Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Microsoft informuje o stanie środowiska

Rekomendowane odpowiedzi

Microsoft we współpracy z Europejską Agencją Ochrony Środowiska (EEA) uruchomił witrynę Eye on Earth. To rodzaj online'owego obserwatorium, które pozwala na monitorowanie stanu środowiska naturalnego. Jej celem jest gromadzenie w jednym miejscu danych dotyczących czystości wód, gleby i powietrza. Dane są dostępne dla każdego, a użytkownicy witryny mogą umieszczać na niej swoje oceny dotyczące np. stanu kąpielisk.

Eye on Earth bazuje na danych z 21 000 punktów monitoringu, rozsianych po całej Europie. Obecnie można w serwisie sprawdzać stan czystości wód w 27 krajach. Dla niektórych akwenów przygotowano też dane historyczne dotyczące ostatnich 18 lat. Dzięki nim możemy szybko sprawdzić, czy jezioro lub rzeka, nad które zamierzamy się wybrać, w ogóle nadaje się do wypoczynku.

Na razie witryna dostępna jest w w pięciu językach: angielskim, hiszpańskim, niemieckim, włoskim i duńskim. Nie wiadomo, czy zostanie uruchomiona jej polskojęzyczna wersja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po raz pierwszy udało się oszacować rozmiar strat w rolnictwie spowodowanych zanieczyszczeniami powietrza ozonem. Badania przeprowadzone przez uczonych z University of Leeds i University of York wykazały, że Europa traci co roku około 1,2 miliona ton zboża. Szkody na taką skalę powodują zanieczyszczenia znad Ameryki Północnej.
      Naukowcy opublikowali w piśmie Biogeosciences wyliczenia, pokazujące, jak ozon (powstający m.in. podczas produkcji paliw kopalnych) emitowany w Europie, Ameryce Północnej i Azji Południowo-Wschodniej wpływa na zmniejszenie plonów pszenicy, kukurydzy, soi, bawełny, ziemniaków i ryżu.
      Największe jednostkowe straty z powodu zanieczyszczeń międzykontynentalnych ponosi właśnie Europa.
      Największy w skali globalnej wpływ na straty w uprawach mają zanieczyszczenia powstające w Azji. Przyczyniają się one do 50-60% strat w plonach pszenicy i ponad 90% w uprawach ryżu. Ameryka Północna ma największy negatywny wpływ na uprawy kukurydzy (60-70% strat) i soi (75-85%). Europejskie zanieczyszczenia najmniej przyczyniają się do marnotrawienia plonów. Dzieje się tak ze względu na rozkład ciśnień i wiatrów, roznoszących zanieczyszczenia po kuli ziemskiej.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      US Air Force uruchomi w 2017 roku system radarowy o nazwie Space Fence, który pozwoli na obserwację znacznie większej niż dotychczas liczby odpadków, krążących na orbicie okołoziemskiej. Obecnie amerykańskie siły zbrojne skatalogowało ponad 16 000 odpadków wielkości co najmniej 10 centymetrów każdy. Space Fence będzie znacznie bardziej czuły niż obecne metody obserwacyjne. Sądzimy, że w ciągu kilku miesięcy od uruchomienia Space Fence liczba skatalogowanych odpadków zwiększy się dziesięciokrotnie - mówi John Morse odpowiedzialny w projekcie Space Fence za nadzór nad pracami firm Lockheed Martin i Raytheon, z których każda otrzymała po 107 milionów dolarów na przygotowanie wstępnego projektu systemu radarowego. Po ocenie projektów US Air Force wybiorą do realizacji jeden z nich. Na rozwój systemu przeznaczono 6,1 miliarda dolarów.
      Space Fence ma składać się z dwóch stacji radarowych ulokowanych na półkuli południowej. Zastąpią one 9 obecnie wykorzystywanych stacji, pochodzących jeszcze z lat 60. i rozmieszczonych na terenie USA. Dzisiejsze stacje wykorzystują pasmo VHF (30-300 MHz), Space Force będzie używał pasma S o częstotliwościach od 2 do 4 GHz. Im wyższe częstotliwości, tym większa rozdzielczość i możliwość obserwowania mniejszych odpadków.
