Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Na UG zainstalowano pierwszy w Polsce skaner do obrazowania hiperspektralnego rdzeni osadów geologicznych

Rekomendowane odpowiedzi

Wydział Oceanografii i Geografii Uniwersytetu Gdańskiego (UG) wzbogacił się o skaner do obrazowania hiperspektralnego rdzeni osadów geologicznych. To pierwsze tego typu urządzenie zainstalowane w Polsce. Na świecie posiada go zaledwie parę laboratoriów.

Zgodnie z wiadomościami, jakimi dysponują uczeni z Gdańska, na świecie jest niewiele laboratoriów wyposażonych w taki sprzęt. W Europie znajdziemy go w Szwajcarii, Niemczech, Norwegii i Francji. Dysponują nim także badacze ze Stanów Zjednoczonych i Nowej Zelandii.

Obrazowanie hiperspektralne to technika podobna do fotografii cyfrowej, z tym że w standardowej fotografii obraz rejestrowany jest w trzech zakresach długości fali (RGB), natomiast obraz zarejestrowany przez kamerę hiperspektralną składa się z kilkudziesięciu czy nawet kilkuset kanałów odpowiadających ściśle określonym długościom fal - wyjaśnił cytowany przez PAP prof. Wojciech Tylmann.

Inspirująca współpraca z zespołem szwajcarskim

Pomysł na badania i zorganizowanie laboratorium to pokłosie współpracy prof. Tylmanna z zespołem prof. Martina Grosjeana z Uniwersytetu w Bernie. To w stolicy Szwajcarii zapoczątkowano bowiem badania nad zastosowaniem obrazowania hiperspektralnego w analizie rdzeni osadów jeziornych. Stworzony przez fińską firmę Specim Ltd. prototyp skanera został zainstalowany na Universität Bern. Teraz takim właśnie sprzętem dysponuje UG.

Skaner został zakupiony w ramach grantu NCN Opus pt. „Eutrofizacja, zmiany reżimu mieszania i anoksja: reakcje warwowego Jeziora Gorzyńskiego (Polska NW) na zmienność klimatu i wpływ człowieka w holocenie”.

Możliwości skanera

Prof. Tylmann wyjaśnia, że skaner pozwala analizować próbki o dużych wymiarach: o szerokości 4,5-12 cm i długości nawet 150 cm. Zainstalowana w urządzeniu kamera hiperspektralna umożliwia obrazowanie w zakresie widzialnym i bliskiej podczerwieni (400-1000 nm) z bardzo wysoką rozdzielczością przestrzenną (40 μm).

Profesor opowiada, że obiekt jest przesuwany ze stałą prędkością pod kamerą hiperspektralną. Dzięki temu w stosunkowo krótkim czasie można uzyskać kompletny hiperspektralny obraz całego fragmentu rdzenia.

Jezioro Gorzyńskie pod lupą naukowców

Jezioro Gorzyńskie, którym zajmują się naukowcy z Uniwersytetu Gdańskiego, leży w północno-zachodniej Polsce (woj. wielkopolskie). Odnaleziono w nim osady z zachowanymi warstwowaniami rocznymi, co pozwala na określenie ich wieku. W połączeniu z długą historią użytkowania okolic jeziora przez człowieka sprawia to, że Jezioro Gorzyńskie jest znakomitym obiektem do rekonstrukcji paleośrodowiskowych, a zwłaszcza w zakresie interakcji człowiek-środowisko - wyjaśnił specjalista Piotrowi Mirowiczowi z PAP-u.

Zespół chce ustalić, jak kształtowały się produktywność jeziora i tutejsze warunki tlenowe podczas zmiany środowiska z naturalnego na zdominowane przez człowieka i czy ostatnie dziesięciolecia są w tej kwestii niezwykłe (inne niż odleglejsza przeszłość).


