Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Co to znaczy być żywym? Zrozumienie tego stanu pojawia się w toku rozwoju dość późno. Szwajcar Jean Piaget wykazał, że dzieci uznają za ożywione obiekty, które samodzielnie się poruszają, np. chmury. O stopniu trudności pojęcia świadczy fakt, że nawet 10-latkowie miewają problemy z ustaleniem odpowiedniego zakresu zjawiska. Naukowcy z Northwestern University zauważyli, że właściwości języka ojczystego dziecka w ciekawy sposób wpływają na nabywanie i rozumienie nie tylko pojęcia bycia ożywionym, ale i innych idei biologicznych (Psychological Science).

Psycholodzy Florencia Anggoro, Sandra Waxman i Doug Medin porównali 4-9-latków mówiących po angielsku i indonezyjsku. W angielskim słówko zwierzę jest wieloznaczne. Może obejmować wszystkie obiekty ożywione, czyli członków królestwa zwierząt lub zwierzęta z wyłączeniem ludzi. W indonezyjskim pojęcie zwierzę nie obejmuje ludzi. Podobnie jest w języku polskim. Badacze uważają, że języki, w których mamy do czynienia z zarysowaną wyżej wieloznacznością, utrudniają dzieciom doprecyzowanie zakresu kategorii "ożywiony".

By przetestować swoją teorię, psycholodzy poprosili dzieci mówiące po angielsku lub indonezyjsku o rozsegregowanie bytów na ożywione i nieożywione. Maluchy badane w Jakarcie nie miały większych problemów z ukończeniem zadania. Do "ożywionych" zaliczyły i zwierzęta, i rośliny. Brzdącom biorącym udział w eksperymencie przeprowadzonym w Chicago nie poszło już tak dobrze. Nawet 9-latkowie mieli tendencję do eliminowania roślin z kategorii obiektów ożywionych. Uzyskane wyniki potwierdzają więc przypuszczenia naukowców.

Anggoro podkreśla, że w ten sposób po raz kolejny udało się wykazać, jak język kształtuje wiedzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Maluchy badane w Jakarcie nie miały większych problemów z ukończeniem zadania. Do "ożywionych" zaliczyły i zwierzęta, i rośliny.

 

Takie podejście warunkuje szacunek do przyrody, jako czegoś co żyje i czuje. 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wzięli dzieciaki z kompletnie różnych kulturowo miejsc i już dochodzą do tak daleko idących wniosków. A być może po prostu Indyjskie dzieciaki więcej czasu spędzają "na łonie natury" zamiast bezmyślnie oglądając tv, co w usa jest niestety nagminne. I po prostu takie podstawowe zadania nie sprawiają im problemów

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Popieram waldiego. Wiesz patrykusie, niestety, ale tak się dzieje. Coraz większe odmóżdżenie tego narodu. W Polsce też zaczyna tak być że coraz mniej ludzi spędza czas na łonie natury, a jeżeli już to w celu ostrego upojenia alkoholowego. Jaki śmietnik potrafią po sobie pozostawić, to już tragedia. Ostatnio byłem w parku narodowym niedaleko mnie. Znam to miejsce od dziecka, ale to co zobaczyłem, mało nie zcieło mnie z nóg. Taki syf zostawili po sobie sobotni imprezowicze że dosłownie potykałeś się o śmieci. No cóż... nikt nie chce nauczyć. Dzieci z Indonezji są do tego zmuszone i dla tego wiedzą.

Inną ciekawą sprawą jeżeli chodzi o świat "ożywiony" są wirusy, bo tak prawdę mówiąc, to nie wiadomo czy one żyją czy nie. Jeżeli ktoś chciałby więcej, to napiszcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość macintosh

chce więcej: ciężko sie nad tym zastanawiać, może wystarczy odpowiedzieć tylko na pytanie czy To Coś odczuwa ból i czy cierpi, ale terminator też mówił, że : te informacje można odbierać jako ból ; mimo, że był tylko maszyną, żałowałem, że terminator był uśmiercany w dwójce;

tak, jestem ciekaw, co z życiem w wirusie, jeśli możesz to ślij, będę wdzięczny ;)

inhet mnie przekonywał, że powstrzymałbym moje sadystyczne zapędy, gdybym porozmawiał z maszyną będącą w stanie zdać test Turinga... nie ważne, ślij ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość macintosh

Dzieci z Indonezji są do tego zmuszone i dla tego wiedzą.

do czego? i nie zgadzam sie ze zmuszanie jest rozwiazaniem, rozmawianie jak najbardziej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do wirusa - ja tu nie widzę żadnego problemu. Po prostu wszystko zależy od tego, z jakiej definicji życia korzystamy. Jeśli przyjmiemy, że życie to już DNA w jakiejśtam otoczce białkowej, to wirus dla nas będzie żywy. Natomiast jeśli życie oznacza dla nas coś, co żywi się czymś, ma metabolizm i wydala, rozmnaża się, to wtedy wirus nie będzie żywy ;D Dla mnie ta druga definicja, która mówi, że żywy organizm wykazywać pewne funkcje życiowe, jest lepsza ;] Wirus tylko namnaża swój materiał genetyczny korzystając z komórek, a sam przecież inteligentny nie jest i nic nie robi, czyli żywy nie jest (martwy też nie - jak coś jest martwe, to oznacza, że kiedyś żyło, a teraz już nie żyje ;)).

 

A czemu nikt nie pyta np: "czy priony są żywe"? ;D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Zacznę od perfidnego zacytowania Wikipedii:

Czy wirusy są żywe? [edytuj]

 

Czy należy uznać wirusy za organizmy żywe, zależy od przyjętej przez nas definicji życia. Wirusy są zazwyczaj uznawane za żywe w "funkcjonalnych" definicjach życia, nie są zaś - w "strukturalnych".

