Sign in to follow this
Followers
0

Pożar uszkodził nieznaną liczbę słynnych moai - posągów z Wyspy Wielkanocnej
By
KopalniaWiedzy.pl, in Humanistyka
-
Similar Content
-
By KopalniaWiedzy.pl
W dnie wyschniętego kraterowego jeziora wulkanicznego na Wyspie Wielkanocnej odkryto niedawno nowy posąg moai. Jest on mniejszy od pozostałych. Salvador Atan Hito, wiceprzewodniczący organizacji Ma'u Henua, która zrzesza rdzenną ludność, ujawnił, że będą prowadzone poszukiwania kolejnych figur. Być może uda się też znaleźć narzędzia wykorzystywane do ich rzeźbienia.
Na mierzący ok. 160 cm posąg z tufu wulkanicznego natrafiono podczas badań geologicznych prowadzonych przez zespół naukowców i studentów-wolontariuszy po pożarze. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest dobrze zachowany. Analizy mają pokazać, kiedy m.in. został wykonany.
Moai są bardzo ważne, bo reprezentują historię Rapa Nui [rdzennej ludności Wyspy Wielkanocnej] - podkreśla dr Terry L. Hunt z Uniwersytetu Arizony, który od 20 lat bada moai. Gdy już myślimy, że znaleziono wszystkie posągi, pojawiają się kolejne - powiedział antropolog w wywiadzie dla programu „Good Morning America” telewizji ABC.
Dr Hunt dodaje, że dotąd nie znaleziono posągów na terenie dawnego jeziora (zbiornika z krateru Rano Raku). Wg niego, istnieje spora szansa na odkrycie w osadach dennych kolejnych posągów. Wysokie trzciny zasłaniają widok, ale posługując się odpowiednim sprzętem, można przeprowadzić badania prospekcyjne.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Pożary lasów w USA są czterokrotnie bardziej rozległe i zdarzają się trzykrotnie częściej niż jeszcze w roku 2000, informują specjaliści z Cooperative Institute for Research in Environmental Sciences (CIRES) na University of Colorado Boulder. Wyniki przeprowadzonej przez nich analizy zostały opublikowane na łamach Science Advances. Naukowcy wykazali, że duże pożary nie tylko zdarzają się częściej, ale dochodzi do nich też na nowych obszarach, które wcześniej nie płonęły.
Virginia Iglesias i jej zespół postanowili sprawdzić, jak zmieniły się rozmiar, częstotliwość oraz zasięg pożarów w USA. Przeanalizowali więc dane dotyczące ponad 28 000 pożarów z lat 1984–2018. Informacje czerpali z bazy danych Monitoring Trends in Burn Severity (MTBS), w której gromadzone są zarówno satelitarne zdjęcia pożarów, jak i stanowe oraz federalne informacje na ich temat.
Naukowcy odkryli, że w latach 2005–2018 na całym terytorium kontynentalnych USA doszło do większej liczby pożarów niż w ciągu wcześniejszych dwóch dekad. Na wschodzie i zachodzie liczba pożarów uległa podwojeniu, a na Wielkich Równinach jest ich obecnie 4-krotnie więcej niż wcześniej. Zwiększył się też obszar objęty pożarami. W poprzednich dekadach roczna mediana obszaru objętego pożarami na zachodzie kraju wynosiła 4019 km2, obecnie zaś wzrosła do 14 249 km2. Na Wielkich Równinach zaś odnotowano wzrost z 1204 km2 do 3354 km2.
Naukowcy przyjrzeli się też ekstremom i stwierdzili, że na zachodzie i Wielkich Równinach wzrosła częstotliwość występowania wielkich pożarów oraz ryzyko, że równocześnie będzie dochodziło do więcej niż jednego wielkiego pożaru.
Więcej wielkich pożarów występujących w tym samym czasie już teraz zmienia skład i strukturę pokrywy roślinnej, wpływa na występowanie pokrywy śnieżnej i dostępność wody pitnej. To poważne wyzwanie dla systemu ochrony przeciwpożarowej, które zagraża życiu, zdrowiu i majątkom milionów Amerykanów, mówi Iglesias.
