Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Religijność człowieka nie jest monolitem. Można w niej wyróżnić kilka elementów. Joanna Maselko z Temple University postanowiła sprawdzić, czy któryś z nich – uczestnictwo w życiu zgromadzenia, dobrostan religijny lub dobrostan egzystencjalny – zmniejszają ryzyko depresji (Psychological Medicine).

O ile wiadomo, na czym może polegać uczestnictwo w jakimś ruchu religijnym, o tyle psycholodzy musieli doprecyzować, czym są pozostałe dwie składowe. Dobrostan religijny to jakość związku z istotą wyższą, a dobrostan egzystencjalny – poczucie znaczenia i celu życia.

Zespół porównał każdą z dziedzin religijności z ryzykiem depresji. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się, że osoby osiągające najwyższe wyniki w dobrostanie religijnym zapadały na depresję o 1,5% częściej od ludzi o słabym poczuciu związku z istotą wyższą. Wg Maselko, jednostki z depresją mają tendencję do wykorzystywania religii jako mechanizmu radzenia sobie z problemami. Zaczynają się wtedy więcej modlić i nawiązują bliższy kontakt z Bogiem.

Osoby, które uczestniczyły w zbiorowych obrzędach, o 30% rzadziej chorowały na depresję. Takie zachowanie dawało im bowiem możliwość obcowania z innymi, zadzierzgania i podtrzymywania więzi. U ludzi z silnym poczuciem sensu życia depresję diagnozowano o 70% rzadziej niż u tych, którym go brakowało. Ci pierwsi znają swoje miejsce na Ziemi i są bardzo skoncentrowani emocjonalnie, co stanowi dobrą bazę.

Choć nie da się uchylić od konieczności rozstrzygnięcia dylematu z rodzaju jajka i kury (co pojawia się pierwsze: depresja czy pewne formy religijności), nie da się zaprzeczyć, że obcowanie z innymi wyznawcami i życiowy spirytyzm oddalają widmo depresji skuteczniej od samodzielnego podtrzymywania więzi z istotą wyższą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cóż, jak dla mnie ateiści mają ciężej w życiu. Ja zawsze mogę się pomodlić i wierzę, że ktoś mnie wysłucha. A czasem lubię też i pójść do kościoła, właśnie dla zgromadzenia, wspólnej modlitwy, czy choćby dla Ewangelii, bo w domu rzadko sięgam po Pismo Święte.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale z drugiej strony ateista nie musi martwić się, że nie może czegoś zrobić wyłącznie dlatego, że ksiądz mu tego zabrania lub każe robić inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osoby, które uczestniczyły w zbiorowych obrzędach, o 30% rzadziej chorowały na depresję. Takie zachowanie dawało im bowiem możliwość obcowania z innymi, zadzierzgania i podtrzymywania więzi. U ludzi z silnym poczuciem sensu życia depresję diagnozowano o 70% rzadziej niż u tych, którym go brakowało

 

wydaje mi się, że dowodzi to jedynie temu, że człowiek jest "zwierzęciem" stadnym. albo raczej: 70% ludzi wierzy w to stwierdzenie, potem uznaje to za prawdę, a następnie żyje dążąc do zachowania takiego stanu rzeczy i jeśli wszystko idzie dobrze to udaje mu się czerpać z tego zdrowie psychiczne.

 

w tym badaniu jasno podkreślono, że "osoby osiągające najwyższe wyniki w dobrostanie religijnym zapadały na depresję o 1,5% częściej od ludzi o słabym poczuciu związku z istotą wyższą"

 

wniosek z tego taki, że te 70% ludzi odnalazło sens życia w zgromadzaniu się na obrzędach religijnych a nie w przekonaniu o istocie wyższej/bogu/kosmicznej świadomości/tao etc. tych ludzi można bezsprzecznie porównać do maniaków muzyki techno, którzy odnajdują sens życia w wyjazdach na love parade czy ludzi, którzy jednoczą się w klubie wędkarskim. a więc parafrazując pana Maselko, że "jednostki z depresją mają tendencję do wykorzystywania religii jako mechanizmu radzenia sobie z problemami" twierdzę, że jednostki z depresją mają tendencję do wykorzystywania EFEKTU ZWIERZĘCIA STADNEGO jako mechanizmu radzenia sobie z problemami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale z drugiej strony ateista nie musi martwić się, że nie może czegoś zrobić wyłącznie dlatego, że ksiądz mu tego zabrania lub każe robić inaczej.

To już jest kwestia podejścia. Już kiedyś o tym wspominałem, ja po prostu czuję pewien kontakt z istotą wyższą, nie umiem sobie wyobrazić, że Boga (świadomości pośmiertnej) nie ma. Zaś co się tyczy księży, lubię z nimi dyskutować (oczywiście, jeżeli takowy potrafi to robić, a ostatnio na takich trafiam), nikt nie karze mi niczego robić. Mam gdzieś Watykańskie bajeczki o ekskomunice, beatyfikacjach itd. To śmierdzi i to aż na cały świat - dlatego może ktoś mnie nazwać wyklętym, tudzież niepraktykującym czy jakkolwiek - ja wierzę w Boga, nie w Watykan. I jeżeli ktoś mnie ma czymś ukarać, to tylko Bóg, a nie ksiądz ekskomuniką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość macintosh

I jeżeli ktoś mnie ma czymś ukarać, to tylko Bóg, a nie ksiądz ekskomuniką.

Doradzam odrzucić pojęcie ekskomuniki.

 

Nie podoba mi się pojęcie kary - nawet po śmierci od Boga.

Bo nie wygląda -jakby Bóg chciał dialogu z człowiekiem. Wyklucza dialog.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sumie, to innymi słowy, nie biorę czegoś takiego jak ekskomunika pod uwagę, dla mnie to nie istnieje, ale, że Kościół posługuje się takim pojęciem, dlatego to lekceważę.

