Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Czy kuszenie losu może przyciągać negatywne wydarzenia? Osoby racjonalne odpowiedzą, że nie, ale z drugiej strony często zdarza się, że pada właśnie wtedy, kiedy nie wzięliśmy parasola, a główną wygraną w lotto zgarnia los, którego nie wyjęliśmy z kieszeni przed ostatnim praniem. Dwoje psychologów, Jane Risen i Thomas Gilovich, postanowiło sprawdzić, jak ludzie radzą sobie z przesądami (Journal of Personality and Social Psychology).

Na początku Risen i Gilovich badali reakcję z założenia inteligentnych osób (studentów Cornell University) na wieść o kuszeniu przez kogoś losu. Podchodzili do losowo wybranych kobiet i mężczyzn (w sumie 62) i opowiadali następującą historię. Fikcyjny John chciał studiować na Uniwersytecie Stanforda. Jego matka była przekonana, że na 100% zostanie tam przyjęty, dlatego przysłała mu w prezencie koszulkę z logo uczelni. Ochotnikom prezentowano jedno z dwóch zakończeń. W jednym chłopak nosił T-shirt w oczekiwaniu na ogłoszenie wyników, w drugim schował go w szufladzie komody. Psycholodzy prosili, by badani ocenili na skali od 1 do 10 szanse, że John zasili szeregi studentów wymarzonego uniwersytetu.

Osoby, którym przedstawiono wersję z kuszeniem losu, oceniały jego szanse na ok. 5, podczas gdy pozostali (od koszulki leżącej w szufladzie) na 6. Wydaje się więc, że ankietowani studenci Cornell University wierzyli, że prowokowanie losu może w jakiś sposób pogorszyć uzyskiwane wyniki.

Drugi eksperyment, w którym wzięło udział 120 osób, potwierdził wyciągnięte pierwotnie wnioski. Przetestowano też alternatywne wyjaśnienie, że studenci nie mówili o tym, co wg nich, miało się wydarzyć, lecz o tym, co chcieliby, żeby się wydarzyło. Nie udało się jednak potwierdzić tej tezy.

Skąd taka przesądność? Psycholodzy zastanawiali się, czy negatywne zakończenia nie przychodzą po prostu łatwiej do głowy. Aby to sprawdzić, pokazali 211 osobom początek 12 opowiadań. W części bohaterowie kusili los, w części nie. Zadanie ochotników polegało na jak najszybszym stwierdzeniu, czy czytane przez nich zakończenia są logiczne, czy nie. Połowa zakończeń nie miała sensu, ponieważ zmienił się główny bohater lub temat opowieści. Połowa pasowała doskonale.

Naukowców nie interesowało jednak to, czy badani wyłapią nieścisłości, ale to, jak szybko uznają opowiadanie za logiczne lub nie. Założyli bowiem, że jeśli teza o tym, iż ludzie sądzą, że za kuszenie losu należy się kara, jest prawdziwa, to opowiadania, w których ta kara się pojawia, będą chętniej uznawane za logiczne. I rzeczywiście. Okazało się, że gdy opowiadanie kończyło się dobrze dla bohatera, to jego ocena zajmowała uczestnikom średnio o pół sekundy dłużej niż w przypadku opowiadań kończących się karą. Oznacza to, że scenariusz, w którym jesteśmy karani za kuszenie losu, jest bardziej dostępny poznawczo niż przypadek, w którym kuszenie kończy się pomyślnie dla bohatera.

Naukowcy przypuszczali, że proces kojarzenia kuszenia losu z karą przebiega podświadomie. W ostatnim już eksperymencie niektórzy wolontariusze byli zatem dodatkowo obciążani poznawczo. Wykonywali wymagające zadanie, procesy racjonalne były więc zaangażowane w coś innego i nie mogły powstrzymywać podpowiedzi przesądnej intuicji. Zgodnie z przypuszczeniami Risen i Gilovicha, ci badani z większym prawdopodobieństwem uznawali kuszenie losu za prawdę.

