Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Walka z paleniem tytoniu przyniosła gigantyczne korzyści finansowe

Rekomendowane odpowiedzi

W 1988 roku w Kalifornii zaczął obowiązywać California Tobacco Control Program (CTCP). Wyborcy zdecydowali wówczas o podniesieniu podatku na paczkę papierosów z 10 do 35 centów oraz o przeznaczeniu 20% z podniesionej kwoty (5 centów) na finansowanie programów, których celem było zmniejszenie odsetka osób palących. Z pieniędzy tych finansowano zarówno kampanie zniechęcające do palenia, jak i programy mające na celu poprawę stanu zdrowia publicznego.

Teraz, po trzech dekadach od wprowadzenia programu, naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco (UCSF) oszacowali finansowe skutki takich działań. Okazało się, że na każdego dolara, który stan Kalifornia wydał na działania antynikotynowe, koszty opieki zdrowotnej zmniejszyły się o 231 dolarów.

W latach 1989–2019 odsetek osób palących w Kalifornii zmniejszył się z 21,8 do 10 procent. Naukowcy z UCSF oceniają, że stanowe programy antynikotynowe odpowiedzialne są za 2,7 punktów procentowych tego spadku. Pozornie to niewiele, ale przyniosło olbrzymie korzyści, tym bardziej, że nawet miłośnicy papierosów palą obecnie średnio mniej o 119 paczek papierosów rocznie.

I obywatele i stan zaoszczędzili kolosalne pieniądze. W ciągu tych 30 lat w kieszeniach mieszkańców stanu pozostało 51,4 miliarda USD, które wydaliby na papierosy. Natomiast Kalifornia zaoszczędziła na opiece zdrowotnej aż 816 miliardów dolarów. Zwrot z inwestycji jest gigantyczny. Te programy nie tylko uratowały życie i zdrowie, ale pozwoliły też zaoszczędzić pieniądze, mówi jeden z autorów badań, doktor Stanton Glantz.

Glantz we współpracy z doktorem Jamesem Lightwoodem, specjalistą z zakresu farmakologii klinicznej oraz ze Steve'em Andersonem, ekspertem ds. modelowania trendów pracującym dla sektora finansowego opracowali model, za pomocą którego mogli przewidywać rozwój sytuacji, w zależności od różnych zmiennych.

Nasz model potwierdził przypuszczenie, że istnieje związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy wprowadzeniem programów antynikotynowych a zmniejszeniem liczby osób palących, mówi Lightwood. Wynika z niego, jak zapewniają naukowcy, że każdy stan z dużym odsetkiem palaczy, który wdroży równie ambitny, długoterminowy program co Kalifornia, może spodziewać się osiągnięcia podobnych wyników. Pod warunkiem, że będzie to rzeczywiści program długoterminowy. Polityka ma jednak swoją specyfikę, a politycy myślą w kategoriach jednej lub dwóch kadencji, co niweczy wiele podobnych projektów.

Glantz i Lightwood już wcześniej wykazali, że krótkoterminowe skutki programów antynikotynowych – spadek liczby ataków serca czy udarów – bardzo szybko się rozmywają. Korzyści narastają z czasem, gdy spada liczba zachorowań na wiele różnych schorzeń. Jeśli zrobi się program zakrojony na mniejszą skalę i przewidziany na 4-5 lat, bardzo trudno jest zauważyć jakieś zmiany na tle naturalnej rocznej zmienności. I można wówczas wykazać, że taki program nie działa. Jeśli jednak jest on długoterminowy i szeroko zakrojony, jak ten w Kalifornii, szybko pojawiają się olbrzymie korzyści, które kumulują się z czasem, stwierdził Lightwood.

Doświadczenia z kalifornijskiego programu mają i tę zaletę, że będą adekwatne do wielu innych miejsc. Kalifornia jest bowiem olbrzymim, bardzo zróżnicowanym stanem, z wielkimi bogatymi metropoliami i biednymi wsiami. Ludność jest bardzo zróżnicowana pod względem etnicznym, społecznym i ekonomicznym, więc bez większego ryzyka pomyłki uzyskane tam wyniki można przełożyć na inne obszary.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jest prostsze rozwiązanie. To co teraz mamy to uporczywa terapia. Gumy nikotynowe, plastry, kampanie społeczne. Gdyby jednak zrezygnować z tego wszystkiego. Na rynek wypuścić Sporty i Popularne bez filtra, znieść akcyzę tak żeby paczka kosztowała 2,50zł. Problem z paleniem rozwiązał by się samoistnie. Znika popyt, znika podaż. oczywiście równolegle każdemu hospitalizowanemu należałoby robić test na obecność nikotyny i wypraszać za drzwi tych z pozytywnym wynikiem. Cóż, człowiek dorosły chyba jest po tylu latach akcji edukacyjnych uświadomiony co do szkodliwości palenia.

Branża funeralna rozkwitnie, dogadają się z producentami papierosów, do każdej paczki podepną talon z rabatem 30% na trumnę.