Dialog z Bogiem to po prostu modlitwa, nie wiem, ja odczuwam tą więź, kiedy o coś proszę, czy dziękuję. Oczywiście nie jest tak, że padam na kolana i czytam książeczkę - modlitwę traktuję jako rozważania, wewnętrzne rozterki, kiedy podejmuję decyzję, kiedy sobie idę i myślę.

Wiara to bardzo indywidualna rzecz, dlatego narzucanie komukolwiek czegokolwiek związanego z wiarą kończy się porażką - i być może niektórzy z Was przez to się w tym nie odnaleźli. Mi osobiście sakramenty kościelne nie przeszkadzają, a do tego są dobrowolne - stąd ja nie odczuwam ŻADNEGO nacisku ze strony Kościoła na mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sądzę, że każdy musi świadomie zdecydować, czym kierować się w życiu. Tak samo jest z wiarą. Wiara przybiera różne postacie - od wielkiej zorganizowanej instytucji jak kościół katolicki, aż po wiarę intymną, prywatną, nonkonformistyczną. Zdobędę się na odwagę (  :D ) i powiem, że jeszcze do niedawna uważałem się za ateistę, ale w życiu tak się zdarzyło, że natknąłem się na relacje ludzi, którzy przeżyli tzw. "near death experience". Wcześniej coś mi się obijało o uszy i jak większość sceptyków machałem ręką tłumacząc sobie, że to jakieś halucynacje, wywołane czynnikami biochemicznymi lub coś w tym stylu. Dziś już tak nie myślę... Te relacje to był tylko punkt wyjścia moich poszukiwań. Wydaje mi się jednak, że sama wiara nie może wystarczyć człowiekowi ciekawemu świata. Trzeba podejść i "dotknąć", żeby się przekonać, a jeśli twoja wiara opiera się na dogmatach zakazujących Ci tego, to tworzy jedynie barierę przed prawdziwym poznaniem - taka moja opinia. Aha, od razu zaznaczam, iż uważam naukę za najlepsze dostępne człowiekowi narzędzie poznania świata i wszystkie moje poglądy na rzeczywistość oscylują wokół zjawisk wyjaśnialnych za pomocą aparatu nauki, aparatu przecież ciągle rozwijającego się. Zachęcam wszystkich do swoich własnych "śledztw"  :) Nad tablicą w klasie, w której uczyłem się polskiego w liceum widniał napis: "Rzeczywistość bywa ciekawsza od fikcji"...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

jak dla mnie to "doświadczenia istoty wyższej" są tylko nieco bardziej wyrafinowaną formą błądzenia w porównaniu do wiary w niewidzialnych,żydowskich zombie z kosmosu,wiary opartej na powieści pt. Biblia.Rozmowa z jakimś wyimaginowanym przyjacielem(Bogiem lub sumieniem)to rodzaj lekkiego psychicznego skrzywienia(nie wiem czy to schizofrenia,nie znam się na chorobach psychicznych)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość cogito

Cytat: kopalniawiedzy  Dzisiaj o 10:16:06 am

Osoby, które uczestniczyły w zbiorowych obrzędach, o 30% rzadziej chorowały na depresję. Takie zachowanie dawało im bowiem możliwość obcowania z innymi, zadzierzgania i podtrzymywania więzi. U ludzi z silnym poczuciem sensu życia depresję diagnozowano o 70% rzadziej niż u tych, którym go brakowało

 

 

gdzies czytalam ze bog ma pelnic funkce ojca w zyciu.

 

a zgromadzenia- czy tylko religijne porawiaja nastroj? jak pojedziesz na plener malarski albo pojdziesz na kregle to czy to nie daje poczucia wspolnoty?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
zapadały na depresję o 1,5% częściej od ludzi

Albo błąd w tekście albo błąd w badaniach. Wartość 1,5 % jest tak mała że w tego typu badaniach nie ma żadnego znaczenia. Być może chodziło o 1,5 raza- 50 %.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale właśnie o to chodzi! Badanie pokazało, że "dobrostan religijny", jak to elegancko tutaj określono, nie daje znaczącej poprawy samopoczucia. Dirtymesucker nieźle to wyjaśnił i ja się pod jego postem podpisuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

[...]nie umiem sobie wyobrazić, że Boga (świadomości pośmiertnej) nie ma.

 

Wg. Ciebie Bóg to jest świadomość pośmiertna? Zaiste, ciekawe...

 

Ja uważam się za ateistę z lekkimi ciągotami do agnostycyzmu (ale takimi lekkimi :D) i to jak KK przedstawia Boga i religię chrześcijańską to dla mnie po prostu śmiech na sali. Dla przykładu: Bóg stworzył wszechświat, Ziemię, ludzi, "dał" nam tą ziemię we władanie i wszsytko co na tej Ziemi jest abyśmy z tego korzystali, dał nam wolną wolę żebyśmy sami mogli za siebie decydować itp. Jednakże dał nam pewne ograniczenia w postaci dekalogu (który zresztą wcale boskim prawem nie jest) i innych reguł, które wg. KK wynikają z Pisma Świętego. Jeśli złamiemy którykolwiek z tych zakazów to wylądujemy w piekle, będziemy cierpieć wieczne katusze, nasza dusza będzie udręczona, nigdy nie zaznamy spokoju itp. ale.... ale Bóg nas kocha! Robi to wszystko dla nas, dla naszego dobra...

