Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Wiemy, jak powstają fale wyjątkowe

Rekomendowane odpowiedzi

Od wieków marynarze opowiadali o pojawiających się znikąd olbrzymich falach, które z łatwością zatapiały nawet największe statki. Do niedawna opowieści te uważano za fantazje, jednak w roku 1995 na platformie wiertniczej na Morzu Północnym zauważono taką właśnie falę. Okazało się zatem, że te tzw. fale wyjątkowe istnieją. Od tamtego czasu prowadzone są ich badania.

Wiadomo, że fale te mogą mieć nawet 30 metrów wysokości. Dotychczas naukowcy nie byli pewni, co powoduje ich powstawanie.

Profesor fizyki Peter McClintock z University of Lancaster, który specjalizuje się fizyce niskich temperatur oraz oddziaływaniach nieliniowych, przeprowadził eksperymenty, podczas których wytworzył fale wyjątkowe. Oczywiście testy przeprowadzono w laboratorium na niezwykle małą skalę. Wykorzystanie ciekłego helu pozwoliło potwierdzić teorię, że fala wyjątkowa powstaje wskutek niezwykle rzadkiego zjawiska zsumowania się mniejszych fal. Zwykle zachodzi proces odwrotny - duże fale słabną, rozbijają się na mniejsze i zanikają. W przypadku fal wyjątkowych jest inaczej.

Badania McClintocka przynoszą też kolejną ważną informację - okazuje się, że fale wyjątkowe nie potrzebują do powstania setek kilometrów otwartych wód. Naukowiec uzyskał swoje fale, jak sam mówi, "zadziwiająco szybko". Teraz profesor McClintock chce się dowiedzieć, jakie siły powodują powstawanie fal wyjątkowych. Czy jest to np. wiatr czy oddziaływanie księżyca. Jego badania mogą mieć bardzo praktyczne zastosowanie. Jeśli nauczymy się tworzyć fale wyjątkowe lub kontrolować ich powstawanie, może to ocalić statki pływające po oceanach. Może też posłużyć do niszczenia statków przeciwnika. A, jak zauważa brytyjski uczony, być może w dalekiej przyszłości fale wyjątkowe zostaną wykorzystane do pozyskiwania energii. Jest to jednak, jak sam przyznaje, bardzo daleko idąca spekulacja.

Szczegółowy opis badań McClintocka ukaże się w najbliższym numerze Physical Review Letters.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie powiem, ciekawe odkrycie :) Mawiają, że przy odpowiednim zbiegu okoliczności nawet machnie skrzydłami przez motyla może spowodować trzęsienie ziemi... ;)

 

Jeśli zaś chodzi o wpływ Księżyca, to chyba można to sprawdzić dość łatwo. Skoro istnieją doniesienia o powstawaniu fal wyjątkowych, to na pewno są im przypisane jakieś daty . Trzeba by było tylko zbadać, gdzie był w danej chwili Księżyc w stosunku do miejsca powstania fali. Robota dość żmudna, ale od strony warsztatowej chyba nie aż tak trudna.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przecież to było oczywiste.. mogli mnie o to zapytać.

Takie fale są normalnym wynikiem interferencji, z tym, że czym więcej składowych fal, tym jest to mniej prawdopodobne, a do uzyskania 30 metrowej fali przydałoby się więcej niż 2 składowe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A umiałbyś to udowodnić? Gadać i tworzyć hipotezy każdy potrafi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To że te fale są skutkiem interferencji, to oczywiste. Ale problem polega na rekonstrukcji warunków, w jakich do tej akurat postaci interferencji dochodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Nie chciał bym być wrogiem armii, która potrafi tworzyć takiego potwora.

Swoją drogą ciekawe ile energii można by pozyskać z takiej hydrotechniki, bo nie wiadomo do jakiej prędkości są w stanie rozpędzić taką falę, a jaką prędkość uzyskują naturalnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Swoją drogą ciekawe ile energii można by pozyskać z takiej hydrotechniki

 

pytanie tez sie sprowadza do zagadnienia ile tezeba by dostarczyc energii zeby stworzyc taka fale.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chciał bym być wrogiem armii, która potrafi tworzyć takiego potwora.

