Internet zmienia miasta. Ale nie tak, jak kiedyś przewidywano
dodany przez
KopalniaWiedzy.pl, w Technologia
-
Podobna zawartość
-
przez KopalniaWiedzy.pl
Rezerwat Balamkú to biała plama na mapie archeologii. Obszar o powierzchni 3000 km2, ograniczony od południa autostradą Chetumal-Escarcega jest bardzo słabo rozpoznany pod względem archeologicznym. W marcu na północy regionu Balamkú specjaliści z University of Houston rozpoczęli rozpoznanie lotnicze prowadzone za pomocą systemu LIDAR. Wykazało ono, że istnieją tam nieznane dotychczas prehiszpańskie struktury. Doktor Ivan Ṡprajc ze Słoweńskiej Akademii Nauk zorganizował misję badawczą, która odkryła miasto Majów.
Miejscowość, nazwana Ocomtún, czyli „Kamienna Kolumna” w języku Majów z Jukatanu, znajduje się na wyniesieniu terenu otoczonym rozległymi mokradłami. Jej centrum z monumentalnymi budowlami zajmuje ponad 50 hektarów (0,5 km2). Dotychczas zidentyfikowano tam liczne duże budynki, w tym piramidy o wysokości ponad 15 metrów. Było to ważne regionalne centrum, które istniało prawdopodobnie w epoce klasycznej (250–1000). Najliczniejsze fragmenty ceramiki, jakie dotychczas zebraliśmy pochodzą z późnego okresu klasycznego (600–800), jednak dopiero analizy próbek zdradza nam coś więcej na temat historii tego miejsca, mówi Ṡprajc.
Naukowcy zauważyli liczne cylindryczne kolumny, które stanowiły fragment wejść do wyższych kondygnacji budynków, a Ṡprajc zwraca uwagę na południowo-wschodnią część centrum, w której znajdują się trzy place, budynki i liczne tarasy. "Pomiędzy dwoma głównymi placami znajduje się kompleks złożony z niskich długich struktur ułożonych niemal w koncentryczne kręgi. Jest tam też boisko do gry", opisuje ten fragment miast uczony. Kompleks z południowego-wschodu jest połączony groblą z częścią północno-zachodnią, w której znajdują się największe budowle. Widzimy tam kwadratowy plac o boku długości 80 metrów i wysokości 10 metrów, a w jego północnej części znajduje się piramida o wysokości 25 metrów.
Ze wstępnych badań wynika, że w schyłkowym okresie klasycznym (800–1000) w Ocomtún zaszły poważne zmiany. Świątynie wybudowane wówczas w centrum placów i tarasów powstały z materiału pozyskanego z otaczających je budynków. To odzwierciedlenie zmian ideologicznych, społecznych i demograficznych okresu kryzysów, które przed X wiekiem doprowadziły do upadku złożonych organizmów społeczno-litycznych i załamania populacji na centralnych nizinach zamieszkanych przez Majów.
W bliższej i dalszej okolicy znaleziono też inne struktury o charakterze podobnym do Ocomtún: schody, monolityczne kolumny i brak zabytków z inskrypcjami. Ocomtún znajduje się o 36 kilometrów na północny-zachód od Nadzcaan, odkrytego w 1993 roku.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Muzeum Vincenta van Gogha w Amsterdamie zmieniło tytuł jednego z obrazów z „Czerwone kapusty i cebule” na „Czerwone kapusty i czosnek”. A wszystko za sprawą czujności jednego ze zwiedzających - kucharza i twórcy sztuk wizualnych Ernsta de Witte.
De Witte bywał już wcześniej w Muzeum van Gogha, ale dopiero niedawno podpis pod martwą naturą z 1887 r. przykuł jego uwagę. Coś się nie zgadzało...
Ernst ma 20 lat doświadczenia w branży kulinarnej. Obecnie jest szefem kuchni w Restaurant Feu w Utrechcie. Maluje od 4 lat. Jego pasja rozwinęła się w czasie pandemii.
Mając pewność co do poprawności swojej identyfikacji, de Witte skontaktował się z muzeum. Przedstawiciele instytucji poprosili o dowody. Kucharz przygotował więc z żoną prezentację, w której pokazał, jak van Gogh malował czosnek i zestawił to z obrazem ze zbiorów Kröller-Müller Museum przedstawiającym cebulę (Stilleven rond een bord met uien). Wśród dostarczonych materiałów znalazł się oprócz tego filmik porównujący różne odmiany czosnku i cebuli. Na główki czosnku w [analizowanym] obrazie van Gogha nałożyłem [też] własny rysunek, by pokazać, że wykonane przez niego linie przedstawiają [właśnie] ząbki czosnku - napisał de Witte w mailu przesłanym serwisowi Artnet News.