 

No naprawdę, czy ludzie są aż tak leniwi, że nie chce im się nawet logicznie pomyśleć nad tym co im KK wciska (i inne religie zreszta też)? Robia z Boga istotę, która normalnie byłaby przez psychologa uznana za conajmniej niezrównoważoną. Gdzieś zresztą czytałem taki profil stworzony przez kilku psychologów i/lub psychiatrów z jUeSAj, ciekawa lektura to była, szkoda że już tego nie mam :/ IMO najlepszym i najprawdziwszym bogiem dla człowieka jest jego własne sumienie, które go zarówno karze jak i nagradza i nie potrzebny jest żaden sędzia który będzie oceniał nasze życie, bo to my sami umierając będziemy albo płakać że je tak zmarnowaliśmy albo odejdziemy z godnością i poczuciem spełnienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Beznadziejna argumentacja, Antyszwedzie. To nie ateista wprowadza ideę, że Boga nie ma, tylko wierzący próbowali wciskać innym wersję przeciwną. To oni jako pierwsi nie spełnili tego podstawowego wymagania, by wykazać w jakiś sposób, że mają rację.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wcale nie beznadziejna,skąd wiesz że nie ma krasnoludków?upraszczasz mówiąc że to niepoprawne logicznie i by coś obalać najpierw musi to mieć dowody,bo inaczej takie obalanie jest niepraktyczne i absurdalne-ale co z tego że obalanie istnienia czegoś czego nie zaobserwowano naukowo jest absurdalne,nie zmienia to faktu że nie obalisz istnienia tego czegoś. a na jeszcze ogólniejszy poziom zwątpienia sprowadza człowieka próba dowodzenia że nie żyjemy w Matrixie, udowodni ktoś że nie??? były próby odpowiedzi-niby że możemy być pewni przynajmniej tego że myślimy-słynne myślę więc jestem(tylko skąd pewność że nasze rozumowanie i język którym wysnuliśmy taki wniosek jest poprawne i rzeczywistość nie jest inna,jakkolwiek by to absurdalnie dla nas brzmiało)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aby o czymś mówić lub spierać się o to czy coś jest czy czegoś nie ma potrzebna jest na początku hipotetyczna wersja obrazu tego czegoś. to tak jakbym powiedział, że dowiodłem istnienia ciamporumbaków. jaka jest twoja reakcja? chyba nie powiesz, że mi nie wierzysz i nie wiesz czym one są? ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Antyszwedzie... powtarzam: to nie ja mam coś tutaj do udowodnienia, bo ja tylko upieram się przy stanie wyjściowym: coś nie istnieje. Jeżeli Ty próbujesz mnie przekonać, że coś istnieje, to obowiązek udowodnienia prawdziwości tej tezy leży po Twojej stronie. To zupełnie tak samo, jakbym mówił Tobie, że wziąłeś się z kapusty, bo nie potrafisz udowodnić, że tak nie było. A więc bezczelnie mnie okłamujesz, twierdząc, że urodziłeś się z ciała własnej mamy! :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Próba udowodnienia że Bóg istnieje (bądź nie) jest z góry skazana na klęskę. Zauważmy, że mówimy o wierze. Jeśli będę wiedział że Bóg istnieje, to już nie muszę wierzyć - bo to wiem. Wierzyć można tylko w to, co nie udowodnione - Boga, to że ktoś zachowa się wobec nas uczciwie..

Proponuję też ciekawy eksperyment myślowy - załóżmy, że istnieje wszechmocny Bóg. Proszę udowodnić, że nie stworzył on świata 5 minut temu - wraz z zapisami pamięciowymi wszystkich ludzi na świecie, skamieniałościami itp.itd. ;D

Jak ktoś chce, niech wierzy, jak nie to nie - i tyle :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ach, kocham te filozoficzne gadki o niczym. W sposób dostatecznie wiarygodny dla mnie udowadnia fakty klasyczna metoda naukowa, o której mówiłem tysiące razy. Ponieważ i tak nie mam wpływu na to, że mogę być zawieszony w matriksie, wystarczy dla mnie zgodność oficjalnej wersji rzeczywistości z tym, co dostrzegam własnymi zmysłami i pojmuję własnym umysłem. Bóg jako istota nadprzyrodzona nie mieści się w tej definicji. Z kolei Ty nie potrafisz mi udowodnić, że poza tym, co dostrzegamy, jest coś jeszcze. A powinieneś, bo to Ty wprowadzasz nową ideę "faktów niematerialnych". Koło się zamyka.

 

Czy naprawdę istnieje jakikolwiek sens rozwlekania się nad tym, czego i tak nie możemy dotknąć, o ile to coś w ogóle istnieje? Moim zdaniem nie, bo i tak tego nie dotkniemy, a z naszego gadania nic konkretnego nie wyniknie. Tymczasem rzeczywistość, której doświadczamy codziennie, stawia przed nami dostatecznie wiele wyzwań, by zająć się w pierwszym rzędzie nimi. Jak już nasz świat będzie czysty i idealny, wtedy będzie czas na filozofowanie o tym, czy dotykamy, czy tylko czujemy, że dotykamy.

 

Inna sprawa, że to, co Ty teraz robisz, to jedynie odwracanie kota ogonem, a nie dowód na istnienie Boga. A ja przypominam, że to Twoim zdaniem jest przekonanie niedowiarków, że wprowadzane przez Ciebie pojęcie jest słuszne i ma pokrycie w rzeczywistości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Heh, Antyszwed, dobrze wiesz, że to prowadzi do bezowocnej dyskusji i najprościej, wręcz dziecinnie mogę Ci zadać kontrę żebyś to Ty właśnie udowodnił, że ów Bóg istnieje. Sądzę że będzie pat. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Mam gdzieś Watykańskie bajeczki o ekskomunice, beatyfikacjach itd. To śmierdzi i to aż na cały świat - dlatego może ktoś mnie nazwać wyklętym, tudzież niepraktykującym czy jakkolwiek - ja wierzę w Boga, nie w Watykan. I jeżeli ktoś mnie ma czymś ukarać, to tylko Bóg, a nie ksiądz ekskomuniką.

Czyli należysz do ludzi, którzy wierzą, ale nie liczą się z Kościołem. Jednak:

A czasem lubię też i pójść do kościoła, właśnie dla zgromadzenia, wspólnej modlitwy, czy choćby dla Ewangelii, bo w domu rzadko sięgam po Pismo Święte.

Czyli chodzisz do Kościoła. Tak Ci przeszkadza ekskomunika, a sprawdziłeś, czy nie ma ona czasem podstaw w Piśmie Świętym? A sprawdziłeś czy w Piśmie Świętym pisze, żeby budować kośioły, w których będzie sie odprawiało msze i że trzeba do nich chodzic, rzekomo na "spotkanie z Bogiem" (przecież do Boga mogę się pomodlić w każdej chwili, podobno jest On wszędzie). Pismo Święte znasz tylko z kościoła, czyli wybiórczo. Lepiej sam je przeczytaj.