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od początku kwietnia na południowym Bałtyku prowadzone są badania migracji nietoperzy. Projekt jest realizowany przez pracowników i doktorantów Katedry Ekologii i Zoologii Kręgowców Uniwersytetu Gdańskiego (UG), którzy współpracują z naukowcami z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie. Detektory ultradźwięków zarejestrują sygnały echolokacyjne wysyłane przez nietoperze. Ich nagrywanie pozwoli określić przelatujące gatunki, a także oszacować skalę i terminy zjawiska.
      Gatunkami migrującymi przez Bałtyk są karlik większy (Pipistrellus nathusii), borowiec wielki (Nyctalus noctula) i mroczak posrebrzany (Vespertilio murinus). Chiropterolodzy tłumaczą, że podczas analizy sonogramu, czyli cyfrowego zapisu dźwięku, u poszczególnych gatunków można dostrzec różnice m.in. w tonach. W ten sposób nie da się określić liczby przelatujących nietoperzy, ale można zdobyć dane o liczbie przelotów i ustalić, jak ważny jest szlak migracji przez środek Bałtyku.
      Na rozmieszczenie detektorów wybrano 3 lokalizacje: latarnie morskie w Krynicy Morskiej i na Helu oraz platformę Baltic Beta firmy LOTOS Petrobaltic. Oddalona o 70 km od Rozewia platforma jest najdalszym stabilnym kawałkiem naszego kraju.
      Zdjęcia nietoperzy czy ptaków odwiedzających platformę LOTOS Petrobaltic na przestrzeni lat, przekazywane przez samych pracowników, były zresztą inspiracją do zbadania tego zjawiska. Chociaż nietoperz jest sprawnym lotnikiem i przelot bez przystanków nie stanowi dla niego problemu, wiadomo, że zwierzęta te chętnie wykorzystują rożne konstrukcje na morzu jako kryjówki, przystanki lub znaki orientacyjne - tłumaczył Informatorowi Pomorza mgr Konrad Bidziński, doktorant Katedry Ekologii i Zoologii Kręgowców UG.
      Jak podkreślają specjaliści z UG, badane będą migracje wiosenna i jesienna. Aktywności w okresie rozrodu i karmienia młodych nie badamy, ponieważ liczba stawonogów 70 km od brzegu oraz brak stałego lądu uniemożliwiają nietoperzom rozród w tego typu miejscach.
      Chiropterolodzy z Uniwersytetu Gdańskiego wraz ekologami z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie po wykonaniu badań wspólnie opublikują uzyskane wyniki.
      Co istotne, badania mają również aspekt gospodarczy. Pomogą bowiem w analizach środowiskowych, wykonywanych na potrzeby budowy morskich farm wiatrowych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Trzy uczelnie – Uniwersytet Szczeciński, Uniwersytet Gdański i Akademia Pomorska w Słupsku – w ciągu najbliższych trzech lat będą realizować projekt polegający na digitalizacji i udostępnianiu zbiorów herbariów jednostek akademickich Pomorza w internecie. Jest to pierwsze takie przedsięwzięcie w Polsce.
      Pełna nazwa projektu to "Zintegrowane wirtualne Herbarium Pomorza Herbarium Pomeranicum – digitalizacja i udostępnienie zbiorów herbariów jednostek akademickich Pomorza poprzez ich połączenie i udostępnienie cyfrowe". Poprzez digitalizację zasobów herbariów Pomorza materiały zebrane przez polskich naukowców (a także okazy historyczne o wielkim znaczeniu dla poznania antropogenicznych zmian w szacie roślinnej) staną się dostępne na całym świecie. Jest to jedyny sposób, aby pokazać i upowszechnić dokonania w tej dziedzinie.
      Herbaria pomorskie będą jako pierwsze w Polsce udostępnione w sposób cyfrowy. Przełoży się to na rozpowszechnienie wiedzy o dokonaniach polskich naukowców, a także na zwiększenie cytacji publikacji polskich badaczy. Łącznie zeskanowanych i udostępnionych zostanie 486 000 najcenniejszych roślin w kolekcji. Projekt zostanie sfinansowany ze środków Programu Operacyjnego Polska Cyfrowa 2014-2020. Całkowity koszt realizacji to 25 mln zł.
      Dzięki realizacji projektu obniżone zostaną koszty dostępu do zasobów herbariów. Będzie to również znaczącym wsparciem w realizacji obowiązku w zakresie identyfikacji potencjalnych wykroczeń i przestępstw związanych z gatunkami objętymi ochroną.
