Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Tragiczne skutki spotkania z Europejczykami. Ludność wysp Pacyfiku ucierpiała bardziej niż sądzono

Rekomendowane odpowiedzi

Po kontakcie z Europejczykami doszło do drastycznego spadku populacji wysp na Pacyfiku. Spadek ten był znacznie większy, niż dotychczas sądzono. Naukowcy z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego wykorzystali metodę lidar do mapowania ludzkich siedlisk na Tongatapu, głównej wyspie i siedzibie władz archipelagu Tonga, oraz dane z wykopalisk archeologicznych.

Z badań przeprowadzonych przez doktoranta Philipa Partona i profesora Geoffreya Clarka wynika, że przed pojawieniem się pierwszych europejskich statków na Tongatapu żyło 50–60 tysięcy osób. To zaś wskazuje, że na całym archipelagu mieszkało 100 do 120 tysiecy osób. Liczbę mieszkańców Tongatapu oszacowano zaś na 50–60 tysięcy osób. W ciągu 50 lat liczba ludności Tongatapu zmniejszyła się do 10 000.

Jako, że uzyskane przez nas liczby były znacznie większe, niż dotychczasowe szacunki, przeanalizowaliśmy zapiski pozostawione przez załogi statków oraz misjonarzy. Stwierdziliśmy, że nasze obliczenia są prawdopodobne, mówią naukowcy.
Uczeni szacują, że populacja archipelagu spadła po kontakcie o 70–86 procent. Przyczyną spadku były patogeny, które przynieśli ze sobą Europejczycy, a z którymi mieszkańcy Tonga nigdy wcześniej się nie zetknęli. Nie byli więc odporni na zawleczone na archipelag choroby.

Archipelag Tonga został zasiedlony około 3000 lat temu przez ludność kultury Lapita, mówiącą językami austronezyjskimi. Od co najmniej X wieku archipelagiem rządziła dziedziczna monarchia. Pierwszymi Europejczykami, którzy odwiedzili archipelag byli Holendrzy Jakob Le Maire (w 1616) i Abel Janszoon Tasman (1643). Jednak stałe kontakty datują się od wypraw Cooka, w latach 1773–1777. Brytyjczyk nazwał archipelag Wyspami Przyjaznymi. W roku 1797 London Missionary Society podjęło nieudaną próbę wprowadzenia chrześcijaństwa na Tonga. Porażką zakończyła się też misja metodystów z 1822 roku. Metodystom udało się to w 1826 roku, a w 1842 na archipelagu ustanowione misję katolicką. W tym czasie na Tonga trwał okres wojen domowych i niepokojów, który rozpoczął się w 1799 roku. Ostatecznie zakończył się on w 1852 roku pod rządami króla Taufa'ahau, który w 1831 roku przyjął chrzest i od 1845 roku rządził jako Jerzy Tupou I. Władca skodyfikował prawo, nadał krajowi konstytucję i podpisał z rządami USA, Niemiec i Wielkiej Brytanii traktaty, które uznawały niepodległość Tonga.

Obecnie na Tonga żyje około 110 tysięcy osób.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Bakteria wąglika atakuje ludzkość od niepamiętnych czasów. Badania przeprowadzone w Cornell College of Veterinary Medicine wykazały, że w toku ewolucji ludzie wielokrotnie nabywali większej odporności na wąglika. Doszło do tego wówczas, gdy w ich diecie w większym stopniu pojawiło się mięso przeżuwaczy czy po upowszechniania się rolnictwa. Dzięki temu Homo sapiens, przede wszystkim Europejczycy i ich potomkowie, posiada mniej receptorów umożliwiających zakażenie wąglikiem.
      Znaleźliśmy dowody na wieloetapową adaptację ludzi do współistnienia z wąglikiem. To najważniejsze nasze odkrycie, mówi profesor Charles Danko, który stał na czele grupy badawczej.
