Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Zamykanie szkół nie wpływa na poziom zachorowań na COVID. Pod pewnymi warunkami

Rekomendowane odpowiedzi

Nie ma istotnej statystycznie różnicy zachorowań na COVID-19 pomiędzy tymi regionami, których nauka w szkołach odbywa się zdalnie, a tymi, gdzie odbywa się w sposób tradycyjny – wynika z badań przeprowadzonych przez naukowców z Binghamton University.

Gdy na początku 2020 roku w USA rozpoczęła się pandemia COVID-19, w niemal wszystkich okręgach zamknięto szkoły w nadziei na spowolnienie rozprzestrzeniania się choroby. Szybko jednak okazało się, że takie rozwiązanie niesie ze sobą wiele problemów. Władze lokalne stanęły przed wyborem nauki całkowicie zdalnej, nauki w trybie stacjonarnym albo połączenia obu tych modeli.

Naukowcy postanowili skorzystać z faktu, że lokalne władze w różnych miejscach podjęły różne decyzje i przanalizować, jak wpłynęły one na poziom zachorowań. Pod uwagę wzięto 12 tygodni nauki od początku lipca do końca września 2020 roku. To okres zanim jeszcze dostępne były szczepionki i zanim rozpowszechnił się wariant Delta. Dane z 895 okręgów szkolnych, niemal połowy okręgów szkolnych w USA, porównano z danymi z 459 hrabstw, gdzie szkoły te się znajdowały.

Po uwzględnieniu takich czynników jak trendy zachorowań przed otwarciem szkół, obostrzenia wprowadzone w każdym ze stanów oraz poziom aktywności społeczności lokalnej, badacze doszli do wniosku, że poziom zachorowań na COVID-19 w większości okręgów, w których dzieci uczyły się stacjonarnie nie różnił się w istotny sposób od poziomu zachorowań tam, gdzie obowiązywała nauka zdalna.

Główne argumenty za zamykaniem szkół pochodziły z wcześniejszych doświadczeń z grypą, gdzie badania wykazały, że dzieci nie zawsze wykazują objawy, ale mogą przenosić chorobę na członków rodziny, w tym na najbardziej narażoną grupę najstarszą. W większości okręgów nie znaleźliśmy dowodów, by takie zjawisko zachodziło, mówi profesor Zeynep Ertem z Binghamton University.

W większości okręgów szkolnych w USA nie znaleźliśmy żadnego dowodu łączącego tryb nauczania z zachorowaniami na COVID-19. To sugeruje, że nie ma żadnego powodu, by zaburzać normalny tok nauki. Nawet jeśli na południu znaleźliśmy dowody na statystycznie znaczące zwiększenie przypadków zachorowań tam, gdzie obowiązywała nauka tradycyjna lub hybrydowa. Za tym wzrostem mogą stać inne czynniki, gdyż stany południowe wprowadziły mniej restrykcji w ogóle niż reszta kraju. W innych regionach nie było różnicy pomiędzy okręgami o różnych trybach nauczania, stwierdziła profesor Ertem.

Naukowcy zauważyli natomiast, że znaczenie miał okres, kiedy szkoły otwarto. Na południu otwarto je w czasie, gdy była duża liczba zachorowań i powrót do nauki stacjonarnej wiązał się ze zwiększeniem liczby zachorowań, a wpływ na to mogła mieć też mniejsza niż gdzie indziej liczba restrykcji pandemicznych. Natomiast tam, gdzie restrykcji było więcej i szkoły otwarto w czasie, gdy liczba zachorowań była niska, nie doprowadziło to do zauważalnego zwiększenia liczby zachorowań.

