Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Nasiona lepsze od oleju w zapobieganiu chorobom dietozależnym

Rekomendowane odpowiedzi

Spożywanie nasion niektórych roślin np. konopi czy ostropestu – zamiast pozyskanego z nich oleju – jest korzystniejsze w łagodzeniu zaburzeń związanych z otyłością – wynika z badań naukowców z Instytutu Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN w Olsztynie.

Po raz kolejny potwierdza się, że im bardziej przetworzona jest żywność, tym mniejsze korzyści dla organizmu płyną z jej spożywania.

Wielonienasycone kwasy tłuszczowe (WNKT) są uważane za jedne z ważniejszych składników żywności, jeśli chodzi o jej wartość odżywczą i prozdrowotną. Obecność WNKT w codziennej diecie jest jednak zazwyczaj niewystarczająca i często łączy się także ze spożywaniem ich w nieprawidłowej proporcji – przypomniał w rozmowie z PAP dr hab. Adam Jurgoński, prof. Instytutu Rozrodu Zwierząt i Badań Żywności PAN w Olsztynie.

Jednymi z głównych źródeł tych kwasów tłuszczowych są oleje. Na skalę przemysłową pozyskuje się je z nasion roślin oleistych, takich jak rzepak czy słonecznik. Ostatnio wzrasta jednak zainteresowanie nasionami innych, mniej popularnych roślin. Ich oleje, bogate w te kwasy, pozyskuje się podczas tłoczenia na zimno. Właśnie nasiona takich roślin – konopi siewnych, maku lekarskiego, ostropestu plamistego, lnu zwyczajnego oraz lnicznika siewnego – przebadał zespół prof. Jurgońskiego.

Naukowiec zwrócił uwagę, że nie do końca znany jest wpływ mniej popularnych olejów na zdrowie, a także samych nasion, z których się je wytłacza. Zaś stopień, w jakim frakcja olejowa bogata w WNKT odpowiada za ich korzystne właściwości, jest kwestią zasadniczo nierozstrzygniętą – zauważył. Jak podkreślił, wiedzę tę warto rozszerzać, gdyż nasiona bogate w WNKT zawierają także zazwyczaj znaczne ilości białka i błonnika czy inne związki chemiczne, biologicznie aktywne i specyficzne dla danej rośliny. To wszystko może różnie wpływać na zdrowie człowieka.

Zespół prof. Jurgońskiego przeprowadził badania prozdrowotnych właściwości nasion wybranych roślin oleistych. Najważniejszym zadaniem naukowców było ustalenie roli frakcji olejowej nasion w ograniczaniu zaburzeń metabolicznych charakterystycznych dla otyłości i powiązanych z nią chorób dietozależnych, w tym zaburzeń w funkcjonowaniu jelita grubego, stresu oksydacyjnego oraz zaburzeń w gospodarce lipidowej organizmu.

Wykazaliśmy stosunkowo wysoką wartość odżywczą białka nasion konopi i maku, zbliżoną do wartości odżywczej białka sojowego. Na zwierzęcych modelach badawczych zaobserwowaliśmy dodatkowo, że regularne spożywanie nasion niektórych roślin (konopi, lnu, ostropestu, lnicznika) może być korzystne dla zdrowia w stopniu zależnym od ich ilości, rodzaju stosowanej diety i/lub uwarunkowań genetycznych – wskazał.

Badania przede wszystkim pokazały, że włączenie do diety nasion niektórych roślin – konopi, ostropestu, lnicznika – łagodzi zaburzenia metaboliczne związane z otyłością znacznie skuteczniej, niż włączenie do diety samego oleju z tych nasion – relacjonował badacz. Powiedział też, że WNKT i inne, towarzyszące im związki rozpuszczalne w tłuszczach, są jedynie częściowo odpowiedzialne za prozdrowotne właściwości nasion roślin oleistych.

W swoich badaniach naukowcy wykazali również, że suplementacja diety nawet niewielką ilością nasion niektórych roślin (konopi i lnu) może łagodzić zaburzenia metaboliczne charakterystyczne dla otyłości. W przypadku człowieka o masie 75 kg wystarczy dzienna dawka ok. 5,5 łyżki stołowej. Taka suplementacja może usprawniać funkcjonowanie jelita grubego, w tym wzmagać procesy fermentacyjne niezbędne do jego prawidłowego funkcjonowania, oraz poprawiać status przeciwutleniający i metabolizm lipidów w organizmie, w tym profil lipidowy krwi – wskazał naukowiec.