      Głównym gospodarzem wąglika są przeżuwacze, jak krowy czy owce. Zwierzęta, pożywiając się, wdychają spory wąglika znajdujące się w trawie, zarażają się i wkrótce giną od toksyn wytwarzanych przez bakterie. Z rozkładających się ciał zwierząt bakterie wracają do gleby i roślin i cykl się powtarza. Zanim Danko nie przeprowadził swoich badań, nie było jasne, jak ludzie zostali włączeni w ten cykl.
      Naukowcy badali ekspresję genów u wielu różnych gatunków i prowadzili badania na próbkach pobranych od ludzi i naczelnych. Okazało się, że receptor toksyny wąglika ANTXR2, który umożliwia wniknięcie toksyny do komórek, jest obecny u wielu gatunków ssaków, w tym u naczelnych. Ekspresja genu ANTXR2 jest stała na przestrzeni ponad 100 milionów lat ewolucji. Jednak okazuje się, że u ludzi doszło do olbrzymiego jej spadku. I to nas zainteresowało, mówi Danko.
      Na przykładzie przeprowadzonych badań dobrze widać ewolucję w praktyce. Wynika z nich bowiem, że pierwsi ludzie, którzy pojawili się w subsaharyjskiej Afryce, coraz częściej zjadali zwierzęta przeżuwające. Mieli więc większy kontakt z wąglikiem niż ich zwierzęcy przodkowie. Wąglik musiał doprowadzić do wymarcia wielu z pierwszych społeczności. Przeżyli ci ludzie, którzy posiadali naturalną odporność na wąglika, np. mieli mniej receptorów ANTXR2.
      Następnie naukowcy sprawdzili różne populacje pod kątem ekspresji wspomnianego genu. Wzięli pod lupę m.in. Europejczyków, Chińczyków, Japończyków i Joruba. Odkryli, że u wszystkich widoczne jest zmniejszenie ekspresji tego receptora. Jednak u Europejczyków jest ona najmniejsza. Zgadza się to z wcześniejszymi obserwacjami, z których wynikało, że Europejczycy są mniej wrażliwi na toksynę wąglika niż Azjaci czy Afrykanie. Nasze badania dowodzą, że Europejczycy dłużej niż inne populacje mają kontakt z wąglikiem, stwierdza Danko.
      To nabywanie odporności zgodne jest z wzorcami ludzkiej migracji i rozprzestrzeniania się rolnictwa. Jednym z przykładów takiego kontaktu jest „choroba sortowaczy wełny”. To płucna, wyjątkowo śmiercionośna odmiana wąglika, która w XIX wieku zabijała osoby sortujące wełnę.
      W kolejnym etapie badań Danko i jego grupa chcą m.in. zbadać inne populacje ludzkie, w tym i takie, które były historycznie bardziej izolowane, pod kątem odporności na wąglika. Mają zamiar sprawdzić, czy i w ich przypadku da się zauważyć dotychczas obserwowany wzorzec wspólnej ewolucji.
      Szczegóły badań znajdziemy w artykule Multiple stages of evolutionary change in anthrax toxin receptor expression in humans.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zespół dr. inż. Łukasza Frącczaka z Politechniki Łódzkiej pracuje nad innowacyjnym endoskopem o wydłużonym zasięgu, który pomoże w szybkim i skutecznym leczeniu układu pokarmowego.
      Cały pomysł w zasadzie wziął się od lekarzy chirurgów, którzy mają problem ze zdiagnozowaniem pacjentów, zwłaszcza w dalszej części układu pokarmowego. Wiadomo, w polskich warunkach zlecanie kolejnych badań i ich przeprowadzenie to jest odwlekanie o kolejne miesiące, natomiast pacjent cały czas pozostaje chory bez zdiagnozowanej choroby, dlatego też takie urządzenie już przy pierwszym badaniu kolonoskopowym umożliwiłoby znacznie szerszą diagnostykę. Zatem cały okres leczenia [...] znacznie by się skrócił - mówi Frącczak.
