Obsydianowe lustro słynnego maga i astrologa Elżbiety I zostało wyprodukowane przez Azteków
By
KopalniaWiedzy.pl, in Humanistyka
-
Similar Content
-
By KopalniaWiedzy.pl
Niewielki wargatek sanitarnik to niezwykła ryba. Żywi się pasożytami skóry innych ryb, które przypływają do „stacji sanitarnych” wargatków na czyszczenie. Wcześniejsze badania wykazały, że wargatki potrafią zapamiętać ponad 100 „klientów”. W 2018 roku uczeni odkryli, że potrafią rozpoznać się w lustrze, co jest jednym z przejawów samoświadomości. Z kolei w ubiegłym roku dowiedzieliśmy się, że wargatki rozpoznają się też na fotografii po tym, jak obejrzały się w lustrze. Teraz japońscy uczeni donoszą, że wargatki potrafią wykorzystać lustro podczas... walki o terytorium.
Wspomniane na wstępie „stacje sanitarne” obsługiwane są przez parę dorosłych i grupę młodych lub grupę samic, którym przewodzi samiec. Jeśli samiec znika, jego rolę przejmuje jedna z samic. Część dorosłych wargatków żyje jednak samotnie i są terytorialne. Bronią swojego terenu przed intruzami. I właśnie ten aspekt ich życia postanowili wykorzystać naukowcy z Japonii. Chcieli sprawdzić, na ile dobrą reprezentację ciała mają wargatki.
Podczas pierwszej fazy eksperymentu naukowcy, których pracami kierował Taiga Kobayashi, pokazywali rybom trzymanym w akwarium zdjęcia innych wargatków. Ryby na zdjęciach były o 10% mniejsze i o 10% większe od osobnika w akwarium. W tym przypadku, bez względu na wielkość ryby, wargatki próbowały atakować intruza.
Następnie przy akwarium ustawiono lustro. Wówczas wargatki zmieniły swoje zachowanie. Atakowały mniejszych intruzów podpływania do lustra, ale gdy ryba na zdjęciu była większa, wargatki kilkukrotnie podpływały do lustra, by dobrze ocenić własne rozmiary i nie atakowały wyraźnie większych przeciwników.
Nasze odkrycie wskazuje, że ryby zmniejszyły swój poziom agresji nie dlatego, że przyzwyczaiły się do prezentowanego im po raz drugi zdjęcia, ale dlatego, że dzięki ustawieniu lustra były w stanie dostrzec 10-procentową różnicę w wielkości, stwierdzają badacze.
Oczywiście musimy pamiętać, że w naturze lustra nie występują. A to oznacza, że wargatki nauczyły się używać narzędzia dostarczonego przez człowieka.
Na zdjęciach, dostarczonych przez Taigę Kobayashiego, możemy zobaczyć wargatki w naturalnym środowisku oraz podczas eksperymentu.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Łazik Perseverance wylądował na Marsie po trwającej ponad pół roku podróży. W tym czasie był narażony na oddziaływanie dużych dawek promieniowania kosmicznego, które dodatkowo mogło zostać gwałtownie zwiększone przez koronalne wyrzuty masy ze Słońca. Na takie właśnie szkodliwe dla zdrowia promieniowanie narażeni będą astronauci podróżujący na Marsa. W przeciwieństwie do załogi Międzynarodowej Stacji Kosmicznej nie będą oni chronieni przez ziemską magnetosferę. Dlatego też wszelkie metody skrócenia podróży są na wagę zdrowia i życia.
Emmanuel Duplay i jego koledzy z kanadyjskiego McGill University zaprezentowali na łamach Acta Astronautica interesującą koncepcję laserowego systemu napędowy, który mógłby skrócić załogową podróż na Marsa do zaledwie 45 dni.
Pomysł na napędzanie pojazdów kosmicznych za pomocą laserów nie jest niczym nowym. Jego olbrzymią zaletą jest fakt, że system napędowy... pozostaje na Ziemi. Jedną z rozważanych technologii jest wykorzystanie żagla słonecznego przymocowanego do pojazdu. Żagiel taki wykorzystywałby ciśnienie fotonów wysyłanych w jego kierunku z laserów umieszczonych na Ziemi. W ten sposób można by rozpędzić pojazd do nieosiągalnych obecnie prędkości.
