Sign in to follow this
Followers
0

Dzieci składane w ofierze podczas rytuału capacocha były wcześniej odurzane
By
KopalniaWiedzy.pl, in Humanistyka
-
Similar Content
-
By KopalniaWiedzy.pl
Do Polski dotarło tajemnicze zapalenie wątroby u dzieci. Przed kilkoma tygodniami Szkocja zaalarmowała świat informując o zaobserwowaniu u dzieci gwałtownego wzrostu liczby przypadków ciężkiego zapalenia wątroby o nieznanej etiologii. Jak informowaliśmy, podobny wzrost zaobserwowano też w Anglii i USA, a od tamtego czasu pojawiły się podobne doniesienia z Japonii i kilku krajów Europy.
Profesor Krzysztof Pyrć z Uniwersytetu Jagiellońskiego poinformował, że choroba dotarła też do Polski. Podobnie jak w innych krajach, większość dzieci wyzdrowiała, chociaż u niektórych potrzebny był przeszczep wątroby.
Eksperci z całego świata wciąż próbują znaleźć przyczynę choroby. Dotychczas wykluczono, by była ona powodowana przez wirusy zapalenia wątroby od A do E. Nie znaleziono też niczego, co łączyłoby przypadki. Żadnego pokarmu czy produktu kosmetycznego, z którymi kontakt miałaby większość dzieci. Brak też dowodów na infekcje bakteryjne.
Obecnie najbardziej podejrzanym jest adenowirus. Patogen ten został odkryty u 75,5% chorych w Anglii i 50% w Szkocji.
Adenowirusy to bardzo rozpowszechniona rodzina wirusów. Powodują one różne choroby, w tym i zapalenia wątroby u dzieci. Jednak u dzieci z prawidłowo działającym układem odpornościowym przypadki takie zdarzają się niezwykle rzadko. Nie wiadomo więc, skąd tak gwałtowny wzrost przypadków. Nieznana jest też potencjalna droga zarażenia.
Jeśli rzeczywiście przyczyną zachorowań jest adenowirus, to – według ekspertów ze Szkocji – możliwe są dwa scenariusze.
Albo pojawił się nowy szczep adenowirusa, który ma większą zdolność do uszkadzania wątroby, albo też wcześniej istniejący szczep spowodował poważną chorobę u dzieci, gdyż ich układ odpornościowy nie zetknął się wcześniej z adenowirusami. Jeśli zaś prawdziwy jest drugi z tych scenariuszy, to przyczyną może być... izolacja z czasów epidemii COVID-19. Mniejsza liczba kontaktów pomiędzy ludźmi sprawiła, że dzieci miały do czynienia z mniejszą liczbą patogenów, więc ich organizmy nie były gotowe na zetknięcie z adenowirusem.
Nie można jednak wykluczyć też innych scenariuszy. Być może dzieci padły ofiarami wirusa SARS-CoV-2 omikron BA.2, który rozpowszechniony jest w USA i Wielkiej Brytanii. Może też pojawiła się jakaś inna odmiana, której dotychczas nie zidentyfikowano. Albo też mamy do czynienia z zupełnie nowym, nieznanym dotychczas wirusem.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Dr Andrzej Śliwerski z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Łódzkiego (UŁ) podkreśla, że zgodnie z wynikami badań, depresja występuje nawet u 30,4%, a zaburzenia lękowe u 32% dzieci z cukrzycą typu 1. (CT1). Interdyscyplinarny zespół zamierza sprawdzić, w jakim stopniu na stan psychiczny chorego wpływają zachowania rodziców i otoczenia oraz wizja siebie pacjenta. Projekt dr. Śliwerskiego jest realizowany w ramach konkursu Inicjatywa Doskonałości – Uczelnia Badawcza.