Po co ludziom zabraniać palenia. Jak się sami, świadomie, na własne życzenie wykończą IQ w populacji wzrośnie, wydatki na służbę zdrowia spadną. Społeczeństwo cacka się z tymi ćpunami jakby byli jacyś ociężali, ubezwłasnowolnieni, po lobotomii. Człowiek chce się truć i się truje to jego sprawa.

A jeśli kogoś takie postawienie sprawy oburza. Mam pytanie. Niedoszłych samobójców się leczy, tak? Cyjanku, arszeniku, rycyny, strychniny, fosgenu, sarinu, iperytu ot tak się nie kupi. Co więcej jakoś nikt nie wpadł na pomysł nałożenia na te trucizny dodatkowego podatku.To dlaczego z sprzedaży trucizny (nikotyny) zrobiliśmy jedne z głównych źródeł dochodów budżetowych? Dlaczego nie nazywamy zjawiska palenia papierosów tym czym jest. Powolnym świadomym samobójstwem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 21.03.2023 o 18:56, krzysztof B7QkDkW napisał:

Jest prostsze rozwiązanie.

To „prostsze” rozwiązanie już testowaliśmy w latach 60-80.

Nie ma nic złego w tym, że tytoń kosztuje. Powinien kosztować i to jeszcze 5-10 razy tyle, co obecnie. Ale pieniądze z akcyzy na papierosy (alkohol i inne używki też), powinny w całości trafiać do służby zdrowia. Niestety u nas tak się nie dzieje. Każdy, kto ma za nic swoje zdrowie powinien płacić swoisty podatek-ubezbieczenie zdrowotne. Ktoś powinien oszacować ile tak naprawdę kosztuje leczenie palacza i na tej podstawie obliczyć ile powinna kosztować paczka papierosów.

Oczywiście, im paczka papierosów byłaby droższa, tym więcej byłoby chętnych do nielegalnej produkcji i przemytu. Zgodziłbym się więc, aby w cenie papierosów zawarty był też koszt walki z nielegalnym obrotem tytoniem. To oczywiście jeszcze bardziej podbiłoby cenę. Ale w końcu kto ci każe to kupować? Rzuć palenie, a problem „zbyt drogich” papierochów sam się rozwiąże. Ja doprawdy nie jestem w stanie zrozumieć komu i do czego potrzebne są papierochy. Komu potrzebne jest to świństwo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 godzin temu, Sławko napisał:

Powinien kosztować i to jeszcze 5-10 razy tyle, co obecnie

Jak słusznie stwierdziłeś, to tylko napędzi nielegalny obrót.

 

8 godzin temu, Sławko napisał:

powinien płacić swoisty podatek-ubezbieczenie zdrowotne

Składka ZUS razy 3 i na koniec kolejki w leczeniu onkologicznym.

Wtedy papierosy i inne wyroby tytoniowe powinno się zacząć rozdawać za darmo, wszystkim chętnym (pełnoletnim). Jakby jeszcze dało by się je zaprawić środkiem na przeczyszczenie.

Godzinę temu, Maximus napisał:

alkohol

 Od kiedy ludzkość inhaluje się tytoniem? A od kiedy chla sfermentowane owoce zagryzając pieczonym zającem (szybki zając ... fast food). Nie można porównywać kancerogennego dymu do alkoholu (do czystej wódy to tak, ale do piwa, czy wina?). A co nazwać fast-foodem. Chyba tylko te G z sieciówek.

Pamiętajmy że Egipcjanie na piwie i chlebie czosnkowym zbudowali piramidy. Grecy skolonizowali Morze Śródziemne łojąc z amfor wino i zagryzając oliwkami. Wikingowie dotarli do półwyspu Labrador chlejąc miody.  Włosi budowali swoje państwo na pizzy margerita. Hiszpanie na tapas. Francuzi na bagietce z fuagra . Brytyjczycy na rybie z frytkami.

"Znaj proporcjum, mocium panie"

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
20 godzin temu, Sławko napisał:

Ktoś powinien oszacować ile tak naprawdę kosztuje leczenie palacza i na tej podstawie obliczyć ile powinna kosztować paczka papierosów.

Wiele lat temu w "Polityce" bodajże był artykuł o takich szacunkach. Wychodziło z niego, o ile dobrze pamiętam, że - w zależności od kraju - koszty związane z paleniem tytoniu i piciem alkoholu (nie tylko leczenie, ale całkowite koszty), są 3-5 razy wyższe niż wpływy podatkowe z tych używek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 hours ago, Maximus said:

Krzycho ze Sławkiem zdecydują

Mnie do tego nie podpinaj ;). Ja jestem za zwiększoną składką dla palaczy. A rozwiązanie z Kalifornii tez jest bardzo dobre. Uświadamianie i nauka to są klucze.

Edytowane przez Krzychoo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 minutes ago, Maximus said:

wolność człowieka

Wolność to także odpowiedzialność. Nie żyjemy w oderwaniu od innych, każdy na osobnej planecie. Twoje decyzje mają wpływ na innych. Jeżeli ..... (wstaw co chcesz: palisz/bierzesz dragi/pijesz etc.) to stanowisz większe obciążenie dla systemu opieki zdrowotnej. I za to płacisz. Za nic więcej.