Mi osobiście sakramenty kościelne nie przeszkadzają, a do tego są dobrowolne - stąd ja nie odczuwam ŻADNEGO nacisku ze strony Kościoła na mnie.

Sakrament chrztu nie jest dobrowolny, bo w tej kwestii to rodzic decyduje za Ciebie. A ekskomuniki też za nic nie dostajesz. Czujesz jakiś nacisk?

Rozmowa z jakimś wyimaginowanym przyjacielem(Bogiem lub sumieniem)to rodzaj lekkiego psychicznego skrzywienia(nie wiem czy to schizofrenia,nie znam się na chorobach psychicznych)

Ludzie od zawsze poszukiwali istoty wyższej, Boga, sensu życia. Chcieli wierzyć, że to wszystko jest po coś, że ktoś na nich patrzy, że mogą się do tego kogoś zwrócić. Można powiedzieć, że to naturalne.

Dla przykładu: Bóg stworzył wszechświat, Ziemię, ludzi, "dał" nam tą ziemię we władanie i wszsytko co na tej Ziemi jest abyśmy z tego korzystali, dał nam wolną wolę żebyśmy sami mogli za siebie decydować itp. Jednakże dał nam pewne ograniczenia w postaci dekalogu (który zresztą wcale boskim prawem nie jest) i innych reguł, które wg. KK wynikają z Pisma Świętego. Jeśli złamiemy którykolwiek z tych zakazów to wylądujemy w piekle, będziemy cierpieć wieczne katusze, nasza dusza będzie udręczona, nigdy nie zaznamy spokoju itp. ale.... ale Bóg nas kocha! Robi to wszystko dla nas, dla naszego dobra...

A gdzie widzisz sprzeczność w sprawie wolnej woli? Przecież na tym to właśnie polega, że robisz co chcesz, znasz dobro i zło, masz możliwość wybrania między nimi. Nie kłóci się to z karami za złe czyny. Wytłumacz mi, o co Ci chodzi z tym boskim prawem. Co do piekła - wg niektórych nie ma o nim nic w PŚ, więc zostało wyimaginowane (jako straszak na ludzi?). Ale nie wiem, nie znam dobrze PŚ. Jak znaczna większość ludzi zresztą.

No naprawdę, czy ludzie są aż tak leniwi, że nie chce im się nawet logicznie pomyśleć nad tym co im KK wciska (i inne religie zreszta też)?

A skąd wiesz, że wciska? Żeby wydać racjonalny osąd, trzeba IMHO: zapoznać się z całą treścią Pisma Świętego (od deski do deski i tak, żeby zrozumieć), przestudiować całą historię Kościoła, tego, jak się rozwijał, jakie decyzje podejmował i dlaczego, dlaczego takie a nie inne dogmaty itp itd, oraz oczywiście argumenty za i przeciw (czyli co ma Kościół do powiedzenia, Katolicy - ale nie motłoch tylko Ci, co naprawdę swą religię znają, agnostycy, ateiści, różne teksty przeciw Kościołowi). Inaczej to można pleść bzdury (jako ktoś, kto przeczytał tylko parę tekstów wytykających coś Kościołowi) lub zamilknąć podczas dyskusji z braku argumentów (jako Katolik, który g.... wie nt. swojej religii).

bo to my sami umierając będziemy albo płakać że je tak zmarnowaliśmy albo odejdziemy z godnością i poczuciem spełnienia.

Problem w tym, że nigdy nie możesz być na 100% pewien, że po śmierci Twoje "ja" przestanie bezpowrotnie istnieć, że po prostu znikasz.

więc by Cię odwieść od ateizmu i przywieźć ku jedynie słusznemu agnostycyzmowi zapytam o to jak udowodnisz że Boga nie ma?albo że nie ma potwora spaghetti?

Sam widzisz, jakie to bzdrune pytania i nie powinno się ich zadawać. Ubzdurać sobie można wszystko, a potem żądać od kogoś, by udowodnił nieistnienie tego czegoś... Mimo wszystko kwestia istnienia Boga to dla mnie szczególny przypadek. Wiara nadaje sens istnienia. A po co komu potwór spaghetti... I tu prośba do ateistów: nie zadawajcie pytania "udowodnij, że Bóg istnieje". Przecież wiara polega na wierzeniu, a nie na poszukiwaniu dowodów. Jeśli ma się dowody na istnienie czegoś, to nie jest to już wiarą. Wtedy już nie "wierzymy", ale "wiemy".

To oni jako pierwsi nie spełnili tego podstawowego wymagania, by wykazać w jakiś sposób, że mają rację.

No jeśli patrzysz na wszystko w sposób naukowy, to sobie możesz mówić o "podstawowych wymaganiach". Wiary z nauką się nie miesza...

wcale nie beznadziejna,skąd wiesz że nie ma krasnoludków?

Oczywiście, że jest bzdurna. Odwracasz właściwą kolej rzeczy. Jeśli pan X postuluje istnienie krasnoludków, to należy od niego wymagać, by udowodnił ich istnienie, a nie od pana Y by udowodnił ich nieistnienie. Rozumiem, że jeśli pan Y nie udowodni ich nieistnienia, to mamy uznać tezę pana X za prawdziwą?

a na jeszcze ogólniejszy poziom zwątpienia sprowadza człowieka próba dowodzenia że nie żyjemy w Matrixie, udowodni ktoś że nie???

Nikt, bo to też nie ma sensu... Odwrotnie, należy udowodnić, że żyjemy w Matriksie!

Próba udowodnienia że Bóg istnieje (bądź nie) jest z góry skazana na klęskę. Zauważmy, że mówimy o wierze. Jeśli będę wiedział że Bóg istnieje, to już nie muszę wierzyć - bo to wiem. Wierzyć można tylko w to, co nie udowodnione - Boga, to że ktoś zachowa się wobec nas uczciwie..

