Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Dziewiąty Okręgowy Sąd Apelacyjny w Kalifornii jednogłośnie stwierdził, że ustawa zakazująca nieletnim zakupu brutalnych gier wideo jest niezgodna z Konstytucją USA. Sąd odrzucił wyniki badań psychologicznych, na które powoływano się w sądzie niższej instancji.

Zdaniem Sądu Apelacyjnego zakaz był sprzeczny z 1. i 14. Poprawką. Pierwsza stanowi, iż Kongres nie może uchwalić ustawy [...]  ograniczającej wolność słowa, z kolei w czternastej czytamy: Każda osoba urodzona lub naturalizowana w Stanach Zjednoczonych, podlega ich zwierzchnictwu, jest obywatelem Stanów Zjednoczonych i stanu, w którym mieszka. Żaden stan nie może uchwalić ani wprowadzić ustawy, która ograniczałaby prawa i wolności obywateli Stanów Zjednoczonych.

Sędzia Consuelo Callahan napisała w uzasadnieniu wyroku, że żadne z badań nie potwierdza istnienia związku pomiędzy grą w pełne przemocy gry, a powstającymi w ich wyniku szkodami psychologicznymi lub neurologicznymi.

Wspomniane prawo zostało uchwalone w 2005 roku. Podpisał je gubernator Schwarzenegger, ale nigdy nie weszło w życie, gdyż od razu przedstawiciele przemysłu gier wideo zaczęli zwalczać je w sądzie. Prezes Stowarzyszenia Oprogramowania Rozrywkowego (ESA), Michael Gallagher, stwierdził: wyrok potwierdza, że to rodzice, przy pomocy przemysłu i jego systemu oceniania produktów, są tymi, którzy powinni decydować, w co mogą grać ich dzieci. Podobne stanowisko przyjmują zwykle sądy, do których trafiają podobne sprawy.

Twórca ustawy, Leland Yee, chce, by Kalifornia odwołała się do Sądu Najwyższego USA.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajną tam mają tą konstytucję.

A u nas, prawie każdy artykuł konstytucji kończy się słowami: "wyjątki określa ustawa".  :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na temat tych wszystkich ograniczeń wiekowych, filtrów, znaczków 18+ na opakowaniach, ostrzeżeniach o brutalności i te pe i te de mam jedno zdanie. To jest nikomu niepotrzebne i z resztą mało przestrzegane. Jestem przykładem i to myślę jednym z wielu.

Urodziłem się na początku ery internetu w europie. Ery prawdziwej wolności można powiedzieć. Komputer podobno widziałem od urodzenia. Pierwsze moje wspomnienia z nim związane pochodzą mniej więcej z okresu 6-7tej wiosny mojego życia. DOS pierwsze komendy pierwsza gra te sprawy...

Internet miałem bardzo wcześnie. Modem 56Kb ;> Siostra (starsza) już wtedy pisała maile. Jak na razie niewiele jeszcze z tego wszystkiego rozumiałem ale już byłem na poziomie zaawansowania swoich rodziców.

Potem sam się zacząłem tym bawić. I proszę: grałem w quake'a 1 i 2 bez opieki rodziców - a wcale nie jestem seryjnym mordercą. Hehe nawet z pedofilem kontakt miałem (wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem rzecz jasna) no ale jako 12latek domyśliłem się że coś śmierdzi jak koleś prosi o moje zdjęcia... Dalszej rozmowy oczywiście nie było mimo że nikt mnie przed tym nie przestrzegał. I teraz szlag mnie trafia jak słyszę że ktoś skoczył z bloku bo pomyślał że poleci jak harry potter albo że strzelał do wszystkich bo myślał że będzie można sobie od save'ować... Nie wiem od czego to zależało ale nie gwałcę zwierząt, nie mam napadów złości, nie ma psychodelii, schizofrenii i innych słów kończących się na ii. A wychowałem się u boku wolnego od nakazów i zakazów komputera dziwne nie? Myślę że producenci gier mają w tym wypadku wiele racji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzyndzolenie o szkodliwości gier to stara śpiewka polityków i religijnych maniaków. I nie narodziła się z Kłejkiem, tylko jakieś 30 lat temu. Wcześniej zresztą wcieleniem szatana miały być telewizja, wcześniej radio, a nawet gazetom i książkom się dostaje (o, wcale się nei skończyło, vide Harry Potter). Dla ortodoksów nawet odtwarzacz MP4 jest narzędziem szatana:

Skrajnie ortodoksyjny sąd rabinacki zakazał wiernym używania odtwarzaczy MP4, uznając je za "narzędzia szatana służące nakłanianiu ludzi do grzechu" - informuje (…) dziennik "Jedijot Achronot".

