Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

Recommended Posts

Co łączy energetykę atomową z rolnictwem? Tym razem nie chodzi o kolejny protest obrońców przyrody, lecz o... nowoczesną metodę zwalczania szkodników. Na pomysł sterylizacji owadów za pomocą promieniowania wpadli specjaliści z Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.

Wyjątkowe sytuacje wymagają stosowania wyjątkowych środków - uznali farmerzy z Bałkanów i postanowili zaatakować jednego z najbardziej żarłocznych szkodników świata, zwanego śródziemnomorską muszką owocową (Ceratitis capitata). Stawka jest ogromna: w jednym z najważniejszych miejsc uprawy mandarynek, leżącej na granicy Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny dolinie Neretva, aż 30% zebranych owoców nadaje się do wyrzucenia właśnie z powodu pożerania ich przez przedstawiciei tego gatunku. 

Do niedawna bałkańscy rolnicy radzili sobie z muszkami dość skutecznie, choć niekoniecznie z korzyścią dla zdrowia konsumentów - od lat 40. XX wieku stosowali na masową skalę insektycydy. Wymagania stawiane przez Unię Europejską wymusiły jednak ograniczenie ilości używanych środków ochrony roślin, co błyskawicznie wpłynęło na populację muszek. Ponieważ pojedyncza samica może wydać na świat aż do 800 sztuk potomstwa rocznie, wielkość zbiorów i opłacalność upraw gwałtownie spadła zaraz po wprowadzeniu nowych przepisów.

Zdesperowani hodowcy zwrócili się w 2007 roku z prośbą o pomoc do Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (IAEA). Zaproponowali jej ekspertom uruchomienie programu masowej sterylizacji samców. Opracowany wspólnie z rolnikami projekt, nazwany SIT (od ang. Sterile Insect Technique - technika sterylnych insektów), ma zostać wdrożony w przyszłym roku.

Założenia SIT są bardzo proste. Naukowcy planują hodować samce muszek w warunkach laboratoryjnych, a następnie pozbawiać je płodności za pomocą odpowiednio dobranych dawek promieniowania jonizującego. Insekty zostaną następnie wypuszczone do środowiska, w którym będą konkurowały z płodnymi samcami o okazje do kopulacji.

Eksperci z IAEA są przekonani, że dołączenie do populacji muszek znacznej liczby bezpłodnych samców sprawi, że rozród insektów będzie znacznie mniej efektywny, co doprowadzi do zmniejszenia ich liczebności lub nawet całkowitego ich wymarcia na danym terytorium. Dolina Neretva wydaje się być optymalnym miejscem dla wdrażania takich technik ze względu na znikomą migrację zwierząt do i z tego obszaru.

Czy nowa metoda wykorzystania energii atomowej przypadnie do gustu zaciekłym obrońcom przyrody? Tego nie wiadomo, lecz ubodzy rolnicy z Bałkanów na pewno docenią nawet najmniejszą poprawę plonów.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ta metoda jest już od jakiegoś czasu stosowana np w Meksyku, ale jest kosztowna i mało skuteczna. Biednym Chorwatom i Bośniakom sprzedaje się złudzenia. Metoda pułapkowania chemicznego samców zdaje się być bardziej efektywna.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Bardzo dobrze, niech zrobią pikietę. Będzie łatwiej ich wystrzelać, jak się skupią w jednym miejscu. Zastanawiam się, kto jest większym szkodnikiem: oszołomy z GreenPiS i innych takich, czy cała ta muszka.

Share this post


Link to post
Share on other sites
oszołomy z GreenPiS

Sorry, ale teraz to Ty zrobiłeś z siebie oszołoma łącząc partię polityczną z Green Peacem.

Też nie lubię ani jednych ani drugich, ale bez przesady.

Zresztą strzelałbyś do ludzi, zrobił coś niezgodnie z prawem?

Share this post


Link to post
Share on other sites

Czemu bez przesady? Jedni nazwali mnie zaocznie terrorystą, drudzy porównali do ZOMO. Nie mam najmniejszych skrupułów w stosunku do takiego bydła.

