-
Similar Content
-
By KopalniaWiedzy.pl
Wielkie tsunami niszczą wybrzeża i transportują olbrzymie ilości szczątków roślinnych i innych na dużej odległości. Jednak z powodu erozji wybrzeży i słabego zachowywania się materiału roślinnego, trudno jest rozpoznać depozyty złożone przez tsunami w starszym zapisie geologicznym. Grupa japońskich naukowców zidentyfikowała wyjątkowo bogate nagromadzenie bursztynu w osadach morskich na dużej głębokości. Uczeni uważają, że bursztyn znalazł się tam w wyniku jednego lub więcej tsunami, które uderzyło w wybrzeże Wysp Japońskich pomiędzy 116 a 114 milionów lat temu.
Uczeni analizowali bogate w bursztyn pokłady krzemionki znajdujące się w kamieniołomie Shimonakagawa. Złoża te powstały około 115 milionów lat temu, gdy region ten stanowił dno głębokiego morza. Naukowcy zauważyli, że złoża bursztynu są zdeformowane w sposób przypominający struktury płomieniowe w deformacjach sedymentacyjnych. Struktury takie tworzą się w miękkich osadach. Jako że żywica wystawiona na działanie powietrza twardnieje w ciągu tygodni, struktury płomieniowe sugerują, że żywica z której powstał bursztyn, nie była przez dłuższy czas wystawiona na kontakt z powietrzem. Szybko trafiła na dno.
Zdaniem autorów badań, jedynym scenariuszem, który wyjaśnia tak szybkie przedostanie się dużej ilości żywicy na dno jest przyniesienie jej tam przez tsunami. Żywica została następnie przykryta warstwą mułu i zachowana do naszych czasów.
Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach Scientific Reports.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
W czerwcu ubiegłego roku pracownicy Muzeum Zamkowego w Malborku, przebywający na targach sztuki TEFAF w Maastricht, zauważyli ofertę sprzedaży pięknego zabytku – XVII-wiecznego bursztynowego ołtarzyka. Niedawno, dzięki dofinansowaniu z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, bardzo dobrze zachowany zabytek wraz z futerałem z epoki trafił do zbiorów w Malborku.
Ołtarzyk w formie krucyfiksu powstał ok. 1670 roku w jednym z gdańskich warsztatów. Wyróżnia się klasą wykonania i świetnym stanem zachowania. Kupiony do Malborka zabytek to rzadkość. Podobnych rozmiarów obiekty – ołtarzyk z Malborka mierzy ok. 60 cm – znajdują się jeszcze na zamku Weißenfels w prywatnych zbiorach hrabiego Schönborn oraz w kolekcji Medyceuszy w Museo degli Argenti we Florencji. Zabytek kupiony do Malborka jest tym bardziej wyjątkowy, że zachował się jego oryginalny futerał. O ile wiadomo, w kolekcjach publicznych znajduje się tylko jeden ołtarz z futerałem i można go oglądać w Kunsthalle Würth w Schwäbisch Hall.
Malborski zabytek dekorowany jest plakietkami z kości słoniowej przedstawiającymi Mękę Pańską, święte męczennice (Barbarę i Katarzynę) oraz rzeźbami św. Piotra i Pawła, aniołków i Chrystusa na krzyżu. Wewnątrz mensy znajduje się wykonana z bursztynu figura Chrystusa w typie Ecce homo.
Twórcy ołtarzyka użyli w partiach rzeźbiarskich wysokiej jakości przejrzysty czerwony bursztyn, który skontrastowali z matową bursztynową okładziną. Zastosowali też typową dla epoki formę konstrukcji o drewnianym szkielecie oraz drewniane etui w formie szafki powtarzającej kształt krucyfiksu. Z zewnątrz obłożono ją garbowaną skórą, wewnątrz bordowym aksamitem.
Muzeum zamkowe w Malborku powstało w 1961 roku i nie posiadało żadnych przedwojennych kolekcji. Zbiory tworzono od podstaw, a ich rozpoznawalnym elementem stały się przedmioty z bursztynu. Obecnie zamkowa kolekcja bursztynu liczy około 2000 przedmiotów i jest zaliczana do najcenniejszych na świecie. Pod tym względem może równać się z takimi instytucjami jak Staatliche Kunstsammlungen w Dreźnie, Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, Zamek Rosenborg w Kopenhadze, Palazzo Pitti we Florencji czy Victoria & Albert Museum w Londynie.
