Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Upośledzenie umysłowe: przykre, lecz także kosztowne

Rekomendowane odpowiedzi

Przeprowadzona niedawno w Stanach Zjednoczonych analiza ekonomiczna wykazała, że poważne upośledzenia umysłowe są chorobami niezwykle kosztownymi dla społeczeństwa. Roczne straty amerykańskiej gospodarki powodowane przez tę grupę chorób szacuje się na około 193 miliardy dolarów.

Utracony potencjał, koszty związane z leczeniem współistniejących chorób, wypłaty z funduszu opieki społecznej, bezdomność i uczucie uwięzienia - to tylko niektóre z pośrednich kosztów związanych z upośledzeniami umysłowymi, które są trudne do oszacowania. Nasze badanie wykazało, że straty dla gospodarki generowane przez zaledwie jeden z tych czynników [mowa o utraconych zarobkach - red.] są porażająco wysokie - mówi dr Thomas R. Insel, dyrektor amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego.

Bezpośrednie koszty związane z upośledzeniami umysłowymi, jak np. koszt zakupionych leków, wizyt u lekarzy czy hospitalizacji są stosunkowo łatwe do obliczenia - wielokrotnie były już publikowane i uwzględniane w odpowiednich analizach. Niestety, jest to jedynie wierzchołek góry lodowej - straty te są jedynie niedużą częścią całkowitego obciążenia gospodarki związanego z istnieniem tych chorób.

Badanie było możliwe dzięki opracowanej sześć lat temu ankiecie pt. National Comorbidity Survey (Narodowa ankieta o śmiertelności z powodu chorób towarzyszących). Zespół prowadzony przez dr. Ronalda C. Kesslera, pracującego na Uniwersytecie Harvarda, powrócił do tych danych i postanowił przeprowadzić czysto ekonomiczną analizę efektów rozpowszechnienia upośledzeń umysłowych. Analizowana ankieta obejmowała reprezentantywną grupę 4982 Amerykanów w wieku od 18 do 64 lat.

Na podstawie analizy ankiet wyselekcjonowano osoby, u których stwierdzono poważne choroby umysłowe (SMI, od ang. Serious Mental Ilnesses). Jako kryterium stwierdzenia SMI uznano zaburzenia nastroju i stany niepokoju, które powodowały poważne upośledzenie funkcjonowania przez okres co najmniej trzydziestu dni poprzedzających dzień wypełnienia ankiety. Do grupy tej zaliczono także osoby, u których zaburzenia zachowania - niezależnie od nasilenia w dłuższym okresie - spowodowały wielokrotne akty przemocy lub podjęcie prób samobójczych.

Osiemdziesiąt sześć procent spośród badanych osób zgodziło się na wyjawienie swoich dochodów z poprzedniego roku. Wyniosły one odpowiednio 22 545 dolarów dla osób obarczonych SMI, co daje wynik niższy aż o 42 procent w stosunku do zdrowej populacji. Stwierdzono także, że zarobki upośledzonych mężczyzn, choć zarabiali oni przeciętnie więcej od upośledzonych kobiet, pogarszały się z powodu SMI znacznie bardziej, niż w przypadku pań.

Rezultaty analizy ekstrapolowano na całą populację w celu oszacowania konsekwencji chorób psychicznych dla gospodarki narodowej. Obliczono, że SMI kosztują społeczeństwo aż 193,2 miliarda dolarów w postaci samych tylko utraconych dochodów. Naukowcy oszacowali, że około 75% tej straty wynika z obniżenia zarobków osób pracujących, natomiast pozostała część związana jest z brakiem pracy, czyli zerowymi zarobkami.

Wyniki badań potwierdzają powszechne przekonanie, że zaburzenia umysłowe mają ogromny wkład w stratę ludzkiej produktywności, ocenia dr Kessler. Analizowana przez na ankieta i tak jest dość ostrożna, gdyż nie objęła osób zamkniętych w szpitalach i więzieniach. Uwzględniono w niej także bardzo niewiele osób cierpiących na autyzm, schizofrenię oraz niektóre inne chroniczne schorzenia, które silnie pogarszają zdolność do pracy. Rzeczywiste koszty są prawdopodobnie wyższe, niż oszacowaliśmy.

Naukowcy podsumowują swoje badania wnioskiem, iż ocena terapii SMI powinna uwzględniać także status zatrudnienia oraz zarobki w odległej perspektywie po zakończeniu leczenia. Zdaniem badaczy byłaby to skuteczna metoda pomiaru ludzkiej zdolności do funkcjonowania w społeczeństwie oraz produktywności. Ogromne koszty związane z upośledzeniami umysłowymi być może skłonią także osoby odpowiedzialne za tworzenie polityki zdrowotnej do zwiększenia nakładów na prewencję powstawania niektórych chorób psychicznych, spośród których wielu można zapobiegać.

