Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Zagrożenie większe niż sądzimy?

Rekomendowane odpowiedzi

Matematyczny model używany do szacowania ryzyka wyginięcia danego gatunku powoduje, że ryzyko zagłady może być nawet 100-krotnie niedoszacowane, twierdzi profesor Brett Melbourne z University of Colorado w Boulder. Naukowiec uważa, że model nie uwzględnia indywidualnych różnic pomiędzy poszczególnymi osobnikami i w obliczeniach nie bierze się pod uwagę np. zmian w liczbie osobników obu płci czy też zachowań poszczególnych zwierząt i ich skłonności oraz możliwości reprodukcyjnych. Pominięcie tych informacji ma, zdaniem Melbourne'a, olbrzymi wpływ na wyniki oszacowań. Jeśli wykorzystamy nowy model matematyczny [uwzględniający postulowane przez uczonego zmienne - red.], to okaże się, że sprawy wyglądają gorzej, niż sądzimy. Wzięcie pod uwagę różnic pomiędzy poszczególnymi osobnikami w zagrożonych gatunkach pokazuje, że ryzyko ich zagłady może być nawet o rząd wielkości poważniejsze, niż sądzą biolodzy - mówi Melbourne.

Obecnie, jak stwierdza, ryzyko dla gatunku oblicza się biorąc pod uwagę przede wszystkim dwa czynniki. Jeden to ryzyko poniesienia przypadkowej śmierci przez poszczególnego osobnika, który może np. utonąć w rzece. Jest ono istotne z punktu widzenia małej populacji, jednak nie wpływa na duże grupy zwierząt. Drugi czynnik to wpływ zewnętrznych czynników na całą populację. Chodzi tutaj np. o temperaturę czy opady, które decydują o liczbie urodzin i zgonów w populacji. Zdaniem Melbourne'a do modelu trzeba dodać jeszcze dwa czynniki: zmiany w liczbie osobników obu płci oraz indywidualne różnice występujące u poszczególnych osobników.

Naukowiec uważa, że trzeba zmienić obowiązujące modele i na nowo oszacować ryzyko wyginięcia gatunków. Jego zdaniem ryzyko zagłady takich gatunków jak np. goryle górskie jest najprawdopodobniej dobrze wyliczone, gdyż uczeni od lat mogą obserwować zachowanie poszczególnych osobników i brać to pod uwagę. Jednak np. ryzyko wiszące nad wieloma gatunkami ryb żyjących w dużych ławicach jest prawdopodobniej źle oszacowane.

Obecnie za zagrożone wyginięciem uważa się 16 000 gatunków. Z powierzchni Ziemi może zniknąć 25% gatunków ssaków, 12% gatunków ptaków i 33% płazów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam parę pytań:

- ile gatunków zwierząt wyginęło w czasie ostatnich 6 tysięcy lat?

- ile z nich w wyniku niszczycielskiej działalności człowieka na Ziemi?

I na koniec:

- czyż wymieranie gatunków nie jest naturalną koleją rzeczy? Czy człowiek ma tu jakiś obowiązek zmiany tej kolei rzeczy tak jak mu się podoba?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

czyż wymieranie gatunków nie jest naturalną koleją rzeczy?

 

a czy naturalnym jest, że jak masz próchnice to idziesz do dentysty? nie lepiej byłoby gdybyś miał zepsute zęby?

 

człowiek może "uwolnić orkę" ale równie dobrze może jej nie uwalniać. niestety celem życia jest życie, nawet kosztem drugiego (ludzki egoizm = prawa natury)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Czy człowiek ma tu jakiś obowiązek zmiany tej kolei rzeczy tak jak mu się podoba?

Człowiek nie ma obowiązku. Ma obecnie taką możliwość zmian środowiska, że może doprowadzić do wyginięcia zwierząt potrzebnych mu do przeżycia. Jeśli popełni błąd to sam także zginie. Może to być z korzyścią  dla środowiska i życia na ziemi. Dla ludzi to będzie nieodwracalna strata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam parę pytań:

- ile gatunków zwierząt wyginęło w czasie ostatnich 6 tysięcy lat?

- ile z nich w wyniku niszczycielskiej działalności człowieka na Ziemi?

I na koniec:

- czyż wymieranie gatunków nie jest naturalną koleją rzeczy? Czy człowiek ma tu jakiś obowiązek zmiany tej kolei rzeczy tak jak mu się podoba?