Cukrzyca typu 1. jest chorobą autoimmunologiczną, w przebiegu której dochodzi do zniszczenia komórek beta wysp trzustkowych (wysp Langerhansa). Z tego względu insulina musi być dostarczana w postaci zastrzyków. W większości przypadków cukrzyca typu 1. zaczyna się w wieku wczesnodziecięcym i we wczesnej dorosłości; średnia wieku wynosi 8 lat. Dr Śliwerski zaznacza, że obserwuje się stały wzrost liczby pacjentów z CT1.
Problemy psychologiczne towarzyszące CT1
CT1 towarzyszą dolegliwości psychologiczne; najczęstszymi są wspominane na początku depresja i zaburzenia lękowe. Związek między depresją i lękiem a kontrolą cukrzycy jest dwukierunkowy - mówi dr Śliwerski. Zaburzenia emocjonalne wpływają na gorszy poziom wyrównania glikemii. Jednocześnie nawracające hipoglikemie (niskie poziomy cukru we krwi) i hiperglikemie (wysokie poziomy cukru we krwi) powodują większe ryzyko depresji i lęku. Ponieważ zaburzenia lękowe i depresyjne pogarszają wyrównanie metaboliczne cukrzycy, zwiększając ryzyko wystąpienia ostrych i przewlekłych powikłań choroby, znajomość czynników warunkujących ich wystąpienie może przyczynić się do opracowania programów profilaktyczno-edukacyjnych poprawiających stan zdrowia psychicznego dzieci chorych. W konsekwencji doprowadzi to do lepszej samokontroli cukrzycy.
Zbadają rolę czynników poznawczych
W ramach projektu Cognitive Vulnerability to Depression wykazano, że czynniki poznawcze - tendencyjnie ukierunkowana uwaga i pamięć czy negatywna wizja siebie - istotnie wpływają na podatność na zaburzenia emocjonalne. Model weryfikowano w populacji polskiej, ale na razie w odniesieniu do depresji i tendencji samobójczych, a także zaburzeń nastroju związanych z wahaniami poziomu hormonów.
Teraz sprawdzimy, w jakim stopniu te same czynniki stanowią o podatności na zaburzenia depresyjne i lękowe u dzieci z CT1, uwzględniając sposób funkcjonowania ich rodzin. Warto podkreślić, że na co dzień żyją one w specyficznych, trudnych warunkach, biorąc choćby pod uwagę obowiązek permanentnej kontroli poziomu cukru u dzieci, jaki spoczywa na rodzicach.
W ramach badań dzieci z CT1 i ich matki wykonają 2 zadania komputerowe: trzeba będzie zapamiętać słowa i policzyć twarze wyrażające emocje. Jak tłumaczy dr Śliwerski, w ten sposób będzie można ustalić, czy z większą łatwością zapamiętują i kierują swoją uwagę na negatywne bodźce.
Psycholog opowiada, że na ryzyko zagrożenia życia przez nadmierne spadki poziomu cukru i ryzyko ciężkich powikłań w wyniku hiperglikemii wielu rodziców reaguje lękiem i nadmierną potrzebą kontroli funkcjonowania dziecka. Wskutek tego u młodego pacjenta dochodzi do obniżenia poczucia własnej wartości. Niekorzystnym zjawiskiem jest także brak akceptacji choroby przez rodziców. Z drugiej strony badania pokazują, że pozytywne postawy rodziców mogą w znaczący sposób obniżać ryzyko wystąpienia depresji – na przykład poprzez zaangażowanie i pomaganie dzieciom w adaptacji do choroby.
Pomoc w radzeniu sobie z trudnymi aspektami choroby
Nad projektem pracują psycholodzy z Instytutu Psychologii UŁ, a także diabetolodzy i psycholog z Kliniki Pediatrii, Diabetologii, Endokrynologii i Nefrologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Ponieważ przed wypisem ze szpitala dzieci i ich rodziny przechodzą szkolenie diabetologiczne, w ramach którego omawia się kwestie dotyczące insulinoterapii, diety i codziennego funkcjonowania, uzyskane wyniki będzie można wykorzystać w szkoleniach dla rodziców ze wsparcia i sposobów prowadzenia dzieci chorych na CT1.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Na stanowisku archeologicznym Cajamarquilla w Peru znaleziono preinkaskie mumie sześciorga dzieci oraz szczątki siedmiu osób dorosłych. Wszystkie ciała znajdowały się u wejścia do grobowca. Archeolodzy sądzą, że większość z tych osób została złożona w ofierze, by towarzyszyć duszy osoby pochowanej w grobowcu. Jego ciało, znane jako mumia z Cajamarquilla, zostało znalezione w ubiegłym roku.