      Grupami docelowymi projektu są: pracownicy naukowi i administracyjni, doktoranci, redakcje czasopism naukowych, a także użytkownicy indywidualni, tacy jak specjaliści z zakresu zdrowia publicznego, pracownicy laboratoriów badawczych, projektanci urządzeń rehabilitacyjnych i aparatury badawczej, firmy farmaceutyczne i biotechnologiczne.
      Herbarium, czyli zielnik, to kolekcja zasuszonych okazów roślin i grzybów, ułożonych, opisanych i sklasyfikowanych według określonych kryteriów. Terminem tym nazywana jest także instytucja naukowa zajmująca się gromadzeniem, badaniem i przechowywaniem wszelkiego typu zbiorów botanicznych i mykologicznych (grzyby i porosty), nie tylko zasuszonych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wczoraj, 21 lutego, we Wrocławiu zmarł Jacek Karpiński, genialny konstruktor nazywany "polskim Billem Gatesem". Od założyciela Microsoftu różnił go jednak fakt, że urodził się w Polsce.
      Mimo, że lista osiągnięć Karpińskiego jest imponująca, pozostał on praktycznie nieznany.
      Jacek Karpiński urodził się w 1927 roku. W 1941 roku, dzięki temu, że podał się za starszego, został przyjęty do Szarych Szeregów. Początkowo zajmował się tzw. małym sabotażem (malowanie polskich symboli na murach, zamalowywanie swastyk, wybijanie szyb w niemieckich sklepach itp.). Po jakimś czasie został instruktorem dużego sabotażu i dywersji. W 1943 roku brał udział w rozbijaniu niemieckiego posterunku w Sieczychach nad Bugiem. Podczas tej właśnie akcji zginął legendarny dowódca Szarych Szeregów Tadeusz Zawadzki "Zośka". Karpiński był później dowódcą drużyny, robił m.in. rozpoznanie przed zamachem na Franza Kutscherę.
      W pierwszym dniu powstania warszawskiego Karpiński został postrzelony w kręgosłup. Z czasem odzyskał jednak władzę w nogach. Po wojnie był prześladowany przez UB, wyrzucany przez partyjnych aparatczyków z kolejnych zakładów pracy.
      W roku 1955 znalazł pracę w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN. Brał udział w konstruowaniu pierwszych aparatów do USG. Tam stworzył, w oparciu o pomysł Józefa Lityńskiego, maszynę AAH, która służyła do długoterminowych prognoz pogody i wykorzystywała w tym celu analizę harmonicznych Fouriera. Dwa lata później, w 1957 roku Lityński skonstruował AKAT-1 - pierwszy na świecie tranzystorowy analizator równań różniczkowych. W 1960 roku PAN przedstawiła jego kandydaturę do światowego konkursu UNESCO dla młodych naukowców. Jacek Karpiński wygrał konkurs zdobywając jedno z sześciu stypendiów. W latach 1961-1962 studiował na Uniwersytecie Harvarda i w MIT-cie. Dostał propozycję pozostania w USA i kontynuowania kariery akademickiej.
      Karpiński jednak nie skorzystał. Jak powiedział w jednym z wywiadów udzielonych już po roku 1989 "chciał pracować dla Polski". Uważał, że skoro za Polskę walczył, a wielu jego kolegów zginęło, to teraz ma obowiązek tutaj pracować. Ponadto mówił, że skoro wyjechał jako reprezentant Polski i PAN, to pozostanie za granicą byłoby zdradą.
      Po powrocie naukowiec skonstruował urządzenie o nazwie perceptron, czyli maszynę, która wykorzystywała sieć neuronową do rozpoznawania otoczenia za pomocą kamery.
      Kolejnym niezwykłym urządzeniem Karpińskiego był skaner do analizy zderzeń cząstek elementarnych. Był wspomagany przez komputer KAR-65. Maszyna ta była 2-krotnie szybsza i 30-krotnie tańsza niż produkowane wówczas komputery Odra.
      Najbardziej niezwykłym urządzeniem autorstwa Jacka Karpińskiego, które wyprzedzało swoją epokę o 10 lat, był mikrokomputer K-202. Już w latach 60. uczony wpadł na niezwykły pomysł - chciał stworzyć komputer mieszczący się w walizce. Na owe czasy, gdy komputery były gigantycznymi szafami zajmującymi całe pokoje, była to wizja niezwykła.
      W 1969 roku zebrała się specjalna komisja, która miała odnieść się do pomysłu Karpińskiego. Komisja orzekła, że skonstruowanie takiego komputera jest niemożliwe, gdyż jeśli byłoby możliwe, to Amerykanie by to zrobili. Karpińskiemu powiedziano, że nikt w Polsce nie będzie pracował nad jego pomysłem.
