Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Roślinne zamienniki mięsa zdrowsze dla nas i planety. To lepsze niż namawianie do wegetarianizmu

Rekomendowane odpowiedzi

Metaanaliza 43 prac naukowych przeprowadzona na University of Bath wykazała, że roślinne alternatywy mięsa są zdrowsze zarówno dla człowieka, jak i dla planety. Autorzy skupili się na zdrowotnych i środowiskowych cechach takich produktów oraz postawach konsumentów wobec nich. Jako że roślinne alternatywy mięsa są robione tak, by naśladować teksturę, smak i  doświadczenie związane ze spożywaniem mięsa, są bardziej efektywnym sposobem na zmniejszenie zapotrzebowania na mięso niż samo zachęcanie ludzi do diety wegetariańskiej.

Produkcja żywności to jeden z głównych czynników przyczyniających się do zmian klimatycznych oraz niszczenia ekosystemów. To źródło dużej emisji gazów cieplarnianych, zużycia słodkiej wody, prowadzi ona do wylesiania, utraty bioróżnorodności, zakłócenia cyklu obiegu fosforu i azotu w przyrodzie. Jednak te „winy” rolnictwa nie rozkładają się równomiernie. Hodowla zwierząt wymaga zużycia większej liczby zasobów na jednostkę masy pożywienia niż produkcja roślinna. Wynika to z faktu, że efektywność produkcji białka zwierzęcego jest niezwykle niska.

Zwierzęta hodowlane na całym świecie konsumują rocznie 4,6 Gt węgla pierwiastkowego, ale pozyskiwane z nich produkty mleczne i mięsne zawierają tylko 0,12 Gt węgla. To zaledwie 2,6% tego, co zjadły zwierzęta. Większość składników pokarmowych jest bowiem zużywana na procesy życiowe, a nie na wytwarzanie mięsa i mleka. Z tego też powodu produkcja mięsa jest bardzo nieefektywna. Średnio globalnie z 1 hektara pszenicy otrzymamy 250 kg białka, ale z 1 ha pastwiska tylko 10 kg białka z wołowiny. I mimo, że około 80% ziemi rolnej przeznaczone jest pod produkcję zwierzęca, to otrzymujemy z niej mniej niż 40% białka i 20% kalorii spożywanych przez ludzi. Dodatkowo produkcja zwierzęca wiąże się z olbrzymią emisją zanieczyszczeń i gazów cieplarnianych.

Ta nieefektywność powoduje, że w miarę jak zwiększa się liczba ludności i coraz więcej osób chce jeść coraz więcej mięsa, jego produkcja staje się coraz większym problemem dla środowiska. Nie wspominając o zdrowotnych skutkach spożywania nadmiernych ilości mięsa i tłuszczów zwierzęcych.

Coraz częściej słyszymy głosy namawiające nas do przechodzenia na dietę wegetariańską lub wegańską. Jednak takie namowy niewiele dają. Zdaniem naukowców z Bath lepszym rozwiązaniem jest skupienie się na roślinnych odpowiednikach mięsa. Zapewnienie dostępu do takich produktów i obniżenie ich ceny może być naprawdę skuteczne. Tym bardziej, że niewielkie zmiany mogą nieść ze sobą duże korzyści. Z jednego z analizowanych badań wynika, że jeśli w samych tylko Niemczech konsumenci zastąpią 5% białka z wołowiny białkiem z grochu, to roczna emisja CO2 zmniejszy się nawet o 8 milionów ton. Z kolei w innych badaniach znaleźli informację, że ilość gazów cieplarnianych emitowanych podczas produkcji burgera roślinnego jest o 98% niższa niż w przypadku burgera wołowego. Generalnie rzecz biorąc, produkcja żywności roślinnej znacznie mniej obciąża środowisko, niż żywności zwierzęcej.