Swoją drogą ciekawe ile energii można by pozyskać z takiej hydrotechniki, bo nie wiadomo do jakiej prędkości są w stanie rozpędzić taką falę, a jaką prędkość uzyskują naturalnie.

 

To nie jest kwestia prędkości, tylko ciężaru wody, który zalewa statek czy platformę. fala się nie przemieszcza jako ciało, tylko jako forma - w jej skład wchodzą kolejne cząstki, podczas gdy te z tyłu jednocześnie ją opuszczają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie jest kwestia prędkości, tylko ciężaru wody, który zalewa statek czy platformę. fala się nie przemieszcza jako ciało, tylko jako forma - w jej skład wchodzą kolejne cząstki, podczas gdy te z tyłu jednocześnie ją opuszczają.

 

to oczywiste ze czastki wody przekazuja tylko swoj ped a same pozostaje w tym samym miejscu, woda sie nie przemieszcza tylko energia ktora niosa ale nie oto sie tu rozchodzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Hmmm... to mi zagwozdkę zrobiłeś. Faktycznie można by więcej energii utracić niż pozyskać. Chociaż gdyby było poprawnie, to można powiedzieć że powstało by perpetum mobile.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Śpij spokojnie - w tej hecy siedzi ukryty motorek, niejakie Słońce.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jasne - przy danej pogodzie są fale mniejsze, fale większe ... ale lepkość+grawitacja powinny jednak kiedyś tego 'gaussa' uciąć ...

Jeśli nawet takie wysokie fale by powstawały samoistnie, to nie wierzę że mogą nieść duże ilości wody(pędu) - mogą zwilżyć pokład ale nie zatopić kilkusetotnowy statek...

Jak dla mnie, żeby fala mogła mieć taką moc to musiała powstać np. z jakiegoś podwodnego osuwiska, otwarcia się szczeliny - jest trochę miejsca na tego typu zjawiska, tektonika przecież cały czas aktywnie działa...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Guardian

Śpij spokojnie - w tej hecy siedzi ukryty motorek, niejakie Słońce.

Uwielbiam takie spacerowanie na około :) Zamiast pozyskiwać energię bezpośrednio z tej, która do nas dociera - lepiej obmyślić elektrownię wyjątkowo-falową ;) Otacza nas tak wiele różnych postaci energii słonecznej, a my ciągle tylko palimy i palimy - przykre. Ostatnio jechałem nad morze i mijałem farmę wiatraków - aż zdziwiła mnie ich ilość, jeżeli chodzi o nasz kraj. Ale co z tego, na jakieś 20 pracowały jakieś 2. Nie znam dokładnie kwestii prawnej, ale to chyba działa tak, że taka alternatywna, prywatna elektrownie dostaje limit dostawy energii do sieci. Czysty idiotyzm. I jak ma być tutaj normalnie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie jest tak, że elektrownia dostaje limit. Ona musi się sama zadeklarować, ile energii wytworzy danego dnia. Jest to potrzebne ze względu na bezpieczeństwo sieci, bo dostarczanie do niej zbyt dużych lub zbyt małych ilości energii jest niebezpieczne. Pocieszę Cię za to, że dostawcy prądu muszą zagwarantować skup energii odnawialnej, na dodatek muszą zapłacić stawki dużo wyższe od cen prądu uzyskiwanego z węgla.

 

Aha, i jeszcze jedno. Wiatraki same wyłączają się powyżej określonej prędkości wiatru. Być może dlatego obserwowana przez Ciebie farma działała tylko w małej części. Przestoje na pewno nie byłyby na rękę właścicielowi (wszystkie są w Polsce prywatne), więc nie sądzę, żeby nagle wyłączył 90% urządzeń i pozwolił im bezproduktywnie stać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Guardian

Możliwie, całkiem mocno wtedy wiało. No z tego co mówisz sprawa wydaje się uregulowana, ale jednak gdzieś czytałem, że właściciele farm skarżą się na problemy które stwarzają dostawcy państwowi. Choć piszesz też, że dostawa musi być określona - więc jeżeli nagle z powodu pogody 90% urządzeń stoi, to jest spory deficyt? Czy to nie sprawia problemu?

