Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Fizyk z CERN-u stworzył talię kart upamiętniającą m.in. Marię Skłodowską-Curie

Rekomendowane odpowiedzi

Jason Veatch to fizyk pracujący w CERN-ie przy eksperymencie ATLAS. Jest pasjonatem historii fizyki, a jego bohaterami zawsze byli wielcy fizycy. Nic więc dziwnego, że owocem tej fascynacji jest stworzona z żoną Yuko niezwykła talia kart poświęcona fizyce kwantowej. Jedną z królowych jest tutaj Maria Skłodowska-Curie, inne figury to światowej sławy fizycy i fizyczki, a w roli dżokera zobaczymy kota Schrödingera. Oczywiście żywego bądź martwego.

Do QUANTUM, bo tak nazwali swoją talię, twórcy dodali dwie dodatkowe karty, które wyjaśniają doświadczenie Younga i instruują, w jaki sposób przeprowadzić je w domu. W zestawie znajdziemy też książeczkę z wprowadzeniem do fizyki kwantowej, krótkimi biogramami wszystkich 12 uczonych przedstawionych na kartach oraz listą sugerowanych lektur dla zainteresowanych dalszym zgłębianiem tematu.

Poczet królów fizyki kwantowej tworzą Niels Bohr, Ernest Rutherford, Richard Feynman i Max Planck. Towarzyszą im Lise Meitner, Maria Göppert-Mayer, Maria Skłodowska-Curie i Irena Joliot-Curie. A Sayendra Nath Bose, Paul Dirac, Erwin Schrödinger i Werner Heisenberg są waletami.

Fundusze na zrealizowanie projektu zebrano za pośrednictwem platformy Kickstarter. Obecnie wszystko już jest zaprojektowane, całość można obejrzeć online, a produkcją kart zajmuje się właśnie firma Cartamundi. Zestaw będzie gotowy jesienią.
Jason i Yuko mówią, że bardzo ważny jest dla nich aspekt edukacyjny. Dlatego też szkołom i innym instytucjom zestaw będzie oferowany po niższej cenie, a nie wykluczone, że nawet za darmo. Małżonkowie właśnie poszukują źródeł finansowania takiej formy dystrybucji. Planują też przygotowanie bezpłatnych cyfrowych zasobów, takich jak np. edukacyjne kolorowanki dostępne na ich stronie.

Na tym jednak plany państwa Veatchów się nie kończą. Już rozpoczęli projektowanie kolejnej serii kart z fizykami. W sumie planują 12 zestawów, a każdy z nich będzie związany z inną dziedziną fizyki. W każdej znajdziemy wizerunki innych uczonych i inne eksperymenty do wykonania w domu.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W Argentynie niektórzy miłośnicy piwa wsypują do kufla fistaszki. Te najpierw toną, później zaś unoszą się na powierzchnię, a następnie znowu toną i znowu się wynurzają. Fizyka fistaszków tańczących w piwie to tytuł artykułu naukowego, w którym akademicy z Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii opisują i wyjaśniają ten fenomen z punktu widzenia fizyki. Dzięki przeprowadzonej przez nich serii eksperymentów  możemy poznać tajemnicę interakcji orzeszków z piwem i przy najbliższej okazji pochwalić się znajomym, że wiemy, na czym ona polega.
      Orzeszki są cięższe od piwa, więc w nim toną. Jednak na dnie stają się miejscami nukleacji (zarodkowania), gromadzenia się bąbelków dwutlenku węgla obecnych w piwie. A gdy bąbelków zgromadzi się wystarczająco dużo, orzeszek zyskuje pływalność i podąża do góry. Gdy dociera na powierzchnię, przyczepione do niego bąbelki ulatniają się, a proces ten ułatwia obracanie się orzeszka. Fistaszek traci pływalność i znowu tonie. Proces powtarza się dopóty, dopóki napój jest na tyle nasycony gazem, by dochodziło do zarodkowania.
      Badający to zjawisko naukowcy zauważyli, że przyczepiające się do orzeszka bąbelki nie są tymi samymi, które samoistnie unoszą się w górę w piwie. Powierzchnia orzeszka powoduje tworzenie się bąbelków, które rosną, gromadzą się i w końcu nadają mu pływalność.