Naukowcy przyjrzeli się też profilowi zdrowotnemu mięsa i produktów roślinnych, które mają je zastępować. Stwierdzili, że generalnie roślinne zamienniki mięsa są zdrowsze. Prace, w których badano ten aspekt za punkt wyjścia przyjęły brytyjski Nutrient Profiling Model i na jego podstawie klasyfikowali produkty. Okazało się, że do grupy „mniej zdrowe” trafiło 40% produktów mięsnych i 14% ich alternatyw.

Autorzy jeszcze innych prac zauważali, że roślinne alternatywy dla mięsa i produktów mlecznych pomagały w utracie wagi, budowie masy mięśniowej i można było je stosować w diecie osób z różnymi schorzeniami. Alternatywy mięsa łatwo jest wzbogacać o najróżniejsze składniki pokarmowe, zwiększając zawartość aminokwasów, witamin czy przeciwutleniaczy. Dalszy rozwój technologii ich produkcji pozwoli zapewne na kolejne polepszanie ich właściwości odżywczych.

Główny autor analizy, doktor Chris Bryant, mówi, że coraz bardziej widać, iż roślinne alternatywy są w stanie zmniejszyć zapotrzebowanie na mięso odwołując się do trzech podstawowych czynników: smaku, ceny i wygody. Nasz przegląd dostarcza przytłaczających dowodów na to, roślinne zamienniki mięsa nie tylko są produkowane w sposób bardziej zrównoważony powodując mniejszą emisję gazów cieplarnianych, mniejsze zużycie wody i terenu, ale niosą ze sobą również liczne korzyści zdrowotne.

Uczony zauważa, że pomimo olbrzymich postępów na polu produkcji takich zamienników, wciąż istnieją olbrzymie możliwości poprawy ich smaku, tekstury czy metod przyrządzania. Istnieje też wielki potencjał zwiększenia ich właściwości zdrowotnych, na przykład poprzez dodanie witamin, podsumowuje.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
45 minut temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Uczony zauważa, że pomimo olbrzymich postępów na polu produkcji takich zamienników, wciąż istnieją olbrzymie możliwości poprawy ich smaku, tekstury czy metod przyrządzania.

Czyli po prostu nadal nie smakują jak to, co udają.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gdyby ludzi tyło 10x mniej, a najlepiej 100x, to wtedy trawożercy mieli by się gdzie paść w warunkach naturalnych i w wystarczającej ilości. W tej sytuacji człowiek podmienił by drapieżniki i żył by z dziczyzny. Lwy i wilki oglądali byś my w ZOO

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie najlepsze zaś dla tych co prowadzą nad tym badania i to sponsorują (Gates) :)
Dalej - żeby stwierdzić że coś jest zdrowsze albo mniej zdrowe to trzeba dużej ilości badań na dużej populacji na przestrzeni wielu lat. To że czerwone mięso może zwiększać ryzyko raka - tego nie odkryto w ciągu paru miesięcy badań ale potrzebowano na to naprawdę wielu badań na przestrzeni dziesiątek lat.
 

21 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

roślinne alternatywy dla mięsa i produktów mlecznych pomagały w utracie wagi, budowie masy mięśniowej i można było je stosować w diecie osób z różnymi schorzeniami

Zdecydowanie - jakbym miał jeść coś niedobrego - moja waga by spadła i byłbym na diecie.  A jeśli to byłoby białko - to pewnie i masa mięśniowa by wzrosła.
 

