcej ich członków chorowało na trichotillomanię. Naukowcy z Centrum Medycznego Duke University odkryli, że osoby z tym zaburzeniem mają dwie mutacje w genie SLITRK1. Nie odnaleziono ich w rodzinach, w których nie występuje trichotillomania.

Gen SLITRK1 odgrywa pewną rolę w tworzeniu się połączeń między neuronami. Mutacje mogą powodować, że powstają wadliwe połączenia, a skutkiem tego jest trichotillomania. Badacze podkreślają jednak, że mutacje genu SLITRK1 odpowiadają za mały procent trichotillomanii.

Odkrycia zespołu opisano w październikowym wydaniu Molecular Psychiatry.

Jak do tej pory, nie ma specyficznej metody leczenia trichotillomanii. Niekiedy skutkują leki antydepresyjne i przeciwlękowe.

Uważa się, że za trichotillomanię odpowiada nadaktywność układu serotoninergicznego. Odnotowuje się podwyższony poziom 5HIAA (kwasu 5-hydroksyindolooctowego). Zaburzenie może się pojawić w każdym wieku. Małe dzieci przechodzą je łagodniej. Pojawiają się dodatkowe symptomy, np. zachowania regresywne (m.in. moczenie nocne), a także koszmary senne. Przed 5. rokiem życia częściej chorują chłopcy, później dziewczynki oraz kobiety. Uważa się, że u dzieci trichotillomania jest przejawem lęku, tak jak ssanie kciuka czy obgryzanie paznokci. Włosy są wyrywane z dowolnych części ciała, najczęściej jednak z głowy, brwi, rzęs, przedramienia oraz owłosienia okołoodbytniczego i łonowego. Wyrywanie przyjmuje postać krótkiej czynności lub wielogodzinnego "procederu". Po usunięciu włosy są rolowane, łamane, żute czy zjadane. Czasem wyrywanie łączy się z sytuacją stresową, ale zdarzają się osoby usuwające włosy w sytuacji odprężenia, na przykład podczas oglądania telewizji. Ponieważ trichotillomania jest traktowana jak zaburzenie kompulsywne, wyrywaniu towarzyszy uczucie ulgi, a zaprzestanie wyrywania wzmaga napięcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość mama

od pazdziernika córka 8lat i 5 miesięcy wyrywa rzęsy , bierze leki przepisane od psychiatry ale nic nie pomagają pomóżce jej i mi.obie bardzo to przeżywamy choć przy niej tego nie okazuję żeby nie czuła się winna.może ktoś poleci mi lekarza który będzie umiał pomóc mojej córeczce,w chwili obecnej nie ma ich wcale,powieki ma opuchnięte przeważnie mówi że nie mogła się powstrzymać.czekam na odpowiedzi

 

                                                                mama

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość m.

nie chce Pni starszyc, ale...ja tez zaczynałam w tym wieku...miałam ok. 8 lat...

przyszedł ten dzien kiedy wyrwałam piwrwsza rzese..włosek brwi...i ...teraz mam 30 lat i wciąż z tym walcze...

to ppotworana choroba, mam nadzieje ze "uratuje" Pani córke...bedzie pani przyniej i bedzie ją Pani wspierać...bo wsparcie, akceptacja i pomoc jest w tej chorobie najważniejsza...

sama mam 3 dzieci..jestem przerazona tym, ze mogłyby robic to co ja...

niestety..nie znam namiaru na psychiatre który zajmuje sie "tylko" trich i jest w tym dobry...

to choroba ciągle tak mało odkryta...

zapraszam na forum...tam moze uzyska Pani troche wiecej informacji, bo...jest nas NIESTETY dużo...za duzo...

musi pani obserwowac córcie...zajmowac jej mysli i rece czyms innym..czyms dzieki czemu nie bedzie siegała do rzes i brwi...

 

m.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

My leczymy syna w Krakowie na ulicy Starowiślnej u Pani psycholog i psychiatry dziecięcego tylko nie pamiętam adresu. Ta choroba wyrywania włosów jest wredną chorobą, trudno zrozumiałą dla ludzi zdrowych. Najlepszym sposobem zrozumienia jest forum ludzi chorych. Nasz syn od roku jest na tabletkach. Pierwsza połowa leczenia nie przynosiła efektu, ale druga już tak aż do zeszłego tygodnia kiedy to w szkole znowu się zaczęło. Dla rodziców jest to trudne wezwanie, ciężko opanować złość, ale musimy aby nie zostawić dziecka samego. Ja mam nadzieję że wyrośnie z tego. Pozdrawiam

j.j.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Proszę zabrać dzieci do dobrego bioenergoterapeuty , bo problem może leżeć tak głęboko że psychiatra sobie nie poradzi . 8) dodatkowo zbadać radiescezyjnie mieszkanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!

O istanieniu choroby dowiedzilam sie wczoraj,choc choruje na nią od dziecka....

Jestem przerazona i naprawde nie wiem co robić...

Myslalam wczesniej,ze po prostu to moj problem,ze jeste dziwna i to moje triki nerowe,nie wiedzialam

ze jest Nas tyle....

 

W wieku 8 lat wyrwałam sobie niemal połowe wszystkich wlosów, rodzice zaprowadzili

mnie do dermatologa, włosy odrosły, wszyscy stwierdzili, ze to ze stresu,bo umarła mi babcia....

Pamietam jakie koszmarne bylo ukrywanie króciutkich odrostów i pustych miejsc na głowie...

 

 

To niesety nie minęło,mimo,ze mam juz 22 lata....robie to w miejszym stopniu,ale robie...wyszukuje

sobie na glowie jakies ciekawe okazy (dziwne,krecone),wyrywam,zjadam cebulki...

