Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Czeski podróżnik Ivan Mackerle ostrożnie przemierza piaski pustyni Gobi w poszukiwaniu jej niebezpiecznego mieszkańca. Legendarny stwór, na którego poluje, to mongolski robak śmierci.

Jest tak tajemniczy, że nie udało mu się zrobić fotografii, a zgodnie z mongolskimi legendami, strzyka w twarz zabójczym jadem. Miejscowi wiedzą jednak swoje i twierdzą, że istota ta mierzy od 60 cm do 1,5 m. Ile dokładnie, tego nie wie nikt. Jego żywoczerwony kolor rzuca się w oczy, niestety, przeważnie za późno. Wg Mongołów, robak przypomina krowie jelita. Atakuje nieostrożnego intruza żółtą wydzieliną o właściwościach kwasu. Gdy w swej beztrosce podejdzie on na tyle blisko, by stwór mógł go dotknąć, zostaje porażony prądem, podobnie jak podczas spotkania z węgorzem elektrycznym. Ponoć napięcie jest na tyle duże, że jest w stanie zabić wielbłąda oraz, oczywiście, człowieka.

Mongolski robak śmierci (po łacinie Allghoi khorkhoi) został po raz pierwszy wymieniony przez amerykańskiego paleontologa profesora Roya Chapmana Andrewsa. Adnotacja znalazła się w jego książce pt. Na tropie starożytnego człowieka (1926), ale nawet sam naukowiec nie był do końca przekonany, czy robak naprawdę istnieje. Choć nigdy go nie widzieli, miejscowi byli za to na 100% przekonani o jego realności i ze szczegółami opisywali zarówno jego wygląd, jak i przeprowadzane ataki.

Po Andrewsie pojawili się kolejni badacze mitu. Nie dalej jak 3 lata temu grupa brytyjskich kryptozoologów przez miesiąc przekopywała piachy Gobi. Mongołowie opowiadali niestworzone historie o robaku, ale nie udało się dotrzeć do nikogo, kto widziałby ten cud na własne oczy. Członkowie zespołu się jednak nie zrazili, wręcz przeciwnie. Uznali, że relacje paraświadków były na tyle spójne, że Allghoi khorkhoi musi być prawdą. Wszyscy jak jeden mąż opowiadali o brązowo-czerwonym stworze o grubości ok. 5 cm, bez wyraźnie wyodrębnionej głowy czy ogona.

Upłynęły 3 lata i w te same rejony zawędrował Ivan Mackerle, który poszukuje legendarnych istot na całym świecie. Miał już na muszce szkockiego potwora z Loch Ness, teraz przyszła kolej na mongolskiego robaka śmierci. Naczytał się o nim już jako dziecko, pochłaniając historie rosyjskiego paleontologa Jefremowa, który wspominał o robaku przypominającym krwawe wnętrzności. Miał on osiągać rozmiary niskiego człowieka i zabijać na odległość w tajemniczy sposób (trucizną lub rażąc prądem).

Czekamy zatem na wyniki poszukiwań. Może niedługo coś na ten temat usłyszymy!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość cogito