Powołując się na nowe wyniki zasugerował, że częściowo odtłuszczone nasiona konopi i lnu można by wykorzystać w zapobieganiu niektórym zaburzeniom metabolicznym związanym z otyłością, szczególnie – zaburzeniom w obrębie przewodu pokarmowego oraz statusu przeciwutleniającego organizmu.

Nasze wyniki wskazują również, że nasiona niektórych roślin oleistych, poza dużą zawartością WNKT, charakteryzują się także obecnością innych składników biologicznie aktywnych, które mają decydujący wpływ na prozdrowotny charakter tych nasion, co może doprowadzić w przyszłości do izolacji i/lub identyfikacji nowych związków o charakterze terapeutycznym – ocenił.

Nowe wyniki mogą zainteresować konsumentów i producentów żywności, którzy poszukują alternatywnych źródeł WNKT, zarazem będących źródłem wysokowartościowego białka roślinnego i błonnika. Mogą też stanowić podstawę do opracowania nowych suplementów diety, tworzonych na bazie form odtłuszczonych badanych nasion, dostępnych jako produkt uboczny przemysłu olejarskiego – podsumował prof. Jurgoński. Zasugerował potencjalne zastosowania: w profilaktyce i leczeniu zaburzeń związanych z otyłością i powiązanych z nią chorób dietozależnych.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
13 godzin temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

W swoich badaniach naukowcy wykazali również, że suplementacja diety nawet niewielką ilością nasion niektórych roślin (konopi i lnu) może łagodzić zaburzenia metaboliczne charakterystyczne dla otyłości. W przypadku człowieka o masie 75 kg wystarczy dzienna dawka ok. 5,5 łyżki stołowej. Taka suplementacja może usprawniać funkcjonowanie jelita grubego, w tym wzmagać procesy fermentacyjne niezbędne do jego prawidłowego funkcjonowania, oraz poprawiać status przeciwutleniający i metabolizm lipidów w organizmie, w tym profil lipidowy krwi