 

Co do strzelania: jeżeli akcja ekoterrorystów ma polegać np. na wtargnięciu do elektrowni, to ochrona powinna mieć nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek strzelać. To zbyt ważne strategicznie obiekty, by wpuszczać do nich kogokolwiek z zewnątrz. Pewnie zapytasz o sumienie, więc od razu odpowiadam - nie byłoby mowy o wyrzutach sumienia, gdyby istniały jasne zasady: wy wchodzicie, my strzelamy. Wchodząc bez zaproszenia na czyjąś posesję też powinieneś mieć świadomość, że możesz zostać śmiertelnie pogryziony przez psa właścicieli. Tymczasem właśnie pobłażanie m.in. tym oszołomom sprawia, że w Polsce nie ma powszechnego szacunku dla prawa.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Pewnie zapytasz o sumienie, więc od razu odpowiadam - nie byłoby mowy o wyrzutach sumienia, gdyby istniały jasne zasady: wy wchodzicie, my strzelamy.

Piejesz o to że ktoś sobie ściągnie MP3 z torrenta, a strzelałbyś do ludzi?

Nie mam najmniejszych skrupułów w stosunku do takiego bydła.

Kolejny typowy Polak: każdy to bydło, tylko nie Ja! Wybacz jak narazie jako naród jesteśmy bydłem.

Tymczasem właśnie pobłażanie m.in. tym oszołomom sprawia, że w Polsce nie ma powszechnego szacunku dla prawa.

Do tego prawa?!

Zobacz jakie jest ono skrajnie paradoksalne i niesprawiedliwe, zobacz jaka jest praca polskich nieefektywnych sędziów, jak działa policja, straż miejska, i inne organy związane z prawem.

To prawo to wielka kpina.

To zbyt ważne strategicznie obiekty, by wpuszczać do nich kogokolwiek z zewnątrz.

Skorą są "Tak ważne" to jak to możliwe się tam wdarli "ekoterroryści" i nikt ich nie zatrzymał?!

mam jeszcze jedną prośbę: nie wsadzaj wszystkich do jednego worka, nie każdy ekolog jest jak to powiedziałeś "terrorystą"

Share this post


Link to post
Share on other sites
Piejesz o to że ktoś sobie ściągnie MP3 z torrenta, a strzelałbyś do ludzi?

To po prostu kwestia ustalenia jasnego prawa. Powinno ono skutecznie chronić ludzi niewinnych, ale surowo karać tych, którzy go nie przestrzegają. Wtedy taki ekoterrorysta, wchodząc do elektrowni, mógłby jasno dowiedzieć się, co mu grozi. A gdyby wiedział i mimo to wszedł, znaczyłoby to, że jest gotowy na kulę w łeb. Tak dla dobra bezpieczeństwa energetycznego.

Kolejny typowy Polak: każdy to bydło, tylko nie Ja! Wybacz jak narazie jako naród jesteśmy bydłem.

Wybacz, ale ja nie nazwałem nigdy nikogo "ZOMO" tylko za to, że nie popiera moich poglądów. Nigdy nie prowadzę też gry, której celem jest skłócenie ludzi, jak ma to na celu Kaczyński. Gardzę takimi zachowaniami i nie waham się tak nazywać tego człowieka.

Do tego prawa?!

Zgadza się, to jest osobny problem. Polskie prawo często jest głupie. Ale to jest tylko jeden z czynników. Drugi, rownie istotny, leży w mentalności: prawo traktuje się jak zło konieczne i narzędzie zniewolenia, a nie jako zasady regulujące zasady życia społecznego. A jeszcze inną sprawą jest całkowite pobłażanie jego łamaniu, które prowadzi do taikch właśnie sytuacji, jak publiczne i bezkarne wyzywanie ludzi czy łapanie na meczach piłkarskich kilkunastu spośród kilkuset ludzi biorących udział w bójce. Im bardziej się ludziom pobłaża, tym mniej mają szacunku dla prawa i tym większe jest prawdopodobieństwo recydywy.

zobacz jaka jest praca polskich nieefektywnych sędziów, jak działa policja, straż miejska, i inne organy związane z prawem.

