Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Geografia determinuje przeżycie dzieci z wadami wrodzonymi

Rekomendowane odpowiedzi

Przeżycie noworodka z wadą wrodzoną zależy od tego, gdzie się urodził. Dowiedli tego naukowcy z 74 krajów, badając blisko 4 tys.dzieci z wrodzonymi wadami. W międzynarodowym badaniu udział wzięli także naukowcy z UMW.

W międzynarodowym badaniu Global PaedSurg Collaborative Study opublikowanym w The Lancet, w którym wzięli udział także badacze z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, zbadano ryzyko śmierci prawie 4 tys. dzieci z wadami wrodzonymi urodzonych w 264 szpitalach na całym świecie.

Dzięki kooperacji naukowców z całego świata udało nam się wykazać, że dzieci z wadami wrodzonymi przewodu pokarmowego mają ok. 40 proc. ryzyko zgonu w krajach o niskim dochodzie – wyjaśnia prof. dr hab. Dariusz Patkowski, z Kliniki Chirurgii i Urologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Jeśli jednak porównamy te wyniki do krajów zamożniejszych, to okazuje się że to ryzyko spada do 20 proc. w krajach średniozamożnych i do zaledwie 5 proc. w krajach o najwyższych dochodach.

Naukowcy porównali m.in. noworodki z wytrzewieniem wrodzonym, wadą, przy której zauważa się największą różnicę w śmiertelności. Nawet 90 proc. dzieci z tym schorzeniem umiera w krajach o niskim dochodzie, w porównaniu z jedynie 1 proc. zgonów w krajach o wysokim dochodzie. W tych ostatnich, większość dzieci z wytrzewieniem wrodzonym będzie mogła wieść normalne życie.

Geografia nie powinna determinować wyników leczenia dzieci z wadami, które podlegają leczeniu chirurgicznemu – mówi dr Naomi Wright, która poświęciła ostatnie cztery lata na badanie rozbieżności w wynikach leczenia na świecie. Celem Zrównoważonego Rozwoju jest wyeliminowanie możliwych do uniknięcia zgonów noworodków i dzieci poniżej 5 roku życia do roku 2030. Nie da się tego osiągnąć bez pilnych działań na rzecz poprawy opieki chirurgicznej nad dziećmi w krajach o niskim i średnim dochodzie.

Międzynarodowy zespół naukowców podkreśla potrzebę skupienia się na poprawie opieki chirurgicznej nad noworodkami w krajach o niskim i średnim dochodzie na całym świecie.

W ciągu ostatnich 25 lat udało się znacząco zmniejszyć śmiertelność dzieci poniżej 5. roku życia poprzez zapobieganie i leczenie chorób zakaźnych – podkreśla prof. Dariusz Patkowski. Zbyt mało natomiast medycyna w globalnym ujęciu skupiała się na poprawie opieki chirurgicznej nad dziećmi. Dlatego rośnie odsetek zgonów w przypadku chorób wymagających interwencji chirurgicznej. A należy podkreślić, że wady wrodzone są obecnie piątą najczęstszą przyczyną zgonów dzieci poniżej 5. roku życia na świecie, przy czym większość zgonów ma miejsce w okresie noworodkowym.

Co ważne, w krajach wysokorozwiniętych większość kobiet w trakcie ciąży jest pod stałą kontrolą lekarza i jest poddawanych badaniom USG w celu szybkiego wykrycia ewentualnych wad wrodzonych. Podejrzenie ich wystąpienia umożliwia kobiecie poród w szpitalu z dostępną opieką chirurgiczną, aby dziecko mogło otrzymać pomoc zaraz po urodzeniu. W krajach mniej zamożnych natomiast dzieci z takimi samymi schorzeniami często docierają do chirurga z opóźnieniem i już w złym stanie klinicznym, co znacząco zwiększa ryzyko zgonu.

Badanie podkreśla również znaczenie opieki okołooperacyjnej w ośrodku chirurgicznym.  Dostępu do respiratorów i żywienia pozajelitowego znacząco zwiększa szansę na przeżycie noworodków z poważnymi schorzeniami. Z większym ryzykiem zgonu naukowcy wiążą także brak wykwalifikowanego personelu anestezjologicznego i niestosowanie kontrolnych list bezpieczeństwa w czasie operacji.

Jak wykazali naukowcy poprawa przeżywalności noworodków w krajach o niskim i średnim dochodzie musi objąć trzy kluczowe elementy:
– doskonalenie diagnostyki przedporodowej i poród w szpitalu z zapleczem dziecięco-chirurgicznym,
– poprawę opieki chirurgicznej nad dziećmi urodzonymi w szpitalach powiatowych i zapewnienie bezpiecznego i szybkiego transportu do dziecięcego centrum chirurgicznego,
– poprawę opieki okołooperacyjnej w dziecięcym centrum chirurgicznym.

