Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Dział Oręża Muzeum Narodowego we Wrocławiu (MNW) posiada bardzo interesującą kolekcję wojskowej broni palnej z XIX w. Na pierwszy rzut oka jeden z obiektów przeznaczonych do konserwacji, austriacki karabin model Lorenz 1854 [z zamkiem kapiszonowym], niczym szczególnym nie różnił się od innych stojących obok na stojaku w magazynie. Wojskowy, surowy, pokryty patyną. Jak się jednak okazało, ten egzemplarz był wyjątkowy – od 160 lat naładowany.

Aby odpalić taki system broni, potrzebny jest kapiszon (rodzaj spłonki) nakładany na rurkę zwaną kominkiem.

Przed oczyszczeniem broni konieczne było jej rozbrojenie. Nie udało rozładować się karabinu od wylotu lufy, bo jest to broń odprzodowa. Odkręciłem więc tył lufy, zwany korkiem z warkoczem, wysypałem proch i wyciągnąłem pocisk. Co ciekawe, po upływie 160 lat proch był nadal funkcjonalny i zdatny do użycia. Wyciągnięty pocisk to regulaminowy Lorenz [...] - tłumaczy Mariusz Wierchowski, starszy renowator w Pracowni Metali MNW.

Wojenne i powojenne losy obiektu

Wierchowski przedstawił prawdopodobną historię obiektu. W 1866 r. wybuchła wojna prusko-austriacka (niem. Preußisch-Deutscher Krieg). Zwycięstwo odniosły w niej wojska prusko-włoskie; działania wojenne skończyły się pokojem w Pradze, podpisanym 23 sierpnia 1866 r. Co istotne, rok 1866 był najprawdopodobniej ostatnim rokiem, kiedy to armia austriacka powszechnie wykorzystywała przestarzałą już broń odprzodową. Prusacy posługiwali się już wówczas karabinami odtylcowymi Dreyse, nowoczesną bronią strzelającą aż 5-krotnie szybciej.

Gdy wojska austriackie zostały rozbrojone, wyposażenie wojskowe trafiło zapewne do magazynów. Przestarzała broń przeleżała tam wiele lat, a po skreśleniu ze stanu trafiła do jakiegoś niemieckiego muzeum.

Karabin Lorenz i jego następcy

Karabin Lorenz został skonstruowany w 1854 r. przez Josefa Lorenza (1814-79). Był w tym okresie najnowocześniejszym karabinem odprzodowym w Europie. Wyróżniał się małym kalibrem – 13,9 mm, dużą prędkością wylotową pocisku – 373 m/s i bardzo dobrą celnością - pisze Wierchowski.

Ostatecznie Lorenz przegrał konkurencję z nowocześniejszymi konstrukcjami broni iglicowej odtylcowej. Szybkostrzelność i możliwość ładowania broni w pozycji leżącej okazały się ważniejsze od celności. Josef Wänzl opracował projekt modernizacji Lorenzów (odpowiednio przebudowane karabiny Lorenza miały być rozwiązaniem tymczasowym).