Wspomagany przez biologa zespół badawczy z Muzeum van Gogha potwierdził, że de Witte ma rację: jeden z obiektów z obrazu był nieprawidłowo identyfikowany od publicznego debiutu dzieła w berlińskiej galerii Paula Cassirera w 1928 r.
Rzecznik Muzeum van Gogha przyznał, że instytucja stale monitoruje swoje zbiory i zdarzało się już, że zmieniano tytuł dzieła, ponieważ okazywało się, że przedstawia ono coś innego niż pierwotnie sądzono.
Wydarzenia te zainspirowały Ernsta zarówno jako kucharza, jak i malarza. Jako szef kuchni w Restaurant Feu przygotował wyjątkowe danie z czerwonej kapusty i czosnku. Jako artysta posługujący się pędzlem stworzył obraz pt. „Vincent's dinner” (in. „Red Cabbage and Garlic”).
Na danie składają się gotowana czerwona kapusta, krem z wędzonego czosnku, coulis z czerwonej kapusty, puder z czerwonej kapusty oraz winegret z absyntem, melisą i estragonem. Jest ono serwowane z piwem warzonym z absyntem.
Gdy winegret zetknie się z czerwoną kapustą, kolor zaczyna blednąć, tak jak czerwone/niebieskie barwniki w obrazach van Gogha - tłumaczy de Witte. A z opisu obrazu „Czerwone kapusty i czosnek” na stronie muzeum dowiadujemy się, na przykład, że obrus, który teraz wydaje się szaroniebieski, był niegdyś fioletowy...
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Zakaz poruszania się po mieście elektrycznych hulajnóg i rowerów może zmniejszyć zagęszczenie na chodnikach i zwiększyć bezpieczeństwo pieszych oraz użytkowników elektrycznych pojazdów, jednak ma też swoje negatywne konsekwencje, informują naukowcy z Georgia Institute of Technology.
W 2019 roku Atlanta zakazała poruszania się elektrycznymi hulajnogami i rowerami w godzinach od 21 do 4 rano. Zakaz wprowadzono po tym, jak cztery osoby korzystające z takich pojazdów zginęły w wyniku kolizji z samochodami. Naukowcy z GaTech postanowili sprawdzić, jakie były skutki zakazu. Okazało się usunięcie tych pojazdów spowodowało, że przeciętny czas podróży po mieście wydłużył się przeciętnie o około 10%. Dla mieszkańców Atlanty oznacza to, że w godzinach, w których obowiązuje zakaz, stracą dodatkowych 784 000 godzin na przemieszczanie się. Gdyby zakaz rozszerzono na godziny szczytu, straty byłyby jeszcze większe, ostrzega główny autor badań, Omar Asensio. W Atlancie godziny szczytu trwają od 6 do 10 rano i od 15 do 19 po południu.
Naukowcy z Georgii szacują, że w skali całego kraju elektryczne hulajnogi, rowery i inne podobne środki lokomocji oszczędzają obywatelom około 17,4% czasu przeznaczonego na podróże. Mają więc one duży wpływ na zmniejszenie ruchu na drogach, co odczuwają wszyscy z nich korzystający.
Wcześniej prowadzono już co prawda podobne badania, jednak były to badania ankietowe. Asensio i jego zespół oparli się na rzeczywistych danych o ruchu i skorzystali przy tym z faktu, że miasto zastosowało geo-fencing, co całkowicie uniemożliwiło korzystanie z zakazanych pojazdów w wyznaczonych godzinach. Mamy tutaj świetną okazję, by przeprowadzić badania, gdyż w wyniku działań miasta i policji mamy niemal 100-procentowe przestrzeganie zakazu. Powstało pytanie, co zrobią ludzie, którzy nagle nie mogą wypożyczyć hulajnogi lub użyć własnej. To wielki naturalny eksperyment, który pozwolił nam zbadać warunki na drogach przed i po jego wprowadzeniu. Pozwoliło nam to przetestować teorie dotyczące zmiany zachowań, dodaje Asensio. Naukowcy uzyskali też dostęp do danych Ubera, które pozwoliły im na ocenę czasu przemieszczania się po mieście.