Kolekcja z Malborka szczyci się ukazaniem ciągłości obróbki bursztynu od neolitu po czasy współczesne. Znajdziemy w niej paciorki, pionki, figurki, puzderka, ołtarzyki, relikwiarze i biżuterię. Możemy podziwiać gdańskich mistrzów – Christopha Mauchera i Michaela Redlina. Teraz do wspaniałych malborskich zbiorów trafił kolejny niezwykły zabytek.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Gdy ponad 100 lat temu z pewnej angielskiej kopalni węgla wydobyto skamieniałą rybią czaszkę, jej odkrywcy z pewnością nie zdawali sobie sprawy, jaką sensację skrywa ich znalezisko. Przeprowadzone niedawno badania tomograficzne wykazały, że w czaszce zwierzęcia sprzed 319 milionów lat zachował się mózg. To najstarszy znany nam dobrze zachowany mózg kręgowca.
Organ ma około 2,5 cm długości. Widoczne są nerwy, dzięki czemu naukowcy mają szansę na lepsze poznanie wczesnej ewolucji centralnego układu nerwowego promieniopłetwych, największej współcześnie żyjącej gromady ryb, w skład której wchodzi około 30 000 gatunków. Odkrycie rzuca też światło na możliwość zachowania się tkanek miękkich kręgowców w skamieniałościach i pokazuje, że muzealne kolekcje mogą kryć liczne niespodzianki.
Ryba, której mózg się zachował, to Coccocephalus wildi, wczesny przedstawiciel promieniopłetwych, który żył w estuariach żywiąc się niewielkimi skorupiakami, owadami i głowonogami. Tan konkretny osobnik miał 15-20 centymetrów długości. Naukowcy z Uniwersytetów w Birmingham i Michigan nie spodziewali się odkrycia. Badali czaszkę, a jako że jest to jedyna skamieniałość tego gatunku, posługiwali się wyłącznie metodami niedestrukcyjnymi. Na zdjęciach z tomografu zauważyli, że czaszka nie jest pusta.
Niespodziewane odkrycie zachowanego w trzech wymiarach mózgu kręgowca daje nam niezwykłą okazję do zbadania anatomii i ewolucji promieniopłetwych, cieszy się doktor Sam Giles. To pokazuje, że ewolucja mózgu była bardziej złożona, niż możemy wnioskować wyłącznie na podstawie obecnie żyjących gatunków i pozwala nam lepiej zdefiniować sposób i czas ewolucji współczesnych ryb, dodaje uczona. Badania zostały opublikowane na łamach Nature.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
Skamieniałość ukryta w niewielkim kawałku skały obaliła jedno z najdłużej żywionych przez naukę przekonań dotyczących ewolucji ptaków. Eksperci z University of Cambridge i Natuurhistorisch Museum Maastricht odkryli, że jedna z kluczowych cech współczesnych ptaków – mobilna szczęka, którą posiada 99% gatunków – wyewoluowała przed zagładą dinozaurów. Okazało się również, że u strusi, emu oraz pokrewnych im gatunków doszło do wstecznej ewolucji. Ich dzioby powróciły do bardziej prymitywnej formy.
U zdecydowanej większości ptaków obie części dzioba – górna (szczęka) i dolna (żuchwa) – poruszają się niezależnie od czaszki. W 1867 roku biolog Thomas Henry Huxley wysunął hipotezę, że ptaki, których górna część dzioba nie porusza się niezależnie, odziedziczyły tę cechę od swoich przodków. Niezależnie poruszające się części dzioba miały wyewoluować później, gdyż zapewniają przewagę jeśli chodzi o zdobywanie pożywienia, budowę gniazda, obronę czy wychowywanie piskląt.