Wydaje się, że dzieci i osoby dorosłe były w jakiś sposób powiązane z zmarłym mężczyzną. W chwili śmierci miał on 35–40 lat i cieszył się wysokim statusem społecznym, mówi kierownik wykopalisk Pieter Van Dalen Luna z Universidad Nacional Mayor de San Marcos. Sądzimy, że niektóre z ofiar to dzieci, żona i najbliższy służący zmarłego. Poświęcono ich w ramach rytuałów pogrzebowych. Dusza zmarłego musiała mieć towarzystwo w długiej drodze do świata zmarłych, dodaje uczony. Dzieci zostały owinięte w tkaninę i ułożone jedno na drugim. Dorośli nie zostali zmumifikowani.
Archeolodzy podkreślają, że widoczne są różnice w sposobie pochówków mężczyzny i poświęconych wraz z nim ludzi. To tylko wzmacnia tezę mówiącą, że Cajamarquilla była miejscem, gdzie spotykały się kultury ludzi przybywających z wewnątrz kontynentu z ludźmi znad wybrzeży. Mumie 13 poświęconych ludzi zostały bowiem pogrzebane zgodnie z rytuałami bardziej przypominającymi rytuały nadmorskie. Pochówki datowane są na lata 800–1200. Zmarłym towarzyszy ceramika, maty oraz elementy botaniczne czy szczątki zwierząt.
Cajamarquilla powstała około 200 roku p.n.e. Miasto istniało do około 1500 roku. Mogło w nim mieszkać nawet 20 000 osób.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
W Quesang na Wyżynie Tybetańskiej znaleziono serię odcisków dłoni i stóp, które – jak się wydaje – zostały celowo odciśnięte w miękkim trawertynie. Materiał został naniesiony przez gorące źródło, które obecnie jest nieaktywne, więc doszło do lityfikacji i utrwalenia śladów. Naukowcy doszli do wniosku, że pozostawiło je dwoje dzieci. Jako, że mamy tutaj z celowym działaniem, a trawertyn pochodzi sprzed 169–226 tysięcy lat, badacze interpretują ślady jako najstarszy znany przykład sztuki.
Jednocześnie są to najstarsze ślady bytności ludzi na tym obszarze. Przypomnijmy, że w 2017 roku informowaliśmy, iż sekwencje genetyczne specyficzne dla Tybetańczyków liczą sobie od 38 do 62 tysięcy lat. Niewykluczone, że są one pozostałościami po najwcześniejszej kolonizacji Wyżyny. Rok później pisaliśmy, że na stanowisku Nwya Devu znaleziono kamienne narzędzia sprzed 30–40 tysięcy lat.
Autorzy najnowszych badań piszą, że ich odkrycie dostarcza kolejnych dowodów, że dzieci były jednymi z pierwszych artystów rodzaju Homo. Pytanie brzmi, co to oznacza? Jak interpretować te odciski? Z pewnością nie powstały one przypadkowo, mówi Thomas Urban z Tree Ring Laboratory na Cornell University. Pięć odcisków dłoni i pięć odcisków stóp jest znacznie starszych niż odciski ludzkich dłoni z jaskiń Hiszpanii, Francji czy Indonezji.