      Jak dodaje dr Katarzyna Koter, na razie robot mierzy 85 cm. Planowane jest zbudowanie prototypu o długości 1,5 i do 2 m. Docelowo chcielibyśmy, aby taki robot miał 4 m długości, czyli umożliwiał przebadanie zarówno jelita grubego, jak i wejście do fragmentu jelita cienkiego.
      Naukowcy musieli zmierzyć się z wyzwaniami, związanymi ze specyficznym środowiskiem jelit. Jak dowiadujemy się z opublikowanego przez uczelnię filmiku, opatentowali nawet sztuczne mięśnie - napęd, który imituje ruchy glisty ludzkiej.
      Uczeni podkreślają, że pod względem robotyki układ pokarmowy człowieka jest bardzo trudnym środowiskiem. [...] Ma bardzo niski współczynnik tarcia i jest bardzo ciasny w środku. Poza tym układ pokarmowy jest wrażliwy na bodźce zewnętrzne. Do tej pory lekarze poprzez badanie kolonoskopowe mogli zbadać tylko i wyłącznie okrężnicę i niewielki odcinek jelita krętego.
      Doktor Koter wyjaśnia, że ze względu na ruch wężopodobny robot powinien być mniej inwazyjny w porównaniu do tradycyjnej kolonoskopii. Nie powinien wywierać dużych sił na ścianki jelita. Zmniejszałoby to ryzyko uszkodzenia jelita oraz bolesność badania. Obecnie robot ma średnicę 15-16 mm, jeśli jednak chcemy efektywnie zbadać jelito cienkie, trzeba będzie ten wymiar jeszcze zmniejszyć. Wyposażenie takiego robota w narzędzia i w kanał roboczy pozwoli nam, na przykład, na pobieranie próbek do późniejszych badań.
      Wg Frącczaka, zbudowanie robota o strukturze wężopodobnej na mięśniach pneumatycznych jest dość nowym odkryciem. Tutaj akurat mamy [...] dwa zgłoszenia patentowe. Składamy dwa roboty. Jeden jest zbudowany w oparciu o mięśnie McKibbena. Druga konstrukcja robota jest zbudowana w oparciu o mięśnie poprzeczne. Na ten wynalazek mamy już przyznany patent i wykorzystujemy to dalej w budowie [...].
      Na wprowadzenie robota do praktyki klinicznej musimy jeszcze poczekać. Na dzień dzisiejszy opracowaliśmy [bowiem] tylko i wyłącznie sam napęd takiego endoskopu. Przetestowaliśmy go w warunkach zbliżonych do tych, w których będzie pracował. Mamy już stworzony demonstrator technologii, że takie urządzenie potrafi wchodzić do ciała pacjenta i może być stosowane w medycynie. Natomiast do końcowego produktu... No tutaj jeszcze kilka lat pracy będzie trzeba w to włożyć - podsumowuje Frącczak.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Retrospektywne badania przeprowadzone przez University of Liverpool i WALTHAM Centre for Pet Nutrition ujawniły, że otyłe psy żyją krócej niż psy o idealnej wadze ciała. Z Journal of Veterinary Internal Medicine dowiadujemy się, że czas życia psów z nadwagą jest nawet o 2,5 roku krótszy niż psów o prawidłowej masie ciała.
      Badaniami objęto ponad 50 000 psów z 12 najpopularniejszych ras. Skrócenie życia u psów otyłych zaobserwowano we wszystkich rasach, ale nie wszędzie efekt był równie silny. Wahał się on od o 6 miesięcy krótszego życia w przypadku samców owczarków niemieckich po 2,5 roku krótsze życie w przypadku rasy yorkshire terrier.
      W Polsce na 1000 mieszkańców przypada 186 psów, w Wielkiej Brytanii psy są w 26%, a w USA w 48% gospodarstw domowych. Coraz więcej z tych psów jest otyłych.