To okropne,nie wiem skad to sie bierze,dlaczego mnie to odpięza, pomaga przetrwac, dlaczego nie umiem

tego nie robić gdy np ogladam film....A potem cały dywan jest zawalony włosami.....

 

Mialam nieszczęsliwe dziecinstwo, potem tez bylo nie zadobrze, wyszlam z poteznej depresji i teraz

zaczelam ukladac sobie zycie, choc wciaz to nie bajka,nie wiedzialam,ze musze sie zmierzyc jeszcze

z trich.....jeszcze jedna bitwa do stoczenia....boje sie i nie wiem jak zacząć,.....

 

Bardzo sie boję nie skutkow trich...a raczej tego,co ją powoduje....Co ze mną nie tak?

Wyczytalam,ze cierpią na to dzieci neurotyczne,to prawda?chyba bylam taka trochę;/

Nie chce brac psychotropow, ucze sie na swietnej uczelni, dobrze sobie radze...

Poza tym nie stac mnie na dobrego psychologa.....Rodzice mają mnie gdzies,nie pomogą mi,

mój chlopak nic nie wie i napewno mu nie powiem....

 

Boje sie strasznie..napiszcie coś prosze...

 

Pozdraiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wizyta u dobrego bioenergoterapeuty to nie majątek .Spróbuj 8)

Szklanka wody jest tańsza, a pomoże podobnie.

 

Bądźmy poważni, to jest forum o nauce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Bądźmy poważni, to jest forum o nauce.

 

Halo!!! Ktoś tu prosi o pomoc , może coś doradzisz ,tylko konkretnie - pamiętaj o PM i o zasadzie ,,co siejesz zbierać będziesz'' oraz ,,życz drugiemu co tobie miłe'' chyba byś niechciał być zbyty szklanką pewnie kranówki i to bez filtra.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest taka gazetka ,,uzdrawiacz'' w kioskach gdzie cech publikuje adresy i telefony zweryfikowanych bioenergoterapeutów, proponuję podzwonić i popytać kto tym by sie skutecznie zajął. Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

widze, ze nie jestem sama. i dobrze i źle... moje wyrywanie włosów zaczęło sie w 6 klasie szkoły podstawowej... to chyba zaczelo sie przez konflikt z rodzicami... objawy? takie same jak u Przerażonej... fakt odkąd jestem w liceum w innym miescie i nie mieszkam w domu chyab objawy sa mniej widoczne tzn robie to rzadziej.,.. ale niestety i tak robie. leczyc hcyba tego niebdee na arzie bede próbowała sprawdzic silna wole jesli sie nie uda to sie zastanowie ...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja również cierpie na tricho...to trwa już prawie rok ale o tym że to choroba dowiedziałam się wczoraj...myślałam że to głupie przyzwyczajenie że to moje dziwactwo...że jestem inna jakaś taka dziwna ale widze że jest nas więcej...mama kilka miesięcy wygoniła mnie do trzech psychologów i psychiatry ale oni nic nie wykryli...nawte nie wiedzieli co to jest...co jest tego przyczyną...i zrezygnowałam z nich całkowicie...nie będe juz chodziła do psychologów jedynie na co mogę się zgodzić to pisanie maili do jakiegoś ale takiego który mnie nie zna osobiście. ale nie mam namiarów na żadnego dobrego...przez jakieś 3 miesiące przestałam wyrywać włosy...ale to znowu wróciło nawet nie wiem kiedy wyrwałam pierwszego włosa i popadłam znów w ciąg... boję się że będzie mi bardzo ale to bardzo ciężko z tego wyjść...:):( załamałam się jeszcze bardziej gdy pierwszy raz czyli wczoraj do googli wpisałam "wyrywanie włosów"...wtedy przeczytałam że to choroba...:P:(:P nie wiem co teraz robić..:9

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wizyta u dobrego bioenergoterapeuty to nie majątek .Spróbuj 8)

 

Oj tam bio-energo-terapeuta...

Można zmotywować osobę chorą na wyrywanie ,bądź inne problemy na przestanie przy udziale hipnozy. Dużo czytałem o hipnozie, więc wiem, że jest skuteczna. Zwykła sugestia w transie, że np. jak będzie zbliżać palcami do powiek bo będą boleć ją ręce bądź inna łagodniejsza sugestia. TO naprawdę działa. Poprzez hipnoze można leczyć nerwice, nałogi i wiele innych rzeczy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Można zmotywować osobę chorą na wyrywanie ,bądź inne problemy na przestanie przy udziale hipnozy. Dużo czytałem o hipnozie, więc wiem, że jest skuteczna. Zwykła sugestia w transie, że np. jak będzie zbliżać palcami do powiek bo będą boleć ją ręce bądź inna łagodniejsza sugestia

 

Być może zjadanie włosów to już taka sugestia i wystarczyłoby ją usunąć a nie nakładać drugą 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Być może zjadanie włosów to już taka sugestia i wystarczyłoby ją usunąć a nie nakładać drugą 8)

 

Czepiasz się! Dobrze wiesz o co mi chodzi...  :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Pierwsza rzecz: Boicie się problemu i go przed wszystkimi ukrywacie, jak gdybyście zrobiły coś złego. Wydaję się wam czymś wstydliwym i upokarzającym, chociaż  takim NIE jest w żadnym wypadku!!!

Czujecie się wyizolowane, wysublimowane ze swoim przypadkiem, że jesteście nienormalne ("Co ze mną jest nie tak?"), itd... tak jest niemal w każdym zaburzeniu psychicznym (fobia, natręctwo, psychoza), ale jak już spojrzycie na świat, to okazuje się że wcale nie jest tak mało ludzi z podobnymi lub identycznymi objawami. nie wiem czy wiecie, ale większość ludzi (np. w Polsce) cierpi na jakieś dolegliwości psychiczne, lecz skrzętnie to ukrywają, milczą. Dla czego ludzkie dolegliwości psychiczne to w Polsce temat tabu?!, czy to jest jakieś zaściankowe podejście ludzi??