Wspomniane odciski znaleziono w 2018 roku. Pozostawiły je dzieci prawdopodobnie w wieku 12 i 7 lat. Co prawda zwykle sztuka naskalna pojawia się na ścianach, jednak znamy też jej przykłady z podłoża. Dobrze rozumiemy, jak powstają odciski stóp podczas normalnego chodzenia, skakania czy biegania. Tutaj mamy do czynienia z celowo i starannie zrobionymi odciskami. Zestawiono je w linii obok siebie, dodaje Urban.
Naukowcy sądzą, że dzieci, które zostawiły odciski, były denisowianami lub neandertalczykami. Raczej nie należały do gatunku Homo sapiens.
Nie wszyscy są przekonani, że możemy tutaj mówić o sztuce. Trudno mi tutaj stwierdzić, że w układzie odcisków jest jakieś celowe działanie. I nie sądzę, by istniały naukowe kryteria, które pozwoliłyby to jednoznacznie ocenić. To kwestia wiary, co chcemy tutaj zobaczyć, stwierdził Eduardo Mayoral, paleontolog z Uniwersytetu w Huelvie (Hiszpania), który nie brał udziału w badaniach.
Urban uważa jednak, że odkrycie pokazuje, iż konieczne jest poszerzenie definicji sztuki. Z pewnością nie mamy tutaj do czynienia z zachowaniem utylitarnym. Tutaj chodziło o zabawę, kreację, być może o jakąś symbolikę. To zaś każe nam zadać podstawowe pytanie o to, co znaczy być człowiekiem.
Ze szczegółami badań można zapoznać się w artykule Earliest parietal art: hominin hand and foot traces from the middle Pleistocene of Tibet opublikowanym na łamach Science Bulletin.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Naukowcy z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego rozpoczęli prace nad stworzeniem terapii ograniczającej niepełnosprawność i cierpienie dzieci z nerwiakowłókniowatością typu 2 (NF-2). Zespół pracujący pod kierunkiem doktor Marka Marwackiego z Katedry i Kliniki Onkologii, Hematologii Dziecięcej, Transplantologii Klinicznej i Pediatrii UCK WUM przeprowadzi badania kliniczne leczenia dzieci kryzotynibem.
NF-2 to rzadka genetyczna choroba, która pierwotnie jest nowotworem. U dzieci pojawia się bardzo rzadko, ale jej skutki są cięższe niż u dorosłych. W jej wyniku w ośrodkowym i obwodowym układzie nerwowym pojawiają się guzy, które prowadzą do niedowładów i porażeń. Guzy naciskają bowiem na mózg i nerwy obwodowe. Osoby dotknięte NF-2 cierpią na głuchotę z dolegliwymi szumami w uszach, mają zaburzenia równowagi, niedowłady nerwu twarzowego i trójdzielnego. Pojawieniu się i wzrostowi guzów towarzyszy silny przewlekły ból, który bardzo trudno jest leczyć.
Dotychczasowe metody leczenia NF-2 nie dają dobrych wyników. Nie sprawdza się ani chirurgia, ani leki. Zawodzą też nowoczesne metody radioterapii. Dlatego też specjaliści skupiają się na onkologicznych terapiach ukierunkowanych. Prowadzone wcześniej przedkliniczne badania eksperymentalne z wykorzystaniem selektywnych inhibitorów kinazy tyrozynowej ALK (RTK) dały obiecujące wyniki. Jako, że żaden z producentów tego typu leków nie przeprowadził badań klinicznych pod kątem wykorzystania ich u dzieci cierpiących na NF-2, postanowili zrobić to uczeni z Warszawy. Opracowali protokół leczenie kryzonitybem, który jest inhibitorem RTK, i uzyskali dofinansowanie od Agencji Badań Medycznych.
Celem prowadzonego badania będzie nie tylko ocena skuteczności i bezpieczeństwa stosowania kryzotynibu u dzieci z NF-2, ale przede wszystkim próba znalezienia skutecznej terapii ograniczającej niepełnosprawność dzieci i cierpienie powodowane przez guzy.
« powrót do artykułu
-
-
Recently Browsing 0 members
No registered users viewing this page.