Brytyjsko-niemiecki zespół ekspertów przeanalizował zachowane kości szczęki dzioba wielkiego prehistorycznego ptaka, którego nazwali Janavis finalidens. Żył on pod koniec epoki dinozaurów i był jednym z ostatnich ptaków posiadających zęby. Układ kości dzioba J. finalidens wskazuje, że był on całkowicie mobilny, niemal nie do odróżnienia pod tym względem od dziobów współczesnych ptaków. Odkrycie to zmienia naszą wiedzę o ewolucji tej gromady zwierząt. Dotychczas bowiem sądzono, że całkowicie mobilny dziób, którego obie części poruszają się niezależnie od czaszki, wyewoluował dopiero po zagładzie dinozaurów.
Wszystkie obecnie żyjące gatunki ptaków można zaklasyfikować pod względem budowy szczęki do jednej z dwóch podgromad. Do ptaków paleognatycznych („posiadające starą szczękę”) należą na przykład strusie czy kiwi, których szczęka jest nieruchoma. Cała reszta to ptaki neognatyczne („posiadające nową szczękę”).
W latach 90. XX wieku na holendersko-belgijskim pograniczu znaleziono skamieniałość sprzed 66,7miliona lat. Po raz pierwszy była ona badana w 2002 roku. Wówczas naukowcy mogli opisać tylko to, co widzieli z zewnątrz. Niemal 20 lat później skamieniałość została wypożyczona przez doktora Daniela Fielda z Wydziału Nauk o Ziemi University of Cambridge. Wraz z kolegami przystąpił on do bada jej za pomocą najnowszych narzędzi. Naukowcy wykorzystali tomograf komputerowy.
Mieliśmy wielkie oczekiwania. Został on pierwotnie opisany jako zawierający fragmenty czaszki, które niezbyt często się zachowują. Jednak tomograf nie pokazał nam niczego, co wyglądałoby na fragment czaszki, więc się poddaliśmy, mówi doktor Juan Benito, który wówczas pracował nad doktoratem. Potem nadeszła pandemia i lockdown. Benito postanowił więc jeszcze raz przyjrzeć się skamieniałości. Wcześniejszy opis nie miał sensu. Była tam kość, której opisu nie rozumiałem. Została opisana jako kość ramienia, ale nie rozumiałem, jak to możliwe, wspomina uczony. Podzielił się swoją wątpliwością z Fieldem. Field, kurator zbiorów ornitologicznych w Muzeum Zoologii Uniwersytetu Cambridge stwierdził, że rzeczywiście nie jest to kość ramienia, ale coś mu ona przypomina.
Zdaliśmy sobie sprawę, że podobną kość widzieliśmy w czaszce indyka. Akurat mieliśmy takie czaszki w naszym laboratorium. Wzięliśmy jedną, porównaliśmy kości i okazało się, że są niemal identyczne, mówi Benito. To zaś dowodzi, że mobilna żuchwa pojawiła się u ptaków jeszcze przed zagładą dinozaurów. Co więcej, to jednocześnie dowód, że nieruchoma żuchwa strusi i im pokrewnych wyewoluowała już po pojawieniu się żuchwy ruchomej.
Kluczowymi cechami odróżniającymi ptaki od ich przodków są brak zębów oraz ruchoma żuchwa. O ile Janavis finalidens miał zęby, więc pod tym względem nie był współczesnym takiem, to posiadał też mobilną współczesną żuchwę.
Naukowcy wykazali też, że kształt badanej kości J. finalidens jest najbardziej podobny do analogicznej kości u kur i kaczek, a najmniej podobny do strusi i ich krewniaków. Ewolucja nie podąża prostymi drogami. Ta skamieniałość pokazuje, że całkowicie ruchomy dziób, cecha, którą przypisywaliśmy wyłącznie współczesnym ptakom, wyewoluowała przed ich pojawieniem się. Przez ponad wiek się myliliśmy, mówi Field.
« powrót do artykułu -
By KopalniaWiedzy.pl
W basenach pływowych Naples Point, pod nosem naukowców ze znajdującego się 10 kilometrów dalej Uniwersytetu Kalifornijskiego z Santa Barbara, ukrywało się zwierzę, znane dotychczas jedynie ze skamieniałości. Rzadko znajduje się żywy gatunek, znany uprzednio ze skamieniałości. Szczególnie w tak dobrze przebadanym regionie jak Południowa Kalifornia, mówi Jeff Goddard, współautor odkrycia.