Sąd zakazał używania, sprzedaży i przechowywania odtwarzaczy MP4 (umożliwiających oglądanie filmów), dając sklepom trzy tygodnie na pozbycie się niebezpiecznego sprzętu ze swych półek.

Dwa małe sklepiki w Jerozolimie, leżące w pobliżu dzielnicy Mea Szarim, gdzie mieszka duża społeczność haredim (skrajnie ortodoksyjnych Żydów), nie będą miały wiele do wycofania, gdyż zostały w zeszłym tygodniu zaatakowane przez żydowskich fanatyków, którzy zniszczyli ich wystawy i spalili towary.

Jak się nie umie rozsądnie korzystać z dóbr kultury, to najlepiej ich zakazać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szkodliwość brutalnych gier czy filmów to jedno - kto ma zrytą psychę to nawet film i gra mu nie pomoże jej  rozwijać.

Zakazy sprzedawania powinny jednak być. Dlaczego moje dziecko miałoby mieć możliwość kupienia w sklepie gry 18+ w wieku 12 lat, jeśli załóżmy w środku będzie gra porno ? Jeśli będę chciał to sam mu ją kupię, a wybierając ją w sklepie i widząc ostrzeżenia wiekowe plus informacje czemu zostały nałożone, będę mógł świadomie wybierać co dobre dla moich dzieci.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobra trochę pochopnie wsadziłem 18+ do jednego wora... Ale nic więcej z niego nie wyciągam ;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli film Piła i jemu podobne ciężkostrawne durne i niepotrzebnie oflaczone papki byś spokojnie pozwolił kupować i oglądać jedenastolatkom ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szczerze mówiąc tak. Nawet ciekawy jestem ich reakcji ;] Jak szybko odeszliby od tv i którzy z nich dotrwaliby do końca. Wątpię aby to wpłynęło na ich późniejsze życie. No może przez tydzień popodniecali by się jak to on jej tej piły fajnie nie wsadził ale to czy on będzie potem biegał z taką piłą napewno nie zależy od filmu.

 

Edit:

A przynajmniej nie zależy od jednorazowego obejrzenia ;]

 

Przyszło mi coś do głowy. Ja od dziecka takich filmów nie lubiłem (nie wiem dlaczego a szkoda). W myśl zasady "człowiek powtarzający ciągle to samo kłamstwo sam w nie zaczyna wierzyć"... Chodzi mi o to że jeśli ktoś lubi takie filmy lub był zmuszany do ich oglądania (to już jest skrajny przypadek patologii :)) i zacznie je oglądać nałogowo dopiero to może być niebezpieczne. No ale znaczek 18+ nie uchroni nas od lubię lub nie lubię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Znaczek XX+ nie ma chronić nas, ale ma informować rodziców o zawartości produktu. Będziesz chciał to kupisz dzieciom, nie będziesz chciał - to one same też nie kupią.

Nie twierdzę też, że oglądanie brutalnych filmów czy granie w "mordowanki" powoduje większą demoralizację młodzieży. W Japonii od małego dzieciaki są epatowane ucinaniem głów, hektolitrami krwi i erotyką w grach i wszelkich bajkach(anime), a jakoś nie dochodzi tam do masowych mordów na ulicach. Co więcej, obiło mi się o uszy, że japońscy policjanci nie noszą przy sobie nawet broni palnej. Chociaż pewnie nie wszyscy.

Sprawa brutalnych zachowań to złożony proces i składanie go na karb brutalnych mediów jest brutalnym przegięciem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Kongres nie może uchwalić ustawy [...]  ograniczającej wolność słowa

 

Tylko dotyczy to słów wypowiedzianych (zanikają) , zapisanych (gdzieś tam na papierze czy stronie neta są) ale nie słów kodu który jest aktywny i mutuje w zależności od przyciskanego guzika jednocześnie mającego wygląd określonej postaci i odziałowywującego na psychikę grającego jak inny człowiek (byt) .

