Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

W przesyłce pocztowej z Ukrainy wykryto 3 starożytne miecze pochodzące z wykopalisk archeologicznych

Rekomendowane odpowiedzi

Kontrolujący przesyłkę pocztową nadaną w Ukrainie funkcjonariusze lubelskiej Krajowej Administracji Skarbowej (KAS) odkryli 3 starożytne miecze. Są to zabytki archeologiczne pochodzące z wykopalisk.

Dwa miecze, akinakesy, powstały ok. VII-V w. p.n.e. Jak podkreślono w komunikacie KAS, w polskich zbiorach znajduje się obecnie jedynie około 10 sztuk tego typu zabytków.

Akinakes to prosty, krótki miecz, używany m.in. przez Persów, którzy przejęli go od Scytów. Był on dobrze znany Grekom już w V wieku p.n.e. Pierwszym, który wspomniał go literaturze, był Herodot, który opisując ofiarę złożoną przez Kserksesa, nadmieniał, że po tej modlitwie wrzucił czarę do Hellespontu, nadto złoty mieszalnik i perski miecz, który zwą akinakes. Miecze takie widzimy na reliefach z Persepolis; wspomina o nich Józef Flawiusz w „Dawnych dziejach Izraela”, porównując je do krótkich sztyletów. Akinakesy najczęściej były żelazne, ale mogły być też złote, z bogato zdobionymi rękojeściami i pochwami, dekorowanymi złotem i kością słoniową.

Miecz typu sarmackiego - 3. z wykrytych przez funkcjonariuszy zabytków - jest z kolei datowany na IV/III w. p.n.e.-IV w. n.e.

Sarmaci byli ludem nomadów, zamieszkującym stepy od Uralu po Wielką Nizinę Węgierską. Posługiwali się oni różnymi typami mieczy, które z czasem ulegały różnym zmianom i stylistycznym, i funkcjonalnym. Sarmacka broń biała dominowała na stepach Eurazji aż po IV wiek. Została ona zastąpiona w okresie wielkiej wędrówki ludów przez miecz Hunów, który z czasem zastąpiły szabla i pałasz.

Na razie wartość rynkową wykrytych mieczy określono na 6 tys. zł; ostateczną opinię ma jednak wydać niezależny rzeczoznawca.

Do ujawnienia zabytków doszło dzięki jednemu z funkcjonariuszy Oddziału Celnego Pocztowego w Lublinie. Na podstawie gabarytów, wskazujących, że wewnątrz znajduje się coś długiego, wytypował ją do sprawdzenia. Przesyłkę prześwietlono specjalnym skanerem i okazało się, że w środku znajdują się zabytki, a nie – jak zadeklarował nadawca – „wyroby współczesne”.

Michał Deruś, rzecznik prasowy Izby Administracji Skarbowej w Lublinie poinformował, że przesyłka adresowana była do mieszkańca północnej Polski.

Obecnie komórka dochodzeniowo-śledcza Izby Skarbowej przygotowuje materiały dla sądu, na podstawie których sąd orzeknie o przepadku zabytków na rzecz Skarbu Państwa. Sąd może też wskazać muzeum, do którego miecze trafią. Jeśli tego nie zrobi, decyzja taka będzie leżała w gestii Naczelnika Lubelskiego Urzędu Celno-Skarbowego w Białej Podlaskiej.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I to jest efekt tego, że polskie prawo nie przewiduje muzeów PRYWATNYCH. Wystarczyłoby że adresat miałby takie muzeum i nikt nie musiałby niczego ukrywać. W dodatku z pewnością wiedza o miejscu znaleziska byłaby zachowana - co jest niezwykle ważne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, Ergo Sum napisał:

I to jest efekt tego, że polskie prawo nie przewiduje muzeów PRYWATNYCH.

G. prawda:
1. przewiduje
2. założenie nie jest trudne
3. prywatnych muzeów jest od cholery i jeszcze pięć.
https://zarzadzaniemuzeami.pl/ile-jest-muzeow-prywatnych/

3 godziny temu, Ergo Sum napisał:

Wystarczyłoby że adresat miałby takie muzeum i nikt nie musiałby niczego ukrywać.