Mylisz prawodawstwo i egzekucję prawa.

To prawo to wielka kpina.Skorą są "Tak ważne" to jak to możliwe się tam wdarli "ekoterroryści" i nikt ich nie zatrzymał?!

No i właśnie to jest problem: mieli świadomość swojej bezkarności. W najlepszym wypadku zostaną zatrzymani za naruszenie spokoju, a w rzeczywistości nikt nie wie, czy nie mieli ze sobą choćby bomby. Na wtargnięcie na teren tak ważnych budynków powinno się reagować natychmiast i z całą stanowczością, żeby zapobiec prawdziwemu zamachowi w przyszłości.

Mam jeszcze jedną prośbę: nie wsadzaj wszystkich do jednego worka, nie każdy ekolog jest jak to powiedziałeś "terrorystą"

A czy ja gdzieś użyłem terminu "ekolog" zamiennie z "ekoterrorysta"? Nie wydaje mi się. Poza tym, hmmmm... http://kopalniawiedzy.pl/forum/index.php/topic,4945.msg15403.html#msg15403 chyba tyle w tej kwestii.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Metoda SIT jest z oczywistych powodów mało skuteczna - pewnie jedno pokolenie u takich muszek to kilka tygodni (max z miesiąc) rozwoju.. A sterylne samce są 'skuteczne' w zasadzie tylko w pierwszym zapłodnieniu... w kolejnym pokoleniu wymierają, a ich miejsce zastępują samce płodne z nowo narodzonego pokolenia..

 

Wg mnie lepszym rozwiązaniem by było wprowadzenie do genomu samca lub samicy genu, który np u samic byłby niektywny (nosicielstwo), ale u samców powodowałby mutacje letalne. Gen mógłby się automatycznie rozprzestrzeniać i regulować liczebność populacji... Aczkolwiek z takimi metodami trzeba bardzo uważać, gdyż można wywołać bardzo szkodliwe efekty uboczne.. (np wybicie całej populacji na danym terenie, później śmierć zwierząt dla których te muszki są pokarmem itd..)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Sprzedam wam wiadomość uzyskaną na konferencji dendrologicznej w Poznaniu w zeszłym roku. Rzecz dotyczy owada szrotówka kasztanowianeczka - niszczącego nasze kasztanowce (okazuje się, że badacze nie znają przypadku zniszczenia kasztanowca przez szrotówka!). Okazuje się, że zaleceniem dendrologicznym i ekologicznym wcale nie jest niszczenie chemiczne tego owada. Z analiz ekologicznych wynika, że owad ten po prostu nie ma u nas naturalnego i skutecznego wroga. Zaleca się zatem "hodowlę" tych owadów - ale w szczególnych warunkach. Tak, aby nie mogły wylecieć do środowiska, ale jednak żyły. Robią to Austriacy na dużą skalę. Wic polega na tym, że liście z kasztanowca nie powinny być palone, tylko składane w specjalnych pojemnikach. Otwory powinny być tak małe, aby owad dorosły nie mógł wylecieć. Jednak ma rozsyłać informację w środowisku o swoim istnieniu. W ten sposób, całkiem naturalnie dokonana ma być zmiana w relacjach przyrodniczych. Uruchomić się ma naturalny wróg szrotówka. Ten wróg już u nas istnieje od dawna i są nim owady opierające swój rozród na innych owadach. Problem jest tylko w tym, że należy stworzyć odpowiednie warunki dla rozwoju populacji owadów pasożytujących na szrotówku. Tego w żaden sposób nie uzyskamy poprzez palenie szrotówka na stosie. I ja to widzę jako znakomity pomysł ekologów. Ale tych prawdziwych, a nie tylko "zzieleniałych". Taki pomysł w rzeczywistości nie jest pomysłem, a wynika z wieloletnich badań i z rzetelnej wiedzy o przyrodzie.

