Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Trwa renowacja ostatniego fortepianu należącego do Fryderyka Chopina

Rekomendowane odpowiedzi

Trwa renowacja ostatniego fortepianu należącego do Fryderyka Chopina - instrumentu marki Pleyel z 1848 roku. Zaplanowano ją na 3-12 grudnia. Prace prowadzi zespół Paula McNulty'ego. Pokazy konserwatorskie (w ramach biletu do Muzeum Fryderyka Chopina) można oglądać od 7 do 12 grudnia.

Historia instrumentu

Chopin dostał najnowszy instrument z paryskiej wytwórni Camille'a Pleyela pod koniec listopada 1848 r. Jak podkreślono w komunikacie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina (NIFC), fortepian o numerze seryjnym 14810 znajdował się w dwóch ostatnich mieszkaniach Chopina i był ostatnim, na którym kompozytor grał i tworzył. Po śmierci Chopina instrument został zakupiony przez jego uczennicę Jane Stirling, a następnie podarowany przez nią siostrze Fryderyka, Ludwice Jędrzejewiczowej. Przetransportowany drogą morską znalazł się w Warszawie w sierpniu 1850 roku. Co ciekawe, w skrzyni instrumentu nadal znajduje się lakowa pieczęć carskiego urzędu celnego. Widać także dedykację autorstwa Jane Stirling "pour Louise" (dla Ludwiki).

Dzieci i wnuki Ludwiki dbały o cenną pamiątkę. W 1924 r. została ona sprzedana Muzeum Narodowemu w Warszawie. Fortepian wystawiano tam do wybuchu powstania warszawskiego. Po zakończeniu powstania Niemcy wywieźli go do Austrii. Instrument wrócił do Warszawy w kwietniu 1946 r. W latach 50. przez pewien czas był eksponowany w Żelazowej Woli, a w 1958 roku został przekazany przez Muzeum Narodowe w depozyt, a później na własność Towarzystwu im. Fryderyka Chopina i przetransportowany do Pałacu Ostrogskich – siedziby warszawskiego Muzeum Chopina. Od 2005 roku jest depozytem w Narodowym Instytucie Fryderyka Chopina.

Renowacje

Pod koniec lat 50. przeprowadzono pierwszą renowację instrumentu. Podczas tego remontu wymieniono struny, kołki i okleinę młotków, a także polakierowano skrzynię. Ponieważ struny zmieniono na wykonane ze stali wysokowęglowej o silnym naciągu, zmieniło to oryginalną barwę brzmienia fortepianu; eksperci obawiali się również negatywnego wpływu tego zabiegu na kondycję całego instrumentu w dłuższej perspektywie.

Przed 3 laty NIFC zlecił szczegółowe badania fortepianu. Laboratorium Analiz i Nieniszczących Badań Obiektów Zabytkowych LANBOZ przeprowadziło m.in. skanowanie i analizy chemiczne oraz wykonało zdjęcia RTG. Oprócz tego oględzinami fortepianu zajął się prof. Benjamin Vogel, instrumentoznawca w zakresie budownictwa fortepianów i lutnictwa, który współpracuje z wieloma muzeami w kraju i za granicą jako ekspert od zabytkowych instrumentów.

