Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Opublikowano dane dot. bezpieczeństwa szczepionek mRNA dla ciężarnych i ich dzieci

Recommended Posts

Na łamach American Journal of Obstetrics and Gynecology opublikowano wyniki badań nad działaniem szczepionek Moderny i Pfizera na kobiety w ciąży. Z badań wynika, że  u ciężarnych pojawiła się równie silna reakcja immunologiczna, co u nie będących w ciąży kobiet w wieku rozrodczym. Dane sugerują, że szczepionka jest bezpieczna i oferuje przynajmniej częściową ochronę dziecku za pośrednictwem łożyska oraz noworodkowi za pośrednictwem mleka matki. Badania były jednak prowadzone na małej grupie 131 kobiet.

Działanie szczepionek testowano na 84 ciężarnych, 31 karmiących i 16 nie będących w ciąży kobietach. Uzyskane w tej grupie wyniki porównano z badaniami krwi 37 kobiet, które zaraziły się COVID-19 w czasie ciąży.

To wstępne dowody. Biorąc jednak pod uwagę wstępne dane, w przypadku kobiet ciężarnych i karmiących szczepionki działają podobnie, jak u kobiet nie będących w ciąży i zapewniają lepszą ochronę niż nabyci odporności drogą naturalną, czyli przez zarażenie się wirusem, mówi doktor Denise Jamieson z Emory University School of Medicine, która nie była zaangażowana w badania.

Naukowcy od początku podejrzewali, że szczepionki przeciwko COVID-19 będą efektywne i bezpieczne dla kobiet w ciąży i kobiet karmiących, jednak nie było co do tego pewności, gdyż nie prowadzono badań na ten temat. Profesor Stephanie Gaw z University of California mówi, że powyższe badania to ważny pierwszy krok w kierunku potwierdzenia przypuszczeń uczonych.

W badaniach uwzględniono szczepionki mRNA firm Moderna i Pfizer. Obecne w nich mRNA instruuje komórki organizmu, by wytwarzały białko kolca (białko S), dzięki czemu nasz układ odpornościowy uczy się je rozpoznawać i zwalczać. Następnie mRNA ulega szybkiej degradacji, pozostając w organizmie jedynie przez kilka dni.

Od uczestniczek badań pobierano krew w czasie podania pierwszej oraz drugiej dawki szczepionki, oraz po 6 tygodniach od drugiej szczepionki. Od kobiet, które urodziły w czasie trwania badań, pobierano też krew podczas porodu. W czasie badań rodziło 13 kobiet. Od 10 z nich pobrano krew pępowinową. W każdym z tych przypadków w krwi znaleziono przeciwciała wygenerowane w wyniku działania szczepionki, co sugeruje, że szczepionka chroni tez dziecko. Również wszystkie próbki mleka pobrane od karmiących wykazały obecność przeciwciał. Obecnie nie wiadomo, jak silna jest ochrona zapewniania czy to dzieciom w łonie matki, czy dzieciom karmionym jej mlekiem.

U badanych kobiet pojawiły się podobne typowe objawy podania szczepionki, jak ból głowy, zaczerwienienie czy swędzenie w miejscu podania. Nie zauważono tutaj różnic pomiędzy ciężarnymi, karmiącymi i nie będącymi w ciąży.

W każdej z tych trzech grup były kobiety, które doświadczyły gorączki i dreszczy, częściej po drugiej dawce. Tego typu zjawiska pojawiły się u około 1/3 ciężarny. Autorzy badań podkreślają, że kobiety ciężarne, które zostaną zaszczepione, powinny być bardziej szczegółowo monitorowane właśnie pod kątem gorączki. Wiadomo bowiem, że gorączka, szczególnie długotrwała, jest powiązana ze zwiększonym ryzykiem poronienia i pojawienia się wad u dziecka. Szczególnie niebezpieczna jest wysoka długotrwała gorączka w pierwszym trymestrze ciąży.

Doktor Jamieson mówi, że jeśli u zaszczepionej ciężarnej pojawi się gorączka należy zbić ją paracetamolem. Uczona zauważa, że sam COVID powoduje długotrwałą gorączkę, więc zachorowanie również niesie ze sobą ryzyko.