Przesądy tworzą się niezwykle łatwo. Jesteśmy wyczuleni na informacje, które je potwierdzają, nie dostrzegamy zaś tego, co przeczy ich istnieniu. Potem automatycznie przewidujemy karę, która nas czeka za dane niedopatrzenie w niedalekiej przyszłości i koło się zamyka. Może też zadziałać mechanizm tzw. samospełniającego się proroctwa. Część przesądów jest uwspólniona w danej kulturze, istnieje też jednak sporo przekonań osobistych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myśląc negatywnymi torami sami otwieramy sobie drzwi do myślenia typu zapomniałem, nie potrafię. Umysł wbrew powszechnym teoriom ZNA zaprzeczenia. Myśląc: "nie uda mi się", umysł interpretuje to jako instrukcje. I oczywiście - nie uda się. A jeśli się uda to zwalimy wszystko na fart. Warto myśleć pozytywnie i posiadać wiedzę, samo pogodne nastawienie do życia nie wystarcza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego łatwiej być na "nie"? Spójrzcie na wszystkich wytrenowanych i naszprycowanych sztuczkami socjotechnicznymi - oni są na niewiarygodne TAK i są ... niewiarygodni, jak na mój gust:) To straszne, że potrafimy kreować rzeczywistość;) choćby tylko naszą, własną

Z jednej strony myślę, że trudność sprawia nam duma z własnych dokonań z powodów kulturowych, które mają mnóstwo rozmaitych źródeł. I generalnie pewnie mało wierzymy we własną siłę sprawczą, bo to albo Absolut albo niewidzialna dźwignia handlu:) A poza tym - jeśli student jest przekonany, że studia to loteria, trudno, żeby w szczęśliwe koszulki nie wierzył:) Więc nie sądzę, żebyśmy poprostu byli przesądni/skłonni do wiary w fatum

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prościej być osobą nastawioną negatywnie, ponieważ ponad 90% ludzi traktuje archiwum doświadczeń w kategoriach porażek. Nie dziwie się - brak pewności siebie, niska samoocena, skłonności do zamartwiania się i brak wiedzy podczas ważnych momentów (np. egzaminy) oraz obraz mentalny jaki inni ludzie chcieli nam wytworzyć (np. nie uda ci się to) skłaniają w stronę niepowodzeń w życiu. Stąd tak ważne jest unikać ludzi, którzy negacą i zamulają lub po prostu wytłumaczyć im, że nie chcesz słyszeć narzekania gdy Ty przebywasz z nimi. Ci wszyscy, "niewiarygodnie TAK" to ludzie zdecydowanie bogaci mentalnie. W dodatku wolniej zestarzeją się gdy są w harmonii ze sobą. To, że wpływamy na własną rzeczywistość to mało - swą magnetyczną, ciepłą osobowością zarażamy innych. Jeśli ktoś ma osobowość taką, że najchętniej podstawiłby nogę każdemu, komu jest dobrze to niech nie dziwi się, że jest jaki jest. Żeby dobrze traktować ludzi trzeba najpierw siebie zacząć dobrze traktować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hm, banalnie proste.

Jednak co to znaczy być pozytywnym, czy negatywnym. Czy pozytywny to taki, który potrafi wszystko