Teoretycznie. W idealnym świecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 godzin temu, Maximus napisał:

Palę, płacę składki zdrowotne, a teraz Krzycho ze Sławkiem zdecydują, że mam nie palić, bo mnie nie przyjmą do szpitala?? W podobnym tonie covidianie wyrażali się o "antyszczepach". No i gdzie teraz są, dlaczego nie krzyczą? Coś ucichli. Nawet tutejsi forumowi trolle.

No to pal sobie. Ja nie powiedziałem, że masz nie palić. Nie pisałem też nic o nieprzyjmowaniu do szpitala. Czytaj uważnie, co napisałem - to nie takie trudne. Dodatkowe składki na służbę zdrowia powinny być wliczone w cenę papierosów! Czy teraz już wyraźnie widać co napisałem? Chcesz palić, to pal, ale SAM płać dodatkowo za swoje leczenie kupując papierochy, a nie wyłudzaj tego od innych.

14 godzin temu, Maximus napisał:

A to niby kryteria czy palaczowi pomogą w szpitalu czy nie mają się opierać na podstawie ilości wypalonych fajek? :lol: A nie od tego, czy ten ktoś płaci składki na ubezpieczenie zdrowotne?

Im więcej wypalisz, tym więcej zapłacisz - proste i nikt nie musi ci wyliczać ile wypaliłeś. Nie ma potrzeby robić dodatkowych urzędów itp bzdur. To zresztą działa przynajmniej na takiej zasadzie, że już obecnie wiele osób rzuciło palenie ze względu na koszt papierochów - i bardzo dobrze! W końcu o to też chodzi.

14 godzin temu, Maximus napisał:

Jak przywożą kogoś z wypadku to ktoś pyta ile jechał, zanim zaczną go ratować?

Ja już płacę takie ubezpieczenie. Nazywa się to OC i NNW. Być może należałoby rozszerzyć zakres tych ubezpieczeń, aby i leczenie szpitalne obejmowało. Może wzrosłyby składki na OC i NNW, ale być może można by było obniżyć dzięki temu zwykłe składki ZUSowskie lub zahamować ich ciągły wzrost.

14 godzin temu, Maximus napisał:

Mięso jadacie koledzy? [...]

Dalsze bzdury są kompletnie niepotrzebne. Porównywanie mięsa do papierochów?

14 godzin temu, Maximus napisał:

Ja ogólnie nie palę, ale co mi do tego, jeżeli ktoś lubi? Jego wola, jest dorosły, płaci w końcu te ubezpieczenie...

A jak ktoś lubi znęcać się nad innymi, to też mu pozwól. W końcu niech każdy ma co lubi. Przecież płaci na ubezpieczenie zdrowotne, to na leczenie ofiary swojej przemocy też płaci. Jak mamy brnąć w absurdy, to jedźmy tą drogą - czemu nie?

Ponadto:

  1. A propos ZUSowskich składek zdrowotnych. Ich wysokość zależna jest także od szkodliwości pracy jaką dana osoba wykonuje. I tego jakoś nikt nie kwestionuje.
  2. W cenie alkoholu też jest wliczona akcyza, która w całości powinna trafiać do służby zdrowia, między innymi na leczenie uzależnionych.
  3. W paliwie płacimy podatek drogowy - im kto więcej jeździ, tym więcej płaci na remonty dróg.
  4. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby takie składki wliczać w cenę innych szkodliwych towarów czy usług. To powinna być normalna praktyka.
  5. Wymyślanie, że potrzebne są do tego jakieś urzędy jest nonsensem. Urzędy już są. Płacimy np. podatki audiowizualne dla twórców, które wliczone są w ceny usług, płyt DVD itp. Chyba mało kto o tym wie.
  6. W sumie temat jest tematem „rzeka”. W cenach towarów powinien np. być już wliczony koszt ich utylizacji - to rozwiązałoby problem płacenia za śmieci. Tymczasem „wymyślamy” jakieś idiotyzmy płacenia za śmieci w zależności od ilości zużytej wody, albo metrażu mieszkania. Trochę się ludzie buntują, ale potem utrwalają się te absurdy. A producenci i importerzy mają to gdzieś i dalej opakowują swoje towary w 5 warstw folii i 5 warstw kartonu. Gdyby płacili za to dodatkowo, to zaczęliby się zastanawiać, czy to jest potrzebne.
  7. Mamy do wyboru właściwie tylko dwie drogi. Albo robić zakazy i nakazy, albo zmusić ludzi ekonomicznie do właściwego postępowania.
Edytowane przez Sławko

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
56 minutes ago, Maximus said:

służba zdrowia powinna zostać sprywatyzowana

Większej głupoty nie mogłeś napisać. Sprywatyzowana służba zdrowia nie działa dla społeczeństwa, ale dla zysków. Przykłady tego można znaleźć na całym świecie. Przykład z brzegu: USA. Ja dziękuje.

59 minutes ago, Maximus said:

Nie bądź covidianinem Krzychu.

