Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Za autoportret Fridy Kahlo uzyskano niemal 35 mln dol. To najdroższe dzieło twórcy latynoamerykańskiego

Rekomendowane odpowiedzi

Przed paroma dniami autoportret "Diego i ja" (Diego y yo) Fridy Kahlo z 1949 r. został zlicytowany przez dom aukcyjny Sotheby's za rekordową kwotę 34,9 mln dol. Specjaliści podkreślają, że tym samym stał się najdroższym dziełem twórcy latynoamerykańskiego. Poprzedni rekord należał do obrazu "The Rivals" Diega Rivery, dzieła zamówionego przez Abby Aldrich Rockefeller; w 2018 r. dom aukcyjny Christie's uzyskał za nie 9,8 mln dol. Warto dodać, że poprzedni rekord aukcyjny Kahlo wynosił 8 mln dol. - w 2016 r. za taką kwotę zlicytowano jej "Dos desnudos en un bosque" z 1939 r.

W aukcji "Diego y yo" wzięły udział tylko 2 osoby. Ostatecznie obraz kupił Eduardo F. Costantini, założyciel Museo de Arte Latinoamericano de Buenos Aires (MALBA).

Obraz "Diego i ja" jest ostatnim autoportretem Fridy z lat 40. i stanowi wyraz bezwarunkowej miłości i wsparcia dla męża - Diega. Malarka przez całą karierę tworzyła autoportrety popiersiowe, a najdoskonalsze przykłady tego rodzaju dzieł powstały właśnie w latach 40.

Na obrazie widać Fridę z postacią Rivery na czole; trzecie oko Diega miało symbolizować stopień, do jakiego zajmował świadomość żony. Dzieło nawiązuje do jego romansu z aktorką Maríą Félix. Związek ten był przedmiotem licznych plotek i choć publicznie Kahlo z tego żartowała, będąc przyjaciółką Félix, tak naprawdę czuła się głęboko zraniona.

Zwykle na obrazach Frida miała upięte włosy. Tu są rozpuszczone i niemal ją duszą. Policzki artystki pokrywa rumieniec, a po twarzy płyną łzy.

Frida namalowała "Diego y yo" w czerwcu 1949 r.  Stworzyła go dla chicagowskiej pisarki i krytyczki Florence Arquin i jej męża Sama Williamsa (na odwrocie znajduje się dedykacja "Z miłością dla Florence i Sama. Meksyk, czerwiec 1949"; para Florence y Sam con el cariño de Frida. Mexico, Junio de 1949).