zrozumieć,potrafi empatycznie przytaknąć, przymknąć oko na wiele spraw (bo nikt nie jest doskonały), jest zawsze pogodny, czy może pozytywny to asertywny samotnik, który poprostu idzie tam, gdzie idzie, nie przejmuje się ludźmi (ich oceną, ich zdaniem, czy nawet ich obecnością), żyje głównie dla własnej przyjemności i jest mu dobrze, bo nie konfrontuje siebie z jakąś inną subiektywnością i wtedy też jest pogodny i zadowolony. O rety, trudno to wyrazić. Nie ma poprostu optymistów i pesymistów. Myślę sobie, że jeśli jesteś dobry dla ludzi to myślisz, potrafisz myśleć, a jeśli potrafisz, to rozumiesz i masz świadomość otaczającej rzeczywistości, a jeśli już mniej więcej zdajesz sobie sprawę jak to wszystko się kręci, to może i nie wierzysz w szczęśliwe koszulki z przekonania, ale dla odania sobie poprostu otuchy:) i może dlatego tak łatwo uwierzyć w przesąd?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem osobą pozytywną jest człowiek, który lubi stawiać czoło każdemu nowemu dniu. Osoba rozwijająca się by pokazać, że można. Robi to dla siebie. Z punktu widzenia otoczenia jest to ktoś pogodny, przykuwający uwagę, oddziaływający. Osoba taka jest otoczona ludźmi. Ma dystans do siebie i potrafi świadomie realizować cele, które sobie wyznaczyła.

Za to ktoś, kto wierzy w unikanie czarnego kota przebiegającego przez ulicę lub nosi czerwoną bieliznę podczas egzaminów nie tylko dodaje sobie otuchy ale zaczyna siebie cechować jako osobę z brakiem pewności siebie.

Oczywiście złotym środkiem jest realista. Kto jednak lubi przebywać dłużej z taką osobą?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież nawet osoba, która jest pozytywna w opisanym przez Ciebie sensie miewa chwile zwątpienia:) każdy miewa. I nie mówię że od razu trzeba dzwonić do wróżki, ale o drobnostkach, które wydają się pozornie niewinne. Prawdopodobnie osoba ambina, kreatywna i aktywna nie ma czasu na bzdety pt. przesądy. I myślę, że i tak w większości przypadków ta wiara w przesądy to i tak tylko taka szczypta magii w życiu. Nie znam nikogo, kto poważnie przejmowałby się czarnymi kotami, itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem przekonany o prawidłowości wyników przeprowadzonych badań. Różnice pomiędzy przeciwnymi postawami są niewielkie.

 