21 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Ta nieefektywność powoduje, że w miarę jak zwiększa się liczba ludności i coraz więcej osób chce jeść coraz więcej mięsa, jego produkcja staje się coraz większym problemem dla środowiska

A dla ludzi? Oj, dla ludzi to chyba nie jest problem zwiększyć produkcję mięsa.
Ale żeby nie było - ogólnie zgoda z tezą artykułu że można produkować efektywniej żywność. Ale czy lepszą to nie byłbym pewien.
Jeśli będzie lepsza - wyprze sama produkcję mięsa. Obawiam się jednak że nie dokona to się na zasadzie: lepsza/gorsza tylko na zasadzie my wam towarzysze pomożemy wybrać co macie jeść i wcale te teczuszki pełne pieniędzy od lobbystów nie mają znaczenia w tym procesie wyboru :D

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, thikim napisał:

Zdecydowanie najlepsze zaś dla tych co prowadzą nad tym badania i to sponsorują (Gates) :)

Jeśli będzie lepsza - wyprze sama produkcję mięsa. Obawiam się jednak że nie dokona to się na zasadzie: lepsza/gorsza tylko na zasadzie my wam towarzysze pomożemy wybrać co macie jeść i wcale te teczuszki pełne pieniędzy od lobbystów nie mają znaczenia w tym procesie wyboru :D

Piszesz to tak, jakby Gates był skazany na sponsorowanie zamienników mięsa i dlatego wspierał ich wprowadzanie, natomiast zależność jest odwrotna. Sponsoruje on rozwój zamienników mięsa, bo uważa je za dobre rozwiązanie. 

Być może to podejście rynkowe działałoby dobrze, gdyby rynek żywności działał dobrze. Dziś hodowla zwierząt dostaje duże dopłaty, więc możliwe, że gdyby nie one, to produkcja mięsa znacząco by spadła. To trochę jakby pisać, że gdyby transport zbiorowy był taki dobry, to wyparłby transport samochodowy, więc nie powinien być dotowany. Takie podejście pomija fakt, że kierowcy samochodów są dotowani dużo większymi kwotami, np budując dla nich miejsca parkingowe itp.

Edytowane przez Flaku

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, Maximus napisał:

Bardzo nietrafione twierdzenie te dotowanie kierowców.

Nietrafione tylko dla kogoś, kto nie ma pojęcia jakie są koszty infrastruktury samochodowej. 

Edytowane przez Flaku

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Być może moja poprzednia odpowiedź była poniżej poziomu tego portalu, przepraszam. Nie pracuję w GDDKiA i nigdzie nie pisałem, że w ogóle chodzi o Polskę (nie wiem, czy w ogóle ktoś podjął się oszacowania tego u nas w kraju). Temat jest dość powtarzalny i mniej więcej wszędzie kierowcy po pierwsze nie doceniają kosztów, które samochód generuje dla nich samych, a po drugie uważają, że są skarbonką bez dna dla rządu. GDDKiA też nie ma tu zapewne pełnych danych i nie jest główną konkurencją dla transportu publicznego, o którym wspomniałem. Koszty które ponosimy w związku z wszechobecną samochodozą spadają też na miasta, spółdzielnie mieszkaniowe itp. Od miast oczekuje się ciągłego zwiększania przepustowości ulic i zapewniania miejsc parkingowych. Kosztuje nie tylko ich wybudowanie i utrzymanie, ale także ziemia przeznaczona na te cele, która na terenach mocno zurbanizowanych jest droga. Koszty ponoszą też mieszkańcy osiedli, którzy przez wymóg zapewnienia odpowiedniej ilości miejsc parkingowych płacą drożej za kupno mieszkania i większe czynsze. Podsyłam opracowanie z wyliczeniami jak to wygląda u naszych sąsiadów. Polecam cały artykuł, ale podsumowanie kosztów o ktorych mówimy można wyciągnąć z tabeli 3 https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0921800921003943?via%3Dihub

Czy zaryzykowałbyś stwierdzenie, ze u nas wygląda to odwrotnie, zwłaszcza patrząc na to, jak rząd ostatnio obniżył opodatkowanie paliw?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 11.08.2022 o 12:15, Maximus napisał:

Paliwo opodatkowane jest jak dobro luksusowe, a czy jest wg Ciebie dobrem luksusowym? To nie alkohol czy fajki, ludzie potrzebują paliwa, aby dojechać do pracy, zawieźć dzieci do szkoły, zrobić zakupy.