Badania nie wyjaśniają jednak wszystkich wątpliwości. Nie wiemy na przykład, czy szczepienie nie niesie ze sobą ryzyka dla dziecka w łonie matki. Takie ryzyko mogłoby się pojawić, gdyby mRNA dotarło do łożyska i wywołał ostan zapalny lub też gdyby przekroczyło łożysko i wywołało reakcję immunologiczną u dziecka, mówi profesor Gaw. Jednak, jako że mRNA ulega szybkiemu rozpadowi, jest mało prawdopodobne by jego większe ilości dotarły do łożyska. Mimo to profesor Gaw i jej zespół planują przeprowadzić badania pod kątem występowania stanów zapalnych u zaszczepionych ciężarnych i ich dzieci po urodzeniu.

Otwartym pozostaje też odpowiedź na pytanie, czy mRNA może przedostać się do mleka matki. Gaw z kolegami zbadali pod tym kątem 6 kobiet i nie znaleźli w ich mleku śladów mRNA, jednak kwestia ta powinna być bardziej szczegółowo przeanalizowana.
Naukowcy chcieliby się dowiedzieć też, czy ciąża u kobiet zaszczepionych i niezaszczepionych przebiega podobnie.

Amerykańskie Centra Kontroli i Prewencji Chorób zbierają dane na ten temat za pośrednictwem systemu V-safe. Dotychczas do sytemu tego trafiły dane ponad 30 000 ciężarnych, które otrzymały szczepionkę Moderny lub Pfizera. Spośród nich 275 kobiet już urodziło, a odsetek komplikacji w tej grupie nie był wyższy niż jest to zazwyczaj. To mocne potwierdzenie bezpieczeństwa szczepionek, ale wciąż potrzebujemy więcej danych, mówi Jamieson.

Profesor Gaw przypomina, że uzyskane dotychczas dane sugerują, iż ciąża zwiększa ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19 i zgonu. Dlatego też uczona mówi, że mimo wszystko ciężarne kobiety, które są narażone na wysokie ryzyko zarażenia, powinny poważnie zastanowić się nad zaszczepieniem się.


« powrót do artykułu

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ciekawi mnie, że od początku artykułu właściwie nie wiadomo przeciwko jakiemu patogenowi jest szczepionka. Dopiero w 4. akapicie pada coś o szczepionkach przeciw COVID-19, ale tak na prawdę do końca jesteśmy trzymani w napięciu o jakiej szczepionce jest mowa. Ostatecznie, artykuł nie daje satysfakcji i zostawia z uczuciem zmieszania. Wiem, że jest to obecnie trend w pisaniu artykułów na domysł. Czy ktoś to zaobserwował?

Share this post


Link to post
Share on other sites

Informacje są zwykle umieszczone w jakimś kontekście. Szczególnie najnowsze informacje,  które są umieszczane w kontekście teraźniejszym. Więc mówiąc obecnie o szczepionkach Moderny i Pfizera - a szczególnie o szczepionkach mRNA - każdy się domyśli, że chodzi o szczepionki, o których obecnie się najwięcej mówi/pisze/stosuje. Gdyby chodziło o szczepionki inne niż na COVID to wymagałoby to od razu uściślenia.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Jak matka chce brać udział w eksperymencie medycznym w ciąży to jej sprawa. Nawet przy bardzo poznanej szczepionce na gruźlicę, nie zaleca się szczepić w ciąży.

Share this post


Link to post
Share on other sites
W dniu 26.03.2021 o 10:14, dajmon napisał:

Ciekawi mnie, że od początku artykułu właściwie nie wiadomo przeciwko jakiemu patogenowi jest szczepionka.

O ile mi wiadomo, tylko w przypadku jednej choroby szczepionki mRNA trafiły do powszechnej dystrybucji. Opracowano szczepionki mRNA na kilka innych chorób, niektóre nawet przeszły część badań klinicznych, ale nie zostały skierowane do produkcji przemysłowej (choroba się nie rozpowszechniła lub szybciej powstała szczepionka innego typu).

To nie jest artykuł opisujący całą historię szczepionek mRNA dla przybyszów z kosmosu czy innych opornych.