Pięć i pół łyżki stołowej... gdyby tylko istniał sposób na określenie masy niezależnie od wielkości łyżki i gęstości nasypowej. Czy ziarna były kruszone przed zjedzeniem? Żute? Aktualnie, z tego co przeczytałem, narzuca się obraz mechanicznego czyszczenia przewodu pokarmowego. Kto jadł makowiec ten wie. Niestety nie zdołałem dotrzeć do źródłowej publikacji i mogę tylko zgadywać metodologię i cyferki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sir David Attenborough przekazał Królewskim Ogrodom Botanicznym w Kew (RBG Kew) 31 nasion cennej rośliny - perełkowca Sophora toromiro z Wyspy Wielkanocnej. Wcześniej podarowała mu je dr Sonia Haoa Cardinalli, archeolożka z Rapa Nui. S. toromiro należy do rodziny bobowatych. Jest endemitem z Wyspy Wielkanocnej. Ma charakterystyczne różowo zabarwione drewno, które niegdyś wykorzystywano w rzeźbach. Obecnie roślinę uznaje się za gatunek wymarły na wolności (ang. extinct in the wild, EW).
      Roślina wyginęła w wyniku działalności człowieka: wskutek wycinki oraz wprowadzenia na wyspę zwierząt hodowlanych w XVIII i XIX wieku. W stanie dzikim istniała do lat 60. XX wieku. Słynny Thor Heyerdahl, który odwiedził Rapa Nui w latach 50. XX wieku, zauważył tam tylko jednego perełkowca. Zebrał jego nasiona, które z czasem trafiły do Ogrodu Botanicznego w Göteborgu. Później w ogrodzie botanicznym w Menton na południu Francji udało się dzięki nim wyhodować nowe okazy.
      Już pierwsi Europejczycy, którzy dotarli na Wyspę Wielkanocną, zwrócili uwagę, że niemal nie ma na niej większych drzew. Pierwsze naukowe próbki S. toromiro zostały zebrane w 1774 roku podczas podróży Cooka. Z ówczesnych zapisków dowiadujemy się, że na otwartej przestrzeni można spotkać z rzadka porozrzucane zgrupowania tej rośliny. W 1880 roku, już po wprowadzeniu zwierząt hodowlanych, odnotowano obecność martwych roślin z poobgryzaną przez owce korą, a XIX-wieczni turyści informowali, że S. toromiro uprawiana jest jeszcze w ogrodach. Pod koniec XIX wieku, w wyniku epidemii ospy oraz najazdów łowców niewolników, doszło do załamania struktury społecznej na wyspie i znacznego spadku jej populacji. Perełkowiec przestał być ozdobą ogrodów. Ostatnie drzewo w stanie dzikim rosło w kraterze Rano Kao, gdzie skały uniemożliwiały dostęp zwierzętom hodowlanym. Jak zanotował jeden z naukowców, drzewo było obserwowane przez krajowców, którzy z niecierpliwością czekali, aż będzie na tyle duże, by można je było ściąć na rzeźby. Padło ono pod ciosami siekier w 1960 roku.
      Na początku XX wieku w Europie rosły S. toromiro. Wiemy, że w latach 1919–1920 gatunek ten uprawiano w Ogrodzie Botanicznym w Göteborgu; wykorzystano nasiona zebrane przez Carla Skottsberga. Z kolei w latach 20. XX wieku RBG Kew posiadało w swojej kolekcji drzewa z roślin przekazanych przez Catherine Routledge. Z czasem jednak europejskie kolekcje S. toromiro zostały utracone. Te, które obecnie istnieją na Starym Kontynencie, pochodzą z nasion zebranych przez Thora Heyerdahla w kraterze Rano Kao. W 1959 roku udało się z nich wykiełkować cztery rośliny, które zapoczątkowały europejskie kolekcje. Z czasem okazało się, że S. toromiro znajdują się też w ogrodach botanicznych w Nowej Zelandii, Australii i Chile. Najwcześniejsze próby reintrodukcji podjęto w roku 1965. Wszystkie jednak spaliły na panewce.
      Obecnie zasoby S. toromiro charakteryzuje przede wszystkim brak informacji o pochodzeniu roślin. W większości światowych zbiorów znajdują się pojedyncze rośliny. Na świecie S. toromiro uprawia się obecnie w 13 miejscach, z czego jedynie w 4 – 1 w Niemczech, 2 w Chile i 1 w Australii – istnieje więcej niż 10 roślin. Prawdopodobnie jedynie uprawa z Australii pochodzi od więcej niż 1 rośliny założycielskiej.