Z badań wynika, że o ile rzeczywiście zakaz używania hulajnóg zmniejsza liczbę wypadków z ich udziałem, to jednocześnie wydłuża czas podróży po mieście, zwiększa korki na drogach, a co za tym idzie, zanieczyszczenie powietrza w mieście, co również negatywnie wpływa na zdrowie mieszkańców.
Możliwość łatwego wypożyczenia elektrycznej hulajnogi czy roweru i pozostawienia pojazdu w mieście przyczynia się do zmniejszenia korków i zanieczyszczeń, gdyż część mieszkańców rzadziej korzysta z własnego samochodu i transportu publicznego. Skraca się więc czas podróży po mieście samochodem. Zespół Asensio wylicza, że wartość zaoszczędzonego w ten sposób czasu wynosi, w skali całego kraju, 536 milionów dolarów. Naukowcy mówią, że dla lepszego planowania miast i życia w nich potrzebne jest lepsze zrozumienie wpływu różnych środków transportu oraz motywów stojących za decyzjami o wykorzystaniu danego pojazdu. Sądzę, że kolejnym etapem tego typu badań mogłoby być modelowanie wpływu zanieczyszczeń, mówi Asensio.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
Jeszcze dwa pokolenia temu Ju/’hoansi nie znali pieniędzy. Gospodarka łowiecko-zbierackich nomadów, zamieszkujących północno-wschodnią Namibię i północno-zachodnią Botswanę, opierała się na eksploatacji dzikich roślin i zwierząt. Jednak w latach 70. zaczęli tracić swoją ziemię. Rząd Namibii wyznaczył im teren – nazwany Nyae Nyae – na którym mogli żyć i od końca lat 70. Ju/’hoansi prowadzą osiadły tryb życia. W życiu Ju/’hoansi pojawiły się pieniądze.
Nadal zajmują się zbieractwem i łowiectwem, na małą skalę hodują zwierzęta, uprawiają ziemię, zaczęli otrzymywać emerytury i rządową pomoc dla dzieci. Zbierają m.in. rosnącą w buszu hakorośl rozesłaną (tzw. czarci pazur), który sprzedają firmom farmaceutycznym, które przetwarzają go na lek przeciwbólowy. Część Ju/’hoansi pracuje w regionalnej stolicy Tsumkwe. Pomoc od rządu odgrywa bardzo ważną rolę, gdy wiele rodzin, po utracie ziemi przodków, nie jest w stanie się utrzymać.
Pojawiły się nierówności ekonomiczne. Niektórzy mają domy z kamienia, inni żyją w glinianych domach. Nieliczni, pracujący w budżetówce, mogą pozwolić sobie na samochód i meble. Większość dysponuje pieniędzmi, które wydaje na pożywienie czy ubranie.
Profesor Polly Wiessner z University of Utach oraz Cindy Hsin-yee Huang z Arizona State University, postanowiły sprawdzić, jak pieniądze zmieniły społeczeństwo Ju/’hoansi. Okazało się, że niektóre rzeczy – jak wspólne posiłki i dawanie prezentów bliskim krewnym – nie uległy zmianie. Inne, jak rozległe sieci oparte na pokrewieństwie czy wspieranie osób w potrzebie, bardzo się zmieniły. Nie wiemy, w jakim kierunku to się potoczy. Obserwujemy zmianę norm od społecznego wymogu dzielenia się większością dobytku, po społeczne przyzwolenie na zatrzymanie własnych dochodów pieniężnych, wykorzystanie ich na własne potrzeby i podzielenie się tym, co pozostanie, mówi Wiessner.
Przed pojawieniem się pieniędzy gospodarka Ju/’hoansi opierała się na dzieleniu się. Wyobraźmy sobie, że ktoś upolował duże zwierzę i ma dużo mięsa. Rozdanie tego mięsa nie niesie dla niego zbyt dużych kosztów, gdyż i tak by się ono zmarnowało. Jednak otrzymujący mięso, który mógł być głodny, uzna to za wartościowy dar, wyjaśnia Wiessner. Łowcy-zbieracze prowadzący wędrowny tryb życia prowadzą też szeroko zakrojoną dystrybucję posiadanych przez siebie przedmiotów. Takie podarunki niosą ze sobą informację o stanie relacji pomiędzy poszczególnymi osobami, wzmacniają społeczne więzi, pozwalają zaspokajać potrzeby. Każdy podarunek ma konkretne znaczenie dla dającego i obdarowywanego.