W dniu 27.03.2021 o 12:56, Kikkhull napisał:

bardzo poznanej szczepionce na gruźlicę

Gorszy przykład trudno było znaleźć? Szczepionka BCG ma średnią lub słabą skuteczność. Zalecana jest tylko dla dzieci. W przypadku gruźlicy płuc u dorosłych jej skuteczność jest porównywalna z placebo.

Share this post


Link to post
Share on other sites

To wyobraźcie sobie, że zachce się komuś odkopać tę notkę za 50 lat, do tego będzie to osoba bardzo młoda. Czy będzie wiedział o czym jest artykuł?

Jestem zdania, że artykuły popularnonaukowe nie służą do tego, aby domyślać się o czym traktują.

Edited by dajmon
  • Thanks (+1) 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Druga dawka musi wywołać bardzo silną reakcję immunologiczną przeciwko tkankom w których szczepionka dokonuje syntezy białek S.

Nic dziwnego, że pojawiają zapalenia mięśnia sercowego, ale problem może dotyczyć wszystkich tkanek, bo nie ma gwarancji że cała zawartość szczepionki zostaje uwięziona w mięśniu.
Czułbym się znacznie pewniej gdyby szczepionka mogła "atakować" wyłącznie określony typ komórek.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now

  • Similar Content

    • By KopalniaWiedzy.pl
      Na wyspie Jicarón u wybrzeży Panamy żyje społeczność małp o niezwykłej kulturze. Zamieszkujące ją kapucynki z gatunku Cebus imitator są znane, między innymi, z używania kamiennych narzędzi. Naukowcy monitorujący małpy z Jicarón poinformowali właśnie o zaobserwowaniu zdumiewającego zjawiska, którego nie potrafią wyjaśnić. Wydaje się, że młodociany samiec zapoczątkował – nieobserwowany nigdzie wcześniej – zwyczaj porywania i noszenia młodych innego gatunku.
      Od 2017 roku na wyspie znajdują się kamery pułapkowe, za pomocą których naukowcy badają żyjące tam zwierzęta. Przed trzema laty doktorantka Zoë Goldsborough przeglądała nagrania, gdy na jednym z nich zauważyła kapucynkę niosącą na grzbiecie młodego wyjca. To było tak dziwne, że od razu poszłam do mojego promotora zapytać, o co tu chodzi, wspomina uczona. Oboje zabrali się za przeglądanie nagrań z całego roku. Przejrzeli tysiące zdjęć oraz nagrań i zauważyli jeszcze cztery podobne przypadki noszenia małych wyjców przed kapucynki. Na niemal wszystkich materiałach kapucynką z wyjcem był młodociany samiec Joker.
      Uczeni początkowo pomyśleli, że mają tutaj do czynienia z przypadkiem adopcji międzygatunkowej. To bardzo rzadkie zjawisko, ale znany jest na przykład przypadek z 2006 roku, gdy para kapucynek zaadoptowała dziecko marmozety i wychowywała je do dorosłości. Jednak hipoteza o adopcji miała tę słabą stronę, że niemal zawsze adoptujące są samice, które w ten sposób uczą się dbania o młode. Fakt, że tutaj wyjce były noszone tylko przez samca, był zaskakujący, dodaje Goldsborough.
      Przeszukiwanie materiałów z kolejnych tygodni nie dało rezultatów. Uczeni myśleli, że zaobserwowali jednostkowe zachowanie Jokera, gdy nagle na nagraniu o 5 miesięcy późniejszym znowu zauważyli podobną scenkę. O pomoc poprosili specjalizującą się w wyjcach Lisę Corewyn, która stwierdziła, że jest to inne młode niż wcześniej. Dalsze przeszukiwanie materiałów pokazało kolejne zadziwiające zjawisko. Okazało się, że oprócz Jokera małe wyjce noszą też cztery inne kapucynki. I wszystkie one to młode samce.
      Analiza pokazała, że w ciągu 15 miesięcy tych 5 młodych samców Cebus imitator nosiło w sumie 11 małych wyjców. Najdłużej przez 9 dni. Na ujęciach widać małe wyjce uczepione brzucha lub pleców kapucynki, która zajmuje się swoimi zwyczajowymi sprawami. Okazało się zatem, że Joker zapoczątkował wśród swoich rówieśników zadziwiający zwyczaj.
