Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Wystartował, wylądował, eksplodował. Muskowi prawie się udało.

Rekomendowane odpowiedzi

SpaceX przeprowadziła kolejny test rakiety Starship. Tym razem prawie się udało. SN10 wystartował, wylądował, niestety niedługo później doszło do eksplozji. Wybuch miał miejsce około 8 minut po lądowaniu.

Start rakiety miał miejsce dzisiaj o godzinie OO:15. Pojazd wzbił się na wysokość 10 kilometrów, przeprowadził wszystkie przewidziane manewry i 6 minut 20 sekund po starcie dokonał udanego pionowego lądowania. To trzeci tego typu test autorstwa SpaceX, ale pierwszy udany. Poprzednie rakiety, SN8 i SN9, efektownie rozbiły się w czasie  lądowania.

Niestety ta beczka miodu została wkrótce zaprawiona łyżką dziegciu. Zaraz po lądowaniu u podstawy rakiety pojawiły się płomienie. O godzinie 00:30 doszło zaś do eksplozji, w wyniku której rakieta została wyrzucona w powietrze i spadła na ziemię.

Rakiety Starship mają w przyszłości wozić ludzi i ładunki na orbitę okołoziemską i Księżyc. Docelowo zastąpią one wykorzystywane obecnie Falcony oraz kapsuły Dragon. Mają być to pojazdy wielokrotnego użytku, co ma pozwolić na obniżenie kosztów, skrócenie czasu pomiędzy startami oraz spowodowanie, że osadnictwo na Marsie stanie się możliwe.

W ciągu najbliższych miesięcy powinniśmy być świadkami kolejnych testów, gdyż już budowane są następne rakiety. Musk utrzymuje, że jeszcze w bieżącym roku Starship trafi na orbitę, a od 2023 roku rakiety te będą regularnie wynosiły ludzi w przestrzeń komiczną.

Japoński miliarder Yusaku Maezawa już zamówił w SpaceX lot dookoła Księżyca i szuka teraz innych chętnych, którzy dołączą do niego w planowanej na 6 dni podróży.

 


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

Wygląda na to, że zbyt mocno przyziemili. Pojazd odbił się od lądowiska na 1-2m. Już wczoraj na filmach nagranych na obrzeżach exclusion zone było też widać, że ma przechył po lądowaniu. Na pewno uderzenie nie pomogło zachować szczelności. Zastanawiam się, czy nie powinien tez stać na podwoziu po lądowaniu? Z tego, co się orientuję, to ma wysuwane amortyzatory.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
21 minutes ago, cyjanobakteria said:

Wygląda na to, że zbyt mocno przyziemili. Pojazd odbił się od lądowiska na 1-2m. Już wczoraj na filmach nagranych na obrzeżach exclusion zone było też widać, że ma przechył po lądowaniu. Na pewno uderzenie nie pomogło zachować szczelności. Zastanawiam się, czy nie powinien tez stać na podwoziu po lądowaniu? Z tego, co się orientuję, to ma wysuwane amortyzatory.

Może powinni wypróbować zderzak dynamiczny Lucjana Łągiewki. Przy prędkościach do 50 km/h był bardzo dobry :). Szkoda, że wynalazca nie doczekał już jego zastosowań w astronautyce.:mellow: Rakiety są konstrukcyjnie wyposażone w wirujące masy żyroskopowe zwiększające stabilność i umożliwiające wykonywanie manewrów korekcyjnych bez konieczności stosowania silników pomocniczych. Najtrudniejszym zadaniem byłoby wykonanie niezawodnej przekładni takiego zderzaka/amortyzatora dynamicznego odprowadzającej energię kinetyczną lądownika do wirujących mas wewnątrz rakiety:rolleyes:.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

Podwozie się nie rozwinęło w pełni i kilka nóg nie było zablokowanych w pozycji wyjściowej. Widać to bardzo wyraźnie, na filmie jednego z obserwatorów, który filmował w 4k. To rozwiązanie tymczasowe i są zaprojektowane w ten sposób, aby zostać zgniecione podczas lądowania.

 

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę poszli po rozum do głowy i zaczęli czytać komentarze na KW ;) I tak jak pisaliśmy dużo wcześniej zaczęli manewr pionizacji.

Teraz tylko wyszkolić astronautów żeby opuścili rakietę w 7 minut i można ruszać :P

17 godzin temu, Qion napisał:

Może powinni wypróbować zderzak dynamiczny Lucjana Łągiewki

Ma on swoje zalety, może w takim rozwiązaniu też, chociaż to masa, którą musisz wynieść. Do motoryzacji ciężko. Problemem  p. Łucjana było skupianie się na teoriach spiskowych zamiast na rzetelnym przetestowaniu i określeniu wad i zalet. Szkoda, że nie pykło, bo chyba już nic z tego nie zostało, planowali jakieś odbojniki w portach etc, ale chyba tyle z tego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

Po pierwsze muszą mieć normalne podwozie do lądowania. To jest tymczasowe na potrzeby testów, ale moim zdaniem to jest zmarnowana okazja. Dyndające nóżki pomijając, że połowa się nie zablokowała w pozycji docelowej, stąd przechył, są zbyt małe - trex landing gear :)

Druga sprawa, że teraz odpalili trzy silniki, co spowodowało, że rakieta zbyt mocno odbiła i musiała skompensować. Pasuje mi to osobiście, bo jak odpalą 3 to jest większe prawdopodobieństwo, że będą mieli 2 sprawne. Co prawda 2 silnik szybko zgasł i wygląda, że trochę za wcześnie, bo prędkość przyziemienia była spora. Rakieta nie powinna się odbić od ziemi. Na pewno silnik musiał zmarnować część ciągu na wyrównanie, ale chyba było zbyt dużo prędkości do wytracenia.