Badacze przyznają, że wymaga to sprawnej współpracy i planowania pomiędzy zespołami położniczymi, neonatologicznymi i chirurgicznymi w centrach chirurgicznych dla dzieci, jak również edukacji i nawiązywania kontaktów ze szpitalami referencyjnymi. Przekonują tym samym, że obok lokalnych inicjatyw, opieka chirurgiczna nad noworodkami i dziećmi musi być włączona do krajowej i międzynarodowej polityki w zakresie ochrony zdrowia dzieci i nie powinna być dłużej zaniedbywana w kontekście globalnego zdrowia.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co to znaczy że "geografia nie powinna mieć wpływu" ???? - taka rzeczywistość trwa od zawsze i winę nie ponosi za to globus - tylko rozwój społeczeństw - a więc to nie geografia tylko rozwój jest przyczyną - źle postawiona teza. Z geografią nie możemy walczyć z opóźnieniem rozwoju wielu państwa tak, ale  w to wchodzi olbrzymia masa spraw - począwszy od zatrzymania różnych hunt wojskowych, przez zatrzymanie nachalnych korporacji czerpiących zyski kolonialne, aż do rozważenie co należy zachować w rodzimej kulturze a co usunąć. Np. Czy paleniska w chatach glinianych w Mozambiku to kultura czy tylko opóźnienie w rozwoju? Czy traktowanie dzieci jako przedmiotu handlu to rdzenna kultura plemion Indian amazońskich, czy dzikość, którą należy wyplenić? To nie jest takie proste jak chcą autory badań.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To akurat jest proste - większe dochody to mniejsza śmiertelność w takich przypadkach. Niczego nie musimy hamować, wypleniać celowo. Prawdopodobnie dostęp do medycyny zwiększa się dość automatycznie wraz z wysokością dochodów. Wszystko inne, w tym to o czym piszesz może chwilowo i lokalnie zaburzać tę zależność, ale opisana reguła globalnie dalej istnieje. Tylko, że to niewiele wnosi, bo wymagałoby celowego i szybkiego podniesienia zamożności całych społeczeństw... To tylko potwierdzenie dość oczywistej i intuicyjnej reguły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
15 godzin temu, Ergo Sum napisał:

i winę nie ponosi za to globus - tylko rozwój społeczeństw - a więc to nie geografia tylko rozwój jest przyczyną - źle postawiona teza.

Czy aby na pewno? Przynajmniej w niektórych przypadkach. To co powiesz o geografii Sahelu, rozumianego jako podbrzusze Sahary, zwłaszcza tego odciętego od oceanów? Niezwykle niskie opady połączone z ekstremalnie wysokimi temperaturami i powszechne zjawisko lateryzacji gleby? Długotrwale susze wynikłe ze zwiększonej ilości chmur powstałych w wyniku ogromnej  ilości pyłów w atmosferze, z jednocześnie zmniejszonym parowaniem? W takim Burkina Faso to nawet nie ma prawie w ogóle złóż naturalnych. Z każdej strony wiat w oczy...Jak te społeczeństwa miały  się rozwijać? 

A nawet jak śpią na potężnych bogactwach naturalnych jak np. syberyjscy Nieńcy? Przez wieki nie mieli o tym pojecia, bo skrajnie trudne warunki pólnocnej Syberii uniemożliwiły im rozwój ponad niewielkie, koczownicze społeczeństwa, prowadzące łowiecko-zbieracki tryb życia, z dosyć luźną gospodarką hodowli renów. Dopiero człowiek sowiecki, który swą potęge budował w dużo bardziej stabilnych warukach geograficznych, odkrył i zaczął wykorzystywać  przebogate złoża gazu, węgla kamiennego, rud niklu, miedzi, platyny. Oczywiście owa potęga była budowana w znacznej mierze na nieludzkim, niewolniczym systemie pracy. Ale to już inna historia. 

Edytowane przez venator

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 godzin temu, venator napisał:

Czy aby na pewno? Przynajmniej w niektórych przypadkach.

OK, w niektórych przypadkach geografia odgrywa dużą rolę uniemożliwiającą rozwój. Z drugiej strony zapewne bez problemu znajdziemy inne "niektóre przypadki", gdy pomimo kiepskich warunków geograficznych, zwłaszcza braku dużych złóż naturalnych, krajowi udało się osiągnąć dość wysoki poziom rozwoju/zamożności (będę strzelał, że przykładowo: "tygrysy azjatyckie", Japonia, Szwajcaria). Więc pewnie wychodzi na to, że czynnikiem determinującym jest rozwój, czasem wspierany warunkami geograficznymi, czasem pomimo nich, ale jednak rozwój.