 

Funkcjonalne definiowanie życia polega na ustaleniu listy aksjomatów nie odwołujących się do jego struktury, które musi spełniać każdy organizm, żeby można go było uznać za żywy. Musi on (jedna z możliwych aksjomatyzacji, choć wszystkie one znaczą mniej więcej to samo):

 

    * być zdolny do rozmnażania się;

    * wykazywać dziedziczną zmienność wpływającą na możliwości rozmnożenia się, czyli być zdolny do ewolucji.

 

A zatem kryształy, priony czy wirusy komputerowe, choć potrafią się powielać, nie posiadają żadnych istotnych dziedzicznych cech, zatem nie są żywe. Wirusy biologiczne, memy, przedkomórkowe życie na Ziemi i ewentualne obce życie na innych planetach są według tej definicji żywe.

 

Strukturalne definiowanie życia polega na ustaleniu listy kryteriów odwołujących się do struktury organizmu. Są to m.in.:

 

    * rozmnażanie

    * wzrost

    * metabolizm

    * budowa komórkowa, z rybosomami i innymi organellami

    * materiał genetyczny przechowywany w postaci kwasów nukleinowych

    * występowanie białek i kwasów nukleinowych

    * ruch

 

W przeciwieństwie do definicji funkcjonalnej, nie ma

Kilka lat temu czytałem na ten temat artykułw w jakiejś gazecie (świat nauki, nauka, albo coś w tym stylu).

Zastanówmy się przez chwilkę na d tym czym w ogóle jest życie?

Co je definiuje?

Wirus:

wyobraź sobie wąglik. Pamiętasz ten strach robiony z wąglikiem w kopertach?

A czym był owy wąglik? Proszkiem.

Wirusy nieaktywne, poza organizmem ofiary, zachowują się jak materia nieożywiona, np. minerały. Nie wykazują najmniejszych oznak życia, są po prostu martwe. Są potencjałem, tak jak nasiona, tylko że są złym potencjałem. Wykluwają się po dostaniu do organizmu. Ciekawym zostaje pytanie ile mogą tak przeleżeć. Są jednak w przeciwieństwie do materii determinowane przez warunki środowiskowe - nie są w stanie w za dużej temp. przeżyć...

cdn... napiszę coś więcej, ale nie dziś ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość macintosh

>:D  :;)

tymkowi raczej chodziło o to Co_Jest zanim się odpowie,

i to mnie interesuje, jasne że można sobie coś zdefiniować a potem obnosić się ze swoja inteligencją - przecież można pozwolić sobie na "nieporadność_w_definiowaniu", już to kiedyś pisałem: "nazwać znaczy ograniczyć" (w "Portret Doriana Graya"-Oscar Wilde) - zresztą otwartość to też zdolność do pewnej inteligencji   ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wirus nie jest żywy bo nie posiada samomodyfikującego się PM ale może skutecznie zaburzać PM żywych komórek prowadząc do ubocznego procesu replikacji. Z pewnością można znaleźć podobne w budowie twory które modyfikują komórkę (PM) ale w wyniku nie dają samych siebie przez co nie istnieje gwałtowna degradacja PM na zauważalnym poziomie = stąd małe zagrożenie = małe zainteresowanie. 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Nie wiemy co jest życiem a co nim nie jest.

O czym to świadczy? – że jest płynne przejście między naturą nieożywioną i życiem.

Jak o czymś myślimy - zależy od języka, kultury, cywilizacji. Nie wyjdziemy poza pojęcia które jesteśmy w stanie opisać znanymi sobie słowami. Czyli najpierw musimy poznać słowa a dopiero potem możemy opisać rzeczywistość. Jak mówił inż. Mamoń nie może nam się podobać coś czego nie znamy.

 

To są wielkie pytania.

Żywe - to takie miejsce w którym jest utrzymywany porządek wśród chaosu.

Język – zbiór słów przy pomocy których myślimy i opisujemy rzeczywistość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

cdn... jak obiecałem.

Zastanawiałem się nad innymi powiązaniami z tym, nawet już wcześniej.

Czytałem kiedyś artykuł o stanie naturalnej hibernacji (ta sama gazeta), są bowiem przypuszczenia że siarkowodór, znany nam z okropnego smrodu rozkładu, jest jakoby substancją mającą na celu wprowadzenie organizmu w stan hibernacji. Kiedy dochodzi do ciebie tlen w małych ilościach, niszczy ci komórki, tzw. niedotlenienie. Natomiast gdy zostanie ci całkowicie odcięty, teoretycznie zabija cię, ale na prawdę nie. Przynajmniej przez pierwszych kilkadziesiąt minut, być może kilkaset. Na czym opieram moje informacje? Na faktach, były przypadki gdy babka wpadła do jeziora w zimę. Utopiła się, po około godzinie ją znaleźli i podjęli reanimacje, przeżyła. Przypadek z Austrii albo Szwajcarii. polegać cały proces ma na tym, że tlen dostarcza energię, jak go zabraknie, to komórki przechodzą w stan "jałowy" podobne eksperymenty robili na szczurach, odcinając im dopływ tlenu, zamieniając go na... już nie pamiętam co. O mam ;)

http://www.gazetawyborcza.pl/1,75476,3333616.html

Czy stan ten można nazwać śmiercią, skoro nie zapamiętasz nic z niego? Jesteś wtedy żywy czy martwy, skoro nie wykazujesz żadnych czynności życiowych?