Uczeni zauważyli też, że we wszystkich regionach kraju zwiększył się zasięg występowania pożarów. To oznacza, że odległości pomiędzy pożarami są mniejsze, a także, że pożary zaczęły występować w miejscach, w których wcześniej ich nie było.
Wyniki analizy potwierdzają to, co od pewnego czasu podejrzewały media, opinia publiczna i sami strażacy. Niestety, natura nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Wraz z ocieplaniem się klimatu rośnie ryzyko występowania coraz większych i coraz częstszych pożarów. Najgorsze jeszcze przed nami, stwierdził współautor badań, William Travis.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Historycy sprzeczają się, co przyczyniło się do upadku społeczności Wyspy Wielkanocnej (Rapa Nui). W ostatnim czasie pojawiają się badania wskazujące, że upadek rozpoczął się po przybyciu Europejczyków, wraz z przeniesionymi przez nich chorobami i konfliktami. Jednak niezależnie od tego kiedy i z jakiej przyczyny upadek się rozpoczął, autorzy najnowszych badań twierdza, że i tak był on nieunikniony.
Oliver Chadwick, gleboznawca z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara, przedstawił wyniki swoich najnowszych badań podczas jesiennego spotkania Amerykańskiej Unii Geologicznej. Wynika z nich, że niewielkie rozmiary wyspy i jej izolacja skazywały tamtejszą populację na porażkę. Już wcześniej wiedziano, że gleba na Wyspie Wielkanocnej jest mniej żyzna niż na Hawajach. Badania Chadwicka ujawniły zaś, że bardzo ważny nawóz, pył niesiony z wiatrem z Azji, nie docierał do Rapa Nui.
Polinezyjczycy, którzy zasiedlili Hawaje przed co najmniej 1000 lat, znaleźli tam żyzne gleby i aktywne wulkany. Istniały tam dobre warunki do rozwoju rolnictwa, więc tamtejsze społeczności rozkwitały. Mniej więcej w tym samym czasie inne grupy Polinezyjczyków dotarły do Wyspy Wielkanocnej. Tam sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Gleba była uboga.
Chadwick, Ladefoged i ich koledzy stwierdzili, że do przybycia ludzi na Rapa Nui deszcze pozbawiły glebę większości substancji odżywczych. Badania wykazały również, że w glebie na wyspie nie występują też miki, kwarc i rzadkie minerały, których nie zawierają skały wulkaniczne. Gleba na Hawajach zawiera te składniki, gdyż są one niesione z pyłem znad Azji. Uzyskane przez nas wyniki wskazują, że do Rapa Nui nie dociera pył w wykrywalnych ilościach, mówi Chadwick.
Naukowcy zauważyli jednak, że w skalnych ogrodach, tworzonych przez krajowców, gleba jest bardziej żyzna, niż poza nimi. Występowały w nich izotopy fosforu, podobne do tych znajdowanych na Hawajach. Zdaniem naukowców, miejscowa ludność celowo wydobywała skały wulkaniczne, rozbijała je i tworzyła bardziej żyzne obszary uprawne. Spostrzeżenie to zgadza się z innymi badaniami. Niedawno informowaliśmy bowiem, że inna grupa badawcza doszła do wniosku, iż słynne posągi z Wyspy Wielkanocnej mogły służyć właśnie użyźnianiu gleby.
Uboga gleba, której nie użyźniał pył z Azji, skazywała więc rolnicze osadnictwo na Rapa Nui na porażkę, ale miejscowa ludność opracowała metodę, która do pewnego stopnia kompensowała brak składników odżywczych w glebie.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Rongorongo, wciąż nieodczytane pismo z Wyspy Wielkanocnej, to prawdziwa gratka dla naukowców. Niewykluczone bowiem, że jest to jeden z niewielu przypadków w historii ludzkości niezależnego rozwoju systemu pisma. Musimy bowiem pamiętać, że aż do XVIII wieku Rapa Nui była odizolowana od świata zewnętrznego. Została odkryta przez Holendra Jacoba Roggeveena w 1722 roku. Naukowcy nie są zgodni co do tego, kiedy rongorongo powstało, ani jak długo było wykorzystywane. Wiadomo, że przestano go używać w latach 60. XIX wieku.