      Autorzy najnowszych badań nie sprawdzali, dlaczego zwierzęta zbytnio przybierają na wadze, jednak prawdopodobne przyczyny wskazują wcześniejsze badania. Z danych organizacji Better Cities For Pets wynika, że 54% właścicieli psów i kotów zawsze lub prawie zawsze daje im jedzenie gdy tylko zwierzę o to poprosi, a 22% czasem przekarmia swojego pupila po to, by był szczęśliwszy.
      Właściciele często nie zdają sobie sprawy z tego, że ich pies ma nadwagę i mogą nie wiedzieć, jaki to ma wpływ na jego zdrowie. Jeśli ich ukochany zwierzak jest zbyt ciężki, to z większym prawdopodobieństwem będzie miał problemy ze stawami, z oddychaniem, będzie bardziej narażony na niektóre typy nowotworów, pogorszy się jakość jego życia. To wszystko może mieć znaczący wpływ na samą długość życia, mówi współautor badań, profesor Alex German z University of Liverpool.
      Dla wielu właścicieli dawanie zwierzętom przekąsek, szczególnie smakowitych pozostałości z własnych posiłków, to sposób na okazywanie miłości. Jeśli jednak chcemy, by pies żył długo i cieszył się dobrym zdrowiem, musimy myśleć o tym, co dajemy mu do jedzenia. Niestety, jedynie 5% właścicieli dokładnie  sprawdza, ile jedzenia daje swoim pupilom, a 87% jedynie na oko szacuje ilość jedzenia, jaką zwierzę potrzebuje.
      Wspomniane badania prowadzono na danych udostępnionych przez największą na świecie praktykę weterynaryjną, Banfield Pet Hospitals, do której należy ponad 1000 przychodni w USA. Dane obejmowały okres od kwietnia 1994 do września 2015 i 50 787 psów. Badaniami objęto następujące rasy: jamnik, owczarek niemiecki, golden retriever, labrador retriever, beagle, bokser, cocker spaniel, chihuahua, pitbull, pomeranian, shih tzu, yorkshire terrier. Dla każdej z ras porównano czas życia zwierząt otyłych i tych o prawidłowej masie ciała. W badaniach uwzględniono też, obok rasy, płeć zwierzęcia, datę jego urodzenia i ewentualną kastrację oraz miejsce zamieszkania, daty wizyt u weterynarza, wagę w czasie wizyt, ogólny stan zdrowia oraz datę śmierci.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wykrywająca gazy kapsułka do połykania może pomóc w o wiele trafniejszym diagnozowaniu licznych chorób przewodu pokarmowego.
      Kapsułka, która jest właśnie komercjalizowana przez firmę Atmo Biosciences, powstała na RMIT University w Melbourne.
      Jak wyjaśniają Australijczycy, zapewnia ona wykrywanie i mierzenie w czasie rzeczywistym stężenia wodoru, dwutlenku węgla i tlenu. Dane mogą być przesyłane na telefon komórkowy.
      Wyniki pierwszego testu na ludziach pokazały, że gdy jakaś obca substancja pozostaje tu dłużej niż zwykle, żołądek uwalnia związki utleniające, które mają ją rozłożyć. Dotąd nikt nie opisał tego mechanizmu immunologicznego.
      Dr Kyle Berean podkreśla, że 2. test z udziałem ludzi ujawnił z kolei informacje na temat produkcji gazów, które przy niebezpośrednim pomiarze z wydychanego powietrza były maskowane.
      Odsetek fałszywie dodatnich i fałszywie ujemnych diagnoz przy testach oddechowych stanowi w gastroenterologii prawdziwy problem. Możność dokonywania pomiaru biomarkerów w stężeniach ponad 3000-krotnie wyższych niż przy testach oddechowych jest [więc] czymś nadzwyczajnym. Co ważne, badanie z kapsułką jest nieinwazyjne i pozwala pacjentom normalnie funkcjonować.