      W rozważanym przypadku do nukleacji gazu, czyli pojawienia się bąbelków, może dojść w samym piwie, na szkle naczynia oraz na orzeszku. Zajmujący się tym poważnym problemem międzynarodowy zespół wyliczył, że z energetycznego punktu widzenia najbardziej korzystna jest nukleacja gazu na orzeszku, a najmniej korzystne jest tworzenie się bąbelków w samym piwie. Dlatego też tak łatwo bąbelki gromadzą się wokół fistaszka i go wypychają. Uczeni wyliczyli nawet, że idealny promień bąbelka przyczepionego do orzeszka wynosi mniej niż 1,3 milimetra.
      Można się oczywiście zżymać, że naukowcy tracą pieniądze podatników na niepoważne badania. Nic jednak bardziej mylnego. Tańczące w piwie fistaszki pozwalają lepiej zrozumieć działanie zarówno przyrody, jak i niektóre procesy przemysłowe. To, co dzieje się w orzeszkiem w piwie jest bardzo podobne do zjawisk zachodzących w czasie procesu flotacji, wykorzystywanego na przykład podczas oddzielania rud minerałów, recyklingu makulatury czy oczyszczania ścieków.
      Badacze zapowiadają, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Mają bowiem zamiar kontynuować swoje prace, używając przy tym różnych orzeszków i różnych piw.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Fizyka zajmuje się zróżnicowanym zakresem badań, od bardzo przyziemnych, po niezwykle abstrakcyjne. Koreańsko-niemiecki zespół badawczy, na którego czele stał Wenjing Lyu postanowił przeprowadzić jak najbardziej przyziemne badania, a wynikiem jego pracy jest artykuł pt. „Eksperymentalne i numeryczne badania piany na piwie”.
      Naukowcy zajęli się odpowiedzią na wiele złożonych pytań dotyczących dynamiki tworzenia się piany na piwie, co z kolei może prowadzić do udoskonalenia metod warzenia piwa czy nowej architektury dysz, przez które piwo jest nalewane do szkła. Tworzenie się pianki na piwie to skomplikowana gra pomiędzy składem samego piwa, naczynia z którego jest lane a naczyniem, do którego jest nalewane. Naukowcy, browarnicy i miłośnicy piwa poświęcili tym zagadnieniom wiele uwagi. Autorzy najnowszych badań skupili się zaś na opracowaniu metody, która pozwoli najtrafniej przewidzieć jak pianka się utworzy i jakie będą jej właściwości.
      Piana na piwie powstaje w wyniku oddziaływania gazu, głównie dwutlenku węgla, wznoszącego się ku górze. Tworzącymi ją składnikami chemicznymi są białka brzeczki, drożdże i drobinki chmielu. Pianka powstaje w wyniku olbrzymiej liczby interakcji chemicznych i fizycznych. Jest on cechą charakterystyczną piwa. Konsumenci definiują ją ze względu na jej stabilność, jakość, trzymanie się szkła, kolor, strukturę i trwałość. Opracowanie dokładnego modelu formowania się i zanikania pianki jest trudnym zadaniem, gdyż wymaga wykorzystania złożonych modeli numerycznych opisujących nieliniowe zjawiska zachodzące w pianie, czytamy w artykule opisującym badania.
      Naukowcy wspominają, że wykorzystali w swojej pracy równania Reynoldsa jako zmodyfikowane równania Naviera-Stokesa (RANS), w których uwzględnili różne fazy oraz przepływy masy i transport ciepła pomiędzy tymi masami. Liu i jego zespół wykazali na łamach pisma Physics of Fluids, że ich model trafnie opisuje wysokość pianki, jej stabilność, stosunek ciekłego piwa do pianki oraz objętość poszczególnych frakcji pianki.
      Badania prowadzono we współpracy ze startupem Einstein 1, który opracowuje nowy system nalewania piwa. Magnetyczna końcówka jest w nim wprowadzana na dno naczynia i dopiero wówczas rozpoczyna się nalewanie piwa, a w miarę, jak płynu przybywa, końcówka wycofuje się. Naukowcy zauważyli, że w systemie tym pianka powstaje tylko na początku nalewania piwa, a wyższa temperatura i ciśnienie zapewniają więcej piany. Po fazie wstępnej tworzy się już sam płyn. Tempo opadania piany zależy od wielkości bąbelków. Znika ona mniej więcej po upływie 25-krotnie dłuższego czasu, niż czas potrzebny do jej formowania się.