Doktor Rafał Wieczorek z Wydziału Chemii UW i Kamil Frankiewicz doktorant na Wydziale Biologii UW oraz doktor Alexei Oskolski z Instytutu Biologicznego im. Komarowa w St. Petersburgu oraz doktor Paul Horley z Parque de Investigación e Innovación Tecnológica w Meksyku, szczegółowo zbadali Tabliczkę Berlińską. To jeden z zaledwie 23 zachowanych do dzisiaj zabytków, na którym możemy zobaczyć rongorongo.
Wśród naukowców nie ma zgody co do daty zasiedlenia Wyspy Wielkanocnej przez ludzi. Zasięg podawanych dat waha się od ok. 690 do ok. 1280 roku. Jeśli rzeczywiście rozwinęło się tam pismo, to jest to jeden z niewielu przypadków, i jedyny w Oceanii, niezależnego pojawienia się pisma. To stawiałoby pod tym względem Rapa Nui na równi z Egiptem, Chinami czy Mezopotamią.
Problem jednak w tym, że przez ponad 100 lat od czasu odkrycia wyspy nie pojawiają się żadne doniesienia o piśmie używanym przez krajowców. Wspomina o nim dopiero pierwszy europejski mieszkaniec wyspy brat Eugène Eyraud z zakonu sercanów białych. Trafił on na Rapa Naui w 1864 roku i wtedy właśnie zanotował, że w każdym domu znajdują się tabliczki pokryte „hieroglifami”, ale miejscowi nie potrafią ich już odczytać. Po kilku miesiącach zakonnik został zmuszony do opuszczenia wyspy.
Powrócił na nią w 1866 roku w towarzystwie innego sercana białego, Hippolyte'a Roussela. Niedługo dołączyli do nich dwaj inni Europejczycy, Gaspar Zumbohm i Théodule Escolan, którzy założyli na wyspie szkoły. Eyraud nie wspomniał więcej o zauważonym przez siebie piśmie. Zmarł w 1868 roku, a świat zewnętrzny dowiedział się o rongorongo w 1869 roku, kiedy to Zumbohm, przekazał kilka prezentów biskupowi Jaussenowi z Tahiti. Była wśród nich, o czym nie wiedział, tabliczka z pismem. Jego odkrycie szybko stało się sensacją i wzbudziło wielkie zainteresowanie. Jedna z hipotez dotyczących jego powstania mówiła, że rozwój pisma został zainspirowany kontaktem z Europejczykami, a konkretnie z ceremonią z 1770 roku, kiedy to Hiszpanie zaprosili krajowców do podpisania dokumentu o przyłączeniu wyspy do korony hiszpańskiej. Jednak hipoteza ta nie została jednoznacznie udowodniona, więc nie wiemy, czy autochtoni zetknęli się z pismem po raz pierwszy w 1770 roku widząc je u Hiszpanów, czy też posługiwali się nim wcześniej.
Badana przez polskich naukowców tabliczka znajduje się w berlińskim Muzeum Etnograficznym. Zabytek ma około metra długości. Uczeni stwierdzili, że – wbrew wcześniejszym opiniom – tabliczka została wykonana z drewna lokalnej tespesji topolowatej (Thespesia populnea), a nie z drewna wyrzuconego na brzeg przez fale oceanu. Datowanie radiowęglowe skorygowane o dane etnograficzne wykazało, że drzewo, na którym widnieje rongorongo zostało ścięte pomiędzy rokiem 1830 a 1870. Zanim tabliczka trafiła do rąk Europejczyków musiała spędzić sporo czasu w jaskini. Strona, która leżała na ziemi zgniła, co niemal całkowicie zniszczyło jej zawartości. Wieczorek i jego koledzy szacują, że oryginalny tekst liczył ponad 5000 znaków, czyli był ponaddwukrotnie dłuższy niż kolejny zachowany tekst rongorongo. Pismo to składa się z symboli, wśród których łatwo można rozpoznać ludzi, ptaki, ryby czy żółwie. Są tam też glify prawdopodobnie reprezentujące różne obiekty kulturalne, które jednak trudno interpretować.