Okazało się, że konieczna jest renowacja. Amerykański specjalista Paul McNulty uznał, że najważniejsza jest regulacja mechaniki i wymiana strun na bliższe pierwowzorowi. Dzięki dobremu stanowi zachowania zdecydowanej większości elementów (fortepian przez prawie sto lat, poza nielicznymi wyjątkami, nie był używany w celach wykonawczych, a jedynie eksponowany jako obiekt muzealny) istnieje realna szansa na pełne przywrócenie walorów instrumentu, a w szczególności jego oryginalnego brzmienia.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z myślą o 213. rocznicy urodzin Fryderyka Chopina Narodowy Instytut Fryderyka Chopina (NIFC) zaproponował czytelnikom ciekawe wydawnictwo - korespondencję jednej z ulubionych uczennic Fryderyka Chopina, Friederike Müller, po raz pierwszy w języku polskim.
      W książce znajduje się 231 listów, pisanych przez Müller z Paryża do mieszkających w Wiedniu ciotek. Dzięki nim można poznać życie muzyczne i towarzyskie stolicy Francji. Jak podkreślono we wstępie do publikacji, Friederike opowiada (niekiedy w sposób bardzo krytyczny) o artystach, koncertach, fortepianach i nowościach muzycznych, szkicując w ten sposób przepojony młodzieńczym dowcipem i temperamentem, niezwykle żywy obraz paryskiego życia muzycznego i towarzyskiego we wczesnych latach 40. XIX wieku.
      Co jednak najważniejsze, Friederike opisała ok. 170 prywatnych lekcji z Chopinem. Zrobiła to ze szczegółami, a przez to niezwykle obrazowo. Przytoczyła, dosłownie, rozmowy ze swoim nauczycielem. Na tym właśnie polega niezwykłość tego materiału: nie jest to bowiem, jak zazwyczaj w przypadku świadectw innych uczniów, relacja powstała po upływie długiego czasu, często na podstawie przedstawionych w lepszym świetle wspomnień, lecz oddająca bezpośrednie, świeże i nieupiększone przeżycia.
      W 1841 r. kompozytor zadedykował zdolnej uczennicy Allegro de Concert opus 46. W styczniu 1849 r. młoda artystka wyszła za mąż za Johanna B. Streichera, austriackiego twórcę fortepianów, który rzemiosła artystycznego uczył się od rodziców i w 1823 r. został wspólnikiem w firmie.
      Od 1 marca opracowane przez Utę Goebl-Streicher kilkusetstronicowe wydawnictwo będzie można kupić zarówno w sklepach stacjonarnych NIFC, jak i w sklepie internetowym. Książkę przetłumaczyła Barbara Świderska. Za redakcję naukową odpowiadali Małgorzata Sokalska i Zbigniew Skowron.
      Urodzona w 1941 r. Goebl-Streicher jest austriacką pisarką, inspicjentką i drugą reżyserką. Studiowała germanistykę i filologię romańską w Wiedniu oraz Paryżu. Napisała pracę dyplomową o Johannie Andreasie Streicherze, ojcu Johanna B. Streichera, do której zredagowała nieznane wcześniej dokumenty.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Politechnika Białostocka (PB) odnawia dla Muzeum Wojska w Białymstoku odrzutowiec myśliwski Lim-5R. Prace trwają już od kilku tygodni. Brakujące elementy są odtwarzane w technologii druku 3D.
      Czekając na odnowienie, Lim-5R stał przez wiele lat na dworze, na terenie Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej. Teraz samolot i inne zabytki techniki militarnej trafiają do otwartego niedawno Parku Militarnego Muzeum Wojska w Białymstoku.
      Wieloetapowe prace
      Stojący w hali maszyn samolot ma już uzupełnione poszycie, podczepione zbiorniki paliwa i jest przygotowany do ponownego malowania.
      By móc przetransportować ogromny kadłub i skrzydła, trzeba było zacząć od demontażu w siedzibie jednostki Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.
      Gdy zabytek trafił na Wydział Mechaniczny PB, Daniel Laskowski i Bartosz Ostrowski przeprowadzili gruntowną renowację poszycia samolotu. Polegała ona na usunięciu starych warstw lakieru i uzupełnieniu braków w poszyciu. Łatanie dziur i niwelowanie nierówności w blachach to przygotowanie do nałożenia warstwy podkładowej pod farbę.
      Specjaliści nie tylko przygotowywali samolot do malowania. Oprócz tego zamocowali zbiorniki paliwa, wypolerowali owiewkę kabiny i zdemontowali silnik. Jak podkreślono w komunikacie prasowym uczelni, zmniejszenie masy Lim-5R ma ułatwić podwieszenie na specjalnie zaprojektowanym pylonie.
      Prace rozpoczęliśmy kilka tygodni temu od rozpołowienia kadłuba i demontażu silnika. Później zaczęliśmy się zajmować kadłubem, zdjęciem starej powłoki lakieru - opowiada Laskowski.
      Demontaż silnika
      Wymontowanie dużego silnika odrzutowego okazało się dla cywilnych mechaników wyzwaniem. Nigdy tego nie robiliśmy. Napotkaliśmy sporo problemów, ale udało się zdemontować ciekawy zabytek techniki w ciągu jednego dnia - dodaje Ostrowski.
      Na razie silnik spoczywa na specjalnym standzie (on także został zaprojektowany i wykonany na PB). Wkrótce trafi do wspomnianego wcześniej Parku Militarnego Muzeum Wojska w Białymstoku.
      Wykorzystanie druku 3D
      Ważnym etapem prac jest dorabianie metodą druku 3D brakujących elementów poszycia. Zajęliśmy się owiewką, która w górnej części była już strasznie wypłowiała od słońca. Następnym etapem było dorobienie brakujących lotek do zbiorników paliwa i dorobienie uchwytów mocujących je do skrzydeł. Dorobiliśmy też na skrzydłach brakujące elementy oświetlenia i peryskop na owiewce pilota - wylicza Laskowski.
       