      Zanieczyszczenie orbity okołoziemskiej to coraz bardziej poważny problem. Wokół naszej planety krążą miliony odpadków, które stanowią zagrożenie dla satelitów, Międzynarodowej Stacji Kosmicznej oraz załogowych i bezzałogowych misji.
      W czerwcu załoga ISS dostała polecenie ewakuacji do kapsuł ratunkowych, gdy odkryto, że jeden z odpadków znalazł się w odległości kilkuset metrów. Wiadomo, że w ciągu ostatnich kilku lat co najmniej pięciokrotnie Stacja musiała wykonywać manewry ratunkowe, by uniknąć zderzenia ze śmieciami.
      Zagrożone są też loty załogowe. Ocenia się, że podczas lotu ryzyko katastrofalnego zderzenia z mikrometeorytami lub, co bardziej prawdopodobne, odpadkami, wynosi 1:250. Przy 100 misjach łączne ryzyko wynosi już 1:3.
      Lepsze śledzenie odpadków pozwoli uniknąć wielu niebezpieczeństw, ale nie rozwiąże problemu. Zagrożeni są też mieszkańcy planety. W marcu w Kolorado znaleziono 75-centymetrową metalową sferę pochodzącą prawdopodobnie z rosyjskiego satelity wystrzelonego dwa miesiące wcześniej. W tym samym miesiącu w Urugwaju spadł fragment silnika rakiety Delta 2, która przed ośmioma laty wyniosła na orbitę satelitę GPS. Od roku 2001 zanotowano trzy upadki (w Arabii Saudyjskiej, Argentynie i Tajlandii) kilkudziesięciokilogramowych fragmentów rakiet wynoszących satelity GPS.
      Z kolei w 2009 roku nieczynny rosyjski satelita Cosmos uderzył w działającego satelitę sieci telefonii satelitarnej Iridium. Wskutek zderzenia powstały tysiące odłamków, z czego niemal 2000 wielkości co najmniej 10 centymetrów. Jeden z nich zagroził ISS w kwietniu bieżącego roku.
      Na orbicie okołoziemskiej panuje już taki bałagan, że do zderzeń dochodzi co 4-5 lat. Nawet jeśli ludzie zaprzestaliby wysyłania w kosmos kolejnych obiektów, to liczba odpadów i tak będzie rosła wskutek zderzeń już istniejących śmieci i obiektów.
      Utworzenie Space Fence to jedynie próba uniknięcia wypadków, a nie rozwiązanie problemu. Coraz częściej mówi się o konieczności posprzątania tego, co pozostawiliśmy na orbicie. Eksperci z NASA zauważają, że nigdy wcześniej Agencji nie przedstawiano tak wielu pomysłów na systemy aktywnego usuwania odpadów (ADR). Spektrum propozycji jest niezwykle szerokie: od laserów spalających odpady, po pojazdy je zbierające. Jednak obecnie wszystkie one przypominają idee rodem z filmów science-fiction.
      Nie opracowano dotychczas ekonomicznie i technologicznie realnego sposobu na posprzątanie orbity. Zadanie to będzie najprawdopodobniej wymagało współpracy międzynarodowej o skali porównywalnej do budowy ISS.
      Na szczęście kosmiczne odpadki  nie spowodowały jeszcze niczyjej śmierci. Jednak, prawdopodobnie, takie wydarzenie jest tylko kwestią czasu.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W ramach finansowanych przez NASA badań dowiedziono, że część elementów potrzebnych do budowy DNA może pochodzić z kosmosu. "Cegiełki" tworzące DNA znajdowano w meteorytach już w latach 60. ubiegłego wieku, jednak dotychczas nie było pewności, czy powstały one w kosmosie czy też są ziemskimi zanieczyszczeniami.
