Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Choć z każdego dolara wydanego na los zwracają się tylko 53 centy, ludzie nadal mają nadzieję, że w ten sposób uda im się odmienić życie. Złudzeniu ulegają zwłaszcza osoby biedne, które wydają na kupony większy procent swojego dochodu niż obywatele lepiej sytuowani. Badacze z Carnegie Mellon University wyjaśniają, czemu się tak dzieje (Journal of Behavioral Decision Making).

W ramach eksperymentu ochotnicy, u których wywoływano poczucie bycia biednym, kupowali dwukrotnie więcej losów niż członkowie grupy przekonanej o własnym dobrobycie. Wygląda więc na to, że irracjonalne zachowanie napędza przede wszystkim negatywna ocena stanu posiadania. Niektórzy biedni ludzie postrzegają udział w loterii jako najlepszy sposób na poprawę swojej sytuacji finansowej. Niestety, mylą się. Nadzieja na wydobycie się z dołka zachęca do ciągłego kupowania losów, chociaż szanse wygrania są niemal bliskie zeru, a tego typu działania de facto pogłębiają biedę, od której chce się uciec – tłumaczy szefowa zespołu badawczego Emily Haisley.

Oceną własnego stanu posiadania manipulowano za pomocą kwestionariusza. Pozornie wolontariusze mieli wyrazić opinię na temat różnych zagadnień związanych z Pittsburghiem. Znalazło się tam jedno pytanie na temat rocznych dochodów. Grupę, która miała się poczuć biedna, poproszono o umiejscowienie zarobków na skali rozpoczynającej się punktu "mniej niż 100 tysięcy". Potem opcje do wyboru wzrastały co 100 tys. Większość respondentów musiała się więc zaliczyć do najgorzej zarabiającej kategorii. Członkowie grupy, w której wytworzono stan zadowolenia ze stanu posiadania, zetknęli się z inną skalą. Zaczynała się ona od punktu "mniej niż 10 tysięcy" i wzrastała w 10-tysięcznych przedziałach. Wskutek tego większość osób plasowała się w środku lub bliżej prawego jej końca.

Wszystkim za udział w eksperymencie zapłacono 5 dolarów. Po jego "zakończeniu" mogli kupić do 5 zdrapek. Ludzie przekonani o katastrofalnym stanie swoich finansów kupowali średnio 1,27 losu, a członkowie grupy kontrolnej tylko 0,67.

W drugim eksperymencie części wolontariuszy przypomniano, że osoby o różnym dochodzie nie mają równego dostępu do edukacji, a wskutek tego różnią się pod względem zarobków i możliwości mieszkaniowych, ale szanse na wygraną w loterii są takie same dla wszystkich. Ci, którzy wysłuchali takiej uwagi, kupili więcej kuponów (1,31) niż członkowie grupy kontrolnej (0,54).

Autorzy badań uważają, że biednym osobom biorącym udział w loteriach można pomóc, wiążąc ewentualne wygrane z kontami oszczędnościowymi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja tam jestem ubogi i wysyłam po jednym kuponie Lotka bo wolę mieć 1 szansę na 14 milionów na bycie szczęśliwym niż nie mieć jej wcale.natomiast zwiększanie do 2 na 14mln przez kupowanie drugiego losu uważam za bezsensowne

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest dokładnie tak samo sensowne lub bezsensowne, jak kupowanie jednego kuponu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość macintosh

Jest dokładnie tak samo sensowne lub bezsensowne, jak kupowanie jednego kuponu.

Ze względu na chęć wygrania, ale nie ze względu na samopoczucie. Lepiej kupić los i się rozmarzyć niż vodka'e i się zalać.