 

ad.1 Nikt tego nie wie. Nikt tez nie wie, ile ich w tym czasie powstało.

ad.2.Jak wyżej - choć tutaj można wskazać kilkaset gatunków, które dzięki człowiekowi powstały i istnieją: prawie wszystkie gatunki zwierząt hodowlanych i roślin uprawnych, jak równiż szereg synantropów: dlap rzykładu mrówka faraona i trzy gatunki wszy.

ad.3 Okresowo bywa. Czy człowiek ma jakiś obowiązek względem innych gatunków, czy nie, to kwestia wybitnie umowna - jak słusznie mówi Fakir, ma taką potrzebę. Ale i tak niewiele może tutaj zdziałać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim nie ma jednoznacznego dowodu, czy całkowity bilans dokonanych przez człowieka zmian jest dla biosfery niekorzystny. To są zbyt złożone dane, by wydawać na ten temat jednoznaczne sądy, a każdy, kto próbuje to robić, pokazuje tylko swoją ignorację wobec natury.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Przede wszystkim nie ma jednoznacznego dowodu, czy całkowity bilans dokonanych przez człowieka zmian jest dla biosfery niekorzystny. To są zbyt złożone dane, by wydawać na ten temat jednoznaczne sądy, a każdy, kto próbuje to robić, pokazuje tylko swoją ignorację wobec natury.

Myślę, że problem "korzyści" jest żle postawiony. Biosfera nie odnosi korzyści lub strat z powodu działalności człowieka. To człowiek odnosi korzyści z biosfery. Może też ponieść stratę. Biosferze to wisi!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie do końca mogę się zgodzić. Myślę , że największą korzyścią dla biosfery jest różnorodność form życia, przy czym jest to tylko moja prywatna opinia. Pozostaje tylko pytanie, jak ocenić zmiany w biosferze, skoro nie policzyliśmy dotąd wszystkich gatunków zamieszkujących naszą planetę?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

To prawda. Ale ja sądzę, że jak człowiek zginie to niestety różnorodność wzrośnie. Popatrz co się dzieje jak człowiek przestanie o coś "dbać". Można też znaleźć inne przykłady.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko widzisz: czym innym jest koszenie trawników (czytaj: utrzymywanie monokultury), a czym innym - globalne zmiany liczebności gatunków. Zobacz, że jeżeli np. okazałoby się prawdą, że człowiek jest przyczyną efektu cieplarnianego, oznaczałoby to, że stwarzamy doskonałe warunki dla rozwoju roślin. A od tego już tylko krok do zwiększenia różnorodności.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Tylko, że może też nastąpić nadmierny wzrost jednej rośliny / zakwity na wiosnę / kosztem innych. Jednym słowem może być i tak i tak.

Generalnie niezależnie jak będzie biosfera przetrwa. My niekoniecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1.co się dzieje jak człowiek przestanie o coś dbać widzieliśmy po 89 roku-centrum przestało dbać o gospodarkę a ta się rozwinęła

2.jak już chyba zauważono ciężko o niesubiektywną opinię na temat tego co jest korzystne dla biosfery

3.w pewnym znaczeniu słowa naturalne(które to znaczenie dowolnie przyjmujemy)za naturalne można uznać przeprowadzoną z premedytacją eksterminację bobrów przy użyciu atomowych bomb(nie prowadzi to do żadnej nadnaturalnej,boskiej interwencji,można to przeprowadzić zgodnie z naturalną koleją rzeczy).Chociaż można wprowadzać też pojęciowy podział na to co naturalne-wytworzone nie przez człowieka, a sztuczne-przez człowieka wytworzone.można też inne,mniej popularne podziały,wszak szympansy też coś wytwarzają "rozumnie"-więc możnaby to określić jako sztuczne...

4.fakir twierdzisz że biosfera była zawsze?a wyobrażasz sobie że Ziemia zostaje rozwalona, w kosmos lecą tylko ludzikowie i jako nieliczni z biosfery przeżywają(nie wiem czy bakterie na ich skafandrach to też biosfera,ale pewnie tak-spałem na biologii)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tylko, że może też nastąpić nadmierny wzrost jednej rośliny / zakwity na wiosnę / kosztem innych.

Pozostaje pytanie (na które ja nie znam odpowiedzi), czy tworząc trawniki skazujesz inne gatunki na wymarcie, czy tylko na ograniczenie areału?