Procedury są takie same w przypadku wszystkich muzeów - "państwowych" i prywatnych.

Edytowane przez ex nihilo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Muzeum prywatne oczywiście istnieją ale g. prawda z tym że je łatwo założyć.
http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/artykuly-wolnorynkowe/jak-radzi-sobie-prywatne-muzeum/
Jakoś tutaj praktyk nie narzekał na łatwość.
Chyba ex nihilo trochę oceniłeś to na zasadzie: ja nie zakładam to jest łatwo.
Trochę jak moja żona - jak czegoś nie robi - to jest dla niej łatwe i za 15 minut chce wynik. Dopiero jak coś odbiję i mówię: to zrób sama - to się zaczyna że jednak może to nie jest takie łatwe i zajmuje dni albo i tygodnie.
Ale to ogólna cecha ludzka, łatwe jak komuś zlecić, trudne jak samemu robić. Też ma aspierdalaj jak Ty :)

Czy jest ich dużo? Zależy jak liczyć bo to są bardzo różne nieporównywalne twory. Akurat muzeum prywatnych z takimi eksponatami jak tutaj jest mowa - to nie kojarzę w ogóle. Raczej jest ich mało.

Powinni dać to w prezencie Komediantowi Głównemu - on nie takie rzeczy by przewiózł :) swoimi wewnętrznymi procedurami :)
Zresztą ... przecież ten jeden prezent co wybuchł to wierzchołek góry takich prezentów co nie wybuchają i nikt o nich nie wie. A to dość powszechna procedura że nikt z pustymi rękami nie wyjeźdża. Ani jadąc na Ukrainę ani gdziekolwiek indziej.

Byle pani poseł jak ma imieniny to szereg instytucji państwowych wysyła przedstawicieli z podarunkami.

Clue problemu jest jednak inne. Jako wolnościowiec uznaję prymat prawa własności nad socjalistycznymi bzdurami, co oczywiście nie znajduje powszechnego zrozumienia gdyż powszechne jest podejście: nacjonalizujemy dobra kultury. Potem jest tylko płacz jak ta nacjonalizacja trochę za bardzo się rozpędzi.
Bo wielu chętnie nacjonalizuje majątek innych. Płaczą dopiero jak to ich majątek jest nacjonalizowany.
 

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 godzin temu, thikim napisał:

Muzeum prywatne oczywiście istnieją ale g. prawda z tym że je łatwo założyć.
http://tomaszcukiernik.pl/artykuly/artykuly-wolnorynkowe/jak-radzi-sobie-prywatne-muzeum/
Jakoś tutaj praktyk nie narzekał na łatwość.

No faktycznie, cholernie reprezentatywny przykład dałeś... "militarka" + budowa, no i ten schron nie wiadomo czyj był, może dopiero trzeba było go zdobyć. Przypuszczam, że przez te właśnie sprawy "nie narzekał na łatwość". Ale jak widać działa, i to bardzo fajnie - jak wynika z tego, co w sieci. Jak będę w pobliżu na pewno tam zajrzę.
 

8 godzin temu, thikim napisał:

Chyba ex nihilo trochę oceniłeś to na zasadzie: ja nie zakładam to jest łatwo.

:D Trochę się pomyliłeś, bo zakładałem, dziesięć lat temu. Nie wyszło, ale z powodów całkiem niezależnych od jakichś trudności z założeniem. Wspomniałem tu kiedyś o dziesięcioletniej już wojnie  sądowej, w której biorę udział. Obiekt w którym miało być muzeum był częścią dużego spadku, do którego dobrali się, delikatnie mówiąc, "nadmiernie sprytni" biznesmeni. I to zablokowało temat. Połowa sprawy już wygrana, ale trochę za późno.