Malując "Diego i ja", Frida była w pełni świadoma, że choć osiągnęła całkowitą autonomię twórczą, stan jej zdrowia się pogarsza. Krótko po ukończeniu autoportretu niemal na rok trafiła do British American Hospital.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Już za 2 tygodnie na aukcji w Nowym Jorku można będzie kupić zachowany fragment oryginalnego rękopisu „Myszy i ludzi” Steinbecka. Fragment, bo wydarzyła się mała tragedia, pisał Steinbeck 26 maja 1936 roku do swojego wydawcy. Mój szczeniak, pozostawiony bez opieki na noc, zrobił konfetti z około połowy książki. Muszę powtórzyć dwa miesiące pracy, co mnie opóźni. Nie mam innej kopii.
      Autor wspomina, że bardzo się zdenerwował na psa, jednak przyznaje, że zwierzę mogło podejść krytycznie do jego pracy. Wspomniał, że dał psu kilka klapsów packą na muchy. Mimo wszystko podszedł do wydarzenia z humorem. Nie jestem pewien, czy Toby nie wiedział, co robi, gdy zjadł pierwotny rękopis. Awansowałem go na podpułkownika odpowiedzialnego za literaturę, stwierdził.
      Organizatorzy aukcji sądzą, że za niewielki kawałek papieru, o wymiarach 63x50 milimetrów uzyskają 2 do 3 tysięcy dolarów. Zachowany fragment to początek sceny z martwą myszą z pierwszego rozdziału powieści.
      Na tej samej aukcji wystawiona zostanie też korespondencja Steinbecka z rodziną oraz miecz z kutego żelaza, który pisarz podarował swojej siostrze Mary. I to właśnie rodzina Mary Steinbeck Dekker sprzedaje pamiątki po pisarzu. Wartość wystawionych przedmiotów waha się od 250 do 350 tysięcy dolarów. Można będzie też kupić oryginał napisanej na maszynie pierwszej powieści Steinbecka „Złota czara”. Jest on wyceniany na 100 do 150 tysięcy USD.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pochodzący z Krymu rzadki złoty grecki stater przedstawiający głowę satyra osiągnął najwyższą cenę, jaką kiedykolwiek uzyskano za starożytną monetę. Zabytek w przeszłości znajdował się w zbiorach Ermitażu, wraz z innymi dziełami sztuki został sprzedany w latach 30. XX wieku, by zapełnić pustki w skarbie ZSRR. W ubiegłym tygodniu trafił na aukcję zorganizowaną w Zurychu przez firmę Numismatica Ars Classica.
      Z jednej strony monety przedstawiono głowę satyra, na drugiej zaś gryfa trzymającego w pysku włócznię. Tym, co czyni monetę tak cenną, jest sposób przedstawienia satyra. Zwykle postaci te przedstawiano na monetach z profilu. Tutaj zaś głowa jest lekko obrócona, widzimy 3/4 twarzy. Specjaliści uważają, że to zaledwie jedna z trzech zachowanych monet z takim przedstawieniem satyra i jedyna, która nie znajduje się w zbiorach muzealnych. Dlatego też anonimowy nabywca zdecydował się zapłacić za monetę – wraz ze wszystkimi wymaganymi opłatami – 5,9 miliona dolarów.
      Stater został wybity w IV wieku p.n.e. w greckim mieście Pantikapajon na Krymie, w pobliżu dzisiejszego Kerczu. W VI wieku mieszkańcy Miletu założyli tam kolonię, która szybko się bogaciła. Po 480 roku przed Chrystusem greckie miejscowości położone po obu stronach Bosporu Kimeryjskiego (Cieśnina Kerczeńska) zjednoczyły się tworząc Królestwo Bosporańskie, a jego stolicą został Pantikapajon. Przedstawiony na monecie satyr może być nawiązaniem do Satyrosa I, który rządził Królestwem w latach 432–389 p.n.e. Gryf z kolei to mityczny strażnik złóż złota znajdujących się w górach Scytii.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W zeszłym tygodniu dom aukcyjny Phillips sprzedał za 6,2 mln dol. platynowy zegarek na rękę marki Patek-Philippe, który należał kiedyś do ostatniego cesarza Chin - Puyi. Uzyskana kwota znacznie przewyższała przedaukcyjne szacunki rzędu 3 mln dol.
      To jeden z ośmiu znanych zegarków Patek-Philippe Reference 96 Quantieme Lune (część wyprodukowano z platyny, a część ze złota). Puyi zabrał go ze sobą do obozu w Chabarowsku i w 1950 r. podarował na pożegnanie rosyjskiemu tłumaczowi Georgijowi Permiakowowi.
      Przed aukcją The Imperial Patek Philippe Sale we współpracy ze specjalistami dom aukcyjny Phillips przez 3 lata weryfikował autentyczność i historię zegarka. Jednym z ekspertów był Russell Working, niezależny dziennikarz z okolic Chicago, który w 2001 r. przeprowadził w Chabarowsku wywiad z 83-letnim wówczas Permiakowem. Dziennikarz, wraz z żoną Nonną, zbierał wówczas materiały do artykułu na temat procesu sądowego przeciwko naukowcom, którzy w okupowanych przez Japonię Chinach prowadzili badania nad bronią biologiczną. Permiakow, który biegle znał 6 języków, był tłumaczem na odbywającej się w Chabarowsku rozprawie. W pewnym momencie mężczyzna powiedział coś zupełnie niespodziewanego. Stwierdził, że był również tłumaczem ostatniego cesarza Chin. Ujawnił, że został jego bliskim przyjacielem. Na dowód wyjął z szuflady biurka czerwony papierowy wachlarz z odręcznym napisem po chińsku, notatnik i zegarek.