      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po kilku latach konserwacji na ASP w Krakowie do kościoła parafialnego św. Jakuba Apostoła w Rzykach (woj. małopolskie) powróciły inspirowane kompozycją Wita Stwosza z krakowskiego Ołtarza Mariackiego późnogotyckie rzeźby klęczącej Matki Bożej i podtrzymującego ją św. Jana Apostoła. Tworzą one wyrzeźbioną z twardego drewna (najprawdopodobniej dębiny) scenę Zaśnięcia NMP.
      Wydaje się, że rzeźby trafiły do Rzyk z ważniejszej świątyni. Niewykluczone, że przeniesiono je z gotycką figurą tronującej Madonny z Dzieciątkiem z ok. 1400 r. i późnogotycką rzeźbą Matki Boskiej z Dzieciątkiem z początku XVI w.
      Część większej kompozycji
      Ks. dr Szymon Tracz, diecezjalny konserwator zabytków i sztuki sakralnej diecezji bielsko-żywieckiej, uważa, że figury z Rzyk stanowiły pierwotnie centralną część większej późnogotyckiej kompozycji ilustrującej scenę Zaśnięcia NMP, która prawdopodobnie zdobiła szafę retabulum skrzydłowego. Odchodzącej Maryi towarzyszyli zapewne również pozostali apostołowie. Niestety, ich postaci się nie zachowały. Według specjalisty, sposób kształtowania twarzy, układ szat i wzór ikonograficzny sugerują, że grupa powstała w latach 20. XVI w.
      Wpływy Wita Stwosza
      Wyraźnie widać tutaj echa słynnej kompozycji Wita Stwosza w centrum szafy krakowskiego Ołtarza Mariackiego, której to układ był długo powielany w kolejnych latach, czego przykładem jest chociażby scena Zaśnięcia NMP z ok. 1500 roku, zdobiąca dawny ołtarz główny w konkatedrze żywieckiej, obecnie znajdująca się w bocznym ołtarzu różańcowym - wyjaśnia ks. dr Tracz.
      Figury musiały powstać w miejscowym warsztacie snycerskim. Świadczy o tym m.in. sposób ukształtowania dłoni. Za tym, że rzemieślnik znał krakowski pierwowzór i twórczość Wita Stwosza, przemawia [też] nieznacznie wywinięta podszewka w płaszczu św. Jana, będąca daleką reminiscencją słynnej Stwoszowskiej tzw. małżowiny usznej, wg której mistrz kształtował fałdy szat u swoich postaci. Manierę tę naśladowali później także inni artyści na przełomie XV i XVI wieku.
      Przedstawiona scena Zaśnięcia mogła się rozgrywać we wnętrzu mieszkalnym
      Maryja ma lekko pochyloną głowę, zamknięte oczy i dłonie skrzyżowane na piersi. Na jej dojrzałej twarzy maluje się spokój i poddanie woli Bożej. Układ jej postaci przywołuje na myśl scenę Zwiastowania, w której Boża Matka z pokorą przyjmuje wolę Bożą. Stojący z tyłu św. Jan Ewangelista ma bolejącą twarz (smutek podkreślono opadającymi kącikami ust) i oburącz podtrzymuje Maryję. Ponieważ draperie szat przedstawionych postaci opadają na posadzkę, dyrektor Muzeum Diecezjalnego w Bielsku-Białej podejrzewa, że miejscem wydarzenia mogło było wnętrze mieszkalne, a nie np. szczyt Golgoty.
      Rekonstrukcja polichromii