 

Jednym słowem może być i tak i tak.

Z tym się zgadzam bez zastrzeżeń, co napisałem w swoim pierwszym poście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Pozostaje pytanie (na które ja nie znam odpowiedzi), czy tworząc trawniki skazujesz inne gatunki na wymarcie, czy tylko na ograniczenie areału?

Ja nie mam wątpliwości. Wystarczy jak sobie wyobrażę, że puszczę amazońską zamienię nawet na najbardziej wypielęgnowany trawnik. Mamy już możliwości wprowadzania szybkich zmian na dużą skalę. Przyroda zachowuje się zgodnie z teorią chaosu, to znaczy mała zmiana początkowo nie wywołuje skutków zauważalnych a po pewnym czasie zachodzi katastrofa. To obszerny i ciekawy temat do dyskusji! Może pojawi się taki wątek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co tu dużo gadać, zbyt słabe nasze głowy na pojęcie tajemnic Matki Natury ;) Może to i lepiej :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Co tu dużo gadać, zbyt słabe nasze głowy na pojęcie tajemnic Matki Natury ;) Może to i lepiej :)

Byłoby lepiej ale skalpel mamy już w ręku!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a widzieliście może: "Life After People"

tu jest link do całości ale wersja po angielsku:

 

http://video.google.pl/videoplay?docid=4939078184096254535&q=after+people&ei=kztySJftKqTWjQKlmoWHDQ&hl=pl