Szczegóły badań opublikowało czasopismo American Journal of Psychiatry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli społeczeństwo nie jest po to, żeby, żeby ponosić koszty chorób swoich członków, to po co jest? Jako farma mięsa armatniego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A czy nie sądzicie przypadkiem, że z tego artykułu można jednak odczytać pozytywną treść? Nie nazywajmy tego od razu eugeniką, ale bardzo często wielu ludzi może uważać, że lepiej jest nie decydować się na ciążę, kiedy jest się nosicielem mutacji dającej wysokie ryzyko upośledzenia u potomstwa. Albo pozwala na ukierunkowanie badań prenatalnych w poszukiwaniu genetycznych oznak upośledzenia.

 

Z jednej strony społeczeństwo powinno być solidarne, ale z drugiej jeśli można zapobiegać upośledzeniom, to moim zdaniem warto.

 

I jeszcze jedno: autor artykułu całkowicie unika wartościowania zgromadzonych przez siebie danych. On jedynie wyznacza, jakie są straty dla budżetu spowodowane przez upośledzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A może, zamiast od razu z eugeniką, pójść w inną stronę.... Konkretne dane liczbowe mogą pomóc przekonać decydentów do działań na rzecz redukcji zanieczyszczeń środowiska metalami ciężkimi. Wiadomo przecież, że powodują one choroby umysłowe. Teraz jest kolejny argument ekonomiczny za tym, że nie opłaca się zatruwać, bo stosowanie czystszych technologii jest po prostu mniej kosztowne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Otóż to, Mariusz. Świetny argument. Ludzie bardzo często mają zwyczaj liczyć, ile kosztuje wykonanie danej czynności, lecz nie liczą, ile kosztuje jej zaniechanie. I tak np. śmierć jednego człowieka na drodze w Polsce kosztuje łącznie około 4,7 miliona złotych, a mimo to autostrad mamy jak na lekarstwo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Konkretne dane liczbowe mogą pomóc przekonać decydentów

 

;D ;D ;D

 

śmierć jednego człowieka na drodze w Polsce kosztuje łącznie około 4,7 miliona złotych

 

