Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Odkryto klasztor, w którym może znajdować się grób potężnej anglosaskiej królowej

Rekomendowane odpowiedzi

We wsi Cookham w Berkshire w Wielkiej Brytanii odkryto zaginiony anglosaski klasztor, w którym prawdopodobnie pochowano Cynethryth, jedyną anglosaską królową uwiecznioną na monetach. Dotychczas naukowcy z University of Reading znaleźli drewniane pozostałości budynków, w których mieszkali mnisi i mniszki oraz liczne obiekty, jak naczynia, resztki jedzenia, bransoletę z brązu i szpilkę do ubrania.

Klasztor ten był jednym z wielu wybudowanych u brzegów Tamizy, która stanowiła wówczas ważny szlak handlowy. Znajdował się on na granicy pomiędzy królestwami Mercji i Wessex.

Ze źródeł pisanych wiemy, że Cynethryth była królową Mercji, żoną króla Offy, który stworzył najpotężniejsze anglosaskie królestwo w historii. Nie wiemy, kiedy Cynethryth wyszła za Offę. Po raz pierwszy w dokumentach dotyczących nadań i przywilejów pojawia się ona w 770 roku. Do roku 780 jest już tytułowana Cyneðryð Dei gratia regina Merciorum (Cynethryth, z Bożej Łaski królowa Mercjan).

Srebrne monety z wizerunkiem władczyni są czymś wyjątkowym nie tylko w anglosaskiej Anglii, ale i w Europie Zachodniej w tym okresie.

Cynethryth nie była tylko żoną swojego męża. Była rzeczywistą władczynią. W nadawanych przywilejach królewskich jest wymieniana obok Offy, prawdopodobnie była patronką opactwa Chertsey, a papież Adrian I, wynosząc Hygeberhta, biskupa Lichfield do godności arcybiskupiej, napisał w tej sprawie list do Offy i Cynethryth. Podobnie zresztą Karol Wielki, pisząc do swojego angielskiego odpowiednika, wymienia króla Offę i królową Cynethryth, nadając im tym samym jednakowy status.

Wiemy, że Offa zmarł w 796 roku, a Cynethryth wstąpiła do klasztoru w Cookham, zostając jego ksieni. Królowa żyła jeszcze w 798 roku.

Wstępne wykopaliska na terenie odnalezione klasztoru wskazują, że wybudowano go podobnie jak stojący w pobliżu średniowieczny kościół, w którym przetrwały resztki anglosaskich murów. Obie budowle powstały na wyniesieniu terenu, co chroniło je przed częstymi wylewami rzeki.

Gabor Thomas, archeolog, który kieruje wykopaliskami, mówi, że zaginiony klasztor w Cookham od dawna intrygował historyków. Powstało wiele teorii odnośnie jego lokalizacji. Udało się nam rozwiązać tę zagadkę.

Uczony dodaje, że pomimo udokumentowanych związków tego klasztoru z dworem królewskim, nie wiemy niemal niczego o tym, jak wyglądało życie w klasztorze czy jego okolicach. Brak nam bowiem dowodów archeologicznych. Przedmioty, które znajdujemy pozwalają nam na odtworzenie, jak mnisi i mniszki się ubierali, jedli i pracowali. To rzuci nowe światło na anglosaskie klasztory.

