Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Kto pierwszy szukał obcych?

Rekomendowane odpowiedzi

Pierwsze próby nawiązania kontaktu z obcymi, np. Marsjanami czy Wenusjanami, nie przypadają wcale, jak mogłoby się wydawać, na XX wiek. Okazuje się, że już w XIX wieku co najmniej kilku naukowców zastanawiało się nad metodami komunikowania z innymi cywilizacjami.

Dotąd wszyscy wspominali jedynie o radioteleskopie Arecibo i komunikacie F. Drake'a z 1974 roku, ale pierwsza próba przesłania wiadomości poza Ziemię miała miejsce ok. 150 lat wcześniej i opierała się na sygnałach wzrokowych. Steven Dick, historyk z NASA, podkreśla, że w takich okolicznościach ludzie zawsze wykorzystują dostępne w danym czasie technologie – zaczęli więc od lamp, potem "przerzucili się" stopniowo na radio, a wreszcie na lasery.

Kwestia istnienia ewentualnego życia pozaziemskiego nurtowała już starożytnych Greków, ale idea ta stała się szczególnie płodna po rewolucji kopernikańskiej. Skoro wszystkie planety krążą wokół Słońca, nietrudno sobie wyobrazić, że mogłyby być takie jak Ziemia [również pod innymi względami].

Podobną możliwość rozważali Kepler czy Galileusz, ale nie chcieli wchodzić w konflikt z Kościołem. W XVII wieku rozkwitała debata nad pluralizmem światów, ale pomysł nadal wzbudzał kontrowersje. Jednym z najbardziej wpływowych orędowników życia pozaziemskiego był Bernard le Bovier de Fontenelle – pisarz i filozof, członek Akademii Francuskiej oraz prekursor idei oświecenia.

Choć sporo się dyskutowało na tematy pokrewne, nie zachowały się dokumenty dotyczące sposobów nawiązania kontaktu czy zlokalizowania obcych. Nie wiadomo więc, czy ich nie było, czy też nie przetrwały próby czasu.

Florence Raulin-Cerceau i zespół z Alexandre Koyre Center w Paryżu opisali niedawno odmiany XIX-wiecznego urządzenia, zwanego niebieskim telegrafem (ang. sky telegraph). Prekursorem był w tej dziedzinie niemiecki matematyk Carl Friedrich Gauss, który niemal wszystkim kojarzy się z krzywą rozkładu normalnego. W latach dwudziestych zaproponował on, by za pomocą przyrządu jego pomysłu, heliotropu, wysyłać w kierunku innych planet sygnały w postaci odbitych promieni słonecznych. Byłoby to zatem coś w rodzaju międzyplanetarnych zajączków. Niemiec sugerował też wycięcie na Syberii olbrzymiego trójkąta drzew i zasianie na tym terenie pszenicy. Powoływał się przy tym na kontrast kolorów oraz na to, że figura geometryczna zostałaby przez inteligentne istoty uznana za obiekt utworzony celowo.

Po 20 latach astronom Joseph von Littrow wyszedł z podobną inicjatywą. Chciał, by tworzący okrąg kanał o średnicy 30 km wypełnić naftą i podpalać nocą.

W 1869 roku francuski wynalazca i poeta Charles Cros wymyślił, że można by skoncentrować na parabolicznym zwierciadle światło lamp elektrycznych, a odbity promień skierować na Marsa albo Wenus. Sugerował, że światło powinno być włączane i wyłączane, co pozwoliłoby nadawać alfabetem Morse'a.

W tym samym czasie jeden z członków Francuskiego Towarzystwa Astronomicznego zamierzał zamontować na wieży Eiffla kilka reflektorów, poza tym chciał zamienić Księżyc w ogromny ekran do wyświetlania (warto przypomnieć, że na niemal identyczny pomysł moonvertisingu wpadła jedna ze współczesnych firm piwowarskich, tyle że logo miało być rzutowane laserem).

Specjaliści uważają, że fale radiowe nadają się lepiej do przesłania wiadomości niż światło, które jest w większym stopniu rozpraszane przez pył kosmiczny. W 1901 roku Nikola Tesla twierdził, że dzięki wieży transmisyjnej w Colorado Springs odebrał dziwny sygnał, najprawdopodobniej z Marsa. Dziewiętnaście lat później to samo zadeklarował Guglielmo Marconi. Tyle pionierzy radia, inni ludzie, w tym nawet Albert Einstein, nadal uważali jednak, że światło jest bardziej praktyczne. Powód był bardzo prosty: nadajniki radiowe nie należały wtedy do zaawansowanych. W ciągu ponad 100 lat wiele się zmieniło i teraz każdy posiadacz komputera może dorzucić swoje trzy grosze do projektu poszukiwania obcych SETI.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Każdy kto chcę dorzucić swoje 3 grosze do projektu poszukiwania obcych Seti powinien odwiedzić stronę boincatpoland.org zrzeszając polaków wokół tego projekty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

"Podobną możliwość rozważali Kepler czy Galileusz, ale nie chcieli wchodzić w konflikt z Kościołem."