Szczegóły badań zostały opublikowane na łamach Nature Medicine.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niesamowite.
Oczywiście że nie ma.
Rozprzestrzenianie się wirusa można ograniczyć ograniczeniem mobilności. Tylko że ludzie potrzebują mobilności żeby żyć. Muszą iść do sklepu, do pracy.
Ktoś może napisać: ale nie muszą iść do kolegów w odwiedziny. Nie muszą konkretnego dnia - ale prędzej czy później muszą.
Stąd wszelkie restrykcje - jedynie opóźniają rozprzestrzenianie.
 

9 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Naukowcy zauważyli natomiast, że znaczenie miał okres, kiedy szkoły otwarto.

Znowu - niesamowite.
Naprawdę jeszcze nikt nie zauważył że latem choroba znika a pojawia się jesienią wiosną? :) Tak jakby ... grypa.
Niesamowite są te nowe naukowe odkrycia :)
Odkryto jeszcze coś:

https://www.medonet.pl/koronawirus/to-musisz-wiedziec,medyczny-fenomen--oni-sa-superodporni-na-koronawirusa--nigdy-nie-mieli-covid-19,artykul,09579389.html

Cytat

Po dwóch latach pandemii COVID-19 nie jest już chorobą, która dotyczy tylko wybranej, niewielkiej grupy osób. Na całym świecie odnotowano dotąd 295 mln 711 tys. 046 przypadków zakażenia koronawirusem. W Polsce to już 4 mln 162 tys. 715 zachorowań. Mimo to wśród nas są osoby, którym wciąż udało się wirusowi umknąć, i to mimo regularnego narażenia na kontakt z nim. Kim są superodporni na koronawirusa?

Ja o tym piszę od samego początku pandemii :D Ani ja ani moje dzieci. A żona i owszem. Teściowie też, ojczym też.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 godzin temu, thikim napisał:

Stąd wszelkie restrykcje - jedynie opóźniają rozprzestrzenianie.

Jak zwykle genialne i autorskie:P odkrycie post factum  thikima, a doprecyzowując ten ogólnik chodzi oczywiście o spłaszczenie fali zgonów...  w trosce grabarzy, bo są przeciążeni: https://www.onet.pl/informacje/onetszczecin/koronawirus-coraz-dluzsze-kolejki-do-pogrzebow-w-polsce/8p7fdvd,79cfc278