P.S. BTW czy z geografii nie powinno przypadkiem wynikać, że duży kraj w Europie Środkowej, położony pomiędzy Niemcami a Rosją, powinien być "z automatu" zamożny? Jakie duże możliwości zarabiania jako pośrednik, tworzenia kanałów handlowych pomiędzy jednymi i drugimi itp. (jeszcze tu trzecie Chiny można by dorzucić). A cosik mu to dość "średnio" wychodzi ;)

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W klasycznym ujęciu Linii Brandta, świat dzielimy na Globalną Północ i Globalne Południe, inaczej kraje rozwinięte (Północ) i nierozwinięte (Południe):

437px-The_Brandt_Line.png

Linia jest nieostra i od czasów gdy powstała ta teoria, sporo się zmieniło, bywała także poddawana ostrej krytyce. Kraje takie jak Singapur (zwłaszcza), Malezja, Tajwan, Korea Płd,  być może niektóre kraje Ameryki Pd, ewoluowały w kierunku Globalnej Północy, a kraje takie jak Ukrainia czy Mołdawia w kierunku Globalnego Południa. Kłopotliwa jest klasyfikacja bogatych w petrodolary państw islamskich (arabskich czy sułtanatu Brunei), które przy bardzo wysokim PKB tak nominalnym jak  i per capita, w wielu przypadkach charakteryzują się wysokim rozwarstwieniem społecznym czy bardzo ograniczonymi swobodami obywatelskimi . Można dyskutować o poszczególnych krajach - każdy ma na swoją historię rozwoju - ale jedno się nie zmienia - od 200 lat znaczna część afrykańskich krajów stoi niemal w miejscu. Sahel, Róg Afryki, strefa przejściowa pomiędzy środkową a południową Afryką, to jedna z najbardziej zacofanych, biednych krajow świata.

Cechą charakterystyczną są tam trudne, niekorzystne warunki klimatyczne, izolacja geograficzna, które bardzo stopowały rozwój rozwiniętych struktu rpaństwowych. Po erze kolonialnej powstały państwa, na ogół oparte na prymitywnych stosunkach plemienno-religijnych. Do tego doszła rewolucja demograficzna, jako pochodna wprowadzenia masowych szczepień na polio, no i się zaczęła katastrofa.

Determinantem bogactwa Globalnej Północy były zdobycze rewolucji przemysłowej. Rewolucja zaistniała wskutek kilku czynników. Rozwijącego się kapitalizmu, którego podstawą był handel morski - Europa, zwłaszcza zachodnia to w sumie olbrzymi pólwysep (warunki geograficzne). Do tego klimat sprzyjający zdywersyfikowanemu rolnictwu (warunki geograficzne). Po trzecie - dostęp do paliw kopalnych (warunki geograficzne). Te ostanie zostały wykorzystane w chwili ochłodzenia klimatu - mała epoka lodowcowa. Już pisałem kiedyś o tym na forum. Konieczność coraz głębszego fedrowania zmusiła przedsiębiorców do usprawnienia produkcji, co w efekcie doprowadziło do powstania pierwszych maszyn parowych. Dalej już poszło.

Tygrysy azjatyckie, państwa, które w 2 poł. XX w. odniosły największy sukces (Izrael, Singapur, Tajwan, Korea Płd, Japonia), korzystały ze zdobyczy świata anglosaskiego, które usprawniły na swój sposób i wytworzyły specyficzny ustrój, z silną pozycją państwa. A poza tym każde z nich ma dostęp do morza. 

21 godzin temu, darekp napisał:

P.S. BTW czy z geografii nie powinno przypadkiem wynikać, że duży kraj w Europie Środkowej, położony pomiędzy Niemcami a Rosją, powinien być "z automatu" zamożny? Jakie duże możliwości zarabiania jako pośrednik, tworzenia kanałów handlowych pomiędzy jednymi i drugimi itp. (jeszcze tu trzecie Chiny można by dorzucić). A cosik mu to dość "średnio" wychodzi ;)

Globalnie nie jest tak źle, w PKB mieścimy się  w pierwszej, światowej ćwierci. Poza tym od niedawna zaliczani jesteśmy do kraju wysokorozwiniętego. Dla większości Ziemian, Polska jawi się jako kraj może nie bogaty, ale dosyć zamożny.  Punkt widzenia zawsze zależy od punktu siedzenia. 

No ale zawsze mogłoby być lepiej - to szerokie pole do dyskusji - zwracam jednak uwagę  na pewną rzecz,  o którym mimochodem wspomniałeś - "położony pomiędzy Niemcami a Rosją,". To geograficzny aspekt, terytorialnej ekspansji tych dwóch państw, z których jedno chciało na wschód, drugie na zachód. ;) A Szwajcaria? Położenie geograficzne zapewniło jej 200 lat neutralności i pokoju i zmusiło do dużej konkurencyjności gospodarczej. 

ps. Z państw europejskich, w dyskutowanym temacie,  bardzo imponować może historia Finlandii. 