Ja nie robię jednego ani drugiego. 8) ... i tak jesteśmy w Matrixie..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

myślicie że lepiej spędzić całe życie(a życie rzecz ważna,tylko jedno) w szarości i przeciętności niż wydać na 1 los by mieć choć minimalną szansę na bogactwo?ciekawe jakie są szanse na przypadkowe znalezienie takiej kasy na ulicy,albo na zapracowanie na nią.Ktoś potrafi obliczyć prawdopodobieństwo głównej wygranej w Keno?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że dużo większa jest szansa, że wreszcie kupisz sobie coś konkretnego, jeśli będziesz oszczędzał co tydzień kasę, którą normalnie poświęciłbyś na kupon, i odkładał ją do skarbonki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość macintosh

Ja się przekopiuję do nowszej wersji Matrixa, ale wcześniej muszę poodkładać na studia z tym związane. Nie liczę na łut szczęścia - sam zapracuję na swoje szczęście ze 100% prawdopodobieństwem sukcesu a nie 1 na kilkanaście milionów szans.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Ten cały lotek... to jest poniekąd żerowanie na ludzkim nieszczęściu, ale bardziej na naiwności. Wykorzystują ludzką sytuacje, ludzi biednych, by na nich zarobić. Człowiek który kupuje los, nie tyle daje sobie szansę, co dostaję pewną nadzieję, nadzieję że być może wyjdzie z gnębiących go problemów finansowych, że jego życie się odmieni. Niestety na tym się kończy jego radość, czyli na potencjalnym losowaniu.

A w życiu... tutaj to różnie bywa, faktycznie warto wziąć się w garść mac'u, ale 100% pewności mieć nigdy nie będziesz... życie czasami bywa przekorne. Dobra wkrocze zaraz na ścieżkę filozofii, wystarczy :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten cały lotek... to jest poniekąd żerowanie na ludzkim nieszczęściu,

 

i ludzkiej pazerności

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

I tak i nie... w każdym razie nie wśród wszystkich.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Totolotek to "dobrowolny podatek o dobrowolnej wielkosci , od marzen"  :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kiedyś udało mi się wygrać w multi 6 razy prawie pod rząd od 52 najmniej do ponad 100 zł (stawka 1-2), a kiedyś gadałem z gościem od lottomatu to są podobno ludzie co grają codziennie i wygrywają prawie codziennie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tylko że gdyby dało się na tym zarabiać to chyba multilotek by nie działał,no chyba że da się pogłówkować i mieć większe szanse na wygraną niż przegraną,a zarabia się na leszczach którzy nie pogłówkowali,ale wątpię,generalnie na lotku jestem nieco w plecy(wysyłam po 2PLN raz na jakiś czas i parę trójek tylko trafiłem)obstawiałem też EURO2008-w plecy byłem o parę złotych(wygrałem tylko na Niemcy-Polska)w Keno zagrałem 3 razy i mi się nie spodobało

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akurat gry bukmacherskie to zupełnie inna bajka. Tam masz pewien element przewidywalności i możesz "naginać prawdopodobieństwo". Gry liczbowe to sto procent przypadku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Pamiętam jak kiedyś zagrałem, i kilka razy grałem. Dziwacznie to wychodziło. Tak 90% losów przegrywałem. Wygrałem teraz, bo nie kupuje i nie tracę kasy :)

Ps. Znacie ten kawała o żydzie co się modlił o wygraną w Lotka? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Żyd modli się do Boga:

-Panie, daj mi wygrać w lotka, chociaż ten jeden raz Ja bym tak bardzo chciał wygrać...

Następnego dnia żyd znów modli się do Boga:

-Bo gdybym Ja wygrał, byłbym lepszym człowiekiem itp...

I następnego dnia żyd się modlił i następnego... i następnego... aż kilka tygodni później Bóg nie wytrzymał i do żyda:

-Idź w końcu i wyślij los, daj mi szansę byś mógł wygrać!

:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

fajne,jak z tym że idzie gość do nieba i się złości że nie wygrał a Bóg pyta czy w ogóle grał;albo jak z czymś z kazania jak gość wierzył że go opatrzność cudownie uratuje i nie wsiadł do łodzi i helikoptera które opatrzność wysłała

