Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Wieloznaczna inskrypcja

Rekomendowane odpowiedzi

Naukowcy pracujący pod przewodnictwem archeologa Francka Goddio znaleźli ostatnio czarę z najstarszą znaną inskrypcją dotyczącą Chrystusa. Uważa się, że naczynie ulepiono między końcem II w. p.n.e. a początkiem I w. n.e.

Gdyby wspomniany Chrystus był Jezusem z Biblii, oznaczałoby to, że we wspomnianym okresie chrześcijaństwo i wyznania pogańskie mocno się mieszały. Na misie, z wyglądu przypominającej głęboką filiżankę z uchem, widnieje bowiem napis: "DIA CHRSTOU O GOISTAIS". Można go przetłumaczyć na dwa sposoby. Wykonane przez Chrystusa magika lub magia dzięki Chrystusowi.

Z dużym prawdopodobieństwem może to być odniesienie do Jezusa, ponieważ był on niejako przedstawicielem nurtu białej magii – twierdzi Goddio.

Czarę znaleziono w czasie podwodnych wykopalisk w porcie aleksandryjskim. Boddio i egiptolog David Fabre sądzą, że mag przepowiadał przyszłość, posiłkując się glinianym naczyniem podczas odprawiania rytuału. W ewangelii św. Mateusza wspomina się przecież Mędrców (dosłownie magów), którzy byli, zdaje się, postaciami dość popularnymi w starożytności. Fabre dodaje, że misa przypomina czarę widniejącą na dwóch wczesnoegipskich statuetkach ceramicznych, przedstawiających rytuał wieszczenia. W Mezopotamii już od 3 tysiąclecia p.n.e. profeci przepowiadali ludziom przyszłość, wkrapiając olej do czary z wodą. Interpretacji dokonywali w oparciu o opis zamieszczony w podręczniku. W tym czasie wpadali w trans. Pojawiały im się bóstwa lub byty nadprzyrodzone, które prosili o udzielenie odpowiedzi na pytania dotyczące przyszłości.

Mag będący właścicielem znalezionej w Aleksandrii misy mógł potwierdzać swoje wyjątkowe zdolności, wypowiadając inwokację do Jezusa. Niewykluczone, że Chrystus był znany w tym mieście ze swoich cudów, takich jak zamiana wody w wino, uzdrowienia, rozmnożenie chleba czy wreszcie zmartwychwstanie.