 

Juz mi sie cisnienie podnioslo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Do szczęścia potrzebne jest nam odczuwanie związku z innymi ludźmi. Okazuje się, że przez skojarzenie z izolacją boli nawet ignorowanie przez zupełnie obcą osobę.
      Eric D. Wesselmann z Purdue University przeprowadził eksperyment na terenie uczelnianego kampusu. Jeden z jego asystentów przechadzał się uczęszczaną trasą, wybierał kogoś i 1) patrzył w oczy, 2) odszukiwał spojrzenie i się uśmiechał albo 3) spoglądał w kierunku oczu, ale ostatecznie nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. Za chwilę tę samą osobę zatrzymywał drugi psycholog, który pytał: "Jak bardzo odseparowany od innych czułeś się w ciągu ostatniej minuty?".
      Ludzie, którym spoglądano w oczy - nieważne, z uśmiechem, czy bez - czuli się mniej odizolowani niż studenci, których potraktowano jak powietrze. Wygląda więc na to, że przelotnie wpływa na nas nawet coś tak mało znaczącego jak rodzaj posłanego przez kogoś spojrzenia. Wesselmann nie wydaje się tym zbytnio zaskoczony i przypomina, że wyniki wcześniejszych studiów unaoczniły, że ludzie czują się wykluczeni także wtedy, gdy zostaną potępieni przez grupę, z którą nie chcą mieć nic wspólnego, np. Ku Klux Klan.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Profesor Paul Davies i student Robert Wagner z Arizona State University proponują, by zaprząc internautów do poszukiwania... śladów Obcych na Księżycu. Ich zdaniem, jeśli jakaś obca zaawansowana technologicznie cywilizacja odkryła Ziemię i chciała ją obserwować, to idealnym miejscem na założenie bazy byłby właśnie naturalny satelita naszej planety.
      Dlatego też Davies i Wagner uważają, że warto przyjrzeć się uważnie zdjęciom powierzchni Księżyca szukając ewentualnych śladów bytności Obcych.
      Prawdopodobieństwo, że obca cywilizacja pozostawiła na księżycu jakiś ślad w postaci przedmiotu czy modyfikacji terenu, jest niezwykle małe. Jednak ślad taki mógłby przetrwać bardzo długo, a ponadto znajduje się blisko nas - czytamy w artykule opublikowanym przez Daviesa i Wagnera w Acta Astronautica.
      Dokładne sprawdzenie zdjęć jest tanie, więc w razie niepowodzenia, poniesione zostaną niewielkie koszty - dodają.
      Od połowy 2009 roku wokół Księżyca krąży Lunar Reconnaissance Orbiter (LRO). Sonda obfotografowała już w wysokiej rozdzielczości 25% powierzchni Srebrnego Globu. Na zdjęciach udało się zidentyfikować miejsce lądowań pojazdów misji Apollo czy odnaleźć wszystkie łaziki wysłane przez NASA i ZSRR.
      NASA udostępniła dotychczas 340 000 zdjęć wykonanych przez LRO. Liczba ta może zwiększyć się do miliona, co jasno pokazuje, że przeglądanie ich przez niewielki zespół specjalistów do jak szukanie igły w stogu siana.
      Davis i Wagner uważają, że prace można przyspieszyć albo tworząc specjalny algorytm szukający wszelkich nienaturalnych kształtów, albo zachęcając internautów, by przyjrzeli się zdjęciom.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kobiety używające samoopalaczy rzadziej korzystają z solariów czy opalają się na słońcu. Fałszywa opalenizna ogranicza zatem kontakt z promieniowaniem ultrafioletowym (Archives of Dermatology).
      Przez wiele lat postrzeganie opalonej skóry jako bardziej atrakcyjnej skłaniało ludzi do opalania się na słońcu, prowadząc do zwiększonej ekspozycji na promienie UV i nowotworów skóry. Celem naszego studium było sprawdzenie, jak produkty samoopalające wpływają na zachowania związane z opalaniem oraz ustalenie, czemu ludzie sięgają bądź nie po samoopalacze - wyjaśnia Suephy Chen z Emory University.
      W badaniu wzięło udział 415 kobiet. Wszystkie wypytano o zwyczaje związane z opalaniem. Okazało się, że 48% ankietowanych korzystało z samoopalaczy (ang. sunless tanning products, STPs), 70,6% opalało się na słońcu, a 26,06% na przestrzeni zeszłego roku co najmniej raz odwiedziło solarium.
      W grupie pań korzystających z STP, które opalały się również na dworze, 36,8% ograniczyło czas ekspozycji słonecznej właśnie z powodu samoopalaczy. W grupie kobiet uciekających się do STP i jednocześnie chadzających do solarium 38% respondentek wspominało o zmniejszeniu częstotliwości opalania w specjalnych łóżkach. Co istotne, panie często sięgające po STP z większym prawdopodobieństwem zmniejszały ekspozycję na promieniowanie UV.
      Studium unaoczniło, że dla 92,7% ankietowanych opalona skóra była bardziej atrakcyjna od śnieżnobiałej, a u 79,2% opalenizna poprawiała samopoczucie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      By stwierdzić, czy obca osoba ma genetyczne inklinacje do bycia miłą, godną zaufania i współczującą, potrzebujemy zaledwie 20 sekund (Proceedings of the National Academy of Sciences).
      To niesamowite, że zwyczajnie obserwując osobę siedzącą w fotelu i słuchającą wypowiedzi partnera, zupełnie obcy ludzie mogą w 20 s stwierdzić, kto jest godny zaufania, miły lub współczujący - podkreśla szef studium, Aleksandr Kogan z U of T Mississauga.
      W badaniu koordynowanym przez Uniwersytet Kalifornijski w Berkeley wzięły udział 24 pary. Każda dostarczyła próbki DNA. Ochotnikom polecono, by opowiedzieli partnerowi o sytuacjach, kiedy cierpieli. Psycholodzy filmowali tylko osobę słuchającą.
      Później wyciszone 20-sekundowe nagrania pokazano drugiej grupie, która nie znała nikogo z opowiadających. Bazując wyłącznie na wyrazach twarzy i mowie ciała, należało ocenić, którzy ze słuchających wydają się najbardziej godni zaufania, mili i współczujący/troskliwi.
      Okazało się, że słuchający, którzy zostali uznani za najbardziej empatycznych, mieli charakterystyczny genotyp - byli szczęśliwymi posiadaczami dwóch kopii wersji G genu receptora oksytocyny. W dziesiątce osób obdarzonych największym zaufaniem znalazło się aż 6 właścicieli genotypu GG. W dziesiątce, która została pod tym względem oceniona najgorzej, dziewięć miało co najmniej jedną kopię wersji A.
      Ludzie nie mogą widzieć genów, dlatego musi istnieć coś, co sygnalizuje te różnice genetyczne obcym. Odkryliśmy, że osoby, które mają dwie kopie wersji G, prezentują więcej wzbudzających zaufanie zachowań: więcej potakują, w większym stopniu podtrzymują kontakt wzrokowy, więcej się uśmiechają i przyjmują bardziej otwartą pozycję ciała - wyjaśnia Kogan.
      W ramach wcześniejszych badań Kalifornijczycy sprawdzali, jak zachowują się osoby z różnymi kombinacjami alleli receptora oksytocyny: AA, AG i GG. Stwierdzili, że najdokładniejsi w interpretowaniu emocji innych byli ludzie z 2 kopiami wersji G. AA i AG mieli więcej trudności z postawieniem się na czyimś miejscu i z większym prawdopodobieństwem denerwowali się w trudnych sytuacjach.
      Kogan zaznacza, że nie będąc GG, nie należy się załamywać, bo o tym, czy ktoś potrafi współpracować i jest pomocny, nie decyduje przecież pojedynczy gen.
       