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Opowiesz? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas konferencji w Las Vegas Tami Reller, dyrektor ds. finansowych microsoftowego wydziału odpowiedzialnego za produkcję Windows, ostrzegła, że dochody wydziału mogą być niższe od przewidywań analityków. Ostatnio ukazał raport firmy analitycznej Gartner, w której informuje ona, iż sprzedaż pecetów spadła w IV kwartale ubiegłego roku o 1,4%. Trwający kryzys uderza w producentów komputerów, co z kolei negatywnie odbija się na sprzedaży Windows.
      Firmy takie jak Microsoft i Intel muszą pomyśleć, jak nakłonić klientów do wymiany komputera. Myślę, że Microsoft może tutaj użyć Windows 8 - mówi analityk Ranjit Atwal.
      Koncern najwyraźniej zdaje sobie z tego sprawę. Serwis Bloomberg nieoficjalnie dowiedział się, że Microsoft planuje restrukturyzację swojego działu marketingu tak, by stał się on bardziej wydajny. Może się to skończyć zwolnieniem setek osób.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Częstość wojen między państwami rosła od 1870 do 2001 r. średnio o 2% rocznie - donoszą badacze z Uniwersytetu w Warwick i Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie.
      Wydawać by się mogło, że między końcem zimnej wojny a 11 września 2001 r. świat mógł się nacieszyć względnym spokojem, jednak prof. Mark Harrison z Warwick i prof. Nikolaus Wolf z Uniwersytetu Humboldtów wykazali, że liczba konfliktów między parami państw rosła stale z średnio 6 na rok między 1870 a 1913 r. do 17 rocznie w okresie dwóch wojen światowych, 31/rok w okresie zimnej wojny i aż 36 rocznie w latach 90. ubiegłego wieku.
      Liczba konfliktów rośnie i jest to stabilny trend. Z powodu dwóch wojen światowych wzorzec uległ zaburzeniu między 1914 a 1945 r., ale po 1945 r. częstość wojen powróciła do dawnego kursu sprzed 1913 r. - dowodzi Harrison.
      Jednym z kluczowych czynników napędzających opisany proces jest rosnąca liczba państw. W 1870 r. było ich 47, a w 2001 aż 187. Starło się więcej par państw, ponieważ w ogóle było więcej par. To nie dodaje otuchy, ponieważ pokazuje, że istnieje bliski związek między wojnami, a tworzeniem (się) państw i nowych granic. Poza tym, bez względu na to, jak ją podzielimy, mamy tylko jedną planetę. Nasza planeta widziała dotąd dwie wojny światowe. Doświadczenie to sugeruje, że nie można być nigdy całkowicie pewnym, które z małych konfliktów przeobrażą się na zasadzie kuli śnieżnej w dużo szersze i bardziej mordercze zmagania - podkreśla Harrison.
      Za konflikt niemiecko-brytyjski zespół uznawał wszystko pomiędzy regularną wojną a pokazem siły w postaci wysyłania łodzi podwodnych w pobliże granicy. Nie pozwala to co prawda na przedstawienie intensywności przemocy, ale umożliwia uchwycenie gotowości władzy do siłowego rozstrzygania sporów. Jako że Harrison i Wolf przyglądali się tylko wojnom między państwami, w ich opracowaniu nie uwzględniono wojen domowych.
      Naukowcy opowiadają, że gdy rozmawiali o swoich badaniach z kolegami, ciągle pojawiały się 2 pytania związane z dodatkowymi wojnami po 1945 r.: "Czy to nie są po prostu wojny Ameryki?" i "Czy nie są to wojny koalicyjne, do których wiele bardzo oddalonych państw dołącza się symbolicznie, nie oddając nawet jednego strzału?". Harrison i Wolf odpowiadają, że nie. Gdyby wyeliminować dane nt. konfliktów USA, różnica jest praktycznie żadna, bo trend rosnący nadal występuje. Poza tym inni naukowcy wykazali wcześniej, że średni dystans między zwaśnionymi krajami stale spada od lat 50. XX w.