      W następnym etapie badań naukowcy będą chcieli przyjrzeć się wpływowi końcówki do nalewania na proces formowania się piany i jej stabilność.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prof. Hélène Langevin-Joliot, wnuczka Marii Skłodowskiej-Curie, odebrała dyplom doktora honorowego, przyznany noblistce 100 lat temu przez Uniwersytet Poznański (obecny Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, UAM). Uroczystość odbyła się 8 listopada.
      Senat uczelni przyznał doktorat honoris causa Marii Skłodowskiej-Curie w 1922 roku, jednak ta nigdy go nie odebrała. Według wspomnień ówczesnego dziekana Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Poznańskiego, profesora Adama Wrzoska, dyplom nie został wydrukowany, nie doszło także do uroczystej promocji - wyjaśniono w komunikacie prasowym UAM.
      Prof. Wrzosek miał bezpośredni kontakt ze Skłodowską-Curie, która na listowne pytanie, czy uda jej się przyjechać do Poznania, odpowiedziała, że postara się, jeśli pozwolą na to okoliczności. Na przeszkodzie stanęły jednak rozliczne obowiązki chemiczki i sytuacja międzynarodowa.
      Inicjatorami przekazania dyplomu wnuczce uczonej byli dr hab. Tomasz Pospieszny, prof. UAM, i dr Iwona Taborska z Wydziału Chemii uczelni.
      Podczas uroczystości rektorka UAM, prof. Bogumiła Kaniewska, podkreśliła, że Maria Skłodowska-Curie wyprzedzała swoją epokę i była ikoną czasu emancypantek. Uczona stała się przykładem na to, że nawet w trudnych czasach, dzięki samozaparciu, pracowitości i oddaniu, osiągnąć można bardzo wiele.
      Rektorka dodała, że uroczystość jest pretekstem do powrotu do ponadstuletniej historii uczelni. Na przestrzeni tych lat tytuł honorowy przyznano blisko 150 osobom – pierwszego dyplomu jednak nigdy nie odebrano, a nawet go nie wydrukowano. Dzisiejsza bohaterka została wyróżniona tytułem doktora honoris causa 100 lat temu, dokładnie 15 grudnia 1922 roku - powiedziała cytowana przez PAP prof. Kaniewska.
      Prof. Hélène Langevin-Joliot zaznaczyła, że jest bardzo wzruszona tym, co usłyszała o swojej babce. Powiedziano, że była to osoba niezwykle skromna. I to prawda być może, ale także była osobą bardzo świadomą, była osobą, dla której niezwykle ważne było to, by szanować innych. I być może właśnie także w tym wyrażała się jej skromność - skomentowała. Choć mierzyła się z rozmaitymi trudnościami, zawsze pozostawała bardzo oddaną uczoną oraz matką i zawsze pamiętała o swojej rodzinie, którą stawiała bardzo wysoko - dodała.
      Obchodom 100-lecia przyznania noblistce doktoratu honorowego Uniwersytetu Poznańskiego towarzyszy wystawa „Maria Skłodowska-Curie. Zakochana w nauce” oraz sympozjum naukowe z udziałem gości honorowych i licznych prelegentów, m.in. prof. Hélène Langevin-Joliot, Hanny Karczewskiej (prawnuczki Heleny Skłodowskiej-Szalay, siostry Marii), dr. inż. Piotra Chrząstowskiego (prawnuka Józefa Skłodowskiego, brata Marii) czy Renauda Huynha (dyrektora paryskiego Muzeum Curie). Wernisaż i sympozjum naukowe mają się odbyć 9 listopada w Collegium Chemicum UAM.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dominika Kulczyk kupiła dom letniskowy Marii i Piotra Curie w Saint-Rémy-lès-Chevreuse w podparyskim departamencie Yvelines. Powstanie w nim Dom Siostrzeństwa. Mają tu być przyznawane nagrody dla wybitnych kobiet, które poszły w ślady polskiej badaczki. Ten dom to własność całej ludzkości – mówi, parafrazując słowa noblistki, Dominika Kulczyk.
      Budynek wystawiono na sprzedaż w zeszłym roku. Znajdował się w ofercie agencji Stéphane Plaza. Jak podkreślono w komunikacie prasowym Kulczyk Foundation, istniało realne zagrożenie, że dziedzictwo polskiej noblistki zostanie bezpowrotnie utracone. Zakupem domu zainteresowani byli bowiem kupcy spoza Polski, dla których budynek stanowił jedynie wartość mieszkalną lub inwestycyjną.