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sienkiewicz i inni pisarze pozytywizmu to ludzie z krwi i kości, a nie nudziarze, przekonuje dr hab. Agnieszka Kuniczuk, absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, obecnie adiunkt na Wydziale „Artes Liberales” Uniwersytetu Warszawskiego. Autorka książki „Czytane pod skreśleniem. Sienkiewiczowskie bruliony nowel jako wskazówki do analizy procesu twórczego”, wielu artykułów naukowych i książeczki dla dzieci „To ja, Sienkiewicz”. Wśród jej zainteresowań naukowych znajduje się intymistyka XIX wieku, edytorstwo naukowe dzieł dziewiętnastowiecznych, krytyka genetyczna i badanie procesu myślowego pisarzy na podstawie rękopisów, a także biografie kobiet (o jednej z nich właśnie pisze książkę).
      Sienkiewicz, ale i reszta pisarzy pozytywizmu, to ktoś nudny, poważny, elegancko ubrany, piszący w celach edukacyjnych lub ku pokrzepieniu serc i zachowaniu polskości. Taki obraz wynosimy ze szkoły. Czy ci twórcy rzeczywiście tacy byli?
      O nie!!! Szkoła pokazuje wszystko z jednej perspektywy… dlatego wciąż aktualne jest powiedzenie Gombrowicza: „jak zachwyca, skoro nie zachwyca…?”. I nie dotyczy to tylko Słowackiego. O Sienkiewiczu, Orzeszkowej, Konopnickiej i wielu innych uczy się tak samo. Zapominamy, że to byli prawdziwi ludzie, mający rodziny, domy, własne pasje i słabości. W szkole wszystko przepełniamy patosem. Nawet zwrot użyty w ostatnim zdaniu „Trylogii” przekręciliśmy, bo „dla pokrzepienia serc”, jak napisał Sienkiewicz, brzmiało zbyt prosto, więc wyszło nam to nieszczęsne „ku” na początku. Szkoła wymaga dat urodzin i zgonu, znajomości podstawowych tytułów książek, a potem dręczy młodzież charakterystyką bohaterów.
      Wielokrotnie spotykałam się z młodzieżą i opowiadałam o wielkiej pasji Sienkiewicza do podróżowania. On był w Afryce, Stanach Zjednoczonych, wielu krajach europejskich. Znał kilka języków i miał znajomych na całym świecie. Jego najbliższy przyjaciel, milioner i wynalazca Bruno Abakanowicz, miał własną wyspę, na której Sienkiewicz z rodziną spędzał niejedne wakacje. Dziś nawet czytałam list Sienkiewicza do siostry. Pisał w nim, że nie musi pakować sukien i kosmetyków do makijażu, bo u Abakanowicza cały dzień chodzi się w stroju kąpielowym. Oczywiście, gdy trzeba było, zakładał frak, a panie eleganckie suknie. Ale wydaje mi się, że gdybyśmy uczyli więcej o codzienności, kulturze XIX wieku, to i zamiłowanie do czytania by wzrastało, a i twórcy by stali się bardziej bliscy.
      Czy Pani wie, że Orzeszkowa przez kilka lat miała zakaz opuszczania Grodna, wyjeżdżała tylko do małej wioski, która cudem należała formalnie do miasta? Pisząc do osób, które miały ją odwiedzić, instruowała: to nie jest daleko, 4 godziny do mnie, potem tylko 2 w drodze powrotnej. Dlaczego tak? Bo płynęło się do niej po Niemnie, pod prąd dłużej, z prądem krócej.
      A Konopnicka? Można powiedzieć, że prowadziła życie nowoczesne, była mocno zaangażowana w rodzący się feminizm, nie bała się przyznawać do swoich preferencji płciowych. A my uczymy, że napisała „Naszą szkapę”, bo miała dużo dzieci.
      W XIX wieku żyli też Maria Skłodowska, jej siostra, która założyła wraz z mężem pierwsze sanatorium w Zakopanem, lekarz Tytus Chałubiński czy malarz Stanisław Witkiewicz. O nich w szkole nie wspominamy (no… czasem o Skłodowskiej), a oni oprócz tego, że byli wybitni w swoich dziedzinach, też pisali, rozwijali się w zupełnie innych nurtach. Czy to nie fascynujące?
      XIX wiek był niezwykle ciekawy, a my uczymy dzieci o pracy u podstaw. To też jest oczywiście ważne, ale nie można tylko tak. Rozumiem, że mamy mało zdjęć, na których pisarze są przedstawiani jako zwykli ludzie – dzieje się tak, bo fotografia nie była powszechna jak dziś. Wszystkie zdjęcia wykonywano w atelier fotograficznych, był pewien kodeks czy sposób pozowania. Ale to też jest ciekawe, gdyby uczniowie o tym wiedzieli, mieliby pole do wyobrażania sobie, jak ci ludzie mogli wyglądać w zwykłych, codziennych sytuacjach.