Myślę że postawa z góry nastawiona na wygraną przynosi znacznie lepsze efekty niż ostrożne podejście. Oczywiście zwycięstwo musi być poparte staraniami o nie oraz posiadaniem odpowiedniego potencjału. Pozytywne myślenie jest tylko dodatkowym czynnikiem, który zbliża do osiągnięcia celu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest tak jak piszesz. Nie można jednocześnie mieć ciastka i zjeść ciastko. Tak samo - noszę koszulkę na szczęście, żeby przypieczętować sukces i podchodzę do niego z nutą braku wiary.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Federico Macheda, napastnik Manchesteru United, został ukarany grzywną w wysokości 15 000 funtów oraz otrzymał ostrzeżenie za umieszczenie homofobicznego komentarza na Twitterze. Kara została wymierzona przez brytyjski związek futbolu.
      W oświadczeniu związku czytamy, że piłkarz użył napastliwego i/lub obraźliwego języka w odniesieniu do orientacji seksualnej innej osoby. Włoch jest już czwartym piłkarzem grającym na Wyspach, który w ciągu ostatnich tygodni został ukarany za komentarze na Twitterze.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kara, którą sam sobie wymierzył Google, okazała się dotkliwa dla przeglądarki Chrome. Jej rynkowe udziały spadły, zyskały natomiast Internet Explorer i Firefox.
      Jeszcze w grudniu dotychczasowy trend wśród przeglądarek utrzymywał się. Chrome zyskiwał, jego najwięksi konkurenci tracili. W listopadzie, według Net Applications, do IE należało 52,64% rynku, a w grudniu odsetek ten spadł do 51,87%. W tym samym czasie udziały Firefoksa zmniejszyły się z 22,14% do 21,83%. Chrome zwiększył swój stan posiadania z 18,18% do 19,11%.
      Jednak na początku stycznia Google ukarał się za wpadkę z płatnymi linkami w swojej wyszukiwarce zmniejszając Page Rank witryny Chrome’a do 0.
      Od razu zyskał na tym Internet Explorer, którego udziały zwiększyły się do 52,96%. Firefox znowu spadł do 20,88%, ale spadły też udziały Chrome’a, który stracił 0,17 punkta procentowego. W lutym udziały Chrome’a zmniejszyły się do 18,90%. Spadł też - o 0,12 pp - Internet Explorer. Zyskał za to Firefox, do którego należy obecnie 20,92% rynku.
      Obserwując rynkowe trendy można stwierdzić, że gdyby Google się nie ukarał, to w lutym miałby szansę ostatecznie przegonić Firefoksa i zostać drugą najpopularniejszą przeglądarką na świecie.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google ma zapłacić 515 000 euro za to, że bezpłatnie udostępnił Google Maps. Z tej kwoty 500 000 euro otrzyma firma Bottin Cartographes, a 15 000 euro to grzywna nałożona na wyszukiwarkowego giganta.
      Bottin Cartographes pozwała Google’a do sądu, oskarżając koncern o wykorzystywanie swojej dominującej pozycji oraz tymczasowe wzięcie na siebie całości kosztów, do czasu przejęcia kontroli nad rynkiem.
      Udowodniliśmy, że Google nielegalnie dąży do usunięcia z rynku konkurencji. Sąd uznał te metody za nieuczciwe - stwierdził Jean-David Scemmama, prawnik Bottin Cartographes.
      Google ma zamiar odwołać się od decyzji sądu. Jesteśmy przekonani, że istnienie bezpłatnego serwisu mapowego wysokiej jakości jest korzystne dla użytkowników internetu i witryn. Zarówno we Francji jak i w innych krajach mamy konkurencję - stwierdził rzecznik prasowy Google’a we Francji.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Google poinformował o ukaraniu... samego siebie obniżeniem rankingu przeglądarki Chrome w firmowej wyszukiwarce oraz obniżeniem indeksu PageRank witryny www.google.com/chrome. Decyzję taką podjęto po tym, gdy dwóch blogerów odkryło, że Chrome był reklamowany za pomocą płatnych linków. Działanie takie jest sprzeczne z polityką Google’a i może grozić za nie nawet usunięcie z indeksu wyszukiwarki.
      Blogerzy Aaron Wall i Danny Sullivan nagłośnili sprawę i zaczęli się zastanawiać, czy Google zastosuje wobec siebie te same zasady, które stosuje wobec innych łamiących regulamin.
      Koncern już zaczął wymierzać sobie karę. Jeśli w wyszukiwarce wpiszemy termin „browser“, to na drugim miejscu nie znajdziemy, jak dotychczas, odnośnika do witryny, z której można pobrać Chrome’a. Został on przesunięty na szóstą pozycję piątej strony wyszukiwania. Ponadto PageRank witryny Chrome’a został obniżony do 0.
      Wpisanie terminów „google chrome“ czy „chrome“ nadal sytuuje przeglądarkę wśród najlepiej wyszukiwanych terminów, jednak odnośniki prowadzą do witryn z poradami, jak zainstalować Chrome’a, a nie do strony, gdzie można go pobrać.