      Mimo że roślina została wytępiona, wciąż istnieje nadzieja na odrodzenie gatunku. Jak wspominaliśmy, perełkowce występują w ogrodach botanicznych na całym świecie. W Kew Gardens można oglądać ich hybrydy. Przeprowadzono też częściowo udane próby reintrodukcji, dzięki czemu na Rapa Nui rośnie nieco perełkowców. Kilka z nich znajdziemy w ogrodzie doktor Haoa Cardinalli.
      Przekazanie nasion RBG Kew nie było prostym procesem. Najpierw musiały uzyskać odpowiedni certyfikat fitosanitarny, poświadczający, że są wolne od chorób i pasożytów. Pozwalał on na wwiezienie ich na teren Wielkiej Brytanii. Konieczna też była zgoda wyrażona przez szefową Wydziału Zdrowia Roślin i Kwarantanny Królewskich Ogrodów Botanicznych Joanny Bates. Przenoszenie materiału roślinnego z ogrodu i do niego jest bowiem ściśle monitorowane.
      Teraz ogrodnicy z Kew wykiełkują część nasion, a następnie zasadzą je w Temperate House (to największa na świecie zachowana wiktoriańska szklarnia). Niektóre z nasion prawdopodobnie trafią do Millenium Seed Bank w Wakehurst, gdzie zostaną poddane procesom konserwacji i będą przechowywane w podziemnych sejfach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nieodpowiednia dieta była przyczyną 14,1 milionów zachorowań na cukrzycę typu 2. w 2018 roku, informują naukowcy z Tufts University. Na podstawie stworzonego przez siebie modelu dotyczącego zwyczajów dietetycznych mieszkańców 184 krajów, uczeni uznali, że złe odżywianie się odpowiada za 70% nowych przypadków cukrzycy typu 2. Badania, w których uwzględniono dane z lat 1990–2018 zostały opublikowane na łamach Nature Medicine. Autorom badań udało się określić te zwyczaje żywieniowe, które w największym stopniu przyczyniają się do rozwoju cukrzycy.
      Uwzględnili w swoich badaniach 11 czynników powiązanych z dietą i stwierdzili, że 3 z nich odgrywają nieproporcjonalnie dużą rolę w rozwoju cukrzycy. Są nimi niedostateczne spożycie pełnego ziarna, zbyt duże spożycie oczyszczonego ryżu i pszenicy oraz zbyt duże spożycie przetworzonego mięsa. Mniejszy wpływ na rozwój choroby miało spożywanie zbyt dużych ilości soków owocowych, zbyt małych ilości warzyw zawierających niewiele skrobi oraz orzechów i nasion.
      Nasze badania sugerują, że zła jakość węglowodanów w diecie to główna przyczyna rozwoju cukrzycy typu 2., mówi profesor Dariush Mozaffarian, jeden z głównych autorów badań.
      Naukowcy zauważyli, że we wszystkich 184 badanych krajach doszło w latach 1990–2018 do wzrostu zachorowań na cukrzycę typu 2. Ma to niekorzystny wpływ na całe społeczeństwo, od osób chorych, poprzez ich rodziny, po systemy opieki zdrowotnej.
      Analiza wykazała też, że zła dieta jest częściej przyczyną zachorowań na cukrzycę wśród mężczyzn niż kobiet, wśród osób młodszych niż starszych i wśród mieszkańców miast niż wsi. Największy wzrost zachorowań notuje się w Europie Środkowej i Wschodniej oraz Azji Centralnej. Niechlubne rekordy dzierżą tutaj Polska i Rosja, gdzie dieta pełna jest czerwonego mięsa, mięsa przetworzonego oraz ziemniaków. To właśnie w tych krajach zanotowano największy odsetek przypadków cukrzycy typu 2. powiązanych z nieprawidłową dietą. Drugim obszarem częstych zachorowań jest Ameryka Łacińska i Karaiby, szczególnie Kolumbia i Meksyk. Tam za zachorowania odpowiadają głównie słodzone napoje, przetworzone mięso oraz niskie spożycie pełnych ziaren.
      Regionami, w których dieta ma mały wpływ na cukrzycę typu 2. są kraje Azji Południowej i Afryki Subsaharyjskiej, a z 30 najbardziej zaludnionych krajów świata najmniej przypadków cukrzycy powiązanej z dietą występuje w Indiach, Nigerii i Etiopii.