      Wydaje się, że wszystkie małe wyjce, w wieku poniżej 4 tygodni, zostały porwane od rodziców. Widziano ich bowiem, jak nawołują swoje młode. Wiemy, że 4 małe wyjce zginęły. Naukowcy przypuszczają, że nie przeżył żaden z 11 porwanych wyjców. Jednak kapucynki nie skrzywdziły maluchów celowo, nie były w stanie zapewnić im mleka potrzebnego do przeżycia.
      Zachowanie młodych samców kapucynek jest niezwykle tajemnicze. Nic bowiem na nim nie zyskują. Nie zjadają małych, nie bawią się z nimi, nie otrzymują więcej uwagi od swoich pobratymców w czasie noszenia wyjców. Nie widzimy tutaj żadnych oczywistych korzyści. Ale nie widzimy też oczywistych kosztów takiego zachowania poza tym, że być może wykonywanie narzędzi jest nieco trudniejsze, stwierdza Goldsborough.
      To pierwszy odnotowany wśród zwierząt przypadek porywania młodych innego gatunku bez odnoszenia z tego korzyści. Przypadek, który pokazuje, jak bardzo małpy są do nas podobne. To pokazuje, że u małp również może pojawić się zwyczaj kulturowy, który nie daje żadnych oczywistych korzyści, ale działa destrukcyjnie na świat wokół nich, stwierdza promotor Zoë, Brendan Barrett.
      Wspomnianych na wstępie kamiennych narzędzi, wykorzystywanych do rozłupywania orzechów, używają na Jicarón tylko samce. I tylko one porywają oraz noszą małe wyjce. Być może przyczyną takich zachowań jest... znudzenie.
      Życie na Jicarón jest łatwe. Brak tam drapieżników, jest niewielka konkurencja. Kapucynki mają więc sporo czasu i mało zajęć. Być może takie warunki powodują, że szukają sobie zajęć. To zaś pokazuje, że nuda może być matką wynalazków. Dla wysoce inteligentnej małpy, żyjącej w bezpiecznym środowisku, które ją niewystarczająco stymuluje, nuda i dużo czasu mogą być wystarczające, by dokonywać wynalazków i oddawać się zajęciom, które z czasem rozprzestrzeniają się i stają się zwyczajem.
      Naukowcy nie przeanalizowali jeszcze wszystkich zdjęć i materiałów wideo. Nie wiadomo zatem, czy zachowanie Jokera się rozprzestrzeniło i utrzymało. Jeśli tak, może być ono problematyczne, gdyż wyjce na Jicarón są zagrożone.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Po ponad czterech latach obserwacji prowadzonych wśród dzikich szympansów w Taï National Park na Wybrzeżu Kości Słoniowej naukowcy odkryli, że u zwierząt tych – podobnie jak u ludzi – występują różne typy przywiązania w relacji dziecko–matka. Zauważyli jednocześnie, że nie występuje u nich – częsty wśród ludzi i u schwytanych przez ludzi szympansiątek trzymanych w niewoli – zdezorganizowany styl przywiązania, z którym wiążą się zaburzenia emocjonalne i psychiczne. To zaś sugeruje, że styl ten nie jest dobrą strategią przetrwania w naturze.
      Związek, jaki mamy z rodzicami w dzieciństwie, kształtuje nas jako osoby dorosłe. Od dawna wiadomo, że w styl przywiązania rodziców i dziecka odgrywa kluczową rolę przez całe nasze życie. Grupa naukowców z Instytutu Nauk Poznawczych im. Marca Jeanneroda z Uniwersytetu w Lyonie, Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maxa Plancka i Tai Chimpanzee Project na Wybrzeżu Kości Słoniowej postanowili sprawdzić, czy i wśród dzikich szympansów występują różne typy przywiązania.
      Obserwacje wykazały, że u dzikich szympansów występuje bezpieczny styl przywiązania. Szympansiątka czują się bezpiecznie, w chwilach słabości mogą zwrócić się do matki, która je pocieszy, pewnie eksplorują swoje środowisko wiedząc, że matka jest w pobliżu i je wspiera. Zaobserwowano też unikowy styl przywiązania. Takie szympansiątka są bardziej niezależne, nie szukają u matek pocieszania tak często, jak w bezpiecznym stylu przywiązania. U ludzi styl ten związany jest z tłumieniem emocji przez dziecko, którego rodzic jest emocjonalnie niedostępny.