Tak. Paliwo to dobro luksusowe. Założenie, że ludzie muszą jeździć wszędzie samochodem nie jest prawdziwe i przyjmowanie go za oczywistość prowadzi do wielu patologii. 

 

W dniu 11.08.2022 o 12:15, Maximus napisał:

Jeżeli ściągając w podatkach drugie tyle co sam koszt paliwa nadal brakuje w budżecie na kierowców to coś jest nie tak. (...) Jest to wina złodziejstwa, machlojek i ostatecznie niegospodarności/marnotrawstwa rządÓW

Nie. Jest to wina tego, że transport samochodowy jest bardzo niewydajny i generuje masę kosztów, które są eksternalizowane na społeczeństwo. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W niektórych miejscach Europy poziom radioaktywnego cezu w mięsie dzików jest tak wysoki, że ich mięsa nie wolno przeznaczać do konsumpcji dla człowieka. Co gorsza, ten wysoki poziom utrzymuje się od 30 lat, mimo że z zarówno nasza wiedza na temat cezu oraz badania innych zwierząt leśnych wskazują, że powinien on spadać. Problem znany jest jako paradoks dzika i został on szczegółowo opisany przez naukowców z Uniwersytetu Leibniza w Hanowerze i Uniwersytetu Technicznego w Wiedniu.
      Uczeni przyjrzeli się dzikom żyjącym w Bawarii. Poziom cezu w ich mięsie wynosi od 370 do 15 000 Bq/kg (bekereli na kilogram). Przepisy dopuszczają poziom radioaktywności rzędu 600 Bq/kg, zatem normy w mięsie dzików są przekroczone nawet 25-krotnie. Badacze porównali stosunek izotopów cezu 135 i 137 w mięsie dzików z Bawarii i stwierdzili, że za zanieczyszczenie odpowiedzialne są z w znacznej mierze... testy broni jądrowej. To zaskakujące stwierdzenie, gdyż dotychczas sądzono, iż głównym źródłem zanieczyszczeń jest opad radioaktywny pochodzący z Czernobyla. Tymczasem okazało się, że to testy sprzed 60 lat odpowiadają za od 10 do 68 procent radioaktywności mięsa przekraczającego normy, a w niektórych przypadkach to sam opad z testów broni jądrowej wystarczył, by normy zostały przekroczone. W sumie aż 25% zbadanych próbek mięsa zawierało tak dużo radioaktywnego cezu pochodzącego z prób broni jądrowej, że normy w nich byłyby przekroczone nawet wówczas, gdyby nie doszło do katastrofy w Czarnobylu.
      Po wypadku w Czarnobylu poziom zanieczyszczenia gleby w Bawarii znacząco wzrósł, a zanieczyszczenie mięsa dzików nawet o 2 rzędy wielkości przekraczało normy. Mięso innych dzikich zwierząt, jak jeleni, również było zanieczyszczone, ale u nich poziom radioaktywności znacząco spada. U dzików tak szybkiego spadku nie zauważono, co więcej, był on wolniejszy niż tempo półrozpadu cezu.
      Zdaniem naukowców poziom radioaktywnego cezu w mięsie dzików nie spada, gdyż zwierzęta te ryją w ziemi i żywią się m.in. podziemnymi grzybami, które w odpowiednich warunkach mogą akumulować cez. Cez – zarówno ten z testów broni jądrowej, jak i z katastrofy w Czernobylu – wciąż trafia z gleby do pożywienia dzików.