      Ponieważ oryginalna polichromia się nie zachowała, trzeba było ją zrekonstruować. Było to możliwe dzięki szczątkowym fragmentom ocalałym w niektórych partiach figur, które były wielokrotnie przemalowywane. Oryginalnie szaty były srebrzone z kładzionym na nich barwnym laserunkiem - wyjaśnia ks. dr Tracz.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Stambule rozpoczęła się renowacja Kolumny Wężowej, jednej z najstarszych budowli w mieście. Kolumna powstała równo 2500 lat temu w Delfach, a obecnie stoi na terenie dawnego hippodromu w Konstantynopolu, nieistniejącego już toru wyścigowego dla koni i rydwanów. Ustawiono ją przed 1700 laty z polecenia Konstantyna Wielkiego. Kolumna nie wygląda już tak okazale, jak w starożytności, a odpowiedzialny ma być za to turecki sułtan lub pijany polski ambasador. To jednak, jak dowodzi profesor Gościwit Malinowski, tylko fake news z XVIII wieku.
      W monografii Hellenopolonica. Miniatury z dziejów polsko-greckich profesor Malinowski tak opisuje dzieje niezwykłego zabytku: Po zwycięskiej bitwie pod Platejami (479 r. p.n.e.) Grecy ofiarowali Apollonowi w Delfach niezwykłe wotum. Była to mierząca 8 metrów kolumna, składająca się z trzech splecionych węży, których głowy rozchodziły się od siebie, tworząc trójnóg, na którym ustawiono złotą czarę. Czarę tę zrabowali Fokejczycy już podczas III wojny świętej w 345 r. p.n.e., kolumna zachowała się natomiast w Delfach bez jakiegokolwiek uszczerbku, aż w 324 r. cesarz Konstantyn polecił przenieść ją do swej nowej stolicy. W Konstantynopolu ustawiono ją na hippodromie, gdzie stoi do dziś. Mierzy sobie jednak już tylko 6 metrów, utraciła wężowe głowy. Jedna z odpadniętych głów znajduje się obecnie w muzeum archeologicznym w Stambule.
      Jak kolumna utraciła głowy? Polski uczony przytacza trzy wersje wydarzeń, które znajdziemy w historycznych dokumentach. Dwie sensacyjne i jedną zwyczajną.
      Pod koniec XVI wieku pojawiła się informacja, jakoby szczękę jednej z głów miał osobiście utrącić buzdyganem Mehmet Zdobywca po zajęciu Konstantynopola w 1453 roku. Kolejne wersje legendy wspominają a to o wielkim wezyrze, a to o którymś z sułtanów, działającym prawdopodobnie pod wpływem alkoholu. Na początku XVIII wieku pojawia się zaś relacja francuskiego podróżnika, który mieszkał w Stambule. Aubry de La Mottraye zanotował, że jeszcze w 1699 widział kolumnę z trzema głowami, a w następnym roku głowy ściął pijany polski ambasador Rafał Leszczyński, ojciec późniejszego króla Stanisława Leszczyńskiego. W legendarnych przekazach pijany sułtan odłamujący szczękę jednej z głów w jakiś sposób stał się pijanym polskim ambasadorem ścinającym trzy wężowe głowy.
      Najbardziej jednak prawdopodobna jest relacja z kroniki Nuṣretname. Jak czytamy w „Hellenopolonica” autor kroniki odnotował, że w nocy w czwartek ósmego dnia miesiąca, w czasie wieczornej modlitwy, wszystkie trzy brązowe węże na Hippodromie, które stały mocno przez 1500 lat, złamały się razem przy swych szyjach i spadły na ziemie; nie ma żadnej możliwości, że zostały uderzone i zniszczone, ponieważ w owym czasie nie było nikogo w pobliżu.