      Tym, czego nie obserwowano u dzikich szympansów był zdezorganizowany styl przywiązania. Występuje on aż u 23,5% ludzkich dzieci i u 61% osieroconych szympansiątek trzymanych w niewoli. W tym stylu przywiązania dzieci odczuwają potrzebę bliskości ze strony rodzica, ale jednocześnie się go boją, zachowuje się on wobec nich agresywnie. Taki styl wychowania może prowadzić do problemów emocjonalnych, wyobcowania społecznego i dłutogrwałych problemów psychicznych. Dziecko nie wie, jak powinno zachować się, gdy jest zestresowane i potrzebuje pocieszenia. Taki styl wychowania widać niemal u co czwartego dziecka H. sapiens i u 2/3 szympansiątek, szczególnie osieroconych. U nich ma to prawdopodobnie związek z brakiem stałego opiekuna.
      Jednak w naturze, gdzie małe szympansy rozwijają się w stabilnych rodzinach, naukowcy nie zaobserwowali żadnych dowodów na występowanie zdezorganizowanego stylu przywiązania. Brak oznak występowania takiego stylu wspiera hipotezę mówiącą, że zdezorganizowany styl przywiązania nie jest dobrą strategią przetrwania. Jeśli w ogóle występuje on u dzikich szympansów, to zwierzęta, które go doświadczyły, prawdopodobnie giną zanim są zdolne do reprodukcji.
      Nasze badania pozwalają nam lepiej zrozumieć rozwój społeczny szympansów i pokazują, że wcale tak bardzo się od nich nie różnimy. Jednocześnie każą nam się zastanowić czy współczesne instytucje lub sposoby wychowania rozwinięte przez człowieka nie odeszły od najlepszych dla dziecka praktyk, mówi główna autorka badań Eléonore Rolland. Powszechność zdezorganizowanego stylu wychowania wśród ludzi i zniewolonych osieroconych szympansiątek wskazuje, jak dużą rolę odgrywa środowisko w kształtowaniu relacji, dodaje Catherine Crockford.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Przed 12 laty w Walii rozpoczęto nietypowy program szczepień starszych osób na półpaśca. Przeprowadzona właśnie analiza skutków szczepień dała niezwykle interesujące wyniki. Okazało się, że u osób zaszczepionych ryzyko demencji zmniejszyło się aż o 20%. Wydaje się zatem, że szczepionka jest najlepszą ze wszystkich znanych metod zapobiegania demencji. Wyniki badań są też silnym wsparciem hipotezy mówiącej, że wirusy atakujące układ nerwowy mogą zwiększać prawdopodobieństwo demencji.
      Półpasiec powoduje bolesne zmiany skórne. Chorobę wywołuje HHV-3 (wirus ospy wietrznej i półpaśca). U dzieci wywołuje on ospę wietrzną, po przebyciu choroby patogen pozostaje w organizmie w stanie uśpienia, a u osób starszych lub z osłabioną odpornością uaktywnia się, powodując półpaśca.
      Już wcześniej badania sugerowały, że szczepienie na półpaśca może chronić przed demencją. Jednak badania takie były obciążone wysokim stopniem niepewności, gdyż rozwój demencji związany jest z olbrzymią liczbą czynników dotyczących trybu życia i niezwykle trudno było znaleźć dwie grupy – zaszczepioną i niezaszczepioną – o bardzo podobnych cechach Wyniki badań nie były więc wystarczająco solidne, by na ich podstawie czynić jakiekolwiek rekomendacje.
      Przed dwoma laty naukowcy z Uniwersytetu Stanforda postanowili skorzystać z naturalnego eksperymentu, jakim był nietypowy program zdrowotny rozpoczęty w Walii. Otóż 1 września 2013 roku tamtejsze władze wprowadziły dobrowolne szczepienia na półpaśca, którym mogły poddać się osoby w wieku 79 lat. I tylko one. Zatem 80-latkowie nie mogli przyjąć szczepionki, a 78-latkowie musieli poczekać na osiągnięcie odpowiedniego wieku i mogli zaszczepić się tylko przez 12 kolejnych miesięcy. Takie racjonowanie było sposobem na poradzenie sobie z niedoborem szczepionek.