      Również w Polsce mięso dzikich zwierząt zanieczyszczone jest pierwiastkami radioaktywnymi. W naszym kraju regionem o szczególnie dużym poziomie zanieczyszczeń jest region Opola. Po raz pierwszy udowodniliśmy, że rejonie tym, w którym występuje najwyższy poziom promieniowania gamma w Polsce, aktywność cezu-137 w tkance mięśniowej wszystkich trzech badanych gatunków rośnie w czasie, piszą autorzy badań przeprowadzonych w 2022 roku. Badane przez nich gatunki to dzik, sarna europejska i jeleń szlachetny.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Mięso czy mleko nie są produktami wolnego rynku. Analizy wykazały, że dotacje do tych produktów są od 800 do 1200 razy wyższe niż dla ich alternatyw, a co najmniej 50% przychodów europejskich hodowców bydła to dotacje z budżetu. Aktywny lobbing przemysłu mięsnego i mleczarskiego powoduje, że produktom alternatywnym trudno jest się przebić, również przez forsowane rozwiązania prawne. Takie wnioski wnioski płyną z przeprowadzonej przez naukowców z Uniwersytetu Stanforda analizy polityki rolnej USA i Unii Europejskiej w latach 2014–2020.
      Produkcja żywności z wykorzystaniem zwierząt wiąże się z olbrzymim obciążeniem środowiska naturalnego. Od emisji gazów cieplarnianych, poprzez emisję ścieków, po wycinkę lasów tropikalnych pod pastwiska. Ponadto niektóre z produktów zwierzęcych, jak np. czerwone mięso, mają udowodnione zgubne działania dla ludzkiego zdrowia. Brak polityki nastawionej na redukcję naszego uzależnienia od produkcji zwierzęcej i wystarczającego wsparcia alternatywnych technologii, by uczynić je konkurencyjnymi dla produktów tradycyjnych, to wyraźna oznaka istnienia systemu, który opiera się zmianom, mówi główna autorka badań, Simona Vallone.
      Z jednej strony wiemy, że produkty zwierzęce przyczyniają się do niszczenia planety i zdrowia, z drugiej zaś zachodnia dieta, w skład której wchodzi olbrzymia ilość mięsa, jest coraz bardziej popularna na całym świecie. Dlatego tez naukowcy postanowili przeanalizować polityki rządów USA oraz krajów Unii Europejskiej i sprawdzić, czy wspierają one produkcję zwierzęcą czy jej alternatywy i porównać rządowe wydatki na oba rodzaje produkcji. Przyjrzeli się też wydatkom na lobbing.
      Analizy pokazały, że rządy konsekwentnie przeznaczają kolosalne kwoty na dofinansowywanie produkcji rolnej opartej na zwierzętach, konsekwentnie unikają brania pod uwagę kwestii zrównoważonego rozwoju w zaleceniach dotyczących żywienia i konsekwentnie prowadzą działania – jak na przykład przepisy dotyczące oznaczania produktów – ograniczające możliwości rynkowe produktów alternatywnych.
      Z analizy dowiadujemy się, że w USA dotacje dla tradycyjnych produktów zwierzęcych są 800-krotnie wyższe niż dla ich alternatyw, a lobbyści wydają 190 razy więcej pieniędzy na lobbowanie za nimi. Z kolei w Europie dotacje dla produktów zwierzęcych są 1200 razy wyższe niż dla alternatyw. Dowiadujemy się również, że w Europie bezpośrednie dotacje stanowią co najmniej 50% przychodów hodowców bydła. Niektóre z nich są wprost nastawione na utrzymanie wielkości stad, utrzymanie pastwisk czy zwiększenie w produkcji.
      USA i kraje EU wydają kolosalne kwoty na swoją politykę rolną. W Stanach Zjednoczonych jest to około 90 miliardów dolarów rocznie, w Europie około 60 miliardów euro rocznie.
      Autorzy badań uważają, że by zbudować uczciwy rynek, na którym produkty alternatywne – czy to z roślin czy z hodowli komórkowych – będą mogły konkurować z produktami zwierzęcymi, należy spowodować, by cena produktów zwierzęcych odzwierciedlała prawdziwe koszty ich produkcji, w tym koszty dla środowiska. Ponadto należy prowadzić więcej badań nad żywnością alternatywną dla produktów zwierzęcych, a w rządowych zaleceniach dotyczących żywienia powinny znaleźć się informacje o produktach alternatywnych.