Powiedz mi Przerażona, czy możesz zaufać swojemu partnerowi, czy jest dla Ciebie podporą? Nie chcesz mu powiedzieć bo się wstydzisz, boisz się wyśmiania, czy czego? Przecież on jest twoim przyjacielem (a przynajmniej powinien być), osobą na której możesz polegać, z którą możesz dzielić swoją radość, ale także troski. Skoro nie możesz polegać na rodzicach, to powinnaś się zdać na niego, rozmawiać z nim. Pamiętaj że jesteśmy tylko ludźmi, a nie jakimiś robotami, nie jesteśmy idealni, i często mamy problemy również w intymnych sferach naszego życia. Jeśli nie ufasz swojemu facetowi, i jeśli by cię wyśmiał, w co bardzo bardzo wątpię, to poszukaj sobie lepiej kogoś, na kim można polegać.

Nie stać cię na psychologa... ogrom ludzi, udzieli ci pomocy za darmo, są placówki, poradnie psychologiczne, musisz się tylko zebrać i postarać, co moim zdaniem jest najtrudniejszy krokiem. Jeszcze jedno a propos: nie bójcie się iść do psychologa / psychiatry, ten człowiek nie jest po to by was przeżuć i zjeść, czy oceniać jakim to świrem nie jesteś, czy od strony moralnej poganiać, on jest po to by wam pomóc, tak samo jak dentysta gdy boli ząb. Jeśli chcesz znaleźć placówkę to zrób tak: google.pl > "poradnia psychologiczna - miejsce gdzie mieszkasz", lub "psycholog - miejsce gdzie mieszkasz". Kombinacji można mnożyć, spróbuj, a znajdziesz. Zakładam że mieszkasz w jakimś większym mieście, a jak na wsi, to szukaj w najbliższym większym mieście.

Jak walczyć z chorobą:

1. Po pierwsze wiedza o niej zawsze pozwala spojrzeć na problem z zupełnie innej strony, pozwala się zdystansować, jak umiesz wyselekcjonować, nazwać wszystko i przetłumaczyć sobie na logiczny język, to już coś. Poczytać o chorobie możecie tu:

http://forum.gazeta.pl/forum/71,1.html?f=19439

http://www.klinikareiki.pl/index.php?s=23

2. Powiedzieć rodzinie, przyjaciołom, chłopakowi / dziewczynie o chorobie. Nie mówiąc tłamsicie wszystko w sobie i pogarszacie stan. ja wyrzucicie z siebie poczujecie niewysłowioną ulgę, a sama choroba osłabnie. Potem możecie poprosić bliskich, którzy z wami przebywają by was w miarę możliwości kontrolowali, jak sami się nie kontrolujecie

3. Sport - w tym przypadku jak i w każdym innym, bardzo dobre rozwiązanie na ujście emocji, nie tylko jako profilaktyka (np. brzuszki, pompki, skłony, przysiady), ale dajmy na przykład; coś Cię zdenerwowało, chcesz w ramach odreagowania wyrywać włosy. To robisz tak, chwila opamiętania, logicznego myślenia, zmuszasz się do zrobienia takiej ilości pompek (żeby zmęczyć ręce) lub brzuszków (by się wyładować), że padasz, nie masz siły utrzymać szklanki z wodą w ręce.

4. Pójść do psychologa / psychiatry, który zacznie leczenie, jeśli będzie potrzeba przepisze niezbędne medykamenty (NIE KUPUJ NA WŁASNĄ RĘKĘ!!!). Postaraj się dojść do źródła choroby, co ją wywołało, kiedy się zaczęła. Nastaw się bojowo psychicznie na walkę z chorobą i walcz!

5. Hipnoza faktycznie może być bardzo dobrym rozwiązaniem, zawsze warto spróbować.

Jeżeli chodzi o bioenergoterapeutów, wróżki, gusła... mam w rodzinie osobę, która twierdziła że jest opętana. Chodziła po w/w specjalistach, którzy: odczyniali złe uroku, zdejmowali klątwy, odprawiali swoje rytuały. Za swoje działania żądali naprawdę nie małych kwot. Stan się jednak nie poprawiał a wręcz pogarszał... w pewnym momencie, gdy byliśmy już ze 2 tys złotych do tyłu, trafił się świetny "specu" który stwierdził klątwę... a raczej 5 klątw. powiedział że je zdejmie, za jedyne... 450 zł za klątwę.  Zadzwoniłem do niego i zacząłem się pytać co i jak, a było tak że po wszystkich tych przejściach byłem już dosyć dobrze obeznany z rożnymi "czarami, klątwami, urokami, itp." Po minucie rozmowy stwierdziłem że ten facet nie ma pojęcia o czym mówi. Wtedy podjęliśmy poważną i słuszną decyzję że zabierzemy tą osobę do szpitala. W szpitalu lekarz ją wyleczył, swoimi sposobami (chemia, terapia, obserwacja). Wniosek nasuwa się sam... wszyscy "paranormalni działacze", to zwykli oszuści którzy korzystają na ludzkim nieszczęściu. Dziwi mnie że taki proceder jest dozwolony. Jeśli macie nadmiar funduszy i nie macie go na co wydać... to możecie sami się przekonać, jednak nie liczcie na jakiekolwiek pozytywne efekty działalności tych ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
wszyscy "paranormalni działacze", to zwykli oszuści którzy korzystają na ludzkim nieszczęściu

 

"wszyscy" ?? a jest ich 10 000 przynajmniej zarejestrowanych w cechu. Ilu odwiedziłeś?? Sprawdziłeś kto ma  papiery do wykonywania zawodu?? czy tak na słowo ?? bo jeśli tak to najlepiej udać się pod budkę z piwem (będzie taniej).  8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali
"wszyscy" ?? a jest ich 10 000 przynajmniej zarejestrowanych w cechu. Ilu odwiedziłeś?? Sprawdziłeś kto ma  papiery do wykonywania zawodu??