Zdaniem Thomasa, istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że Cynethryth została pochowana na terenie klasztoru. Archeolodzy chcą kontynuować badania w przyszłym roku.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dzieci niejednokrotnie osiągają więcej, niż ich rodzice, ale to to, czego dokonał 10-letni George Henderson można z powodzeniem zaliczyć do rekordów w kategorii „syn pokonał ojca”. W ciągu zaledwie 10 minut chłopiec dokonał odkrycia, które przyćmiło wszystko, czym mógł się poszczycić jego ojciec przez ostatnich 20 lat.
      W pewien listopadowy dzień ubiegłego roku Paul Henderson wziął udział w zorganizowanej przez detektorystów charytatywnej zbiórce na rzecz pogotowia lotniczego w Woodbridge. Na imprezę zabrał ze sobą 10-letniego syna, Georga. Po dziesięciu minutach spaceru wykrywacz George'a zasygnalizował znalezisko. Kilkanaście centymetrów pod powierzchnią chłopiec trafił na pochodzącą z XIII wieku owalną pieczęć przedstawiającą Dziewicę z Dzieciątkiem. Widnieje na niej łaciński napis „Pieczęć przeora Adama z klasztoru i zakonu kanoników regularnych w Butley".
      Klasztor w Butley, zwany czasem Opactwem Butley, został ufundowany w 1171 roku przez Ranulfa de Glanville, głównego ministra króla Henryka II. Był klasztorem kanoników regularnych św. Augustyna, poświęconym Błogosławionej Dziewicy Maryi. Adam był przeorem w latach 1219–1235, co oznacza, że wykonana ze stopu miedzi pieczęć liczy sobie nieco ponad 800 lat.
      Niezwykłe znalezisko zostało wczoraj (24 marca), wystawione na aukcję przez dom aukcyjny Hansons Auctioneers. Aukcja właśnie się zakończyła. Pieczęć została sprzedana za 4000 funtów kolekcjonerowi z Suffolk. Zgodnie z prawem kwotą podzielą się znalazca i właściciel terenu, na którym dokonano odkrycia.
      Ojciec Georga, Paul Henderson, szklarz z Sutton, mówi, że dla mnie i Georga ważniejsza od wartości materialnej jest wartość historyczna pieczęci. To najbardziej ekscytujące znalezisko, z jakim mieliśmy do czynienia.
      George ma do czynienia z wykrywaczem metali od piątego roku życia. Ale nie zawsze biorę go ze sobą. Dotychczas znalazł jedną czy dwie interesujące rzeczy. Gdy tylko wykopał pieczęć, wiedział, że to coś niezwykłego, ale nie wiedział, co to. Ja rozpoznałem w tym średniowieczną pieczęć, ale nie zdawałem sobie sprawy, jak jest ona ważna i cenna. Gdy impreza dobiegła końca, George odłożył pieczęć na bok, ale ludzie zaczęli przychodzić i pytać, co to jest. George zainteresował się wówczas bardziej swoim znaleziskiem.
      Zgodnie z brytyjskim prawem takie znaleziska muszą zostać zgłoszone odpowiednim urzędom, specjaliści oceniają, na ile są one istotne oraz decydują o ich dalszych losach. Pieczęć została uznana za „zabytek o regionalnym znaczeniu". Jestem szczęśliwy, że ją znalazłem, mówi George.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Podczas prac remontowych prowadzonych na strychu klasztornym przemyskich franciszkanów pod deskami podłogi odkryto opakowane w papier trzy późnogotyckie rzeźby. Prawdopodobnie pochodzą one z wyposażenia nieistniejącego już wcześniejszego kościoła. Figury zostały wpisane do rejestru zabytków.
      Jak podkreślono w komunikacie Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków z/s w Przemyślu, rzeźby nie były dotychczas znane i odnotowane w katalogach zabytków miasta, tym bardziej więc odkrycie należy uznać za spektakularne. Wstępna analiza historyczna i porównawcza, opracowana przez dr. hab. Piotra Łopatkiewicza, profesora Karpackiej Państwowej Uczelni w Krośnie, konsultanta naukowego krakowskiej ASP, określiła datowanie i poprzez analogie środowiska artystyczne, w których rzeźby mogły powstać.
      Najstarsza jest figura świętej Anny Samotrzeć, datowana na przełom lat 60. i 70., a najpóźniej na początek lat 70. XV wieku (1470-75 r.). Pozostałe dwie rzeźby - świętego Mikołaja i Madonny - pochodzą z późniejszego okresu, bo z wieku XVI. Figura św. Mikołaja jest datowana na 1510-15 r., zaś figura Marii na ok. 1530 r.; specjaliści analizują, do jakiego typu ikonograficznego ta ostatnia należy.
      Ze względu na warunki przechowywania stan zachowania rzeźb nie jest dobry; drewno jest przesuszone i nosi ślady działalności owadów. Widoczne są spore niekiedy ubytki polichromii, uszkodzenia gruntów kredowych i warstwy malarskiej. Rzeźby są niekompletne. O ile wśród zapakowanych w oddzielnym zawiniątku fragmentów można znaleźć dłonie Marii i kawałki szaty, o tyle niektórych elementów, w tym pastorału św. Mikołaja, niestety brakuje.
      Wśród zbiorów zakonnych, dużo później, odnaleziono jeszcze jedną niewielką rzeźbę przedstawiającą Dzieciątko Jezus. Wstępna analiza porównawcza sposobu opracowania obu rzeźb, Marii i Dzieciątka, pozwala przypuszczać, że stanowiły one jedną grupę, Maria trzymała na lewej ręce Dzieciątko [...].