      Sienkiewicz na przykład – używając współczesnej nomenklatury – był gadżeciarzem. Chętnie kupował wszystkie nowinki techniczne, uczył się jazdy na rowerze, miał maszynę do pisania. Wielką wagę przykładał do tego, by jego dzieci (a miał syna i córkę) nie tylko były wykształcone, znały języki, ale również by uprawiały sport i rozwijały własne pasje.
      O XIX wieku można mówić godzinami, wyciągać wciąż nowe anegdoty i opowieści… z pasją czytać utwory literackie. Może kiedyś stworzymy taki program nauczania, który pozwoli zachwycać młodych ludzi.
      Dziedzina, którą się Pani zajmuje, to krytyka genetyczna. Na czym ona polega?
      Krytyka tekstu to przede wszystkim przyglądanie się i opisywanie, jak tekst powstawał, jaka jest jego geneza i czy w kolejnych wydaniach różnił się od pierwodruku. Nie ma nic wspólnego z krytykanctwem, czyli mówieniem czegoś złego. Krytyka genetyczna schodzi o poziom niżej, zajmuje się wszystkim, co wydarzyło się przed wydrukowaniem utworu. Materiałem do moich badań są głównie rękopisy utworów literackich, notatek, notesów oraz korespondencja pisarzy. Na ich podstawie analizuję, jak powstawało dzieło literackie krok po kroku: od pomysłu, aż do wydrukowania. Ja nazywam to procesem myślowym, w krytyce genetycznej mówimy o archiwum pisarza, przedtekście, artefaktach…
      Co można zobaczyć w rękopisach, czego nie widać w już wydanej książce?
      Rękopisy pokazują, z czym zmagał się pisarz, jakie fragmenty książki przysparzały mu najwięcej kłopotu. Często możemy też poznać wcześniejsze pomysły i wersje dobrze znanych utworów literackich. Im więcej skreśleń, tym ciekawsza praca krytyka genetycznego. W rękopisach zachowała się nie tylko wersja ostateczna, ale także skreślenia, dopiski, często rysunki. Rękopis jest dynamiczny, nawet u najlepszych włodarzy pióra pojawiają się skreślenia i namysł nad fabułą. Tego w wydanej książce nie mamy. Druk to ostateczna, zaakceptowana przez pisarza wersja jego zmagań.  
      Wróćmy do Sienkiewicza. Jaki człowiek wyłania się z analizy jego rękopisów?
      Można to opisać na paru poziomach. Na pewno był bardzo oszczędny i nie wydawał niepotrzebnie pieniędzy: pisał na papierach firmowych z hoteli i pensjonatów, czasem na maleńkich karteczkach, zapisywał dosłownie wszystko, co można było zapisać. Był też dość skrupulatny, numerował kolejne karty, zaznaczał wydawcom, gdzie powinni skończyć drukowanie kolejnej części utworu (bo w XIX wieku najczęściej pierwodruk ukazywał się w gazecie, a więc w odcinkach). Miał, zdaje się, swój ulubiony atrament, bo większość kartek zapisana jest w tym samym kolorze.
      Widać też w rękopisach upływ lat, ręka z każdym rokiem bardziej się trzęsła, więc litery stawały się mniej wyraźne. Choć muszę powiedzieć, że czytałam wiele rękopisów i te Sienkiewicza czyta się niezwykle łatwo i przyjemnie. Dukt pisma jest równy, a litery wyraźne, co może świadczyć o zdyscyplinowaniu pisarza.
      Choć z korespondencji wiemy, że najpierw układał w głowie fabułę, a potem ją spisywał, to w rękopisach widać też, jak starał się adekwatnie dobierać słowa, a nawet całe ustępy, by wszystko było klarowne, a w treści nie pojawiały się żadne błędy. To chyba moment, by powiedzieć, że Sienkiewicz musiał mieć doskonałą pamięć, bo pisał z odcinka na odcinek, rękopis wysyłał do druku, kolejny tworzył bez spoglądania w to, co już stworzył. To wymagało wielkiego skupienia i samokontroli.
      Analizując rękopisy korespondencji, odkryć natomiast można człowieka przejętego losem rodziny i bliskich, hipochondryka, ale też człowieka pełnego humoru i dystansu do siebie. Moim zdaniem można go polubić.
       