Ogólnie - pomijając jakieś szczególne problemy, typu właśnie budowa czy "militarka", sprawy formalne są do załatwienia dla całkiem przeciętnego ludzia, który ma jakąś ciekawą kolekcję i potrafi napisać kilka w miarę sensownych pism. Naprawdę nic strasznego.
A bywa w ogóle bardzo prosto, szczególnie gdzieś na wsiach czy małych miastach. Mnie już od kilkunastu lat miejscowy "aktyw kulturalny", czy jak to nazwać, bardzo sprawnie zresztą działający, namawia na otwarcie muzeum w mojej chałupie (obiekt zabytkowy, nie całkiem chałupa) na zasadzie: "daj tylko zgodę, a my wszystko załatwimy, włącznie z forsą" :D Problem jest tylko w tym, że niezbyt mi pasuje udostępnienie miejsca, w którym mieszkam. Gdybym miał trochę terenu, na który bym sobie przeniósł jakąś fajną starą chałupę, muzeum już dawno by działało.
Nie jest sytuacja nadzwyczajna - wielu gminom zależy na takich sprawach, dobrze to wygląda w sprawozdaniach, przydaje się przy dzieleniu dotacji itd., itp.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Uniwersytetu Rzeszowskiego (UR) donoszą, że w ciągu zaledwie trzech miesięcy najnowszej agresji Rosji na Ukrainę w Morzu Czarnym wymarło około 20% waleni. Uczeni, którzy o wynikach swoich badań poinformowali na łamach pisma Biology Letters, obawiają się, że żyjące w Morzu Czarnym delfiny i morświny mogą wymrzeć. Problem jest tym większy, że wszystkie trzy gatunki waleni w Morzu Czarnym – morświn zwyczajny, delfin butlonosy i delfin zwyczajny – są gatunkami zagrożonymi.
      Chcieliśmy nagłośnić fakt, że dzikie zwierzęta, w szczególności delfiny, są ofiarami wojny nie mniej niż ludzie. Skala cierpienia zwierząt podczas wojny jest ogromna, ale z kilku powodów fakty te pozostają nieznane. Po pierwsze, los innych istot często jest przyćmiony przez tragedię ludzi. Po drugie, prowadzanie badań naukowych podczas wojny jest niezwykle trudne. I po trzecie, nawet w czasach pokoju monitorowanie śmiertelności niektórych gatunków nie należy do łatwych zadań, tym bardziej nie jest jasne, co się z nimi dzieje podczas wojny. Na przykład, śmiertelność waleni wynikająca z działań wojennych nie była nigdy dotąd badana. Jedyne badania dotyczą stosunkowo krótkotrwałych morskich ćwiczeń wojskowych, które okazały się śmiertelnym zagrożeniem dla licznych gatunków waleni. Zatem można spodziewać się, że długotrwała wojna będzie oddziaływać na te ssaki morskie jeszcze dotkliwiej.
      Uczeni prowadzili swoje badania w dwojaki sposób. Jeden z nich polegał na analizie doniesień o martwych zwierzętach, pojawiających się w mediach społecznościowych na Ukrainie, w Bułgarii, Rumunii, Gruzji, Turcji i Rosji. Ponadto przeprowadzili własne badania terenowe na fragmencie wybrzeża Morza Czarnego w Parku Narodowym Tuzliwskie Limany na Ukrainie. Następnie porównali wyniki uzyskane z obu metod, przeprowadzili analizy, a uzyskane dane odnieśli do informacji o śmiertelności waleni sprzed wojny.
      W ciągu trzech miesięcy trwania badań naukowcy znaleźli doniesienia o około 2500 znalezionych martwych waleniach. Jako, że na brzeg wyrzucanych jest 6–8 procent martwych waleni, liczba 2500 zwierząt przekłada się na zgon 37 500–48 000 osobników w ciągu zaledwie 3 miesięcy. To od 16 do 20 procent całej populacji waleni w Morzu Czarnym. Stąd też obawa, że rosyjska agresja może przynieść zagładę czarnomorskim waleniom.
