Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Złote i srebrne rzymskie monety, uważane od 150 lat za fałszywki, mogą być autentykami

Rekomendowane odpowiedzi

W marcu 1713 roku Carl Gustav Heraeus, Inspektor Medali Królewskiej Kolekcji w Wiedniu, udokumentował zakup 8 złotych monet. Na jednej z nich widnieje imię Sponsian. Zostały znalezione w Transylwanii, a ich sprzedawcą był „Hof-Cammer-Rath Palm”. Monety miały pochodzić z Imperium Rzymskiego. Jednak poważne wątpliwości budzi nieznane praktycznie imię Sponsian. Na pewno nie nosił go żaden z rzymskich cesarzy, a to wizerunki cesarzy umieszczano na monetach.

W II połowie XIX wieku Henry Cohen, czołowy ekspert tamtej epoki, uznał monety za fałszywki. Brytyjscy naukowców pracujących pod kierunkiem Paula Pearsona z University College London opublikowali na łamach PLOS artykuł, w którym dowodzą, że monety są autentyczne.

Naukowcy zaczęli od zidentyfikowania tajemniczego sprzedawcy monet. Ich zdaniem „Hof-Cammer-Rath Palm” to bankier i wysoki rangą doradca dworu (Hof-Cammer-Rath = Hofkammerrat) Habsburgów ds. finansowych, Johann David von Palm, który odpowiadał m.in. za bankowość, kopalnie i metale szlachetne. To interesujące spostrzeżenie, gdyż oznacza, że monety były przekazywane oficjalnymi kanałami. Wiele wskazuje też na to, że Heraeus wybrał 8 monet z większego zbioru – zawierającego jeszcze około 15 monet – który został później rozproszony po rynku i znalazł się w różnych kolekcjach. Są wśród nich monety 5 różnych typów, w tym „republikańskie” i „cesarskie”.

Do czasów Cohena monety uchodziły za autentyczne, a Sponsiana uznano za lokalnego uzurpatora. Jednak w 1868 roku Henry Cohen stwierdził, że monety są fałszywkami, a inni eksperci przez kolejne dziesięciolecia wyrażali podobne zdanie.

Pearson i jego koledzy wysuwają jednak silne argumenty przeciwko hipotezie o fałszerstwie. Zauważają, że kolekcja, w której znalazł się „Sponsian” jest wysoce nietypowa jak na podróbki, a napisy na monetach nie przypominają klasycznego grawerunku, którym zainteresowani byli XVIII-wieczni kolekcjonerzy. Ponadto w XVIII wieku opinia publiczna niezbyt interesowała się Rzymem z III wieku, dlatego też wszystkie znane nam XVIII-wieczne podróbki starożytnych monet przedstawiają znane postaci z Grecji i Rzymu okresów klasycznych. Znajduje to zresztą potwierdzenie w XIX-wiecznych katalogach numizmatycznych, z których wynika, że monety ze zbioru, w którym znajdował się „Sponsian” nie były zbyt cenione, mimo że uważano je za autentyki.

Wysoce nietypowe jest też samo imię „Sponsian”. Dlaczego potencjalny fałszerz miałby je wybrać, skoro praktycznie nie znamy go ze starożytnego Rzymu? Poza wspomnianą monetą znamy tylko jedną inskrypcję z imieniem Sponsian. To pochodząca z I wieku inskrypcja nagrobna niejakiego Nicodemusa Sponsiana. Jednak została ona odkryta w latach 20. XVIII wieku, a zatem lata po tym, jak Heraeus nabył monety. Musielibyśmy zatem założyć, że fałszerz wymyślił imię, a później okazało się, że takie imię istniało.