 

 

Edytowane przez venator

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Jeśli chcemy lepiej zrozumieć warunki rozwoju, do jakich dzieci mogą być najlepiej przystosowane, powinniśmy przyjrzeć się łowcom-zbieraczom, uważają autorzy artykułu opublikowanego na łamach Journal of Child Psychology and Psychiatry. W końcu, jak przypominają, H. sapiens przez ponad 95% swojej historii był łowcą-zbieraczem.
      Zdaniem doktorów Nikhila Chudhary'ego i Annie Swanepoel badania nad dziećmi łowców-zbieraczy mogą poprawić warunki, w jakich żyją dzieci w krajach rozwiniętych.
      Badacze zauważają, że większa intensywność kontaktu bezpośredniego, dotyku, większa sieć osób opiekujących się dzieckiem mogą być korzystne dla rozwiniętych społeczeństw. A dla dziecka korzystne będzie więcej kontaktu z innymi dziećmi oraz bardziej aktywna edukacja w grupach składających się z dzieci w różnym wieku. Dlatego też antropolog ewolucyjny Chaudhary i psychiatra dziecięca Swanepoel wzywają do podjęcia badań nad zdrowiem psychicznym dzieci w społecznościach łowiecko-zbierackich.
      Uczeni zauważają, że dzieci z takich społeczeństw prowadza zupełnie inny tryb życia niż dzieci z krajów rozwiniętych. Spotykają się też z wieloma wyzwaniami i trudnościami, jakich nie doświadczają ich rówieśnicy z naszej części świata, dlatego też ich dzieciństwa nie należy idealizować.
      Naukowcy opisali zaobserwowane przez siebie różnice, które mogą znacząco wpływać na dobrostan dzieci. Zauważyli, że dzieci w krajach rozwiniętych mają niewiele kontaktu fizycznego z innymi ludźmi. Na przykład w Bostwanie w plemieniu !Kung dzieci w wieku 10-20 tygodni aż przez 90% dnia mają fizyczny kontakt z innym człowiekiem, a gdy płaczą to w niemal 100% otoczenie reaguje, najczęściej je przytulając i pocieszając. Krzyczenie czy upominanie płaczącego dziecka są tam niezwykle rzadkie. Tak wielkie zwracanie uwagi na dziecko jest możliwe, gdyż bardzo dużą rolę w opiece odgrywają inni ludzie niż rodzice.
      W wielu społecznościach zbieracko-łowieckich bardzo rozpowszechnione jest allorodzicielstwo, kiedy to osoby inne niż rodzice opiekują się dziećmi. Allorodzice zajmują się nimi przez połowę czasu. Na przykład wśród Efe w DRK dziecko przed osiągnięciem 18 tygodnia życia ma średnio 14 opiekunów dziennie, a opieka nad nim jest przekazywana średnio 8-krotnie w ciągu godziny.
      Obecnie rodzice mają znacznie mniej pomocy w opiece nad dzieckiem ze strony sieci rodziny i znajomych niż prawdopodobnie mieli w czasie całej ewolucyjnej historii człowieka. Ta różnica może wytwarzać presję ewolucyjną, która jest szkodliwa i dla dzieci i dla opiekunów, mówi Chaudhary. Dostępność innych opiekunów może zmniejszać zarówno poziom stresu w rodzinie, jak i ryzyko depresji u matki, które mają bardzo negatywny wpływ na dobrostan i rozwój dziecka, dodaje uczony.
      Autorzy badań podkreślają, że allorodzicielstwo to jedna z kluczowych cech adaptacyjnych człowieka i jest czymś przeciwnym niż proponowane obecnie intensywne macierzyństwo, zakładające, że matki powinny samodzielnie zajmować się dziećmi. Taka narracja może prowadzić do wyczerpania matki i mieć niebezpieczne konsekwencje, mówią Chaudhary i Swanepoel.
      Generalnie rzecz ujmując, w społecznościach łowiecko-zbierackich dziećmi opiekuje się olbrzymia liczba osób, nierzadko na dziecko przypada więcej niż 10 opiekunów. Tymczasem w krajach rozwiniętych zasady opieki są zupełnie inne, nawet w miejscach nastawionych na opiekę nad dziećmi. Na przykład brytyjskie Ministerstwo Edukacji wymaga, by w żłobkach przypadał 1 opiekun na 3 dzieci w wieku do 2 lat i 1 opiekun na 4 dzieci w wieku 2-3 lat. Niemowlęta i dzieci w wieku poniemowlęcym w społecznościach łowców-zbieraczy mają w najbliższym otoczeniu licznych opiekunów. Z punktu widzenia dziecka ta bliskość i interakcja są zupełnie czymś innym niż to, czego doświadczają dzieci w Wielkiej Brytanii. Jeśli dziećmi będzie zajmowało się jeszcze mniej osób niż obecnie, musimy rozważyć możliwość, że odbędzie się to ze szkodą dla dzieci, uważają naukowcy.