      W ten sposób w Walii rozpoczął się niezamierzony naturalny eksperyment, który pozwolił naukowcom na porównanie osób, które ukończyły 79 lat krótko przed 1 września 2013 roku, z osobami, które osiągnęły ten wiek wkrótce po rozpoczęciu szczepień. Jak mówi profesor Pascal Geldsetzer, jeden z autorów badań, powstała dzięki temu dobrze udokumentowana próba tak bliska randomizowanym badaniom, jak to tylko możliwe bez organizacji takich badań.
      Uczeni przyjrzeli się danym dotyczącym 280 000 osób w wieku 71–88 lat, które w chwili rozpoczęcia programu szczepień nie miały demencji. Skupili się przy tym głównie na osobach, które ukończyły 79 lat na tydzień przed rozpoczęciem szczepień oraz tymi, które ukończyły 79 lat w ciągu tygodnia po rozpoczęciu programu. Wiemy, że jeśli wybierzemy tysiąc przypadkowych osób, które urodziły się w jednym tygodniu i tysiąc przypadkowych osób, które urodziły się w kolejnym tygodniu, to po uśrednieniu danych tych osób nie będzie między nimi różnic. Są one podobne do siebie z wyjątkiem niewielkiej różnicy wieku, wyjaśnia Geldsetzer.
      W obu tych grupach (jednej urodzonej między 25 a 31 sierpnia 1933 i drugiej urodzonej między 1 a 8 września 1933) powinno więc być tyle samo osób, które chciały się zaszczepić, ale tylko członkowie jednej z nich mieli szansę to zrobić. Tym, co czyni nasze badania tak wiarygodnymi jest fakt, że mamy tutaj praktycznie randomizowane badania z grupą kontrolną, którą stanowią ci nieco zbyt starzy, by zostać zaszczepionymi, dodają autorzy badań.
      Naukowcy prześledzili losy badanych przez kolejnych siedem lat po szczepieniu. W grupie, która mogła się zaszczepić, szczepionkę przyjęło około połowy uczestników badań. W grupie, która nie mogła się zaszczepić, niemal nikt nie był zaszczepiony.
      Do roku 2020 w badanej grupie osób w wieku 86–87 lat demencję zdiagnozowano u 12,5%. Jednak ci, którzy przyjęli szczepionkę cierpieli na nią 20% rzadziej, niż osoby niezaszczepione. To uderzająca różnica. Mamy tutaj do czynienia z silnym działaniem ochronnym, stwierdza Geldsetzer.
      Naukowcy poszukiwali innych różnic, które mogłyby wpłynąć na rozwój demencji, ale nie znaleźli niczego. Badane grupy różniło tylko przyjęcie tej właśnie szczepionki. Nie było na przykład różnic w poziomie wykształcenia, w szczepieniu na inne choroby, nie było różnicy w innych zdiagnozowanych chorobach. Jedyną różnicą był spadek ryzyka zachorowań na demencję.
      Badacze stwierdzili też, że szczepionka przyniosła więcej korzyści kobietom niż mężczyznom. Może być to wynikiem różnicy w działaniu układu odpornościowego lub też w sposobie rozwijania się demencji. Układ odpornościowy kobiet wytwarza więcej przeciwciał w reakcji na szczepionkę, a kobiety częściej niż mężczyźni zapadają na półpaśca.
      W tej chwili nie wiadomo, w jaki sposób szczepionka na półpaśca chroni przed demencją. Ponadto w Walii podawano szczepionkę z atenuowanym (osłabionym) żywym wirusem. Nie wiadomo więc, czy nowoczesne szczepionki zawierające tylko niektóre białka wirusa i lepiej chroniące przed półpaścem, będą też lepiej chroniły przed demencją.
      Jakby tego było mało, naukowcy ze Stanforda przyjrzeli się danym z Anglii, Australii, Nowej Zelandii oraz Kanady i okazało się, że w nich również widać ochronną funkcję szczepionki.
      Geldsetzer i jego zespół chcieliby przeprowadzić teraz randomizowane badania na dużej grupie osób, które byłyby ostatecznym potwierdzeniem tego, co zauważyli. Wyniki badań zostały opublikowane na łamach Nature.