Jeżeli chodzi o wirusy zadałem sobie gnębiące mnie pytanie natury filozoficznej...

są trochę jak organiczne roboty-pasożyty. Nie wytwarzają energii. Sposób ich działania też zostawia wiele do myślenia. Ale przejdźmy do sedna sprawy. Po co one są, po co powstały, i przede wszystkim, co nimi kieruje? Są zapewne jakimiś naturalnymi regulatorami. Zobaczy jaki wirus by się nie pojawił, zawsze znajdzie się kilka procent lub promili na niego odpornych. Reszta... ups. Jeżeli myślą na swój sposób, to mamy odpowiedź, natomiast jeżeli nie myślą to obstawiam wyższą siłę sprawczą, albo świadomą materię. Wirusa próbował bym zdefiniować jako zło w czystej postaci. Dlaczego? Bo jest wielce głupi, żeruje na ofierze do momentu gdy ją zabija, a potem sam ginie, albo się hibernuje.

jeszcze jedna sprawa (tutaj prosił bym o opinię mikroosa):

kiedyś się zastanawiałem, czy istnieje taka możliwość:

małpa (97%) + wirus (3%) = dziwaczna mutacja - człowiek (100%). W sumie to mamy cechy i jednego i drugiego ;)

jak przyjdzie mi do głowy coś jeszcze, to się podzielę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali
tymkowi raczej chodziło o to Co_Jest zanim się odpowie,

i to mnie interesuje, jasne że można sobie coś zdefiniować a potem obnosić się ze swoja inteligencją - przecież można pozwolić sobie na "nieporadność_w_definiowaniu", już to kiedyś pisałem: "nazwać znaczy ograniczyć" (w "Portret Doriana Graya"-Oscar Wilde) - zresztą otwartość to też zdolność do pewnej inteligencji 

;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali
Nie wiemy co jest życiem a co nim nie jest.

O czym to świadczy? – że jest płynne przejście między naturą nieożywioną i życiem.

Jak o czymś myślimy - zależy od języka, kultury, cywilizacji. Nie wyjdziemy poza pojęcia które jesteśmy w stanie opisać znanymi sobie słowami. Czyli najpierw musimy poznać słowa a dopiero potem możemy opisać rzeczywistość. Jak mówił inż. Mamoń nie może nam się podobać coś czego nie znamy.

 

To są wielkie pytania.

Żywe - to takie miejsce w którym jest utrzymywany porządek wśród chaosu.

Język – zbiór słów przy pomocy których myślimy i opisujemy rzeczywistość.

Dążymy do tego by poznawać ten świat coraz lepiej, próbować zrozumieć pewne zjawiska, przetłumaczyć je sobie. Ne słowa są najważniejsze, ale mądrość która za nimi kroczy. Tak na prawd to nie możemy być pewni co żyje. Sam fakt istnienia może oznaczać życie, albo sama świadomość. Tego nie wiemy, i prędko sie nie dowiemy, wystarczy spojrzeć jak często mylimy sie w stosunku co do zwierząt.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali
do czego? i nie zgadzam sie ze zmuszanie jest rozwiazaniem, rozmawianie jak najbardziej

;D

O co innego mi chodziło. Nie chodziło mi o to że są batem popędzane, bo tego sam bym nie popierał. One są zmuszone to wiedzieć, tak jak Ty to: "że jak jest zielone światło to idziesz, a jak czerwone, to stoisz", :jak spotkasz drecha to chowasz komórkę", itp. ;)

jeżeli chodzi o rozwiązania to... pewna kultura wychowania by się przydała w tych krajach (USA), w Polsce zresztą też.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Panowie, jeszcze jedna sprawa. Gdybyście częściej stawiali kropki w swoich wypowiedziach, i wypowiadali się pełnymi, logicznymi zdaniami, to WIELE łatwiej było by was zrozumieć. Czasami po prostu nie idzie, zbyt chaotycznie piszecie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir
Ne słowa są najważniejsze, ale mądrość która za nimi kroczy.

 

Z artykułu wynika, że jest odwrotnie. W zależności od języka dzieci odpowiadały różnie na pytanie  "żywe czy nie?".

Nie jesteśmy mądrzejsi od słów które znamy? To może się wydawać dziwne ale wydaje mi się że tak jest.

I to nie jest mój pomysł. Znam tylko jedną księgę stanowiącą podstawę religii - Biblię, ale sądzę, że w innych są zawarte podobne mądrości wielu pokoleń / objawienia boskie / przekazy z kosmosu (niepotrzebne skreslić ).

Tam są właśnie takie stwierdzenia "na początku było słowo" , a po stworzeniu pierwsze co zaczął człowiek robić to było nadawanie nazw. Jak rozumiem dopiero potem zaczął myśleć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali
..i Panie.

Wybacz, wiem na forum jest Pani Barbara, lecz nie widziałem by się tu udzielała, więc sądziłem że czyta te forum tylko męskie grono. Wybacz, przepraszam, mój błąd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali
Nie jesteśmy mądrzejsi od słów które znamy?

To zależy od tego co słowa te nam definiują, jak określają rzeczywistość. Przecież można wysokim językiem zagłębiać się w rozmowę o trywialnych i błahych problemach, lecz można także o filozofii, nauce, czy filologii także w języku trywialnym (chociaż ja bym się na taki nie godził).

Trzeb by jeszcze wziąć pod uwagę co definiujesz jako mądrość. I inteligencję oczywiście, ponieważ różnica jest duża. Inteligencją nazwał bym zdolność szybkiego przyswajania wiedzy, łatwego zrozumienia działania pewnych rzeczy / zjawisk, zbierania wiedzy w całość i zastosowania jej. Z mądrością jest natomiast cięższa sprawa. Mądrością nazwał bym umiejętność przewidzenia pewnych sytuacji i poradzenia sobie z nimi, wykorzystania ich na własną bądź wspólną korzyść. Jest to także umiejętność wyciągnięcia nauk z własnych błędów. Dla czego dla mnie to taka różnica? Bo zauważyłem że wśród ogromnej liczby ludzi te dwie rzeczy się niesamowicie różnią. Nieraz miałem do czynienia z ludźmi którzy byli wybitnymi szlagierami nauk ścisłych czy humanistycznych (bądź jedno i drugie), jedna nie potrafili zrozumieć że alkohol zabija ich organizm i szczęścia nie daje, tak samo jak nie potrafili pewnych zjawisk opisać własnymi słowami. Wiedzy w żaden sposób zastosować praktycznie, a pomyślenie o ewentualnych skutkach jakiegoś działania było niemożliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir
To zależy od tego, co słowa te nam definiują, jak określają rzeczywistość.