Człowiek zwykle zaburza równowagi przyrodnicze swymi działaniami. Nie jest jedynym w takim działaniu. Ponad 10 tys lat temu na terenie Irlandii były same krzaje. Ale rozmnożył się tam pewien gatunek jelenia, który zżarł te krzaje i krajobraz stał się łąkowy. Wszystko jest zatem tłumaczone poprzez relacje ilościowe w strukturze biosfery. Milion chrabąszczy na ha to klęska przyrodnicza. Ale jeden chrabąszcz na 1000 km2 wymaga działań ochronnych dla gatunku ginącego. Ocenę zaś nie ustala sam chrabąszcz, tylko człowiek. On ponosi tego koszty i tylko on się tym przejmuje. Gdybyśmy teraz mieli kilka dinozaurów na 1000 km2, to też byśmy je chronili z wielkimi kosztami. A może nawet bez względu na koszty.

Zapominamy o tym, że ewolucja całej przyrody polega właśnie na eliminacji niektórych gatunków oraz sukcesie innych. Być może my sami staniemy się w przyszłości gatunkiem na wymarciu - tego nie wiemy. Ale wtedy kto będzie to oceniał? Chrabąszcz, diplodok, czy nosorożec włochaty? Kto znajdzie równowagę w tym szaleństwie?

A co do rolnictwa, to mogę powiedzieć tylko jedno. Jest to aktualnie najbardziej szkodliwa działalność człowieka w środowisku! Wcale nie przemysł. Rolnictwo i jego rozwój odpowiada za zdecydowaną większość szkód w przyrodzie. To nie jest sprawa ostatnich dekad. To jest sprawa rozwoju naszej cywilizacji w perspektywie ostatnich kilku tysięcy lat. Dopiero w ostatnich dekadach nasza cywilizacja osiągnęła poziom, w którym staramy się sprostać problemowi wyżywienia nas samych. Oczywiście nie sprostamy temu problemowi bez zniszczenia przyrody. Właśnie przez rolnictwo!