 

Tutaj raczej pasowało użyć zakazu klonowania lub ,,brzytwy Ochmana,, albo zwyczajnie prawa karnego bo podżeganie do zabójstwa jest braniem udziału w w celu osiągnięcia korzyści materialnych ( a tym defakto jest gra gdzie tysiące trupów na minutę, zasilają wirtualnymi pieniędzmi konto wirtualne grającego).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja to tak se myślę, że po pierwsze, dziecko trzeba nauczyć rozróżniania dobra od zła, a później niech se robi co chce (bo jak zakażemy, to i tak będzie robiło co chce).

...Ale jeśli dziś ludzie zostawiają swoje dzieci pod opieką Internetu i wychodzą z domu, to się nie ma co dziwić. Kiedyś ulica wychowywała dzieci, dziś robi to Internet.

 

...wychowałem się u boku wolnego od nakazów i zakazów komputera...

Ale widocznie Twoi rodzice, też Ci do głowy czegoś w dzieciństwie nakładli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z naszej rozmowy można odnieść ważenie że każdy kto nie jest "przestępcą" (chociaż to względne pojęcie) miał niejako szczęście. Przemkną się szczęśliwie pomiędzy wszystkimi niewłaściwymi drogami i wybrał tą dobrą z pomocą bliskich. Zapytam się rodziców co mi nakładli do głowy w dzieciństwie że dzisiaj ludzi nie zabijam ;D

 

No ale wracając do tematu. Jestem jeszcze ciekawy, odwołując się do wypowiedzi thibris'a

Sprawa brutalnych zachowań to złożony proces(...)
czy opieka rodziców nad dziećmi na naprawdę taki wielki wpływ czy to raczej uwarunkowanie genetyczne i od czasu do czasu rodzą się tacy "mutanci" którym ciężko jest cokolwiek przetłumaczyć (pomijając ADHD).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
dziecko trzeba nauczyć rozróżniania dobra od zła

 