O LOL... to na to można mieć papiery. Jak coś takiego wygląda: Specjalista ds. "Zaklinania deszczu"  :)

bo jeśli tak to najlepiej udać się pod budkę z piwem (będzie taniej).

Eeee... a co ma piernik do wiatraka...

Mam pytanie, dlaczego za wszelką cenę tak agitujesz ludzi do korzystania z usług znachorów? Mają szansę normalnie się wyleczyć, a Ty pokazujesz im możliwość która zazwyczaj jest złudna, nie przeczę, może jeden na 100 ma coś w sobie, może jakaś autosugestia zadziała. Nie zmienisz jednak mojego zdania że 99,9% z nich to bezduszni i niemoralni oszuści.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
O LOL... to na to można mieć papiery.

 

Przecież to jest zawód wymieniony w klasyfikacji, posiadają cech i prowadzą weryfikację.

 

Idąc do dentysty i nie widząc jago dyplomu, też pewny nie możesz być jakości usługi ani sterylności narzędzi.

 

Mam pytanie, dlaczego za wszelką cenę tak agitujesz ludzi do korzystania z usług znachorów?

 

Nie znachorów, tylko bioenergoterapeutów i nie agituję tylko widziałem dziewczynkę z napadami padaczki z którą lekarze nie mogli sobie poradzić, a po 10 spotkaniach z bioenergoterapeutką z cechu dziecko 8 lat już jest bez napadów, widziałem faceta co chodzić nie mógł na stawy kolanowe a po zabiegu chodzi bez laski. Kolega chrząkał od dziecka lekarze leczyli bez skutku 4 miesiące a po jednej wizycie gość przestał więc do póki nauka nie odkryje wszystkiego to oni są jakąś deską ratunku dla tych ludzi. Klimuszko uzdrawiał, ojciec PIO , Jezus i inni - wszyscy odwoływali się do wiary w wyzdrowienie , w Wyższą Siłę Sprawczą, Przebaczenie , Boga ....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam 36 lat już Ja od 8 lat wyrywam sobie brwi, rzadziej rzęsy sporadycznie włosy, a wcześniej jeszcze 15 lat temu włosy na głowie i rzęsy aż do bólu. Próbowałem już różnych sposobów, jednym z nich to gumowa piłeczka do ściskania w palcach to w ciągu dnia, wieczorem przed telewizorem lepiej czytać książkę trzymając oczywiście w rękach, w ciągu dnia dużo pisać na klawiaturze komputera te czynności zajmują ręce, no i cały czas musi ktoś cię pilnować i dawać po łapach niestety. Pomaga czasami nastawienie i myślenie że mam jakieś spotkanie rodzinne  czy ze znajomymi za jakiś czas i że do tego czasu muszę jakoś "normalniej wyglądać" trzeba to niestety zakodować w głowie w umyśle bo wtedy klapa. to wszystko nerwy i podłoże nerwicowe a to pewnie spowodowało jakby uaktywnienie się niekorzystnego genu odpowiadającego za tego typu triki. Ja już z tym żyję 15 lat i raz lepiej raz gorzej. trzeba by ręce związać i wyglądać jak wariat niestety.

trudno takie już życie

pozdrawiam

 

 

 

Witam!

O istanieniu choroby dowiedzilam sie wczoraj,choc choruje na nią od dziecka....

Jestem przerazona i naprawde nie wiem co robić...

Myslalam wczesniej,ze po prostu to moj problem,ze jeste dziwna i to moje triki nerowe,nie wiedzialam

ze jest Nas tyle....

 

W wieku 8 lat wyrwałam sobie niemal połowe wszystkich wlosów, rodzice zaprowadzili

mnie do dermatologa, włosy odrosły, wszyscy stwierdzili, ze to ze stresu,bo umarła mi babcia....

Pamietam jakie koszmarne bylo ukrywanie króciutkich odrostów i pustych miejsc na głowie...

 

 

To niesety nie minęło,mimo,ze mam juz 22 lata....robie to w miejszym stopniu,ale robie...wyszukuje

sobie na glowie jakies ciekawe okazy (dziwne,krecone),wyrywam,zjadam cebulki...

To okropne,nie wiem skad to sie bierze,dlaczego mnie to odpięza, pomaga przetrwac, dlaczego nie umiem

tego nie robić gdy np ogladam film....A potem cały dywan jest zawalony włosami.....

 

Mialam nieszczęsliwe dziecinstwo, potem tez bylo nie zadobrze, wyszlam z poteznej depresji i teraz

zaczelam ukladac sobie zycie, choc wciaz to nie bajka,nie wiedzialam,ze musze sie zmierzyc jeszcze

z trich.....jeszcze jedna bitwa do stoczenia....boje sie i nie wiem jak zacząć,.....

 

Bardzo sie boję nie skutkow trich...a raczej tego,co ją powoduje....Co ze mną nie tak?

Wyczytalam,ze cierpią na to dzieci neurotyczne,to prawda?chyba bylam taka trochę;/

Nie chce brac psychotropow, ucze sie na swietnej uczelni, dobrze sobie radze...

Poza tym nie stac mnie na dobrego psychologa.....Rodzice mają mnie gdzies,nie pomogą mi,

mój chlopak nic nie wie i napewno mu nie powiem....

 

Boje sie strasznie..napiszcie coś prosze...