      Po raz pierwszy mamy trzy różne dowody wskazujące, że ten budulec dla DNA powstał w kosmosie - mówi doktor Michael Callahan z Goddard Space Fligh Center.
      Uczeni badali próbki 12 bogatych w węgiel meteorytów, z których 9 znaleziono na Antarktydzie. Każdą z próbek rozpuszczono w kwasie mrówkowym i poddano badaniu za pomocą chromatografu, a następnie spektrometrii masowej.
      Naukowcy znaleźli w nich adeninę i guaninę oraz hypoksantynę i ksantynę. Natomiast w dwóch meteorytach odkryto, po raz pierwszy, trzy molekuły związane z zasadami nukleinowymi: purynę, 2,6-diaminopurynę oraz 6,8-diaminopurynę. Te dwie ostatnie niemal nie występują w ziemskiej biologii, a zatem zanieczyszczenie materiałem pochodzenia ziemskiego jest praktycznie niemożliwe.
      Nie sądzimy, byśmy znaleźli te analogi zasad nukleinowych jeśli doszłoby do zanieczyszczenia na Ziemi, ponieważ niemal nie występują one w biologii. Dysponujemy tylko jednym raportem o znalezieniu 2,6-diaminopuryny u jednego z wirusów [to cyjanofag S-2L- red.] - mówi Callahan. Jeśli przyjmiemy, że asteroidy są chemicznymi ‚fabrykami', to musimy też przyjąć, ze mogą powstawać w nich bardzo różne zasady nukleinowe, nie tylko takie, które spotykamy na Ziemi. Będzie to zależało od składu asteroidów i warunków w nich panujących - dodaje uczony.
      Drugi dowód zdobyto podczas badań, mających na celu sprawdzenie, czy nie doszło do zanieczyszczenia. Naukowcy zbadali lód, który otaczał znalezione meteoryty. Okazało się, że zawartość dwóch zasad nukleinowych oraz hypoksantyny i ksantyny, jest w lodzie o rząd wielkości mniejsza. Liczyć je należy w częściach na bilion, podczas gdy w meteorytach - w częściach na miliard. Co więcej, żaden z analogów zasad nukleinowych nie został znaleziony w lodzie, a to znaczy, że musiał znajdować się w meteorycie w chwili upadku. Analiza meteorytu znalezionego w Australii oraz otaczającego go gruntu również nie wykazała w gruncie obecności zasad znalezionych w meteorycie.
      Trzeci dowód to odkrycie, że wszystkie zasady, zarówno te, które występują w ziemskich organizmach żywych, jak i te, które w nich nie występują, powstały w wyniku reakcji nie mających żadnego związku z organizmami żywymi. W laboratorium identyczny zestaw zasad i ich analogów powstaje w reakcji, w której biorą udział cyjanek wodoru, amoniak i woda. To wspiera teorię, że są one pochodzenia pozaziemskiego - stwierdza Callahan.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) informuje, że w ubiegłym roku emisja dwultenku węgla do atmosfery była rekordowo duża i wyniosła 30,6 gigatony. To o 5% więcej niż w rekordowym dotychczas roku 2008. W 2009 emisja zmniejszyła się z powodu kryzysu gospodarczego.
      Dane te pokazują, że ludzkość, wbrew zapewnieniom i podpisywanym umowom, nie ma zamiaru zmniejszać emisji zanieczyszczeń i aktywnie walczyć z globalnym ociepleniem.
      Znaczący wzrost emisji CO2 oraz prowadzone inwestycje w infrastrukturę, które pokazują, że nie będzie ona zmniejszana, to poważny cios w nasze nadzieje dotyczące spowolnienia globalnego wzrostu temperatury tak, by nie był on większy niż 2 stopnie Celsjusza - mówi doktor Fatih Birol, główny ekonomista IEA.