Co do hamowania, to mieli przecież zapas metanu, inaczej pojazd by nie wybuchł :) Wystarczy, że 2 silnik działałby 1-2s dłużej + było lepsze podwozie na wszelki wypadek. Przechył po wylądowaniu nie wyglądał zdrowo.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
W dniu 4.03.2021 o 19:48, Qion napisał:

Może powinni wypróbować zderzak dynamiczny Lucjana Łągiewki.

Skoro już przy motoryzacji jesteśmy, to zawieszenie hydrauliczne Citroena bardziej się nada. Poważnie, amortyzatory gazowe dają większą kontrolę. Jak już @radar zauważył zderzak Łągiewki to jednak za dużo masy targanej niepotrzebnie. Gdyby sterować upuszczaniem płynu z amortyzatora, to dałoby się uzyskać bardzo przyzwoite charakterystyki tłumienia.

https://www.youtube.com/watch?v=ghUInp1JBRo

 

Edytowane przez Jajcenty

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 hours ago, radar said:

Problemem  p. Łucjana było skupianie się na teoriach spiskowych zamiast na rzetelnym przetestowaniu i określeniu wad i zalet. Szkoda, że nie pykło, bo chyba już nic z tego nie zostało, planowali jakieś odbojniki w portach etc, ale chyba tyle z tego.

To nie był tylko problem Łągiewki, lecz pracownicy naukowi z doktoratami jak S. Gomuła  dochodzili do podobnie zadziwiających wniosków:blink::

Quote

Natomiast powiązany z projektem Stanisław Gumuła uważa, że działania zderzaka nie da się opisać znanymi prawami fizyki, a jego zastosowanie umożliwia zmniejszenie sił podczas zderzeni

Znalazłem też bardziej racjonalną wypowiedź osoby związanej rzekomo z projektem EPAR:) :

Quote

1/ Lucjan Łągiewka nie jest inżynierem. Jest samoukiem technicznym z ogromną intuicją.
2/ Żądni sensacji dziennikarze wrobili go w „łamanie Newtona”, a on częściowo w to uwierzył, bo żaden naukowiec nie potrafił logicznie wytłumaczyć zjawiska.
3/ We współpracy z prof. M. Dobrym z Politechniki Poznańskiej zaprojektowano i zbudowano model testowy zderzaka w skali 1:1.
4/ Służby WSI (?) – nie można tego było sprawdzić, bo przedstawili się fałszywkami, skonfiskowały małe modele zderzaka oraz model hamulca oraz materiały Łągiewce i prof. Gumule z AGH. Łągiewka pracował przez miesiąc w laboratorium wojskowym, za co dostał wynagrodzenie.
5/ Do dziś p. Łągiewka nie dał rady skonstruować urządzenia pod zadane parametry wyjściowe – zrobił to prof. Dobry, który opracował uprzednio nad przepływem energii w układach mechanicznych. Tak samo uważa Łągiewka, ale nie posiada odpowiedniego aparatu matematycznego i wiedzy (czytaj niezawiniony brak wykształcenia).
6/ Łągiewka wniósł swoje rozwiązania jako aport do utworzonej m.in. przez siebie i swego doradcę spółki akcyjnej i we wszystkich zgłaszanych patentach figuruje jako autor.
6a/ Łągiewka odseparował się od swojej własnej spółki z powodu urażonego ego – jak się okazało, że jego rozwiązania nie łamią praw newtonowskich.
7/ Łągiewka sam sobie strzelił w stopę patentując rozwiązania indywidualnie poza swoją spółką z jakimś „biznesmenem” warszawskim i nie opłacając go – przez co rozwiązanie zderzaka weszło do skarbnicy wiedzy ogólnie dostępnej.
Łągiewka może mieć pretensje jedynie tylko do siebie. W końcu to jego syn, Przemysław Łągiewka, założył EPAR i sporo związanych z tym spółek i otrzymał dotacje na rozwój rozwiązań ojca. Było tego coś ok. 10 mln. zł.

Więc nie płaczcie – wszystko jest tak, jak sami sobie urządzamy…

Opis zjawisk zachodzących w zderzaku autorstwa prof. Dobrego (który nigdy nie zaprzeczał autorstwa Łągiewki) jest ogólnie dostępny w publikacjach naukowych. Kto chce, może sobie poczytać.
Powyższe informacje są z pierwszej ręki – asystowałam przy tym przez ponad 14 lat.

 

9 hours ago, radar said:

Ma on swoje zalety, może w takim rozwiązaniu też, chociaż to masa, którą musisz wynieść. Do motoryzacji ciężko. 

Myślałem o zmienionej konstrukcji rakiety z wykorzystaniem dużego rotoru ze śmigłem w dziobie jak w przypadku prototypowej Rotary Rocket. Na Marsie śmigło nie odgrywałoby tak dużej roli podczas lądowania jak na Ziemi, lecz wirnik ze śmigłem mogłoby służyć jako akumulator energii połączony poprzez sprżęgło i przekładnię z amortyzatorami dynamicznymi.:rolleyes: Przy lądowaniu na Marsie potrzebny byłby niestety ciąg rakietowy skierowany przeciwnie do kierunku ruchu lądownika, gdyż marsjańska atmosfera jest przy powierzchni ponad 100 razy rzadsza niż ziemska.;)

https://en.wikipedia.org/wiki/Rotary_Rocket

https://www.youtube.com/watch?v=DBL_UJyN88Y 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

Wideo od Everyday Astronaut w wysokiej jakości i slow-mo oraz z oczyszczonym i zsynchronizowanym dźwiękiem:

 

Edytowane przez cyjanobakteria
  • Dzięki! (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
12 godzin temu, Qion napisał:

4/ Służby WSI (?) – nie można tego było sprawdzić, bo przedstawili się fałszywkami, skonfiskowały małe modele zderzaka oraz model hamulca oraz materiały Łągiewce i prof. Gumule z AGH. Łągiewka pracował przez miesiąc w laboratorium wojskowym, za co dostał wynagrodzenie.