      Konstruktor wyjechał do Londynu, gdzie miał rodzinę, i postanowił znaleźć pieniądze na prace nad swoim komputerem. Zainteresowana firma przysłała do niego trzech ekspertów. Ci, po zapoznaniu się z projektem, byli zachwyceni. Stwierdzili, że nigdy nie widzieli czegoś równie genialnego. Anglicy od ręki chcieli rozpoczynać produkcję i zatrudnić Karpińskiego. Ten odrzekł jednak, że jest patriotą i chce, by Polska też coś z tego miała, więc ma zamiar wrócić do kraju. Angielski biznesmen odpowiedział, że go rozumie, żeby wracał i będą wspólnie robili komputer w Polsce.
      Prototypowa maszyna powstała w 1971 roku. Zdecydowanie wyprzedzała swoją epokę. Była bardziej wydajna niż pecety produkowane w latach 80. Była w stanie wykonać milion operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę, zastosowano w niej nowatorskie rozwiązanie powiększania pamięci poprzez adresowanie stronicowe. Dzięki łączeniu za pomocą kabli zewnętrznych modułów K-202 mógł obsłużyć aż 8 megabajtów pamięci.
      Na Targach Poznańskich komputerem zainteresował się Edward Gierek, który obiecał pomoc. Produkcja K-202 ruszyła, komputer zaczął trafiać do biur projektowych i przemysłu ciężkiego. Użytkownicy byli zachwyceni. Mówiono nawet o instalowaniu go na statkach.
      Komputer był jednak wyposażony we własny system operacyjny, a w ramach bloku RWPG Polsce przypadła budowa, opartego na IBM/360, systemu RIAD. Nic innego nie mogło powstawać. Komunistyczni aparatczycy, którzy zaczęli działać przeciwko Karpińskiemu, zaczęli w ogóle zaprzeczać istnieniu K-202. Gwoździem do trumny okazał się fakt, że K-202 był poważną konkurencją dla produkowanych przez wrocławskie ELWRO maszyn Odra-1204. Był mały, miał ponadtrzykrotnie więcej pamięci operacyjnej i był dziesięciokrotnie tańszy. Nad jego produkcją pracowało 200 osób, podczas gdy Odrę konstruowało 6000 ludzi.
      W roku 1973 kierownictwo ELWRO spotkało się z Piotrem Jaroszewiczem i poprosiło go o ratunek przed Karpińskim. W wyniku tej rozmowy w dokumentach Karpińskiego w biurze paszportowym pojawiła się uwaga Nie wydawać paszportu. Powód: dywersja gospodarcza.
      Niedługo później Karpiński został wyprowadzony przez uzbrojonych ludzi z zakładu, w którym pracował, a 200 produkowanych właśnie komputerów zniszczono. Nie miał paszportu, nie mógł więc opuścić PRL. Pozwolono mu pracować jedynie w Instytucie Przemysłu Budowlanego, w specjalności, która była mu obca.
      Z czasem Karpiński osiadł na wsi, zajął się rolnictwem. W roku 1980, gdy w Polsce trwał festiwal Solidarności, do konstruktora dotarła telewizja. Dziennikarka zapytała, dlaczego zajmuje się świniami, na co Karpiński odpowiedział: "Dlatego, że ja wolę mieć do czynienia z prawdziwymi świniami". To nie spodobało się władzom. Karpińskiego ponownie zaczęto prześladować. W końcu w pierwszej połowie lat 80. pozwolono mu wyjechać do Szwajcarii. Tam Karpiński pracował przy produkcji profesjonalnych magnetofonów Nagra. W 1990 konstruktor wrócił do Polski. Został doradcą Leszka Balcerowicza ds. informatyki. Chciał też produkować swój nowy wynalazek - ręczny skaner do rozpoznawania tekstu. Urządzenie nieco większe od telefonu komórkowego było znacznie bardziej zaawansowane niż jakiekolwiek inne skanery na świecie. Pierwsze 500 urządzeń szybko znalazło nabywców, ale gdy Karpiński zwrócił się do BRE Banku po drugą transzę kredytu, odmówiono mu jej. Stracił dom i przez lata z emerytury spłacał dług.
      Później wraz z synem Danielem skonstruował skaner dla audytorów finansowych.
      W ostatnich latach życia pracował nad technologiami rozpoznawania mowy przez komputer. W 2008 roku mówił, że jeśli uda mu się znaleźć pieniądze, to w ciągu roku zakończy prace. Jeśli nie, to zajmie mu to około czterech lat.
      Karpińskiemu zabrakło dwóch lat.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wiadomo już, czemu wiele osób w czasie wykonywania rezonansu magnetycznego lub podczas wyciągania ze skanera doświadcza oczopląsu. Silne pole magnetyczne wprawia w ruch endolimfę wypełniającą kanały błędnika (Current Biology).
      Wskutek ruchów cieczy w uchu wewnętrznym pacjenci mają wrażenie spadania lub nieoczekiwanych, chwiejnych ruchów. Zespół z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, który pracował pod kierownictwem Dale’a C. Robertsa, umieścił w aparacie MRI 10 osób ze zdrowym błędnikiem i 2 z błędnikiem niedziałającym w skanerze. Skupiano się nie tylko na autoopisie dot. zawrotów głowy, ale również na nystagmusie, czyli niezależnych od woli poziomych drganiach gałek ocznych (in. nazywanych oczopląsem położeniowym). Ponieważ wskazówki wzrokowe mogą je stłumić, eksperyment przeprowadzano w ciemnościach.