Cieszę się, że przynajmniej Ty to rozumiesz...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wg. Ciebie Bóg to jest świadomość pośmiertna? Zaiste, ciekawe...

Nie, świadomość pośmiertna to to, czego oczekuje, jeżeli Bóg istnieje - stąd wierze w świadomość pośmiertną.

Jeśli złamiemy którykolwiek z tych zakazów to wylądujemy w piekle, będziemy cierpieć wieczne katusze, nasza dusza będzie udręczona, nigdy nie zaznamy spokoju itp. ale.... ale Bóg nas kocha! Robi to wszystko dla nas, dla naszego dobra...

Czyli nie zrozumiałeś/nie znasz Pisma Świętego. Słyszałeś, że Jezus oddał swoje życie za całą ludzkość? Tu już nie chodzi o kwestie, czy Jezus istniał, czy nie, lecz, że Bóg jest w stanie odkupić najgorszego śmiecia i łajdaka. Więc posługując się językiem kościoła, zbawienie na Ciebie czeka, ale samo do Ciebie nie przyjdzie.

nie potrzebny jest żaden sędzia który będzie oceniał nasze życie

A jednak człowiek jest przez kogoś oceniany na każdym kroku. Skoro Twoje sumienie jest takie samowystarczalne, to po co pracujesz/uczysz się? Po co czekasz na pensję (nagrodę)? Nie jest potrzebny, bo Tobie jest tak wygodniej. Szkoda, że mordercy, gwałciciele i inni podobni nie karzą się sami w imię własnego sumienia.

Rozmowa z jakimś wyimaginowanym przyjacielem(Bogiem lub sumieniem)to rodzaj lekkiego psychicznego skrzywienia(nie wiem czy to schizofrenia,nie znam się na chorobach psychicznych)

Albo kwestia wiary. Jak mówiłem, ateista może kiedyś zostać sam, na prawdę sam.

Beznadziejna argumentacja, Antyszwedzie. To nie ateista wprowadza ideę, że Boga nie ma, tylko wierzący próbowali wciskać innym wersję przeciwną. To oni jako pierwsi nie spełnili tego podstawowego wymagania, by wykazać w jakiś sposób, że mają rację.

Masz rację. Aczkolwiek nikt nie ma obowiązku dowodzenia Boga, na tym polega wiara. A pewności, że Boga nie ma nikt nie osiągnie, nawet urodzony ateista.

Czyli chodzisz do Kościoła. Tak Ci przeszkadza ekskomunika, a sprawdziłeś, czy nie ma ona czasem podstaw w Piśmie Świętym? A sprawdziłeś czy w Piśmie Świętym pisze, żeby budować kośioły, w których będzie sie odprawiało msze i że trzeba do nich chodzic, rzekomo na "spotkanie z Bogiem" (przecież do Boga mogę się pomodlić w każdej chwili, podobno jest On wszędzie). Pismo Święte znasz tylko z kościoła, czyli wybiórczo. Lepiej sam je przeczytaj.

Oczywiście, że w Kościele przedstawiany jest pewien kanon czytań. Sprawa jest prosta (myślę, że prostsza, niż Ci się wydaje). Pismo Święte ma funkcję edukacyjną, paraboliczną - stąd pozostawia ogromne pole interpretacji. Są to mity, których nie można traktować jako postulaty prawne - jedynie wskazówki do życia. Stąd nie interesuje mnie, czy ekskomunika pochodzi z Pisma Świętego, czy z salonów Watykanu - moim zdaniem nie można kogoś wykluczyć (choćby z interpretacji testamentu Jezusa) z wiary, i nie zgadzam się z tym. Nie znam Pisma wybiórczo, aczkolwiek, nie mam zamiaru wyciągać z niego argumentów, aby zagiąć Ciebie (a Ty tak postąpiłeś). To nie jest kodeks prawny, aby szukać w nim kruczków, pełny paradoksów.

Czyli należysz do ludzi, którzy wierzą, ale nie liczą się z Kościołem.

Ja bym tak tego nie ujął. Liczę się z Kościołem, ale nie czuje z Jego strony żadnego nacisku.

Sakrament chrztu nie jest dobrowolny, bo w tej kwestii to rodzic decyduje za Ciebie. A ekskomuniki też za nic nie dostajesz. Czujesz jakiś nacisk?

Właśnie nie. To, że otrzymałeś Sakrament Chrztu na prawdę w niczym Ci nie przeszkadza. Jeżeli jest to dla Ciebie ból, istnieje taki biurokratyczny wymysł, jak apostazja - a symbolika chrztu raczej jest nieważna dla kogoś, kto wypisuje się z Kościoła?

Ludzie od zawsze poszukiwali istoty wyższej, Boga, sensu życia. Chcieli wierzyć, że to wszystko jest po coś, że ktoś na nich patrzy, że mogą się do tego kogoś zwrócić. Można powiedzieć, że to naturalne.

I mieli i mają takie prawo. Nie można poddawać się modzie ateizmu, jakby był elementem ewolucji, oświecenie ludzkości.

Problem w tym, że nigdy nie możesz być na 100% pewien, że po śmierci Twoje "ja" przestanie bezpowrotnie istnieć, że po prostu znikasz.

Czyli, nie jesteś pewien, że Bóg nie istnieje.

Cieszę się, że przynajmniej Ty to rozumiesz...