Mam dla ciebie dwie wiadomości jedną dobrą a drugą złą... zacznę od złej - do końca życia nie bedziesz wiedział co jest dobre a co złe (więc niczego nie nauczysz dziecka) a dobra to taka że skoro do ostatniej chwili nie wiesz co dobre a co złe umrzesz, jako dziecko próbujące doświadczyć smaku owocu z drzewa poznania dobra i zła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pojawienie się pierwszych miast doprowadziło do znacznego zwiększenia przypadków przemocy pomiędzy ich mieszkańcami, informują naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu w Tybindze i Uniwersytetu w Barcelonie. Arkadiusz Sołtysiak, Joerg Baten i Giacomo Benati przeanalizowali ponad 3500 czaszek z Bliskiego Wschodu, pochodzących z okresu od 12 000 do 400 lat przed naszą erą. Szukali na nich śladów celowych urazów. I wykazali, że gdy w Mezopotamii i na Bliskim Wschodzie zaczęły powstawać pierwsze miasta, znacząco zwiększyła się liczba przypadków przemocy. Tysiące lat później, we wczesnej i środkowej epoce brązu, dzięki wprowadzaniu praw, rozwojowi kultury i handlu, przemoc była coraz mniej powszechna.
      Uczeni przyjrzeli się 3539 szkieletom z obszaru obejmującego dzisiejszy Iran, Irak, Jordanię, Syrię, Liban, Izrael i Turcję. Badane szkielety należały do osób, które zmarły pomiędzy 12 000 a 400 lat przed Chrystusem. To okres wielkich zmian w dziejach ludzkości. Pojawiło się rolnictwo, ludzie zaczęli porzucać koczowniczy tryb życia, z czasem powstawały pierwsze miasta i państwa. Poziom przemocy międzyludzkiej, na przykład morderstw, osiągnął swój szczyt pomiędzy rokiem 4500 a 3300 p.n.e., a następnie spadał przez kolejnych 2000 lat, mówi Joerg Baten z Uniwersytetu w Tybindze. Później, wraz z nadejściem kryzysu klimatycznego, rosnącymi nierównościami i upadkiem ważnych państw w okresie późnej epoki brązu i wczesnej epoki żelaza (1500–400 p.n.e.) ponownie obserwujemy wzrost przypadków przemocy, dodaje uczony.
      Dotychczas w nauce dominowały dwa poglądy na temat historii przemocy wśród H. sapiens. Wedle jednego z nich od czasów łowców-zbieraczy ma miejsce stopniowe zmniejszanie się przemocy wśród ludzi. Wedle drugiego, to rozwój miast i scentralizowanych państw napędza wojny i masową przemoc, z którymi ciągle mamy do czynienia. Tymczasem badania naukowców z Warszawy, Tybingi i Barcelony pokazują, że obraz ten jest bardziej zróżnicowany.
      Sołtysiak, Baten i Benati uważają, że za wzrost przemocy w 5. i 4. tysiącleciu przed naszą erą odpowiada gromadzenie się ludzi w pierwszych słabo zorganizowanych miastach. Przemoc zaczęła się zmniejszać, gdy powstały systemy prawne, centralnie kontrolowane armie oraz instytucje religijne. Do jej zmniejszenia przyczynił się też handel, którego rozwój pomagał kompensował niedobory występujące na konkretnych obszarach.
      Jednak około 1200 roku p.n.e. doszło do upadku wielu państw, na co nałożyły się też zmiany klimatyczne. To doprowadziło do niedoborów, zwiększenia nierówności oraz fal migracji, co z kolei miało swoje konsekwencje w postaci ponownego wzrostu liczby aktów przemocy pomiędzy ludźmi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W 1988 roku w Kalifornii zaczął obowiązywać California Tobacco Control Program (CTCP). Wyborcy zdecydowali wówczas o podniesieniu podatku na paczkę papierosów z 10 do 35 centów oraz o przeznaczeniu 20% z podniesionej kwoty (5 centów) na finansowanie programów, których celem było zmniejszenie odsetka osób palących. Z pieniędzy tych finansowano zarówno kampanie zniechęcające do palenia, jak i programy mające na celu poprawę stanu zdrowia publicznego.
      Teraz, po trzech dekadach od wprowadzenia programu, naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco (UCSF) oszacowali finansowe skutki takich działań. Okazało się, że na każdego dolara, który stan Kalifornia wydał na działania antynikotynowe, koszty opieki zdrowotnej zmniejszyły się o 231 dolarów.
      W latach 1989–2019 odsetek osób palących w Kalifornii zmniejszył się z 21,8 do 10 procent. Naukowcy z UCSF oceniają, że stanowe programy antynikotynowe odpowiedzialne są za 2,7 punktów procentowych tego spadku. Pozornie to niewiele, ale przyniosło olbrzymie korzyści, tym bardziej, że nawet miłośnicy papierosów palą obecnie średnio mniej o 119 paczek papierosów rocznie.
      I obywatele i stan zaoszczędzili kolosalne pieniądze. W ciągu tych 30 lat w kieszeniach mieszkańców stanu pozostało 51,4 miliarda USD, które wydaliby na papierosy. Natomiast Kalifornia zaoszczędziła na opiece zdrowotnej aż 816 miliardów dolarów. Zwrot z inwestycji jest gigantyczny. Te programy nie tylko uratowały życie i zdrowie, ale pozwoliły też zaoszczędzić pieniądze, mówi jeden z autorów badań, doktor Stanton Glantz.