      Oczywistym jest, że za utrzymaniem status quo stoją potężne interesy koncernów produkujących żywność. Potrzebna jest radykalna zmiana polityki, która spowoduje, że produkcja żywności będzie miała mniejszy niekorzystny wpływ na klimat, wykorzystanie terenu i bioróżnorodność, mówi jeden z badaczy, Eric Lambin.
      Warto przypomnieć, że ostatnio dwie pierwsze firmy otrzymały w USA zgodę na sprzedaż mięsa z hodowli tkankowych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Nemo Science Museum w Amsterdamie zaprezentowano pierwszy w znanej nam historii... klops z mięsa mamuta. Jest on dziełem australijskiej firmy Vow, która pracuje nad mięsem z hodowli komórkowych, oraz międzynarodowej grupy ekspertów. Celem tego eksperymentu naukowego jest pokazanie, że mięso z hodowli komórkowych może zrewolucjonizować przemysł spożywczy. Hodowla mięsa z komórek może być realną alternatywą dla hodowli tradycyjnych.
      Klops z mamuta został stworzony dzięki pozyskaniu DNA mamuta włochatego, które zostało uzupełnione fragmentami DNA słonia afrykańskiego. Za pomocą technologii molekularnych można w ten sposób uzyskać prawdziwe mięso, które nie pochodzi jednak z hodowli zwierząt, jest więc pozbawione wad związanych z tą metodą produkcji żywności – od cierpienia miliardów zwierząt po gigantyczne zanieczyszczenie środowiska odchodami, gazami cieplarnianymi czy antybiotykami.
      Produkcja żywności odpowiada nawet za 20% emisji gazów cieplarnianych, a ilość ta rośnie wraz ze zwiększającą się liczbą ludności. Eksperci szacują, że w ciągu najbliższych 40 lat wyprodukujemy tyle żywności, ile w ciągu ostatnich 8000 lat. To olbrzymie zadanie i gigantyczne obciążenie dla środowiska. System produkcji żywności jest głównym odpowiedzialnym za utratę różnorodności. Tymczasem niektórzy oceniają, że mięso z kultur komórkowych może już w 2030 roku być konkurencyjne cenowo w porównaniu z mięsem tradycyjnym. Jednocześnie jego produkcja będzie wymagała od 63% (w przypadku drobiu) do 95% (dla wołowiny) mniej gruntów. Może przynieść też inne, mniej oczywiste korzyści, jak np. zmniejszenie ryzyka wybuchu pandemii. Eksperci od dawna bowiem uważają, że wielkie fermy zwierząt to poważne zagrożenie zoonozami, a wykorzystywanie antybiotyków w hodowli zwierząt powoduje pojawianie się kolejnych antybiotykoopornych patogenów.
      Australijska firma Vow powstała przed czterema laty. Pod koniec ubiegłego roku inwestorzy przeznaczyli na jej rozwój ponad 49 milionów dolarów. Przedsiębiorstwo zapowiada, że jeszcze w bieżącym roku jej produkty zadebiutują na rynku. Jako pierwsi żywności marki Forged by Vow spróbują mieszkańcy Singapuru.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po zbadaniu szczątków słoni sprzed 125 000 lat naukowcy z Uniwersytetu Johannesa Gutenberga z Moguncji i Uniwersytetu w Lejdzie doszli do wniosku, że neandertalczycy musieli żyć w większych grupach, niż się powszechnie uważa. Szczątki około 70 zwierząt zostały odkryte z latach 80. w pobliżu Halle w wielkiej odkrywce górniczej, zamienionej obecnie w sztuczne jezioro. Należą one do gatunku Palaeoloxodon antiquus, największego zwierzęcia lądowego plejstocenu. Gatunek ten był większy od mamuta, a waga dorosłego osobnika mogła sięgać 13 ton.