Godna podziwu umiejętność łączenia tego co się nie łączy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 minutes ago, Maximus said:

Dopóki w USA służba zdrowia była prywatna- działała jak trzeba

I jednocześnie większość obywateli nie była objęta opieka zdrowotna. Brawo Ty!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 minutes ago, Maximus said:

Dopóki w USA służba zdrowia była prywatna- działała jak trzeba

I jednocześnie większość obywateli nie była objęta opieka zdrowotna. Brawo Ty!

12 minutes ago, Maximus said:

elementy większej całości, która się nazywa zamordyzmem

To trochę smutne żyć w takiej rzeczywistości i jednocześnie zaprzeczać globalnemu ociepleniu. Plot oddzielający cię od reszty kraju już wybudowałeś? A może do raju w USA się wybierasz? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 minutes ago, Maximus said:

Pamiętaj, jak dojdzie do odbierania Twojej wolności mam nadzieje, że o mnie przypomnisz jeden z drugim, co bym miał satysfakcję, że: a nie mówiłem.

Tu się z tobą zgadzam. Różnimy się jednak w tym co uważamy: kto przyjdzie?

Kto przyjdzie wg ciebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, Maximus napisał:

Kolego, wierzysz w bajki. Dyskusja z Tobą na ten temat jest bezcelowa.

Kolego. To nie ma nic wspólnego z wiarą. Ja mówię jak powinno być. Przedstawiałem swój punkt widzenia na tą sprawę. Rzeczywiście nie mamy o czym dyskutować, skoro ty uważasz to za „wiarę” - kolejny absurd. Dowiedz się co to jest „wiara”, bo chyba nie znasz znaczenia tego pojęcia.

6 godzin temu, Maximus napisał:

Kolejna wiara w bajki. Wierz dalej w pudrowanie trupa.... ZUS należy zaorać, a nie się z nim bawić.

No to zaoraj ZUS, zamiast dyskutować. Na co czekasz?

6 godzin temu, Maximus napisał:
7 godzin temu, Sławko napisał:

A jak ktoś lubi znęcać się nad innymi, to też mu pozwól.

Super porównanie. Jak ma się znęcanie nad kimś do palenia papierosów to ja nie wiem.