Myślę, że znajdą się jeszcze miliony innych ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Depresja uważana jest za bardzo groźną chorobę, która może dotknąć każdego pacjenta, bez względu na płeć, stan zdrowia, status społeczny oraz wiek. Na depresję mogą cierpieć zarówno dzieci, jak i dorośli, a jej natężenie może osiągać różny stopień. Szacuje się, że obecnie w Polsce z depresją może zmagać się nawet około półtora miliona ludzi. Specjaliści zgodnie twierdzą, że liczba ta w nadchodzących latach będzie wzrastać. Uznaje się, że w ciągu najbliższej dekady depresja zostanie najczęściej występującą chorobą na świecie. Warto więc dowiedzieć się nieco więcej na jej temat.
      Czym jest depresja?
      Depresja wielu osobom kojarzy się jedynie z obezwładniającym poczuciem przygnębienia i smutku. Tymczasem jest to bardzo groźna i zdecydowanie o wiele bardziej złożona choroba. O depresji można mówić w przypadku, kiedy poczucie przygnębienia i pustki wpływa na człowieka w tym stopniu, że uniemożliwia mu normalne funkcjonowanie. Osoby, które borykają się z depresją, często mają trudności z wykonywaniem podstawowych czynności, takich jak spożywanie posiłków, praca czy nauka.
      Niestety, wciąż się zdarza, że poczucie braku chęci do życia oraz apatii jest diagnozowane w nieprawidłowy sposób, co negatywnie wpływa na kondycję psychiczną pacjentów. Specjaliści zgodnie twierdzą, że depresja to jedna z najbardziej podstępnych i najgroźniejszych chorób XXI wieku – w żadnym wypadku nie można jej bagatelizować. Osoby, które zauważyły u siebie bądź u kogoś bliskiego jakiekolwiek oznaki depresji, bądź też podejrzewają występowanie jej objawów, niezwłocznie powinny skontaktować się ze specjalistą. Pacjenci walczący z depresją potrzebują bezwzględnego wsparcia – pod żadnym pozorem nie mogą być pozostawieni samym sobie, ponieważ może skończyć się to tragedią. Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że depresja dwukrotnie częściej dotyka kobiety. Na szczęście jest to choroba, która przy odpowiedniej diagnozie i leczeniu może minąć, co skutkuje poprawą samopoczucia chorego oraz znacznie podnosi komfort jego codziennego funkcjonowania. Przeczytaj więcej o depresji na e-recepta.net.
      Depresja – jak często występuje?
      Wyniki aktualne badania wskazują, że depresja może dotyczyć nawet niespełna 20% społeczeństwa. Uznaje się, że blisko co piąty Polak może cierpieć na depresję w różnych stadiach i o różnym nasileniu choroby. Aż 7% chorych cierpi na depresję maskowaną – mowa o niej w przypadku, kiedy depresja rozwija się w cieniu innych schorzeń.
      Jakie są objawy depresji?
      Depresja, która z roku na rok dotyka coraz większą liczbę osób, wciąż jest mylona ze zwyczajnym smutkiem i przygnębieniem, które przecież raz na jakiś czas dotyczą każdego człowieka. Są one bezpośrednio związane z niepowodzeniami oraz trudami, które są nieodłączną częścią życia ludzkiego. To sprawia, że diagnostyka depresji wciąż pozostawia wiele do życzenia. Aby przebiegała jak najsprawniej, specjaliści stosują kryteria rozpoznania choroby. Zalicza się do nich między innymi znaczne obniżenie nastroju, a także utratę zainteresowania codziennymi obowiązkami i życiem. Niestety, depresja to choroba często dająca nieczytelne i niejasne objawy, których nie da się rozpoznać od razu. U niektórych pacjentów narastają one powoli i stopniowo, aż do momentu, kiedy przejmują nad nimi kontrolę.
      Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że depresja to choroba, która dotyka nie tylko ducha, ale i ciała. Dlatego w jej rozpoznaniu można wyróżnić zespół fizycznych objawów charakterystycznych dla tego schorzenia. Pełna diagnostyka opiera się na wyłapaniu nie tylko objawów psychicznych, ale także fizycznych, które im towarzyszą. O depresji można mówić wyłącznie wtedy, kiedy występują w określonej liczbie i są równoległe. Jeśli chodzi o cielesne objawy depresji, to zaliczają się do nich między innymi:
      wahania apetytu, wahania wagi, zaburzenia miesiączkowania, nadmierna senność, spadek libido, bóle głowy i migreny, nadmierne pobudzenie psychoruchowe, poczucie ciągłej chandry, uczucie suchości w gardle. Depresja – czynniki uzupełniające
      O depresji można mówić wyłącznie wtedy, kiedy do cielesnych objawów depresji dołączają objawy towarzyszące. Są to objawy psychotyczne oraz objawy psychiczne. Do pierwszej grupy objawów depresji zaliczyć można utratę zainteresowań, chroniczne zmęczenie, brak uczucia przyjemności z życia, a także złe samopoczucie utrzymujące się przez długi czas i brak humoru.
      Uznaje się, że wystąpienie co najmniej dwóch z powyższych czynników może wskazywać na to, iż pacjent choruje na depresję. Trzeba jednak pamiętać o tym, iż powyższe zaburzenia mogą być spowodowane także innymi schorzeniami, a nawet niedoborami witamin i minerałów.
      Do drugiej grupy podstawowych objawów depresji zaliczyć można czyny samobójcze, myśli samobójcze, poczucie winy, niską samoocenę, negatywne myślenie, zaburzenia snu, urojenia depresyjne, poczucie niskiej wartości, depresyjne zaburzenia osobowości. Także i w tym wypadku u pacjenta muszą wystąpić co najmniej dwa powyższe objawy, aby można było postawić diagnozę.
      Na czym polega leczenie depresji?