Jednak system taki może zadziałać wyłącznie w przypadku bardzo małych pojazdów. Dlatego Duplay wraz z zespołem proponują rozwiązanie, w ramach którego naziemny system laserów będzie rozgrzewał paliwo, na przykład wodór, nadając pęd kapsule załogowej.
Pomysł Kanadyjczyków polega na stworzeniu systemu laserów o mocy 100 MW oraz pojazdu załogowego z odłączanym modułem napędowym. Moduł składałby się z olbrzymiego lustra i komory wypełnionej wodorem. Umieszczone na Ziemi lasery oświetlałby lustro, które skupiałoby światło na komorze z wodorem. Wodór byłby podgrzewany do około 40 000 stopni Celsjusza, gwałtownie by się rozszerzał i uchodził przez dyszę wylotową, nadając pęd kapsule załogowej. W ten sposób, w ciągu kilkunastu godzin ciągłego przyspieszania kapsuła mogłaby osiągnąć prędkość około 14 km/s czyli ok. 50 000 km/h, co pozwoliłoby na dotarcie do Marsa w 45 dni. Sam system napędowy, po osiągnięciu przez kapsułę odpowiedniej prędkości, byłby od niej automatycznie odłączany i wracałby na Ziemię, gdzie można by go powtórnie wykorzystać.
Drugim problemem, obok stworzenia takiego systemu, jest wyhamowanie pojazdu w pobliżu Marsa. Naukowcy z McGill mówią, że można to zrobić korzystając z oporu stawianego przez atmosferę Czerwonej Planety, jednak tutaj wciąż jest sporo niewiadomych.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
W zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu (MNW) od 65 lat znajduje się lustro. Jak podkreśliła Elżbieta Gajewska-Prorok, kustoszka w Dziale Szkła, to jeden z wielu zabytków, które w nieznanych okolicznościach [i często w złym stanie, związanym z nieodpowiednim przechowywaniem] trafiły do zbiorów muzealnych kilka lat po zakończeniu wojny. Tajemnice związane z jego dziejami udało się ostatnio częściowo odtworzyć.
Rama bez tafli
Przed konserwacją i restauracją lustro z MNW było ramą bez tafli. Ośmioboczna rama wykonana została z drewna, pokryta folią cynową i obłożona cienkimi lustrzanymi szybkami ze stylizowaną dekoracją forlaną rytowaną na awersie oraz formowanymi na gorąco elementami szklanymi w kolorach różowym i żółtym: skręcanymi spiralnie pręcikami, karbowanymi wstęgami i rozetami kwietnymi. Wstęgi z kwiatami, umieszczone w partiach załamania ramy, maskowały połączenia lustrzanych szybek. Płytkom nadano właściwości lustrzane za pomocą podlewy amalgamatu rtęci i cyny.
Metodę polegającą na podlewaniu tafli szklanych amalgamatem (stopem rtęci z cyną bądź ołowiem) opracowano w XV w. w Wenecji. Lustra rtęciowe wytwarzano w Europie niemal do połowy XIX w. Później z warstwy rtęciowej zrezygnowano na rzecz warstwy srebrnej. W pewnym momencie wprowadzono również związki innych białych metali, np. platyny.
Konserwacja we wrocławskiej pracowni
Na początku br. lustro ze zbiorów MNW trafiło do pracowni Sławomira Oleszczuka, który zajmuje się konserwacją szkła zabytkowego. Odnowiony zabytek można oglądać na wystawie stałej "Sztuka europejska XV-XX wieku".
Przeprowadzone przeze mnie wstępne badania zabytku przed konserwacją ujawniły fragmenty gazet francuskich: z 25 lipca 1801 (10 ͤ Anne 7 Thermidor) oraz z 1889, stanowiących podkład lustrzanych płytek. Na tej podstawie można określić powstanie zwierciadła najwcześniej na koniec 1801 r. - ujawniła Gajewska-Prorok.
Burzliwe dzieje Republiki Weneckiej
Warto przypomnieć, że w 1796 r. Republika Wenecka została zajęta przez Francuzów, a w 1797 r. zlikwidowana (pokój w w Campo Formio), w wyniku czego większość jej ziem przypadła Austrii. Po kilku latach, w 1805 roku, Napoleon odebrał Wenecję Austrii, aby zintegrować ją z królestwem Włoch, którego został królem. Po klęsce Napoleona i kongresie wiedeńskim, w roku 1815 miasto zostało ponownie włączone do Cesarstwa Austriackiego i stało się częścią ziem Habsburgów do 1848 roku - tłumaczy kustoszka.