      Z innych ostatnio publikowanych analiz podobnego typu dowiadujemy się, że zła dieta odpowiada za 40% przypadków cukrzycy typu 2. Autorzy nowych badań mówią, że różnica wynika z faktu, iż w swojej analizie jako pierwsi uwzględnili rafinowane ziarna, a ponadto wykorzystali nowsze dane pochodzące m.in. z badań zwyczajów dietetycznych poszczególnych osób, a nie tylko z danych na temat produkcji rolnej w różnych krajach.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeden z mitów dietetycznych głosi, że osoby, które więcej jedzą wieczorami, są bardziej podatne na przybranie na wadze i mają mniejszą szansę na jej zrzucenie. Badania przeprowadzone przez profesorów Alexandrę Johnstone z University of Aberdeen i Jonathana Johnstona z University of Surrey dowodzą, że energia z pożywienia jest podobnie użytkowana, niezależnie od tego, jak w ciągu dnia rozłożymy sobie liczbę spożywanych kalorii. Innymi słowy, bez samego ograniczenia liczby spożywanych kalorii nie powinniśmy liczyć na schudnięcie.
      Analizy zwyczajów dotyczących odżywiania się wskazują, że wiele osób większość kalorii spożywanych w ciągu dnia przyjmuje wieczorem. Johnstone i Johnston opublikowali właśnie na łamach Cell Metabolism pierwsze brytyjskie badania, w ramach których porównano wpływ spożywania większości dziennej dawki kalorii w ramach śniadań z ich spożywaniem w ramach kolacji.
      W badaniach wzięło udział 30 ochotników. Wszyscy oni mieli nadwagę lub byli otyli, jednak poza tym byli zdrowi. Badani przez 10 tygodni żywili się wyłącznie tym, co dostarczali im naukowcy.
      Przez pierwszy tydzień ochotnicy spożywali dietę potrzebną do utrzymania wagi. Otrzymywali 1,5 raza więcej kalorii niż wynosiło ich zapotrzebowanie energetyczne w czasie odpoczynku. Liczbę tę ustalono indywidualnie dla każdego z badanych. To standardowa liczba kalorii potrzebna do podtrzymania codziennych czynności życiowych. Kalorie były równomiernie rozłożone pomiędzy trzema posiłkami dziennie.
      Przez kolejne 4 tygodnie uczestnicy badań byli podzieleni na 2 grupy. W jednej z nich znalazło się 14 osób, które 45% dziennej dawki kalorii zjadały na śniadanie, 35% na obiad i 20% na kolację. w grupie drugiej było 16 osób, które na śniadanie zjadały 20% dawki kalorii, na obiad otrzymywały 35%, a na kolację zjadały 45% kalorii. Tutaj każdy z badanych otrzymał tyle kalorii, ile potrzebował jego organizm w czasie odpoczynku. Z tłuszczu pochodziło 35% kalorii, 30% dostarczano z białek, a 35% z węglowodanów.
      Po czterech tygodniach obie grupy jadły tak, jak w pierwszym tygodniu, a następnie – na ostatnie 4 tygodnie – zamieniono im dietę, czyli osoby, które wcześniej były w grupie jedzącej duże śniadania, trafiły do grupy jedzącej duże kolacje.
      Po każdym z czterotygodniowych etapów – przypomnijmy, że w ich trakcie badani otrzymywali tylko tyle kalorii, ile wynosiło ich zapotrzebowanie w czasie spoczynku – uczestników badania ważono. Okazało się, że osoby, które jadły większe śniadania niż kolacje straciły średnio 3,33 kg, a osoby jedzące większe kolacje niż śniadania straciły średnio 3,38 kg.
      Mimo, że różny rozkład kalorii w ciągu dnia nie wpływał na utratę wagi, to naukowcy zauważyli inną istotną rzecz. Osoby, które jadły większe śniadania czuły się bardziej najedzone przez resztę dnia. Przez ostatnie trzy dni każdej z diet badanym kilkukrotnie w ciągu dnia dawano do wypełnienia ankietę, w której swój poziom głodu oceniali na skali od O do 100, gdzie 0 oznaczało w pełni najedzony. Badani, gdy jedli duże śniadanie oceniali średnio swój poziom głodu na 30, a podczas jedzenia dużych kolacji – na 33. Jedzenie dużych śniadań wiązało się też z mniejszą chęcią na sięgnięcie po coś do zjedzenia, niższym poziomem stymulującego apetyt hormonu greliny i wyższymi poziomami hormonów odpowiedzialnych za uczucie najedzenia.