To byli faceci w czerni. Na szczęście dla Łągiewki okazało się, że nie trzeba czyścić pamięci.
Zła wiadomość jest taka, że zawierające obcą technologię części rozbitej służbowej czarnej Wołgi dalej są w posiadaniu nieznanych nieuprawnionych osób.

 

12 godzin temu, Qion napisał:

Myślałem o zmienionej konstrukcji rakiety z wykorzystaniem dużego rotoru ze śmigłem w dziobie jak w przypadku prototypowej Rotary Rocket.

To ślepa uliczka. Co ciekawe - początkowo ten rotor miał również wspomagać start, całkiem niezłe podejście aby problem (gęsta atmosfera przy starcie) zamienić w korzyść.
Potem miał już służyć tylko jako spadochron.

Edytowane przez peceed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
46 minutes ago, peceed said:

To ślepa uliczka. 

Ślepa uliczka dla wirnikowej rakiety na Ziemi czy na Marsie? Wydaje mi się, że to kwesta dopracowania technologii lądowania przy pomocy śmigła napędowego:rolleyes:. W przypadku Marsa mamy ~100 razy rzadszą atmosferę przy powierzchni, lecz także 2,64 razy mniejsze ciążenie. Siła nośna jest proporcjonalna do kwadratu prędkości liniowej, czyli również proporcjonalna do kwadratu prędkości kątowej/częstotliwości wirnika śmigła. Przy takim samym ciążeniu na obu planetach wirnik musiałby wirować 10 razy szybciej w rzadszej atmosferze, lecz mniejsze ciążenie sprawia, że musiałby faktycznie obracać się 4 razy szybciej na Marsie niż na Ziemi. Łopaty helikoptera poruszają się z prędkością 6,5 obr/sek co daje 390 obr./min, a w przypadku helikoptera na Marsie byłoby to 1560 obr/min, czyli mniej więcej tyle ile wynosi prędkość znamionowa 3-fazowego elektrycznego silnika indukcyjnego.

Rakiecie Starship nie będzie łatwo wyhamować w atmosferze Marsa. Myślę, że lądowanie na Czerwonej Planecie będzie najtrudniejszym elementem całego programu i nie wiem jak inżynierowie SpaceX chcieliby tego dokonać. Jeszcze trudniej będzie znaleźć chętnych do lotu na Marsa na "beczce prochu", której wybuch mógłby zniszczyć także istniejącą infrastrukturę SpaceX przygotowaną podczas wcześniejszych bezzałogowych misji.;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

  

1 godzinę temu, Qion napisał:

Ślepa uliczka dla wirnikowej rakiety na Ziemi czy na Marsie?

Na pewno na Marsie - na teraz. W przyszłości przy nowych materiałach i doskonałej kontroli jakości może być to możliwe, ale na razie są problemy ze prostszym lądowaniem na silniku. 
Pisząc ślepa uliczka miałem jednak na myśli wspomagany start, a nie lądowanie, rozpędziłem się za bardzo.
Jako urządzenie do lądowania może obronić się na Ziemi jeśli masa łopat jest mniejsza od paliwa ze zbiornikami na lądowanie, oraz przy misjach załogowych które muszą mieć mniejsze przeciążenia.

Edytowane przez peceed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 godzin temu, Qion napisał:

Rakiecie Starship nie będzie łatwo wyhamować w atmosferze Marsa. Myślę, że lądowanie na Czerwonej Planecie będzie najtrudniejszym elementem całego programu i nie wiem jak inżynierowie SpaceX chcieliby tego dokonać

Ja myślę, że zrobią to podobnie jak robią na Ziemii - metodą hybrydową tzn. najpierw hamowanie atmosferyczne a potem silniki rakietowe. Oczywiście z uwagi na odmienne warunki (jak opisałeś wczesniej) ciężko to przetestować jak to robią teraz. Dlatego nie zdziwię się jak Elon zacznie w niedługim czasie wysyłać na Marsa... prototypy podobne do SN. Ja bym na jego miejscu wypełniał je jakimś ladunkiem, który jest tani tu na Ziemii ale nie do wyprodukowania tam i niezbędny dla przyszłych kolonizatorów.  Jak prototyp wyląduje to mamy na Marsie zapasy a jak eksploduje to mamy dane i niewielka strata ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)

Widziałem ten prototyp z wirnikiem na rakiecie, ale moim zdaniem to jest mało praktyczne. W oryginale wirnik był napędzany rakietami zdaje się, bo sam się przecież nie obraca. Jeżeli potrzebowali by więcej aerodynamicznego hamowania, to spadochrony są znacznie mniej skomplikowane, chociaż destabilizują pojazd.

Podczas startu wirnik przyda się tylko przez pierwsze kilkadziesiąt sekund maks. Nie chce mi się sprawdzać ile sekund zabiera SN dotarcie do pułapu kilku kilometrów, gdzie helikoptery nie sprawują się zbyt dobrze, i to nie wspominając o wysokich prędkościach. Równie dobrze mogą przenieść lunch pad 500m wyżej w pobliże gór, co też jest kłopotliwe logistycznie.