I tak btw, na taki biznes potrzebna jest koncesja?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możliwie, całkiem mocno wtedy wiało. No z tego co mówisz sprawa wydaje się uregulowana, ale jednak gdzieś czytałem, że właściciele farm skarżą się na problemy które stwarzają dostawcy państwowi.

Jest to pewien problem, bo za niewypełnienie limitu jest kara umowna. Z kolei jeśli okaże się, że wytworzy się nadwyżkę, to trzeba wyłączyć generatory, żeby nie przekroczyć limitu - powstają straty. Jest to jednak niezbędne, bo elektrownie węglowe muszą dostosować własną produkcję.

 

Choć piszesz też, że dostawa musi być określona - więc jeżeli nagle z powodu pogody 90% urządzeń stoi, to jest spory deficyt? Czy to nie sprawia problemu?

Elektrownia węglowa bez kłopotu nadrobi ten brak, choć dla właściciela elektrowni wiatrowej jest to, oczywiście, strata.

 

I tak btw, na taki biznes potrzebna jest koncesja?

Jak najbardziej tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość Guardian

Jest to jednak niezbędne, bo elektrownie węglowe muszą dostosować własną produkcję.

Elektrownia węglowa bez kłopotu nadrobi ten brak

I właśnie to mnie martwi, że wszystko zależy od tych spalarni, imo dla zielonej energii powinno być bezwględne pierwszeństwo - ale z drugiej strony rozumiem dlaczego tak mówisz, ze względu na ogrom sieci i jej uzależnienie od elektrowni węglowych jest jak jest.

Ciekawe ile taka koncesja kosztuje :) 20 wiatraków? 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Produkcja (konwersja) energii na swoje potrzeby nie wymaga koncesji.

Sprzedaż energii z urządzeń do mocy 960 kW też nie (tak było). 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jasne - przy danej pogodzie są fale mniejsze, fale większe ... ale lepkość+grawitacja powinny jednak kiedyś tego 'gaussa' uciąć ...

Jeśli nawet takie wysokie fale by powstawały samoistnie, to nie wierzę że mogą nieść duże ilości wody(pędu) - mogą zwilżyć pokład ale nie zatopić kilkusetotnowy statek...

Jak dla mnie, żeby fala mogła mieć taką moc to musiała powstać np. z jakiegoś podwodnego osuwiska, otwarcia się szczeliny - jest trochę miejsca na tego typu zjawiska, tektonika przecież cały czas aktywnie działa...

 

Skutkiem tektoniki powstaje fala tsunami - jest długa i ma niewielką amplitudę, przez co na otwartym akwenie jest nieodczuwalna. Przy fali wyjątkowej mamy do czynienia z energią bardziej skoncentrowaną, i co gorsza jest to skutek procesu chaotycznego - powstaje znienacka i szybko się rozprasza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Jasne - przy danej pogodzie są fale mniejsze, fale większe ... ale lepkość+grawitacja powinny jednak kiedyś tego 'gaussa' uciąć ...

Jeśli nawet takie wysokie fale by powstawały samoistnie, to nie wierzę że mogą nieść duże ilości wody(pędu) - mogą zwilżyć pokład ale nie zatopić kilkusetotnowy statek...