Na podstawie znalezionych gazet wiadomo, że lustro powstało w Wenecji w drugiej połowie 1801 albo po 1805 r., gdy nie było problemu z dostępem do francuskich gazet. Obecność fragmentu z 1889 r. wskazuje zaś na naprawę lustra pod koniec XIX w. we Francji. Gajewska-Prorok dywaguje, że być może już wtedy zwierciadło znajdowało się w obiegu antykwarycznym.
Weneckie lustro oktogonalne w lustrzanych ramach
Zwierciadło ze zbiorów MNW należy do typu weneckich luster oktagonalnych w szerokich lustrzanych ramach; został on wypracowany w Wenecji w połowie XVII w. Obecnie ośmioboczne zwierciadła w lustrzanych ramach z formowanymi na gorąco nakładkami są najbardziej rozpoznawalną formą zwierciadła weneckiego. W pracowniach luster na Murano wytwarza się do dzisiaj metodami tradycyjnymi zwierciadła w tym typie.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Zestaw czterech 40-kilogramowych luster używanych przez obserwatorium fal grawitacyjnych LIGO zostały schłodzony tak bardzo, że lustra znalazły się bardzo blisko minimalnego stanu energetycznego. Tym samym są największymi obiektami, jakie kiedykolwiek znajdowały się tak blisko stanu podstawowego. Dotychczas stan podstawowy udało się uzyskać jedynie w przypadku przedmiotów ważących ułamki grama.
W świecie kwantowym temperatura i ruch są jednym i tym samym. Im więcej cząstek się porusza, tym obiekt ma wyższą temperaturę. Aby wprowadzić obiekt w stan podstawowy konieczne jest usunięcie kwantów energii tych wibracji, fononów.
Chirs Whittle i jego zespół z Massachusetts Institute of Technology schłodził cały system z temperatury pokojowej do 77 nanokelwinów. Dokonano tego za pomocą jednego z systemów LIGO, który wykorzystuje światło do pomiaru wibracji luster. Następnie wykorzystano pole elektromagnetyczne do spowolnienia tych wibracji. To działa podobnie, jak w przypadku dziecka na huśtawce. Jeśli chcesz zatrzymać huśtawkę, musisz przyłożyć siłę odwrotnie do kierunku ruchu, mówi Whittle.
Jako, że wibracje, które naukowcy chcieli usunąć, były niezwykle małe, konieczne było dokonanie superprecyzyjnych pomiarów, by się dowiedzieć, jaką siłę należy przyłożyć, by je zniwelować. Dzięki precyzyjnym pomiarom i użyciu niezwykle dokładnych systemów LIGO udało się zmniejszyć liczbę fononów obecnych w dowolnym momencie z 10 bilionów (10 000 000 000 000) do zaledwie 11.
Celem pracy Whittle'a jest wyjaśnienie, dlaczego obiekty makroskopowe nie występują w stanie podstawowym. Niektórzy fizycy sądzą, że przyczyną jest obecność grawitacji. Jeśli chcesz to sprawdzić, potrzebujesz dwóch rzeczy. Po pierwsze, obiektu na tyle dużego, że można zmierzyć wpływ grawitacji na ten obiekt, po drugie – możliwości wprowadzenia tego obiektu w stan podstawowy, mówi jeden z badaczy, Vivishek Sudhir.
Jeśli nauczylibyśmy się standardowo wprowadzać obiekty makroskopowe w stan podstawowy, zwiększyłoby to czułość takich urządzeń jak LIGO. To jednak bardzo odległa przyszłość.
Przed rokiem udało się zmierzyć ruch 40-kilogramowego lustra LIGO wywołany fluktuacjami kwantowymi.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Jak wyglądał kalendarz Azteków? Jakim bogom Aztekowie oddawali cześć? W jaki sposób rozpoznawano, czy dany dzień jest odpowiedni na prace rolnicze lub do zawarcia małżeństwa? Tego można dowiedzieć się z „Kodeksu Watykańskiego B (Vat. Lat. 3773)”. Międzynarodowy zespół naukowców – kierowany przez dr hab. Katarzynę Mikulską z Wydziału Neofilologii UW – opracował naukową publikację prekolumbijskiego manuskryptu, przechowywanego w Bibliotece Watykańskiej. Dzieło jest jednym z najważniejszych projektów badawczych, które do tej pory zostały zrealizowane w ramach współpracy polsko-meksykańskiej.