      Akademicy wyjaśniają, że gazy jelitowe są obecnie wykorzystywane do diagnozowania m.in. zespołu rozrostu bakteryjnego jelita cienkiego (ang. small intestinal bacterial overgrowth, SIBO) czy upośledzenia wchłaniania węglowodanów.
      W ramach badania z udziałem 9 zdrowych osób porównywano pomiar produkcji wodoru w obrębie jelita przez wykrywającą gazy kapsułkę i test oddechowy. Australijczycy analizowali jakość metod przy spożyciu FODMAP (od ang. fermentable oligosaccharides, disaccharides, monosaccharides and polyols; fermentujących oligosacharydów, disacharydów, monosacharydów i alkoholi wielowodorotlenowych) oraz węglowodanów przyswajalnych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Uniwersytetu Śląskiego zaprojektowali specjalny ustnik, który znajdzie zastosowanie w diagnostyce chorób górnych i dolnych dróg oddechowych. Dzięki pobraniu fazy oddechowej wraz z materiałem tła lekarze zdiagnozują takie schorzenia, jak nowotwory płuc, krtani czy też choroby oskrzeli. Wynalazek został objęty ochroną patentową.
      Rosnące znaczenie wczesnej diagnostyki nowotworów sprawia, że naukowcy poszukują nowych metod pozwalających na szybkie wykrycie zmian zwiastujących rozwój tej choroby. Coraz częściej wykonywane są nowoczesne nieinwazyjne testy polegające na analizie składu chemicznego wydychanego powietrza. Dzięki zastosowaniu badań z zakresu chemii analitycznej można zidentyfikować i określić zależność pomiędzy pewnymi rodzajami białek a występowaniem nowotworu płuc czy krtani. Stan zdrowia pacjenta jest określany na podstawie analizy markerów nowotworowych, które są pobierane za pomocą tzw. worków Tedlara. To do nich badana osoba wydmuchuje powietrze wraz z zawartymi w nim białkami.
      Mimo iż metoda jest prosta do wykonania i tania, ma jednak kilka wad. Przede wszystkim w ten sposób pobierane są niewielkie ilości materiału oddechowego o niskim stężeniu, a transportowanie próbek wrażliwych na uszkodzenia mechaniczne może się wiązać z wypłukiwaniem z nich markerów nowotworowych. W związku z tym naukowcy proponują zastąpienie worków porowatymi materiałami polimerowymi o rozbudowanej strukturze wewnętrznej, przy czym ich użycie wiąże się z koniecznością wykonania specjalnego ustnika dla pacjentów. Taki ustnik dwurożny został zaprojektowany przez naukowców z Uniwersytetu Śląskiego.
      Objęty ochroną patentową wynalazek może być wykonany za pomocą druku przestrzennego z modyfikowanego poliestru o właściwościach antybakteryjnych. Tak otrzymana część spełnia wszystkie wymagania dotyczące dopuszczenia do użytku w celach medycznych oraz umożliwia wielokrotne wykorzystanie po uprzedniej sterylizacji przy użyciu zestandaryzowanych procedur. Dzięki zastosowaniu ustnika możliwe będzie filtrowanie powietrza wdychanego przez pacjenta oraz kierowanie wydychanego powietrza na materiał porowaty, co pozwoli zmniejszyć zanieczyszczenie pobranego materiału oraz osadzić większą ilość markerów nowotworowych podczas pojedynczego badania.
      Autorami wynalazku są naukowcy reprezentujący Wydział Informatyki i Nauki o Materiałach oraz Wydział Matematyki, Fizyki i Chemii: dr Andrzej Swinarew, dr Barbara Szpikowska-Sroka, dr Hubert Okła, mgr Jadwiga Gabor, mgr Marta Łężniak, mgr Tomasz Flak, Mateusz Galeja, Grzegorz Nowicki oraz mgr inż. Klaudia Kubik.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...