      Tłumacz zmarł kilka dni po spotkaniu z dziennikarzem. Jego spadkobiercy sprzedali zegarek i inne przedmioty nieznanemu kupcowi. Ostatecznie wszystkie te rzeczy trafiły do Phillips Auctioneers; natknąwszy się na artykuł o Permiakowie z South China Morning Post, przedstawiciele firmy skontaktowali się z Workingiem.
      W wypowiedzi dla Stefana Esposito z Chicago Sun-Times Working zaznaczył: Przekazując zegarek, nie dało się nic uzyskać. [Puyi] wiedział, że w najbliższych godzinach opuści ZSRR. Było jasne, że [podarunek] stanowi gest przyjaźni.
      Aurel Bacs, starszy konsultant w dziale zegarków Phillipsa, ujawnił, że w ramach badań zespół odkrył, że w czasie uwięzienia Puyi poprosił służącego Li Guoxionga (zwanego Wielkim Li), by zeskrobał farbę z tarczy, żeby sprawdzić, czy podobnie jak koperta jest ona wykonana z platyny. Ślady tych działań są nadal widoczne. Ta drobna niedoskonałość stanowi kolejną warstwę historyczną, dlatego odnowienie zegarka byłoby czymś niewłaściwym - uważa Bacs.
      Podczas 3-letnich analiz ekipa zastanawiała się, czemu ktoś zmodyfikował tarczę. Czy chodziło o utworzenie symboli yin i yang? W rozwiązaniu zagadki pomógł były pracownik muzeum i pisarz, który przeprowadzał wywiady z osobami z najbliższego otoczenia Puyi. W 1982 r. w rozmowie z Wangiem Wenfengiem Guoxiong zdradził, że podczas 5 lat spędzonych w ZSSR Puyi często się nudził. Pewnego dnia poprosił służącego, by usunął farbę z tarczy. Gdy w pewnym momencie zauważył, że wykonano ją z brązu, nie chciał, by poddawać czasomierz dalszym modyfikacjom. Stąd charakterystyczny wzór...
      Thomas Perazzi, szef działu zegarków w Phillips Asia, powiedział agencji Reutera, że Patek-Philippe Reference 96 Quantieme Lune Puyi to najdrożej sprzedany cesarski zegarek w historii. W 2017 r. należący do Hajle Syllasje I, ostatniego cesarza Etiopii, czasomierz marki Patek-Philippe został sprzedany przez dom aukcyjny Christie's za 2,9 mln dol. Również w 2017 r. wysadzany diamentami Rolex Bảo Đại, ostatniego cesarza Wietnamu, osiągnął zaś na aukcji Phillipsa cenę 5 mln dol.
      Ostatni cesarz Chin, P'u-i, urodził się w 1906 roku. Na tron wstąpił już w 1908 roku, po śmierci swojego wuja, cesarza Gaungxu. Jego panowanie nie trwało długo. Już 12 lutego 1912 roku został obalony w wyniku nacjonalistycznej rewolucji demokratycznej. Cesarzowi pozwolono mieszkać w pałacu. Wybrał dla siebie imię Henry i od tej pory znany był na Zachodzie jako Henry Puyi. Kilkanaście lat później, w 1924 roku, Henry w tajemnicy opuścił Pekin i przeniósł się do znajdującej się pod kontrolą Japończyków części miasta Tiencin. Japonia była jednym z państw, którym Chiny przekazały kontrolę nad częścią Tiencin. W marcu 1932 roku Henry Puyi został ogłoszony przez Japończyków prezydentem, a w 1934 cesarzem Mandżukuo, marionetkowego państwa utworzonego przez Japonię na okupowanych terytoriach Mandżurii. Po upadku Mandżukuo w 1945 roku cesarz dostał się do radzieckiej niewoli i w 1950 roku został przekazany Chinom, gdzie był sądzony jako zbrodniarz wojenny. Ułaskawiono go w 1959 roku. Podjął pracę w warsztacie naprawczym ogrodu botanicznego, a następnie został badaczem w instytucie literatury i historii. Zmarł w 1967 roku.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W prywatnej kolekcji w Wielkiej Brytanii odkryto jakiś czas temu nieznaną parę portretów pędzla Rembrandta. Obrazy przedstawiają osoby z jego najbliższego kręgu. Mają zostać sprzedane na początku lipca przez dom aukcyjny Christie's. Szacuje się, że cena może sięgnąć 5-8 mln funtów (6,25-10 mln dol.).
      Dzieła są sygnowane i datowane na 1635 r.  Przedstawiają mieszkańców Lejdy - hydraulika Jana Willemsz. van der Pluyma (ok. 1565-1644) i jego żonę Jaapgen Carels (1565-1640). Majętni mieszczanie byli powiązani z rodziną Rembrandta przez małżeństwo syna.
      W 1635 r., gdy powstały portrety, van der Pluymowie kupili ogród położony obok ogrodu matki Rembrandta.
      Należeli do bardzo bliskiego otoczenia mistrza. Opisywane portrety możemy [więc] postrzegać raczej jako osobiste dokumenty niż formalne zamówienia - powiedział Washington Post Henry Pettifer, ekspert od dawnych mistrzów domu aukcyjnego Christie's.