Cieszę się, że zrozumiałeś, że jest to bzdurne porównanie. Takie miało być, aby pokazać ci do jakich absurdów prowadzi twoje rozumowanie. Chociaż jak ktoś mi dmucha toksycznym smrodem z papierochów i uważa, że może, bo ma na to ochotę, bo jest na ulicy i mu wszytko wolno, to ja też mogę uznać to za znęcanie się nade mną. Nie raz zmusiło mnie to do przyspieszenia kroku, albo spowolnienia, bo jak idzie przed tobą taka lokomotywa, to nie idzie oddychać. A przecież mam prawo oddychać czystym powietrzem. A taka lokomotywa mi to prawo odbiera zawsze i wszędzie, gdzie pojawi się obok mnie, więc jak widzisz palenie przy kimś syfu można uznać za znęcanie się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Palenie z trzeciej ręki może prowadzić do wysypki, zapalenia skóry czy łuszczycy, ostrzegają naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside. To już kolejne badania pokazujące, że szkodliwe dla naszego zdrowia jest nie tylko palenie papierosów i nie tylko bierne palenie. Szkody przynosi nam również kontakt pozostałościami po paleniu, które osadzają się na ubraniach, meblach, ścianach czy przedmiotach codziennego użytku.
      Paleniem z drugiej ręki, lub biernym paleniem, nazywamy wdychanie dymu tytoniowego i zawartych w nim toksyn. Natomiast palenie z trzeciej ręki to wdychanie toksyn z dymu tytoniowego, które osadziły się na meblach, ścianach, ubraniach i innych przedmiotach i stopniowo się z nich uwalniają.
      Już 9 lat temu informowaliśmy, że kontakt z pozostałościami dymu tytoniowego, które osiadły na powierzchniach, prowadzi do uszkodzeń DNA, a wietrzenie pomieszczeń nie pomaga. Później okazało się również, że na dłoniach i w ślinie dzieci przy których nikt nie pali, mogą znajdować się znaczne ilości nikotyny, a palenie z trzeciej ręki negatywnie wpływa na wagę i układ krwiotwórczy.
      Z zagrożenia związanego z paleniem z trzeciej ręki zdano sobie jasno sprawę w 2010 r., kiedy to Hugo Destaillats, Mohamad Sleiman i Lara Gundel z Berkeley Lab wykazali, że nikotyna reaguje z ozonem i kwasem azotowym w powietrzu. Po reakcji z kwasem azotowym powstają bardzo groźnie rakotwórcze nitrozaminy, m.in. NNA, NNK i NNN. Z kolei wskutek reakcji z ozonem tworzą się bardzo małe cząstki. Wietrzenie pomieszczeń jest w tym przypadku nieskuteczne, są one bowiem tak drobne, że oddychamy nimi czy wchłaniamy z żywnością. Dodatkowo po dotknięciu powierzchni, które miały kontakt z dymem, przenikają one przez skórę.
      Teraz w eBioMedicine opublikowano wyniki pierwszych badań nad wpływem palenia z trzeciej ręki na skórę. Odkryliśmy, że wystawienie ludzkiej skóry na obecne na powierzchniach oraz w pyle pozostałości po paleniu tytoniu inicjuje mechanizm chorób zapalnych skóry oraz podnosi obecne w moczu biomarkery stresu oksydacyjnego, co może prowadzić do innych chorób, jak nowotwory, choroby serca czy miażdżyca. Co gorsza, wystawienie skóry na duże ilości pozostałości po paleniu z trzeciej ręki ma podobne skutki, jak bezpośrednie palenie papierosów, mówi doktor Shane Sakamaki-Ching.
      Do przeprowadzonych badań klinicznych zaangażowano 10 zdrowych niepalących ochotników, w wieku od 22 do 45 lat. Każdy z uczestników przez trzy godziny nosił ubrania przesiąknięte dymem tytoniowym i przez co najmniej 15 minut szedł lub biegł na mechanicznej bieżni, by zwiększyć pocenie się i tym samym zwiększyć pobór substancji przez skórę. Uczestnicy badań nie wiedzieli, że na noszonych przez nich ubraniach znajdują się pozostałości po paleniu. W regularnych odstępach czasu pobierano od nich krew i próbki moczu, by zbadać obecność w nich pozostałości po paleniu oraz szukać oznak stresu oksydacyjnego spowodowanego obecnością tych związków. Wyniki porównywano z grupą kontrolną, która miała na sobie czyste ubrania, bez pozostałości po paleniu.
      Zauważyliśmy, że ostra ekspozycja na palenie z trzeciej ręki zwiększało w moczu poziom biomarkerów oksydacyjnego uszkodzenia DNA, lipidów oraz protein, a biomarkery te pozostały na podwyższonym poziomie po zakończeniu ekspozycji. Takie same poziomy biomarkerów zauważono u palaczy. Uzyskane przez nas wyniki pomogą lekarzom w diagnozowaniu pacjentów wystawionych na pozostałości dymu tygodniowego oraz mogą być przydatne podczas prawnego regulowania kwestii palenia w pomieszczeniach, dodaje Sakamaki-Ching.
      Profesor Prue Talbot wyjaśnia, że skóra jest największym ludzkim organem mającym kontakt z pozostałościami po paleniu, dlatego też jest najbardziej narażona. Ogólnie rzecz biorąc, niewiele wiemy o zdrowotnych skutkach palenia z trzeciej ręki. Jeśli kupisz samochód od kogoś, kto w nim palił, narażasz się na niebezpieczeństwo. Jeśli pójdziesz do kasyna, w którym wolno palić, narażasz swoją skórę na kontakt z toksynami. To samo dotyczy np. pobytu w pokoju hotelowym, w którym wcześniej mieszkał palacz.
      Naukowcy podkreślają, że uczestnicy ich badań mieli krótki kontakt z pozostałościami po dymie tytoniowym, więc nie spowodował on widocznych zmian na skórze. Jednak mimo tak krótkiego kontaktu w ich krwi pojawiły się biomarkery wskazujące na początkowy etap aktywacji stanu zapalnego, łuszczycy czy innych problemów skórnych.