 

Pozdraiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podobno terapia poznawczo-behawioralna jest skuteczna. Tak twierdzi m.in. http://www.trich.org/about_trich/how_can_i_stop.asp (amerykanska non-profitowa organizacja zalozona by wspierec i edukowac osoby, ktore zetknely sie z ta choroba). Nie wiem na ile jest to metoda skuteczna przy tym zaburzeniu, ale metody poznawczo-behawioralne sa efektywne przy wielu zaburzeniach obsesyjno-kompulsywnych, wiec moze i przy tym rowniez? Nikogo nie namawiam, ale zawsze lepiej miec wiecej mozliwosci do wyboru niz mniej, orawda? ;)

 

W Polsce dzialaja m.in.

 

Centrum Terapii Poznawczo-Behawioralnej

ul. Wilcza 28 lok. 20,

00-544 Warszawa

Tel. poradnia: (0-22) 849-95-19, 0-501-348-250

E-mail: sekretariat@ctpb.pl

 

Centrum CBT Sp. z o.o. - Centrum Psychoterapii Poznawczo-Behawioralnej

ul. Piękna 68 (IV piętro)

00- 672 Warszawa

Kontakt: tel/fax  (+ 48 22) 621 96 83     

 

O tym drugim slyszalam, ze panuje tam troche chaosu, ale nie mam wlasnych doswiadczen.

Mysle, ze osobom spoza Warszawy moga wskazac specjalistow z innych regionow Polski.

 

Powodzenia! 

KateDon

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

<img vspace="0" hspace="0" border="0" align="left" src="http://kopalniawiedzy.pl/m/foto_extra/1159459366_551067.jpeg" alt="włosy" copyright="Włosy

licencja: Creative Commons" />Określone geny mogą zwiększać prawdopodobieństwo kompulsywnego wyrywania włosów, nazywanego <span style="font-weight: bold;">trichotillomanią</span>. Zaburzenie dotyczy od 3 do 5 procent populacji. U osób z trichotillomanią występuje znaczna utrata włosów, a nawet łyse placki. Towarzyszy ona różnym zaburzeniom psychicznym, takim jak zespół Tourette’a, depresja, lęk czy zaburzenia obsesyjno-kompulsywne.

 

Badanie objęło 44 rodziny, w których jeden lub więcej ich członków chorowało na trichotillomanię. Naukowcy z <span style="font-weight: bold;">Centrum Medycznego Duke University</span> odkryli, że osoby z tym zaburzeniem mają dwie <span style="font-weight: bold;">mutacje w genie SLITRK1</span>. Nie odnaleziono ich w rodzinach, w których nie występuje trichotillomania.

 

Gen SLITRK1 odgrywa pewną rolę w tworzeniu się połączeń między neuronami. Mutacje mogą powodować, że powstają wadliwe połączenia, a skutkiem tego jest trichotillomania. Badacze podkreślają jednak, że mutacje genu SLITRK1 odpowiadają za mały procent trichotillomanii.

 

Odkrycia zespołu opisano w październikowym wydaniu <span style="font-style: italic;">Molecular Psychiatry</span>.

 

Jak do tej pory, nie ma specyficznej metody leczenia trichotillomanii. Niekiedy skutkują leki antydepresyjne i przeciwlękowe.

 

Uważa się, że za trichotillomanię odpowiada <span style="font-weight: bold;">nadaktywność układu serotoninergicznego</span>. Odnotowuje się podwyższony poziom 5HIAA (kwasu 5-hydroksyindolooctowego). Zaburzenie może się pojawić w każdym wieku. Małe dzieci przechodzą je łagodniej. Pojawiają się dodatkowe symptomy, np. zachowania regresywne (m.in. moczenie nocne), a także koszmary senne. Przed 5. rokiem życia częściej chorują chłopcy, później dziewczynki oraz kobiety. Uważa się, że u dzieci trichotillomania jest przejawem lęku, tak jak ssanie kciuka czy obgryzanie paznokci. Włosy są wyrywane z dowolnych części ciała, najczęściej jednak z głowy, brwi, rzęs, przedramienia oraz owłosienia okołoodbytniczego i łonowego. Wyrywanie przyjmuje postać krótkiej czynności lub wielogodzinnego "procederu". Po usunięciu włosy są rolowane, łamane, żute czy zjadane. Czasem wyrywanie łączy się z sytuacją stresową, ale zdarzają się osoby usuwające włosy w sytuacji odprężenia, na przykład podczas oglądania telewizji. Ponieważ trichotillomania jest traktowana jak zaburzenie kompulsywne, wyrywaniu towarzyszy uczucie ulgi, a zaprzestanie wyrywania wzmaga napięcie.