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Tajlandii opisali przypadek weterynarza, który zaraził się COVID-19 od swojego pacjenta. Tym samym dostarczyli pierwszego dowodu, że kot przekazał człowiekowi SARS-CoV-2. Zaznaczają przy tym, że tego typu przypadki są prawdopodobnie niezwykle rzadkie.
      Eksperci mówią, że przypadek jest bardzo dobrze udokumentowany. Są jednocześnie zdziwieni, że zdobycie dowodu trwało tak długo. Biorąc pod uwagę rozmiary pandemii, zdolność SARS-CoV-2 do przeskakiwania pomiędzy gatunkami oraz bliskie kontakty ludzi z kotami można było przypuszczać, że znacznie szybciej naukowcy znajdą przykład transmisji pomiędzy ludźmi a ich domowymi pupilami.
      Badania przeprowadzone już na początku pandemii wykazały, że koty mogą rozprzestrzeniać wirusa i zarażać inne koty. Z czasem zaczęły napływać raporty, w których przedstawiciele poszczególnych krajów informowali o dziesiątkach zarażonych kotów. Jednak udowodnienie, że kot zaraził człowieka lub człowiek kota jest trudne. Dlatego też Marion Koopmans, wirolog z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie mówi, że badania z Tajlandii to interesujące studium przypadku i dobry przykład tego, jak powinno wyglądać śledzenie drogi rozprzestrzeniania się wirusa.
      Dowód, że kot zaraził człowieka zdobyto w dość przypadkowy sposób. W sierpniu ubiegłego roku do jednego ze szpitali przyjęto ojca i syna, u których test wykazał obecność SARS-CoV-2. Zbadano też ich kota. Podczas pobierania próbek od zwierzęcia, kot kichnął w twarz pani weterynarz. Miała ona co prawda maseczkę oraz rękawiczki, ale oczy nie były chronione. Trzy dni później u weterynarz pojawiły się objawy COVID-19. Potwierdzono u niej infekcję. Tymczasem nikt z jej bliskich kontaktów nie był zarażony. Przeprowadzono więc badania genetyczne wirusa obecnego u weterynarz i u kota, który na nią kichnął. Sekwencja RNA była identyczna. Specjaliści podkreślają, że do zarażenia ludzi przez koty dochodzi prawdopodobnie rzadko. Koty rozprzestrzeniają niewiele wirionów i robią to tylko przez kilka dni.
      Naukowcy dodają, że przypadki przekazania SARS-CoV-2 ludziom przez zwierzęta są niezwykle rzadkie i nie odgrywają żadnej roli w rozprzestrzenianiu się pandemii. Ludzie są największym źródłem wirusa.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pandemia COVID-19 znacząco zmieniła wzorce zimowego występowania wirusów górnych dróg oddechowych w Australii. Jedne szczepy niemal wyginęły, w ich miejsce pojawiły się nowe. Naukowcy z University of Sydney ostrzegają, że w przyszłości może dojść do niespodziewanych powrotów starych szczepów.
      Akademicy z Sydney przeprowadzili jedno z pierwszych australijskich badań nad wpływem COVID-19 na już istniejące w Australii wirusy. Pandemia spowodowała wielkie zmiany w występowaniu i genomie syncytialnego wirusa oddechowego (RSV). To powszechnie występujący wirus zwykle powodujący łagodne przeziębienie. Infekcja może być jednak niebezpieczna dla niemowląt i osób starszych.
      Naukowcy zauważyli, że pandemia doprowadziła do zniszczenia sezonowego wzorca RSV. Patogen ten każdej zimy powodował w Australii epidemię. Jednak w roku 2020, w związku z restrykcjami związanymi z COVID-19, nie doszło do epidemii zarażeń RSV. Jednak gdy obostrzenia zniesiono, RSV był jednym z pierwszych wirusów dróg oddechowych, który wywołał wzrost zachorowań.