Tradycja dawania i dzielenia się majątkiem znana jest wśród Ju/’hoansi jako hxaro. Hxaro definiuje też krąg krewnych, o których każdy Ju/’hoansi ma obowiązek dbać. W trudnych czasach Ju/’hoansi mogli całymi miesiącami przeżyć dzięki ich partnerom hxaro zamieszkującym inne wioski, odległe nawet o 200 kilometrów. Jeszcze w 1974 roku aż 69% majątku Ju/’hoansi stanowiły przedmioty otrzymane w ramach hxaro.
Jednak gdy pojawiły się pieniądze, doszło do zmiany obyczajów. Gdy wrócimy do przykładu z zabitym dużym zwierzęciem zauważymy, że podzielenie się jego mięsem jest łatwe. Ten, kto je upolował, ma go nadmiar. Nie zużyje go, mięso się zepsuje. Jest ono więc dla właściciela niewiele warte. Jednak dla osoby potrzebującej ma ono dużą wartość. Jeśli jednak mamy do czynienia z pieniędzmi, a nie z mięsem, sytuacja ulega zmianie. Zarówno dla dającego i otrzymującego mają one taką samą wartość. Zatem dzielenie się pieniędzmi jest droższe niż dzielenie się mięsem. Zmianie ulega też społeczne znacznie podarunku.
Czym innym jest bowiem obdarowanie kogoś np. konkretną książką, którą sami wybraliśmy, a czym innym podarowanie tej osobie kuponu, który może wymienić w księgarni na wybrną przez siebie książkę. Wcześniej dla Ju/’hoansi niemal wszystko co posiadali było podarunkiem powiązanym z więzami społecznymi. Konkretny przedmiot, podarunek, nigdy nie był tutaj oddzielny od więzi społecznych. Wszystkie posiadane przedmioty miały jakieś znaczenie, niosły ze sobą związek z innym człowiekiem. W przypadku pieniędzy takiego związku nie ma. Kupujesz za nie w sklepie przedmiot, który nie niesie ze sobą żadnej relacji międzyludzkie, mówi Wiessner.
W latach 1996–2018 Wiessner prowadziła badania wśród Ju/’hoansi w Nyae Nyae. Porównała zebrane dane z informacjami, które zebrała w połowie lat 70. gdy po raz pierwszy ich odwiedziła. Kolejne badania przeprowadziła w latach 2020–2022.
Okazało się, że system hxaro przestał istnieć. Do roku 1997 liczba opartych na hxaro związków międzyludzkich zmniejszyła się o połowę, a do roku 2018 hxaro istniało tylko w opowieściach starszych osób.
Dlaczego doszło do tak szybkiego upadku hxaro? Wcześniej grupa Ju/’hoansi mogła w ciężkich czasach rozproszyć się i liczyć na pomoc grup, którym wiodło się lepiej, w zamian dzieląc się upolowaną zwierzyną i posiadanymi przedmiotami. Obecnie, gdy lud ten prowadzi osiadły tryb życia i ma możliwość zakupu żywności za pieniądze, dzielenie się z gośćmi stało się droższe niż było wcześniej.
Wraz z pieniędzmi zmienia się też gospodarka. Ju/’hoansi przyznają obecnie każdej osobie większą swobodę dysponowania pieniędzmi, gdyż sami chcą takiej autonomii, by przede wszystkim zadbać o rodzinę. Mieszkaniec pewnej wioski powiedział badaczkom, że gdy otrzymuje pensję, dostaje wiele próśb o pieniądze. Mówię wtedy mojej dalszej rodzinie i przyjaciołom, że najpierw muszę spłacić kredyt w sklepie, kupić żywność, mundurki do szkoły i inne rzeczy dla swojej najbliższej rodziny i dla siebie. Jeśli nic mi nie zostaję, mówię, że może następnym razem coś im dam. W ten sposób mam wystarczająco dużo dóbr dla siebie, ale zachowuję przyjaciół.
Dzielenie się nie zanikło całkowicie, ale się zmieniło. Obecnie zamiast dzielić się mięsem dużych zwierząt, które czasem zdarza się upolować, urządzane są wspólne przyjęcia przy herbacie czy wydawane obiady w rozszerzonym gronie rodzinnym. Nadal też rozdawane są podarunki, ale są to przedmioty, które wcześniej zostały kupione, a nie wykonane samodzielnie. Znacząco spadł też odsetek podarunków dla dalszych krewnych. Jeszcze w 1974 roku takie prezenty stanowiły 23% wszystkich darowanych przedmiotów, w roku 2018 odsetek ten spadł do 1%.