      Remont to konieczność
      Budynek musi zostać odnowiony. Zakończenie prac remontowo-konserwatorskich jest planowane na 2025 r. Wykonano już pierwsze ekspertyzy.
      Zaniedbany dom o powierzchni 120 m2 wystawiono na sprzedaż za 790 tys. euro. Od początku wiadomo było, że wymaga remontu, a jego koszt szacowano wtedy na 200 tys. euro. [Dom] trzeba wyremontować od piwnic po strych, wliczając w to fasadę, dach oraz izolację. To duże przedsięwzięcie - podkreślał dyrektor agencji Daniel Cazou-Mingot.
      Dom zbudowano ok. 1890 r. z materiału wydobytego w kamieniołomach departamentu. Nieruchomość była kilkakrotnie nielegalnie zamieszkiwana. Otacza ją ogród o powierzchni 926 m2 z zabytkowym gołębnikiem.
      Ten dom to własność całej ludzkości
      Chcemy uhonorować dziedzictwo Marii Skłodowskiej-Curie. Dom polskiej noblistki to własność całej ludzkości i naturalne miejsce dla spotkań kobiet, które swoją działalnością przekraczają wszelkie znane nam bariery. Chciałabym, żeby to miejsce znów tętniło życiem, służąc europejskiej nauce i kulturze – podkreśla Dominika Kulczyk.
      Planowany tu Dom Siostrzeństwa ma być rozszerzeniem Siostrzeństwa Polsko-Ukraińskiego, czyli koalicji kobiet, która powstała w geście solidarności z uciekającymi przed wojną Ukrainkami. Do Siostrzeństwa należą m.in. Dominika Kulczyk, Ewa Ewart, Agnieszka Holland, Olga Tokarczuk, żona ambasadora Ukrainy Iryna Deszczyca czy ukraińska pisarka, poetka i eseistka Oksana Zabużko.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Trzmiel nie powinien latać, ale o tym nie wie, i lata, Lot trzmiela przeczy prawom fizyki. Setki tysięcy trafień w wyszukiwarkach, rozpaleni komentatorzy i teorie spiskowe, posiłkujące się tym mitem pokazują, jak bardzo trwałe potrafią być niektóre fałszywe przekonania. Bo przecież niemal każdy z nas słyszał, że zgodnie z prawami fizyki trzmiel latać nie powinien i każdy z nas widział, że jednak lata. Naukowcy najwyraźniej coś przed nami ukrywają lub coś nie tak jest z fizyką. A może coś nie tak jest z przekonaniem o niemożności lotu trzmiela?
      Obecnie trudno dociec, skąd wziął się ten mit. Jednak z pewnością możemy stwierdzić, że swój udział w jego powstaniu miał francuski entomolog Antoine Magnan. We wstępie do swojej książki La Locomotion chez les animaux. I : le Vol des insectes z 1934 roku napisał: zachęcony tym, co robione jest w lotnictwie, zastosowałem prawa dotyczące oporu powietrza do owadów i, wspólnie z panem Sainte-Lague, doszliśmy do wniosku, że lot owadów jest niemożliwością. Wspomniany tutaj André Sainte-Laguë był matematykiem i wykonywał obliczenia dla Magnana. Warto tutaj zauważyć, że Magnan pisze o niemożności lotu wszystkich owadów. W jaki sposób w popularnym micie zrezygnowano z owadów i pozostawiono tylko trzmiele?
      Według niektórych źródeł opowieść o trzmielu, który przeczy prawom fizyki krążyła w latach 30. ubiegłego wieku wśród studentów niemieckich uczelni technicznych, w tym w kręgu uczniów Ludwiga Prandtla, fizyka niezwykle zasłużonego w badaniach nad fizyką cieczy i aerodynamiką. Wspomina się też o „winie” Jakoba Ackereta, szwajcarskiego inżyniera lotnictwa, jednego z najwybitniejszych XX-wiecznych ekspertów od awiacji. Jednym ze studentów Ackerta był zresztą słynny Wernher von Braun.