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I w ten oto sposób zniszczony został unikatowy, (być może w skali światowej) naładowany karabin. Stan naładowania prawdopodobnie nie zostanie już odtworzony. I pomyśleć, że tego zniszczenia dokonał ... konserwator zabytków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Po 24 latach zakończył się najdłużej trwający projekt konserwatorski brytyjskiego National Trust. Do Długiej Galerii Hardwick Hall w hrabstwie Derbyshire powrócił ostatni, trzynasty, panel z XVI-wiecznego zestawu arrasów przedstawiających historię biblijnego Gedeona. Projekt kosztował 1,7 mln funtów.
      Oczyszczenie i konserwacja każdego z paneli trwała ponad 2 lata. Zestaw arrasów, mający łącznie długość ponad 70 m i wysokość niemal 6 m, należał do Elizabeth Cavendish, jednej z najbogatszych kobiet swoich czasów i przyjaciółki królowej Elżbiety I.
      Arrasy z żywotem Gedeona, postaci opisanej w Księdze Sędziów, są największym zachowanym zestawem arrasów w Wielkiej Brytanii. Elizabeth Cavendish kupiła go w 1592 r.
      Arrasy powstały ok. 1578 r. w regionie Oudenaarde (dzisiejsza Belgia) dla sir Christophera Hattona (1540-91), lorda kanclerza Anglii. Powieszono je w Długiej Galerii w Holdenby House w Northamptonshire. Po śmierci lorda tkaniny sprzedano Elizabeth Cavendish za zawrotną sumę 326 funtów 15 szylingów i 9 pensów. Jak podkreślono w komunikacie National Trust, to największy i najbardziej kosztowny zakup dla domu, jakiego dokonała hrabina. Herb Hattona został zakryty herbem nowej właścicielki.
      Zestaw znajdował się w Długiej Galerii od momentu zawieszenia pod koniec XVI w. [...] W odróżnieniu od wielu innych ozdobnych tkanin, arrasów tych nie przeniesiono do innego domu ani nie rozdzielono czy nie pocięto - podkreśla kuratorka Emma Slocombe.
      Jako jedna z najbogatszych kobiet w Anglii, planując zabiegi dekoratorskie, hrabina myślała o tym, jaki przekaz dotyczący siebie i swojego pochodzenia uda jej się w ten sposób uzyskać [...] - dodała specjalistka.
      Konserwacja każdej z tkanin z zestawu trwała ponad 2 lata. Podobnie jak w przypadku poprzednich 12, trzynasty panel odkurzono, usuwając luźne włókna, zabrudzenia, pył i sadzę. Przed wysłaniem do Belgii do specjalistycznego czyszczenia na mokro przeprowadzono szczegółową dokumentację.
      Podczas zabiegów konserwatorsko-restauratorskich za pomocą ręcznie farbowanej nici uzupełniono ubytki, a także poprawiono wygląd obszarów naprawianych w XX w. Podczas uzupełniania ubytków zadbano, by z jednej strony uzyskać pożądany efekt, a z drugiej, by przyszłe pokolenia konserwatorów z łatwością mogły odróżnić współczesne nici od oryginału. Ważnym etapem było także wzmocnienie struktury panelu.
      Wyliczono, że w ciągu 24 lat nad zestawem pracowało 30 konserwatorów. By zachować ciągłość poczynań, cały czas prowadzono precyzyjne zapiski, np. zachowywano notatki dotyczące składu barwników. Gdy lata mijały, wypracowywano sposoby na ułatwienie różnych działań i doskonalono wykorzystywane wcześniej metody.
      Nasze prace konserwatorskie zabezpieczają przyszłość arrasów na co najmniej 100 lat - podsumowuje konserwatorka tkanin Yoko Hanegreefs.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Muzeum Archeologiczne w Poznaniu przeprowadziło konserwację cennego zbioru szklanych negatywów fotograficznych. Od kwietnia ub.r. zakonserwowano ich aż 860. Płyty znajdują się w zasobach archiwum naukowego instytucji. Dokumentują archeologię wielkopolską okresu międzywojennego.
      Jak podkreślono w komunikacie prasowym, zilustrowane zostały na nich m.in. rozmaite odkrycia archeologiczne, badania wykopaliskowe, a także organizowane wówczas, nierzadko w terenie, wystawy zabytków. Na zdjęciach nie zabrakło też znanych osobistości ze świata polityki, nauki i kultury.