      Kto inicjuje spory? Akademicy podkreślają, że co prawda rzeczywiście państwa z większym PKB częściej decydują się na interwencje militarne, ale tendencja ta nie nasiliła się w ciągu 130 objętych analizą lat. Oznacza to, że gotowość do siłowego rozwiązywania konfliktów jest coraz bardziej niezależna od globalnego rozkładu dochodów.
      Myśl socjologiczno-politologiczna zakłada, że gdy państwa stają się coraz bogatsze, bardziej demokratyczne i wzajemnie zależne, wojen powinno być mniej. Harrison uważa, że opisana teoria nie jest zła, lecz niekompletna. Politolodzy za bardzo skupili się na preferencjach, tendencji do wojen, pomijając możliwości. Częstsze wojny nie są w takim ujęciu skutkiem chęci, lecz możliwości. Badacze wyjaśniają, że wzrost ekonomiczny sprawił, że prowadzenie wojny stało się tańsze w odniesieniu do tzw. dóbr cywilnych. Poza tym państwom pozwolono opodatkować i pożyczać więcej niż kiedykolwiek dotąd, a zjawisku temu towarzyszył rozrost demokracji. Nie da się też zaprzeczyć, że konflikt zbrojny przeszkadza w handlu, jednak te kraje, którym udało się podtrzymać zewnętrzne kontakty handlowe w czasie wojny, mogły skuteczniej finansować swoje poczynania.
      Innymi słowy: rzeczy, które miały spowodować, że politycy będą mniej pragnąć wojny - wzrost zdolności produkcyjnych, demokracja, możliwości handlowe - sprawiły, że wojna stała się tańsza - podsumowuje Harrison.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wydawać by się mogło, że osoby, które wygrały dużo na loterii, często porzucają swoje dotychczasowe życie, a po roztrwonieniu wszystkich pieniędzy popadają w długi. Studium psychologów z Uniwersytetu w Göteborgu pokazało jednak, że większość szczęśliwców prowadzi nadal normalne życie i rozważnie korzysta ze świeżo zdobytych środków.
      Wyjaśniając, czemu nie zmienili więcej, ludzie powszechnie stwierdzają, że "są, kim są" – opowiada Anna Hedenus, która badała zwycięzców szwedzkich loterii. Naukowcy uważają, że historie o trwoniących bogactwo nierozsądnych lekkoduchach stanowią odbicie dwóch przekonań: 1) że kieruje nami nieodparta żądza konsumpcji i że 2) pracujemy, bo musimy, a nie chcemy.
      W sondażu zespołu Hedenus wzięło udział 420 osób, poza tym z 14 wygranymi przeprowadzono wywiady. Psycholodzy pytali o postawy wobec pracy i czasu wolnego/przyjemności przed i po wygranej, a także o konsumpcję i tożsamość. Niektórzy ludzie podkreślali, że 2 mln szwedzkich koron to nie taka duża kwota i nie wystarczy na pokrycie czyichś wydatków przez dłuższy czas. W stwierdzeniu tym ujawniają się też priorytety, gdyż większość zwycięzców wolała oszczędzić pieniądze jako zabezpieczenie na przyszłość niż drastycznie zmienić swoje życie na krótszy okres.
      Okazało się, że mniejsza część wygranych wykorzystała zdobyte pieniądze, aby skrócić czas przeznaczany na pracę. Wysokość nagrody miała tu jednak znaczenie. Im większa wygrana, tym krótsze godziny pracy lub dłuższy urlop. Kontynuowanie pracy można powiązać z chęcią szczęśliwców do podtrzymywania kontaktów społecznych lub codziennej rutyny (w grę wchodzi więc porządkowanie czasu), a także z satysfakcją czerpaną z pracy, która stanowi ważną część tożsamości.
      Jeśli chodzi o konsumpcję, ujawniła się pewna ambiwalencja. Z jednej strony aktywowało się dążenie do bycia aktywnym nabywcą, a z drugiej ideał oszczędności i lęk przed kupowaniem "złych rzeczy" czy przepuszczeniem majątku. Ankietowani wspominali też o niechęci do takiego wykorzystywania pieniędzy, by wpłynęło to na dotychczasowe życie społeczne lub wyglądało na zmianę charakteru/osobowości pod wpływem nagrody. Oznacza to, że wcześniejszy styl życia i środowisko społeczne są ważnymi czynnikami decydującymi o kierunku i zakresie zachodzących zmian.