      Nagrania z kamery noktowizyjnej pokazały, że nystagmus wystąpił u wszystkich zdrowych badanych, nie pojawił się zaś u pozostałej dwójki. Sugeruje to, że (zdrowy) błędnik odgrywa kluczową rolę w zawrotach głowy w skanerze MRI.
      Amerykanie zastanawiali się, jak natężenie pola magnetycznego wytwarzanego przez skaner wpływa na błędnik, dlatego ochotników umieszczano na różne okresy w aparatach o niejednakowych parametrach technicznych. Przyglądano się oczopląsowi położeniowemu podczas wkładania i wyjmowania ze skanera (i to zarówno podczas wkładania i wyjmowania tradycyjną drogą, jak i od tyłu tuby). W ten sposób oceniano wpływ kierunku pola magnetycznego na wrażenia ochotników.
      Silniejsze pole magnetyczne wywoływało znacznie szybszy nystagmus. Ruchy gałek ocznych utrzymywały się cały czas, bez względu na długość sesji. Kierunek ruchu oczu zmieniał się w zależności od drogi wprowadzania/wyciągania człowieka ze skanera (czyli kierunku pola). Zespół Robertsa uważa, że oczopląs położeniowy to rezultat wzajemnych oddziaływań między prądami elektrycznymi przepływającymi przez endolimfę a polem magnetycznym. Siła Lorentza wpływa na ruch ładunków elektrycznych w uchu wewnętrznym, odbierany przez komórki zmysłowe jako pobudzenie.
      Akademicy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa sądzą, że ich odkrycia mogą zmienić interpretację wyników uzyskanych za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego. Ich autorzy analizują przepływ krwi w mózgu pod wpływem określonych zadań, tymczasem okazuje się, że skaner jako taki wzmacnia aktywność związaną z ruchem i równowagą. Wykazaliśmy, że nawet gdy sądzimy, że nic się w mózgu nie dzieje, kiedy ochotnicy znajdują się w aparacie, w rzeczywistości dzieje się dużo, ponieważ samo MRI wywołuje jakiś efekt – podsumowuje Roberts, dodając, że niewykluczone, iż silne pole skanera do rezonansu magnetycznego przyda się otolaryngologom jako bardziej komfortowa metoda badania błędnika (alternatywa dla standardowej elektronystagmografii).
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Amerykanie postanowili przeprowadzić akcję obywatelskiego nieposłuszeństwa, by pokazać władzy, że nie podobają im się zainstalowane na lotniskach skanery umożliwiające "rozebranie" badanej osoby. National Opt-Out Day, pomysł rzucony przez jedną z witryn internetowych, stał się na tyle głośny, że jego realizacja grozi paraliżem komunikacyjnym w USA.
      Do protestu ma dojść jutro, w przeddzień Święta Dziękczynienia. Wówczas ci, którzy sprzeciwiają się skanerom, mają odmawiać przejścia przez nie i wybierać ręczne przeszukiwanie. To znacząco wydłuży i tak długie w tym dniu kolejki na lotniskach.
      National Opt-Out Day zirytował już sekretarza Biura Bezpieczeństwa Transportu (TSA), który skrytykował całą akcję.
      Od czasu wprowadzenia skanerów w październiku bieżącego roku TSA jest najbardziej krytykowaną agendą rządu USA. Pomysły biura wyśmiewane są w programach publicystycznych i rozrywkowych, sprzeciwiają się im członkowie Kongresu, a dziennikarze tak naciskają na szefa TSA, iż ten w ciągu jednego dnia potrafi sam sobie zaprzeczyć. W sieci powstała konfederacja witryn sprzeciwiających się skanowaniu. W jej skład wchodzą m.in. OptOutDay.com, DontScan.us, WeWontFly.com czy StopDigitalStripSearches.org. Od dawna protestują też tak znane witryny jak np. Drudge Report, która już jakiś czas temu opublikowała zdjęcie zakonnicy przeszukiwanej przez pracownicę lotniska podpisane "Terroryści wygrali".
      Kontrowersyjne skanery znajdują się obecnie na około 70 amerykańskich lotniskach, gdzie zainstalowano niemal 400 urządzeń. TSA otrzymała też od Kongresu pieniądze na kolejnych 100 skanerów, które mają rozpocząć pracę jeszcze w bieżącym roku. Do końca 2011 roku ogólna liczba tego typu skanerów ma sięgnąć 1000.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...