 

Tak masz oczywiście rację tylko, że mnie chodzi o rzecz bardziej jeszcze podstawową.

 

Badacze uważają, że języki, w których mamy do czynienia z zarysowaną wyżej wieloznacznością, utrudniają dzieciom doprecyzowanie zakresu kategorii "ożywiony""

Wydaje się, że tak jak te dzieci w zależności od tego czy operują językiem angielskim czy indonezyjskim inaczej widzą rzeczywistość tak i my wszyscy w zależności od języka, jakim operujemy myślimy w inny sposób. W przypadku różnic językowych i kulturowych to jest chyba oczywiste.

Trudniej zrozumieć, dlaczego my mówiący tym samym językiem i wychowani w tej samej kulturze także nie możemy się szybko porozumieć. Fakty są na tym forum. Prześledź dyskusje między Barbarą i Mikroosem. Oni prawie każde słowo rozumieją inaczej.

Tu nie chodzi o wysoki i trywialny czy wulgarny język. Tu chodzi samą organizację myślenia abstrakcyjnego, operowanie pojęciami / słowami /, nie do końca uświadamiane schematy myślowe. Nie oceniam, które są lepsze a które gorsze. W ogóle pytanie, co jest lepsze a co gorsze jest w tej sytuacji bez sensu, ponieważ sens jest właśnie w różnorodności. / Nie ma sensu rozstrzyganie czy lepszy jest słoń czy mrówka. Czy zabraknie mrówki czy słonia będzie gorzej/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali

Komunikacją idealną była by telepatia + telepatyczna empatia. Do tego nam daleko.

Wiesz niezrozumienie często wynika też doświadczeń życiowych które tworzą naszą psychikę, tak było w przypadku mikroosa i barbary. Jedno wyleczone, wykaraskało się z rąk wielu chorób, a drugie książkowy master, mądry, którym kieruje brawura i brak doświadczenia życiowego. Jednym kieruje wiara w człowieka i ezoteryzm, drugim wiara w wiedzę. Nie można się spodziewać że się dogadają, bo ich doświadczenia się przeczą. Myślę że wystarczyło by zrozumienie i otwartość umysłu na coś obcego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Komunikacją idealną była by telepatia + telepatyczna empatia. Do tego nam daleko.

 

A co jeśli na codzień się nią posługujesz? 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość macintosh

wtedy PM i Prawda przez "P", bez 2 zdań, a mozna stwierdzić, że nie jest się ze swojej emaptii zadowolonym i wtedy chce się więcej, tak czy owak, pojęcie "tele" wg tymka odzwierciedla, jak dla mnie i u mnie potrzebę wykroczenia trochę dalej x="(podobno ludzie rozumieją się na 20% a pary na ok. 45%- tak czy owak:lipa)", i co z tego jeśli PM waldiego mówi: "wszyscy to mamy", kiedy PM moje mówi: "bez jaj", a tymka: "x" (?)

czyli PM<>Prawda

czyli PM(macintosh)<>PM(waldi)<>PM(tymek)<>PM(mikroos)<>PM(inhet)<>PM(z), gdzie 'z' oznacza 'dowolnego użytkownika'

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość tymeknafali
A co jeśli na codzień się nią posługujesz?

Rozwiń proszę. Podaj przykłady, postaraj się udowodnić, albo zracjonalizować.

wtedy PM i Prawda przez "P", bez 2 zdań, a mozna stwierdzić, że nie jest się ze swojej emaptii zadowolonym i wtedy chce się więcej, tak czy owak, pojęcie "tele" wg tymka odzwierciedla, jak dla mnie i u mnie potrzebę wykroczenia trochę dalej x="(podobno ludzie rozumieją się na 20% a pary na ok. 45%- tak czy owak:lipa)", i co z tego jeśli PM waldiego mówi: "wszyscy to mamy", kiedy PM moje mówi: "bez jaj", a tymka: "x" (?)

czyli PM<>Prawda

czyli PM(macintosh)<>PM(waldi)<>PM(tymek)<>PM(mikroos)<>PM(inhet)<>PM(z), gdzie 'z' oznacza 'dowolnego użytkownika'

Podobno... to Elvisa kosmici porwali  ;)

Nawet jeżeli to prawda, to zapewne nie oddaje prawdy, są to przybliżone wyniki. Nie wiesz na ile u jednych jest to kwestia przyzwyczajenia, a u drugich faktycznego kontaktu telepatycznego. I zapewne jest to inne po 2 latach związku i po 20 latach...

Myślę że nie wszyscy, a jeżeli to w bardzo zróżnicowanym stopniu, tak samo jak z innymi ludzkimi cechami (jak mądrość i inteligencja).

A idealną by była bo drugi odczuwał by twoje uczucia, a Ty jego, poza tym mógłby ci przekazywać obrazy, koncepcje wizualne, a Ty jemu. Tak samo mogło by być z opowiadaniem historii wraz z oddawaniem uczuć, wspólne planowanie, nie mówiąc już o pracy. Gorzej oczywiście gdybyś nie mógł nic ukryć ;), ale w to by cię chyba już automatycznie wyposażyła natura, tak jak jest z językiem. Chociaż są ludzie którzy nie potrafią ukryć tego co czują :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Płynne posługiwanie się językiem obcym to cel wielu osób - uczniów, studentów i dorosłych. Jeśli zastanawiasz się nad wyborem odpowiedniego kursu językowego bądź lekcji indywidualnych i stoisz przed decyzją dotyczącą wyboru najlepszego nauczyciela, lektura niniejszego artykułu pomoże Ci podjąć właściwą decyzję.
      Z tekstu dowiesz się, kim jest native speaker i czego może Cię nauczyć. Przekonaj się, w jakie zajęcia warto zainwestować, by skutecznie i swobodnie posługiwać się wybranym przez siebie językiem obcym.
       