      W celu potwierdzenia tych wyników naukowcy wyliczyli, ile martwych waleni na każdy kilometr wybrzeża znaleźli użytkownicy mediów społecznościowych, a ile znaleźli oni sami w Parku Narodowym Tuzliwskie Limany. Okazało się, że wyniki były wysoce zbieżne, co dodatkowo potwierdziło, iż informacje z mediów społecznościowych dobrze odzwierciedlały śmiertelność zwierząt.
      Porównanie wyników obecnych badań z badaniami o śmiertelności waleni sprzed wojny wykazało, że obecnie – w zależności od lokalizacji – umiera od 8,8 do 14,3 razy więcej waleni niż przed wojną.
      Wiele ze znalezionych delfinów i morświnów posiadało liczne obrażenia ciała. Wiele zwierząt było wychudzonych, co wskazuje na śmierć z głodu i hipotermii. Tutaj przyczyną były używane przez wojsko sonary, które uszkadzają część mózgu odpowiedzialną za echolokację niezbędną do nawigacji i polowania. U wyrzuconych na brzeg zwierząt zauważono też oznaki choroby dekompresyjnej. Prawdopodobnie została ona spowodowana szybkim wynurzeniem się podczas eksplozji. Znajdowano też żywe jeszcze zwierzęta, ale tak ciężko ranne, że nie udało im się pomóc.
      Niezaprzeczalnie walenie należą do wyjątkowo inteligentnych istot zdolnych odczuwać różnorakie emocje w stopniu podobnym do ludzi. Jest zatem oczywiste, że te czujące istoty ogromnie cierpią, zanim umrą z powodu obrażeń odniesionych podczas konfliktu zbrojnego. Nie ma też wątpliwości, że umierają długie godziny w bólu. Delfiny rozwijają samoświadomość wcześniej niż ludzie, a ich inteligencja dorównuje wielkim małpom, co czyni je drugim najmądrzejszym stworzeniem po ludziach. W tej perspektywie okrucieństwo, jakiego doświadczają z powodu działań wojennych na Morzu Czarnym, wydaje się powodować cierpienie bliskie temu jakie odczuwają ludzkie ofiary wojny, stwierdzają autorzy badań.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rosjanie zniszczyli jeden z największych na świecie banków genetycznych roślin. W znajdującym się w Charkowie banku przechowywano próbki ponad 160 000 odmian roślin i ich hybryd z całego świata. Bank został ostrzelany przez rosyjską artylerię. Wszystko spłonęło, dziesiątki tysięcy próbek nasion, w tym nasiona sprzed setek lat, takie, których już nie odzyskamy, poinformował doktor Serhij Awramenko, główny naukowiec z Instytutu Roślin im Juriewa Ukraińskiej Akademii Nauk.
      Nawet za czasów Hitlera, gdy cała Ukraina była pod okupacją, Niemcy nie zniszczyli tej kolekcji. Wręcz przeciwnie, starali się ją chronić, bo wiedzieli, że ich potomkowie mogą tych zasobów potrzebować. Bezpieczeństwo żywnościowe każdego państwa zależy od takich właśnie banków zasobów genetycznych, mówi Awramenko.
      Uczony mówi, że specjaliści z całego świata, w tym z Rosji, zaopatrywali się w banku w Charkowie, by tworzyć własne odmiany roślin uprawnych. Awramenko dodaje, że w budynku banku roślin nigdy nie stacjonowało ukraińskie wojsko, więc ostrzał został celowo skierowany na instytucję naukową w celu jej zniszczenia.
      Nasiona były przechowywane w specjalnych pomieszczeniach, każde z nich w odpowiednich dla siebie warunkach. Ten jedyny na Ukrainie i jeden z największych na świecie banków był też dla ludzkości zabezpieczeniem na wypadek wystąpienia katastrof naturalnych na wielką skalę. Tego typu instytucje pozwolą na odtworzenie puli genetycznej po tego typu wydarzeniach.
      To już kolejne straty naukowe i kulturowe spowodowane na Ukrainie przez Rosjan. W kwietniu okupanci ukradli z muzeum w Mariupolu wielką kolekcję złota Scytów z IV wieku przed naszą erą.