Terminal velocity opadającej bokiem SN jest dość niska na Ziemi i wygląda to dosyć spektakularnie. Na Marsie atmosfera jest rzadka, ale grawitacje to tylko 1/3 tego co na Ziemi. Może komuś będzie chciało się policzyć czy to lepiej czy gorzej. Starty na pewno są łatwiejsze, ale lądowanie może być trudniejsze. Prędkość przelotową można wytracić kilka razy wchodząc w atmosferę na wydłużonych i coraz niższych orbitach. Nie wiem czy to było praktykowane dla lotów załogowych, ale niektóre budżetowe próbniki hamowały w ten sposób.

Na Marsa planują wysłać kilka ton H2, a O2 zrobić na miejscu. Metan CH4 chyba tez można też chyba otrzymać z CO2 w połączeniu z wodorem z Ziemi albo z lodu na Marsie i energią z paneli. NASA na Perservance ma eksperyment MOXIE.

Jak pojazd wyląduje to jest sukces, bo mają nowe dane, a jak wybuchnie to jest też sukces, bo też mają nowe dane :)

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
16 hours ago, cyjanobakteria said:

Na Marsa planują wysłać kilka ton H2, a O2 zrobić na miejscu. Metan CH4 chyba tez można też chyba otrzymać z CO2 w połączeniu z wodorem z Ziemi albo z lodu na Marsie i energią z paneli. NASA na Perservance ma eksperyment MOXIE.

Technologia jest już opracowana. Ciekawe czy wystarczy energii słonecznej na Marsie, czy też przyjdzie poczekać na bezpieczny kompaktowy reaktor jądrowy :rolleyes::

Reaktor słoneczny

Technologię produkcji paliwa w reakcji CO z H2 opracowali już Niemcy przed wojną:

Synteza Fischera-Tropscha – Wikipedia, wolna encyklopedia

Prawdopodobnie Polak jako pierwszy W 2009 r. ogłosił, że opracował opłacalną technologię produkcji paliwa z atmosferycznego CO2, lecz nie znalazł wsparcia ze strony rządu jak i sektora prywatnego :):

Polak opracował paliwo z CO2

Pomysł wykorzystał koncern Audi i stworzył pilotową fabrykę produkcji paliwa z atmosferycznego CO2 i H20 przy wykorzystaniu bardzo wydajnej elektrolizy wysokoteperaturowej:

https://www.audi-mediacenter.com/en/audi-e-fuels-243

https://www.sciencedirect.com/topics/engineering/high-temperature-electrolysis

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
20 godzin temu, cyjanobakteria napisał:

Podczas startu wirnik przyda się tylko przez pierwsze kilkadziesiąt sekund maks. Nie chce mi się sprawdzać ile sekund zabiera SN dotarcie do pułapu kilku kilometrów, gdzie helikoptery nie sprawują się zbyt dobrze, i to nie wspominając o wysokich prędkościach.

Roton był na początku konstrukcją znacznie bardziej ekstremalną i holistyczną. Wirnik miał dostarczać większość ciągu (to rozwiązanie dla stosunkowo małych rakiet) w atmosferycznej fazie startu, umożliwiając jednocześnie jego przerwanie i spokojny powrót na ziemię po wyłączeniu silników.
Silniki nośne miały być zamontowane na końcówkach wirników podobnie jak tip-jety, siła odśrodkowa miała spełniać rolę pompy wysokiego ciśnienia co umożliwiłoby wysoką sprawność tych silników - i nadaje też sens rotującym łopatom w próżni. Taki napęd działa lepiej z naftą niż ciekłym wodorem ze względu na możliwość uzyskania większego ciśnienia roboczego.
Potem zrezygnowano z napędzania wirnika ograniczając jego rolę do powrotu z orbity, ale koncepcja wykorzystania siły odśrodkowej do pompowania paliwa pozostała w silnikach głównych.
Im mniejsza rakieta tym większym problemem jest opór powietrza przy starcie, a jednocześnie większa efektywność takiego rotora startowego.
Optymalnym wykorzystaniem takiej technologii byłaby kosmiczna taksówka dla ludzi, tylko że dla małych ładunków zwiększanie efektywności celem zmniejszenia zużycia paliwa i tak nie ma sensu, zatem wszystko rozbija się o pytanie czy wirnik może być bezpieczniejszy od spadochronu?
 

Edytowane przez peceed
  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 godzin temu, peceed napisał:

zatem wszystko rozbija się o pytanie czy wirnik może być bezpieczniejszy od spadochronu?

na pewno tak, a przynajmniej bardziej przewidywalny i łatwiejszy do obliczenia przez komputery. W spadochronach jest strzał i wielka niewiadoma czy linki właściwie się ułożą, czy na jakiejś zmarszczce nie powstaną za duże siły rozdzierające powłokę. Tego nie da się obliczyć. A śmigło jeśli się sprawdza przy lądowaniu ciężkim helikopterem na wyłączonym silniku to i w rakietach byłoby dobrze, chociaż przy pewnej masie byłby już pewnie problem z wytrzymałością materiałów.

Do tego śmigło daje możliwość płynnej regulacji prędkości opadania poprzez regulację konta natarcia łopat i najważniejsze - daje możliwość sterowania kierunkiem lotu.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
5 godzin temu, tempik napisał:

W spadochronach jest strzał i wielka niewiadoma czy linki właściwie się ułożą, czy na jakiejś zmarszczce nie powstaną za duże siły rozdzierające powłokę.

Mimo wszystko spadochrony się otwierają co do zasady. Typowo trzeba używać zapasowego 1 na 1000 razy, co oznacza z zapasowym kompletem mamy szansę awarii jak 1:1000_000.
Da się z tym żyć.