W listopadzie 2018 roku, podczas popołudniowego odpływu, poszukiwał w basenach pływowych Naples Point ślimaków z rzędu nagoskrzelnych. Odwrócił kolejny kamień, gdy jego uwagę przykuła para półprzezroczystych małży, których skorupy miały ok. 1 cm długości. Gdy otworzyły muszle i wysunęły z nich ozdobione białymi paskami nogi o długości większej niż muszle, zdałem sobie sprawę, że nigdy nie widziałem tego gatunku, wspomina Goddard. Naukowiec był niezwykle zdziwiony. Od dziesiątków lat bada bowiem ekosystemy basenów pływowych, a od roku 2002 bada Naples Point.
Goddart wykonał zdjęcia małży i, jako że wydawały się rzadkie, postanowił nie zabierać samych zwierząt. Gdy określił przynależność taksonomiczną zwierząt, wysłał zdjęcia do Paula Valenticha-Scotta, emerytowanego kuratora zbioru małży w Santa Barbara Museum of Natural History. Byłem zaskoczony i zaintrygowany. Bardzo dobrze znam przedstawicieli rodziny Galeommatidae zamieszkujących wybrzeża obu Ameryk, ale tego gatunku nigdy nie widziałem, przyznaje ekspert. Uczony stwierdził, że musi zobaczyć przedstawiciela gatunku. Przez kolejnych kilka miesięcy Goddartowi nie udało się ponownie trafić na tajemnicze zwierzę.
W końcu pod jednym z kamieni znalazł zwierzę i dostarczył je Valentichowi-Scottowi. Ekspert nie potrafił go zidentyfikować. Gdy podejrzewam, że mam do czynienia z nowym gatunkiem, muszę przejrzeć całą dostępną literaturę naukową od 1758 roku do dnia dzisiejszego. To żmudna praca, ale dzięki doświadczeniu można ją wykonać dość szybko, przyznaje. Obaj naukowcy zaczęli też przyglądać się skamieniałościom. W końcu w artykule z 1937 roku znaleźli opis i rysunek skamieniałego gatunku Bornia cooki.
Autorem opisu gatunku był naukowiec George Willett, który w Baldwin Hill w Los Angeles wykopał około miliona różnych skamielin. Willett sam nie znalazł żadnego B. cooki. Jest on autorem opisu, a gatunek nazwał na cześć Edny Cook, która w Baldwin Hills znalazła jedyne dwie znane dotychczas skamieniałości B. cooki.
Po zapoznaniu się z opisem i rysunkiem Willetta, Valentich-Scott udałsię do Natural History Museum of Los Angeles County, by przyjrzeć się muszli, którą opisał Willett. Obecnie jest ona zaklasyfikowana jako Cymatioa cooki. Jako, że to na jej podstawie opisano gatunek, tylko porównanie z nią może dać odpowiedź na pytanie o identyfikację zwierzęcia znalezionego przez Goddarta.
W międzyczasie Goddard znalazł pod kamieniem jeszcze jedną pustą muszlę. Okazało się, że i ona i wcześniej znalezione zwierzę to rzeczywiście Cymatioa cooki. Powstaje pytanie, jak to się stało, że dotychczas nikt nie zauważył C. cooki w tak dobrze zbadanym obszarze, gdzie kolekcjonowaniem muszli zajmuje się też wielu amatorów.
Goddard podejrzewa, że C. cooki mogły trafić w miejsce, w którym je znaleziono, jako larwy podczas fali upałów z lat 2014–2016. Prawdopodobnie przyniosły je prądy morskie z południa. W zależności od rozmiarów i tempa rozwoju, rzeczywiście mogły zostać przez lata niezauważone. Pacyficzne wybrzeże Baja California charakteryzuje się rozciągającymi się na wiele kilometrów polami kamieni. Podejrzewam, że to właśnie tam C. cooki żyje w bliskim związku ze zwierzętami grzebiącymi pod kamieniami, mówi Goddard.
« powrót do artykułu
-
-
Recently Browsing 0 members
No registered users viewing this page.