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ukraińscy żołnierze ze 126. brygady obrony terytorialnej miasta Odessa dokonali... odkrycia archeologicznego. Podczas kopania okopów mających bronić miasta przed rosyjskim atakiem, obrońcy Odessy trafili na amfory.
      Specjaliści, którzy dokonali wstępnej oceny zabytków stwierdzili, że pochodzą one z III lub IV wieku. Osadnictwo na terenie współczesnej Odessy istniało w czasach starożytnych. W Parku Artyleryjskim znaleziono kurhan z II tysiąclecia p.n.e. W centrum miasta znaleziono pozostałości osadnictwa greckiego z V-III wieku p.n.e. To prawdopodobnie o tej kolonii wspominał wybitny grecki historyk Flawiusz Arrian w „Żegludze dookoła Pontu Euksyńskiego”, sprawozdaniu w formie listu do cesarza Hadriana. W Odessie znaleziono też ślady kultury czerniachowskiej (III–V wiek).
      Od IV wieku w dzisiejszej Odessie i okolicach zaczynają osiedlać się ludy tureckie, a w XIII wieku obszarem tym rządzi Złota Orda. Niedługo później wybrzeża Morza Czarnego w tym regionie kontroluje Wielkie Księstwo Litewskie. W tym czasie istniała tam osada Kaczibej, po raz pierwszy wspomniana w 1415 roku. Od XVI wieku obszary te należą do Imperium Osmańskiego. W XVIII wieku w miejscu Kaczibej istnieje miejscowość zwana Hadżibej, w której w 1765 roku powstaje fort Yeni-Dunya. Zostaje on zdobyty przez Rosję w 1789 roku. Na podstawie traktatu pokojowego pomiędzy Rosją a Turcją, Hadżibej zostaje przyznany Rosji. Powstaje tam nowy fort, a w 1795 roku miasto zostaje nazwane Odessa. Sądzono bowiem, że w starożytności istniała tam grecka kolonia Odessos. Obecnie wiemy, że istniały dwie greckie kolonie o tej nazwie. Bardziej znana i ważniejsza w miejscu dzisiejszej Warny w Bułgarii oraz druga, niewielka, u ujścia rzeki Tylihuł na wschód od Odessy.
      Z powodu trwającej wojny, archeolodzy nie mogli dokładnie zbadać i udokumentować miejsca znalezienia amfor. Żołnierze wydobyli je wraz z inną znalezioną na miejscu ceramiką i przetransportowali do Muzeum Archeologicznego w Odessie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu (UPWr) organizuje zbiórkę nasion warzyw do uprawy w przydomowych ogródkach. Jak podkreśla uczelnia, nasiona trafią do starszych osób [z Ukrainy], które mimo trwającej wojny zostały w swoich domach lub nie były w stanie z niego wyjechać.
      Rektor UPWr, prof. Jarosław Bosy, dodaje, że choć, oczywiście, UPWr organizuje też inne zbiórki, ta jest bodaj najbardziej „przyrodnicza”. I pyta retorycznie, kto, jak nie my, ma pomagać w uprawie warzyw?
      Akcja jest koordynowana przez pracowników Katedry Architektury Krajobrazu. Mamy kontakt z pracownikami uniwersytetu w Kijowie i wielu z nich mówiło nam, że na wioskach, gdzie trafia pomoc z Polski, starsze osoby pytają o nasiona warzyw. To dla nich nie tylko szansa na własną żywność w najbliższych miesiącach, ale rodzaj terapii. Zajmą głowę uprawą, podlewaniem... czymś innym niż myślenie o tym, co dzieje się w ich kraju – tłumaczy dr inż. Monika Ziemiańska.
      Nasiona jakich roślin zbierają naukowcy z UPWr? Chodzi o nasiona popularnych warzyw, które nie wymagają specjalnych warunków uprawy, czyli ogórków, buraków, marchwi, kapusty, fasoli, dyni, cukinii, pietruszki, kopru, bobu czy cebuli dymki. Słonecznik jest również mile widziany.