      Uczeni z Sydney zsekwencjonowali genom wirusa RSV ze wszystkich centrów lokalnych epidemii, do jakich doszło latem po obu stronach kraju. Największym zaskoczeniem był fakt, że doszło do dużego „załamania” szczepów RSV, które były znane sprzed pandemii oraz pojawienie się nowych szczepów, które wywołały lokalne epidemie w Australii Zachodniej, Nowej Południowej Walii i Australijskim Terytorium Stołecznym.
      Nasze badania genetyczne wykazały, że większość z wcześniejszych szczepów RSV niemal wyginęła, a każdą z lokalnych epidemii spowodował tylko jeden wariant genetyczny, który przetrwał cały lockdown, mówi doktor John-Sebastian Eden. Musimy ponownie przemyśleć nasze rozumienie wzorców występowania powszechnych wirusów i zmienić nasze podejście do zarządzania nimi, dodaje uczony.
      Doszło też do znacznej zmiany wzorców występowania szczepów grypy, a to wyzwanie dla całego programu dorocznych szczepień. Ostatni sezon grypowy w Australii rozpoczął się znacznie wcześniej, niż w poprzednich latach, dodaje Eden.
      Obecnie nie istnieje żadna szczepionka na RSV, jednak trwają intensywne prace nad jej stworzeniem. Zmiana wzorca występowania wirusa to poważny problem. Niektóre wirusy mogły niemal wyginąć, ale istnieje ryzyko, że w przyszłości wrócą z nową siłą i w innych okresach roku niż dotychczas. Musimy przygotować naszą służbę zdrowia na duże epidemie RSV poza zwykłymi porami roku ich występowania, ostrzega Eden.
      Naukowcy zsekwencjonowali setki próbek wirusa RSV, pobranych zarówno przed jak i po epidemii. Stworzona w ten sposób mapa pokazała, że przed COVID-19 częstotliwość występowania dwóch podtypów RSV – A i B – występowały z niemal identyczną częstotliwością. W czasie pandemii podtyp A zaczął dominować, powodując 95% zakażeń. Podtyp B zniknął. W jego miejsce pojawiły się dwa nowe szczepy, podtypy RSV-A, które występowały w dwóch różnych regionach geograficznych. Jeden z nich zarażał w Nowej Południowej Walii, Wiktorii oraz na Terytoruim Stołecznym, drugi zaś w Zachodniej Australii.
      Pandemia COVID-19 i związane z nią restrykcje doprowadziły do pojawienia się unikatowych warunków, w których kształtował się nowy krajobraz genetyczny występujących w Australii wirusów atakujących układ oddechowy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Osoby, które zachorowały na COVID-19 są narażone na większe ryzyko rozwoju cukrzycy, informują autorzy szeroko zakrojonych badań. Ziyad Al-Aly, główny badacz w Veteran Affairs St. Louis Healthcare System oraz epidemiolog Yan Xie z tego samego ośrodka, przeanalizowali dane medyczne dotyczące ponad 180 000 osób, które żyły co najmniej 10 miesięcy od czasu zachorowania na COVID-19. Dane te porównano z danymi dwóch grup, z których każda składała się z około 4 milionów osób. Były to osoby, które przed i po pandemii korzystały z systemu opieki zdrowotnej dla weteranów (VA), a u których nie stwierdzono COVID-19.
      Analiza wykazała, że osoby, które zachorowały na COVID-19 były narażone na o 40% wyższe ryzyko rozwoju cukrzycy w ciągu roku od postawienia diagnozy. To oznacza, że na każde 1000 badanych osób, w grupie, która zachorowała na COVID-19, cukrzycę zdiagnozowano u 13 osób więcej, niż w grupach, które nie chorowały. Niemal wszystkie przypadki zachorowań to przypadki cukrzycy typu 2.