Pojawienie się pieniędzy pociągnęło za sobą pojawienie się nierówności ekonomicznych. Osoby pracujące w budżetówce mają znacznie wyższe dochody niż inni Ju/’hoansi. Jednak, co interesujące, nie pojawiły się inne formy nierówności. Chociaż 90% najlepiej opłacanych pracowników budżetówki stanowią mężczyźni, to kobiety znalazły inne sposoby na zarabianie dużych pieniędzy. Zbierają np. czarci pazur. Dlatego też, jak zauważyły badaczki, w żadnym z badanych okresów nie wystąpiły różnice pomiędzy ilością przedmiotów kupowanych przez kobiety i mężczyzn, co wskazuje na brak znaczących nierówności pomiędzy płciami. Tutaj zawsze obie płci były równe. Sądzono, że w związku z tym, że mężczyźni mają większy wybór zawodów, pojawią się nierówności. Jednak tak się nie stało, mówi Wiessner. Uczona dodaje, że Ju/’hoansi są bardzo egalitarnym społeczeństwem i szanują swoje prawo do zarabiania w wybrany sposób. To spowodowało, że mimo nierówności ekonomicznych, nie ma nierówności społecznych. Kosztowne kamienne domy są stawiane wśród chat z gliny. Żaden buszmen nie zatrudni innego buszmena do wykonywania brudnej pracy. Jeśli ktoś próbuje zyskać wpływy polityczne, natychmiast jest ściągany w dół. Nie wiem, jak długo taka sytuacja będzie trwała, trudno to przewidzieć, ale obecnie panuje tutaj bardzo silny egalitaryzm, mimo dużych różnic majątkowych, stwierdza badaczka.
Pieniądze zmieniły życie Ju/’hoansi. Nie oznacza to, że bez nich było ono idealne. Ludzie musieli liczyć się z okresami biedy, braku żywności, obawy o przetrwanie. Możliwość zakupu żywności czy ubrań ma swoją wartość. Powstaje jednak pytanie, co się stanie, gdy potrzeby będą rosły i rosły, a to, co obecnie jest zachcianką, stanie się potrzebą? Gdy wokół pojawia się coraz więcej rzeczy – komputery, wypasione telefony i tego typu rzeczy – zmienia się nasz pogląd na nie. To, co niedawno postrzegaliśmy jako zachcianki, zaczynamy postrzegać jako potrzeby. I to się dzieje również wśród Ju/’hoansi. Pewne dobra materialne, które czynią ich życie bardziej wygodnym – jak ubrania i buty – stały się obecnie bardziej potrzebami, niż zachciankami. To właśnie robią pieniądze. Zmieniają one społeczeństwo, gdyż coraz więcej i więcej przedmiotów jest przesuwanych z kategorii zachcianek do kategorii potrzeb, mówi Wiessner. Widzimy to na co dzień w naszych społeczeństwach. Badania Ju/’hoansi pozwalają nam zaś obserwować ten proces od momentu pojawienia się pieniędzy w społeczeństwie.
Dotychczas nie zaobserwowałam, by pieniądze doprowadziły do powstania nierówności społecznych. To jeszcze się nie dzieje", mówi uczona. Jednak przyznaje, że życie Ju/’hoansi prawdopodobnie nadal będzie się zmieniało. Obecnie nie istnieją wśród nich żadne społeczne instytucje, które pozwalałyby jednemu Ju/’hoansi zatrudnić drugiego czy też wymóc zapłatę za wykonaną pracę. Brak też instytucji wymuszających spłatę pożyczek, chociaż sklepy już sprzedają na kredyt, zatem pojawia się pojęcie długu.
Podsumowując swoje ponad 40-letnie badania nad Ju/’hoansi Wiessner mówi, że będzie uważnie przyglądała się, czy powstaną jakieś nowe instytucje zawiązane z zarządzeniem pieniędzmi.
« powrót do artykułu -
przez KopalniaWiedzy.pl
W 2018 roku przedstawiciele miejscowości Artieda w Aragonii poprosili Wydział Archeologii Uniwersytetu w Saragossie o zbadanie ruin położonych obok miejsca znanego jako pustelnia San Pedro, zwanego w literaturze jako El Forau de la Tuta, Campo de la Virgen oraz Campo del Royo. Trzy lata później, podczas kongresu archeologicznego naukowcy poinformowali o odkryciu nieznanego wcześniej miasta z rzymskiej epoki imperialnej. Co zaskakujące, nie potrafimy określić, jaką nazwę nosiło miasto.