      Native speaker - kim jest, czego może nauczyć? Kim jest native speaker?
      “Native speaker” oznacza dosłownie tyle, co “rdzenny, natywny mówca”. Mianem tym określa się osobę, która pochodzi i wychowała się w kraju, w którym językiem rodzimym, ojczystym, urzędowym był język, którego chcemy się nauczyć. Przykładowo native speakerem języka angielskiego będą rdzenni mieszkańcy Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych, Kanady, Australii czy Nowej Zelandii.
      Jakie kompetencje posiada native speaker?
      Zakresu kompetencji native speakera nie określają - jak w przypadku tradycyjnych nauczycieli, filologów czy lektorów - dyplomy, świadectwa, ukończone kursy czy szkolenia. Nie każdy bowiem może zostać native speakerem. Native speaker to osoba, dla której dany język jest językiem ojczystym, posiada ona także szeroką wiedzę o kraju, z którego pochodzi, zna jego historię, kulturę, zwyczaje i obyczajowość. Szczególną cechą native speakerów - w odróżnieniu od innych lektorów czy korepetytorów języka obcego - jest charakterystyczny, rdzenny, naturalny akcent.
      Sprawdź: Kursy angielskiego w Tutlo
      Czy każdy lektor jest native speakerem?
      Błędnym jest myślenie, że każdy lektor to native speaker. Należy raz jeszcze podkreślić, że o byciu native speakerem decyduje jego pochodzenie. Pod pojęciem „native speaker języka angielskiego” kryją się wyłącznie osoby pochodzące z krajów anglojęzycznych (głównie Wielka Brytania, USA, Kanada, Nowa Zelandia, Australia), a nie obcokrajowcy, którzy świetnie władają językiem angielskim - którzy np. jako dziecko przybyli do tych krajów lub przebywały tam jako dorośli przez wiele lat i mówią płynnie w języku angielskim.
      Jakie formy nauczania wykorzystuje native speaker?
      Przed rozpoczęciem nauki native speaker ocenia poziom kompetencji językowych ucznia, sprawdza, w jaki stopniu zna on język, którego pragnie się nauczyć. Native speaker śledzi postępy w nauce, zwraca uwagę na oczekiwania kursanta i uwzględnia jego cele w kształceniu. Lekcje i konwersacje prowadzone są w pełni w języku obcym (nie ma możliwości posługiwania się językiem np. polskim czy stosowania wtrąceń czy zadawaniu pytań w tym języku). Native speakerzy wykorzystują przy tym atrakcyjne formy nauczania - pogawędki, anegdoty, testy, quizy, zadania interaktywne itd.
      Czy nauka języka obcego z native speakerem jest skuteczna?
      Konwersacje z native speakerem prowadzą do znacznego rozwoju umiejętności językowych. Dzięki lekcjom z rodzimym użytkownikiem języka obcego uczeń poznaje naturalny akcent, osłuchuje się z językiem, poszerza słownictwo, zdobywa wiedzę dotyczącą gramatyki danego języka, przełamuje bariery językowe i obawy związane ze swobodnym posługiwaniem się językiem obcym. Rozmowy z native speakerem mają naturalny, żywy przebieg - prowadzone są na aktualne tematy, pozbawione są sztywnych ram, nie mają też szablonowego, podręcznikowego charakteru.
      Gdzie znaleźć dobrego native speakera?
      Współcześnie konwersacje z native speakerami prowadzone są zarówno stacjonarnie, jak i online. Szczególnie drugi ze sposobów udzielania lekcji cieszy się rosnącą popularnością - powstają liczne, nowoczesne rozwiązania - m.in. aplikacje mobilne, serwisy językowe oraz interaktywne platformy do nauki języków obcych, które umożliwiają bezproblemowe korzystanie z usług edukacyjnych oferowanych przez native speakerów z każdego zakątka świata. Serwisy dedykowane nauce z native speakerem pozwalają na elastyczną naukę na żywo w trakcie połączenia online - w grupie lub indywidualnie, w bezpośrednim kontakcie z native speakerem.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeśli chcemy lepiej zrozumieć warunki rozwoju, do jakich dzieci mogą być najlepiej przystosowane, powinniśmy przyjrzeć się łowcom-zbieraczom, uważają autorzy artykułu opublikowanego na łamach Journal of Child Psychology and Psychiatry. W końcu, jak przypominają, H. sapiens przez ponad 95% swojej historii był łowcą-zbieraczem.
      Zdaniem doktorów Nikhila Chudhary'ego i Annie Swanepoel badania nad dziećmi łowców-zbieraczy mogą poprawić warunki, w jakich żyją dzieci w krajach rozwiniętych.
      Badacze zauważają, że większa intensywność kontaktu bezpośredniego, dotyku, większa sieć osób opiekujących się dzieckiem mogą być korzystne dla rozwiniętych społeczeństw. A dla dziecka korzystne będzie więcej kontaktu z innymi dziećmi oraz bardziej aktywna edukacja w grupach składających się z dzieci w różnym wieku. Dlatego też antropolog ewolucyjny Chaudhary i psychiatra dziecięca Swanepoel wzywają do podjęcia badań nad zdrowiem psychicznym dzieci w społecznościach łowiecko-zbierackich.
      Uczeni zauważają, że dzieci z takich społeczeństw prowadza zupełnie inny tryb życia niż dzieci z krajów rozwiniętych. Spotykają się też z wieloma wyzwaniami i trudnościami, jakich nie doświadczają ich rówieśnicy z naszej części świata, dlatego też ich dzieciństwa nie należy idealizować.