Wyjaśnienie Goddio i Fabre'a nie jest jedyne. Inni specjaliści nie omieszkali również wypowiedzieć się w tej sprawie. I tak Bert Smith, profesor archeologii klasycznej z Uniwersytetu w Oksfordzie, przypuszcza, że naczynie zostało wyprodukowane przez jakiegoś Chrestosa, który podarował je stowarzyszeniu religijnemu o nazwie Ogoistais. Klaus Hallof z Berlin-Brandenburg Academy nie wyklucza takiej interpretacji, tylko nieco ją uzupełnia. Wg niego, ugrupowanie takie czciłoby bogów greckich i egipskich, np. Hermesa, Atenę i Izydę. Poza tym historycy z tego samego okresu, Pauzaniasz czy Strabon, rzeczywiście wspominali o bóstwie imieniem Osogo lub Ogoa. Niewykluczone zatem, że misa odwołuje się zarówno do niego, jak i do Chrystusa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na strychu domu jednej ze wsi w okolicach Biłgoraja znaleziono... naczynie peruwiańskiej kultury Chimú z X–XV wieku. Rozbite naczynie przekazał Muzeum Ziemi Biłgorajskiej anonimowy darczyńca. Początkowo specjaliści sądzili, że to zabytek polskiej sztuki ludowej, jednak gdy archeolog Konrad Grochecki zaczął je sklejać, okazało się, że do Biłgoraja trafiło coś wyjątkowego.
      Naczynie to trafiło [do Muzeum] jeszcze przed moim zatrudnieniem i wtedy były nawet pomysły, że jest to wytwór jakiegoś ludowego artysty. Jednak gdy je zobaczyłem, skojarzyło mi się z kulturą Ameryki Południowej. Po wstępnym rozpoznaniu okazało się, że zabytek pochodzi z Ameryki Południowej, [a] dokładniej z terenów dzisiejszego Peru. Naczynie związane jest z kulturą Chimú, która powstała na początku X wieku. Jej kres rozpoczął się w roku 1470, kiedy to państwo zorganizowane przez lud Chimú zostało podbite przez Inków - wyjaśnia Grochecki.
      Ucho naczynia przedstawia siedzącego człowieka grającego na instrumencie. Pozostała część naczynia jest ozdobiona półkolistym ornamentem i skośnymi liniami. W naczyniu przechowywano najprawdopodobniej płyny, wodę lub olej.
      Nie wiadomo, w jaki sposób trafiło ono do Polski. Niewykluczone, że przyjechało w XIX wieku. Znamy bowiem przykłady Polaków, którzy w tym czasie pracowali dla rządu Peru i przywodzili różne zabytki. Jednym z takich podróżników był inżynier Władysław luger z Krakowa, który zgromadził pokaźną kolekcję prekolumbijskich zabytków; część z nich można oglądać w Muzeum Archeologicznym w Krakowie.
      Muzeum Ziemi Biłgorajskiej spróbuje poznać historię naczynia i dowiedzieć się, w jaki sposób trafiło ono w okolice Biłgoraja. Jest to przepiękne naczynie. Garncarska sztuka Chimów naprawdę robi wrażenie. Obiekt będzie można oglądać, jak tylko zostaną zniesione obostrzenia. Naczynie będzie czekało na zwiedzających w naszym muzeum - stwierdził Konrad Grochecki w rozmowie z portalem Biłgoraj Nasze Miasto.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Już przed 7000 lat w Europie Środkowej pojawiły się niewielkie ceramiczne butelki i kubki z dzióbkami. Z czasem pojawiało się ich coraz więcej, niektóre przyjmowały kształt zwierząt. Naczynia takie znaleziono m.in. w grobach dzieci i niemowląt, co przyczyniło się do wysunięcia teorii, że naczynia te wykorzystywano podczas odstawiania dzieci od piersi. Jednak równie dobrze mogły być używane do karmienia chorych czy niedołężnych. Najstarsze takie naczynia pochodzą z neolitu, a coraz powszechniejsze stają się w epoce brązu i żelaza.
      Dotychczas jednak nie badano ich zawartości. Teraz na łamach Nature naukowcy poinformowali o wynikach badań trzech niewielkich naczyń pochodzących z okresu od 3200 do 2500 lat temu, jakie znaleziono w Bawarii w grobach niemowląt. Analiza wykonana przez Julie Dunne, geochemiczkę z University of Bristol, i jej zespół dowodzi, że w naczyniach przechowywano produkty mleczne, najprawdopodobniej samo mleko. Jak mówi Dunne, obecność molekuł mleka i znalezienie naczyń w grobach dzieci co najlepsze dowody, jakimi możemy dysponować, by wnioskować o przeznaczeniu naczyń.
      Zdaniem Sian Halcrow, bioarcheolog z nowozelandzkiego University of Otago, to pierwszy bezpośredni dowód, że mleko zwierząt znajdowało się w tych naczyniach i służyło do karmienia dzieci. Podawanie dzieciom mleka było jednym z wyników pojawienia się rolnictwa. Dzięki temu możliwe było szybsze odstawienie dziecka od piersi i wzrost populacji.