Wiedza o tym, jak odczytać pismo, mogła zaginąć z powodu łupieżczych wypraw podjętych w 1862 roku z terytorium dzisiejszego Peru. Wyprawy miały na celu chwytanie niewolników. Wtedy to wywieziono z Rapa Nui znaczny odsetek mieszkańców, w tym członków elity, którzy potrafili czytać. Gdy z czasem pozwolono im wrócić na Wyspę Wielkanocną, przywieźli oni ze sobą nowe choroby, które zdziesiątkowały jej populację. Zresztą ofiarą jednej z takich epidemii padł brat Eyraud.
Zachowanie większości znanych obecnie tabliczek z rongorongo zawdzięczamy biskupowi Jaussenowi, na polecenie którego obecni na wyspie misjonarze zebrali w 1870 roku tabliczki o najlepszej jakości. Wkrótce potem sytuacja tak się pogorszyła, że misjonarze musieli wyjechać wraz z połową miejscowej populacji. Mimo tego, że jeszcze pod koniec XIX wieku znaleziono kilka tablicznek, wszystko wskazuje na to, że pomiędzy ich zauważeniem przez Eyrauda, a zebraniem przez Jaussena, miejscowi przestali je wytwarzać. Dlatego też uznaje się, że pomiędzy rokiem 1862 a 1870 zaprzestano używania rongorongo.
Dzięki pracy Wieczorka i jego kolegów Tabliczka Berlińska jest najlepiej przebadanym zabytkiem rongorongo. Zabytek został kupiony od miejscowych i trafił do Berlina w 1883 roku. Tabliczka mierzy 103 x 12,5 x 6cm i waży 2,6 kg. Większość inskrypcji jest zniszczona zarówno przez pobyt w ziemi, jak i stonogi z gatunku prosionek opylony, które się zagnieździły w drewnie. Napisy widoczne są na jednej stronie, dlatego też dotychczas uważano, że w ten właśnie sposób tabliczkę zapisano. Jednak autorzy najnowszych badań, wykonując tysiące zdjęć fotogrametrycznych, które pozwoliły na uzyskanie trójwymiarowego modelu tabliczki, wykazali, że była zapisana na całej powierzchni. Zauważono niewidoczne gołym okiem glify oraz znane z lepiej zachowanych tabliczek rowki, które miały ograniczać tekst i ułatwiać pianie. To właśnie dzięki żmudnej pracy udało się odkryć, że na tabliczce pierwotnie znajdowało się ponad 5000 znaków. Z powodu jednak znacznych zniszczeń, miano najdłuższego zachowanego tekstu rongorongo przysługuje tzw. lasce z Santiago, gdzie widzimy około 2300 znaków.
Naukowcy szacują, że rongorongo składa się z około 600 znaków. Najprawdopodobniej posługiwała się nim zamieszkująca wyspę arystokracja. Wraz z jej zniknięciem, zniknęła też umiejętność korzystania z pisma. Naukowcy starają się je odczytać, jednak nie jest to łatwe zadanie. Tym bardziej, że zagadnieniem tym zajmuje się niewielu specjalistów na świecie. Badań nad rongorongo nie ułatwia też fakt, że pozostały zaledwie 23 tabliczki z tym pismem i są one rozsiane po kolekcjach na całym świecie.
Ze szczegółami badań możemy zapoznać się w artykule The rongorongo tablet from Berlin and the time-depth of Easter Island’s writing system opublikowanym na łamach The Journal of Island and Coastal Archaeology.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Wraz ze zmianami klimatu Alaskę nawiedzają coraz poważniejsze i częstsze pożary lasów, które uwalniają do atmosfery olbrzymią ilosć węgla i azotu uwięzione w drzewach i glebie. Zjawisko takie może przyspieszyć globalne ocieplenie. Jednak najnowsze badania wskazały, że lasy liściaste, które zastępują spalone lasy iglaste, nie tylko rekompensują ten uwolniony węgiel, ale w ciągu 100 lat przechwytują i akumulują 4-krotnie więcej węgla, niż uwolniło się z zastąpionej przez nie spalonej roślinności.