      U łowców-zbieraczy dzieci odgrywają znacznie większą rolę w opiece nad niemowlętami niż w społeczeństwach rozwiniętych. W niektórych miejscach już czterolatkowie opiekują się młodszymi dziećmi i potrafią dobrze to robić, a czymś normalnym jest dziecko, które przed osiągnięciem wieku nastoletniego zajmuje się niemowlętami. Tymczasem w krajach rozwiniętych zaleca się, by opiekunem niemowlęcia był co najmniej starszy nastolatek. W krajach rozwiniętych dzieci mają dużo zajęć w szkole i mniej możliwości do opiekowania się innymi dziećmi. Powinniśmy co najmniej rozważyć opiekę nad niemowlętami przez starsze rodzeństwo, dzięki czemu będzie mogło ono rozwinąć swoje umiejętności społeczne, wyjaśnia Chaudhary.
      Autorzy badań zauważają też, że w społecznościach łowiecko-zbierackich rzadko mamy do czynienia z takim modelem nauczania, jak u nas. Najczęściej dzieci uczą się poprzez obserwację i naśladowanie. A dzieci w wieku 2-16 lat dużą część czasu spędzają w grupach o mieszanym wieku bez nadzoru dorosłych. Uczą się od siebie nawzajem, nabywając wiedzę i nowe zdolności poprzez zabawę i eksplorację. Tam nauka i zabawa to jedność. W krajach rozwiniętych czynności te są wyraźnie rozdzielone.
      Uczenie się w klasach jest czymś obcym temu, jak człowiek uczył się przez niemal całą swoją historię. Oczywiście naukowcy zauważają, że umiejętności potrzebne w społeczeństwie łowiecko-zbierackich są zupełnie inne od tego, co jest potrzebne w gospodarkach rynkowych, gdzie nauka w klasach jest niezbędna. Jednak dzieci mogą posiadać pewne psychologiczne cechy odnośnie bardziej naturalnego sposobu nauczania, które można by wykorzystać również w krajach rozwiniętych, stwierdzają.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od marca bieżącego roku w 35 krajach na świecie, w tym i w Polsce, odnotowano ponad 1000 przypadków zachorowania na ciężkie zapalenie wątroby u dzieci. Jako pierwsza świat zaalarmowała Szkocja, w której tylko w marcu i kwietniu odnotowano aż 13 takich przypadków, podczas gdy zwykle w ciągu całego roku odnotowuje się nie więcej niż 4. Szybko okazało się, że podobne wzrosty odnotowano też w Anglii i USA, a w maju informowaliśmy, że choroba dotarła też do Polski.
      Zdecydowana większość przypadków dotyczyła dzieci poniżej 5. roku życia. Większość z nich wyzdrowiała, chociaż u niektórych konieczne były przeszczepy wątroby. Odnotowano też przypadki zgonów.
      Naukowcy z University College London, Great Ormond Street Hospital for Children oraz University of Glasgow donieśli właśnie, że udało im się określić przyczynę zachorowań. W dwóch różnych badaniach stwierdzili oni, że najbardziej prawdopodobną przyczyną jest dependowirus AAV2 (adeno-associated virus 2). Ten znany dotychczas jako nieszkodliwy wirus należy do rodziny Parvoviridae. Dependowirusy zawdzięczają swoją nazwę faktowi, że ich cykl replikacyjny zależy od wirusa wspomagającego, którym jest adenowirus lub wirus herpes. AAV2 był obecny w tkance 96% osób badanych w ramach obu studiów. Dlatego też naukowcy sądzą, że tajemnicze ostre zapalenie wątroby u dzieci to skutek jednoczesnej infekcji AAV2 i adenowirusem. Znacznie rzadziej znajdowano zaś AAV2 i wirusa herpes HHV6.
      Mimo że wciąż nie odpowiedzieliśmy na cześć pytań dotyczących przyczyny nagłego wzrostu liczby przypadków ostrego zapalenia wątroby, mamy nadzieję, że uzyskane przez nas wyniki uspokoją rodziców, którzy martwili się, że przyczyną zachorowań jest COVID-19. Nie znaleźliśmy żadnego bezpośredniego związku pomiędzy tą chorobą a zarażeniem SARS-CoV-2. Widzimy za to, że najsilniejszym biomarkerem badanych przypadków zachorowań jest obecność AAV2 w wątrobie i/lub we krwi, mówi profesor Judith Breuer z UCL. Dodatkowo obecność HHV6 i adenowirusa w zniszczonych wątrobach pięciorga dzieci, które wymagały przeszczepu stawia pytanie o rolę współistniejących infekcji tymi trzema wirusami w najcięższych przypadkach, dodaje uczona.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wirusolodzy od dawna wiedzą o niezwykłym zjawisku dotyczącym wirusów atakujących drogi oddechowe. Dla patogenów tych naturalnym środowiskiem są ciepłe i wilgotne drogi oddechowe. Ich względna wilgotność wynosi zwykle 100%. Wystawienie na bardziej suche powietrze poza organizmem powinno szybko niszczyć wirusy. Jednak wykres czasu ich przeżywalności w powietrzu układa się w literę U.
      Przy wysokiej wilgotności wirus może przetrwać dość długo, gdy wilgotność spada, czas ten ulega skróceniu, ale w pewnym momencie trend się odwraca i wraz ze spadającą wilgotnością powietrza czas przetrwania wirusów... zaczyna się wydłużać.