      Doktor Dunne badała w swojej karierze tysiące ceramicznych naczyń pod kątem obecnych tam molekuł po przechowywanej żywności. Zwykle naukowcy biorą fragment ceramiki, mielą ją i przeprowadzają badania. Jednak w przypadku wspomnianych naczyń, które są bardzo rzadki, takie podejście było wykluczone. Naukowcom udało się jednak wykonać niewielkie odwierty w dwóch naczyniach pochodzących z epoki żelaza oraz jednym z epoki brązu. Po zbadaniu próbek jednoznacznie stwierdzono, że obecne tam molekuły pochodzą z mleka.
      Użyciu zwierzęcego mleka towarzyszy szybki wzrost populacji, mimo tego, że – jak oceniają specjaliści – aż 35% dzieci umierało w pierwszym roku życia, a dorosłości dożywało tylko 50% ludzi.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Błędy dzisiejszych sędziów sportowych prowadzą czasem do zamieszek. Kiedyś, w czasach gladiatorów, nie było komu zgłaszać skarg, bo główny zainteresowany już nie żył. Najnowsze badania doktora Michaela Cartera z Brock University dały głos jednemu z pokrzywdzonych - Diodorusowi, który poległ w 13. walce w wyniku niesprawiedliwego werdyktu sędziego najwyższej rangi (summa rudis).
      Carter bada rzymskie widowiska, a szczególnie zajmuje go ich wpływ na kulturę grecką. Dzięki jego pracom nad epitafiami nagrobnymi zdobyliśmy dowody, że wbrew obiegowej opinii gladiatorzy nie byli bestiami walczącymi do upadłego i zdarzało im się oszczędzać przeciwnika. Wszystko wskazuje na to, że obowiązywały precyzyjne zasady i walki odbywały się z udziałem sędziów. Dzięki tablicom wiemy więc, że spektakle gladiatorskie nie powinny być uznawane za symbol upadku cywilizacji rzymskiej, gdyż bardzo przypominały wydarzenia sportowe organizowane współcześnie, np. gale boksu. Z epitafiów można wyczytać, że niektórzy gladiatorzy odchodzili na emeryturę ze sporym majątkiem. Podawano też liczbę stoczonych przez nich walk oraz liczbę oszczędzonych przeciwników.
      Tablica sprzed 1800 lat, którą zajmował się ostatnio Kanadyjczyk, została odkryta 100 lat temu w Turcji. Tuż przed pierwszą wojną światową trafiła do Musée du Cinquantenaire w Brukseli. Przez długi czas nikt nie umiał odcyfrować inskrypcji w grece. Ponieważ na płycie widać zwycięskiego gladiatora z dwoma mieczami uniesionymi nad głową siedzącego na ziemi pokonanego, dotąd zakładano, że płaskorzeźba przedstawia dimachaerusa - gladiatora walczącego dwoma sztyletami. Carter uważa jednak, że napis w pierwszej osobie l.p. odnosi się do jawnej niesprawiedliwości i błędu sędziego. Po pokonaniu mego przeciwnika Demetriusa nie zabiłem go od razu. Uśmierciły mnie przeznaczenie i perfidna zdrada summa rudis. Napis na nagrobku ufundowanym zmarłemu przez rodzinę nie pozostawiał zatem wątpliwości, kto ponosi winę za zaistniałą sytuację. Carter jest przekonany, że mężczyzna z dwoma mieczami to Diodorus, któremu w pewnym momencie udało się odebrać miecz leżącemu Demetriusowi. Wystarczyła jednak chwila zwłoki i werdykt sędziego, że Demetrius przewrócił się przez przypadek, by niedoszły przegrany stanął na nogach, odzyskał tarczę oraz broń i walka zaczęła się na nowo.
      Co dokładnie się stało? Z opisu wynika, że 22-letni Diodorus z miejscowości Amisus w Turcji walczył z Demetriusem. Podczas walki Demetrius legł na ziemi w dogodnej do dobicia pozycji, ale Diodorus nie zadał mu śmiertelnego ciosu, a wycofując się, miał nadzieję, że sędzia ogłosi jego zwycięstwo. Jak się okazuje, popełnił fatalny w skutkach błąd, o którym można przeczytać w artykule opublikowanym przez doktora Cartera w Zeitschrift für Papyrologie und Epigraphik. Sędzia stwierdził, że upadek Demetriusa był przypadkiem i zarządził, by kontynuować bój. Koniec końców to Demetrius zabił Diodorusa.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Inskrypcje na fragmentach skorup strusich jaj z RPA to najstarszy przykład wykorzystania symbolizmu przez człowieka współczesnego. Datowanie wskazuje, że skorupy mają ok. 60 tys. lat. Pochodzą ze stanowiska Diepkloof w Prowincji Przylądkowej Zachodniej. Naukowcy zajmowali się ich badaniem od 1999 roku (Proceedings of the National Academy of Sciences).
      Motyw tworzą dwie równoległe linie, które, jak przypuszczamy, tworzyły koło. Niestety, nie dysponujemy całym jajem – wyjaśnia dr Pierre-Jean Texier z Uniwersytetu Bordeaux, który jest niemal pewien, że znaki to próba graficznej komunikacji. Wyryte linie krzyżują się pod kątem prostym lub ostrym. Powtarzając ten motyw, nasi przodkowie próbowali coś zakomunikować. Najprawdopodobniej chcieli wyrazić tożsamość indywidualną bądź grupową.