;D ;D ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wielkość terytorium kolonii mrówek ograniczają koszty transportu. Naukowcy z Monash University widzą w tym analogię do rozwoju ludzkich miast. Badając owady, będzie więc można przewidzieć, co w przyszłości stanie się z naszymi metropoliami.
      Doktorzy Martin Burd i Andrew Bruce zbadali 18 kolonii dwóch gatunków mrówek-grzybiarek: Atta colombica i Atta cephalotes. Obliczając wskaźnik żerowania (liczbę obciążonych ładunkiem robotnic wracających do gniazda w jednostce czasu), naukowcy wzięli pod uwagę 3 czynniki: liczbę robotnic pracujących przy zbiórce liści, a także długość i szerokość tras.
      Australijczycy zajęli się właśnie mrówkami-grzybiarkami, bo tworzą one jedne z największych owadzich społeczności na świecie. Kolonia może się składać z 8 mln robotnic, podczas gdy u pszczół do podziału na podkolonie dochodzi, gdy ich liczba sięgnie ok. 40 tys. Burd i Bruce dodają, że przypominające ludzkie ulice trasy transportu liści mają niekiedy długość 150-200 m.
      W miarę wzrostu kolonii pojedyncze owady pracują tyle samo, ale wydłużenie trasy transportu oznacza, że dostarczenie tej samej ilości materiału roślinnego do gniazda wymaga więcej czasu. Można temu zaradzić, ekspediując do tego zadania więcej robotnic. Oczywiście istnieje granica, powyżej której koszt pozyskania jest wyższy od wartości zdobywanego materiału.
      Model przewiduje że długość drogi przyrasta szybciej niż liczba dostarczających liście robotnic, ale wpływ szerokości ścieżki był dla naukowców czymś niespodziewanym. Sugeruje to, że w grę wchodzi ważny mechanizm regulujący inwestycje kolonii w oczyszczanie trasy.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Produkcja energii jądrowej nie jest już najtańszym sposobem pozyskiwania energii. Zdaniem ekonomisty z Duke University profesora Johna Blackburna, obecnie tańszą metodą jest produkcja energii słonecznej.
      W dokumencie Solar and Nuclear Costs - The Historic Crossover Blackburn i jego były student Sam Cunningham dowodzą, że zmiana w kosztach pozyskiwania energii spowodowała, że wykresy dla obu rodzajów jej produkcji przecięły się.
      Do niedawna mieliśmy z jednej strony czystą i bezpieczną energię słoneczną, której produkcja była jednak droga, a z drugiej - ryzykowną, pozostawiającą niebezpieczne odpady technologię atomową, pozwalającą na produkcję taniej energii.
      W ciągu ostatniej dekady koszty energii jądrowej ciągle rosły, a słonecznej - wciąż spadały. W 2002 roku średni koszt budowy reaktora atomowego wynosił 3 miliardy USD. Obecnie jest to kwota rzędu 10 miliardów USD. Jak ostrzega Marc Cooper, analityk finansowy w Vermont Law School's Institute for Energy and Environment, cena ta będzie nadal rosła i, jeśli rząd USA będzie ciągle wspierał rozwój energetyki atomowej, podatnicy w skali całego kraju niepotrzebnie wydadzą setki miliardów lub nawet biliony dolarów.
      Energetyka jądrowa jest mocno popierana przez budżet centralny w Stanach Zjednoczonych. W latach 1943-1999 rząd USA wydał - w przeliczeniu na wartość dolara z 1991 roku - na subsydia dla energetyki wiatrowej, słonecznej i jądrowej aż 151 miliardów USD. Z tego aż 96,3% przeznaczono na energetyką jądrową. Nie tylko budżet centralny dofinansowuje rozwój energetyki.
      Na poziomie stanowym przemysł jądrowy naciska na stosowanie zapisu o 'pracach w toku'. To oznacza zastosowanie systemu finansowego, zgodnie z którym użytkownicy energii elektrycznej finansują budowę reaktora, a często zaczynają za nią płacić jeszcze zanim budowa została rozpoczęta. Biorąc pod uwagę długi czas budowy reaktorów i często opóźnienia oznacza to, że odbiorcy energii elektrycznej mogą płacić wyższe ceny już na 12 lat zanim jeszcze reaktor zacznie pracę - napisał w 2007 roku w swoim raporcie Marshall Goldberg z Renewable Energy Policy Project.
      Pomimo tak wysokich kosztów cena produkcji energii atomowej była niższa od energii słonecznej. Jednak, jak dowodzą Blackburn i Cunningham, sytuacja uległa zmianie. Przy kwocie 16 centów za kilowatogodzinę wykresy dla kosztów energii słonecznej i atomowej przecięły się.
      Z analiz obu naukowców wynika, że w roku 2015 koszt kilowatogodziny energii ze Słońca wyniesie 10 centów, podczas gdy za kilowatogodzinę energii atomowej trzeba będzie zapłacić 25 centów. W roku 2020 różnica ta jeszcze bardziej się pogłębi i za 1 kWh energii ze słońca zapłacimy około 4 centów, a za 1 kWh energii atomowej - około 33 centów.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z raportu Ponemon Institute wynika, że w Wielkiej Brytanii średni koszt utraty danych wskutek przestępstwa należy do jednych z najniższych w krajach rozwiniętych. Jednak wprowadzenie nowych przepisów może spowodować, że straty ofiar przestępstw będą większe niż obecnie.
      Ponemon informuje, że przeciętne straty spowodowane kradzieżą pojedynczego rekordu wynoszą w Wielkiej Brytanii 98 dolarów, a całkowity koszt przeciętnego włamania to straty rzędu 2,57 miliona USD. To niezwykle mało, zważywszy na fakt, iż światowa średnia wynosi 142 USD dla pojedynczego rekordu i 3,43 miliona dolarów dla włamania. W najgorszej sytuacji są firmy w USA, gdzie średnio utrata jednego rekordu oznacza koszt rzędu 204 dolarów (6,75 milionów na każde włamanie).