      Naukowcy od dawna zastanawiali się, dlaczego przeżywalność wirusów zaczyna rosnąć, gdy względna wilgotność powietrza zmniejszy się do 50–80 procent. Odpowiedzią mogą być przejścia fazowe w ośrodku, w którym znajdują się wirusy. Ray Davis i jego koledzy z Trinity University w Teksanie zauważyli, że w bogatych w białka aerozole i krople – a wirusy składają się z białek – w pewnym momencie wraz ze spadkiem wilgotności zachodzą zmiany strukturalne.
      Jedna z dotychczasowych hipotez wyjaśniających kształt wykresu przeżywalności wirusów w powietrzu o zmiennej wilgotności przypisywała ten fenomen zjawisku, w wyniku którego związki nieorganiczne znajdujące się w kropli, w której są wirusy, w miarę odparowywania wody migrują na zewnątrz kropli, krystalizują i tworzą w ten sposób powłokę ochronną wokół wirusów.
      Davis i jego zespół badali aerozole i kropelki złożone z soli i białek, modelowych składników dróg oddechowych. Były one umieszczone na specjalnym podłożu wykorzystywanym do badania możliwości przeżycia patogenów.
      Okazało się, że poniżej 53-procentowej wilgotności krople badanych płynów tworzyły złożone wydłużone kształty. Pod mikroskopem było zaś widać, że doszło do rozdzielenia frakcji płynnej i stałej. Zdaniem naukowców, to dowód na przemianę fazową, podczas której jony wapnia łączą się z proteinami, tworząc żel. Zauważono jednak pewną subtelną różnicę. O ile w aerozolach do przemiany takiej dochodzi w ciągu sekund, dzięki czemu wirusy mogą przeżyć, to w większych kroplach proces ten zachodzi wolnej i zanim dojdzie do chroniącego wirusy przejścia fazowego, patogeny mogą zginąć.
      Naukowcy sądzą, że kluczowym elementem dla zdolności przeżycia wirusów, które wydostały się z dróg oddechowych, jest skład organiczny kropli i aerozoli. Ten zaś może zależeć od choroby i stopnia jej zaawansowania. Następnym etapem prac nad tym zagadnieniem powinno być systematyczne sprawdzenie składu różnych kropli oraz wirusów w nich obecnych, co pozwoli zrozumieć, jak działa proces dezaktywacji wirusów w powietrzu, mówi Davis.
      Zdaniem eksperta od aerozoli, Petera Raynora z University of Minnesota, badania takie można będzie w praktyce wykorzystać np. zapewniając odpowiedni poziom wilgotności powietrza w budynkach w zimie, nie tylko dla komfortu ludzi, ale również po to, by stworzyć najmniej korzystne warunki dla przetrwania wirusów.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Organizmy dzieci i dorosłych wytwarzają różne rodzaje i ilości przeciwciał w reakcji na infekcję SARS-CoV-2, donoszą naukowcy z Columbia University. Różnica w przeciwciałach wskazuje, że zarówno sama infekcja jak i reakcja układu odpornościowego dzieci przebiega odmiennie  niż u dorosłych, a organizmy większości dzieci z łatwością pozbywają się koronawirusa.
      U dzieci infekcja trwa znacznie krócej, a wirus prawdopodobnie nie rozprzestrzenia się tak bardzo, jak u dorosłych. Organizmy dzieci mogą pozbywać się wirusa bardziej efektywnie i mogą nie potrzebować tak silnej odpowiedzi przeciwciał, jak dorośli, mówi profesor Matteo Porotto w Wydziału Pediatrii.
      Jedną z najbardziej uderzających cech obecnej pandemii jest fakt, że dzieci radzą sobie z zachorowaniem znacznie lepiej. To nowa sytuacja dla każdego. Ale dzieci są szczególnie dobrze przystosowane do zetknięcia się z patogenami, które napotykają po raz pierwszy. Ich układ odpornościowy jest specjalnie przystosowany do takich sytuacji. Dzieci mają bardzo dużo dziewiczych limfocytów T, które potrafią rozpoznawać wszelkie typy patogenów. Tymczasem układ odpornościowy dorosłych w dużej mierze polega na swojej pamięci patogenów, z którymi już się zetknął. Nasze organizmy nie są w stanie reagować na patogeny tak dobrze, jak organizmy dzieci, wyjaśnia immunolog profesor Donna Farber z Wydziału Chirurgii Columbia University.
      W najnowszych badaniach wykorzystano dane pochodzące od 47 dzieci. Szesnaścioro z nich było leczonych na Columbia University z powodu wieloukładowego zespołu zapalnego u dzieci (MIS-C), który może pojawić się w kilka tygodni po infekcji koronawirusem. Pozostałych 31 dzieci zgłosiło się na leczenie z innych powodów i podczas przyjęcia wykryto u nich SARS-CoV-2. U połowy z tych 31 dzieci nie wystąpiły żadne objawy COVID-19. Wyniki dzieci porównano z wynikami 32 dorosłych, z których część przechodziła infekcję koronawirusem w sposób na tyle poważny, że konieczne było przyjęcie ich do szpitala, a u części objawy były na tyle łagodne, że mogli pozostać w domach.