      Mamy tutaj najstarsze pewne dowody, że ludzie polowali na słonie. Zabijanie tych zwierząt i podział mięsa były jednymi ze sposobów na zdobywanie żywności przez żyjących tutaj neandertalczyków, mówi współautor badań, profesor Wil Roebroeks z Uniwersytetu w Lejdzie. Z przeprowadzonych badań wynika, że przez 2–4 tysiące lat zamieszkujący te tereny neandertalczycy byli miej mobilni i tworzyli znacznie większe grupy społeczne, niż się dotychczas wydawało. Nie poddawali się naturze. Kształtowali ją, np. za pomocą ognia, i mieli olbrzymi wpływ na populację największych zwierząt żyjących wówczas na lądzie.
      Na podstawie wieku oraz płci słoni, których szczątki badano, naukowcy doszli do wniosku, że neandertalczycy nie korzystali z mięsa słoni, które padły, tylko aktywnie na nie polowali. Szczątki należały bowiem głównie do samców i niewiele było wśród nich szczątków młodych słoni. To wskazuje, że wybierano największe i najzdrowsze sztuki, by je upolować. Samce słoni prowadzą przeważnie samotniczy tryb życia, łatwiej jest więc je upolować niż poruszające się w stadach i chroniąc młode samice. Dostarczają też dużo mięsa. Dorosłe 10-tonowe zwierzę mogło zapewnić co najmniej 2500 porcji pożywienia. Neandertalczycy musieli sobie jakoś z tym poradzić, albo konserwując żywność na dłuższy czas – a na ten temat nie mamy żadnej wiedzy – albo przez prosty fakt, że żyli w znacznie większych grupach, niż sądzimy.
      Na kościach zwierząt znaleziono typowe ślady oddzielania mięsa. Odkryto też ślady ognisk, a naukowcy wysunęli hipotezę, że neandertalczycy budowali rusztowania, na których wieszali mięso i suszyli je nad ogniem, w ten sposób je konserwując.
      Trudno jest jednak powiedzieć, w jak dużych grupach żyli neandertalczycy. Współcześni łowcy-zbieracze tworzą grupy od 15 do 30 osób. Średnio jest to 25 osób. Uznaje się, że grupy neandertalczyków były mniejsze.
      Zdaniem autorów badań, rozebranie tuszy Palaeoloxodon antiquus zajmowało 25 ludziom od 3 do 5 dni. Myśliwi musieli się spieszyć, by mięso nie zaczęło się psuć. A musimy pamiętać, że nie mogli jeść tylko mięsa. Dieta oparta wyłącznie na białku zwierzęcym grozi poważnymi komplikacjami, które pojawiają się bardzo szybko w wyniku niedoboru węglowodanów oraz tłuszczów i może doprowadzić do śmierci. Dlatego też musieli zajmować się również zdobywaniem innego pożywienia. Biorąc zaś pod uwagę, jak olbrzymią ilość mięsa pozyskiwali z jednego zabitego P. antiquus można przypuszczać, że było ono dzielone wśród dużej grupy. Wystarczało go bowiem na 3 miesiące dla 25 osób, pod warunkiem, że grupa potrafiła przez tak długi czas przechować zdobycz.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Badania nad dietą paleolitycznych łowców-zbieraczy, zarówno H. sapiens jak i H. neanderthalensis, koncentrowały się głównie na konsumpcji mięsa. Od dawna bowiem identyfikowano kości, pozostałe po zjadanych przez ludzi zwierzętach. Jednak wraz z rozwojem technik badawczych zdobywamy coraz więcej dowodów na to, że w diecie ludzi paleolitu rośliny odgrywały znacznie większą rolę niż nam się wydaje, a używane przez nich techniki kulinarne były bardziej skomplikowane, niż sądzimy.