Dość dawno czytałem na ten temat. Postawiono hipotezę, że w powstawaniu takiej fali biorą udział prądy oceaniczne, które niosą wystarczająco dużo energii. A zagrożenie stanowi to, że nie projektowało się statkow na taką falę, bo w nią nikt nie wierzył.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Ciekawi mnie czy ktoś lub coś zarejestrowało taką falę na oceanie (film), choicażby satelita. Wątpię czy taki kolos uszedł by uwadze speców.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chyba kilka lat temu czytałam o falach wyjątkowych w jakiejś ekofilozoficznej publikacji. Traktowano je wówczas jako potwierdzenie teorii świadomej Ziemi, albo to był przykład dla któregoś z twierdzeń Godla. Tak czy siak - czar prysł. Szkoda.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W ciągu ostatnich 20 lat doszło do znacznych zmian koloru oceanów. To globalny trend, którego najbardziej prawdopodobną przyczyną jest globalne ocieplenie, informują naukowcy z MIT, brytyjskiego Narodowego Centrum Oceanograficznego, University of Maine i Oregon State University. Zmiany obejmują aż 56% oceanów, czyli powierzchnię większą niż powierzchnia wszystkich lądów.
      Najbardziej widoczne są zmiany w obszarach równikowych, gdzie kolor wody staje się coraz bardziej zielony. Oznacza to, że dochodzi do zmian ekosystemów na powierzchni, gdyż na kolor wody wpływają żyjące w niej organizmy oraz rozpuszczone minerały. W tej chwili nie wiadomo, jakie konkretnie zmiany w ekosystemie powodują taką zmianą koloru. Naukowcy są pewni jednego – najbardziej prawdopodobną przyczyną zmian jest zmiana klimatu.
      Zmiany takie nie są zaskoczeniem. Współautorka badań, Stephanie Dutkiewicz z MIT od wielu lat prowadzi symulacje komputerowe, które pokazywały, że do takich zmian dojdzie. Fakt, że je teraz mogę obserwować w rzeczywistości nie jest zaskoczeniem. Ale jest to przerażające. Zmiany te są zgodne z tym, co pokazują symulacje dotyczące wpływu człowieka na klimat, stwierdza uczona. To kolejny dowód na to, jak ludzka aktywność wpływa na życie na Ziemi na wielką skalę. I kolejny sposób, w jaki wpływamy na biosferę, dodaje doktor B. B. Cael z Narodowego Centrum Oceanograficznego w Southampton.
      Kolor oceanu zależy od tego, co znajduje się w górnych warstwach wody. Woda głębokiej błękitnej barwie zawiera niewiele życia, a im bardziej zielona, tym więcej w niej organizmów żywych, przede wszystkim fitoplanktonu. Fitoplankton stanowi podstawę morskiego łańcucha pokarmowego. Rozciąga się on od fitoplanktonu, przez kryl, ryby, ptaki morskie po wielkie morskie ssaki. Fitoplankton absorbuje też i zatrzymuje dwutlenek węgla. Dlatego też naukowcy starają się go jak najdokładniej monitorować, by na tej podstawie badać, jak ocean reaguje na zmiany klimatu. Robią to wykorzystując satelity śledzące zmiany chlorofilu poprzez porównanie światła zielonego i niebieskiego odbijanego od powierzchni oceanów.
      Przed około 10 laty jedna z autorek obecnych badań, Stephanie Henson, wykazała, że potrzeba co najmniej 30 lat ciągłych obserwacji chlorofilu, by wyciągnąć wnioski na temat zmian jego koncentracji pod wpływem globalnego ocieplenia. Jest to spowodowane olbrzymimi naturalnymi zmianami oceanicznego chlorofilu rok do roku, więc odróżnienie corocznych zmian naturalnych od długoterminowego trendu powodowanego ociepleniem wymaga długotrwałych obserwacji.
      Z kolei przed 4 laty Dutkiewicz i jej zespół opublikowali artykuł, w którym dowiedli, że naturalne zmiany innych kolorów oceanu są znacznie mniejsze niż zmiany chlorofilu. Zatem – jak dowodzili na podstawie opracowanego przez siebie modelu – korzystając ze zmian chlorofilu i korygując je o zmiany innych kolorów, można wyodrębnić zmiany koloru powodowane ociepleniem już po 20, a nie po 30 latach obserwacji.