      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Na Northwestern University powstał rozrusznik serca tak mały, że zmieści się wewnątrz strzykawki i można go łatwo wszczepić do organizmu. Miniaturowy rozrusznik może pracować z każdym sercem, jednak szczególnie nadaje się dla noworodków. Co więcej, wszystkie jego elementy są biokompatybilne i rozrusznik – przeznaczony dla pacjentów, którzy potrzebują go tymczasowo – rozpuszcza się w organizmie, nie ma więc potrzeby przeprowadzania zabiegu jego usunięcia.
      Rozrusznik mniejszy od ziarenka ryżu współpracuje z niewielkim, elastycznym, bezprzewodowym urządzeniem, które przyczepia się do klatki piersiowej pacjenta. Gdy urządzenie wykryje nieregularny rytm serca, wysyła krótki impuls świetlny, który pobudza rozrusznik.
      Kardiologia pediatryczna pilnie potrzebuje tymczasowych rozruszników serca. Tutaj miniaturyzacja jest niezwykle ważna, im urządzenie mniejsze, tym lepiej, wyjaśnia John A. Rogers, który kierował pracami. Motywowała nas chęć opracowania rozrusznika dla dzieci. Około 1% dzieci rodzi się z wadami serca. Dobra wiadomość jest taka, że po zabiegu chirurgicznym potrzebują one rozrusznika jedynie przez jakiś czas. Po około 7 dniach ich serca działają poprawnie. Ale tych 7 dni jest absolutnie kluczowych. Teraz możemy umieścić rozrusznik na sercu dziecka i pobudzać go za pomocą miękkiego, delikatnego urządzenia. I nie potrzebujemy kolejnego zabiegu, by rozrusznik usunąć, dodaje kardiolog eksperymentalny Igor Efimov.
      Wielu pacjentów wymaga rozrusznika po operacji serca. Albo oczekują w ten sposób na docelowy stały rozrusznik, albo potrzebują go tymczasowo w okresie rehabilitacji. Obecnie podczas operacji do serca podłącza się elektrody, a wyprowadzone na zewnątrz kable łączone są z rozrusznikiem. Gdy taki czasowy rozrusznik nie jest już potrzebny, lekarze wyciągają elektrody. Kable wystają z ciała, a lekarz je wyciąga. Jednak mogą one zostać otoczone tkanką bliznowatą, więc podczas wyciągania może dojść do uszkodzenia mięśnia sercowego. Tak właśnie zmarł Neil Armstrong. Miał tymczasowy rozrusznik po operacji bypassów. Gdy usunięto elektrody, doszło u niego do krwotoku wewnętrznego, wyjaśnia Efimow.
      Dlatego właśnie naukowcy z Northwestern stworzyli rozpuszczalny rozrusznik, który został opisany w 2021 roku na łamach Nature Biotechnology. Kardiolodzy chcieli mieć jednak mniejsze urządzenie, które można by łatwiej implementować i które lepiej nadawałoby się do użycia u małych pacjentów. Nasz oryginalny rozpuszczalny rozrusznik działał dobrze. Był cienki, elastyczny i w pełni się wchłaniał w organizmie. Jednak rozmiar jego anteny odbiorczej ograniczał możliwości miniaturyzacji. Dlatego też pracując przy nowym rozruszniku zrezygnowaliśmy z częstotliwości radiowej do bezprzewodowego sterowania urządzeniem, a użyliśmy światła. To pozwoliło na znaczące zmniejszenie rozmiarów urządzenia, mówi Rogers.
      Kolejnym elementem, który pozwolił na dalszą miniaturyzację, było zastosowanie innego źródła zasilania. W miejsce NFC (near-field communications) użyto ogniwa galwanicznego. To prosta bateria zamieniająca energię chemiczną w elektryczną. Rozrusznik korzysta z dwóch elektrod zbudowanych z różnych metali. To one przekazują impuls elektryczny do serca. A energię czerpią z płynów ustrojowych, które je otaczają. Gdy rozrusznik jest wszczepiany, otaczające go płyny ustrojowe pełnią rolę elektrolitu. Na drugiej stronie rozrusznika znajduje się bardzo mały przełącznik, aktywowany za pomocą światła. Gdy do przełącznika dociera impuls świetlny wysłany przez skórę pacjenta, przeskakuje on z pozycji „wyłączony” na „włączony” i serce pobudzane jest za pomocą impulsu elektrycznego generowanego przez elektrody, wyjaśnia Rogers.
      System korzysta z podczerwieni, która w sposób bezpieczny penetruje organizm. Gdy przyczepione do piersi pacjenta urządzenie wykryje nieprawidłowy rytm, uruchamia diodę, która błyska w rytm prawidłowej pracy serca. Mimo, że nowatorski rozrusznik jest bardzo mały, ma 1,8 mm szerokości, 3,5 mm długości i 1 mm grubości, dostarcza taki sam impuls jak pełnowymiarowe rozruszniki. Serce wymaga jedynie niewielkiej stymulacji elektrycznej. Minimalizując rozrusznik, znakomicie uprościliśmy procedurę jego wszczepienia, zmniejszamy obciążenia i ryzyko dla pacjenta, a dzięki temu, że rozrusznik rozpuszcza się organizmie, nie istnieje konieczność jego usuwania i ryzyko z tym związane, stwierdza Rogers.
      Na tym jednak nie koniec zalet minirozrusznika. Jako że urządzenie jest tak małe, można wszczepić kilka rozruszników w różne regiony serca i każdym z nich sterować za pomocą światła o innej długości fali. To zaś pozwala na uzyskanie bardzo skomplikowanej synchronizacji. W szczególnych przypadkach można w różnym rytmie pobudzać różne regiony serca i radzić sobie w ten sposób z arytmiami.