      Nasiona można przekazywać na dwa sposoby: zostawiając w specjalnych pojemnikach na portierni albo wysyłając pocztą na adres UPWr z dopiskiem Biuro Promocji (ul. Norwida 25; 50-375 Wrocław). Zbiórka trwa do 19 maja. Dzień później zebrane nasiona wyruszą w podróż.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami RP (KSNG) ustanowiła polski egzonim Wyspa Wężowa. To ukłon w stronę pograniczników ukraińskich, którzy bronili wyspy pierwszego dnia inwazji Rosji na Ukrainę i odmówili złożenia broni.
      Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych (KSNG) postanowiła uhonorować ukraińskich strażników granicznych, którzy zdań w dosadnych słowach skierowanych do Rosjan dali jasny sygnał, że się nie poddadzą. Nagranie, na którym słychać wymianę między Rosjanami a Ukraińcami obiegło cały świat, a w samej Ukrainie odpowiedź pograniczników stała się symbolem ukraińskiego oporu.
      KSNG – w której skład wchodzą geografowie, kartografowie i językoznawcy – zbadała historyczne użycie nazwy „Wyspa Wężowa” w języku polskim. Już w 1856 r. Gazeta Lwowska pisała o „wyspie wężowej”. W tym samym okresie tego samego wyrażenia (ale pisanego już wielkimi literami) używało krakowskie pismo „Czas”. Wyspa Wężowa jest również obecna w mitologii greckiej. Według zapisów wierzono, że po śmierci zamieszkał na niej Achilles.
      Po ataku Rosji na Ukrainę media używały wyrażenia „Wyspa Węży” , co było niejednoznaczne, bo kilka różnych wysp z różnych części świata bywa tak nazywane. Postanowiliśmy to przeanalizować i usystematyzować, a jednocześnie uczcić pograniczników, którzy pierwszego dnia wojny na Wyspie Wężowej stanowczo sprzeciwili się Rosjanom – powiedział w rozmowie z PAP dr Wojciech Włoskowicz, językoznawca i członek KSNG.
      Według definicji zapisanej w Słowniku Języka Polskiego PWN egzonim to zaadoptowana do własnego języka obca nazwa geograficzna. Jednak dr Włoskowicz uważa, że wyrażenie „zaadoptowana” jest mylące. Proszony o podanie właściwej definicji mówi, że egzonim to nazwa geograficzna odnosząca się do obiektu położonego poza obszarem języka, w którym ten egzonim funkcjonuje.
      Cechą egzonimu jest też to, że pod względem formy różni się on od nazwy w języku miejscowym. Egzonim nie musi być obcą nazwą „zaadaptowaną” do naszego języka i może mieć zupełnie inne pochodzenie, niezwiązane z nazwą używaną na miejscu. Dobrym przykładem jest polska nazwa kraju naszych zachodnich sąsiadów „Niemcy”. Jako egzonim nie jest ona adaptacją nazwy w języku niemieckim „Deutschland” – powiedział Włoskowicz. Wiele egzonimów standaryzowanych, czyli oficjalnie zatwierdzonych przez KSNG, to egzonimy obecne w polszczyźnie od wieków, choć niekiedy pojawia się potrzeba stworzenia zupełnie nowej nazwy po polsku – doprecyzował naukowiec.
      Ustanowienie nowego egzonimu to inaczej podjęcie uchwały w drodze głosowania przez komisję. Jest ona organem decyzyjnym – czyli jej decyzje są wiążące i nie wymagają akceptacji żadnego ministerstwa.
      Polska ustanowiła do tej pory egzonimy dla ok. 1900 ukraińskich miejscowości, rzek, gór, parków narodowych i innych obiektów.
      We wtorek 30 marca lokalne władze poinformowały, że Roman Hrybow, obrońca Wyspy Wężowej i autor wspomnianych wyżej, legendarnych słów, wrócił z rosyjskiej niewoli.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...