      W trakcie najnowszych badań naukowcy przeanalizowali pomiary koloru oceanów zbierane od 21 lat przez satelitę Aqua. Zainstalowany na jego pokładzie instrument MODIS (Moderate Resolution Imaging Spectroradiometer) przygląda się oceanom w 7 zakresach światła widzialnego, w tym w 2 tradycyjnie używanych do monitorowania chlorofilu. Naukowcy najpierw przeprowadzili analizy wszystkich kolorów w różnych regionach w poszczególnych latach. Tak badali zmiany roczne. To pozwoliło im określić naturalną zmienność dla wszystkich 7 zakresów fali. Następnie przyjrzeli się całemu światowemu oceanowi w perspektywie 20 lat. W ten sposób na tle naturalnych dorocznych zmian wyodrębnili trend długoterminowy.
      Chcąc się przekonać, czy trend ten może mieć związek ze zmianami klimatu, porównali go z modelem Dutkiewicz z 2019 roku. Model ten pokazywał, że znaczący trend powinien być widoczny po 20 latach obserwacji, a zmiany kolorystyczne powinny objąć około 50% powierzchni oceanów. Okazało się, że dane z modelu zgadzają się z danymi obserwacyjnymi – trend jest silnie widoczny pod 20 latach, a zmiany objęły 56% powierzchni. To sugeruje, że obserwowany trend nie jest przypadkową wariacją w systemie. Jest on zgodny z modelami antropogenicznej zmiany klimatu, mówi B.B. Cael.
      Mam nadzieję, że ludzie potraktują to poważnie. To już nie tylko model przewidujący, że dojdzie do zmian. Te zmiany zachodzą. Ocean się zmienia, podsumowuje Dutkiewicz.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Spacerowicze odwiedzający jedną z plaż w San Diego mogli ostatnio oglądać... różową wodę. Niezwykły widok nie był jednak niczym groźnym ani niepokojący. Woda została celowo zabarwiona na różowo przez naukowców, którzy badają, w jaki sposób wody rzek mieszają się z wodami oceanów.
      Rzeki i ich estuaria odgrywają ważną rolę w dostarczaniu słodkiej wody oraz osadów i zanieczyszczeń do przybrzeżnych regionów oceanów. Niewiele jednak wiadomo o tym, jak przebiega interakcja lżejszych wód słodkich z cięższymi, gęstszymi i często chłodniejszymi wodami przybrzeżnymi oceanu.
      Od początku roku naukowcy ze Scripps Institution of Oceanography i University of Washington kilkukrotnie kolorowali wody bezpiecznym dla środowiska różowym barwnikiem, by obserwować, jak niewielkie estuarium wpływa na przybrzeżne wody oceanu.
      Jestem bardzo podekscytowana, bo dotychczas nie prowadzono tego typu badań. To naprawdę unikatowy eksperyment, mówi kierująca eksperymentem oceanograf Sarah Giddings. Zgromadziło się tutaj wielu ekspertów z różnych dziedzin. Sądzę, że uzyskamy naprawdę interesujące dalekosiężne wyniki. Połączymy je z wynikami starszych badań oraz z symulacjami komputerowymi. Chcemy zrozumieć, jak rozprzestrzenia się w oceanie woda z niewielkich estuariów, dodaje. Interesuje mnie, w jaki sposób interakcja sił fizycznych – zderzenia fal oceanu z wpływającą doń wodą z rzeki – wpływa na to, co dzieje się z wodą rzeczną, mówi doktor Alex Simpson.
      Barwnik, który zabarwiono wodę rzeki, jest śledzony z lądu, wody i powietrza. Specjalne czujniki zostały umieszczone między innymi na palach wbitych w dno i na samym dnie. Dane zbierane są poprzez pomiary fluoroscencji barwnika, a naukowcy mierzą prądy oceaniczne, wysokość fal, zasolenie i temperaturę wody oraz badają ich zmiany w czasie i wpływ na nie wód słodkich. W ten sposób zyskają informację o konkretnym miejscu badań, ale dzięki temu lepiej można będzie zrozumieć, jak niewielkie i średniej wielkości estuaria wpływają na rozprzestrzenianie się osadów, zanieczyszczeń, narybku i innych istotnych elementów środowiska przybrzeżnego.