no a co z potworem z Loch Ness? dorwał go? bo jakoś mi umknęło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety badacze nie zdążyli. Znaleziono jedynie resztki szkieletu w żołądku smoka wawelskiego ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wiele gatunków zwierząt jest jadowitych. Możliwość wytwarzania jadu pojawiła się wielokrotnie w trakcie ewolucji. U ssaków jest to jednak rzadkie zjawisko. Znamy m.in. dwa gatunki jadowitych ryjówek. Jeden z nich blarina krótkoogonowa zamieszkująca Amerykę Północną. Drugi, rzęsorek rzeczek, powszechnie występuje w Polsce i sądzono, że jest naszym jedynym jadowitym ssakiem. Teraz Krzysztof Kowalski z Uniwersytetu  Mikołaja Kopernika w Toruniu i Paweł Marciniak oraz Leszek Rychlik z Uniwersytetu Adama Mickiewicza zidentyfikowali drugi polski gatunek jadowitego ssaka.
      Zawarty w ślinie jad rzęsorka rzeczka ma silne właściwości paraliżujące, dzięki czemu zwierzę może unieruchamiać ofiarę i przechowywać ją w stanie śpiączki. Kowalski, Marciniak i Rychlik pobrali wyciąg ze ślinianek rzęsorka rzeczka oraz jednego z najpospolitszych polskich ssaków, ryjówki aksamitnej. Sprawdzili następnie, jak próbki te wpływają na erytrocyty z krwi żab z rodzaju Peophylax. Naukowcy postanowili w ten sposób sprawdzić prawdziwość sugestii sprzed 400 lat, jakoby ryjówka aksamitna była jadowita.
      Badania naukowe potwierdziły to, co wiedzieli nasi przodkowie. Uczeni zdobyli pierwsze eksperymentalne dowody na obecność jadu w ślinie ryjówki aksamitnej. Próbka ze ślinianek powodowała bowiem silną hemolizę, czyli przechodzenie hemoglobiny do osocza w wyniku zniszczenia erytrocytów.
      Uzyskane przez nas wyniki jasno pokazują, że jad ryjówek wywołuje hemolizę, pozwalając tym zwierzętom na polowanie na większą zdobycz. Wykazaliśmy, że jeden z członków licznego rodzaju Sorex jest jadowity. Jest więc prawdopodobne, że wytwarzanie jadu wśród ryjówkowatych i innych ssaków z rzędu owadożerów (Eulipotyphia), jest znacznie bardziej rozpowszechnione, niż się przypuszcza, czytamy w pracy opublikowanej na łamach Zoological Letters.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak wrócić do domu, gdy się jest małą mrówką i mieszka na pustyni? Można korzystać z polaryzacji światła słonecznego, liczenia kroków czy dwutlenku węgla wydychanego przez owady w gnieździe. Okazuje się też, że w wyjątkowych sytuacjach udaje się skorzystać ze wskazówek magnetycznych i wibracyjnych.
      Naukowcy z Instytutu Ekologii Chemicznej Maxa Plancka w Jenie przeprowadzili eksperymenty na mrówkach z rodzaju Cataglyphis w ich naturalnym środowisku w Tunezji i Turcji. Wyniki studium ukazały się w pismach PLoS ONE i Current Biology.
      Niemcy sprawdzali, czy przy braku wskazówek innego rodzaju mrówki posłużą się magnetyzmem i drganiami. Jak ujawnia doktorantka Cornelia Buehlmann, dokładnie tak było. Wytrenowane C. noda bez problemu wskazywały swoje gniazdo, kiedy przed wejściem do niego zamontowano zasilane bateriami urządzenie wibracyjne. By wykluczyć elektromagnetyczny wpływ urządzenia, umieszczono je też w taki sposób, że nie miało kontaktu z gruntem. Wtedy wytrenowane mrówki zachowywały się tak samo jak ich towarzyszki z grupy kontrolnej - poruszały się bez celu. Jeśli nad gruntem w pobliżu wejścia do gniazda umieszczono dwa silne magnesy neodymowe, które wytwarzały pole o natężeniu ok. 21 militesli (pole magnetyczne Ziemi wynosi, dla porównania, 0,041 militesli), mrówki znowu bez problemu trafiały do domu.
      Nie wiadomo, który ze zmysłów mrówki wykorzystują, orientując się na podstawie sztucznego pola magnetycznego wokół gniazda. To nie oznacza, że mrówki mają narząd czuciowy do wykrywania pól magnetycznych. Ich zachowanie może również być wynikiem zmienionych wzorców komunikacji elektrycznej między neuronami, które owady zapamiętują. Co ciekawe, reakcja pojawia się, choć w naturze C. noda nie spotkają się raczej ani z drganiami, ani z silnymi magnesami. Jak widać, przystosowując się do nieprzyjaznych życiu środowisk, mrówki mogą polegać na wszystkich zmysłach.
      Zamieszkujące tunezyjskie pustynie solne mrówki Cataglyphis fortis polegają na zapachu gniazda. Podczas eksperymentów poruszały się pod wiatr (czyli jakby wzdłuż "śladu" dwutlenku węgla z gniazda), jeśli stężenie CO2 nie było zbyt wysokie i odpowiadało poziomowi występującemu zwykle wokół norki. Jak jednak rozpoznać własne gniazdo, skoro bez względu na kolonię owady wydzielają taki sam gaz? Niemcy wyjaśniają, że mrówki polegają głównie na integracji trasy - polaryzacji światła i liczeniu kroków. Gdy mrówki przeniesiono w pobliże gniazda po tym, jak udały się do źródła pokarmu, unikały podążania za wyziewami z własnej norki, bo nie pasowała im liczba kroków.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu zbadali żywego ptasznika za pomocą rezonansu magnetycznego. Zależało im na obejrzeniu działającego przewodu pokarmowego i serca. Na nagraniach wideo widać krew przepływającą przez serce, okazało się też, że u pająka występuje unikatowy rodzaj skurczu mięśnia sercowego - tzw. podwójne uderzenie. Tyle trzeba, by narząd wprowadził krew do naczyń.