Być może zjadanie włosów to już taka sugestia i wystarczyłoby ją usunąć a nie nakładać drugą 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ciekawostka, na discovery kiedys mowili o kobiecie chyba z Indii, ktora w zoladku miala 1,5 kg kuleczke wlosow :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Profesor Marco Hirnstein z Uniwersytetu w Bergen w Norwegii bada, jak czynniki biologiczne, psychologiczne i społeczne wpływają na różnice pomiędzy płciami w zdolnościach poznawczych i jakie mechanizmy neurologiczne leżą u podłoża tych różnic. W przypadku większości zdolności umysłowych różnic takich nie ma lub są pomijalnie małe. Istnieją jednak zadania, w których przeciętnie wyraźnie lepsze są kobiety, a w innych średnio wyraźnie lepsi są mężczyźni, mówi uczony.
      Hirnstein postanowił przyjrzeć się kwestiom związanym ze zdolnościami językowymi, które uznawane są za domenę kobiet. Przyjmuje się, że panie mają lepszą fluencję słowną oraz lepiej wypadają w zadaniach związanych z zapamiętywaniem słów.
      Przewaga kobiet w posługiwaniu się językiem ma polegać np. na tym, że gdy trzeba wymienić słowa zaczynające się na konkretną literę czy należące do konkretnej kategorii, panie radzą sobie z takimi zadaniami lepiej. Czy jednak na pewno? Prowadzone dotychczas badania nie dawały jednoznacznej odpowiedzi, a ostatnia metaanaliza badań na ten temat została przeprowadzona w 1988 roku.
      Hirnstein i jego zespół siedli więc do metaanalizy, do której wybrali traktujące o temacie rozprawy doktorskie, prace magisterskie oraz badania opublikowane w pismach naukowych. W ten sposób zebrali ponad 500 badań, w których łącznie brało udział ponad 350 000 osób. Analiza wykazała, że kobiety są rzeczywiście lepsze, chociaż różnica pomiędzy płciami nie jest bardzo znacząca. Kobiety są lepsze, a przewaga ta utrzymuje się w czasie przez okres całego życia. Jest jednak dość mała, mówi Hirstein.
      Co interesujące, naukowcy zauważyli, że w badaniach, których głównym autorem była kobieta, przewaga pań w posługiwaniu się językiem była większa, niż w badaniach, gdzie głównym autorem był mężczyzna.
      Badania tego typu nie tylko zaspokajają naszą ciekawość dotyczącą różnic pomiędzy płciami. Przydadzą się też w... medycynie. Choroby neurodegeneracyjne diagnozuje się m.in. za pomocą testów słownych. Na przykład przy diagnozowaniu demencji wiedza o tym, że kobiety są generalnie lepsze od mężczyzn pozwoli uniknąć sytuacji, w której demencja nie jest rozpoznawana, mimo że istnieje, a w przypadku mężczyzn będzie można uniknąć postawienia diagnozy o demencji tam, gdzie jej nie ma. Obecnie wiele testów tego typu nie bierze bowiem pod uwagę różnic pomiędzy płciami.
      Wyniki badań opisano na łamach Perspectives on Psychological Science.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Powszechnie spotykany rzodkiewnik pospolity (Arabidopsis thaliana) może znacząco zmienić nasze rozumienie mechanizmów ewolucyjnych, pomóc w opracowaniu lepszych roślin uprawnych czy w walce z rakiem. To modelowa roślina wykorzystywana do badań w botanice (m.in. w genetyce). A najnowsze badania nad nią przyniosły zaskakujące informacje.
      Zawsze sądziliśmy, że mutacje DNA przytrafiają się losowo na całej jego długości. Okazuje się, że mutacje nie są aż tak bardzo przypadkowe i nie jest przypadkiem, gdy pomagają roślinom. To prowadzi co całkowitej zmiany myślenia o mutacjach, mówi profesor Grey Monroe z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis.
      Uczony wraz z kolegami pracowali przez trzy lata nad skewencjonowaniem DNA setek rzodkiewników pospolitych. Genom tej rośliny jest stosunkowo nieduży, zawiera 120 milionów par bazowych. Genom człowieka ma 3 miliardy par. I to właśnie z powodu tej prostoty rzodkiewnik jest rośliną modelową.
      Prace zaczęły się w Instytucie im. Maxa Plancka, gdzie w warunkach laboratoryjnych hodowano rzodkiewniki. Roślinom zapewniono bardzo dobre warunki. Tak dobre, że egzemplarze, które w naturze by nie przetrwały z powodu różnego rodzaju defektów, mogły nadal rosnąć.
      Gdy następnie zskewencjonowano genom setek rzodkiewników, znaleziono w nich ponad milion mutacji. I – wbrew temu czego się spodziewano – okazało się, że mutacje istnieje nielosowy wzorzec mutacji.
      Na pierwszy rzut oka to, co odkryliśmy, wydaje się przeczyć obowiązującym teoriom mówiącym, że mutacje są całkowicie losowe i jedynie dobór naturalny decyduje o tym, która mutacja się utrzyma, mówi jeden z głównych autorów badań, Detlef Weigel z Instytutu im. Maxa Plancka. Okazało się bowiem, że istnieją całe fragmenty DNA, w których do mutacji dochodzi rzadko. We fragmentach tych odkryto nadreprezentację najbardziej istotnych genów, odpowiedzialnych np. za wzrost komórek czy ekspresję genów. To bardzo ważne fragmenty genomu. Obszary, które są najważniejsze są chronione przed mutacjami, mówi Monroe. Jako, że są to regiony wrażliwe, mechanizmy naprawy DNA muszą być tam szczególnie efektywne, dodaje Weigel.
      Badacze zauważyli, że sposób, w jaki DNA jest zawinięte wokół różnych rodzajów białek wydaje się dobrym wskaźnikiem tego, czy dany fragment będzie ulegał mutacjom. "To oznacza, że jesteśmy w stanie przewidzieć, które geny są bardziej narażone na mutacje, a które mniej. A to daje nam całkiem dobre pojęcie o tym, co się dzieje", stwierdza niemiecki uczony.