      Leczenie depresji specjalista uzależnia głównie od tego, z jakim rodzajem choroby ma do czynienia. Leczeniem depresji z reguły zajmują się specjaliści psychiatrii, bądź też w określonych przypadkach neurolodzy. Bardzo ważne, aby osobie chorej na depresję, a także jej otoczeniu, zapewnić poczucie bezpieczeństwa. Podstawowym zadaniem lekarza jest zapobieganie występowaniu myśli samobójczych oraz w konsekwencji – próbom wdrożenia ich w życie. Zdarza się, że depresja może wymagać hospitalizacji osoby chorej. Podstawowe leczenie depresji podzielić można na psychoterapię oraz leczenie farmakologiczne. Leczenie farmakologiczne opiera się na stosowaniu przez pacjenta przepisanych przez lekarza leków.
      W walce z depresją pomocne mogą okazać się leki przeciwdepresyjne, inhibitory wychwytu serotoniny i noradrenaliny, inhibitory monoaminooksydazy, selektywne inhibitory wychwytu zwrotnego serotoniny, nieselektywne inhibitory wychwytu serotoniny i noradrenaliny. Leki przeciwdepresyjne to specyfiki, które wpływają na stężenie serotoniny i noradrenaliny. Wymierne efekty zauważyć można już po kilku tygodniach terapii.
      Nie wszyscy pacjenci wiedzą, że leki przeciwdepresyjne może przepisać specjalista nie tylko podczas stacjonarnej wizyty. Wygodnym rozwiązaniem może okazać się skorzystanie z konsultacji zdalnej za pośrednictwem internetu. W internecie działają różnego rodzaju portale, na których pacjent może wypełnić specjalny formularz, a także – uzyskać receptę na kontynuację leczenia antydepresantami.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Depresja to choroba podstępna – może zaatakować osobę w każdym wieku i w każdym momencie życia. Czasami każdemu zdarza się gorsze samopoczucie – jednak jeśli uczucie smutku, poczucie ogólnej beznadziei i przygnębienia nie znika, tylko się utrzymuje – możesz mieć do czynienia właśnie z depresją. Chorobą, która dotyka coraz więcej osób na całym świecie. Czym konkretnie jest depresja? Jakie są jej objawy? Gdzie szukać pomocy? Przeczytaj artykuł!
      Pojęcie depresji
      Depresja to coś więcej niż po prostu poczucie smutku. Zdarza się jednak, że właśnie w takim znaczeniu jest nadużywane. To duży błąd, bo w ten sposób zaciemnia się pojęcie depresji i sprawia, że nie jest ona traktowana tak poważnie, jak powinna.
      Depresja to choroba, która oddziałuje na mózg. Osoby, które są nią dotknięte nierzadko opisują ten stan, przyrównując go do znajdowania się w swoistej czarnej dziurze. Niektórzy faktycznie czują wtedy ciągły smutek i przygnębienie, inni natomiast nie czują nic.
      To choroba cywilizacyjna – zgodnie z raportem WHO już teraz depresja jest w czołówce schorzeń, które występują najczęściej. Niestety, ten trend ciągle wzrasta, bo szacuje się, że już w 2030 roku depresja będzie najczęstszą chorobą na świecie.
      Co depresja robi z człowiekiem?
      Objawy depresji nie są czymś, co można zauważyć od razu. Ta choroba pojawia się podstępnie i niepostrzeżenie. Może zacząć się od obniżonego nastroju lub motywacji do działania. Czasami człowiek w ogóle nie czuje smutku, tylko powoli traci zainteresowanie otaczającym go światem. Nie chce spotykać się z przyjaciółmi, przestaje zajmować się swoim hobby i popada w coraz większą apatię.
      Mogą pojawić się też problemy natury fizycznej: bezsenność lub nadmierna senność, ciągłe uczucie zmęczenia, migreny, zbyt duży apetyt lub jego zupełny brak, co wpływa na wahania wagi.
      Z biegiem czasu pojawiają się też coraz bardziej pesymistyczne myśli, coraz bardziej obniża się samoocena, mogą pojawić się myśli samobójcze, a nawet osoba w depresji może podejmować próby samobójcze.
      Depresja - gdzie szukać pomocy?
      To nie jest choroba, z którą można sobie poradzić samodzielnie. Nie wystarczy po prostu się postarać, czy znaleźć sobie hobby, by depresja zniknęła. Tu potrzeba profesjonalnej pomocy. Jeśli czujesz że może Cię dręczyć właśnie depresja, nie wahaj się prosić o pomoc. Jeśli czujesz, że z osobą Ci bliską dzieje się coś złego, nie bagatelizuj tego i też zacznij działać dla jej dobra.
      W leczeniu depresji ogromną rolę odgrywa psychoterapia, która pozwala zmierzyć się ze swoimi problemami, uświadomić je sobie i pracować nad tym, by więcej się nie pojawiały. W depresji jest stosowane też leczenie farmakologiczne, zwłaszcza jeśli choroba uniemożliwia funkcjonowanie na co dzień.
      Jeśli szukasz pomocy w związku z depresją zajrzyj tutaj: https://psychoterapiacotam.pl/ - nie bój się prosić o pomoc. Depresja jest poważną chorobą, profesjonaliści pomogą Ci z niej wyjść.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Osoby, które nieświadomie postrzegają w swoim otoczeniu złożone wzorce – a zatem mają zdolność do bezwarunkowego uczenia się wzorców (implicit pattern learning) – z większym prawdopodobieństwem są osobami silnie wierzącymi, że istnieje istota wyższa, która wzorce te stworzyła, informują neurolodzy z Georgetown University. Przeprowadzili oni pierwsze badania nad wpływem bezwarunkowego uczenia się na wierzenia religijne.
      Uczenie bezwarunkowe to zdobywanie wiedzy niezależnie od świadomych prób i w nieświadomości tego, czego się nauczyliśmy. Jest ono też zwane „milczącą wiedzą”.
      Naukowcy z Georgetown chcieli zbadać, czy bezwarunkowe uczenie się wzorców leży u podstaw wiary, a jeśli tak, to czy zjawisko to jest niezależne od kręgu kulturowego czy wyznawanej religii. Dlatego też przeprowadzili badania wśród dwóch grup religijnych: jednej w USA i drugiej w Afganistanie.