      Wspomniany wzrost o nie więcej niż 2 stopnie to założenie przyjęte podczas oenzetowskiego szczytu klimatycznego w Cancun w 2010 roku. Udałoby się je osiągnąć, jeśli w długim terminie koncentracja gazów cieplarnianych w atmosferze nie przekroczyłaby 450 części na milion liczonych w ekwiwalencie CO2. A zatem nie mogłaby wzrosnąć o więcej niż 5% w porównaniu z rokiem 2000. Jednak by to osiągnąć w roku 2020 globalna emisja związana z produkcją energii nie może przekroczyć 32 gigaton. Innymi słowy, w ciągu najbliższych 10 lat może ona wzrosnąć mniej, niż w latach 2009-2010. A to, jak widać, jest praktycznie niemożliwe.
      To kolejny dzwonek alarmowy. Znajdujemy się niezwykle blisko granicy, której nie powinniśmy przekroczyć do roku 2020 o ile chcemy uniknąć wzrostu temperatury powyżej 2 stopni Celsjusza - mówi Birol.
      W liczbach bezwzględnych do obecnego wzrostu emisji najbardziej przyczyniają się kraje rozwijające się, jak Chiny i Indie. Co prawda za aż 40% emisji odpowiedzialne są kraje OECD, ale odpowiadają one tylko za 25% wzrostu.
      Jednak z drugiej strony w przeliczeniu na głowę mieszkańca to kraje OECD emitują najwięcej zanieczyszczeń, bo aż 10 ton. Chińska emisja wynosi 5,8 tony, a Indyjska - 1,5 tony.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W dawnych czasach górnicy zabierali ze sobą do kopalń kanarki, by ostrzegały ich przed wzrostem stężenia metanu. W środowisku naturalnym takimi "kanarkami" są żaby - te niezwykle wrażliwe na zmiany płazy bardzo szybko pokazują nam niepokojące zjawiska.
      Najnowsze badania przeprowadzone na North Carolina State University sugerują, że największy amerykański program monitorowania płazów zawiera błędy, które mogą prowadzić do przeszacowania ich populacji.
      North American Amphibian Monitoring Program (NAAMP) został uruchomiony przez Amerykańską Służbę Geologiczną pod koniec lat 90. ubiegłego wieku, gdy zauważono, że płazy szybko reagują na zanieczyszczenia środowiska. NAAMP bazuje na pracy ochotników, którzy o określonych porach roku na wyznaczonych terenach liczą płazy, nasłuchują odgłosów żab i składają raporty dotyczące liczebności oraz poszczególnych gatunków.
      Doktor Ted Simons, wykładowca biologii na NC State, postanowił dowiedzieć się, na ile ochotnicy są w stanie prawidłowo określić liczebność poszczególnych gatunków żab. Zmodyfikował więc swoje "Bird Radio", które wcześniej wykorzystał do badania prawidłowości szacunków liczebności ptaków i stworzył "Ribbit Radio", czyli serię zdalnie sterowanych odtwarzaczy, które wykorzystał do naśladowania skrzeku żab.
      Po rozstawieniu ich w terenie, poddał ochotników biorących udział w NAAMP testom. Bardzo szybko okazało się, że ochotnicy popełniają sporo błędów. Przede wszystkim polegających na informowaniu o tym, że usłyszeli skrzek gatunku, który w ogóle nie był odtwarzany. "To w dużej mierze wina ludzkiej natury. Obserwatorzy chcą usłyszeć tak dużo gatunków, jak to tylko możliwe i czasami uszy nas oszukują" - mówi Simons.
      Jego badania są o tyle istotne, że fałszywe dane trafiają do bazy i są poddawane analizie tak samo, jak prawdziwe. Pojawiają się więc informacje o większym niż rzeczywiste rozprzestrzenieniu różnych gatunków. To, oczywiście, powoduje, że program NAAMP mija się z celem, gdyż nie daje prawdziwego obrazu zmian w środowisku.
      Badania Simonsa pozwolą Służbie Geologicznej na opracowanie lepszych metod eliminacji fałszywych danych, poprawienie jakości monitoringu i, co za tym idzie, uzyskanie lepszego obrazu całości.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...