      Wiele z wcześniejszych badań tego typu skupiało się na dużych rzekach, dlatego też niewiele wiemy o mniejszych ciekach wodnych. Na miejsce eksperymentów wybrano Los Peñasquitos Lagoon, gdyż jest to bardzo reprezentatywny przykład niewielkiego estuarium, z którego woda przedostaje się na dość jednorodne wybrzeże.
      Barwnik wypuszczany jest w czasie odpływu, gdyż naukowcy chcą mieć gwarancję, że zostanie on poniesiony w głąb oceanu. Gołym okiem widać go przez wiele godzin, a instrumenty naukowe są w stanie wykryć go przez około 24 godziny.
      Badania prowadzone są w ramach projektu Plumes in Nearshore Conditions (PiNC).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wody oceaniczne na średnich głębokościach (200–1000 m), które są domem dla wielu gatunków ryb, zaczęły w nienaturalnym tempie tracić tlen – ostrzegają chińscy uczeni na łamach pisma Amerykańskiej Unii Geofizycznej. Do roku 2080 aż 70% światowych oceanów może się dusić z powodu braku tlenu spowodowanego zmianami klimatycznymi. Nowe badania pokazały, że w ubiegłym roku doszło do przekroczenia punktu krytycznego utraty tlenu.
      Tlen rozpuszczony w oceanach jest potrzebny żyjącym tam zwierzętom do oddychania. Jednak ogrzewające się wody zawierają mniej tlenu. Naukowcy od lat obserwują powolny spadek ilości tlenu w wodach oceanicznych. Jednak najnowsze badania pokazują, że sytuacja jest bardziej dramatyczna, niż sądzono.
      Autorzy badań opublikowanych na łamach Geophysical Research Letters wykorzystali modele klimatyczne do sprawdzenia, jak i kiedy poziom utraty tlenu w wodach oceanicznych będzie większy niż naturalna zmienność. Okazało się, że na średnich głębokościach do przekroczenia poziomu naturalnej zmienności doszło prawdopodobnie w 2021 roku. Jeśli to prawda, wpłynie to np. na rybołówstwo na całym świecie. Modele przewidują, że do roku 2080 wszystkie strefy oceaniczne doświadczą większej niż naturalna utraty tlenu.
      Na głębokości od 200 do 1000 metrów rozciąga się strefa mezopelagialu. Wiele gatunków komercyjnie poławianych ryb żyje właśnie w tej strefie. Ubytek tlenu oznacza, że ucierpi rybołówstwo i dostawy żywności, nie mówiąc już o stratach środowiskowych.
      Wraz z globalnym ociepleniem rośnie temperatura wód oceanicznych. A w ciepłej wodzie rozpuszcza się mniej tlenu, co z kolei zmniejsza mieszanie się poszczególnych warstw wody. Mezopelagial jest szczególnie wrażliwy na ubytek tlenu, gdyż z jednej strony nie jest wzbogacany tlenem z atmosfery oraz fotosyntezy, jak wyżej położone warstwy, a z drugiej to w nim zachodzi większość zużywających tlen procesów rozkładu glonów.
      Dla nas to bardzo ważna strefa oceanu, gdyż żyje w niej wiele komercyjnie poławianych gatunków ryb. Ubytek tlenu wpływa też na inne morskie zasoby, ale ryby są dla nas najważniejsze i mają największy wpływ na naszą codzienną dietę, mówi główna autorka badań, Yuntao Zhou z Shanghai Jiao Tong University. Oceanograf Matthew Long z amerykańskiego Narodowego Centrum Badań Atmosferycznych (NCAR), który nie brał udziału w badaniach, komentuje, że badania chińskich uczonych pokazują, jak pilna jest potrzeba zapobiegania zmianom klimatu. Ludzkość zmienia obecnie stan metaboliczny największego ekosystemu na planecie, a konsekwencji tej zmiany nie znamy.
      Chińscy naukowcy przyjrzeli się utracie tlenu w epipelagialu (0–200 m), mezopelagialu (200–1000 m) i batypelagialu (1000–4000 m). Poddali analizie matematycznej dane, by sprawdzić, kiedy zmiany w ilości rozpuszczone w nich tlenu będą większe, niż naturalna zmienność. Połączyli je z dwoma modelami klimatycznymi – jednym zakładającym wysoką emisję gazów cieplarnianych przez człowieka i drugim, zakładającym niską emisję.