obejrzałem pobierznie ten film,strasznie efekciarskie ukazanie prostych zjawisk,pokazują pomnik Waszyngtona obrośnięty bluszczem i krzyczą "buuuoo".nie lubię tego typu uatrakcyjnień filmów "przyrodniczych".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wytępienie przez człowieka kolejnych gatunków zwierząt kojarzy się nam zwykle z czasami dość współczesnymi. Jednak naukowcy zdobywają coraz więcej dowodów wskazujących, że ludzie od dziesiątków tysięcy lat przyczyniają się do wymierania gatunków.
      W Polsce mamy przykład tura, którego ostatnia przedstawicielka padła w 1627 roku w Puszczy Jaktorowskiej. Na świecie znanym przykładem jest ptak dodo, który zniknął z powierzchni ZIemi w XVII wieku, w czasie krótszym niż 100 lat od przybycia ludzi na Mauritius. Jak mówi paleontolog Julian Hume brytyjskiego National History Museum, który badał szczątki dodo, wbrew szerzonemu przez wieki przekonaniu, zwierzę nie było powolnym, otłuszczonym ptakiem o niewielkim mózgu. Wręcz przeciwnie.
      Dodo był świetnie dostosowany do życia na Mauritiusie, mówi Hume. Był szybszy, silniejszy i bardziej inteligentny, niż jego obraz budowany przez kulturę poplarną. Gatunek nie był skazany na wymarcie. To ludzie doprowadzili do jego zagłady.
      Jednak ani tur, ani dodo nie były pierwszym gatunkami wytępionymi przez człowieka. Problemy zaczęły się, gdy tylko ludzie zaczęli migrować z Afryki, mówi Hume. Co prawda nie wiemy na pewno, kiedy człowiek opuścił Afrykę i zaczął rozprzestrzeniać się po świecie, jednak najprawdopodobniej stało się to co najmniej 125 000 lat temu. I coraz więcej dowodów wskazuje na to, że wraz z rozprzestrzenianiem się gatunku Homo po Azji, Europie, Oceanii, Australii i Amerykach dochodziło do wymierania dużych gatunków zwierząt.
      Wraz z migracją ludzi z Afryki widoczny jest uderzająco regularny wzorzec wymierania, mówi profesor ekologii i biologii ewolucyjnej Felisa Smith z University of New Mexico, która specjalizuje się w badaniu zmian rozmiarów zwierząt na przestrzeni dziejów. Z badań Smith i jej kolegów wynika, że tam, gdzie pojawił się człowiek, megafauna – przodkowie dzisiejszych słoni, niedźwiedzi, antylop i innych zwierząt – wymierała średnio w ciągu kilkuset do tysiąca lat. Co więcej, podobnego wzorca tak szybkiego wymierania nie widać w zapisach kopalnych z wcześniejszych milionów lat, a przynajmniej nie od czasu wyginięcia dinozaurów. Jedyne okresy, gdy dochodzi do tak szybkiego wymierania, są powiązane z obecnością człowieka. To naprawdę uderzające, dodaje Smith.
      Wiemy na przykład, że przed około 12 000 lat z Ameryk znika glyptodon, podobne do pancernika zwierzę wielkości półciężarówki. W tym samym czasie wyginął też zamieszkujący Amerykę Południową megaterium, olbrzymi naziemny leniwiec wielkości dzisiejszego słonia afrykańskiego. Z kolei w Europie przed 40 000 lat, akurat w tym czasie, gdy na Starym Kontynencie zaczął rozprzestrzeniać się H. sapiens, dochodzi do gwałtownego spadku liczebności i wymarcia niedźwiedzia jaskiniowego.
      Jak to się stało, że magafauna tak łatwo ginęła z rąk ludzi? Dla naszych przodków wiele z tych zwierząt było albo zagrożeniem, albo źródłem pożywienia. Z drugiej strony człowiek dla megafauny był czymś nowym. Zwierzęta, które wraz z nim nie ewoluowały, nie zdawały sobie sprawy z zagrożenia.
      Trzeba też brać pod uwagę fakt, że wielkie zwierzęta rozmnażają się znacznie wolniej niż małe. Ich populacje są więc mniejsze, a proces ich odtwarzania dłuższy. Jeśli więc wytępisz znaczą część takiego gatunku, nie może się on rozmnażać wystarczająco szybko, by odbudować populację, zauważa Hume.
      Nie tylko polowania na megafaunę stanowiły problem. Ludzie wywoływali też, celowo i przypadkowo, pożary, które niszczyły habitaty zwierząt. Ponadto nasi przodkowie konkurowali z megafauną o te same zasoby żywności. Obecnie uważa się, że ludzie spowodowali wyginięcie wielkiego lądowego mięsożercy, zamieszkującego Amerykę niedźwiedzia Arctodus simus polując na te same zwierzęta, które i dla niego stanowiły źródło pokarmu.
      Działania człowieka – polowania, niszczenie habitatu, konkurencja o źródła żywności – były szczególnie zabójcze w połączeniu ze zmianami klimatu. Najbardziej znanym przykładem jest tutaj wyginięcie mamuta. Gdy połączymy zmiany klimatyczne z negatywnym wpływem człowieka, dochodzi do katastrofy, mówi Hume.
      Odpowiedź na pytanie, który gatunek został jako pierwszy wytępiony przez człowieka, nie jest prosta. Dane, sugerujące udział człowieka w wymieraniu gatunków, sięgają mniej więcej okresu migracji z Afryki. Jednak trudno uwierzyć, by ludzie nie wywarli swojego piętna na Czarnym Lądzie. Pośrednie dowody wskazują, że tak właśnie było.