      To ważne badania, gdyż obala przekonanie, że różny rozkład liczby kalorii w ciągu dnia prowadzi do różnic w wydatkowaniu energii. Zasadniczym elementem odchudzania się, jest kontrola apetytu. Nasze badania sugerują, że osoby jedzące więcej kalorii na śniadanie, czują się bardziej najedzone, niż gdy jedzą więcej kalorii na kolację – stwierdzają autorzy badań.
      Spożywanie większej liczby kalorii na śniadanie a nie na kolację, może być dobrą strategią jeśli chcemy stracić na wadze, ale nie dlatego, że organizm w inny sposób korzysta z energii, ale dlatego, że czujemy się mniej głodni, więc możemy rzadziej podjadać.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przed przybyciem wikingów niewielu mieszkańców Wysp Brytyjskich jadło duże ilości mięsa. Brak też dowodów, by anglosaskie elity spożywały go więcej, niż wieśniacy, stwierdzają autorzy najnowszych badań. Wszystko wskazuje na to, że władcy Wysp żywili się głównie dietą wegetariańską, chociaż od czasu do czasu wieśniacy urządzali dla nich wystawne mięsne uczty.
      Popularne wyobrażenia o władcach dawnych królestw znajdujących się na Wyspach Brytyjskich rysują nam obraz elity zasiadającej przy suto zastawionych stołach. Nawet historycy od dawna utrzymują, że w czasach anglosaskich członkowie rodów królewskich i inni szlachetnie urodzeni spożywali znacznie więcej mięsa niż reszta mieszkańców, a wolni chłopi musieli przez cały rok dostarczać im duże ilości pożywienia w ramach systemu podatkowego zwanego feorm.
      Na łamach pisma Anglo-Saxon England ukazały się właśnie artykuły pod wielce znaczącymi tytułami Food and Power in Early Medieval England: Rethinking Feorm i Food and Power in Early Medieval England: a lack of (isotopic) enrichment.
      Wszystko zaczęło się od wykładu ówczesnej doktorantki bioarcheologii Sam Leggett z University of Cambridge. Przeanalizowała ona sygnatury izotopów znalezione w kościach 2023 osób pochowanych w Anglii pomiędzy V a XI wiekiem. Następnie porównała te sygnatury z dowodami na status społeczny zmarłych, takimi jak dobra grobowe, pozycja ciała i orientacja grobu. Na podstawie swoich badań stwierdziła, że nie istnieje korelacja pomiędzy statusem społecznym, a dietą bogatą w białko. Prezentacja zaintrygowała historyka Toma Lamberta. Wiedział on bowiem, że wiele średniowiecznych tekstów oraz badań naukowych wskazuje, iż anglosaskie elity spożywały olbrzymie ilości mięsa.
      Lambert i Leggett rozpoczęli więc wspólny projekt badawczy, by dowiedzieć się, jak było naprawdę. Uczeni zaczęli od odczytania listy pożywienia skompilowanej za czasów króla Wesseksu, Ine (688–726). Był on jednym z największych władców przed Alfredem Wielkim. Jego dziełem jest m.in. pierwszy zbiór praw, który miał duży wpływ na kształtowanie się angielskiego społeczeństwa.
      Naukowcy dokładnie przeanalizowali listę, by dowiedzieć się, ile pożywienia na niej zapisano i jaka była jego wartość kaloryczna. Stwierdzili, że na liście znajduje się pożywienie o łącznej zawartości 1,24 miliona kalorii, z czego połowę stanowi białko zwierzęce. Wymieniono tam 300 bochenków chleba (o wadze 300 g każdy), więc naukowcy założyli, że każdy z uczestników uczty otrzymał 1 bochenek, zatem na liście znajduje się pożywienie dla 300 osób. Z przeliczenia wynikało, że każdy z gości mógł zjeść 0,7 kg baraniny, wołowiny i drobiu, niemal 0,4 kg łososia i węgorza. Podano też po ok. 150 gramów sera i masła, 200 gramów miodu oraz 2,1 litra piwa na głowę. W sumie każdy z gości spożył 4140 kcal. Następnie uczeni przeanalizowali 10 podobnych list z południa Anglii i zauważyli ten sam wzorzec: umiarkowana ilość pieczywa, duża ilość mięsa, dość sporo piwa oraz żadnych wzmianek o warzywach.
      Jednak, jak podkreślają uczeni, skala i proporcje tych dostaw wskazują, że było to pożywienie na okazjonalne, wielkie uczty, a nie zwykłe dostawy żywności dla domu królewskiego. Wbrew temu, co dotychczas sądzono, nie był to standardowy spis dostaw.