      Ryzyko rozwoju cukrzycy było tym większe, im cięższy przebieg choroby. Osoby, które musiały być hospitalizowane były narażone na niemal 3-krotnie większe ryzyko cukrzycy, niż ci, którzy na COVID-19 nie zapadli. Al-Aly mówi, że nawet osoby, które przed zachorowaniem na COVID-19 nie były narażone na zwiększone ryzyko zapadnięcia na cukrzycę, a samą infekcję przeszły umiarkowanie, po przechorowaniu były bardziej narażone. Największe niebezpieczeństwo rozwoju cukrzycy czyhało zaś na ludzi, którzy już wcześniej byli na nią narażeni.
      Jeśli spostrzeżenia Al-Aly'ego i Yan Xie się potwierdzą, może to oznaczać, że świat czeka znaczący wzrost liczby zachorowań na cukrzycę. Trzeba bowiem pamiętać, że dotychczas COVID-19 potwierdzono u niemal pół miliarda ludzi. Jednak wcale nie musi się tak stać, zauważa Gideo Meyerowitz-Katz, specjalizujący się w cukrzycy epidemiolog z University of Wollongong w Australii.
      Uczony zauważa, że z amerykańskiego systemu opieki dla weteranów korzystają głównie starsi, biali mężczyźni, z których znaczna część ma podwyższone ciśnienie i nadwagę. Oba te czynniki zwiększają zaś ryzyko zachorowania na cukrzycę. Sam Al-Aly przyznaje, że do analizy należy podchodzić ostrożnie, gdyż część osób z grupy kontrolnej mogła w rzeczywistości chorować na COVID-19, ale choroba przebiegła łagodnie i nigdy nie została potwierdzona przez lekarza. Ponadto wzrost liczby przypadków cukrzycy może być pozorny, gdyż osoby chorujące na COVID-19 mogły po prostu zacząć częściej kontrolować swoje zdrowie i trakcie tych kontroli wykryto cukrzycę.
      W tej chwili kwestia ewentualnych zaburzeń metabolicznych pojawiających się w wyniku COVID-19 pozostaje więc nierozstrzygnięta.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nauka zdalna stała się obecnie czymś powszechnym, a ułatwia to szereg przydatnych narzędzi. Należy do nich między innymi MS Office 365 dla szkół. Każda jednostka edukacyjna powinna mieć dostęp do tego wielofunkcyjnego, niezwykle użytecznego programu. Oprogramowanie Microsoft Office daje ogromne możliwości i jest cały czas rozwijane, regularnie pojawiają się nowe aktualizacje, a wraz z nimi kolejne funkcjonalności. Jeśli szkoła chce jak najlepiej przygotować uczniów do życia zarówno zawodowego, jak i społecznego, powinna jak najszybciej wdrożyć usługę Office 365 Education. Obejmuje ona szereg narzędzi pozwalających na zarządzanie zajęciami i angażowanie uczniów.
      Co składa się na Microsoft Office 365 dla szkół?
      W przypadku programu Microsoft Office 365 dla szkół do wyboru są trzy plany: Microsoft Office 365 A1, Microsoft Office 365 A3 i Microsoft Office 365 A5. Pierwszy wariant jest całkowicie bezpłatny, składają się na niego podstawowe aplikacje pozwalające na sprawne komunikowanie się uczniów z nauczycielami: Outlook, Word, PowerPoint, Excel i OneNote. Na tym jednak nie koniec, bo do dyspozycji użytkownicy mają też szereg przydatnych usług: Exchange, OneDrive, SharePoint, Teams, Sway, Forms, Stream, Flow, Power Apps, School Data Sync, Yammer. Nie trzeba ponosić żadnych dodatkowych kosztów, aby móc zapisywać i udostępniać pliki w różnych formatach za pomocą aplikacji internetowych. Naukę i nauczanie ułatwia centrum cyfrowe pozwalające na lepszą współpracę i zwiększenie zaangażowania. Szereg ułatwień dostępu i narzędzi edukacyjnych sprzyja poprawieniu wyników nauki. Zostały one stworzone po to, aby pomóc uczniom w czytaniu, sprawnym komunikowaniu się, rozwiązywaniu zadań matematycznych. Nie brakuje też aplikacji umożliwiających organizowanie informacji, pozwalających na stały kontakt z rówieśnikami i nauczycielami. Możliwe jest nawet opowiadanie historii w formacie cyfrowym i przechowywanie ogromnej ilości plików w chmurze.