      Okazało się, że u obu grup dzieci – tych leczonych z powodu MIS-C i tych, u których MIS-C nie występowało – pojawił się ten sam profil przeciwciał. Inaczej było u dorosłych, gdzie widoczne były różnice w zależności od przebiegu choroby. W porównaniu z dorosłymi u dzieci występowało mniej przeciwciał przeciwko białku szczytowemu (białko S), które jest używane przez wirusa do przyczepiania się do komórek gospodarza. U dzieci zauważono też najmniej przeciwciał neutralizujących, podczas gdy u dorosłych, nawet tych w wieku 20 lat, organizm produkował dużo takich przeciwciał. Najwięcej przeciwciał neutralizujących występowało u najbardziej chorych dorosłych.
      Profesor Farber mówi, że może wydawać się sprzeczne z intuicją, iż u najbardziej chorych występuje najwięcej przeciwciał neutralizujących, jednak prawdopodobnie jest to wskaźnikiem dłuższego czasu obecności wirusa w organizmie. Istnieje związek pomiędzy siłą odpowiedzi immunologicznej a siłą infekcji. im bardziej poważna infekcja, tym silniejsza reakcja układu odpornościowego, gdyż potrzebujemy więcej komórek i silniejszej odpowiedzi, by poradzić sobie z większą liczbą pagotenów.
      W przeciwieństwie do dorosłych organizmy dzieci wytwarzały też bardzo mało przeciwciał przeciwko białku wirusa, które jest widoczne dla układu odpornościowego dopiero po tym, jak wirus zainfekuje komórkę. To wskazuje, że u dzieci wirus nie rozprzestrzenia się zbytnio i nie zabija zbyt wielu komórek. Jako, że organizmy dzieci szybko pozbywają się wirusa, nie występuje u nich infekcja na szeroką skalę i nie potrzebują silnej reakcji układu odpornościowego, dodaje Porotto. To zaś może sugerować, że zainfekowane dzieci – w porównaniu z zainfekowanymi dorosłymi – z mniejszym prawdopodobieństwem mogą zarazić innych. Badania, które ukazały się w innych krajach sugerują, że młodsze dzieci w wieku szkolnym nie są głównym źródłem zakażeń. Nasze dane są zgodne z tymi spostrzeżeniami, stwierdza Farber. Naukowcy zastrzegają jednak, że nie badali ilości wirusa u zainfekowanych dzieci.
      Naukowcy mówią, że ich spostrzeżenia nie oznaczają, że dzieci będą słabiej reagowały na szczepionkę. Rozwijane obecnie szczepionki nie naśladują bowiem naturalnej drogi infekcji SARS-CoV-2. Mimo tego, że u dzieci w reakcji na infekcję SARS-CoV-2 nie występują przeciwciała neutralizujące, szczepionki projektowane są tak, by wytworzyć odpowiedź immunologiczną w sytuacji braku infekcji. Dzieci generalnie dobrze reagują na szczepionki i myślę, że po zaszczepieniu w ich organizmach pojawią się przeciwciała neutralizujące i prawdopodobnie będą lepiej chronione niż dorośli, mówi Farber. Uczona dodaje, że konieczne jest zwiększenie liczby dzieci biorących udział w badaniach klinicznych szczepionek na SARS-CoV-2, bo tylko w ten sposób będziemy mogli zrozumieć, na ile szczepionki takie skutecznie chronią najmłodszych.
      Teraz naukowcy z Columbia University skupiają się na badaniu różnic pomiędzy reakcjami limfocytów T dzieci i dorosłych na obecność koronawiusa. Szczególnie interesują ich limfocyty T obecne w płucach, gdyż już wcześniejsze badania tej samej grupy naukowej wykazały, że odgrywają one większą rolę w walce z infekcją płuc niż limfocyty T, które wędrują po organizmie i trafiają również do płuc.
      Uczeni wciąż nie są pewni, dlaczego organizmy dzieci lepiej sobie radzą z SARS-CoV-2. Być może u dzieci pojawia się silniejsza nieswoista odpowiedź odpornościowa, w ramach której do działania przystępuje interferon i makrofagi, atakujące wszystkie komórki zainfekowane przez patogen. Wcześniejsze badania sugerują bowiem, że u dorosłych zainfekowanych nowym koronawirusem odpowiedź nieswoista może być opóźniona. Jeśli nieswoista odpowiedź odpornościowa jest naprawdę silna, w płucach pozostaje mniej wirusa i przeciwciała oraz limfocyty T pojawiające się w ramach odpowiedzi odpornościowej swoistej mają mniej do roboty, stwierdza Farber.
      Nie można też wykluczyć, że wirus ma mniejszą zdolność do infekowania komórek dzieci, być może dlatego, że na powierzchni tych komórek dochodzi do mniejszej ekspresji protein potrzebnych wirusowi do rozpoczęcia infekcji. Uczeni z Columbia testują właśnie te hipotezy, badając komórki dzieci w porównaniu z komórkami dorosłych.