      W obu zbadanych scenariuszach to właśnie mezopelagial jest tą strefą, która najszybciej traci tlen, a utrata występuje na największym obszarze globalnych oceanów. W scenariuszu niskiej emisji proces utraty ponad naturalną zmienność rozpoczyna się 20 lat później, niż w scenariuszu emisji wysokiej. To zaś pokazuje, że ograniczenie emisji może pomóc w opóźnieniu niekorzystnych zmian.
      Naukowcy zauważyli tez, że oceany położone bliżej biegunów są bardziej narażone na utratę tlenu. Nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje, ale może mieć to związek z faktem, że okolice biegunów ocieplają się najszybciej. Dochodzi też do rozszerzania tropikalnych stref znanych z niskiej zawartości tlenu, mówi Zhou. Strefy o minimalnej zawartości tlenu rozprzestrzeniają się na wyższe szerokości geograficzne, zarówno na północ, jak i południe. To zjawisko, na które powinniśmy zwrócić więcej uwagi, stwierdza uczona. Obecnie nie wiadomo, czy gdyby całkowicie udało się powstrzymać globalne ocieplenie, to czy poziom tlenu w oceanach powrócił do epoki przedprzemysłowej.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jednym z najważniejszych odkryć dokonanych w ciągu ostatnich 25 lat było stwierdzenie, że w Układzie Słonecznym istnieją światy, gdzie pod powierzchnią skał i lodu kryje się ocean. Takimi obiektami są księżyce wielkich planet jak Europa, Tytan czy Enceladus. Teraz S. Alan Stern z Southwest Research Institute przedstawił hipotezę mówiącą, że takie światy z wewnętrznym ciekłym oceanem (IWOW) są powszechne we wszechświecie i znacząco zwiększają one liczbę miejsc, w których może istnieć życie. Dzięki nim może ono bowiem występować poza wąską ekosferą.
      Od dawna wiadomo, że planety takie jak Ziemia, z oceanami na powierzchni, muszą znajdować się w ekosferze swoich gwiazd, czyli w takiej odległości od nich, że gdzie temperatura pozwala na istnienie wody w stanie ciekłym. Jednak IWOW mogą istnieć poza ekosferą. Co więcej, obecne tam życie może być znacznie lepiej chronione niż życie na Ziemi. W światach taki jak nasz życie narażone jest na wiele zagrożeń, od uderzeń asteroidów przez niebezpieczne rozbłyski słoneczne po eksplozje pobliskich supernowych.
      Stern, który zaprezentował swoją hipotez podczas 52. dorocznej Lunar and Planetary Science Conference, zauważa, że światy z wewnętrznym ciekłym oceanem” zapewniają istniejącemu tam życiu lepszą stabilność środowiskową i są mniej narażone na zagrożenia ze strony własnej atmosfery, gwiazdy, układu planetarnego czy galaktyki niż światy takie jak Ziemia, z oceanem na zewnątrz. IWOW są bowiem chronione przez grubą, liczącą nawet dziesiątki kilometrów, warstwę lodu i skał.
      Uczony zauważa ponadto, że warstwa ta chroni potencjalnie obecne tam życie przed wykryciem jakąkolwiek dostępną nam techniką. Jeśli więc w takich światach istnieje życie i jeśli może w nich rozwinąć się inteligentne życie to – jak zauważa Stern – istnienie IWOW pozwala na poradzenie sobie z paradoksem Fermiego. Jego twórca, Enrico Fermi, zwrócił uwagę, że z jednej strony wszystko wskazuje na to, że wszechświat powinien być pełen życia, w tym życia inteligentnego, a my dotychczas nie mamy dowodu na jego istnienie. Ta sama warstwa, która tworzy w takich światach stabilne i bezpieczne środowisko jednocześnie uniemożliwia wykrycie tego życia, mówi Stern.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najnowszy raport na temat oceanów i lodu, przygotowany na zlecenie Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), pokazuje, że oceany tracą zdolność absorbowania ciepła i pochłaniania dwutlenku węgla z atmosfery. Innymi słowy, w coraz mniejszym stopniu łagodzą one zmiany klimatu.