      Office 365 A3 jest już planem płatnym, trzeba wykupić abonament roczny, aby móc korzystać z szeregu dodatkowych funkcjonalności. Został wzbogacony o różne funkcje dotyczące zarządzania i narzędzia zabezpieczeń. Można korzystać z Microsoft Publisher i Acces (obie aplikacje dostępne są tylko komputery PC). Pojawił się też usługa Bookings. Aplikacje pakietu Office można zainstalować na aż pięciu komputerach PC lub MAC. Najdroższym planem jest Office 365 A5, w przypadku którego można liczyć na szereg funkcji inteligentnego zarządzania zabezpieczeniami i dotyczących zgodności oraz systemów analitycznych. Oczywiście w wariancie tym znajdują się wszystkie korzyści oferowane w planie A3. Nową funkcjonalnością jest Microsoft Power BI, czyli narzędzie do wizualizacji danych.
      Dlaczego warto wybrać MS Office 365?
      Z usługi Office 365 można korzystać przez przeglądarkę internetową lub urządzenie mobilne (tablet, smartfon, iPhone, iPad, Windows Phone). Użytkownicy mają dostęp do poczty, kontaktów i kalendarza w dowolnym czasie i miejscu. Wszystkie tworzone i otrzymywane dokumenty mogą być zarówno wyświetlane, jak i edytowane, udostępniane. Możliwe jest pracowanie na tym samym dokumencie przez wiele osób w tym samym czasie, nie ma też problemu ze śledzeniem zapisanych w nim zmian. Uczniowie i nauczyciele otrzymują automatycznie dostęp do całego pakietu Microsoft Office 365 po zarejestrowaniu go. Konieczne jest zalogowanie się na stronie http://aka.ms/Office365edupl, bo dopiero z poziomu administratora możliwe jest utworzenie kont dla uczniów i nauczycieli, przyznanie każdemu użytkownikowi odpowiednich licencji, po czym rozsyłanie im loginów i haseł.
      Pakiet Office 365 jest bardzo innowacyjnym narzędziem, które pozwala na korzystanie z szeregu aplikacji w czasie rzeczywistym. Możliwe jest nawet sprawdzenie tego, kto korzysta z poszczególnych dokumentów w danej chwili. Każdy może w tym samym czasie wybrać opcję jednolitego formatowania dokumentów. Usługa OneDrive pozwala na przechowywanie, synchronizowanie i udostępnianie plików roboczych. Za pomocą wirtualnego dysku możliwe staje się szybkie aktualizowanie i udostępnianie dowolnych plików z każdego miejsca. Pozwala też na współpracowanie nad dokumentami z innymi osobami mającymi konto w chmurze. Oczywiście wszystkie pliki są prywatne, a ich autor decyduje o tym, komu je udostępni. Z kolei aplikacja Sway umożliwia tworzenie prezentacji i stron internetowych. Natomiast SharePoint zostało stworzone w celu ułatwienia współpracy i sprawnego zarządzania bibliotekami dokumentów, projektami, zabezpieczeniami i zespołami.
      Użytkownicy MS Office 365 mają do dyspozycji cyfrowy notes, czyli OneNote, który służy do udostępniania obszaru roboczego zarówno osobistego, jak i przeznaczonego do pracy na lekcji. Notes zajęć świetnie sprawdza się do porządkowania całej zawartości kursu i planów lekcyjnych, umożliwia szybkie wyszukiwanie tekstów i obrazów. Jest to świetne narzędzie do tworzenia i prowadzenia interaktywnych lekcji, współpracowania i wyrażania opinii. Za pomocą narzędzia Teams można nawet przeprowadzać zdalnie wywiadówki, konsultacje z rodzicami. Możliwe jest planowanie lekcji i pracowanie w zespole z dowolnego miejsca, bycie w stałym kontakcie ze społecznością szkoły.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...