      Doktor Sam Leggett dodaje, że nie znalazła żadnych dowodów, by ci ludzie codziennie jedli tak duże ilości mięsa. Jeśli by tak było, to znaleźlibyśmy izotopowe dowody na nadmiar protein, a w kościach widoczne byłyby ślady schorzeń takich jak dna moczanowa. Niczego takiego nie stwierdziliśmy. Wręcz przeciwnie, wszystkie dowody wskazują na to, że w czasach anglosaskich codzienna dieta wszystkich warstw społecznych była do siebie bardziej podobna, niż nam się wydaje. Ludzie jedli głównie pieczywo, niewiele mięsa i sera, zupy jarzynowe z pełnymi ziarnami i niewielką ilością mięsa. Również dieta królów opierała się głównie na zbożach. I nawet dla nich okazją do zjedzenia większej ilości mięsa były uczty organizowane przy wyjątkowych okazjach. Musiały być to duże wydarzenia społeczne, podczas których na rożnach pieczono całe woły. We wschodniej Anglii znaleziono ślady takich palenisk. Jednak nie tylko królowie brali udział w tych bogatych biesiadach.
      Generalnie uważa się, że średniowieczne uczty były zarezerwowane dla elity. Jednak te listy pokazują, że w ucztach musiało uczestniczyć co najmniej 300 osób. A to oznacza, że brało w nich udział wielu chłopów. Uczty te miały olbrzymie znaczenie polityczne, wyjaśnia Lambert. Historyk zajął się też samym terminem feorm. Obecnie uważa się, że oznacza on rentę w naturze płaconą władcom przez wolnych chłopów. Renta ta, w ramach której chłopi dostarczali na dwór m.in. produkty rolne, miała być głównym źródłem pożywienia dworu królewskiego. Z czasem, gdy królestwa się rozrastały, przywilej pobierania takiej renty przyznawano lokalnym elitom, wzmacniając ich więź z dworem.
      Lambert zbadał znaczenie słowa feorm w różnych kontekstach i doszedł do wniosku, że wyraz ten odnosi się do uczty, a nie do formy podatku. To niezwykle ważne spostrzeżenie. Zapłata narzuconego z góry podatku nie wymaga bowiem osobistej obecności władcy czy feudała i nie ma związku z okazywaniem przez niego szacunku chłopom. Jednak feorm rozumiany jako wspólna uczta, zupełnie zmienia dynamikę relacji feudał-chłop. Mamy tutaj bowiem zarówno osobiste zaangażowanie władcy w relację z poddanym, jak i okazję do podziękowania poddanym za służbę. Wyobraźmy sobie władców podróżujących, by wziąć udział w wielkich ucztach organizowanych przez wolnych chłopów, ludzi posiadających własną ziemię, a czasem i niewolników. Można by to porównać do obiadów, jakie kandydaci na prezydenta USA wydają w czasie kampanii wyborczej. Miało to olbrzymie znaczenie polityczne, wyjaśnia Lambert.
      Taka zmiana rozumienia terminu feorm ma daleko idące znaczenie dla badań nad historią średniowiecza i całością historii politycznej Anglii. Rzuca bowiem nowe światło na kwestie związane z początkami rozwoju systemu monarchistycznego Anglii, polityki opierającej się na patronacie i własności ziemskiej, jest też ważnym elementem w dyskusji nad przyczynami zniknięcia klasy wolnych chłopów.
      Legett i Lambert czekają teraz na wyniki badań izotopowych z Winchester Mortuary Chests, gdzie prawdopodobnie spoczywają król Wesseksu Egbert (IX w.), Knut Wielki (XI w.) i inni anglosascy władcy.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Odpowiednia dieta może wydłużyć życie nawet o ponad dekadę, informują naukowcy z Uniwersytetu w Bergen. Uczeni przeanalizowali dane z Global Burden of Disease i stwierdzili np., że 20-letnia Amerykanka przechodząc z typowej zachodniej diety na optymalną, może wydłużyć życie o 10,7 lat, a jej rówieśnik o 13 lat. Z kolei 60-latka zyska średnio 8 lat, a 60-latek może wydłużyć życie o 8,8 lat. Norwegowie udostępnili też kalkulator pokazujący, jak poszczególne zmiany diety wpłyną na przewidywaną długość życia.