5 godzin temu, tempik napisał:

A śmigło jeśli się sprawdza przy lądowaniu ciężkim helikopterem na wyłączonym silniku to i w rakietach byłoby dobrze, chociaż przy pewnej masie byłby już pewnie problem z wytrzymałością materiałów.

Pusta rakieta to masa rzędu ciężkiego śmigłowca, czyli jest w zasięgu. Tylko że łopaty muszą być składane, muszą wytrzymać wejście w atmosferę i mieć masę mniejszą od spadochronu (EDIT: rozpędziłem się. Powinny być tańsze od spadochronu, gdzie cena oznacza wszystkie koszty związane z oboma rozwiązaniami)
Może lepiej byłoby popracować nad nowymi spadochronami , na przykład ze szkieletem pneumatycznym.

 

Edytowane przez peceed

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stream, na którym można oglądać testowy start misji SpaceX Starship SN11, ale jest słaba widoczność. Start odwołany. Przy okazji, SN10 przyziemił zbyt mocno, bo hel który był wpuszczany do zbiornika dla wyrównania ciśnienia dostał się wraz z paliwem do komory spalania, co zmniejszyło ciąg silnika.

 

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Testy broni atomowej mają daleko idące konsekwencje, od zmiany wzorców opadów, po pozostawienie warstwy radionuklidów, która – być może – wyznaczy początek nowej epoki geologicznej. Naukowcy od dawna próbują znaleźć wiarygodną metodę śledzenia, pozostałych po testach, pierwiastków promieniotwórczych w ciałach zwierząt. Właśnie odkryli miejsce, gdzie pierwiastków tych można szukać. Jak czytamy na łamach PNAS Nexus, skorupy żółwi zawierają ślady testów jądrowych z przeszłości.
      Uczeni przebadali tarczki z karapaksów czterech żółwi, które mogły zakumulować uran z testów jądrowych. Materiał został zebrany w roku 1978 na Wyspach Marshalla, w 1959 na Pustyni Mojave, w 1985 w Karolinie Południowej i w 1962 w Oak Ridge Reservation. Jako kontrolna posłużyła blaszka z 1999 roku z Pustyni Sonora. Co prawda pewien poziom uranu jest naturalnie obecny w środowisku, jednak we wszystkich czterech pierwszych blaszkach uczeni znaleźli poziomy uranu odpowiadające testom. Nadmiarowego uranu nie było jedynie w materiale z pustyni Sonora.
      Najbardziej rzucający się w oczy był przykład żółwia z 1978 roku z Wysp Marshalla. Zwierzę pochodziło z atolu Enewetak gdzie, wraz z atolem Bikini, w latach 1946–1958 przeprowadzono 67 prób atomowych. Materiał pobrano 20 lat po zakończeniu testów, a naukowcy uważają, że zwierzęcia nie było na świecie, gdy próby były prowadzone. Jednak poziom uranu w jego skorupie świadczy o tym, że wchłonęło ono radionuklidy ze środowiska, prawdopodobnie wraz z pokarmem.
      Naukowcy uważają, że skorupy żółwi mogą być lepszym wskaźnikiem obecności radionuklidów niż pierścienie drzew, bowiem pierwiastki zawarte w drzewach mogą czasem migrować pomiędzy pierścieniami. W przypadku skorupy żółwi do takich migracji pomiędzy poszczególnymi warstwami nie dochodzi, więc zapis w ich skorupach jest bardziej wiarygodny. Badania sugerują również, że i inne organizmy o sekwencyjnej fazie wzrostu, jak koralowce kolce kaktusów, również mogą zawierać cenne informacje z przeszłości.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Opublikowano wyniki największego na świecie testu czterodniowego tygodnia pracy. W teście wzięło udział 61 brytyjskich firm oraz niemal 3000 ich pracowników, którzy przez pół roku pracowali po 4 dni w tygodniu, zachowując przy tym taką pensję, jaką otrzymywali przy 5-dniowym tygodniu pracy. Eksperyment zorganizowała niedochodowa organizacja 4 Day Week Global, think tank Autonomy oraz University of Cambridge i amerykański Boston College.
      Wyniki badań wskazują, że czterodniowy tydzień pracy znacząco zmniejsza stres, wpływa na poprawę stanu zdrowia pracowników oraz zmniejsza liczbę osób rezygnujących z pracy. Aż 71% pracowników informowało, że są w mniejszym stopniu wypaleni zawodowo, a 39% przyznało, że są mniej zestresowani niż na początku testu. Okazało się również, że liczba zwolnień lekarskich zmniejszyła się o 65%, a liczba osób rezygnujących z pracy spadła o 57% w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku.
      Pracownicy mieli też mniej problemów ze snem, byli spokojniejsi, a 15% z nich stwierdziło, że nie zgodziłoby się na 5-dniowy tydzień pracy w zamian za podwyżkę. W czasie trwania testu – pomiędzy jego początkiem a końcem – przychody firm biorących udział w badaniu praktycznie nie uległy zmianie. Dane na ten temat dostarczyły 23 przedsiębiorstwa, które poinformowały, że ich przeciętne przychody zwiększyły się o 1,4%. Natomiast przychody porównywane z półrocznym okresem poprzedzającym test były średnio o 35% wyższe.