      Odkrycie nabiera szczególnego znaczenia na gruncie teorii ewolucji. Oznacza ono bowiem, że rzodkiewnik ewoluował tak, by chronić swoje geny przed mutacjami. To niezwykle ekscytujące odkrycie, gdyż możemy zacząć zastanawiać się, w jaki sposób chronić ludzkie DNA przed mutacjami, cieszy się Weigel.
      Jeśli będziemy wiedzieli, dlaczego jedne obszary DNA są bardziej podatne na mutacje niż inne, możemy spróbować rozwijać rośliny o pożądanych cechach. A także opracować metody ochrony przed mutacjami prowadzącymi do nowotworów.
      Nasza praca daje szerszy obraz sił stojących za naturalną bioróżnorodnością. Może ona zainspirować teoretyczne i praktyczne badania nad ewolucyjną rolą mutacji, czytamy w podsumowaniu badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzie, w porównaniu do naszych najbliższych kuzynów – szympansów – są szczególnie podatni na rozwój złośliwych nowotworów pochodzących z tkanki nabłonkowej. Nawet wówczas, gdy brak genetycznej podatności na takie choroby czy gdy nie mają styczności z czynnikami ryzyka, np. z tytoniem. Badania przeprowadzone w Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego (UCSD) pozwalają wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje.
      Na łamach FASEB BioAdvances ukazał się artykuł, którego autorzy informują, że za co najmniej część tej podatności możemy obwiniać unikatową mutację genetyczną, która pojawiła się w czasie ewolucji Homo sapiens.
      W pewnym momencie ludzkiej ewolucji gen SIGLEC12, a konkretnie proteina Siglec-12, którą gen ten koduje na potrzeby układu odpornościowego, uległ mutacji. W jej wyniku utracił on zdolność rozróżniania pomiędzy własnymi a obcymi mikroorganizmami, mówi profesor Ajit Varki z San Diego School of Medicine i Moores Cancer Center. Jednak gen ten nie zniknął z populacji. Wydaje się, że ta dysfunkcyjna proteina Siglec-12 zaczęła czynić szkody u mniejszości ludzi, których organizmy wciąż ją wytwarzają.
      Podczas badań zdrowych i nowotworowych tkanek naukowcy zauważyli, że około 30% osób, które wciąż wytwarzają proteiny Siglec-12 jest narażonych na niemal 2-krotnie wyższe ryzyko pojawienia się zaawansowanego nowotworu niż ludzie, którzy Siglec-12 nie wytwarzają.
      Pomimo utraty ważnego miejsca wiązania kwasu sjalowego proteina Siglec-12 rekrutuje białko Shp2 i przyspiesza wzrost guza w modelu mysim. Sądzimy, że ta dysfunkcyjna proteina Siglec-12 ułatwia u ludzi rozwój złośliwych nowotworów, co zgadza się ze znanymi sygnaturami nowotworów Shp2-zależnych.
      Jak dodaje Ajit Varki, badania takie mogą przydać się w diagnostyce i leczeniu nowotworów. Uczeni już opracowali test z moczu, który pozwala na wykrycie dysfunkcyjnej proteiny. Być może będziemy też w stanie selektywnie wykorzystać przeciwciała przeciwko Siglec-12 podczas chemioterapii i dostarczać je do komórek nowotworowych, bez szkodzenia zdrowym komórkom, dodaje.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Epidemia SARS-CoV-2 trwa już na tyle długo, że mamy coraz bardziej wiarygodne dane zarówno na temat samego wirusa, jak i dane epidemiologiczne dotyczące rzeczywistego odsetka zgonów spowodowanych zarażeniem. Wiemy też, że koronawirus mutuje, chociaż – wbrew temu, co pisały niektóre media – nie można mówić o obecności różnych szczepów.
      W tej chwili wydaje się, że SARS-CoV-2 mutuje w podobnym tempie co inne koronawirusy, w tym SARS i MERS. To bardzo dobra wiadomość. Oznacza to bowiem, że tempo jego ewolucji jest ponad 2-krotnie wolniejsze od tempa mutacji wirusa grypy. A skoro nadążamy z wyprodukowaniem szczepionki na grypę sezonową, to gdy już pojawi się szczepionka na SARS-CoV-2 zdążymy wytworzyć jej nową wersję, jeśli wirus zmutuje.
      Kolejne ważne pytanie dotyczy odsetka osób, które umierają z powodu infekcji nowym koronawirusem. Tutaj widzimy bardzo duży rozrzut informacji. Od ponad 5% do mniej niż 1%. Tak olbrzymie różnice wynikają zarówno z różnych metod liczenia, jak i z faktu, że na początku epidemii dane mogą być poważnie zaburzone zarówno przez małą próbę osób chorych, jak i przez fakt, że wykrywa się wówczas nieproporcjonalnie dużo poważnych przypadków zachorowań.
      Śmiertelność możemy liczyć na dwa sposoby. Albo biorąc pod uwagę liczbę zmarłych w stosunku do liczby wykrytych zachorowań, albo też biorąc pod uwagę liczbę zmarłych w stosunku do szacowanej liczby zarażonych. Żadna z tych metod nie jest doskonała.
      Wyobraźmy sobie, że zaraziło się 100 osób. U 70 z nich objawy nie pojawiły się lub też choroba przebiegła bardzo łagodnie, zarażeni nie zgłosili się do lekarza, nie uznali też, że zainfekował ich nowy wirus. Z kolei pozostałych 30 osób zachorowało poważniej, zdiagnozowano u nich nowego wirusa. Z tych osób 1 zmarła. W takim przypadku mamy 1 na 30 zdiagnozowanych, więc mówimy, że śmiertelność infekcji wyniosła 3,3%. Jednak w rzeczywistości było to 1%, tylko, że nie wiedzieliśmy o 70 przypadkach zakażeń. Właśnie taki błąd szacunków pojawia się najczęściej na początku epidemii, kiedy to nie rozpoznaje się wielu łagodnych przypadków zachorowań. Dlatego też wielu specjalistów mówi, że początkowe szacunki są zwykle bardzo mocno przesadzone.