      Wracając jednak do samego niezwykłego zabytku, tureccy konserwatorzy zapowiadają, że prace powinni zakończyć w ciągu miesiąca. Chcą naprawić pęknięcia na kolumnie, wyczyścić ją i poprawić jej otoczenie. Kolumna Wężowa to najważniejszy w Stambule zabytek z brązu, mówi główna architekt Irem Bülbül z Dyrektoriatu Zasobów Kulturowych i przypomina, że jedna z odłamanych głów została znaleziona podczas wykopalisk archeologicznych w XIX wieku i obecnie znajduje się w miejskim Muzeum Archeologicznym.
      Kolumna znajduje się poniżej poziomu obecnego placu Sultanahmet. Stoi ona na oryginalnym podłożu hippodromu. Prace konserwatorskie rozpoczną się od oczyszczenia i odsłonięcia podłoża, otoczenia i poprawienia zabezpieczającego kolumnę płotu. Następnie specjaliści zajmą się samą kolumną, zabezpieczą ją przed korozją i postarają się zachować oryginalną patynę.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Rozpoczęto prace restauratorskie przy 8 zabytkowych kaplicach Dróżki Matki Boskiej wokół Sanktuarium pasyjno-maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej. Remontowane są także 3 drewniane budynki, które znajdują się tuż przy Sanktuarium. Prace mają potrwać do końca przyszłego roku.
      Konserwacji zostały poddane kaplice pogrzebu Matki Bożej oraz stacje wniebowzięcia NMP. "Konserwatorzy restaurują budynki, w tym drewniane i kamienne elementy wystroju wnętrz, historyczne obrazy i figury. Remontowane są też trzy budynki drewniane, znajdujące się tuż przy sanktuarium. Po zakończeniu prac zaadaptowane one zostaną na cele edukacyjne i wystawiennicze" – powiedział cytowany przez PAP rzecznik sanktuarium, o. Tarsycjusz Bukowski.
      Projekt prowadzony jest we współpracy z norweską organizacją opiekującą się m.in. kościołem klepkowym z Umes, jednym z najstarszych tego typu kościołów w Norwegii. Benedyktyni nie od dzisiaj z nią współpracują. Wymieniają z Norwegami doświadczenia, wspólnie szkolą przewodników i animatorów, organizują kursy dotyczące ochrony dziedzictwa kulturowego.
      Remont kapliczek pochłonie 2,6 miliona euro, z czego sanktuarium w Kalwarii wyłożyło niemal 391 tysięcy, a reszta pochodzi z Mechanizmu Finansowego EOG oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
      Historia Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej sięga 1600 roku, kiedy to wojewoda krakowski Mikołaj Zebrzydowski ufundował na wzniesieniu Żar kościółek. Dwa lata później wojewoda przekazał część terenów pod budowę klasztoru benedyktynów. Klasztor wzniesiono w latach 1604–1609. Sanktuarium przez wieki było rozbudowywane. W 1979 roku Jan Paweł II nadał kościołowi głównemu tytuł bazyliki mniejszej.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...