      Z badań Smith wynika, że średnie rozmiary ciała afrykańskich zwierząt sprzed 125 000 lat były o połowę mniejsze niż zwierząt żyjących w tym samym czasie na innych kontynentach. Afryka to drugi, po Azji, największy kontynent na planecie. Średnie rozmiary ciała zwierząt powinny tam być zatem takie, jak w Amerykach czy w Eurazji, gdzie mediana masy wynosiła około 100 kilogramów. Fakt, że tamtejsze zwierzęta nie były tak duże sugeruje, że już przed 125 000 lat hominidy wywarły presję na afrykańską megafaunę, mówi Smith.
      Uczona nie wyklucza, że pierwszym gatunkiem, jaki wytępili nasi przeodkowie, był gatunek słonia. Ale czy był to paleomastodon czy stegodon, trudno powiedzieć, dodaje Smith.
      Znikanie kolejnych gatunków, szczególnie megafauny, ma olbrzymie konsekwencje dla środowiska naturalnego. Może też prowadzić do wyginięcia gatunków od nich zależnych. Tak stało się np. z żukiem gnojowym z Mauritiusu. Jego przetrwanie zależało od odchodów ptaka dodo. Gdy ludzie wytępili dodo, wyginął też i żuk.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Delfin Maui, najmniejszy znany podgatunek delfina, znalazł się na skraju wyginięcia. Jeśli zwierzę zniknie z powierzchni Ziemi Nowa Zelandia dołączy do Chin jako drugi w historii kraj, który doprowadził do wyginięcia walenia. Przed pięciu laty uznano, że wyginął baiji, słodkowodny delfin z Jangcy. Był to pierwszy od 50 lat gatunek ssaka, który zniknął z powierzchni Ziemi.
      Delfin Maui występuje tylko u zachodnich wybrzeży nowozelandzkiej Wyspy Północnej. Właśnie poinformowano, że na świecie pozostało tylko 55 osobników tego gatunku. Ostatnio delfiny liczono w 2004 roku i było ich wówczas 111. Jeszcze w latach 70. naliczono około 1000 osobników.
      Przyczyną znikania Maui jest rybołówstwo. Delfiny zaplątują się w sieci i giną. Biolog morski Rochelle Constatine z University of Auckland mówi, że „obserwujemy właśnie wyginięcie tego podgatunku“.
      Szanse na jego ocalenie są niewielkie, ale wciąż istnieją. Pozostała przy życiu populacja jest zróżnicowana genetycznie, występuje w niej mniej więcej równa liczba samic i samców, a w przeszłości ssaki morskie odradzały się nawet z tak miniaturowych populacji. Konieczna jest jednak ścisła ochrona delfina. Ludzie powinni całkowicie zejść im z drogi. Nie będzie to trudne, gdyż delfiny Maui trzymają się wybrzeży i nie mają dużego zasięgu, łatwo jest zatem ich unikać.
      Obecnie część wybrzeża jest chroniona i od Dargaville do Taranaki istnieje zakaz używania sieci. Minister ochrony przyrody Kate Wilkinson zaproponowała już poszerzenie obszaru chronionego bardziej na południe bardziej na południe, co jest zgodne z oczekiwaniami naukowców, którzy od dawna zwracali uwagę na konieczność podjęcia takich kroków. Zoolog Liz Slooten z University of Otago podkreśla konieczność rozszerzenia ochrony także na porty, do których delfiny wpływają. Uważa również, że zakaz powinien obejmować obszar pomiędzy Wyspą Południową a Wyspą Północną, gdyż niewykluczone, że dzięki temu regionowi Maui mają kontakt ze spokrewnionymi delfinami Hectora.
      Ostateczna decyzja dotycząca podjęcia dalszych kroków mających na celu uratowanie gatunku zapadnie do końca maja. Obrońcy przyrody proponują, by odpowiedni ministrowie, biorąc pod uwagę niewielką liczbę pozostałych przy życiu delfinów Maui, skorzystali z przysługujących im nadzwyczajnych prerogatyw i wydali natychmiastowy zakaz stosowania sieci na większym niż dotychczas obszarze.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nototeniowate (Nototheniidae) to rodzina morskich ryb okoniokształtnych, zamieszkujących głównie chłodne akweny półkuli południowej. To u nich w odpowiedzi na nowo powstałe warunki polarne na Antarktyce wyewoluowały przed milionami lat białka przeciwdziałające zamarzaniu płynów komórkowych (ang. antifreeze proteins, AFPs). Teraz, gdy rośnie temperatura oceanu, zwierzętom tym zagraża wyginięcie.
      Wzrost temperatury wody o 2 stopnie będzie prawdopodobnie miał niszczycielski wpływ na tę grupę antarktycznych ryb, które są tak dobrze przystosowane do wody w temperaturze krzepnięcia - uważa Thomas Near z Uniwersytetu Yale.
      Okres szybkiego ochładzania doprowadził do masowego wyginięcia ryb przystosowanych do cieplejszego Oceanu Południowego. Wykształcenie kriprotektantów pozwoliło nototeniowatym przeżyć w lodowatych wodach. Uważa się, że AFPs wiążą się na powierzchni tworzącego się kryształka lodu. Powoduje to zahamowanie jego wzrostu w płaszczyznach bocznych.