      Merrifield wierzy, że technologię tę można wykorzystać do bardzo wielu zbożnych celów, m.in. by uzyskać odpowiedzi na fundamentalne pytania biologiczne. Warto by się na przykład upewnić co do składu chemicznego jadu ptaszników. Jad ma zaś zastosowanie w rolnictwie jako [...] naturalny pestycyd. Z bardziej akademickich problemów: gdybyśmy dali radę zestawić skany uzyskane podczas rezonansu mózgu pająka z jego zachowaniem i połączyć to z podobnymi danymi od innych bezkręgowców, moglibyśmy sprecyzować, jak wyewoluowała inteligencja.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W latach 90. na pustyni w Chiribaya Alta na południu Peru znaleziono 1000-letnią mumię czterdziestokilkuletniej kobiety. Paleopatolodzy potwierdzili, że zmagała się z gruźlicą, dzięki czemu wiadomo było na 100%, że choroba ta występowała w Nowym Świecie przed przybyciem osadników z Europy. Teraz okazało się, że koliste tatuaże na ciele zmarłej, w których znaleziono materiał roślinny, wykonano najprawdopodobniej podczas rytuału leczniczego przypominającego akupunkturę.
      Na skórze mumii widnieją dwa rodzaje tatuażu: na dłoniach, ramieniu i lewym podudziu wykonano symbole ptaków, małp i gadów, podczas gdy na szyi znalazły się asymetryczne, nakładające się na siebie okręgi.
      Analizując rysunki, zespół Marii Anny Pabst z Uniwersytetu Medycznego w Grazu posłużył się mikroskopami (świetlnym i elektronowym) oraz spektroskopią Ramana, która polega na pomiarze nieelastycznego rozpraszania fotonów. Większość starożytnych tatuaży wykonywano za pomocą sadzy i ten właśnie typ materiału odnaleziono na kończynach mumii. Kręgi na szyi zawierały jednak materiał roślinny.
      Jeśli używasz różnych materiałów, pełnią one różne funkcje. Wg Austriaków, tatuaże z sadzą stanowiły zwykłą ozdobę, lecz tatuaż na szyi wchodził w skład rytuału wzmacniającego. Gdy schemat rysunku z szyi pokazano współczesnemu peruwiańskiemu szamanowi, to on zasugerował takie zastosowanie. Wspomniał też o pozycji poddawanej mu osoby. Sądzi on, że kobieta należała do klasy wyższej.
      Pabst zwraca uwagę na podobieństwo w położeniu kręgów u peruwiańskiej kobiety oraz chińskich punktów akupunkturowych. Nakłuwanie podczas wprowadzania barwnika mogło zatem działać tak samo jak nakłuwanie igłami. Co więcej, wybór roślin do uzyskania tuszu nie był zapewne przypadkowy. Na podstawie umiejscowienia okręgów naukowcy stwierdzili, że kobieta musiała uskarżać się na bóle szyi lub że tatuowanie miało ją odprężyć.
      Mikroskopia elektronowa wykazała, że materiał tatuaży ozdobnych zawierał skupiska małych okrągłych cząstek o średnicy ok. 10 nanometrów. Spektra utraty energii elektronów wskazywały głównie na węgiel. Cząstki barwnika z szyi były dużo większe. Akademicy zwrócili uwagę na ich nieregularne kształty i rozmiary. Różne metody, w tym spektroskopia ramanowska, ujawniły, że w tatuażu leczniczym użyto prawdopodobnie częściowo spirolizowanego materiału roślinnego.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W październiku zeszłego roku rząd Malediwów zorganizował podwodne posiedzenie, zaś w grudniu Nepalczycy obradowali na Mount Everest. Ze względu na położenie geograficzne 12 ministrów gabinetu mongolskiego wybrało z goła odmienny wariant – zebranie na pustyni Gobi. Wszystkich łączył jednak cel, a mianowicie zwracanie uwagi świata na zmianę klimatu.
      Gdy w piątek (27 sierpnia) oficjele rozstawiali swoje krzesła i stoły w dolinie Gashuunii Khooloi w ajmaku południowogobijskim, musieli się zmierzyć z wielkim upałem. Zielone czapeczki z napisem "Ocalmy naszą planetę" właściwie w ogóle nie dawały cienia, lecz wszyscy starali się zrealizować plan. Ubrani w garnitury i krawaty urzędnicy dotarli na miejsce po 15-godzinnej podróży dżipami (stolica kraju Ułan Bator znajduje się na północy w odległości 670 km). Nic dziwnego, że szybko wkopano flagę narodową i rozpoczęło się godzinne posiedzenie.
      Mongolia odczuwa globalną zmianę klimatu – podkreśla premier Batbold Sukhbaatar, który wspomina m.in. o minionej zimie. Była jedną z najsurowszych w ostatnich dziesięcioleciach. Niskie temperatury zabiły ok. 1/5 bydła. Na nieszczęście obywateli katastrofy naturalne występują coraz częściej, spada coraz mniej deszczu, wysychają rzeki oraz strumienie, a pokrywa śnieżna topnieje.
      Miejsce na spotkanie wybrano nieprzypadkowo. Jeszcze niedawno, bo 5 lat temu, w dolinie uprawiano wiele jadalnych roślin i było tu znacznie mniej wydm. "A teraz, proszę spojrzeć, wszystko pokrył piasek. Wydmy się przesuwają i każdego roku zajmują coraz więcej miejsca" – stwierdza ze smutkiem jeden z kandydatów na urząd prezydenta w 2005 r. Badarch Erdenebat.
      Minister środowiska naturalnego i turystyki Gansukh Luumed uważa, że przyspieszone pustynnienie zagraża tradycyjnymi trybowi życia mongolskich pasterzy. Obecnie proces ten dotyczy 70% mongolskich ziem. Mongolscy delegaci wezmą w listopadzie udział w ogólnoświatowym mityngu klimatycznym w Cancún w Meksyku, gdzie zamierzają naświetlić sytuację swoją i innych krajów rozwijających się.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...