      Choć negatywy przechowywano w opakowaniach, były one zakurzone i zabrudzone. Ludzie, którzy kiedyś z nich korzystali, pozostawili też tłuste odciski palców. Niezbędne zabiegi pozwoliły zabezpieczyć kolekcję przed postępującym zniszczeniem i przygotowały grunt do jej dalszej digitalizacji. Dzięki niej możliwe będzie szersze udostępnienie zbioru do rozmaitych celów naukowych i popularyzatorskich, nie tylko w zakresie archeologii, ale również w dziedzinie historii sztuki czy historii fotografii - podało Muzeum.
      Prace konserwatorskie przeprowadzili Krzysztof Dudek i Jerzy Gabryszewski - obaj są dyplomowanymi konserwatorami i restauratorami dzieł sztuki, specjalizującymi się w konserwacji fotografii.
      Projekt stanowił kontynuację prac rozpoczętych w Muzeum w 2009 r. Przeprowadzono wtedy konserwację najstarszych klisz szklanych ze zbiorów.
      W sumie kolekcja składa się z 3 tys. obiektów, które powstały do roku 1939. Dotąd zakonserwowano ponad 1800 z nich. Warto zaznaczyć, że niektóre negatywy pochodzą nawet z XIX w.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zakończył się 2. etap prac konserwatorskich przy polichromowanym barokowym stropie na plebanii w Brzeźnicy (woj. lubuskie). Przeprowadzone 5 lat temu z funduszy Lubuskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków badania wykazały, że to bardzo cenne znalezisko. Jak podkreśliła we wpisie LWKZ Agnieszka Kirkor-Skowron, ukryty pod wtórnym sufitem malowany, belkowy strop przetrwał do naszych czasów nie tylko w kompletnej, nieprzekształconej formie, ale również w bardzo dobrym stanie.
      Analogiczny strop z sąsiedniego - reprezentacyjnego - pomieszczenia został, niestety, zamalowany farbą olejną. Wstępne badania pokazały, że polichromia zachowała się prawdopodobnie jedynie szczątkowo.
      Plebanię wzniesiono w 1676 r. Opisywany strop znajduje się na jej drugiej kondygnacji, w pomieszczeniu zlokalizowanym w południowo-wschodnim narożniku. Zarówno belki stropowe, o dekoracyjnie wyprofilowanych krawędziach, jak i wypełnienie z szerokich, wsuwanych desek udekorowano bogatą florystyczną polichromią z motywami akantu, rozet i girland - wyjaśniono w poście.
      W tym roku stropem zajął się zespół Bartosza Anusiaka z Torunia. Uzupełniono ubytki w drewnie i warstwie malarskiej. Konserwatorzy zabezpieczyli też polichromię werniksem. Dzięki zidentyfikowaniu barwników charakterystycznych dla baroku potwierdzono XVII-w. datowanie obiektu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W związku z kompleksowym remontem wnętrza pobernardyńskiego kościoła Nawrócenia św. Pawła w Lublinie zdemontowano wyposażenie, w tym stalle. Okazało się, że w tych ostatnich pod kilkoma warstwami farby znajdują się XVII-wieczne malowidła.
      Dzięki usunięciu olejnych przemalowań udało się odsłonić pierwotną manierystyczną kolorystykę drewnianych elementów, a także obrazy w stallach, które były w całości zamalowane. Już wstępny etap prac ujawnia kunszt artystyczny przedstawień malarskich i ich obramienia - podkreślono we wpisie Lubelskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków na Facebooku.
      Obrazy namalowano na desce. Są to przedstawienia portretowe świętych, zakonników oraz dostojników kościelnych. Proboszcz parafii pw. Nawrócenia św. Pawła, ks. Cezary Kowalski, wyjaśnił RMF-owi, że na malowidłach widnieją mnisi, papieże i prawdopodobnie miejscowi bernardyni, w tym tutejszy przeor czy profesor szkoły teologicznej.
      Obrazy zostały wprawione w stalle. Przez to zawężeniu uległa pierwotna kompozycja. Przy czym starano się dostosować mocowanie obrazów od odwrocia w taki sposób, aby była widoczna kompozycja pełnopostaciowa, stąd np. przesłonięcie fragmentów atrybutów, części ciała, tła itp. - napisano na FB. Jak tłumaczy prowadzący prace konserwatorskie Paweł Sadlej z firmy Croaton, w trakcie eksploatacji zmieniano umiejscowienie płycin z malowidłami (przemieszczano je w zapleckach); potwierdza to korekta podpisów przedstawień.