Brytyjscy naukowcy nie ograniczyli się tylko do logicznej argumentacji. Porównali monety z kolekcji „Sponsian” z innymi złotymi monetami rzymskimi, autentyczności których jesteśmy pewni. Wykorzystali w badaniach mikroskopię w świetle widzialnym i w ultrafiolecie oraz skanningową mikroskopię elektronową. Badania ujawniły na powierzchni monet ślady odpowiadające śladom zużycia wynikającego przez długą obecność monet w obiegu. Z kolei dzięki spektroskopii r-FTIR zauważyli ślady minerałów, świadczące, że monety przez dłuższy czas były zakopane w ziemi. Dalsze analizy, w ramach których monety „Sponsian” porównano z wysokiej jakości złotymi monetami wybitymi przez Gordiana III, Filipa I i Filipa II wykazały, że monety z kolekcji „Sponsian” zawierają więcej miedzi i srebra (łącznie ok. 7%).

Na podstawie badań brytyjscy naukowcy uważają, że monety z kolekcji „Sponsian” są autentyczne, a dodatkowym argumentem jest fakt, iż doradca von Palm był na tyle pewny okoliczności ich odkrycia, że postarał się, by trafiły na dwór cesarski.

Do rozwiązania pozostaje kwestia samego Sponsiana. Na monecie widzimy go w koronie, a wokół jego portretu znajduje się napis IMP SPONSIANI - imperator Sponsian. Jednak brak tutaj innych cesarskich tytułów umieszczanych na monetach jak AVG(ustus) czy CAES(ar). Tytuł imperatora przysługiwał najwyższemu dowódcy wojskowemu.

Sponsian nigdy nie kontrolował oficjalnej mennicy i nie jest wspominany przez późniejszych historyków, zatem na pewno nie rządził w Rzymie. Heraeus wspomina, że monety znaleziono w Transylwanii. To centrum rzymskiej prowincji Dacja, jedynego znaczącego fragmentu Imperium poza Dunajem, który został podbity przez Trajana ze względu na znajdujące się tam złoża minerałów. Z powodu tej wysuniętej pozycji w Dacji znajdowały się dwie wielkie bazy wojskowe (Apulum i Potaisse) oraz wiele fortów pomocniczych. W szczytowym okresie mogło tam stacjonować około 50 000 żołnierzy. Wiele wsi i miasteczek rozwijało się w dolinach w pobliżu kopalń i baz wojskowych, dostarczając im żywności, ceramiki i ubrań. W połowie III wieku obszar ten był coraz bardziej odizolowany od reszty imperium i otoczony wrogimi ludami, które organizowały napaści. Od połowy lat 40. III wieku legiony stacjonujące w Dacji były bez przerwy zaangażowane w wojny, stwierdzą autorzy badań.

Ich zdaniem Sponsiana i wybite monety należy umiejscowić w latach 60. III wieku, w czasach rządów cesarza Galiena (260–268). Za jego rządów Imperium Romanum de facto rozpadło się na trzy części, a obszary na południe od Dunaju zostały zdewastowane i wyludnione w wyniku ciągłych wojen. W ten sposób, jak sądzą badacze, ok. roku 260 łączność pomiędzy Dacją a centrum władzy cesarskiej została przerwana i w Dacji powstał rząd wojskowy, który początkowo bił monety podobne do monet z okresu republiki, następnie używał imion cesarzy, a w końcu zaczął wybijać monety z imieniem lokalnego dowódcy – Sponsiana.

Metali szlachetnych dostarczały lokalne kopalnie. Jedyna oficjalna mennica w Dacji została zamknięta w połowie lat 50. III wieku. Jednak w Apulum istniał rozwinięty przemysł jubilerski, który wytwarzał przedmioty metodą wytapiania w glinianych formach. Osoba, która wytwarzała monety dla Sponsiana mogła pochodzić właśnie stamtąd. Użyła więc znanej sobie techniki, co wyjaśnia, dlaczego monety nie były bite, jak to zwykle miało miejsce. W ten sposób wyjaśniona zostaje kolejna wątpliwość, gdyż wcześniej fakt, że monety z kolekcji „Sponsian” produkowano z form, był argumentem na rzecz fałszerstwa. Taka hipoteza wyjaśnia też wysoką zawartość srebra w monetach. Rudy złota w Dacji zawierają dużo srebra, a lokalni rzemieślnicy mogli nie posiadać wystarczających umiejętności, by oczyścić złoto w tak wysokim stopniu, jak oczyszczano złoto na potrzeby monet cesarskich.