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pod wielopiętrowym parkingiem w centrum Gloucester w Wielkiej Brytanii znaleziono ruiny XIII-wiecznego klasztoru karmelitów. Historycy od dawna wiedzieli, że gdzieś w centrum miasta znajdowała się siedziba karmelitów, jednak dokładnej jej lokalizacji nie znano.
      Prace rozbiórkowe prowadzono w ramach rewitalizacji północnej części centrum miasta, tzw. King's Quarter. Miejski archeolog Andrew Armstrong nazwał odkrycie ruin klasztoru „bardzo ekscytującym”, ciesząc się, że udało się w ten sposób określić położenia „dawno utraconego klasztoru”.
      Karmelitanie przez około 300 lat byli ważną częścią Gloucester. Z ich szeregów wywodziło się wielu znakomitych zakonników. Zbadanie i udokumentowanie tego znaleziska pozwoli miastu na odzyskanie ważnego miejsca swojej historii, dodaje Armstrong.
      Dotychczasowe badania wskazują, że klasztor składał się z co najmniej 4 dużych budynków. Były one zbudowane z kamienia lub miały kamienne fundamenty. Grubość niektórych ścian wynosiła 1 metr. Niektóre z większych ścian były ustawione w linii wschód-zachód, co jest typowym rozwiązaniem dla średniowiecznych budynków sakralnych. Archeolodzy znaleźli też resztki podłogi pokrytej kafelkami oraz zaprawą gipsową i pozostałości po kanalizacji.
      W Gloucester istniało wiele zakonów. Miasto zamieszkiwali dominikanie, franciszkanie, augustianie. Znajdował się tam też klasztor św. Oswalda założony przez córkę Alfreda Wielkiego pod koniec IX wieku, którego dzieje sięgają VII wieku i wcześniejszego opactwa św. Piotra założonego przez Osrica, króla Hwicce. Z tych wszystkich zakonów najmniej wiemy o dziejach karmelitów z Gloucester.
      Klasztor karmelitów w Gloucester został założony około 1270 roku, zaś w XV wieku jego większość została zburzona. Jedyne jego ślady zachowały się na starych mapach. Teraz wiemy dokładnie, gdzie został wybudowany.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W najstarszym kompleksie klasztornym kraju południowoczeskiego, w Milevsku, znaleziono tajne przejście wiodące do pomieszczenia, które mogło być średniowiecznym sejfem. Pracujący tam archeolodzy nie wykluczają, że w pomieszczeniu znajdą całość lub część klasztornego skarbu ukrytego przed husytami.
      Lokalna legenda mówi, że podczas wojen husyckich opat klasztoru norbertianów w Milevsku ukrył wszystkie klasztorne kosztowności w pobliskim zamku Příběnice. Husyci w 1420 roku zdobyli i splądrowali zamek, a o skarbach nikt nie słyszał. Podobno zdobywcy mieli je zniszczyć.
      Archeolodzy nie wykluczają teraz, że przynajmniej część skarbów została ukryta na terenie klasztoru, w tajnym pomieszczeniu, na które właśnie natrafili. Co interesujące, wejście do pomieszczenia było od bardzo dawna dobrze widoczne i łatwo dostępne, tylko że... nikt nie wpadł na pomysł, by tam zajrzeć.
      Klasztor, jeden z najwspanialszych przykładów czeskiej architektury romańskiej, został ufundowany w 1187 roku przez lokalnego możnowładcę Jerzego z Milevska. W 1420 roku klasztor został zdobyty i spalony przez husytów. Jego pozostałości przejęła lokalna szlachta. W 1620 roku czescy protestanci ponieśli pod Białą Górą ostateczną klęskę. Katoliccy Habsburgowie odzyskali kontrolę nad krajem, a norbertanie odzyskali swój klasztor. Jednak nigdy nie wrócił on do dawnej świetności.
      Zakonnicy ponownie stracili klasztor w 1785 roku, kiedy to cesarz Józef II rozpoczął proces podporządkowywania lokalnego Kościoła katolickiego państwu. Przez cały XIX i XX wiek popadał on w ruinę. Po obaleniu komunizmu klasztor zwrócono zakonnikom, którzy rozpoczęli jego odbudowę. Teraz, w ramach prac na terenie kościoła św. Idziego dokonano wielu interesujących odkryć. W zachowanych ścianach odkryto liczne nisze czy też przejście na platformę, z której założyciel kościoła brał udział w mszy. Jednak najbardziej interesujące jest to, co znaleziono w zachodniej ścianie kościoła.