      Naukowcy opisali zaobserwowane przez siebie różnice, które mogą znacząco wpływać na dobrostan dzieci. Zauważyli, że dzieci w krajach rozwiniętych mają niewiele kontaktu fizycznego z innymi ludźmi. Na przykład w Bostwanie w plemieniu !Kung dzieci w wieku 10-20 tygodni aż przez 90% dnia mają fizyczny kontakt z innym człowiekiem, a gdy płaczą to w niemal 100% otoczenie reaguje, najczęściej je przytulając i pocieszając. Krzyczenie czy upominanie płaczącego dziecka są tam niezwykle rzadkie. Tak wielkie zwracanie uwagi na dziecko jest możliwe, gdyż bardzo dużą rolę w opiece odgrywają inni ludzie niż rodzice.
      W wielu społecznościach zbieracko-łowieckich bardzo rozpowszechnione jest allorodzicielstwo, kiedy to osoby inne niż rodzice opiekują się dziećmi. Allorodzice zajmują się nimi przez połowę czasu. Na przykład wśród Efe w DRK dziecko przed osiągnięciem 18 tygodnia życia ma średnio 14 opiekunów dziennie, a opieka nad nim jest przekazywana średnio 8-krotnie w ciągu godziny.
      Obecnie rodzice mają znacznie mniej pomocy w opiece nad dzieckiem ze strony sieci rodziny i znajomych niż prawdopodobnie mieli w czasie całej ewolucyjnej historii człowieka. Ta różnica może wytwarzać presję ewolucyjną, która jest szkodliwa i dla dzieci i dla opiekunów, mówi Chaudhary. Dostępność innych opiekunów może zmniejszać zarówno poziom stresu w rodzinie, jak i ryzyko depresji u matki, które mają bardzo negatywny wpływ na dobrostan i rozwój dziecka, dodaje uczony.
      Autorzy badań podkreślają, że allorodzicielstwo to jedna z kluczowych cech adaptacyjnych człowieka i jest czymś przeciwnym niż proponowane obecnie intensywne macierzyństwo, zakładające, że matki powinny samodzielnie zajmować się dziećmi. Taka narracja może prowadzić do wyczerpania matki i mieć niebezpieczne konsekwencje, mówią Chaudhary i Swanepoel.
      Generalnie rzecz ujmując, w społecznościach łowiecko-zbierackich dziećmi opiekuje się olbrzymia liczba osób, nierzadko na dziecko przypada więcej niż 10 opiekunów. Tymczasem w krajach rozwiniętych zasady opieki są zupełnie inne, nawet w miejscach nastawionych na opiekę nad dziećmi. Na przykład brytyjskie Ministerstwo Edukacji wymaga, by w żłobkach przypadał 1 opiekun na 3 dzieci w wieku do 2 lat i 1 opiekun na 4 dzieci w wieku 2-3 lat. Niemowlęta i dzieci w wieku poniemowlęcym w społecznościach łowców-zbieraczy mają w najbliższym otoczeniu licznych opiekunów. Z punktu widzenia dziecka ta bliskość i interakcja są zupełnie czymś innym niż to, czego doświadczają dzieci w Wielkiej Brytanii. Jeśli dziećmi będzie zajmowało się jeszcze mniej osób niż obecnie, musimy rozważyć możliwość, że odbędzie się to ze szkodą dla dzieci, uważają naukowcy.
      U łowców-zbieraczy dzieci odgrywają znacznie większą rolę w opiece nad niemowlętami niż w społeczeństwach rozwiniętych. W niektórych miejscach już czterolatkowie opiekują się młodszymi dziećmi i potrafią dobrze to robić, a czymś normalnym jest dziecko, które przed osiągnięciem wieku nastoletniego zajmuje się niemowlętami. Tymczasem w krajach rozwiniętych zaleca się, by opiekunem niemowlęcia był co najmniej starszy nastolatek. W krajach rozwiniętych dzieci mają dużo zajęć w szkole i mniej możliwości do opiekowania się innymi dziećmi. Powinniśmy co najmniej rozważyć opiekę nad niemowlętami przez starsze rodzeństwo, dzięki czemu będzie mogło ono rozwinąć swoje umiejętności społeczne, wyjaśnia Chaudhary.
      Autorzy badań zauważają też, że w społecznościach łowiecko-zbierackich rzadko mamy do czynienia z takim modelem nauczania, jak u nas. Najczęściej dzieci uczą się poprzez obserwację i naśladowanie. A dzieci w wieku 2-16 lat dużą część czasu spędzają w grupach o mieszanym wieku bez nadzoru dorosłych. Uczą się od siebie nawzajem, nabywając wiedzę i nowe zdolności poprzez zabawę i eksplorację. Tam nauka i zabawa to jedność. W krajach rozwiniętych czynności te są wyraźnie rozdzielone.
      Uczenie się w klasach jest czymś obcym temu, jak człowiek uczył się przez niemal całą swoją historię. Oczywiście naukowcy zauważają, że umiejętności potrzebne w społeczeństwie łowiecko-zbierackich są zupełnie inne od tego, co jest potrzebne w gospodarkach rynkowych, gdzie nauka w klasach jest niezbędna. Jednak dzieci mogą posiadać pewne psychologiczne cechy odnośnie bardziej naturalnego sposobu nauczania, które można by wykorzystać również w krajach rozwiniętych, stwierdzają.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od marca bieżącego roku w 35 krajach na świecie, w tym i w Polsce, odnotowano ponad 1000 przypadków zachorowania na ciężkie zapalenie wątroby u dzieci. Jako pierwsza świat zaalarmowała Szkocja, w której tylko w marcu i kwietniu odnotowano aż 13 takich przypadków, podczas gdy zwykle w ciągu całego roku odnotowuje się nie więcej niż 4. Szybko okazało się, że podobne wzrosty odnotowano też w Anglii i USA, a w maju informowaliśmy, że choroba dotarła też do Polski.
      Zdecydowana większość przypadków dotyczyła dzieci poniżej 5. roku życia. Większość z nich wyzdrowiała, chociaż u niektórych konieczne były przeszczepy wątroby. Odnotowano też przypadki zgonów.