Można przypuszczać, że monetami Sponsiana płacono wyższym oficerom i urzędnikom, którzy następnie – ze sporą stratą – wymieniali je na monety cesarskie krążące w prowincji od czasów sprzed kryzysu. Mennica Sponsiana była jedynym źródłem nowych monet, dlatego też były one intensywnie wykorzystywane, stąd ślady sporego zużycia.

Pozostaje też wyjaśnić, dlaczego nie znajduje się więcej monet Sponsiana. Autorzy badań piszą, że za czasów cesarza Aureliana (lata 70. III wieku) Rzym porzucił Dację i wycofał się za Dunaj. Była to dobrze zorganizowana i zaplanowana ewakuacja. W jej ramach wszystkie metale szlachetne mogły zostać wymienione na oficjalną monetę. Znalezisko z Transylwanii mogło należeć do zamożnej osoby, która z jakiegoś powodu nie wzięła udziału w ewakuacji i zachowała swoje oszczędności. Zaś sam Sponsian nie musiał być uzurpatorem. Wiemy bowiem, że dwa legiony obecne w Dacji pod koniec lat 50. III wieku – XIII Gemina i V Macedonica – pozostały wierne Rzymowi i zyskały tytuły Pia oraz Fidelis. Sponsian mógł być ich dowódcą i w trudnych czasach zachował wierność cesarzowi oraz chronił miejscową ludność. Wypuszczenie przez niego własnych monet w odciętej od Rzymu prowincji mogło być uznane nie za uzurpację władzy, a za konieczne działania w takich okolicznościach.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W szczelinie jaskini w Rezerwacie 'En Gedi archeolodzy z Izraelskiej Służby Starożytności i Ariel University zauważyli skrytkę, a w niej 4 świetnie zachowane rzymskie miecze sprzed 1900 lat. Znaleziono też pilum, rzymski oszczep. Archeolodzy przypuszczają, że broń ukryli żydowscy rebelianci, którzy zdobyli ją na rzymskich legionistach. Znalezienie jednego miecza to rzadkość, ale cztery naraz? Marzenie! Przecieraliśmy oczy ze zdumienia, cieszą się odkrywcy. Miecze wciąż znajdowały się w pochwach ze skóry i drewna.
      Broń odkryto w niewielkiej trudno dostępnej jaskini. Przed pięćdziesięciu laty na jednym ze znajdujących się tam stalaktytów odkryto zapisaną tuszem częściową inskrypcję spisaną hebrajskim pismem charakterystycznym dla okresu Pierwszej Świątyni (966–587 p.n.e.). Niedawno do jaskini wrócili archeolog doktor Asaf Gayer z Ariel University, geolog Boaz Langford z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie oraz Shai Halevi, fotograf z Izraelskiej Służby Starożytności. Chcieli sfotografować inskrypcję w różnych długościach fali, by odczytać niewidoczną obecnie jej część. I właśnie wtedy doktor Gayer, który znajdował się w górnych częściach jaskini, zauważył świetnie zachowane pilum w jednej ze szczelin. Obok znajdowały się kawałki drewna.
      Do jaskini przybyli specjaliści pracujący przy projekcie Judean Desert Cave Survey, którzy razem z Gayerem i Langfordem przeprowadzili szczegółowe przeszukania każdej szczeliny w jaskini. Właśnie wtedy w jednej z niemal niedostępnych szczelin znaleziono cztery świetnie zachowane rzymskie miecze w pochwach, a odkryte wcześniej kawałki drewna okazały się fragmentami pochew.
      Rękojeści mieczy są starannie wykonane z metalu lub drewna. Długość ostrzy trzech z nich wynosi 60–65 cm, dzięki czemu zidentyfikowano je jako spatha, długie miecze używane przez kawalerię. Czwarty miecz, z pierścieniowatym zwieńczeniem rękojeści, miał długość ok. 45 centymetrów. Wstępne badania potwierdziły, że broń taka była standardowym wyposażeniem wojsk rzymskich stacjonujących w Judei.
      Fakt, że miecze i pilum ukryto w szczelinach oddalonej jaskini wskazuje, że była to broń zdobyta na Rzymianach lub zebrana z pola bitwy przez żydowskich rebeliantów, którzy mieli zamiar jej użyć. Nie chcieli zostać przyłapani z bronią przez władze, mówi doktor Eitan Klein z Judean Desert Cave Survey. Dopiero rozpoczynamy badania w jaskini. Chcemy dowiedzieć się, kto był właścicielem broni, gdzie, kiedy i kto ją wyprodukował. Spróbujemy też określić, z jakim wydarzeniem historycznym związane jest ukrycie mieczy i czy doszło do niego podczas powstania Szymona Bar-Kochby z lat 132–135, dodaje. Przypuszczenie o związku broni z tym właśnie powstaniem wysunięto, gdyż u wejścia do jaskini znaleziono monetę z brązu wybitą przez Bar-Kochbę.
      W jaskini trwają intensywne prace. Archeolodzy znaleźli już artefakty datowane na epokę miedzi (ok. 6000 lat temu) i okres rzymski (ok. 2000 lat temu).