      Niezależnie od tego, w jaki sposób mit się rozwijał, przyznać trzeba, że Magnan miałby rację, gdyby trzmiel był samolotem. Jednak trzmiel samolotem nie jest, lata, a jego lot nie przeczy żadnym prawom fizyki. Na usprawiedliwienie wybitnych uczonych można dodać, że niemal 100 lat temu posługiwali się bardzo uproszczonymi modelami skrzydła owadów i jego pracy. Konwencjonalne prawa aerodynamiki, używane do samolotów o nieruchomych skrzydłach, rzeczywiście nie są wystarczające, by wyjaśnić lot owadów. Tym bardziej, że Sainte-Laguë przyjął uproszczony model owadziego skrzydła. Tymczasem ich skrzydła nie są ani płaskie, ani gładkie, ani nie mają kształtu profilu lotniczego. Nasza wiedza o locie owadów znacząco się zwiększyła w ciągu ostatnich 50 lat, a to głównie za sprawą rozwoju superszybkiej fotografii oraz technik obliczeniowych. Szczegóły lotu trzmieli poznaliśmy zaś w ostatnich dekadach, co jednak nie świadczy o tym, że już wcześniej nie wiedziano, że trzmiel lata zgodnie z prawami fizyki.
      Z opublikowanej w 2005 roku pracy Short-amplitude high-frequency wing strokes determine the aerodynamics of honeybee flight autorstwa naukowców z Kalifornijskiego Instytut Technologicznego (Caltech) oraz University of Nevada, dowiadujemy się, że większość owadów lata prawdopodobnie dzięki temu, iż na krawędzi natarcia ich skrzydeł tworzą się wiry. Pozostają one „uczepione” do skrzydeł, generując siłę nośną niezbędną do lotu. U tych gatunków, których lot udało się zbadać, amplituda uderzeń skrzydłami była duża, a większość siły nośnej było generowanej w połowie uderzenia.
      Natomiast w przypadku pszczół, a trzmiele są pszczołami, wygląda to nieco inaczej. Autorzy badań wykazali, że pszczoła miodna charakteryzuje się dość niewielką amplitudą, ale dużą częstotliwością uderzeń skrzydłami. W ciągu sekundy jest tych uderzeń aż 230. Dodatkowo, pszczoła nie uderza skrzydłami w górę i w dół. Jej skrzydła poruszają się tak, jakby ich końcówki rysowały symbol nieskończoności. Te szybkie obroty skrzydeł generują dodatkową siłę nośną, a to kompensuje pszczołom mniejszą amplitudę ruchu skrzydłami.
      Obrany przez pszczoły sposób latania nie wydaje się zbyt efektywny. Muszą one bowiem uderzać skrzydłami z dużą częstotliwością w porównaniu do rozmiarów ich ciała. Jeśli przyjrzymy się ptakom, zauważymy, że generalnie, rzecz biorąc, mniejsze ptaki uderzają skrzydłami częściej, niż większe. Tymczasem pszczoły, ze swoją częstotliwością 230 uderzeń na sekundę muszą namachać się więcej, niż znacznie mniejsza muszka owocówka, uderzająca skrzydłami „zaledwie” 200 razy na sekundę. Jednak amplituda ruchu skrzydeł owocówki jest znacznie większa, niż u pszczoły. Więc musi się ona mniej napracować, by latać.
      Pszczoły najwyraźniej „wiedzą” o korzyściach wynikających z dużej amplitudy ruchu skrzydeł. Kiedy bowiem naukowcy zastąpili standardowe powietrze (ok. 20% tlenu, ok. 80% azotu) rzadszą mieszaniną ok. 20% tlenu i ok. 80% helu, w której do latania potrzebna jest większa siła nośna, pszczoły utrzymały częstotliwość ruchu skrzydeł, ale znacznie zwiększyły amplitudę.
      Naukowcy z Caltechu i University of Nevada przyznają, że nie wiedzą, jakie jest ekologiczne, fizjologiczne i ekologiczne znaczenie pojawienia się u pszczół ruchu skrzydeł o małej amplitudzie. Przypuszczają, że może mieć to coś wspólnego ze specjalizacją w kierunku lotu z dużym obciążeniem – pamiętajmy, że pszczoły potrafią nosić bardzo dużo pyłku – lub też z fizjologicznymi ograniczeniami w budowie ich mięśni. W świecie naukowym pojawiają się też głosy mówiące o poświęceniu efektywności lotu na rzecz manewrowości i precyzji.
      Niezależnie jednak od tego, czego jeszcze nie wiemy, wiemy na pewno, że pszczoły – w tym trzmiele – latają zgodnie z prawami fizyki, a mit o ich rzekomym łamaniu pochodzi sprzed około 100 lat i czas najwyższy odłożyć go do lamusa.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...