      « powrót do artykułu
    • By KopalniaWiedzy.pl
      Wystarczy dosłownie minuta gry, by odróżnić dziecko z autyzmem od dziecka z ADHD lub dziecka bez zaburzeń. Computerized Assessment of Motor Imitation (CAMI) to komputerowe narzędzie opracowane przez naukowców z Kennedy Krieger Institute oraz Nottingham Trent University. Wykorzystuje ono technologię śledzenia ruchu do wykrywania różnic w zdolności do naśladowania motoryki i na tej podstawie pozwala – w ciągu minuty – odróżnić dziecko autystyczne od dziecka zdrowego i z innymi zaburzeniami.
      W testach CAMI wzięło udział 183 dzieci w wieku 7–13 lat. Poproszono je, by przez minutę naśladowały ruchy widocznego na ekranie awatara. W tym czasie CAMI oceniało zdolność do naśladownictwa. Badania wykazały, że narzędzie potrafi z 80-procentową skutecznością odróżnić dziecko autystyczne od zdrowego i z 70-procentową, autyka od dziecka z ADHD. Twórców narzędzia szczególnie cieszy to druga liczba, gdyż autyzm i ADHD często występują razem i nawet eksperci mają problemy z postawieniem właściwej diagnozy.
      Zdiagnozowanie autyzmu może być trudne, szczególnie u dzieci, u których występują też inne zaburzenia, jak ADHD. A jeśli postawi się niewłaściwą diagnozę, dziecko może nie otrzymać odpowiedniej pomocy, mówi doktor Stewart Mostofsky, neurolog dziecięcy z Kennedy Krieger Institute. Autyzm jest tradycyjnie postrzegany jako zaburzenie komunikacji społecznej, ale wiemy, że trudności sensoryczno-motoryczne, na przykład związane ze zdolnością do naśladowania ruchów, odgrywają rolę w kształtowaniu zdolności społecznych i komunikacyjnych. CAMI identyfikuje autyzm, opierając się na tych cechach, które odróżniają go od ADHD. Tym, co czyni CAMI tak ekscytującym, jest prostota. Gry wideo są zabawne dla dzieci, a lekarzowi dostarcza jasnych wyników, dzięki którym może on szybko postawić diagnozę, dodaje doktor Bahar Tunçgenç z Nottingham Trent University, która specjalizuje się w badaniu rozwoju społecznego.
      Twórcy CAMI chcą też przystosować swoje narzędzie do diagnozowania młodszych dzieci oraz dzieci z poważniejszymi zaburzeniami rozwojowymi. Mają nadzieję, że w ten sposób zapoczątkują powstanie całej klasy narzędzi, które pozwolą na szybkie i tanie diagnozowanie różnych zaburzeń.

      « powrót do artykułu
  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...