      Naukowcy z University College London, Great Ormond Street Hospital for Children oraz University of Glasgow donieśli właśnie, że udało im się określić przyczynę zachorowań. W dwóch różnych badaniach stwierdzili oni, że najbardziej prawdopodobną przyczyną jest dependowirus AAV2 (adeno-associated virus 2). Ten znany dotychczas jako nieszkodliwy wirus należy do rodziny Parvoviridae. Dependowirusy zawdzięczają swoją nazwę faktowi, że ich cykl replikacyjny zależy od wirusa wspomagającego, którym jest adenowirus lub wirus herpes. AAV2 był obecny w tkance 96% osób badanych w ramach obu studiów. Dlatego też naukowcy sądzą, że tajemnicze ostre zapalenie wątroby u dzieci to skutek jednoczesnej infekcji AAV2 i adenowirusem. Znacznie rzadziej znajdowano zaś AAV2 i wirusa herpes HHV6.
      Mimo że wciąż nie odpowiedzieliśmy na cześć pytań dotyczących przyczyny nagłego wzrostu liczby przypadków ostrego zapalenia wątroby, mamy nadzieję, że uzyskane przez nas wyniki uspokoją rodziców, którzy martwili się, że przyczyną zachorowań jest COVID-19. Nie znaleźliśmy żadnego bezpośredniego związku pomiędzy tą chorobą a zarażeniem SARS-CoV-2. Widzimy za to, że najsilniejszym biomarkerem badanych przypadków zachorowań jest obecność AAV2 w wątrobie i/lub we krwi, mówi profesor Judith Breuer z UCL. Dodatkowo obecność HHV6 i adenowirusa w zniszczonych wątrobach pięciorga dzieci, które wymagały przeszczepu stawia pytanie o rolę współistniejących infekcji tymi trzema wirusami w najcięższych przypadkach, dodaje uczona.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jedną z najtrudniejszych umiejętności językowych jest rozumienie składni zdań złożonych. W 2019 roku naukowcy zauważyli, że istnieje korelacja pomiędzy wysokimi umiejętnościami używania narzędzi, a zdolnością do rozumienia złożonej składni. Szwedzko-francuski zespół naukowy informuje, że obie te umiejętności – sprawnego posługiwania się narzędziami oraz złożoną składnią – korzystają z tych samych zasobów neurologicznych w tym samym regionie mózgu. To jednak nie wszystko. Okazało się, że rozwijanie jednej z tych umiejętności wpływa na drugą.
      Uczeni z francuskiego Narodowego Instytutu Zdrowia i Badań Medycznych (Inserm), Narodowego Centrum Badań Naukowych (CNRS), Université Claude Bernard Lyon 1, Université Lumière Lyon 2 i Karolinska Institutet zauważyli, że trening w posługiwaniu się narzędziami poprawia zdolność rozumienia złożonych zdań. I na odwrót. Jeśli ćwiczymy rozumienie złożonych zdań, poprawiają się nasze umiejętności posługiwania się narzędziami. Odkrycie to można będzie wykorzystać podczas rehabilitacji osób, które częściowo utraciły zdolności językowe.
      Przez długi czas uważano, że używanie języka to niezwykle złożona umiejętność, która wymaga wyspecjalizowanych obszarów mózgu. Jednak w ostatnich latach pogląd ten ulega zmianie. Kolejne badania wskazują, że ośrodki kontroli niektórych funkcji językowych, na przykład odpowiadające za rozumienie słów, są też zaangażowane w kontrolowanie funkcji motorycznych. Jednak badania obrazowe nie dostarczały dowodów na istnienie związku pomiędzy używaniem języka i narzędzi. Z drugiej jednak strony badania paloneurobiologiczne wykazały, że obszary mózgu odpowiedzialne za posługiwanie się językiem rozwijały się u naszych przodków w okresach większego rozwoju technologicznego, gdy wśród naszych praszczurów rozpowszechniało się użycie narzędzi.
      Naukowcy, analizujący dostępne dane, zaczęli się zastanawiać czy jest możliwe, by używanie narzędzi, operowanie którymi wymaga wykonywania złożonych ruchów, było kontrolowane przez te same obszary mózgu co używanie funkcji językowych.
      W 2019 roku Claudio Brozzoli z Inserm i Alice C. Roy z CNRS wykazali, że osoby, które szczególnie dobrze posługują się narzędziami, zwykle też lepiej posługują się złożoną składnią zdań w języku szwedzkim. Naukowcy postanowili bliżej przyjrzeć się temu zjawisku i zaplanowali serię eksperymentów, w czasie których wykorzystano m.in. rezonans magnetyczny. Badanych proszono o wykonanie testów związanych z użyciem 30-centymetrowych szczypiec oraz zdań złożonych w języku francuskim. Dzięki temu uczeni zidentyfikowali obszary mózgu odpowiedzialne za wykonywanie każdego z tych zadań oraz wspólnych dla obu zadań.
      Jako pierwsi stwierdzili, że używanie narzędzi i złożonej składni aktywuje ten sam obszar w jądrze podstawnym w mózgu. Wówczas zaczęli zastanawiać się, czy ćwicząc jedną z tych umiejętności, można by wpływać na drugą.
      Uczestników badań poproszono więc o wypełnienie testów rozumienia złożonych zdań. Testy takie wypełniali 30 minut przed i 30 minut po ćwiczeniu ze szczypcami. Ćwiczenie to polegało na użyciu dużych szczypiec do umieszczenia niewielkich kołków w otworach odpowiadających im kształtem, ale o różnej orientacji. Przed i po takim ćwiczeniu porównywano, jak uczestnicy badań radzą sobie z rozumieniem prostszego i bardziej złożonego zdania. Okazało się, że po ćwiczeniu ze szczypcami badani lepiej radzili sobie ze zrozumieniem trudniejszych zdań. Z kolei w grupie kontrolnej, która używała dłoni do wkładania kołków w otworach, nie zauważono tego typu poprawy rozumienia zdań.