      Zwycięzcy dostrzegali również, oczywiście, plusy zaistniałej sytuacji i wspominali o szczęściu, wdzięczności, zwiększonym poczuciu bezpieczeństwa, wolności oraz niezależności. Swoją drogą ciekawe, czy wyniki uzyskane przez zespół Hedenus przekładałyby się na inne nacje...
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Gdy kapitalizacja Apple'a okazała się wyższa niż kapitalizacja Microsoftu, analitycy spodziewali się, że w bieżącym kwartale Apple - po raz pierwszy w historii - wykaże większe przychody niż Microsoft. Tak się nie stało, ale obie firmy pobiły swoje własne rekordy.
      Apple poinformował, że w drugim kwartale bieżącego roku kalendarzowego jego przychody wyniosły aż 15,7 miliarda USD. Dochód netto zamknął się kwotą 3,25 miliarda dolarów. To rekordowy kwartał dla firmy Jobsa. W porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku przychody koncernu zwiększyły się aż o 88%.
      Na tak świetne wyniki wpływ miała przede wszystkim sprzedaż iPada oraz iPhone'a. W ciągu trzech miesięcy klienci nabyli 3,27 miliona tabletów i 8,4 miliona telefonów. iPhone znalazł 61% więcej klientów niż przed rokiem. Zanotowano też rekordowo wysokie zainteresowanie komputerami Mac. Klienci kupili aż 3,47 miliona takich maszyn. Oznacza to 33-procentowy wzrost w porównaniu z drugim kwartałem ubiegłego roku oraz wskazuje, że popularność iPada nie przyczyniła się do spadku zainteresowania komputerami Apple'a.
      Rekordowo dobrym kwartałem może również pochwalić się Microsoft. Przychód firmy wyniósł 16,04 miliarda dolarów (o 22% więcej niż przed rokiem), a dochód zamknął się kwotą 4,52 miliarda USD.
      Kevin Turner, główny dyrektor wykonawczy Microsoftu poinformował, że głównymi motorami wzrostu były Windows 7 i Office 2010. Wyraził też nadzieję, iż w nadchodzących kwartałach dobre wyniki zapewnią Windows Phone 7 oraz Xbox Kinect.
      Zainteresowanie nowymi licencjami na system operacyjny zwiększyło się o 26%, co jasno wskazuje na rosnącą popularność Windows 7.
      Microsoft jednocześnie zakończył swój rok podatkowy 2010. Także i on był rekordowo dobry. Koncern zanotował przychód w wysokości 62,48 miliarda USD (o 7% więcej niż w roku podatkowym 2009) oraz 29-procentowy wzrost dochodu, który zamknął się kwotą 18,76 miliarda dolarów.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jak dowodzą badania brytyjskich psychologów, pieniądze dają ludziom szczęście, ale tylko wtedy, gdy poprawiają ich pozycję społeczną. Nie cieszy samo bycie kimś dobrze opłacanym. By odczuwać zadowolenie, musimy postrzegać siebie jako zarabiających więcej od przyjaciół i kolegów z pracy.
      Naukowcy z Uniwersytetu w Warwick i Cardiff University chcieli sprawdzić, czemu przedstawiciele bogatych narodów nie stali się szczęśliwsi w ciągu ostatnich 40 lat, choć przeciętny dochód był coraz wyższy i przez większość czasu odnotowywano wzrost gospodarczy.
      Nasze studium ujawniło, że indywidualna pozycja w rankingu przychodów najlepiej przepowiadała ogólną satysfakcję z życia, podczas gdy rzeczywisty dochód i średni dochód innych wydawały się nie mieć znaczenia. Zarabianie miliona rocznie nie wystarczy, by cię uszczęśliwić, jeśli masz świadomość, że twoi przyjaciele zarabiają po 2 mln – podsumowuje Chris Boyce, główny autor opracowania, które już wkrótce ukaże się w piśmie Psychological Science.
      Psycholodzy analizowali zgromadzone w ramach British Household Panel Survey (BHPS) dane dot. zarobków i satysfakcji życiowej z 7 lat. Na początku sprawdzali, jak ma się zadowolenie z życia do zarabianych sum. Wtedy też stwierdzili, że poczucie szczęścia mocno korelowało z pozycją zajmowaną na liście płac – w porównaniu do osób tej samej płci, w tym samym wieku, o identycznym poziomie wykształcenia czy mieszkających w tym samym regionie.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...