      Glantz we współpracy z doktorem Jamesem Lightwoodem, specjalistą z zakresu farmakologii klinicznej oraz ze Steve'em Andersonem, ekspertem ds. modelowania trendów pracującym dla sektora finansowego opracowali model, za pomocą którego mogli przewidywać rozwój sytuacji, w zależności od różnych zmiennych.
      Nasz model potwierdził przypuszczenie, że istnieje związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy wprowadzeniem programów antynikotynowych a zmniejszeniem liczby osób palących, mówi Lightwood. Wynika z niego, jak zapewniają naukowcy, że każdy stan z dużym odsetkiem palaczy, który wdroży równie ambitny, długoterminowy program co Kalifornia, może spodziewać się osiągnięcia podobnych wyników. Pod warunkiem, że będzie to rzeczywiści program długoterminowy. Polityka ma jednak swoją specyfikę, a politycy myślą w kategoriach jednej lub dwóch kadencji, co niweczy wiele podobnych projektów.
      Glantz i Lightwood już wcześniej wykazali, że krótkoterminowe skutki programów antynikotynowych – spadek liczby ataków serca czy udarów – bardzo szybko się rozmywają. Korzyści narastają z czasem, gdy spada liczba zachorowań na wiele różnych schorzeń. Jeśli zrobi się program zakrojony na mniejszą skalę i przewidziany na 4-5 lat, bardzo trudno jest zauważyć jakieś zmiany na tle naturalnej rocznej zmienności. I można wówczas wykazać, że taki program nie działa. Jeśli jednak jest on długoterminowy i szeroko zakrojony, jak ten w Kalifornii, szybko pojawiają się olbrzymie korzyści, które kumulują się z czasem, stwierdził Lightwood.
      Doświadczenia z kalifornijskiego programu mają i tę zaletę, że będą adekwatne do wielu innych miejsc. Kalifornia jest bowiem olbrzymim, bardzo zróżnicowanym stanem, z wielkimi bogatymi metropoliami i biednymi wsiami. Ludność jest bardzo zróżnicowana pod względem etnicznym, społecznym i ekonomicznym, więc bez większego ryzyka pomyłki uzyskane tam wyniki można przełożyć na inne obszary.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jednym z aspektów badań nad dawnymi społecznościami jest określenie, jak często ich członkowie stykali się z przemocą. Kwestię tę można śledzić szukając śladów urazów na zachowanych szczątkach ludzkich. W 2021 r. ukazały się szerzej zakrojone badania dotyczące mieszkańców Pustyni Atacama żyjących w latach 600 p.n.e. – 600 n.e., w ramach których okazało się, że 21% procent szkieletów – głównie męskich – nosiło ślady urazów, z czego połowa była śmiertelna.
      Potencjalnie lepszym źródłem tego typu informacji mogą być jednak mumie z zachowanymi tkankami miękkimi. Międzynarodowy zespół naukowy przeprowadził właśnie badania trzech naturalnie zmumifikowanych ciał.
      Eksperci z Hiszpanii, Niemiec, Włoch, USA i Wielkiej Brytanii przyjrzeli się szczątkom mieszkańców Ameryki Południowej. Mumia z Uniwersytetu w Marburgu należy do mężczyzny, który zmarł pomiędzy 996 a 1147 roku. Analiza wyposażenia grobowego i ceramiki sugeruje, że najprawdopodobniej pochodził z regionu Arica na północy Chile ze społeczności rybackiej. Dwie mumie z Delémont Museum w Szwajcarii to mumia mężczyzny (902–944) i kobiety (1224–1282). Oboje lub jedno z nich mogło pochodzi z regionu Arequipa w Peru.
      Naukowcy przeprowadzili badania tomografem komputerowym. Zauważyli, że mumia z Marburga należała do mężczyzny w wieku 20–25 lat, który miał około 172 cm wzrostu. Jego płuca nosiły ślady blizn po ciężkiej gruźlicy. Z kolei badanie mumii z Delémont wykazało, że mężczyzna cierpiał na miażdżycę.
      Przede wszystkim zaś okazało się, że obaj mężczyźni zginęli w wyniku celowych aktów przemocy. Przyczyną śmierci mężczyzny z Marburga było pchnięcie w prawą dolną część pleców, które doprowadził do przerwania aorty na odcinku piersiowym z natychmiastową odmą opłucnową i wypełnienia klatki piersiowej krwią. Prawdopodobnie stare blizny po gruźlicy przyspieszyły wypływ krwi. Mężczyzna niemal natychmiast stracił przytomność. Ponadto na jego czaszce widać ślady nieśmiertelnych, ale powtarzanych uderzeń. Widać złamanie prawego łuku jarzmowego i przemieszczenie lewego stawu skroniowo jarzmowego. Ofiara mogła zostać zaatakowana przez dwóch napastników, jednego z tyłu i drugiego z przodu lub boku. Ewentualnie mógł być jeden napastnik, który najpierw zaatakował głowę, a następnie wykonał śmiertelne pchnięcie z tyłu.