Share this post


Link to post
Share on other sites

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now
Sign in to follow this  

  • Similar Content

    • By KopalniaWiedzy.pl
      We wczesnych społecznościach rolniczych północno-zachodniej Europy przemoc była codziennością, wskazują badania brytyjsko-szwedzko-niemieckiej grupy naukowej. Naukowcy przyjrzeli się szczątkom ponad 2300 rolników ze 180 stanowisk archeologicznych z okresu pomiędzy 8000 a 4000 lat temu i zauważyli, że w przypadku ponad 10% z nich widoczne są obrażenia od broni. Wbrew rozpowszechnionemu poglądowi o pokojowej współpracy, w neolicie dochodziło do konfliktów, w których zabijano całe społeczności.
      Badania sugerują, że rozpowszechnienie się hodowli roślin i zwierząt i związana z tym zmiana trybu życia z łowiecko-zbierackiego na osiadły, mogły doprowadzić do sformalizowania konfliktów zbrojnych. Naukowcy przyjrzeli się szczątkom ludzkim z Danii, Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Szwecji. Na szkieletach szukali śladów urazów, przede wszystkim zadanych w czaszkę tępym narzędziem.
      W ponad 10% przypadków znaleziono uszkodzenia czaszki odpowiadające wielokrotnym uderzeniom tępym narzędziem. Odkryto też obrażenia penetrujące, być może od strzał. W niektórych przypadkach obrażenia były powiązane z masowymi pochówkami, co sugeruje zniszczenie całych społeczności. Ludzkie kości do najlepsze i najbardziej wiarygodne dowody na przemoc. W ostatnich latach zaś znacznie zwiększyły się nasze możliwości odróżnienia śmiertelnych obrażeń od złamań kości, które miały miejsce po śmierci, potrafimy też odróżnić przypadkowe zranienia od napaści z bronią, mówi doktor Linda Fibiger z Uniwersytetu w Edynburgu.
      Naukowcy zastanawiają się też, dlaczego przemoc stała się tak powszechna w tym czasie. Ich zdaniem, najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest zmiana stosunków ekonomicznych. Wraz z rolnictwem pojawiły się nierówności i ci, którym wiodło się gorzej zaczęli organizować napaści i dochodziło do zbiorowej przemocy, co było alternatywną strategią na odniesienie sukcesu, dodaje doktor Martin Smith z Bournemouth University.
      Badania zostały opisane w artykule Conflict, violence, and warfare among early farmers in Northwestern Europe.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Gdy przed 10 000 lat ludzkość zajęła się rolnictwem, doprowadziło to nie tylko do olbrzymich zmian społecznych czy politycznych. Zajmowanie pod uprawę coraz większych areałów, pojawienie się w końcu rolnictwa na skalę przemysłową doprowadziło też do zmiany składu atmosfery. Jeśli więc istnieją planety, których mieszkańcy również prowadzą rozwiniętą gospodarkę rolną, to ich atmosfery odczuły skutki takiej działalności. Istnieją w nich sygnatury, które powinien zauważyć Teleskop Webba (JWST).
      Ziemia pokryta jest olbrzymią mozaiką pól uprawnych, doszło do zmiany sposobu odbijania światła przez szatę roślinną ziemi, a pola uprawne – szczególnie z upraw przemysłowych – emitują do atmosfery różnego typu związki chemiczne. Zdaniem grupy astronomów, zmiany takie muszą być widoczne z przestrzeni kosmicznej. I podobne sygnatury są generowane na wszystkich egzoplanetach, gdzie istnieje rozwinięte rolnictwo. W przyszłych badaniach sygnatur cywilizacji technicznych, warto rozważyć możliwość istnienia sygnatur z „egzofarm”, uważa Jacob Haqq-Misra i jego koledzy Blue Marble Space Institute of Science w Seattle.
      Jedną z cech charakterystycznych rolnictwa jest nawożenie pól. Dzięki temu rośliny mają lepszy dostęp do azotu, jednego z podstawowych składowych życia. Podczas produkcji nawozów sztucznych używa się olbrzymich ilości amoniaku. Część z tego amoniaku ucieka do atmosfery. Utrzymuje się w niej jednak zaledwie przed kilka dni. Wykrycie więc amoniaku w atmosferze planety może oznaczać, że jest on tam ciągle dostarczany, a jego źródłem może być rolnictwo.