      Niesamowite jest to, że obrazy te były zupełnie nieznane. Nie wspominano o nich w XIX-XX-w. literaturze nt. Rembrandta - dodał specjalista w wywiadzie dla CNN-u. Ich niewielkie rozmiary, a także intymna natura sugerują, że uwiecznionych ludzi łączyła z malarzem bliska relacja. Sądzę, że to najmniejsze znane nam portrety pędzla Rembrandta [mierzą 19,9x16,5 cm].
      Jak podkreślono w komunikacie domu aukcyjnego, portrety pozostawały w rodzinie modeli do 1760 r.; po śmierci ich praprawnuka Martena ten Hove (1683-1759) zostały sprzedane na aukcji w Amsterdamie. Trafiły do Warszawy, do kolekcji hrabiego Wincentego Potockiego. Później w ich posiadanie weszli kolejno baron d'Ivry i pierwszy baron Glenlyon James Murray. Ten ostatni wystawił obrazy na sprzedaż w Christie's (aukcja odbyła się 18 czerwca 1824 r., a wizerunki opatrzono następującym opisem: „Rembrandt – wyjątkowo porywający, z pięknymi barwami”). Od tej pory dzieła przez niemal 200 lat należały do tej samej brytyjskiej rodziny.
      Pettifer wyjaśnił mediom, że odkryto je przypadkowo parę lat temu, podczas rutynowej oceny wyposażenia domu. Ekspert przyjrzał się zbiorom rodzinnym podczas pandemii. Ujawnił, że choć właścicielom obrazy się podobały, nie byli pewni, czy to Rembrandt i nigdy się tym specjalnie nie interesowali. Później autentyczność portretów potwierdzili specjaliści z Rijksmuseum. Przed aukcją będzie je można zobaczyć w Nowym Jorku, Amsterdamie i oczywiście Londynie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas oględzin obrazu Paula Cézanne'a  „Martwa natura z chlebem i jajkami” Serena Urry, konserwatorka z Cincinnati Art Museum, zauważyła dziwne pęknięcia. Dzięki swojemu wieloletniemu doświadczeniu nabrała podejrzeń, że dzieło może skrywać jakieś tajemnice.
      Występowanie drobnych pęknięć w obrazie z 1865 r. nie jest niczym dziwnym, ale w tym przypadku skupiały się one w 2 obszarach. Widać też było białe przebłyski.
      Urry poprosiła lokalną firmę medyczną o dostarczenie do muzeum mobilnego aparatu rentgenowskiego. Technik wykonał kilka zdjęć. Później konserwatorka połączyła je w całość za pomocą Photoshopa. Zastanawiając się, co mogą przedstawiać uwidocznione plamy bieli, obróciła obraz o 90 stopni. Ujrzała wtedy wizerunek mężczyzny. Zespół z Cincinnati Art Museum uważa, że to autoportret samego Cézanne'a.
      Sądzę, że wszyscy są przekonani, że to autoportret; wskazuje na to ustawienie modela: uwieczniona osoba [co prawda] spogląda na nas, ale jej ciało jest obrócone. Gdybyśmy mieli do czynienia z portretem, mężczyzna stałby przodem do odbiorcy - tłumaczyła Urry dziennikarzowi CNN-u Oscarowi Hollandowi.
      Cézanne stworzył sporo autoportretów; niemal wszystkie ukończył jednak po latach 60. XIX w., poza tym przeważnie były one wykonane ołówkiem.
      Artysta namalował „Martwą naturę z chlebem i jajkami” w wieku 26 lat. Jak podkreślono w komunikacie Cincinnati Art Museum, był wtedy zafascynowany hiszpańskim malarstwem barokowym i realizmem Gustave'a Courbeta.
      W połowie lat 60. XIX w. Cézanne rozwijał nową technikę malarską, często używając szpachelki. Kwestia, czy ukryty autoportret był nieudanym eksperymentem, czy po prostu Francuz ponownie wykorzystywał stare płótna, nadal pozostaje zagadką. Możliwe również, że w przypływie weny Cézanne natychmiast potrzebował płótna do malowania i sięgnął po to, co miał pod ręką; widać bowiem, że przed przystąpieniem do pracy nie usunął farby.
      W najbliższym czasie chcemy przeprowadzić więcej badań obrazowych i analiz obrazu, a także przyjrzeć się kwestiom związanym z modelem, najlepiej we współpracy z instytucjami dysponującymi zapleczem technicznym i wiodącymi ekspertami od Cézanne'a - podkreśla dr Peter Jonathan Bell, kurator działu malarstwa, rysunku i rzeźby europejskiej. Efektem tych prac będzie publikacja i być może wystawa - dodaje.
      Specjaliści z muzeum chcieliby się dowiedzieć, jakich kolorów używał Cézanne oraz w jakim stopniu ukończony był portret. Dzięki obrazowaniu wielospektralnemu będzie można przeanalizować pociągnięcia pędzlem, a za pomocą rentgenowskiej spektroskopii fluorescencyjnej, która pozwala na jakościową i ilościową analizę składu pierwiastkowego próbki, ustalić, jakimi pigmentami posłużył się malarz. Jeśli uda się zdobyć dostęp do innej aparatury, zakres badań będzie, oczywiście, większy.
      Urry dokonała odkrycia w maju, ale poinformowano o tym dopiero w grudniu. Obraz poddano zabiegom konserwatorskim. „Martwa natura z chlebem i jajkami” znajduje się w Cincinnati Art Museum od 1955 r.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...