      W kolejnym etapie badań uczeni chcą przeprowadzić podobny eksperyment z wykorzystaniem pozostałości z dymu po papierosach elektronicznych. Planują też przyjrzenie się większym grupom ludzi, które przez dłuższy czas miały skórny kontakt z pozostałościami po paleniu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Singapur jest jednym z tych krajów, w których obowiązują najbardziej restrykcyjne przepisy zakazujące palenia tytoniu. W 2013 roku zakaz taki rozszerzono na wszystkie wspólne przestrzenie w blokach mieszkalnych, zadaszone przejścia i chodniki. Zakazano też palenia pod mostami i w promieniu 5 metrów od przystanków autobusowych. Trzy lata później zakazano palenia w parkach, a w roku 2017 w instytucjach edukacyjnych, autobusach i taksówkach. Okazało się, że zakazy takie mogły zapobiec nawet 20 000 ataków serca.
      Palenie papierosów jest drugą, po wysokim ciśnieniu, najpowszechniejszą przyczyną zgonów na świecie. Szacuje się, że w 2019 roku tytoń zabił 10,8 miliona osób, z czego 1,3 miliona stanowiły ofiary biernego palenia. Wiele krajów od lat stopniowo wprowadza różnego typu zakazy, których celem jest ograniczenie palenia tytoniu. Singapur wyróżnia najbardziej konsekwentna i restrykcyjna polityka w tym zakresie, obejmująca edukację, pomoc w rzuceniu palenia, opodatkowanie, zakazy oraz ich egzekwowanie. Jak informuje miejscowe Ministerstwo Zdrowia, w latach 2010-2020 odsetek palących obywateli Singapuru spadł z 13,9 do 10,1 procent.
      Ze względu na kompleksową politykę antytytoniową naukowcy uznali, że Singapur odpowiednim krajem, na podstawie którego można zbadać skutki polityki antytytoniowej dla zdrowia publicznego. Co prawda w wielu innych krajach również istnieją przepisy zakazujące palenia, jednak przeważnie są one ograniczone do zamkniętych przestrzeni lub też słabo egzekwowane. W Singapurze zakazy obejmują też otwarte przestrzenie wspólne, za ich naruszenie grożą wysokie grzywny, a prawo jest egzekwowane, o czym świadczy na przykład ponad 18 500 mandatów nałożonych w samym tylko 2020 roku.
      Grupa naukowców postanowiła przeanalizować comiesięczne dane dotyczące ataków serca wśród mieszkańców Singapuru i porównała okresy sprzed wprowadzenia zakazów z tymi po ich wprowadzeniu. Z analiz wynika, że na zakazach najbardziej skorzystali mężczyźni powyżej 65. roku życia. To w tej grupie zauważono największy spadek liczby ataków serca po rozszerzeniu miejsc, w których nie wolno palić tytoniu.
      Przed rozszerzeniem zakazu palenia w roku 2013 odsetek ataków serca u osób powyżej 65. roku życia był około 10-krotnie wyższy niż u osób młodszych, a starsi mężczyźni byli niemal dwukrotnie bardziej narażeni na atak serca niż starsze kobiety. Ponadto każdego miesiąca przed rokiem 2013 liczba ataków serca rosła w tempie 0,9 na milion. Autorzy analizy zauważyli również, że wśród osób powyżej 65. roku życia doszło do 15-krotnie większego spadku ryzyka ataku serca niż u osób młodszych (5,9 na milion wobec 0,4 na milion). Potencjalnie oznacza to, że w grupie 65+ uniknięto 19 591 przypadków ataku serca, a w grupie poniżej 65. roku życia – 1325 takich wydarzeń. Co jednak interesujące, spadek liczby ataków serca miał miejsce jedynie po roku 2013. Nie zauważono, by rozszerzenie zakazu wprowadzone w roku 2016 i 2017 również przyniosło taką korzyść. Autorzy badań przyznają, że ich to zaskoczyło. Nie wykluczają, że za zjawisko takie odpowiada fakt, że w międzyczasie wzrosła średnia wieku mieszkańców Singapuru, a w szpitalach zaczęto stosować udoskonalone testy, które pozwoliły na wcześniejsze wykrywanie ryzyka zawału.
      Autorzy badań przyznają, że opierali się jedynie na korelacji, nie są więc w stanie wskazać związku przyczynowo-skutkowego. Zauważają, że na zmniejszenie liczby ataków serca mogły wpłynąć też inne czynniki, jak np. większa ilość pieniędzy do dyspozycji wśród mieszkańców, którzy w związku z zakazami ograniczyli palenie, pogoda czy jakość powietrza.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ryzyko przedwczesnego porodu u kobiet, które palą w ciąży, jest dwukrotnie wyższe niż dotychczas sądzono - donoszą badacze z Uniwersytetu w Cambridge. Z ich najnowszych badań wynika, że kobieta paląca w ciąży jest narażona na 2,6 razy większe ryzyko urodzenia wcześniaka, niż kobieta niepaląca. Ponadto, jak dowiadujemy się z badań opublikowanych na łamach International Journal of Epidemiology, palenie oznacza, że dziecko narażone jest na 4-krotnie większe ryzyko, iż będzie zbyt małe, jak na wiek ciąży, a to z kolei grozi licznymi komplikacjami, w tym problemami z oddychaniem i większą podatnością na infekcje.
      Kobiety w ciąży nie powinny w ogóle palić papierosów, powinny też ograniczyć spożycie kofeiny. Palenie tytoniu wiąże się bowiem ze zwiększonym ryzykiem ograniczenia wzrostu płodu, niską wagą urodzeniową i przedwczesnym urodzeniem. Badania wskazują też na związek tytoniu ze stanem przedrzucawkowym. Natomiast wysokie spożycie kofeiny jest powiązane z niższa wagą urodzeniową i, być może, z ograniczeniem wzrostu w okresie płodowym. Kofeiny jest jednak trudniej uniknąć niż tytoniu, gdyż znajduje się ona nie tylko w kawie, ale również w herbacie, czekoladzie, napojach czy niektórych lekach.