      Jednak sam amoniak to nie wszystko. Wykorzystywanie amoniaku wiąże się też z pojawieniem się tlenku diazotu (N2O), gazu cieplarnianego utrzymującego się w atmosferze przez ponad 100 lat. Jakby jeszcze tego było mało, rolnictwo jest też wielkim źródłem emisji metanu. Zatem astronomowie, którzy za pomocą JWST będą szukali śladów życia pozaziemskiego, mogą rozejrzeć się za sygnaturami wszystkich trzech związków. A zakres swoich badań mogą znacznie zawęzić, gdyż sygnatury świadczące o istnieniu egzofarm mogą pojawić się tylko na planetach, na których przebiega proces fotosyntezy, zatem w atmosferach takich planet powinny być też widoczne sygnatury H2O, O2 i CO2, mówi Haqq-Misra.
      Z naszych wyliczeń wynika, że jednoczesne wykrycie NH2 i N2O w atmosferze zawierającej H2O, O2 i CO2 może być sygnaturą istnienia dużego areału uprawnego, stwierdzają autorzy badań. I dodają, że Teleskop Webba powinien być w stanie wykryć amoniak występujący w ilości 5 części na milion w atmosferze planety krążącej wokół pobliskiego czerwonego karła, jeśli znajduje się w niej również sporo wodoru. Obecnie stężenie amoniaku w atmosferze Ziemi wynosi około 10 części na milion.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Usuwając kamienie, które rokrocznie uszkadzały maszyny podczas prac polowych, rolnik z powiatu sulęcińskiego w województwie lubuskim odsłonił wyroby z brązu, najprawdopodobniej kultury unietyckiej. Prace wstrzymano, a teren zabezpieczono. Następnego dnia (28 lipca) o odkryciu został powiadomiony Lubuski Wojewódzki Konserwator Zabytków.
      W tracie przeprowadzonych niezwłocznie oględzin stwierdzono, że artefakty zalegają tuż pod warstwą orną, co tłumaczy, czemu nie zostały uszkodzone podczas wcześniejszych prac.
      Kolejnym etapem będą badania archeologiczne stanowiska. Jak podkreślił na profilu urzędu na Facebooku Norbert Burzyński, inspektor ds. dziedzictwa kulturowego, wstępnie depozyt składający się z trzech bereł sztyletowych, trzech sztyletów brązowych, siekierki, dłuta i toporka można uznać za wyroby kultury unietyckiej (2300 p.n.e.-1600 p.n.e.). Występowanie więcej niż jednego berła i sztyletu jest niezwykle rzadkie i stanowi o dużej wartości odkrycia dla dziedzictwa kulturowego.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Do 2050 roku rolnictwo będzie musiało zaspokoić potrzeby żywieniowe niemalże 10 mld ludzi. Biorąc pod uwagę dewastację gruntów rolnych i światowe niedobory wody jednym z rozwiązań wydają się być takie trendy jak zero waste czy alternatywne źródła białka, które pozwolą odpowiedzieć na rosnące zapotrzebowanie bez niszczenia środowiska naturalnego. Filozofia „zero waste”  mocno wpisuje się̨ w naszą codzienność, jednak czy kojarzymy to sformułowanie z rolnictwem? Niestety nie, a szkoda.
      Wbrew powszechnym twierdzeniom, rolnictwo w bardzo wielu zakresach jest zero waste – tłumaczy prof. UPP dr hab. Zuzanna Sawinska z Katedry Agronomii, Wydział Rolnictwa. Ogrodnictwa i Bioinżynierii UPP. Od zarania swych dziejów wykorzystuje w produkcji z dużym powodzeniem np. obornik, czyli odpad z produkcji zwierzęcej. W  kolejnych latach do zastosowania w uprawach wprowadzane były komposty, nawozy zielone, pofermenty z biogazowni czy w ostatnim czasie osady ściekowe jako nawóz – wymienia badaczka. Ale to nie koniec możliwości wykorzystania „odpadów” w produkcji roślinnej.
      Coraz częściej słyszymy o owadach jako bardzo dobrym źródle białka w żywieniu zwierząt a także ludzi. A co będzie się działo z tym co owady zjedzą i wydalą? Otóż, powstaje z tego naturalny nawóz, który może znaleźć swoje zastosowanie w rolnictwie, ogrodnictwie czy w uprawach hobbystycznych. W jaki sposób, w jakich dawkach, w jakich roślinach i czy w ogóle taki nawóz będzie mógł znaleźć zastosowanie ocenia prof. UPP dr hab. Zuzanna Sawinska z zespołem swoich współpracowników z Katedry Agronomii w ramach prowadzonego dla HiProMine projektu badawczego „Opracowanie technologii wytwarzania nawozu organicznego (w postaci peletu/granulatu) na bazie odchodów Hermetia illucens i zbadanie jego oddziaływania na wybrane rośliny”.