Badania, przeprowadzone przez uczonych z Northern Arizona University sugerują, że szybciej rosnące mniej palne lasy liściaste mogą działać jak stabilizujące sytuację bufory, które zapobiegają zbyt dużemu rozprzestrzenianiu się pożarów wśród lasów iglastych.
Badania rozpoczęły się w 2004 roku, podczas sezonu olbrzymich pożarów, gdy na Alasce spłonęło 7-krotnie więcej lasów niż długoterminowa średnia. Spalone tereny były historycznie zasiedlone przez świerk czarny. Jednak po pożarach na części spalonych terenów pojawiły się szybko rosnące osika i brzoza. Naukowcy przeanalizowali 75 obszarów, na których w 2004 roku spłonęły świerki czarne i obserwowali je przez kolejnych 13 lat. Zebrali olbrzymią ilość danych z drzew i gleby w różnym wieku, porównywali intensywność pożarów, obserwowali odradzanie się roślinności.
W 2005 roku sądziłam, że nie ma mowy, by las ten wchłonął węgiel, który utracił w czasie pożaru, mówi profesor Michelle Mack, główna autorka badań. W literaturze fachowej mamy wiele doniesień o tym, że bardzo poważne pożary uwalniają więcej węgla, niż zostanie wchłonięte przed kolejnym takim pożarem. Okazało się jednak, że drzewa liściaste nie tylko uzupełniły straty, ale zrobiły to bardzo szybko.
Z badań wynika, że osika i brzoza rosnące na miejscu spalonych świerków akumulują węgiel szybciej niż świerk i przechowują go głównie w drewnie i liściach, a nie warstwie organicznej gleby. Z symulacji komputerowych wynika, że po 100 latach drzewa liściaste wchłoną tyle samo azotu i więcej węgla niż zostało uwolnione w czasie pożaru.
Byłam zaskoczona, że drzewa liściaste mogą tak efektywnie wyłapać utracony węgiel, komentuje profesor Heather Alexander. Nawet gdy mamy do czynienia naprawdę z poważnym pożarem i dochodzi do uwolnienia dużych ilości węgla ze spalonych świerków, drzewa liściaste często zastępują iglaste i wykazują niesamowitą zdolność do wyłapywania i składowania węgla. To bardzo ważne spostrzeżenie w regionie, w którym powszechnie występuje jedynie 5 gatunków drzew. Badania wykazały, że pożary mogą prowadzić do dramatycznych zmian w składzie lasu i w jego zdolności do przechwytywania węgla.
Węgiel to tylko część układanki. Wiemy, że drzewa te pomagają chłodzić lokalny klimat i są mniej palne, więc zmniejsza się prawdopodobieństwo pożarów. Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki możemy stwierdzić, że mamy tu do czynienia z dość silnym efektem stabilizującym klimat w lasach północy, dodaje Mack.
Naukowcy nie znają jeszcze odpowiedzi na kilka istotnych pytań. Nie wiedzą na przykład, czy gdy dojrzałe liściaste drzewa umierają, będą zastępowane przez drzewa o tej samej strukturze i zdolności do przechwytywania węgla. Nie wiedzą również, czy po pożarze drzewa takie zachowują swoje zdolności do wychwytywania węgla.
Zamiana wolno rosnących świerków na szybko rosnące drzewa liściaste może rekompensować skutki pożarów lasów na północy. Nie wiemy jednak, jak będzie wyglądał budżet węglowy tych lasów w miarę przyspieszania globalnego ocieplenia na większych wysokościach geograficznych, dodaje Isla Myers-Smitch z University of Edinburgh, która nie była zaangażowana w opisywane badania.
« powrót do artykułu
-
-
Recently Browsing 0 members
No registered users viewing this page.