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas prac archeologicznych w głównej siedzibie Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie, na wewnętrznym podwórzu Palazzo della Rovere, znaleziono ruiny prywatnego Teatru Nerona. Ten piąty władca imperialnego Rzymu znany był ze swojego zamiłowania do sztuki i publicznych występów jako aktor, poeta czy muzyk.
      O Theatrum Neroni, prywatnym teatrze, który dla siebie wybudował, wspominali Pliniusz Starszy, Swetoniusz czy Tacyt. Cesarz przeprowadzał w nim próby przed publicznymi występami w Teatrze Pompejusza (Theatrum Pompeii). Teraz odkryto pozostałości po Teatrze Nerona, a badania wykazały istnienie tam warstw datowanych na od późnej republiki po XV wiek.
      To niezwykle ważne odkrycie – mówi Daniela Porro kierująca Soprintendenza Speciale di Roma Archeologia Belle Arti Paesaggio – które potwierdza istnienie wyjątkowego budynku z epoki julijsko-klaudyjskiej, teatru, w którym Neron przeprowadzał próby swoich występów artystycznych. O istnieniu tego budynku wiedzieliśmy ze starożytnych źródeł, ale dopiero teraz został odnaleziony. Nie mniej ważne są też odnalezione w tym miejscu ślady z czasów średniowiecznych i nowożytnych, które wzbogacają naszą wiedzę o ewolucji tej części miasta.
      Prace archeologiczne w Palazzo della Rovere rozpoczęły się przed dwoma laty. W starożytności obszar ten leżał w Ogrodach Agrypiny Starszej, rozległej posiadłości należącej do cesarzy z dynastii julijsko-klaudyjskiej, dziedziczonej przez Kaligulę, Klaudiusza i Nerona. Kaligula wybudował tam cyrk do wyścigów konnych, a Neron – swój teatr.
      Archeolodzy znaleźli na miejscu wykopalisk dwie struktury wykonane techniką opus latericium. Pierwsza z nich, na planie półkola, miała promieniście rozłożone wejścia, schody i ściany. To układ typowy dla teatru. Odkryto też pozostałości marmurowych kolumn i tynk zdobiony złotymi liśćmi. Druga ze struktur pełniła role służebne, był to prawdopodobnie budynek, w którym przechowywano kostiumy, scenografie i inne przedmioty potrzebne w teatrze. Wszystkie te elementy, w połączeniu z wysoką jakością wykonania, najlepszymi technikami budowlanymi ówczesnych czasów i znakach na cegłach, dzięki którym zidentyfikowano struktury jako pochodzące z czasów julijsko-klaudyjskich, pozwoliły specjalistom na zidentyfikowanie struktury jako Teatru Nerona opisanego w starożytnych źródłach.
      Teatr używany był przez krótki czas. Badania wykazały, że już w pierwszych dekadach II wieku, czyli ledwie 40–50 lat po śmierci Nerona, budynki zaczęto stopniowo rozbierać, by powtórnie wykorzystać materiały budowlane.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Siedem lat minęło, zanim międzynarodowy zespół archeologów zdał sobie sprawę z wyjątkowości zwyczajnego z pozoru znaleziska. Mowa o fragmencie amfory sprzed 1800 lat w której przechowywano oliwę. Znamy miliardy szczątków rzymskiej ceramiki. Także miejsce znalezienia nie zaskakuje. Fragment odkryto na wiejskich terenach hiszpańskiej prowincji Kordoba. W tych regionach dawnej rzymskiej prowincji Baetica wytwarzano oliwę. Również widoczny napis nie jest niczym dziwnym. Na amforach bardzo często zapisywano imiona producentów, ilość towaru i inne informacje handlowe. Dopiero odczytanie napisu, a właściwie jego zrekonstruowanie, sprawiło olbrzymią niespodziankę.
      Na zachowanym fragmencie widoczny był następujący napis:
      S
      vais
      avoniam
      glandemm
      arestapoqv
      tisaqv
      it
      Naukowcy przystąpili do jego rekonstrukcji i okazało się, że to fragmenty 7. i 8. wersu pierwszej księgi „Georgik” Wergiliusza.