„Kodeks Watykański B” to dokument z grupy Kodeksów Borgia, w którym znajdują się bogato ilustrowane informacje dotyczące 260-dniowego kalendarza Azteków – tonalpohualli. Kodeksy te to jeden z wielu rodzajów ksiąg starożytnego Meksyku, na kartach których spisywano historie, genealogie, rytuały i wierzenia rdzennych mieszkańców Mezoameryki.
„Kodeks Watykański B (Vat. lat. 3773)” to księga dywinacyjna. Złożona jest z almanachów dotyczących m.in. dni urodzenia, małżeństw, narodzin, almanachów rolniczych czy pogody. To jednak przede wszystkim dokument, który przedstawia informacje dotyczące sił boskich mających wpływ na konkretne dni lub okresy, determinujące działania, jakie można wtedy podejmować – mówi dr hab. Katarzyna Mikulska z Instytutu Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego, kierownik międzynarodowego projektu.
Kodeks powstał kilkadziesiąt lub więcej lat przed przybyciem Hiszpanów do dzisiejszego Meksyku, najprawdopodobniej w międzykulturowym regionie na granicy współczesnych stanów Puebla i Oaxaca. Jak wszystkie dywinacyjne kodeksy z grupy Borgia, został wykonany na skórze zwierzęcej, pokrytej gipsem lub innym związkiem wapnia. Dzięki niemu możemy dowiedzieć się więcej na temat myśli, wierzeń, kultury oraz finezyjnego systemu komunikacji graficznej Indian środkowego Meksyku.
Wśród bogów, którzy pojawiają się na kartach „Kodeksu Watykańskiego B”, są bogowie słońca – Tonatiuh, kukurydzy – Cinteotl, deszczu – Tlaloc, jak również boginie płodności i porodów – Tlazolteotl, wody – Chalchiuhtlicue czy kwiatów i miłości – Xochiquetzal.
Publikacja kodeksu była możliwa dzięki współpracy trzech instytucji: Uniwersytetu Warszawskiego, Narodowego Uniwersytetu Autonomicznego w Meksyku (UNAM) oraz Biblioteki Watykańskiej. Dzieło składa się z trzech części:
– z wiernej reprodukcji prekolumbijskiego manuskryptu – „Kodeksu Watykańskiego B (Vat. Lat. 3773)”,
– odwzorowania przez dr hab. Katarzynę Mikulską zawartości manuskryptu (wszystkich rysunków opatrzonych podpisami) w formie przezroczystej nakładki (tzw. „Códice Traslúcido Explicativo”) albo „duszek” (tzw. „Fantasma”),
– 600-stronicowego komentarza zat. „Nuevo Comentario al Códice Vaticano B (Vat. Lat. 3773”, przygotowanego przez międzynarodowy zespół dr hab. Mikulskiej, złożony z naukowców z Polski, Meksyku, Hiszpanii, Włoch, Francji, Stanów Zjednoczonych, Gwatemali i Japonii.
Praca badaczy to, jak do tej pory, najbardziej kompleksowa analiza przedhiszpańskiego mezoamerykańskiego kodeksu, opierająca się zarówno na analizie treści, nowym podejściu teoretyczno-metodologicznym oraz wynikach badań kodykologicznych (również dzięki współpracy zespołu z grupą MOLAB – Mobile Laboratory z Bolonii) – wyjaśnia dr Joanna Gocłowska-Bolek, która z ramienia UW wspomagała koordynację projektu we współpracy z UNAM i Biblioteką Watykańską. Dzięki publikacji możemy zrozumieć, jak meksykańskie kodeksy były tworzone, jaką odgrywały rolę oraz jak skomplikowany system komunikacji graficznej w nich zastosowany, kodował wyrafinowane znaczenia – dodaje dr Joanna Gocłowska-Bolek.
« powrót do artykułu
-
-
Recently Browsing 0 members
No registered users viewing this page.