      Pierwsze wyniki badań są bardzo obiecujące, wskazują że istnieje możliwość zastosowania nawozu z odchodów Hermetia illucens zarówno w uprawie jęczmienia ozimego, życicy trwałej jak i sałaty czy bazylii – wyjaśnia prof. UPP dr hab. Z. Sawinska. Aktualnie testujemy różne dawki tego nawozu, sposoby stosowania, będziemy także sprawdzać jak radzą sobie oceniane w badaniach rośliny w warunkach stresu suszy w przypadku zastosowania tego nawozu, oczywiście w porównaniu z kombinacjami w których nawóz na bazie odchodów Hermetia illucens nie był stosowany. Jeszcze wiele ciekawych obserwacji przed nami - dodaje Prof. UPP dr hab. Zuzanna Sawinska.
      Badania realizowane są jako podwykonawstwo w ramach badań przemysłowych i rozwojowych w projekcie HiProMine S.A. „Opracowanie technologii wytwarzania nawozu organicznego (w postaci peletu/granulatu) na bazie odchodów Hermetia illucens i zbadanie jego oddziaływania na wybrane rośliny” - działanie 1.1 „Projekty B+R przedsiębiorstw”, Poddziałanie 1.1.1 „Badania przemysłowe i prace rozwojowe realizowane przez przedsiębiorstwa” Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Dotychczas wiedzieliśmy o czterech miejscach udomowienia roślin przez człowieka u zarania rolnictwa. Ryż udomowiono w Chinach, zboża i rośliny strączkowe na Bliskim Wschodzie, kukurydzę, kabaczki i fasolę w Mezoameryce, a ziemniaki i quinoę w Andach. Teraz okazało się, że jest i piąte takie miejsce. Ludzie zamieszkujący południowo-zachodnią Amazonię już we wczesnym holocenie, ponad 10 000 lat temu, hodowali tam maniok, kabaczki oraz inne rośliny jadalne.
      Przeprowadzone przez nas badania dowodzą, że Llanos de Moxos było centrum wczesnej uprawy roślin. Ludzie zaraz po przybyciu do Amazonii zmieniali tamtejszy krajobraz, co miało głęboki wpływ na różnorodność habitatu i zachowanie tamtejszych gatunków, czytamy w Nature.
      Nie pierwszy raz piszemy o Llanos de Moxos. Już w ubiegłym roku informowaliśmy, że region ten został zamieszkany tysiące lat wcześniej, niż dotychczas sądzono, a 1500 lat temu powstawały tam monumentalne konstrukcje oraz liczne stawy hodowlane.
      Llanos de Moxos to sawanny o powierzchni ponad 126 000 kilometrów kwadratowych, znajdujący się w Departamencie Beni w północno-wschodniej Boliwii. Przeprowadziliśmy mapowanie dużych regionów leśnych wysp. Wysunęliśmy hipotezę, że ich regularny kształt świadczy o tym, iż zostały ukształtowane przez człowieka, mówi Jose Capriles z Pennsylvania State University.
      Jednak, jak informuje główny autor badań, Umberto Lombardo z Uniwersytetu w Bernie większość okrągłych leśnych wysp ma sztuczne pochodzenie, a te o nieregularnym kształcie mają pochodzenie naturalne. Ale nie widać tutaj regularnego wzorca.
      Badacze naliczyli ponad 4700 sztucznych leśnych wysp na Llanos de Moxos. Uczeni zbadali około 30 i stwierdzili, że wiele z nich mogło być miejscami uprawy. W Amazonii bardzo trudno jest zdobyć dowody na udomowienie roślin, gdyż tamtejszy klimat niszczy większość materii organicznej. Nie ma tam też kamieni, gdyż to równina aluwialna, trudno tam znaleźć dowody na obecność wczesnych łowców-zbieraczy, dodaje Capriles.
      Uczeni analizowali więc fitolity, krzemionkowe twory powstające w komórkach roślinnych. Kształt fitolitów zależy od rośliny, w której powstały, więc archeolodzy mogli na tej podstawie określić, co było uprawiane w leśnych wyspach. Uczeni znaleźli dowody na uprawę manioku i juki sprzed 10 350 lat, kabaczków sprzed 10 250 lat oraz kukurydzy sprzed 6850 lat. Rośliny te, wraz z batatami i orzechami stanowiły podstawę diety tamtejszych mieszkańców. Dietę uzupełniali oni rybami i dużymi roślinożercami.
      Wszystko wskazuje na to, że już pierwsi ludzie, którzy dotarli do Llanos de Moxos nie byli po prostu łowcami-zbieraczami, ale mieli bardziej zróżnicowaną gospodarkę.

      « powrót do artykułu
  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...