      Google tłumaczy, że nie autoryzował kampanii umieszczania płatnych linków do witryny Chrome’a. Koncern wyjaśnia, że kampanię zamówił jej partner marketingowy firma Unruly Media. Przedstawiciele Unruly Media mówią, że w ramach kampanii opłaceni blogerzy mieli napisać o Chrome, ale nie proszono ich o linkowanie do witryny przeglądarki. Tymczasem co najmniej jeden z nich, przy materiale wideo opisującym Chrome’a, umieścił informację „Opłacone przez Google’a“, która została zlinkowana do witryny Chrome’a. Link nie zawierał argumentu nofollow, co narusza zasady Google’a, gdyż w ten sposób roboty wyszukiwarki indeksują link, podbijając PageRank witryny, do której linkuje.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Społeczeństwa doświadczone przez zagrożenia, np. wojny, głód czy katastrofy naturalne, mają silniejsze tendencje do ścisłego kontrolowania zachowania swoich członków (Science).
      Prof. Yoshi Kashima z Uniwersytetu w Melbourne i jego zespół zastanawiali się, czemu jedne społeczeństwa tolerują odstępstwa od normy, podczas gdy w innych grozi za to surowa kara. Australijczycy uważają, że wyjaśnienie tego problemu ma duże znaczenie, ponieważ w różnicy tolerancyjności upatrują źródła potencjalnych konfliktów narodowościowo-kulturowych.
      W latach 60. ubiegłego wieku antropolog P.J. Pelto zaproponował teorię, która postulowała, że kultury ściśle kontrolujące zachowania społeczne rozwijają się w wyniku wystawienia na oddziaływanie szczególnych (czytaj - trudnych) środowisk. Mając to na uwadze, ekipa Kashimy postanowiła poszperać w historii współczesnych społeczeństw. Zakładano, że konieczność radzenia sobie z większą liczbą wojen, katastrof naturalnych itp. może z czasem doprowadzić do powstania rozmaitych obostrzeń. Bardzo szybko ta hipoteza się potwierdziła.
      Narody zmagające się z tymi szczególnymi wyzwaniami rozwiną silniejsze normy i będą przejawiać niską tolerancję dla zachowań dewiacyjnych. W ten sposób zwiększą porządek i społeczną koordynację, by skutecznie poradzić sobie z zagrożeniami. Dla odmiany narody z niewielką liczbą zagrożeń ekologicznych i pochodzenia ludzkiego mają o wiele słabszą potrzebę uporządkowania i społecznej koordynacji, stąd słabsze normy i o wiele więcej swobody.
      Australijczycy oceniali ścisłość norm w różnych krajach, przeprowadzając wywiady z ok. 7 tys. osób z 33 krajów (leżały one na 5 kontynentach, niestety, w badaniach pominięto Afrykę). Respondentów pytano o ocenę tolerancyjności ich państwa czy ilość swobody dawanej ludziom w zakresie przestrzegania norm. Wszystkich proszono też o ocenę właściwości 180 zachowań, w tym kłócenia się lub jedzenia w windzie, płakania w czasie wizyty u lekarza, śpiewania na ulicy, śmiania się na głos w autobusie przeklinania w pracy, flirtowania na pogrzebie lub całowania kogoś w usta w restauracji.
      Analiza uzyskanych odpowiedzi pozwoliła wyliczyć wskaźnik ścisłości danej nacji i ułożyć na tej podstawie listę. Na jej dole z wynikiem 1,6 uplasowali się niefrasobliwi Ukraińcy, a na szczyt z wynikiem 12,3 trafili Pakistańczycy. W środku stawki znalazły się USA (5,1) i Wielka Brytania (6,9), która okazała się nieco "ostrzejsza" od Francji.
      Akademicy z Melbourne zebrali historyczne dane statystyczne o każdym z uwzględnionych w studium państw (niekiedy nawet z XVI w.). Okazało się, że państwa, w których w przeszłości pojawił się głód/niedobór wody, była wysoka gęstość zaludnienia, często dochodziło do wojen lub wybuchów epidemii, są częściej nastawione na kontrolę swoich obywateli. Naukowcy ustalili też, że z większym prawdopodobieństwem rozwija się w nich ustrój autokratyczny (samowładczy), media są mniej otwarte, tworzy się więcej zasad/norm, kary są surowsze, popełnia się mniej przestępstw, a ludzie mają mniej praw politycznych. Ograniczenia nie dotyczą wyłącznie przebiegu kontaktów społecznych, ale i osobowości jednostek. W krajach ściśle regulujących wszytsko i wszystkich są one ostrożniejsze, bardziej posłuszne, nastawione na kontrolę impulsów i mniej toleranycjne w stosunku do obcych. Po przyjrzeniu się dokładności zegarów miejskich w głównych miastach okazało się również, że przedstawiciele krajów "ścisłych" przywiązują większą wagę do czasu.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...