      Myślenie symboliczne, które pozwala na reprezentowanie jednego obiektu za pomocą innego, to krok milowy w rozwoju naszego gatunku. To dlatego tak ważne jest rozstrzygnięcie, kiedy staliśmy się do niego zdolni.
      Najstarszym przykładem myślenia pojęciowego jest biżuteria z muszli, którą odkryto w jaskini Skhul w Izraelu oraz Oued Djebbana w Algierii. Artefakty te mają 90-100 tys. lat. Koraliki z muszli ślimaków odkopano też w namuliskach jaskini Blombos w RPA. Wszystkie były niemal tej samej wielkości, poza tym dokładnie naprzeciw naturalnego ujścia nawiercono otwory. Wg Christophera Henshilwooda, archeologa z Uniwersytetu w Bergen, ktoś pozbierał je i przekształcił w naszyjnik mniej więcej 75 tys. lat temu. W Blombos znaleziono też 9 rzeźbionych płytek ochrowych, ale naniesiony na nie wzór jest inny niż ten ze stanowiska Diepkloof. W przypadku tego ostatniego o wadze znaleziska może choćby świadczyć duża liczba ponacinanych skorup, zebrano ich bowiem aż 270. "Masowość" wyklucza w pewien sposób hipotezę o przypadkowości bruzd.
      Członkowie międzynarodowego zespołu, włączając w to Guillaume'a Porraza z Uniwersytetu w Tybindze, próbowali odtworzyć wzór ze strusich jaj za pomocą krzemienia. Wbrew pozorom, to nie takie proste, bo skorupki są dość twarde. Trzeba się przebić przez warstwę zewnętrzną, by móc rzeźbić w miększej wewnętrznej. W wyniku eksperymentów wykazano, że ładne różowe, łososiowe i niebieskie zabarwienie skorup jest naturalne. Naukowcy uzyskali podobny efekt bez uciekania się do pigmentów, układając po prostu skorupy w pobliżu paleniska.
      Rzeźbienia umieszczano na skorupach przekształcanych w rodzaj dzbanów na wodę. Zidentyfikowano aż 4 wzory, które mogły wskazywać na właściciela bądź przeznaczenie pojemników lub służyły do odróżnienia jaj. Przed odkryciem z Diepkloof sądzono, że pierwsze przejawy sztuki, kultury czy pisemnej komunikacji należy wiązać dopiero z późną epoką kamienną (okresem sprzed 35-10 tys. lat). To wtedy powstały jaskiniowe rysunki naskalne. Skorupy są jednak niemal dwukrotnie starsze. Wyryte abstrakcyjne wzory powszechnie uznaje się za dowód na myślenie symboliczne. Unikatowa kolekcja nie prezentuje zwykłego wykonania pojedynczego geometrycznego wzoru, ale rozwój tradycji graficznej oraz złożone wykorzystanie symboli, pośredniczących w kontaktach społecznych. Ponieważ wydaje się, że istnieją reguły użycia wzorów, za ich pomocą zapisywano funkcję danego jaja bądź jego właściciela. Ze skorup korzystano codziennie, dlatego stanowiły idealny nośnik dla znaków informacyjnych.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Włoscy specjaliści skupieni w organizacji zajmującej się weryfikacją zjawisk paranormalnych, ogłosili, że udało im się odtworzyć sposób, w jaki mógł powstać Całun Turyński. Ma być to mocny dowód na to, iż został on w całości wykonany przez ludzi.
      Już w 1988 roku badania radiowęglowe wykazały, że Całun został wykonany w XIII lub XIV wieku. Dotychczas jednak naukowcy nie potrafili wyjaśnić, w jaki sposób stworzono widoczny na nim obraz ukrzyżowanego mężczyzny.
      Luigi Garlaschelli, profesor chemii z Uniwersytetu w Pawii, poinformował, że jego zespół wykonał lnianą tkaninę w ten sam sposób, w jaki była ona produkowana przed wiekami. Tkaninę następnie sztucznie postarzono poddając ją działaniu wysokich temperatur i wody. Później kładziono ją na ochotniku, który nosił maskę, i wykonano rysunek ochrą. Cały proces trwał około tygodnia. Wszelkie materiały i techniki, których użyto, były dostępne w średniowieczu.
      Pierwsze wzmianki o Całunie pochodzą z połowy XIV wieku. Tak późne pojawienie się ważnej relikwii od dawna budziło podejrzenia, że mamy do czynienia z fałszywką.
      Obecnie jest on przechowywany w katedrze w Turynie i rzadko wystawiany na widok publiczny. Kościół katolicki nie utrzymuje, że jest to autentyczna tkanina, w którą owinięto ciało Chrystusa. Podkreśla jednak olbrzymie znacznie Całunu.
      Badania, sfinansowane m.in. przez organizacje ateistów, z pewnością nie zakończą kontrowersji wokół Całunu, Tkanina wciąż pozostaje zagadką. część naukowców twierdzi, że datowanie metodą C14 było błędne, gdyż Całun przetrwał m.in. pożary, po nich był w średniowieczu naprawiany, a to mogło zafałszować dane. Jakby tego było mało przeprowadzone na Uniwersytecie Hebrajskim badania pyłków obecnych w tkaninie wykazały, że pochodzi ona sprzed VIII wieku.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...