      Teraz naukowcy opracowują protokoły rehabilitacji osób, które utraciły część umiejętności językowych, ale zachowały zdolności motoryczne. Jednocześnie zauważają, że ich badania lepiej pomagają nam zrozumieć ewolucję H. sapiens. Gdy nasi przodkowie zaczęli wytwarzać i używać narzędzi, znacznie zmieniło ich to mózg i wpłynęło na zdolności poznawcze, co mogło doprowadzić do pojawienia się innych funkcji, jak zdolności językowe, stwierdzają naukowcy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przeżycie noworodka z wadą wrodzoną zależy od tego, gdzie się urodził. Dowiedli tego naukowcy z 74 krajów, badając blisko 4 tys.dzieci z wrodzonymi wadami. W międzynarodowym badaniu udział wzięli także naukowcy z UMW.
      W międzynarodowym badaniu Global PaedSurg Collaborative Study opublikowanym w The Lancet, w którym wzięli udział także badacze z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, zbadano ryzyko śmierci prawie 4 tys. dzieci z wadami wrodzonymi urodzonych w 264 szpitalach na całym świecie.
      Dzięki kooperacji naukowców z całego świata udało nam się wykazać, że dzieci z wadami wrodzonymi przewodu pokarmowego mają ok. 40 proc. ryzyko zgonu w krajach o niskim dochodzie – wyjaśnia prof. dr hab. Dariusz Patkowski, z Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Jeśli jednak porównamy te wyniki do krajów zamożniejszych, to okazuje się że to ryzyko spada do 20 proc. w krajach średniozamożnych i do zaledwie 5 proc. w krajach o najwyższych dochodach.
      Naukowcy porównali m.in. noworodki z wytrzewieniem wrodzonym, wadą, przy której zauważa się największą różnicę w śmiertelności. Nawet 90 proc. dzieci z tym schorzeniem umiera w krajach o niskim dochodzie, w porównaniu z jedynie 1 proc. zgonów w krajach o wysokim dochodzie. W tych ostatnich, większość dzieci z wytrzewieniem wrodzonym będzie mogła wieść normalne życie.
      Geografia nie powinna determinować wyników leczenia dzieci z wadami, które podlegają leczeniu chirurgicznemu – mówi dr Naomi Wright, która poświęciła ostatnie cztery lata na badanie rozbieżności w wynikach leczenia na świecie. Celem Zrównoważonego Rozwoju jest wyeliminowanie możliwych do uniknięcia zgonów noworodków i dzieci poniżej 5 roku życia do roku 2030. Nie da się tego osiągnąć bez pilnych działań na rzecz poprawy opieki chirurgicznej nad dziećmi w krajach o niskim i średnim dochodzie.
      Międzynarodowy zespół naukowców podkreśla potrzebę skupienia się na poprawie opieki chirurgicznej nad noworodkami w krajach o niskim i średnim dochodzie na całym świecie.
      W ciągu ostatnich 25 lat udało się znacząco zmniejszyć śmiertelność dzieci poniżej 5. roku życia poprzez zapobieganie i leczenie chorób zakaźnych – podkreśla prof. Dariusz Patkowski. Zbyt mało natomiast medycyna w globalnym ujęciu skupiała się na poprawie opieki chirurgicznej nad dziećmi. Dlatego rośnie odsetek zgonów w przypadku chorób wymagających interwencji chirurgicznej. A należy podkreślić, że wady wrodzone są obecnie piątą najczęstszą przyczyną zgonów dzieci poniżej 5. roku życia na świecie, przy czym większość zgonów ma miejsce w okresie noworodkowym.
      Co ważne, w krajach wysokorozwiniętych większość kobiet w trakcie ciąży jest pod stałą kontrolą lekarza i jest poddawanych badaniom USG w celu szybkiego wykrycia ewentualnych wad wrodzonych. Podejrzenie ich wystąpienia umożliwia kobiecie poród w szpitalu z dostępną opieką chirurgiczną, aby dziecko mogło otrzymać pomoc zaraz po urodzeniu. W krajach mniej zamożnych natomiast dzieci z takimi samymi schorzeniami często docierają do chirurga z opóźnieniem i już w złym stanie klinicznym, co znacząco zwiększa ryzyko zgonu.
      Badanie podkreśla również znaczenie opieki okołooperacyjnej w ośrodku chirurgicznym.  Dostępu do respiratorów i żywienia pozajelitowego znacząco zwiększa szansę na przeżycie noworodków z poważnymi schorzeniami. Z większym ryzykiem zgonu naukowcy wiążą także brak wykwalifikowanego personelu anestezjologicznego i niestosowanie kontrolnych list bezpieczeństwa w czasie operacji.
      Jak wykazali naukowcy poprawa przeżywalności noworodków w krajach o niskim i średnim dochodzie musi objąć trzy kluczowe elementy:
      – doskonalenie diagnostyki przedporodowej i poród w szpitalu z zapleczem dziecięco-chirurgicznym,
      – poprawę opieki chirurgicznej nad dziećmi urodzonymi w szpitalach powiatowych i zapewnienie bezpiecznego i szybkiego transportu do dziecięcego centrum chirurgicznego,
      – poprawę opieki okołooperacyjnej w dziecięcym centrum chirurgicznym.
      Badacze przyznają, że wymaga to sprawnej współpracy i planowania pomiędzy zespołami położniczymi, neonatologicznymi i chirurgicznymi w centrach chirurgicznych dla dzieci, jak również edukacji i nawiązywania kontaktów ze szpitalami referencyjnymi. Przekonują tym samym, że obok lokalnych inicjatyw, opieka chirurgiczna nad noworodkami i dziećmi musi być włączona do krajowej i międzynarodowej polityki w zakresie ochrony zdrowia dzieci i nie powinna być dłużej zaniedbywana w kontekście globalnego zdrowia.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...