      Global Burden of Disease to olbrzymia baza danych tworzona i aktualizowana od ponad 30 lat. Pracuje nad nią niemal 4000 naukowców. Baza zawiera informacje z 204 krajów i terytoriów dotyczące 369 rodzajów chorób i urazów oraz 87 czynników ryzyka.
      Dieta to jeden z najważniejszych czynników wpływających na nasze zdrowie. Szacuje się, że nieodpowiednia dieta zabija rocznie około 11 milionów osób, a globalny wskaźnik DALY (lata życia skorygowane niesprawnością), który wyraża lata życia utracone w wyniku przedwczesnej śmierci lub uszczerbku na zdrowiu, wynosi 255 milionów (utraconych lat życia na rok).
      Wraz z rosnącą świadomością dotyczącą wpływu pożywienia na zdrowie i jakość życia, rośnie też zainteresowanie środowisk naukowych tym tematem. Od 2017 roku na całym świecie ukazało się około 250 000 artykułów naukowych, których tematyka była powiązana z żywieniem. Wykonano kilkanaście metaanaliz uwzględniających dane naukowe, a dotyczące wpływu różnych grup żywności na zdrowie.
      Norwescy naukowcy opracowali własną metodologię, na podstawie której połączyli dane z artykułów naukowych oraz Global Burden of Disease i przeprowadzili metaanalizę dostępnych informacji. Wzięli pod uwagę spodziewaną długość życia i dodali do tego czynnika element zmiany diety, który może mieć pozytywny bądź negatywny wpływ na długość życia. Za punkt wyjścia przyjęli typową dietę zachodnią, którą odtworzyli na podstawie danych dotyczących diety w USA i Europie. Zbadali w ten sposób korzyści, jakie możemy odnieść, zmieniając nasze przyzwyczajenia dietetyczne dla różnych grup pokarmów.
      Z analiz wynika, że największe korzyści odniesiemy jedząc więcej roślin strączkowych, pełnych ziaren zbóż i orzechów oraz ograniczając spożycie czerwonego mięsa oraz mięsa przetworzonego. Im wcześniej zaczniemy stosować zdrową dietę, tym większe korzyści odniesiemy. Dlatego też osoba, która zaczęła zdrowo odżywiać się w wieku 20 lat może liczyć na większe przedłużenie życia, niż ktoś, to przeszedł na zdrowa dietę później.
      Największe korzyści można – oczywiście – osiągnąć przy diecie optymalnej. Jednak dla wielu osób jej utrzymanie może być zbyt trudne. Dlatego też Norwegowie obliczyli np., że amerykańska 20-latka, zmieniając typową zachodnią dietę na dietę realną do utrzymania, zyska dodatkowo 6,2 roku życia, a jej rówieśnik może liczyć na zwiększenie spodziewanej długości życia o 7,3 roku.
      Norwegowie przedstawili 3 scenariusze. Punkt wyjścia, czyli typową dietę zachodnią (TW), dietę realną do utrzymania (FA) oraz dietę optymalną (OD) i dla każdej z nich pokazali, jakie jest lub powinno być spożycie poszczególnych grup pokarmów. I tak:
      - pełne ziarna zbóż: w typowej diecie zachodniej jest to 50 g, dla diety realnej do utrzymania powinno być to 137,5 g, dla diety optymalnej 225 g;
      - warzywa: TW 250 g, FA 325 g, OD 400 g
      - owoce: TW 200 g, FA 300 g, OD 400 g
      - orzechy: TW 0 g, FA 12,5 g, OD 25 g
      - strączkowe: TW 0 g, FA 100 g, OD 200 g
      - ryby: TW 50 g, FA 125 g, OD 200 g
      - jajka: TW 50 g, FA 37,5 g, OD 25 g
      - produkty mleczne: TW 300 g, FA 250 g, OD 200 g
      - oczyszczone ziarna zbóż: TW 150 g, FA 100 g, OD 50 g
      - czerwone mięso: TW 100 g, FA 50 g, OD 0 g
      - przetworzone mięso: TW 50 g, FA 25 g, OD 0 g
      - białe mięso: TW 75 g, FA 62,5 g, OD 50 g
      - słodzone napoje: TW 500 g, FA 250 g, OD 0 g
      - dodane oleje roślinne: TW 25 g, FA 25 g, OD 25 g.
      Naukowcy zauważają, że główne korzyści ze zmiany diety są powiązane ze zmniejszeniem ryzyka chorób układu krążenia, nowotworów i cukrzycy. Autorzy badań piszą, że w zaprezentowanych wyliczeniach skupili się na Stanach Zjednoczonych, ale wyniki dla Europy i Chin były bardzo podobne.
      Szczegóły badań zostały opublikowane na łamach PLOS Medicine.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...