      Wyniki testu były na tyle zachęcające, że 92% (56 z 61) firm stwierdziło, iż będzie kontynuowało próbę z 4-dniowym tygodniem pracy, a 18 przedsiębiorstw zapowiedziało, że w na stałe wprowadza taki sposób organizacji pracy.
      Ze szczegółowymi wynikami badań można zapoznać się w opublikowanym w sieci raporcie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Test p16/Ki-67 to badanie immunocytochemiczne służące do jednoczasowego oznaczania białka p16 i Ki-67 w materiale cytologicznym pobranym z tarczy szyjki macicy. Pozwala wykrywać zmiany nowotworowe na poziomie komórkowym już na bardzo wczesnym etapie ich rozwoju. Lokalizuje komórki u których normalny i zdrowy cykl został zaburzony w wyniku infekcji wysokoonkogennym wirusem brodawczaka ludzkiego HR-HPV. Wychwytuje podejrzane zmiany tam, gdzie rutynowe badanie cytologiczne nie dało wystarczających informacji.
      Dzięki niemu możliwe jest uzupełnienie cytologii bez konieczności poddawania się dodatkowym badaniom jak powtórna cytologia bądź kolposkopia. Powoduje także zmniejszenie liczby nieuzasadnionych skierowań na wykonanie poszerzonych badań diagnostycznych, co skutkuje tym, że można leczyć te pacjentki, które rzeczywiście tego potrzebują. Test ten przeznaczony jest dla kobiet , u których wykonane badanie cytologiczne dało wynik ASCUS,LSIL albo gdy wynik badania HPV HR wyszedł dodatni. Pomaga on zróżnicować i doprecyzować rodzaj zmian wykrytych w cytologii. Białko p16 w głównej mierze odpowiada za prawidłowy przebieg cyklu komórkowego. Wykorzystywane jest jako badanie dodatkowe w skriningu raka szyjki macicy. Wysoka ekspresja tego białka widoczna jest w komórkach , w których doszło do zaburzeń. W zdrowych i dojrzałych komórkach nabłonkowych szyjki macicy poziom p16 jest bardzo niski i ledwie wykrywalny. Wysoka ekspresja tego białka widoczna jest natomiast w komórkach, w których doszło do zaburzeń, spowodowanych transformacją onkogennych wirusów HPV. Badanie ekspresji p16 może być wykonywane samodzielnie albo jednocześnie z badaniem ekspresji białka Ki-67.
      Białko Ki-67 znajduje się w jądrze komórkowym i pełni bardzo ważną rolę w procesie mitozy, tj. podziałów komórkowych. Uważa się go za dobry, wewnątrzkomórkowy wskaźnik stopnia nasilenia podziałów komórkowych, dlatego że występuje tylko i wyłącznie w komórkach dzielących się. Brak białka Ki-67 hamuje proces podziału. Białko to nazywane jest także markerem proliferacji.
      Wysokość wskaźnika proliferacji Ki-67 odpowiada m.in. za szybkość podziałów komórkowych, czyli szybkość namnażania się komórek nowotworowych. Oznacza to, że im wyższy jest jego wskaźnik tym komórka nowotworowa szybciej się dzieli i szybciej rośnie, a takich dzielących się komórek jest coraz więcej. W związku z tym białko Ki-67 wspólnie z białkiem p16 to doskonałe narzędzie wspomagające profilaktykę raka szyjki macicy.
      Test immunocytochemiczny z wykorzystaniem przeciwciał białek Ki67 i p16 jest wykonywany w przypadku, gdy podczas badania cytologicznego, uzyskano niejednoznaczny wynik opisu zmian. Dodatni wynik Ki67 oznaczał będzie wzmożone tempo podziałów komórkowych, charakterystyczne dla komórek nowotworowych. Z kolei dodatni wynik p16 będzie pośrednio wskazywał na infekcję wirusem HPV. Test ten wykonuje się z rozmazu cytologicznego. Jeżeli jednak została wykonana wcześniej cytologia płynna, zwana cienkowarstwową albo LBC (liquid-based cytology), do tego badania można wykorzystać pobrany już materiał. Eliminuje więc to konieczność wykonania powtórnej cytologii, tym samym przyspiesza proces diagnostyki, a także zmniejsza obciążenia psychiczne dla
      pacjentki i finansowe dla systemu opieki zdrowotnej .Utrwalony preparat cytologiczny poddawany jest specjalnym procesom barwienia. Jeśli w pobranym materiale znajdują się nieprawidłowe komórki, to cytoplazma zabarwi się na brązowo (ekspresja białka p16), zaś jądro na kolor czerwony (ekspresja białka Ki67). Pozwala to jednoznacznie stwierdzić, że mamy do czynienia
      z trwającym procesem rozwoju nowotworu. Dodatni wynik będzie oznaczał, że zdrowy cykl komórkowy został zaburzony z powodu przetrwałej infekcji wirusem HR- HPV. Następnie lekarz, w dalszym postępowaniu zdecyduje, czy konieczne jest skierowanie pacjentki do dalszej, pogłębionej diagnostyki oraz jakie należy wdrożyć leczenie.
      P16 i Ki67 to rekomendowane markery w procesie diagnostycznym zmian szyjki macicy. Zwiększają wiarygodność i obiektywność postawionej diagnozy. Pamiętajmy jednak, że podstawą diagnostyki tych zmian jest w pierwszej kolejności wykonanie cytologii.