      Wykształcenie AFPs 22-42 mln lat temu nie było jedyną przyczyną udanej adaptacji nototeniowatych. Najsilniejsza radiacja ewolucyjna (proces polegający na wzroście taksonomicznej różnorodności i zróżnicowania morfologicznego) wystąpiła bowiem co najmniej 10 mln lat po pierwszym pojawieniu białek przeciwdziałających zamarzaniu. Dywersyfikacja ryb nototeniowatych w nowych habitatach nie jest więc związana z pojedynczą cechą, ale z kombinacją czynników.
      Naukowcy obawiają się o los Nototheniidae, bo rejon Oceanu Południowego wokół Antarktyki jest jednym z najszybciej ocieplających się rejonów świata. Problem jest palący, gdyż nototeniowate stanowią ważny element diety pingwinów, zębowców i fok.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy zauważyli, że część gatunków ptaków, które lokalnie wyginęły wskutek pofragmentowania lasów Amazonii, powróciła do swoich dawnych siedlisk.
      Główny autor badań, Philip Stouffer z Louisiana State University, oraz współpracujący z nim naukowcy z National Audubon Society, University of North Carolina i The Heinz Center, przez ponad 25 lat obserwowali ptaki zamieszkujące 11 fragmentów lasu tropikalnego o powierzchni od 1 do 100 hektarów. Obserwacje rozpoczęto jeszcze przed wycinkami lasu.
      Podczas pierwszej dekady zauważono zniknięcie zwierząt, później część z nich wróciła, a inne lokalnie wyginęły.
      Dzięki długotrwałej obserwacji badania potwierdzają, że fragmentacja lasu tropikalnego powoduje, że lokalnemu wyginięciu gatunku towarzyszy powtórna kolonizacja terenu, która jest zależna od wielkości ocalałego habitatu - zauważa Saran Twombly z National Science Foundation, która finansowała badania.
      Obserwowane obszary brazylijskiego lasu uległy pofragmentowaniu zgodnie z polityką rządu, który zachęca do wycinania lasu i pozyskiwania nowych pastwisk, wymaga jednak, by pozostawiać nietknięte niewielkie fragmenty.
      Populację ptaków policzono przed wycinką, a następnie powtarzano badania w latach 1985, 1992, 2000 i 2007. Naukowcy zaobserwowali, że straty w populacji ptaków wahały się od 10% w miejscach, gdzie pozostały duże fragmenty lasu do 70% tam, gdzie oszczędzony las był najmniejszy. Ptaki albo ginęły, albo opuszczały dany teren. Ostatnio, w związku ze zmniejszeniem intensywności działalności rolnej, zauważono szybsze odradzanie się populacji.
      Przed wycinką uczonym udało się złapać w sieci 101 gatunków ptaków. W roku 2007 złapali 97 gatunków w co najmniej jednym z ocalonych fragmentów. Uczeni zauważają, że ptaki zaczęły traktować fragmenty lasu tak, jakby stanowiły one całość. Niestety, istnieją też gatunki, które są bardzo wrażliwe na fragmentację i te lokalnie wyginęły. Warto tutaj zauważyć, że badaniami objęto tylko ptaki osiadłe, a nie gatunki migrujące.
      Philip Stouffer mówi, że być może podobne zjawisko powrotu zwierząt można będzie zaobserwować w innych pofragmentowanych ekosystemach, szczególnie tam, gdzie zauważono niespodziewanie małą liczbę gatunków, które lokalnie wyginęły.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na świecie coraz więcej osób robi sobie tatuaże. Ian Eames, specjalista od mechaniki cieczy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego, postanowił więc sprawdzić, jak "rysunki" na skórze się starzeją i jak serce lub czyjaś twarz będą wyglądać po 20 latach (Mathematics Today).
      Brytyjczyk stworzył model matematyczny, który pozwala przewidzieć ruch cząsteczek tuszu w długim okresie. Jak można się domyślić, pozwala to znaczniej lepiej zaprojektować i wybrać wzór tatuażu. Autor badania podkreśla też, że jego studium, utoruje drogę ocenie, czy istnieją jakieś długoterminowe skutki zdrowotne [tatuowania].
      Tusze wprowadza się do skóry za pomocą igły. Ostatecznie trafiają one do fibroblastów, które dzielą się (wtedy tatuaż się rozmywa) lub umierają i są usuwane z organizmu (obraz blaknie).
      Poza ruchami fibroblastów ważnymi czynnikami wpływającymi na sposób niszczenia wzoru są wiek, rozmiar tatuażu, typ skóry, rodzaj tuszu oraz ekspozycja na słońce.
      [...] Drobne detale znikają jako pierwsze, a grubsze linie są w mniejszym stopniu zmienione. Chociaż bardzo szczegółowe tatuaże mogą wyglądać doskonale tuż po wykonaniu, po 15 latach tracą swoją tożsamość [nie wiadomo, co przestawiają]. Wszystko zależy od grubości linii.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...