      Tak wielka różnica w kosztach spowodowana jest różnymi przepisami prawnymi.
      Badania te pokazują, jak olbrzymią rolę w generowaniu kosztów włamań mają przepisy. Najlepszym przykładem są tutaj Stany Zjednoczone i jest jasnym, że gdy w innych krajach zostaną wprowadzone regulacje dotyczące obowiązku informowania o włamaniach, koszty w tych państwach również wzrosną - twierdzą eksperci z Ponemon Institute, który wykonał badania obejmujące 133 organizacje z 18 działów gospodarki z Australii, Francji, USA, Niemiec i Wielkiej Brytanii.
      W Stanach Zjednoczonych już 46 stanów przyjęło przepisy, które zobowiązują organizacje do informowania o szczegółach włamania. Stąd też wysokie koszty.
      Drugim najdroższym krajem są Niemcy, w których podobne regulacje obowiązują od lipca 2009 roku. Koszt utraty pojedynczego rekordu wynosi tam 177 dolarów.
      Z kolei w Wielkiej Brytanii, Francji i Australii, gdzie nie istnieje obowiązek informowania o włamaniu, koszty są niższe od średniej światowej.
      Może się to jednak zmienić, gdyż coraz częściej podnoszą się głosy o konieczności wprowadzenia uregulowań podobnych do amerykańskich. W Wielkiej Brytanii wywierane są silne naciski na instytucje publiczne oraz sektor finansowy, by ujawniały przypadki włamań. Stąd też np. brytyjski odpowiednik polskiego NFZ znajduje się na czele niechlubnej listy ofiar najczęstszych włamań. Może być to jednak mylące, gdyż prywatne firmy nie są zobowiązane do ujawniania takich danych, więc rzadko o tym mówią.
      Innym, obok obowiązku informowania, czynnikiem przyczyniającym się do wysokich kosztów, jest konieczność dostosowania się do obowiązujących regulacji prawnych. Na przykład w Niemczech, gdzie przepisy wprowadzono stosunkowo niedawno, firmy muszą inwestować teraz olbrzymie kwoty w systemy zabezpieczające i wydają średnio 52 dolary na wykrycie i zabezpieczenie każdego przypadku kradzieży pojedynczego rekordu. W Wielkiej Brytanii koszty te to zaledwie 18 dolarów.
      Z kolei w USA, gdzie odpowiednie przepisy istnieją od dawna, przedsiębiorstwa mają już za sobą etap olbrzymich inwestycji, i obecnie ta część zabezpieczeń kosztuje je zaledwie 8 dolarów na rekord.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dane opracowane przez witrynę PeoplePerHour.com wskazują, że w Wielkiej Brytanii sektor publiczny wydaje na utrzymanie przeciętnej witryny internetowej aż 10-krotnie więcej pieniędzy niż firmy prywatne. Przedstawiciele PeoplePerHour.com, która specjalizuje się w wyszukiwaniu pracy dla wolnych strzelców, zwróciła się o dane dotyczące wydatków administracji publicznej na utrzymanie witryn.
      Okazało się, że w latach 2008/2009 roczne utrzymanie przeciętnej witryny kosztowało 40 917 funtów. W tym samym czasie koszt utrzymania przeciętnej witryny firmy prywatnej wynosił 3297 funtów. Urzędy wydawały zatem dziesięciokrotnie więcej pieniędzy.
      Popatrzmy na te witryny. One są bardzo ważne, ale niezbyt skomplikowane. Zawartość jest przeważnie statyczna. Nie powinny kosztować więcej. Dodatkowo, jeśli popatrzymy na ruch na tych witrynach, to jest on bardzo mały, a to oznacza, że koszt w przeliczeniu na użytkownika jest znacząco wyższy niż w sektorze prywatnym - mówi Xenios Thrasyvoulou, szef PeoplePerHour.com.
      Jego zdaniem taka dysproporcja wynika z faktu, że urzędy bezrefleksyjnie podpisują kolejne umowy, nie zastanawiając się nad tym, iż w międzyczasie coś się zmieniło i różne usługi mogą być tańsze.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      iSuppli zaktualizowało swoje wcześniejsze wyliczenia dotyczące kosztów produkcji iPada. Okazuje się, że urządzenie jest o 12% droższe niż przewidywano. Jest to spowodowane większą niż początkowo przypuszczano złożonością tabletu oraz droższymi częściami.
      Obecnie iSuppli wylicza, że 16-gigabajtowy iPad, który jest sprzedawany za 499 USD, kosztuje Apple'a 260 USD (251 dolarów to koszt części, a 9 USD - koszt produkcji).
      Wcześniejsze prognozy mówiły o kwocie 229 USD (219 dolarów miały kosztować części, a 10 dolarów produkcja).
      "Urządzenie jest bardziej skomplikowane, niż sądziliśmy. Okazało się też, że ekran i baterie są droższe" - mówi Andrew Rassweiler z iSuppli. Największym zaskoczeniem dla analityków była złożona budowa tabletu. "Myśleliśmy, że będzie tam więcej zintegrowanych układów" - dodaje Rassweiler. Tymczasem okazuje się, że ekran dotykowy iPada obsługują trzy układy scalone, a nie jeden, jak przypuszczało iSuppli. Zmiany w budowie nastąpią zapewne w przyszłości, dzięki czemu Apple będzie mogło zwiększyć swój margines zysku lub obniżyć cenę urządzenia.
      Szacunki iSuppli dotyczą tylko kosztów części i produkcji. Nie są brane pod uwagę koszty prac projektowych, rozwoju oprogramowania, reklamy i marketingu oraz opłaty licencyjne.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...