      Grupa brytyjskich naukowców pracujących pod kierunkiem Cerena Kabukcu z University of Liverpool opublikowała na łamach Antiquity wyniki badań nad pozostałościami spożywanych roślin przez paleolitycznych mieszkańców jaskiń Franchthi (Grecja) oraz Shanidar (góry Zagros, iracki Kurdystan). Nowoczesne techniki badawcze pozwoliły im na zidentyfikowanie diety ludzi żyjących nawet 70 000 lat temu oraz metod przygotowywania posiłków. Przed naszymi badaniami najstarsze zidentyfikowane w Azji południowo-zachodniej pozostałości po posiłkach roślinnych pochodziły z Jordanii sprzed 14 400 lat. Zbadaliśmy pozostałości posiłków w dwóch miejscach z późnego paleolitu, mówi Kabukcu.
      W jaskini Franchthi uczeni znaleźli resztki jedzenia sprzed 11,5–13 tysięcy lat. Odkryli tam fragment dobrze zmielonego pożywienia, którym mógł być chleb, kawałek ciasta lub owsianki oraz fragmenty grubo zmielonych ziaren. W Shanidar, którą przed 40 000 lat zamieszkiwali H. sapiens, a przed 70 000 lat neandertalczycy, również odkryto resztki roślinnego pożywienia. W pożywienie wmieszane były gorczyca i pistacja terpentynowa. W warstwie odpowiadającej zamieszkaniu jaskini przez neandertalczyków znaleziono nasiona traw wymieszane z roślinami strączkowymi. Już podczas wcześniejszych badań na zębach neandertalczyków z Shanidar odkryto ślady nasion traw.
      W obu jaskiniach natrafiono na zmielone lub zmiażdżone owoce wyki soczewicowatej, groszku (Pisum) i grochu (Lathrus). W trakcie badań stwierdzili, że mieszkańcy jaskiń dodawali te owoce do mieszanki, którą zalewali ciepłą wodą podczas rozcierania, mielenia czy miażdżenia. Większość używanych przez nich roślin strączkowych ma gorzki smak. We współczesnej kuchni rośliny te są często moczone, podgrzewane i usuwa się z nich łupinki, by pozbyć się gorzkiego smaku czy toksyn. Odkrycia zespołu Kabukcu sugerują, że ludzie postępują tak od dziesiątków tysięcy lat. Jednak fakt, że nie nie usuwali całkowicie łupinek sugeruje, iż zależało im na zachowaniu części gorzkiego smaku.
      Wcześniejsze badania, dotyczące neolitu, dobrze udokumentowały wykorzystanie gorczycy. Z innych badań wiemy, że w obozowiskach ludzi paleolitu znajdowano pozostałości dzikich gorzkich migdałów, pistacji terpentynowej czy dzikich owoców. Wszystkie te rośliny miały ostry lub gorzki smak. Teraz wiemy, że stanowiły one część diety i to w miejscach znacznie od siebie odległych. Możemy więc przypuszczać, że już ludzie paleolitu przyprawiali swoje potrawy, używając do tego złożonych mieszanek roślinnych, które poddawali różnym technikom obróbki. To właśnie stąd mogły wziąć się współczesne praktyki kulinarne.
      Zarówno neandertalczycy jak i wcześni H. sapiens jedli rośliny, jednak podstawę ich diety stanowiło mięso. Możemy to wnioskować na podstawie składu izotopowego ich kości. Niedawne badania pokazują, że neandertalczycy polegali w znacznej mierze na mięsie. To Homo sapiens wprowadził do swojej diety znacznie większe zróżnicowanie z większą proporcją roślin.
      Jednak nawet wówczas, gdy mięso stanowiło znaczącą część diety, istniały złożone praktyki kulinarne, które pozwalały przyprawiać posiłki.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...