      Dotychczas badania nad wpływem tytoniu i kofeiny na rozwój płodu opierały się głównie na informacjach o spożyciu tych substancji uzyskiwanych od samych kobiet. Tego typu prace obarczone są jednak ryzykiem sporego błędu.
      Naukowcy z University of Cambridge i Rosie Hospital zaangażowali do swoich badań ponad 4200 kobiet, które w latach 2008–2012 odwiedzały szpital w ramach programu badawczego Pregnancy Outcome Prediction. Czterokrotnie w czasie ciąży pobrano im próbki krwi do analizy.
      Do analizy wpływu palenia na ciążę wytypowano 914 kobiet. Naukowcy badali u nich poziom kotyniny, metabolitu nikotyny. Okazało się, że tylko 2/3 kobiet, u których wykryto kotyninę, przyznawało się do palenia papierosów. To oznacza, że badania z krwi są bardziej wiarygodne, niż badania oparte na wywiadach. Na podstawie analiz stwierdzono, że 78,6% ciężarnych nie było wystawionych na działanie dymu tytoniowego, 11,7% było wystawionych w pewnym stopniu, a 9,7% podlegało stałej ekspozycji na dym.
      W porównaniu z kobietami, które w ogóle nie paliły i nie były wystawione na dym tytoniowy, panie mający ciągły kontakt z papierosami były narażone na 2,6 razy większe ryzyko przedwczesnego porodu. Dotychczasowe badania, opierające się na metaanalizach, mówiły, że ryzyko takie jest o 1,24 razy większe.
      Dzieci palaczek były średnio o 387 gramów lżejsze niż dzieci kobiet niepalących. To aż 10% mniej niż średnia waga urodzeniowa. To zaś zwiększało ryzyko niskiej wagi urodzeniowej (poniżej 2500 gramów) i związanych z tym problemami rozwojowymi, jak np. gorszy stan zdrowia w przyszłości.
      Od dawna wiadomo, że palenie w ciąży jest szkodliwe dla dziecka. Nasze badania pokazują, że jest bardziej szkodliwe, niż uważano. Narażono ono dziecko na potencjalnie poważne konsekwencje w postaci zbyt powolnego rozwoju płodowego i zbyt wczesnego urodzenia, mówi profesor Gordon Smith.
      Spożywanie kofeiny u ciężarnych oceniano zaś badając poziom jej głównego metabolitu, paraksantyny. Analizę prowadzono u 915 kobiet. Okazało się, że 12,8% badanych miało niski poziom tego metabolitu, u 74,0% występował poziom umiarkowany, a u 13,2% - wysoki poziom. Autorzy badań nie znaleźli dowodów na związek pomiędzy spożyciem kofeiny a niekorzystnym oddziaływaniem na dziecko.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Parlament Nowej Zelandii przyjął ustawę Smokefree Aotearoa 2025 Action Plan, która ma uczynić Nową Zelandię pierwszym krajem wolnym od tytoniu. Tak zwykle definiuje się państwo, w którym tytoń pali nie więcej niż 5% dorosłej populacji. Ustawa wchodzi w życie w styczniu przyszłego roku.
      Projekt ustawy przedstawiono w grudniu 2021 roku. Opisuje ona trzy radykalne kroki, które mają znacząco zmniejszyć liczbę palaczy w Nowej Zelandii. Po pierwsze ustawa zakazuje sprzedaży tytoniu osobom urodzonym w roku 2009 lub później. W ten sposób ma pojawić się ciągle rosnąca grupa osób, które nigdy nie paliły. Po drugie liczba punktów detalicznej sprzedaży tytoniu ma zostać zmniejszona o 95%. Jednak najbardziej radykalnym posunięciem jest, zdaniem ekspertów, wymóg zmniejszenia ilości nikotyny w papierosach poniżej poziomu, w którym pojawia się uzależnienie. To właśnie ten element ustawy ma przynieść prawdziwą zmianę reguł gry walce z tytoniem.
      Wiceminister zdrowia, Ayesha Verrall, która stoi za ustawą, przypomina, że badania naukowe jasno wskazują, iż zmniejszenie ilość nikotyny w tytoniu zmniejsza uzależnienie. Badania wykazały też, że – szczególnie w ubogich okolicach – mniejsza liczba punktów sprzedaży papierosów przekłada się na mniejsza liczbę palących młodych ludzi oraz ułatwia palaczom zerwanie z nałogiem.
      Krytycy nowej ustawy twierdzą, że doprowadzi ona do rozwoju czarnego rynku oraz będzie kryminalizowała palaczy. To jednak zbyt daleko posunięta krytyka, gdyż karom będą podlegali nie palacze, ale punkty sprzedaży i osoby dostarczające papierosy ludziom urodzonym w roku 2009 lub później.
      Nowa Zelandia od lat jest światowym liderem w walce z tytoniem. Już w 1990 roku zakazano tam palenia w pomieszczeniach w miejscu pracy, w 2004 pojawił się zakaz palenia w barach i restauracjach, a w 2019 zakazano palenia w pojazdach przewożących dzieci, rozpoczęto też kampanię uświadamiającą, jak palenie z drugiej ręki wpływa na zwierzęta domowe. Od roku 2010 opodatkowanie papierosów wzrosło o 165%. Z tego też powodu w Auckland paczka Marlboro kosztuje równowartość 21 USD, podczas gdy w Nowym Jorku jest to 14 USD.