      Bibliografia:
      1.Giorgi Rossi P, Carozzi F, Ronco G, Allia E, Bisanzi S, Gillio-Tos A, De Marco L, Rizzolo R, Gustinucci D, Del Mistro A, Frayle H, Confortini M, Iossa A, Cesarini E, Bulletti S, Passamonti B, Gori S, Toniolo L, Barca A, Bonvicini L, Mancuso P, Venturelli F , Benevolo M; the New Technology for Cervical Cancer 2 Working Group. p16/ki67 and E6/E7 mRNA Accuracy and Prognostic Value in Triaging HPV DNA-Positive Women. J Natl Cancer Inst. 2021 Mar 1;113(3):292-300. doi: 10.1093/jnci/djaa105. Erratum in: J Natl Cancer Inst. 2021 Jul 17;: PMID: 32745170; PMCID: PMC7936054.
      2.Stoler MH, Baker E, Boyle S, Aslam S, Ridder R, Huh WK, Wright TC Jr. Approaches to triage optimization in HPV primary screening: Extended genotyping and p16/Ki-67 dual-stained cytology-Retrospective insights from ATHENA. Int J Cancer. 2020 May 1;146(9):2599-2607. doi: 10.1002/ijc.32669. Epub 2019 Oct 6. PMID: 31490545; PMCID: PMC7078939.
      3.Clarke MA, Cheung LC, Castle PE, Schiffman M, Tokugawa D, Poitras N, Lorey T, Kinney W, Wentzensen N. Five-Year Risk of Cervical Precancer Following p16/Ki-67 Dual-Stain Triage of HPV-Positive Women. JAMA Oncol. 2019 Feb 1;5(2):181-186. doi: 10.1001/jamaoncol.2018.4270. PMID: 30325982; PMCID: PMC6439556.
      4. Wu Y, Zhao J, Hu J, Wu XW, Zhu LR. Significance of p16/Ki-67 double immunocytochemical staining in cervical cytology ASCUS, LSIL, and ASC-H. Zhonghua Fu Chan Ke Za Zhi. 2017 Nov 25;52(11):734-739.
      5.Nasierowska-Guttmejer A., Kędzia W., Rokita W. et al. Polish recommendations regarding diagnostics and treatment of cervical squamous intraepithelial lesions according to the CAP/ASCCP guidelines. Ginekol. Pol. 2016; 87 (9): 670–676 (doi: 10.5603/GP.2016.0066).
      6.Wentzensen N, Fetterman B, Tokugawa D, Schiffman M, Castle PE, Wood SN, Stiemerling E, Poitras N, Lorey T, Kinney W. Interobserver reproducibility and accuracy of p16/Ki-67 dual-stain cytology in cervical cancer screening. Cancer Cytopathol. 2014 Dec;122(12):914-20. doi: 10.1002/cncy.21473. Epub 2014 Aug 12. PMID: 25132656