      http://www.youtube.com/watch?v=zngSaBF0e1I
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zdolność organizmu do rozkładania leków wydaje się ściśle powiązana z wystawieniem na oddziaływanie promieni słonecznych. Oznacza to, że może się zmieniać wraz z porami roku. Badacze z Karolinska Institutet uważają, że zaobserwowane zjawisko pozwoli wyjaśnić część indywidualnych różnic w działaniu leków, a także mechanizmy wpływu środowiska na radzenie sobie przez organizm z toksynami.
      W ramach studium wykorzystano wyniki badania ponad 70 tys. próbek krwi od pacjentów, którzy po przeszczepie zostali poddani monitoringowi poziomu leków immunosupresyjnych (chorym po przeszczepie wątroby podawano takrolimus, a osobom z przeszczepioną nerką sirolimus). Próbki pobrane zimą porównano z próbkami z lata. Pogłębiona analiza wykazała, że wzorzec zmian stężenia immunosupresantów odzwierciedlał zmiany poziomu witaminy D w organizmie, a jej postać endogenna powstaje z prowitaminy w skórze pod wpływem promieniowania ultrafioletowego. Szwedzi zauważyli, że najwyższemu poziomowi witaminy D w roku towarzyszyło najniższe stężenie leków.
      Naukowcy sądzą, że witamina D aktywuje system detoksykacji wątroby, zwiększając ilość enzymu CYP3A4 (cytochromu P450 3A4). Ten z kolei rozkłada takrolimus i sirolimus.
      Jeśli nasila się rozkładanie leku, aby osiągnąć ten sam efekt, trzeba podać większą dawkę leku. W przyszłości musimy przeprowadzić więcej badań, by to potwierdzić, ale CYP3A4 jest uważany za jeden z najważniejszych enzymów rozkładających leki i wyniki mogą mieć znaczenie dla wielu preparatów – wyjaśnia Jonatan Lindh z Wydziału Medycyny Laboratoryjnej.
      Wpływ witaminy D na CYP3A4 zademonstrowano wcześniej na hodowlach komórkowych. Teraz jednak po raz pierwszy pokazano, że badany mechanizm oddziałuje na farmakoterapię pacjentów, ponieważ kontakt ze słońcem kształtuje ich wrażliwość na leki.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...