      Istnienie boga lub bogów, którzy interweniują w naszym świecie, by wprowadzić w nim porządek, jest kluczowym elementem wielu religii. Nasze badania nie dotyczą tego, czy Bóg istnieje. To badania mające na celu znalezienie odpowiedzi na pytanie jak i dlaczego nasze mózgi wierzą w bogów. Postawiliśmy hipotezę, że osoby, których mózgi są dobre w podświadomym postrzeganiu wzorców w otoczeniu, mogą przypisywać te wzorce działaniom siły wyższej, mówi jeden z głównych autorów badań, profesor Adam Green, dyrektor Georgetown Laboratory for Relational Cognition.
      Naukowcy zauważyli, że wiele interesujących procesów ma miejsce pomiędzy dzieciństwem a dorosłością. Ich badania sugerują, że jeśli dziecko nieświadomie dostrzega wzorce w otoczeniu, w miarę dorastania jego wiara z większym prawdopodobieństwem będzie coraz silniejsza. Z drugiej strony, jeśli takich wzorców nie dostrzega, to jego wiara prawdopodobnie będzie coraz mniejsza, nawet jeśli wychowuje się w religijnej rodzinie.
      Podczas badań naukowcy wykorzystali znany test sprawdzający zdolność do bezwarunkowego uczenia się wzorców. Uczestnikom testu pokazywano na ekranie sekwencje kropek, które ukazywały się i znikały. Zadaniem badanych było jak najszybsze naciśnięcie przycisku odpowiadającego położeniu kropki. Kropki pojawiały się i znikały szybko, ale niektórzy z uczestników – osoby o największej zdolności do bezwarunkowego uczenia się wzorców – zaczęli po pewnym czasie nieświadomie uczyć się wzorców pojawiania się kropek i naciskali odpowiedni przycisk zanim jeszcze kropka się pojawiła.
      Amerykańska grupa badanych składała się ze 199 osób, głównie chrześcijan, mieszkających w stolicy kraju. Grupa afgańska to mieszkańcy Kabulu. Składała się ona ze 149 muzułmanów. Najbardziej interesującym aspektem badań, zarówno dla mnie jak i dla moich afgańskich kolegów, było spostrzeżenie, że zarówno proces poznawczy jak i jego znaczenie dla religijności, były takie same w obu grupach, mówi współautor badań, Zachery Warren. Mózg, który ma większe predyspozycje do bezwarunkowego uczenia się wzorców może mieć też większe skłonności do wiary w boga, niezależnie od tego, w jakim miejscu na świecie i w jakim kontekście religijnym mieszka dana osoba, dodaje profesor Green.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      To nie depresja, lecz antydepresanty zmniejszają empatię związaną z postrzeganiem bólu u innych ludzi. Główny autor studium, Markus Rütgen, podkreśla, że należy zbadać wpływ zmniejszonej empatii na zachowania społeczne pacjentów.
      Ekipa profesorów Clausa Lamma z Uniwersytetu Wiedeńskiego i Ruperta Lanzenbergera z Wiedeńskiego Uniwersytetu Medycznego zebrała grupę nieprzyjmujących leków chorych z ostrą fazą depresji. Ich reakcje empatyczne na ból innych osób testowano 2-krotnie: podczas ostrej fazy choroby i po 3 miesiącach farmakoterapii, głownie selektywnymi inhibitorami zwrotnego wychwytu serotoniny (SSRI).
      Na obu sesjach pacjenci przechodzili badanie funkcjonalnym rezonansem magnetycznym. Podczas skanowania oglądali nagrania ludzi przechodzących bolesne procedury medyczne. Aktywność mózgu i oceniany subiektywnie poziom empatii porównywano do zdrowej grupy kontrolnej.
      Przed leczeniem pacjenci i grupa kontrolna reagowali w podobny sposób. Po 3 miesiącach terapii pojawiły się jednak znaczące różnice. Dotyczyły one zarówno samooceny empatii, jak i aktywności regionów mózgu powiązanych wcześniej z empatią.
      Wyniki badań interdyscyplinarnego zespołu z Wiednia ukazały się w piśmie Translational Psychiatry.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Aktywując gen ważny dla działania neuronów pobudzających i związany z tzw. dużą depresją (ang. major depression), można sobie poradzić, przynajmniej u samców myszy, z klasycznymi objawami depresji, takimi jak społeczna izolacja czy utrata zainteresowania.
      Naukowcy z Uniwersytetu w Auguście skupili się na korze przedczołowej, która odpowiada za planowanie, osobowość i zachowania społeczne i która odgrywa ważną rolę w patogenezie dużej depresji. Okazało się, że zmniejszenie ekspresji genu (ang. gene knockdown) SIRT1 w neuronach pobudzających przyśrodkowej kory przedczołowej (ang. medial prefrontal cortex, mPFC) wywołało objawy depresyjne u dorosłych samców myszy. Dla odmiany wstrzyknięcie leku (SRT2104), który aktywował SIRT1, do mPFC lub komory bocznej mózgu myszy typu dzikiego likwidowało wywołane stresem symptomy anhedonii (niezdolności do odczuwania przyjemności) itp.
      Pogłębione badania wykazały, że utrata SIRT1 obniża m.in. pobudzającą transmisję synaptyczną komórek piramidowych (komórek Betza) z V warstwy kory mózgowej w okolicy prelimbicznej mPFC.
      Wyładowywanie neuronów pobudzających jest w depresji znacznie ograniczone, przez co komórki nerwowe nie komunikują się, jak powinny. Wygląda to tak, jakby były odłączone - opowiada dr Xin-Yun Lu.
      Trudno ulegać pobudzeniu bez energii, tymczasem okazało się, że knockdown SIRT1 zmniejsza gęstość mitochondriów oraz poziom ekspresji genów związanych z biogenezą mitochondrialną, czyli powstawaniem nowych mitochondriów w mPFC.
      Autorów publikacji z pisma Molecular Psychiatry zaskoczyło, że wybiórcze usunięcie SIRT1 z neuronów pobudzających wywołało objawy depresji u samców, ale nie u samic myszy. Naukowcy podejrzewają, że wiąże się to z międzypłciowymi różnicami w liczbie neuronów i synaps w mPFC. Obecnie Lu sprawdza, czy podobne różnice międzypłciowe dotyczą hipokampa, struktury odpowiedzialnej za pamięć, która u osób z nawracającą depresją jest znacznie mniejsza.
      Farmakolog Lu chce sprawdzić, czy leki niewykorzystywane dotąd w leczeniu depresji działają na SIRT1 tak jak SRT2104.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...