      Od początku lat 90. ubiegłego wieku tempo ogrzewania się oceanów zwiększyło się dwukrotnie, a oceaniczne fale ciepła stają się coraz częstsze i bardziej intensywne. To zmienia ekosystem oceanu i napędza coraz potężniejsze sztormy. Oceany stają się też coraz bardziej kwaśne, co zagraża i rafom koralowym i rybołówstwu.
      Oceany nie są w stanie nadążyć za rosnącą emisją gazów cieplarnianych, mówi Ko Barrett, wiceprzewodniczący IPCC i wicedyrektor US NOAA. Konsekwencje dla natury i człowieka będą olbrzymie, dodaje.
      Raport został przygotowany przez ponad 100 naukowców z 30 krajów. Przed dwoma dniami opublikowano jego 42-stronicowe podsumowanie.
      Autorzy raportu prognozują, że jeśli emisja gazów cieplarnianych nadal będzie rosła, to do roku 2100 poziom oceanów zwiększy się o 1,1 metra. To o 10 centymetrów więcej, niż przewidywano w raporcie z 2013 roku. Richard Alley, geolog z Pennsylvania State University mówi, że szacunki te i tak są bardzo ostrożne, gdyż naukowcy nie są w stanie powiedzieć, kiedy może dojść do załamania się lądolodów, szczególnie w zachodniej Antarktyce. Jeśli to się stanie, zmiany w poziomie oceanów będą znacznie szybsze niż przewiduje raport. Przyrost poziomu oceanów może być albo nieco niższy, albo nieco wyższy, albo znacznie wyższy. Na pewno zaś nie będzie znacząco niższy, mówi Alley.
      Zwiększony poziom oceanów to wyższe ryzyko powodzi w czasie sztormów, które będą coraz częstsze i coraz silniejsze. Do roku 2050 powodzie, które obecnie uznajemy za powodzie stulecia, będą w wielu miejscach na świecie miały miejsce co roku.
      Jednak to, jak poważne będą zmiany klimatu wciąż będzie zależało od nas. Do roku 2300 poziom oceanów może wzrosnąć od 0,6 do 5,4 metra. Wszystko będzie zależało od tego, jak szybko ludzkość będzie zmniejszała emisję gazów cieplarnianych.
      Poziom oceanów będzie rósł przez kolejne wieki. Pytanie brzmi: czy będziemy w stanie tym zarządzać, mówi klimatolog Michael Oppenheimer z Princeton University i koordynator prac nad rozdziałem dotyczącym wzrostu poziomu oceanów.
      We wstępnej wersji raportu znalazła się też informacja, że z powodu wzrostu poziomu oceanów miejsce zamieszkania będzie musiało zmienić 280 milionów ludzi. Z ostatecznej wersji analizy dane te usunięto, gdyż naukowcy uznali, że źle zinterpretowali jedne z badań.
      Odnośnie zaś pokrywy lodowej naukowcy stwierdzili, że od roku 1979 letni minimalny zasięg lodu w Arktyce zmniejsza się średnio o 13% co dekadę. To prawdopodobnie najszybsze tempo od co najmniej 1000 lat. Około 20% ziemi w Arktyce jest narażonej na gwałtowne rozmarznięcie, co doprowadzi do obniżenia poziomu gruntu. Do końca wieku obszar Arktyki pokryty niewielkimi jeziorami może zwiększyć się o 50%. Z kolei w górach na całym świecie do roku 2100 może dojść do utraty 80% małych lodowców.
      Zmiany klimatu mają wpływ na obieg wody od najwyższych partii gór po głębiny oceaniczne, co odbija się na ekosystemie. Bez znacznych redukcji emisji do roku 2100 ogólna masa zwierząt morskich może zmniejszyć się o 15%, a masa maksymalnego połowu ryb spadnie aż o 24%. Jak mówi ekolog rybołówstwa Kathy Mills z Gulf of Maine Research Institute w Portland, na północnym Atlantyku wieloryby przeniosły się bardziej na północ w poszukiwaniu chłodniejszych wód, a to zwiększa ryzyko, że zaplączą się w sieci do połowu homarów.
      Zmiany w oceanach oznaczają, że w przyszłości ludzkość czekają poważne problemy, mówi Jane Lubchenco z Oregon State University, była szefoa NOAA.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...