      Auoniam[pingui]
      glandem m[utauit]
      aresta, poq[ulaque]
      [inuen]tis Aqu[eloia]
      [miscu]it [uuis]
      „Georgiki” to poemat dydaktyczny o tematyce rolniczej stworzony w I wieku p.n.e. przez jednego z najwybitniejszych pisarzy w historii literatury Publiusza Wergiliusza Maro.
      Wergiliusz był bardzo popularny w czasie gdy tworzył i w wiekach późniejszych. Jego „Eneida” – epicki poemat o dziejach Eneasza – była uczona w rzymskich szkołach i często jej fragmenty znajduje się na ceramice. Jednak w tym przypadku nie dość, że na ceramice mamy „Georgiki”, a nie „Eneidę” to jeszcze jest to ceramika bardzo nietypowa. Nigdy wcześniej nie znaleziono bowiem fragmentu Wergiliusza na amforze.
      Autorzy badań, którzy opublikowali ich wyniki w wydawanym przez University of Cambridge piśmie Journal of Roman Archeology uważają, że fragment poematu został zapisany na spodniej części amfory. Nikt miał go tam nie zauważyć. Jest on jednak dowodem na to, że na wiejskich terenach rzymskiej prowincji nie tylko potrafiono czytać i pisać, ale również żyli tam ludzie na tyle wykształceni, iż znali dzieła wielkiego poety.
      Kto mógł pozostawić taki napis? Tutaj jest kilka możliwości. Mógł być to zatrudniony wyspecjalizowany robotnik, ktoś powiązany z możną rzymską rodziną, która była właścicielem przedsiębiorstwa produkującego oliwę lub też dziecko zatrudnione przy pracy.
      Niezależnie od tego, dlaczego napis trafił na amforę i kto go tam pozostawił, niepozorny fragment naczynia okazał się znaleziskiem jedynym w swoim rodzaju.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W nowym muzeum we Wroxeter w hrabstwie Shropshire zebrano ponad 400 eksponatów. Niemała ich część ma związek z rzymskim zamiłowaniem do pielęgnacji urody i bezwłosego ciała. Na wystawie zgromadzono ok. 50 pęset, strygilę (skrobaczkę służącą do zabiegów higieny osobistej) czy butelki po perfumach. English Heritage sprawuje pieczę nad 50 rzymskimi stanowiskami. W 10 z nich wytwarzano pęsety. Z 94 [znalezionych] par aż 60% pochodzi z Wroxeter. Więc tak, zdominowaliśmy rynek pęset – śmieje się kuratorka Cameron Moffett.
      Duża liczba szczypczyków pokazuje, jak dużą popularnością cieszyły się te akcesoria w Brytanii. Na korzyść pęset przemawiał fakt, że były bezpieczne, proste i tanie. Niestety, to także bolesne rozwiązanie. Wyrywaniem włosów zajmowali się często niewolnicy.
      W jednym z listów moralnych do Lucyliusza (liście 56.) Seneka napisał nawet o hałasach dochodzących z łaźni: Oprócz tych, których głosy są przynajmniej jakieś naturalne, wyobraź sobie wyrywacza włosów spod pach, który — by zwrócić na siebie więcej uwagi — wydobywa co chwila głos cienki a skrzypiący i nigdy nie milknie, chyba jedynie wtedy, gdy właśnie skubie włosy i w ten sposób zmusza drugiego, by krzyczał zamiast niego.