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      NASA i SpaceX podpisały umowę, na podstawie którego zobowiązały się do opracowania studium wykonalności wprowadzenia Teleskopu Hubble'a na wyższą orbitę. Umieszczenie tam zasłużonego instrumentu wydłużyłoby jego czas pracy o wiele lat. Studium ma rozważyć wykorzystanie pojazdu SpaceX Dragon do zmiany orbity Hubble'a. Założono, że strona rządowa nie będzie ponosiła w związku z tym żadnych kosztów. NASA chce lepiej zrozumieć komercyjne aspekty takich działań, a SpaceX – kwestie techniczne związane z serwisowaniem urządzeń w przestrzeni kosmicznej. Co istotne, SpaceX nie ma wyłączności, więc inne firmy mogą zwracać się do NASA z własnymi propozycjami.
      Przyjęto, że opracowanie planów potrwa pół roku. W tym czasie eksperci NASA i SpaceX, na podstawie danych technicznych Hubble'a i Dragona rozważą, czy możliwe byłoby bezpieczne zadokowanie kapsuły do teleskopu i przesunięcie go na inną orbitę.
      Hubble i Dragon będą modelami testowymi studium, jednak przynajmniej część płynących z niego wniosków może posłużyć do podobnych działań z wykorzystaniem innych pojazdów i urządzeń znajdujących się na niskiej orbicie okołoziemskiej.
      Teleskop Hubble'a pracuje od 1990 roku. To jedyny teleskop kosmiczny zbudowany z misją o prowadzeniu misji serwisowych. Dotychczas odbyło się do niego 5 takich misji. Jednak Teleskop projektowano tak, by można było przeprowadzać misje za pomocą promów kosmicznych. Program promów został dawno zakończony i obecnie nie ma planów prowadzenia kolejnych misji. Tym bardziej, że czas Hubble'a się kończy. Zasłużone urządzenie pracuje wyjątkowo długo. Obecnie przewiduje się, że teleskop zostanie poddany deorbitacji pomiędzy rokiem 2030 a 2040. NASA chce, by działał on najdłużej, jak to możliwe. Tym bardziej, że nowe teleskopy kosmiczne, jak Teleskop Webba, nie mają go zastąpić, a już przed laty przewidywano, że tandem Webb-Hubble da nowe możliwości obserwowania kosmosu.
      Jeśli udałoby się przesunąć Hubble'a na wyższą orbitę, NASA i SpaceX zyskałyby nowe dane i doświadczenie dotyczące tego typu misji, a przy okazji udałoby się wydłużyć czas pracy ważnego instrumentu naukowego.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Już za kilkanaście godzin, w nocy 27 września o 1:14 czasu polskiego Dawid zmierzy się z Goliatem. Pojazd DART o masie około 0,56 tony uderzy z prędkością 6,5 km/s w asteroidę Dimorphos o masie 4,8 miliona ton, która krąży wokół większej asteroidy Didymos.
      NASA ma nadzieję, że DART, lżejszy od celu 8,5 miliona razy, przesunie Dimorphosa i skróci czas jego obiegu wokół Didymosa z obecnych 11 godzin 55 minut do 11 godzin 45 minut. Jeśli zmianę tę zarejestrują naziemne teleskopy, zdobędziemy pierwszy dowód, że w przyszłości możliwe będzie obronienie Ziemi przed zagrażającymi jej asteroidami.
      Od DART odłączył się już satelita LICIA Cube, który podąża jego śladem. Około 3 minuty po zderzeniu LICIA Cube przybędzie na miejsce i sfotografuje chmurę wzbitego materiału. Za cztery lata dokładniejsze badania układu Didymos-Dimorphos wykona zaś europejska sonda Hera. W jej ramach na Dimorphosie osiąść miniaturowy lądownik.
      Jednak na długo zanim Hera wystartuje, powinniśmy wiedzieć, czy DART – pierwszy w historii test obrony Ziemi przez asteroidami – zdał egzamin.
      DART pozwoli też na lepsze poznanie właściwości fizycznych asteroid, zweryfikowanie i poprawienie współczesnych modeli obliczeniowych. W jego ramach testowane są też technologie autonomicznej nawigacji i nakierowywanie się na cel czy nowe koncentratory promieni słonecznych, zapewniające pojazdowi trzykrotnie więcej mocy, niż standardowe panele słoneczne. DART testuje też zasilany promieniami słonecznymi silnik jonowy NEXT-C, który może być wykorzystany w przyszłych misjach kosmicznych.
      Jak się bronić?
      Wiemy, że przez co najmniej 100 najbliższych lat w Ziemię nie uderzy żadna naprawdę groźna asteroida. Jest jednak tylko kwestią czasu, aż takie niebezpieczeństwo się pojawi. Ludzkość chce być na nie gotowa.
      Proponowanych jest wiele sposobów na obronienie Ziemi przed nadlatującą asteroidą. Na obecnym poziomie rozwoju technologicznego najlepiej przygotowani jesteśmy do przekierowania asteroidy poprzez uderzenie w nią za pomocą pojazdu wysłanego z Ziemi.
      Jednym z najbardziej spektakularnych pomysłów na obronę planety jest rozbicie asteroidy za pomocą ładunku atomowego. Jak jednak wykazały badania przeprowadzone przed trzema laty, jest to znacznie trudniejsze zadanie, niż się wydaje. Broni atomowej można by jednak użyć przeciwko niewielkiemu obiektowi o średnicy ok. 100 metrów, który został odkryty na tyle późno, że nie ma czasu na jego przekierowanie. W przypadku znacznie wcześniej odkrytych obiektów znacznie lepiej byłoby użyć broni atomowej do przekierowania zagrożenia.
      Pojawiła się też propozycja umieszczenia na orbicie asteroidy masywnego pojazdu kosmicznego, który krążąc wokół niej przez wiele lat oddziaływałby na asteroidę grawitacyjnie, powodując stopniową zmianę jej kierunku. Dość podobnym pomysłem jest użycie pojazdu z silnikiem jonowy, który wyrzucałby w stronę asteroidy strumień jonów, zmieniając stopniowo jej trasę.
      Inny pomysł to umieszczenie w pobliżu asteroidy urządzenia koncentrującego promienie słoneczne. W ten sposób, bardziej ogrzewając jedną stronę asteroidy można zmienić jej tor lotu. Dość podobnie brzmi idea odparowywania części asteroidy za pomocą lasera, obłożenie jej materiałem odbijającym światło słoneczne czy pomalowanie. Mówi się też o ewentualnym doczepieniu silników, które będą spychały ją z kursu.
      W tej chwili, jak wspomnieliśmy, najbardziej realnym pomysłem jest uderzenie pojazdem, który przekieruje asteroidę. Uważa tak nie tylko NASA. W 2026 roku Chiny chcą wykonać swój własny test podobny do DART. Celem wysłanego przez nich pojazdu będzie asteroida 2020 PN1 o średnicy 14–63 metrów.
      Przed czym się bronimy?
      W Układzie Słonecznym znajdują się miliardy komet i asteroid. Niewielka część z nich to NEO (near-Earth object), czyli obiekty bliskie ziemi. Za NEO uznawany jest obiekt, którego peryhelium – punkt orbity najbliższy Słońcu – wynosi mniej niż 1,3 jednostki astronomicznej. Jednostka astronomiczna (j.a.) to odległość pomiędzy Ziemią a Słońcem, wynosi ona 150 milionów kilometrów. To 1,3 j.a. od Słońca oznacza bowiem, że taki obiekt może znaleźć się w odległości 0,3 j.a. (45 milionów km) od Ziemi.

      Obecnie znamy (stan na 21 września bieżącego roku) 29 801 NEO. Uznaje się, że asteroidy o średnicy większej niż 20 metrów mogą, w przypadku wpadnięcia w atmosferę Ziemię, dokonać poważnych lokalnych zniszczeń. Oczywiście im asteroida większa, tym bardziej dla nas niebezpieczna. Za bardzo groźne uznawane są asteroidy o średnicy ponad 140 metrów, a te o średnicy ponad 1 kilometra mogą spowodować katastrofę na skalę globalną.
      Wśród wszystkich znanych nam NEO jest 10 199 obiektów o średnicy ponad 140 metrów i 855 o średnicy przekraczającej kilometr. Specjaliści uważają, że znamy niemal wszystkie NEO o średnicy przekraczającej kilometr. Wiemy też, że przez najbliższych 100 lat żaden taki obiekt nie zagrozi Ziemi. Jednak już teraz przygotowywane są scenariusze obrony.
      Gdybyśmy bowiem wykryli tak wielki obiekt, a badania jego orbity wykazałyby, że prawdopodobnie uderzy w Ziemię, będziemy potrzebowali całych dziesięcioleci, by się obronić. Jeśli bowiem chcielibyśmy zmieniać trasę takiego obiektu, to biorąc pod uwagę jego olbrzymią masę, już teraz wiemy, że wysłany z Ziemi pojazd, uderzając w asteroidę, tylko minimalnie zmieniłby jej trajektorię. Do zderzenia musiałoby zatem dojść na całe dziesięciolecia przed przewidywanym uderzeniem w Ziemię, by ta minimalna zmiana kumulowała się w czasie i by asteroida ominęła naszą planetę.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...