Na podstawie badań ruin oraz przedmiotów znajdujących się obecnie w zbiorach prywatnych i publicznych, naukowcy doszli do wniosku, że w miejscu znanym jako El Forau de la Tuta istniało miasto zamieszkane pomiędzy I a V wiekiem. Później, pomiędzy IX a XIII wiekiem, na ruinach rzymskiego miasta istniała osada wiejska, która w dokumentach pobliskiego klasztoru w Leire zwana jest Artede, Arteda lub Artieda. Ze średniowiecze pozostały ruiny apsydy kościoła, które stanowiły część pustelni San Pedro, pozostałości spichlerzy oraz rozległy chrześcijański cmentarz. Obecnie wiadomo, że El Forau de la Tuta zajmuje powierzchnię 4 hektarów, jednak naukowcy nie wykluczają, że stanowisko archeologiczne jest znacznie bardziej rozległe i ruiny znajdują się na obszarach, których jeszcze nie badali.
Wspomniane na wstępie rzymskie miasto leżało przy szlaku łączącym miejscowości Jaca, Ilumberri i Pamplona. W średniowieczu szlak ten był przedłużeniem drogi pielgrzymkowej Camino de Santiago.
Wewnątrz pustelni archeolodzy odkryli m.in. dwa kapitele kolumn w stylu korynckim, cztery attyckie podstawy kolumn oraz liczne pozostałości gzymsu. Rozmiary i zróżnicowanie fragmentów wskazują, że pochodzą one z różnych budynków publicznych wczesnego okresu imperialnego. Zdaniem naukowców, korynckie kapitele pochodzą z ponad 6-metrowych kolumn, które stanowiły część olbrzymiego budynku publicznego, być może świątyni mieszczącej się na forum. Na podstawie stylu datowano je na koniec panowania dynastii Flawiuszów (69–96) i początek dynastii Antoninów (96–192). Szczegółowe badania potwierdziły, że fragmenty budowli pochodzą z co najmniej dwóch monumentalnych budynków i powstały w odstępie ponad 50 lat. To zaś wskazuje, że monumentalne budowle powstawały w mieście na przestrzeni dziesięcioleci.
Z kolei na zachód od El Forau de la Tuta znaleziono imponujące przykłady robót publicznych wykonanych z wykorzystaniem opus caementicium (rzymskiego cementu), w tym co najmniej cztery wypusty kanalizacyjne, masywny wspornik, fundamenty oraz liczne czworokątne struktury, które mogły być podstawami zbiorników na wodę. Pozostałości kanalizacji odpowiadają tego typu strukturom znanym z typowych rzymskich miast, szczególnie z miejsc powiązanych z budynkami, takimi jak łaźnie, z których trzeba było odprowadzić duże ilości wody.
Ponadto analizy kamieni nagrobnych znajdujących się obecnie w Muzeum Diecezjalnym w Jaca oraz w prywatnych rękach wskazują, że w El Forau de la Tuta znajdował się też ważny cmentarz, w którym chowano ludzi aż do końca istnienia miasta. Analiza lingwistyczna niektórych imion wyrytych na nagrobkach wskazuje na ich baskijsko-akwitańskie korzenie, dzięki czemu wiemy, że przynajmniej część mieszkańców miasta stanowiła miejscowa ludność zamieszkująca obszar depresji Canal de Berdún.
Archeolodzy odkryli też skrzyżowanie dróg. Jedną z nich stanowiła prawdopodobnie główna ulica miasta, z chodnikiem i rynsztokiem. Najprawdopodobniej miała też ona ocieniony portykiem chodnik. Wykopaliska odsłoniły też pozostałości czarno-białej mozaiki, materiał układany pod mozaiką oraz utwardzenie gruntu, w którym znaleziono próg z piaskowca, w którym w przeszłości były zamontowane podwójne drzwi wahadłowe. Eksperci uważają, że w tym miejscu znajdowały się łaźnie.
Na podstawie dotychczasowych odkryć archeolodzy stwierdzają, że w badanym przez nich miejscu znajdowało się miasto, które powstało pomiędzy I a II wiekiem, miało miejską infrastrukturę, budynki publiczne, w tym łaźnie, system kanalizacyjny i – prawdopodobnie – świątynię. Najbardziej zadziwiający jest fakt, że nie wiemy, jak się ono nazywało. Nie znamy bowiem żadnych historycznych dokumentów, wspominających o istniejącym w tym miejscu mieście.
« powrót do artykułu
-
-
Ostatnio przeglądający 0 użytkowników
Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.