      Rzymianie często korzystali z publicznych łaźni. Wiele osób miało prywatne zestawy przyborów toaletowych. Za pomocą pęsety nie tylko regulowano brwi, ale i usuwano niechciane włosy z reszty ciała. Podążając za modą w stolicy i by odróżnić się od barbarzyńców, mieszkańcy Brytanii pragnęli zachować bezwłosy wygląd. Trzeba było wyglądać, a dobry wygląd oznaczał brak owłosienia, zwłaszcza pod pachami – powiedziała Moffett Jackowi Blackburnowi z Timesa.
      Zgodnie ze społecznym oczekiwaniem, mężczyźni biorący udział w ćwiczeniach, zwłaszcza zapasach, powinni byli usunąć widoczne owłosienie. W przypadku kobiet chodziło o kanony piękna.
      Wizyta w łaźni Imperium Romanum nie ograniczała się do kąpieli. Spędzano tam całe godziny, zarówno na zabiegach higienicznych, podczas których używano wielu różnych produktów, jak i na rozmowach. W łaźni można było kupić przekąski czy wino, zatem toczyło się tam rozbudowane życie towarzyskie.
      Wroxeter to obecnie wieś. Znajdują się tam jedne z najlepiej zachowanych w Wielkiej Brytanii ruin rzymskiego miasta. Znajdowały się tam m.in. publiczne łaźnie. W czasach Imperium nazywało się ono Viroconium Cornoviorum i było 4. największym miastem na wyspach. Powstało w latach 90. I wieku, w miejscu fortu, gdy zajmujący go legion przeniósł się w inne miejsce. Swój charakter miasto zachowało do V wieku.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pochodzący z Krymu rzadki złoty grecki stater przedstawiający głowę satyra osiągnął najwyższą cenę, jaką kiedykolwiek uzyskano za starożytną monetę. Zabytek w przeszłości znajdował się w zbiorach Ermitażu, wraz z innymi dziełami sztuki został sprzedany w latach 30. XX wieku, by zapełnić pustki w skarbie ZSRR. W ubiegłym tygodniu trafił na aukcję zorganizowaną w Zurychu przez firmę Numismatica Ars Classica.
      Z jednej strony monety przedstawiono głowę satyra, na drugiej zaś gryfa trzymającego w pysku włócznię. Tym, co czyni monetę tak cenną, jest sposób przedstawienia satyra. Zwykle postaci te przedstawiano na monetach z profilu. Tutaj zaś głowa jest lekko obrócona, widzimy 3/4 twarzy. Specjaliści uważają, że to zaledwie jedna z trzech zachowanych monet z takim przedstawieniem satyra i jedyna, która nie znajduje się w zbiorach muzealnych. Dlatego też anonimowy nabywca zdecydował się zapłacić za monetę – wraz ze wszystkimi wymaganymi opłatami – 5,9 miliona dolarów.
      Stater został wybity w IV wieku p.n.e. w greckim mieście Pantikapajon na Krymie, w pobliżu dzisiejszego Kerczu. W VI wieku mieszkańcy Miletu założyli tam kolonię, która szybko się bogaciła. Po 480 roku przed Chrystusem greckie miejscowości położone po obu stronach Bosporu Kimeryjskiego (Cieśnina Kerczeńska) zjednoczyły się tworząc Królestwo Bosporańskie, a jego stolicą został Pantikapajon. Przedstawiony na monecie satyr może być nawiązaniem do Satyrosa I, który rządził Królestwem w latach 432–389 p.n.e. Gryf z kolei to mityczny strażnik złóż złota znajdujących się w górach Scytii.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...