      Na wysokości 3 metrów nad ziemią widać było tam otwór. Niegdyś został on zamurowany i gdyby nie fakt, że w dalekiej przeszłości ktoś usunął blokadę, do dzisiaj by go zapewne nie odkryto. Dotychczas jednak nikomu nie przyszło do głowy, by tam zajrzeć. Zrobili to dopiero archeolodzy pracujący nad renowacją klasztoru. A gdy przystawili drabinę i oświetlili otwór okazało się, że skrywa on korytarz o wymiarach 90x60 centymetrów. Skorzystali więc z pomocy speleologów i weszli do środka.
      Dzięki temu przekonali się, że korytarz ma długość około sześciu metrów i prowadzi do pomieszczenia o wymiarach około 2,5x2,2x1,25 metra. W dużej mierze jest ono zasypane odpadkami, a z powodu epidemii koronawirusa na razie nie zostało ono oczyszczone.
      Początkowo niektórzy specjaliści sądzili, że pomieszczenie było więzieniem. Jednak brak tam śladów jakichkolwiek krat czy drzwi. Ponadto dostęp do pomieszczenia jest bardzo utrudniony, więc hipotezę o więzieniu porzucono. Najbardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza o tajnym miejscu ukrycia kosztowności. W tunelu znaleziono belkę, a datowanie ujawniło, że pochodzi ona z drzewa ściętego w 1483 roku. Jednak elementy architektoniczne wskazują, że i korytarz i pomieszczenie są znacznie młodsze.
      Nie wiadomo, jakie mogło być oryginalne przeznaczenie pomieszczenia. Jednak archeolodzy mają nadzieję, że to właśnie tam opat ukrył przed husytami skarby zakonu i że część z nich znajdą po usunięciu rumowiska. Przypominają, że w podobnym tajnym pomieszczeniu w katedrze św. Wita były przechowywane przez jakiś czas czeskie klejnoty koronacyjne.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W zimie z 2017 na 2018 r. liczba kolonii pszczół spadła o 16% - ustalił międzynarodowy zespół naukowców, pracujący pod przewodnictwem specjalistów z University of Strathclyde. Analiza objęła 25.363 pszczelarzy z 36 krajów.
      Okazało się, że z 544.879 kolonii zarządzanych na początku zimy stracono 89.124. Zadziałała kombinacja czynników, w tym warunki pogodowe, nierozwiązywalne problemy związane z królową czy katastrofa naturalna.
      W Portugalii, Irlandii Północnej, Anglii i we Włoszech straty wynosiły ponad 25%, podczas gdy np. na Białorusi, w Izraelu i Serbii nie przekraczały one 10%. Odnotowano również znaczące zróżnicowanie wewnątrz pewnych krajów, w tym w Niemczech, Szwecji oraz Grecji.
      Ogólny wskaźnik utraty spadł z 20,9% w 2016-17, ale nadal był wyższy od 12,0% z 2015-16. W Szkocji wskaźnik strat ogółem rósł na przestrzeni tych 3 lat i wynosił, odpowiednio, 18,0%, 20,4% i 23,7%.
      Hodowcy, którzy przenieśli swoje kolonie w sezonie pożytkowym, by zyskać dostęp do nowych roślin albo do zapylania, doświadczyli mniejszych strat niż ci, którzy trzymali pszczoły w jednym miejscu. Hodowle na mniejszą skalę doświadczyły większych strat niż większe przedsięwzięcia.
      Badanie objęło 33 kraje z Europy, a także Algierię, Izrael i Meksyk. Jego wyniki ukazały się w Journal of Apicultural Research. Autorami są naukowcy należący do grupy monitorującej utratę pszczół w ramach międzynarodowego stowarzyszenia COLOSS (Instytut Zdrowia Pszczół na Uniwersytecie w Bernie).
      Utrata kolonii pszczół to bardzo skomplikowana kwestia. [...] Obserwujemy pszczoły zimą, ale to, co się z nimi dzieje, może być częściowo zdeterminowane warunkami panującymi zeszłego lata - opowiada dr Alison Gray i dodaje, że wiele kolonii znika przez problemy związane z królową, która może zniknąć lub nie składa zapłodnionych jaj. Pszczołom zagraża też m.in. wywoływana przez pajęczaki Varroa destructor warroza.
      Naukowcy podzielili rośliny, które pszczoły odwiedzają, zbierając pyłek i nektar, na 6 kategorii: sady, rzepak, kukurydza, słonecznik, wrzosy i jesienne rośliny pastewne.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...