      Taka polityka daje wyraźne skutki. Odsetek palących dorosłych w Nowej Zelandii jest jednym z najniższym wśród krajów rozwiniętych i wynosi 10,9%, to dwukrotnie mniej niż w Polsce. Mimo tego palenie tytoniu jest tam jedną z głównych przyczyny chorób i przedwczesnych zgonów. Każdego roku z tego powodu umiera około 5000 osób z liczącej 5,1 miliona populacji.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Na przełomie XX i XXI wieku na prestiżowych amerykańskich uniwersytetach zaczęły pojawiać się centra badawcze specjalizujące się w kwestiach ocieplenia klimatu. Powstały one m.in. na Princeton, Stanford, MIT czy na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Pieniądze na powstanie tych centrów badawczych dały... firmy wydobywające ropę naftową i gaz ziemny.
      To, jak zauważa dziennikarz śledczy Paul Thacker, wyraźny konflikt interesów. Przedsiębiorstwa żyjące z wydobycia paliw kopalnych finansują badania, których celem jest odejście od paliw kopalnych. Thacker, na łamach British Medical Journal stwierdza, że koncerny naftowe zastosowały tę samą taktykę, jaką w połowie XX wieku stosowały koncerny tytoniowe.
      Gdy w latach 50. ubiegłego wieku coraz więcej osób zaczęło domagać się odszkodowań za problemy związane z paleniem papierosów – powodzi argumentowali m.in., że firmy wprowadzały na rynek szkodliwy produkt, nie ostrzegały przed niebezpieczeństwem dla zdrowia i ryzykiem uzależnienia – koncerny tytoniowe zaczęły domagać się większej liczby badań, a nie mniejszej. Strategia ta miała na celu wprowadzenie niepewności co do wyników badań.
      Podobną strategię przyjęły koncerny naftowe. Gdy na początku lat 90. naukowcy z firmy Exxon przekazali, że rządy mają zamiar wprowadzić regulacje w celu powstrzymania globalnego ocieplenia, francuski przemysł naftowy zaczął finansować badania nad przechwytywaniem atmosferycznego węgla przez oceany. W ten sposób chciano wywołać w opinii publicznej wrażenie, że sytuacja jest lepsza, niż w rzeczywistości. W roku 1998 American Petroleum Institute opracował wieloletni plan podważania rządowych działań na rzecz klimatu. Jednym z elementów planu było powołanie komitetu naukowego, którego celem było wprowadzenie niepewności co do wyników badań.
      Finansowanie badań naukowych ma też za zadanie przekonanie polityków, by nie wprowadzali ograniczeń dla przemysłu. Lobbyści koncernów naftowych zachęcają polityków do odrzucania różnych przepisów ograniczających przemysł mówiąc, że są one niepotrzebne, gdyż przemysł finansuje badania na prestiżowych uczelniach, a badania te wkrótce przyniosą rozwiązanie problemów.
      Działania takie przyniosły znaczące wyniki co najmniej w jednym przypadku. W 2011 roku finansowany przez przemysł wydobywczy program Energy Initiative na MIT opublikował raport, w którym stwierdzono, że gaz łupkowy może zastąpić węgiel, gdyż wiąże się z mniejszą emisją węgla do atmosfery. Celem raportu było osłabienie wyników badań przeprowadzonych na Cornell University, z których wynikało, że gaz łupkowy z powodu wycieków metanu jest bardziej szkodliwy niż węgiel. Obecnie wiemy, że raport Energy Initiative zawierał wiele błędów. Jednak spełnił swoje zadanie. Posługując się nim przemysł wydobywczy stworzył obraz „zielonego gazu łupkowego”, rok później raport był cytowany przez prezydenta Obamę podczas State of the Union, jego główny twórca Ernest Moniz został sekretarzem ds. energii i w USA rozpoczął się boom na gaz łupkowy.
      Wielu przeciwników finansowania badań nad zmianami klimatu przez koncerny naftowe podaje przykład badań nad przechwytywaniem dwutlenku węgla. Opracowywanie takich technologii ma przekonać opinię publiczną, że możemy bezkarnie spalać paliwa kopalne, bo CO2 można przechwytywać w miejscu wytworzenia. Technologia taka co prawda istnieje, ale jej stosowanie nie ma sensu ani ekonomicznego, ani ekologicznego. Rząd USA dofinansował badania nad takimi rozwiązaniami kwotą 7 miliardów dolarów i udzielił ulg podatkowych na kwotę miliarda dolarów, a mimo to praktycznie nie jest ona stosowana. Z badań opublikowanych w ubiegłym roku wynika, że usunięcie 1 gigatony CO2 rocznie – a to zaledwie około 2,5% całkowitej emisji – wymaga użycia tyle energii, ile całe USA zużyły w 2020 roku.
      Profesor Mark Jacobson z Universytetu Stanforda, który analizował jedyną amerykańską elektrownię węglową wykorzystującą technologię przechwytywania CO2 mówi, że urządzenia kosztowały miliard USD i są zasilane gazem ziemnym. Uczony zauważa, że przemysł naftowy sponsoruje olbrzymimi kwotami badania nad technologią, która się po prostu nie sprawdza.
      Co więcej, okazuje się, że już w 1981 roku naukowcy Exxona wiedzieli, że o ile technologia przechwytywania CO2 jest możliwa do zrealizowania z naukowego punktu widzenia, to jej stosowanie nie ma żadnego ekonomicznego uzasadnienia, gdyż wymaga użycia zbyt wielkich ilości energii. A w 1989 roku menedżerowie Exxona w wewnętrznych dokumentach zastanawiali się, jak przeciwdziałać rządowym próbom wprowadzania regulacji dotyczących emisji gazów cieplarnianych. Doszli wówczas do wniosku, że należy prowadzić działania mające na celu wprowadzanie wątpliwości co do niekorzystnych badań naukowych, podkreślanie kosztów takich rozwiązań oraz ciągle prowadzenie badań nad innymi rozwiązaniami.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...