      Stopień zachowania poszczególnych elementów jest zróżnicowany. Lubelski Wojewódzki Konserwator Zabytków, z którego budżetu został dofinansowany I etap prac, podkreśla, że istotne będzie rozpoznanie ikonograficzne przedstawień świętych.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego i Muzeum Narodowego w Warszawie opracowali nową metodę renowacji obrazów na płótnie. Stworzony przez nich nanokompozytowy organożel usuwa z płótna masę woskowo-żywiczną stosowaną powszechnie podczas konserwacji dzieł sztuki od XIX wieku do początku wieku XXI. Wzmacniała ona zabytki, jednak powodowała utratę oryginalnych barw. Obecnie na całym świecie mamy dziesiątki tysięcy obrazów, których kolory – z powodu działań konserwatorskich – odbiegają od oryginału.
      W przeszłości wiele obrazów przeszło zabiegi konserwatorskie polegające na naklejeniu na odwrocie warstwy nowego materiału.  Na tył obrazu nakładano podgrzaną masę woskowo-żywiczną, którą przyklejano warstwę wzmacniającą płótno. Po ostygnięciu nowa warstwa na trwałe wiązała się z oryginalnym płótnem. Jednak wraz z upływem czasu wosk negatywnie wpływał na oryginalne kolory dzieła. Na obrazach pojawiały się przyciemnienia, stłumienia barw, dochodziło do łagodzenia kontrastów, pojawiała się ciemnożółta dominanta. Taki sposób postępowania z obrazami popularny był w Europie północnej i środkowej oraz Ameryce Południowej.
      Opracowany przez polskich ekspertów organożel zawiera specjalną mieszaninę rozpuszczalników, które rozpuszczają i usuwają masę woskowo-żywiczną. Nie narusza przy tym innych warstw obrazu. Organożel ma świetne właściwości mechaniczne. Jest dość miękki i rozciągliwy, można go rozciągać do kilkuset procent, a po niewielkim dociśnięciu dobrze dopasowuje się do podłoża, co ułatwia oczyszczanie.
      Najpierw w warunkach laboratoryjnych syntezujemy arkusz hydrożelu, a następnie wymieniamy wodę na opracowaną mieszaninę rozpuszczalników. Po odpowiednim przygotowaniu obrazu do renowacji, czyli po zdjęciu z niego nowszej warstwy przyklejonego płótna, na oryginalne płótno obrazu od jego spodniej strony nakładamy nasz wynalazek – płat organożelu. To wystarczy, by w wyniku procesów fizycznych praktycznie cała masa woskowo-żywiczna została usunięta z oryginalnego płótna. Jest ona dosłownie wchłaniana przez organożel i dzieje się to dosłownie w ciągu piętnastu, dwudziestu minut. Cała operacja jest bezpieczna dla dzieła sztuki, jak i konserwatora. Nie ma ryzyka, by organożel w jakikolwiek sposób przykleił się i zanieczyścił płótno. Nie ma też mowy o przesiękach rozpuszczalników do obrazu, ponieważ są one unieruchomione przez matrycę żelu, wyjaśnia współtwórca żelu, doktor habilitowany Marcin Karbarz z Wydziału Chemii UW.
      Organożel został już przetestowany w praktyce. Jego działaniu najpierw poddano obraz z prywatnej kolekcji. Przeprowadzony eksperyment przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. W sposób bezinwazyjny udało się usunąć stary wosk z oryginalnej warstwy płótna, dzięki czemu obraz odzyskał swoje dawne barwy, kontrasty i światłocienie. Zachęceni tym wynikiem wykonaliśmy drugi test, tym razem we współpracy z prof. Joanną Czernichowską z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Rezultaty eksperymentu są dokładnie te same, jak w przypadku dzieła z mojej kolekcji, cieszy się doktor Elżbieta Pilecka-Pietrusińska z Muzeum Narodowego w Warszawie.
      Polski wynalazek może zrewolucjonizować konserwację malarstwa. Obecnie nie istnieje równie szybka, bezpieczna i bezinwazyjna metoda oczyszczania obrazów z wosku. Stosowane do dziś metody renowacji obrazów nie są doskonałe i powodują, że praca konserwatorów bywa szkodliwa dla zdrowia. W przypadku usuwania wosku z oryginalnych płócien stosowane do tej pory rozpuszczalniki są płynne, a ich opary silnie toksyczne. Przewaga naszego wynalazku polega na tym, że rozpuszczalniki są uwięzione w organożelu, co ogranicza ich parowanie i penetrację w głąb obrazu, wyjaśnia doktor Pilecka-Pietrusińska.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...