      Możemy też posłużyć się drugą metodą, czyli porównaniem liczby zmarłych z szacowaną liczbą zarażonych. Ona również nie jest doskonała, gdyż nie znamy liczby zarażonych. Możemy ją tylko szacować, a tutaj łatwo o błędy.
      Na początku marca WHO oficjalnie podała, że śmiertelność koronawirusa wynosi 3,4%. Jednak były to dane wyliczone pierwszą metodą. Już wówczas pojawiały się głosy mówiące, że są to szacunki zawyżone. Obecnie, po kilku tygodniach, otrzymujemy coraz więcej danych by stwierdzić, że śmiertelność COVID-19 jest znacznie niższa, niż wspomniane już 3,4%.
      Jeden z takich przykładów to Korea Południowa, gdzie dzięki bardzo szeroko zakrojonym testom, udało się wykryć wiele łagodnych i bezobjawowych infekcji. Na 8413 wykrytych przypadków mamy tam 84 zgony, czyli śmiertelność wynosi 1%. Kolejny przykład to wycieczkowiec Diamond Princess, gdzie rygorystyczna kwarantanna pozwoliła na wykrycie nawet asymptomatycznych przypadków zakażenia. Z 712 zarażonych zmarło 7 osób, co również daje wynik 1%.
      Oczywiście te liczby nie powinny nas uspokajać. Musimy bowiem pamiętać, że to nie zmienia faktu, iż COVID-19 jest szczególnie groźna dla osób starszych oraz obciążanych innymi chorobami. To właśnie one głównie umierają i to ze względu na ich dobro powinniśmy być bardzo ostrożni, by nie roznosić epidemii.
      Pamiętajmy też, że nawet śmiertelność rzędu 1% oznacza, iż COVID-19 jest ponad 10-krotnie bardziej śmiertelny niż sezonowa grypa, że wirus dłużej utrzymuje się w powietrzu i na różnych powierzchniach, zatem łatwiej się nim zarazić oraz, że nie ma nań szczepionki. Na nią będziemy musieli poczekać do końca przyszłego roku. Wiemy też, że SARS-CoV-2 zaraża bardzo szybko, co znakomicie utrudnia powstrzymanie epidemii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Obniżanie poziomu złego cholesterolu LDL zmniejsza ryzyko zawału i udaru. Za idealne uznaje się poziomy poniżej 100 mg/dl. Czy jednak stężenie LDL może być zbyt niskie? Okazuje się, że prawdopodobnie tak, bo kobiety z LDL poniżej 70 mg/dl są ponad 2-krotnie bardziej zagrożone udarem krwotocznym niż kobiety z poziomem LDL wynoszącym 100-130 mg/dl.
      Autorzy raportu z pisma Neurology odkryli również, że panie z najniższym poziomem trójglicerydów miały podwyższone ryzyko udaru krwotocznego w porównaniu do ochotniczek z najwyższym ich stężeniem.
      Naukowcy podkreślają, że udary krwotoczne są o wiele rzadsze od udarów niedokrwiennych. Są trudniejsze w leczeniu, a przez to bardziej śmiertelne.
      Obniżanie poziomu cholesterolu i trójglicerydów, np. przez modyfikację diety bądź zażywanie statyn, to popularna metoda zapobiegania chorobom sercowo-naczyniowym. Nasze duże badanie pokazuje jednak, że u kobiet bardzo niskie stężenia także niosą za sobą pewne ryzyko. Kobiety mają wyższe ryzyko udaru niż mężczyźni, po części dlatego, że żyją dłużej, dlatego jasne sprecyzowanie metod obniżania ryzyka jest bardzo istotne - podkreśla Pamela Rist z Brigham and Women's Hospital w Bostonie.
      Badanie objęło 27.937 kobiet w wieku 45 i starszych, uczestniczek Women's Health Study, u których całkowity cholesterol (LDL, HDL i trójglicerydy) określono na początku studium. Naukowcy analizowali dane medyczne, by określić, ile pań przeszło udar krwotoczny.
      Średni okres, w którym śledzono losy ochotniczek, wynosił 19 lat. W sumie zidentyfikowano 137 przypadków udaru krwotocznego.
      Udar krwotoczny wystąpił u 9 z 1069 kobiet z poziomem cholesterolem rzędu 70 mg/dl bądź niższym, w porównaniu do 40 z 10.067 ze stężeniem cholesterolu między 100 a 130 mg/dl. Po wzięciu poprawki na inne czynniki, które mogą wpływać na ryzyko udaru, np. na wiek, palenie czy nadciśnienie, stwierdzono, że kobiety z bardzo niskim poziomem LDL są 2,2-krotnie bardziej zagrożone udarem krwotocznym.
      W przypadku trójglicerydów panie podzielono na 4 grupy. Kobiety z grupy z najniższym stężeniem miały poziom na czczo wynoszący 74 mg/dl lub mniej albo poziom nie na czczo wynoszący 85 mg/dl bądź mniej. U kobiet z najwyższego kwartyla poziom na czczo wynosił ponad 156 mg/dl, a nie na czczo ponad 188 mg/dl.
      Amerykanie zauważyli, że udar krwotoczny miały 34 (0,6%) kobiety spośród 5.714 z najniższym stężeniem trójglicerydów, w porównaniu do 29 (0,4%) spośród 7.989 z najwyższym ich stężeniem. Po wzięciu poprawki na inne potencjalnie istotne czynniki, naukowcy stwierdzili, że przedstawicielki najniższego kwartyla były 2-krotnie bardziej zagrożone udarem.
      Dla cholesterolu całkowitego i dobrego cholesterolu HDL nie stwierdzono różnic dot. ryzyka udaru krwotocznego.
      Kobiety z bardzo niskim poziomem LDL lub niskim stężeniem trójglicerydów powinny być monitorowane przez lekarza pod kątem innych modyfikowalnych czynników ryzyka udaru. Chodzi np. o nadciśnienie i palenie [...]. Potrzebne są też dalsze badania, które pokażą, jak obniżyć zagrożenie udarem krwotocznym u pań z bardzo niskim poziomem LDL i niskim stężeniem trójglicerydów - zaznacza Rist.
      Ograniczeniem studium jest fakt, że poziomy cholesterolu i trójglicerydów mierzono tylko raz, na początku badań. Poza tym gdy mierzono te wartości, wiele ochotniczek przeszło już menopauzę, przez co akademicy nie sprawdzili, czy status menopauzalny w jakiś sposób modyfikuje związek miedzy poziomami cholesterolu oraz trójglicerydów i udarem krwotocznym.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...