      Mężczyzna z Délemont nosi ślady urazów czaszki, widoczne na lewym łuku jarzmowym i lewej kości skroniowej. Jednak zginął w wyniku urazu kręgosłupa szyjnego. Widoczne jest znaczne przemieszczenie dwóch kręgów, które wystarczyło, by go zabić. Tylko dzięki temu, że zachowały się tkanki miękkie wiemy, że przemieszczenie kręgów nie mogło być wynikiem nieostrożnego obchodzenia się z ciałem po śmierci. Autorzy badań uważają, że mężczyzna został ogłuszony uderzeniem w głowę i zabity uderzeniem w kark.
      Jedynie kobieta zmarła z przyczyn naturalnych.
      Naukowcy podkreślają, że gdyby nie zachowane tkanki miękkie, nie udałoby się określić przyczyn śmierci mężczyzn, co dowodzi wartości badań nad zmumifikowanymi ciałami, a nie tylko szkieletami.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mimo wysiłków podejmowanych przez stan Kalifornia, który w drzewach widzi jeden ze sposobów ochrony przed globalnym ociepleniem, tamtejsze lasy zanikają. Badania prowadzone przez University of California w Irvine wskazują, że coraz więcej lasów ginie w wyniku pożarów, a coraz mniej drzew uzupełnia ubytki.
      Lasy nie radzą sobie z tymi wielkimi pożarami. W ciągu ostatnich 4 dekad doszło do wielkich zmian, mówi współautor badań profesor James Randerson. Z analiz wynika bowiem, że od 1985 roku powierzchnia lasów w Kalifornii zmniejszyła się o 6,7%. Głównymi przyczynami spadku powierzchni leśnej są wielkie pożary, susze oraz wycinka.
      Naukowcy przeanalizowali dane satelitarne dostarczone przez misję Landsat w latach 1985–2021. Wynika z nich, że najgorsza sytuacja panuje Kalifornii Południowej, gdzie w badanym okresie doszło do 14-procentowego spadku pokrywy leśnej. Wydaje się, że na południu spada zdolność lasów do odradzania się. Jednocześnie obserwujemy zwiększanie się obszarów porośniętych trawami i krzewami, co może zwiastować stałą zmianę ekosystemu, dodaje doktor Jonathan Wang.
      Skala i tempo zanikania lasów zależy od regionu. W Sierra Nevada pokrywa leśna pozostawała dość stabilna do 2010 roku, następnie zaś zaczęła gwałtownie się zmniejszać. W ciągu dekady region ten stracił aż 8,8% lasów, a ich zanikanie zbiegło się z ciężką suszą z lat 2012–2015 i jednymi z największych pożarów w historii stanu. Na szczęście na północy zaobserwowano odradzanie się drzew na wielu obszarach, prawdopodobnie dlatego, że jest tam chłodniej i więcej pada. Jednak mimo to skutki wielkich pożarów sprzed lat wciąż są wyraźnie widoczne.
      Zmniejszenie pokrywy leśnej zmniejszyło też zdolność stanu do wycofywania z atmosfery węgla, który Kalifornia emituje. Naukowcy chcą też lepiej zrozumieć, jak zmiany w ilości lasów wpływają na stanowe zasoby wody pitnej oraz na kolejne pożary.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Fala upałów u wybrzeży Kalifornii masowo zabiła małże zamieszkujące rezerwat Bodega Bay. Zjawiska na podobną skalę nie obserwowano tutaj od co najmniej 15 lat, a Jackie Jones, odpowiedzialna za koordynację badań naukowych w rezerwacie mówi, że informacje o masowych zgonach małży nadchodzą z wielu miejsce 225-kilometrowego wybrzeża. Przy niskiej fali i w upale sięgającym 27 stopni Celsjusza temperatury wewnątrz muszli muszą dochodzić do 40 stopni, co powoduje, że zwierzęta zostają ugotowane.
      Sones obawia się, że zgony małży odbiją się negatywnie na całym ekosystemie. Małże są gatunkiem, który odgrywa ważną rolę w strukturze całego ekosystemu. Są odpowiednikiem drzew w lesie, budują habitat dla wielu gatunków, jeśli więc coś się z nimi stanie, negatywne konsekwencje dotykają reszty systemu. Myślę, że już w tej chwili cały region to odczuł. Jedyne, czego potrzebujemy, by to opisać, to ludzie, którzy udokumentują to zjawisko, mówi Sones.
      Dzięki wieloletnim badaniom sporo wiemy o wpływie zwiększającej się temperatury wody i jej zakwaszeniu na organizmy żywe. Jednak znacznie słabiej rozumiemy wpływ jednorazowych ekstremów pogodowych.
      Brian Helmuth z Northeastern University zbudował robota, który przypomina małża i rejestruje temperatury takie, jakie odczuwają te zwierzęta. Gdy robimy tego typu badania to nie myślimy już o przyszłości. Myślimy o tym, jak ludzie powinni się już teraz przygotować na tego typu zjawiska, stwierdza Helmuth.
      Wiadomo, że zgony małży w Bodega Bay został udokumentowany w 2004 roku przez biologa Christophera Harleya z University of British Columbia. Sones sądzi jednak,że tegoroczne zjawisko objęło swym zasięgiem większy obszar i więcej zwierząt. Sam Harley mówi, że od lat obserwuje zmniejszanie się populacji małży. Tego typu zjawiska zdarzają się coraz częściej i są coraz silniejsze. Małże są jak kanarki w kopalniach. Problem w tym, że te kanarki zapewniają pożywienie i schronienie setkom innych gatunków.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...