      Interakcja pomiędzy wirusem a gospodarzem to przyczyna, dla której obserwujemy tak duże różnice w reakcji na obecność wirusa. Jednak wciąż zbyt mało wiemy o tym wirusie, by jednoznacznie stwierdzić, dlaczego u niektórych choroba przebiega łagodnie, a u innych ma poważny przebieg, przyznaje Porotto.
      Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach Nature w artykule Distinct antibody responses to SARS-CoV-2 in children and adults across the COVID-19 clinical spectrum.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Według danych podawanych przez National Cancer Institute osoby, u których w latach 1995–2001 zdiagnozowano niedrobnokomórkowy rak płuca miały 15-procentową szansę na przeżycie 5 lat po diagnozie. Jednak dla pacjentów w IV stadium choroby, kiedy to nowotwór dał odległe przerzuty, szanse na przeżycie 5 lat spadały do zaledwie 2%.
      Jednak artykuł opublikowany na łamach Journal of Thoracic Oncology przynosi bardzo optymistyczne wieści. Jego autorzy donoszą, że w przypadku pacjentów leczonych w UCHealth University of Colorado Hospital w latach 2009–2017, u których mamy do czynienia z IV stadium niedrobnokomórkowego raka płuca z rearanżacją genu ALK mediana przeżycia wynosiła 6,8 roku. To oznacza, że w tej populacji aż 50% pacjentów wciąż żyło 6,8 roku po diagnozie. To olbrzymia różnica w porównaniu z przeżywalnością 2% po 5 latach.
      To pokazuje, jak dobrze rozwinęły się celowane terapie dla nowotworu płuca z rearanżacją genu ALK. Są one skuteczne nawet u pacjentów w IV stadium choroby, mówi główny autor najnowszych badań, doktor Jose Pacheco.
      W badaniach wzięło udział 110 pacjentów, z których 83 nigdy nie paliło papierosów. Mediana ich wieku wynosiła 53 lata. Niemal wszyscy byli początkowo leczeni środkiem o nazwie crizotinib (Xalkori). Co ważne, po leczeniu, gdy u pacjentów doszło do pogorszenia stanu zdrowia, 78% z nich leczono innym inhibitorem ALK, zwykle brigatinibem, alectinibem lub ceritinibem.
      Autorzy wielu poprzednich badań informowali o krótkim czasie przeżycia pacjentów z IV stadium niedrobnokomórkowego raka płuca z rearanżacją ALK leczonych crizotinibem. W tamtych badaniach niższa przeżywalność wynikała głownie z faktu, że po leczeniu crizotinibem niewielu pacjentów było leczonych kolejnym inhibitorem ALK. My podawaliśmy inhibitory ALK nowej generacji podczas 1. i 2. fazy testów klinicznych, zanim jeszcze inne ośrodki miały dostęp do tych leków, wyjaśnia Pacheco.
      Innym czynnikiem, który wpłynął na tak znaczną poprawę wyników leczenia było wykorzystanie chemioterapii bazującej na pemetreksedzie (Alimta). W terapii pacjentów ze wspomnianą chorobą często stosuje się chemioterapię, jednak jest ich duży wybór i dotychczas nie określono, który środek jest najlepszy dla których pacjentów. W 2011 roku Ross Camidge z Colorado University przeprowadził badania, których wyniki sugerowały, iż najlepszym wyborem w omawianej chorobie jest pemetreksed.
      Wykorzystaliśmy więc w naszych badaniach chemioterapie oparte na pemetreksedzie. Możliwe, że gorsze wyniki leczenia uzyskane przez inne zespoły wynikały częściowo z użycia chemioterapii nie bazujących na pemetreksedzie, dodaje Pacheco.
      Co interesujące, obecność przerzutów nowotworowych w mózgu w momencie diagnozy nie było powiązane z krótszym przeżyciem. Wiele z inhibitorów ALK, które zostały opracowane już po crizotinibie, bardzo dobrze działa w mózgu, równie dobrze, jak poza mózgiem. My bardzo dokładnie przyjrzeliśmy się naszym pacjentom, by określić czas, kiedy pojawią się u nich przerzuty do mózgu. Zamiast czekać z leczeniem na pojawienie się objawów guzów mózgu monitorowaliśmy ich za pomocą technik obrazowania i, jeśli zauważyliśmy w mózgu coś nowego, czasami rozpoczynaliśmy leczenie zanim jeszcze pojawiły się objawy, informuje uczony.
      Okazało się, że najlepszym czynnikiem wskazującym na długość przeżycia była liczba organów, w których pojawiły się przerzuty w momencie diagnozy.
      Obecnie 6,8 roku to najdłuższa zaobserwowana w historii mediana przeżycia dla pacjentów w IV stadium niedrobnokomórkowego raka płuca. To pokazuje korzyści, jakie niesie ze sobą terapia celowana. Moim zdaniem wskazuje to też, że niektóre typy niedrobnokomórkowego raka płuca możemy zmienić z choroby śmiertelnej w chorobę przewlekłą, cieszy się Pacheco.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...