Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Badacze z Uniwersytetu Kentucky odkryli nową metodę korygowania podwyższonego ciśnienia krwi. Jest bezpieczna i skuteczna, nie wywołuje skutków ubocznych, a do tego... nie wymaga interwencji lekarza. Chodzi o medytację transcendentalną (MT). Najnowsze badania dowodzą, że technika ta może okazać się bardzo efektywna we wspomaganiu terapii stanów podwyższonego ciśnienia u ludzi.

Badania wykonano metodą metaanalizy, tzn. podsumowano wyniki dziewięciu innych eksperymentów. Polegały one na stosowaniu MT jako środka zapobiegania nadciśnieniu. Wykazano, że stosowanie medytacji przy braku przyjmowania jakichkolwiek leków obniża ciśnienie skurczowe serca o 4,7 mmHg, a rozkurczowe o 3,2 mmHg. Odpowiada to spadkowi ciśnienia krwi o ok. 3% u osoby, której ciśnienie krwi znajduje się na granicy nadciśnienia. Oznacza to, że dołączenie MT do trwającej farmakoterapii jest porównywalnie skuteczne do dołączenia do niej drugiego leku.

Główny autor metaanalizy, dr James W. Anderson z Uniwersytetu Kentucky, twierdzi, że obniżenie ciśnienia o taką wartość pozwala oczekiwać realnego spadku ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. Dodatkowo, co podkreśla naukowiec, odbywa się to przy całkowitym braku efektów ubocznych oraz obciążenia organizmu.

Nieznany jest dokładny mechanizm działania MT, pozwalający na obniżenie ciśnienia krwi. Najprawdopodobniej nie chodzi jednak o samo uspokojenie organizmu, gdyż inne techniki relaksacyjne (tradycyjna medytacja, biologiczne sprzężenie zwrotne, techniki kontrolowania stresu itp.) nie przynoszą podobnych efektów.

Amerykańskie centrum kontroli i prewencji chorób (CDC) szacuje, że aż jeden na trzech Amerykanów cierpi na podwyższone ciśnienie krwi lub nadciśnienie. Z tego powodu pilnie poszukiwane są wszelkie skuteczne metody redukcji ciśnienia tętniczego. Czy medytacja transcendentalna stanie się jedną z nich, będzie zależało prawdopodobnie głównie od samych pacjentów... oraz od lekarzy, gdyż nie jest pewne, czy zaufają oni tej wysoce niestandardowej metodzie leczenia.

Wyniki badań dr. Andersona zostały opublikowane w najnowszym numerze czasopisma American Journal of Hypertension.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Oj, chyba się nie przyjmie taka czasochłonna metoda - i to jeszcze u chorych z pogranicza. Będą woleli łyknąć pigułę i mieć więcej czasu na robienie tego, co lubią - czyli co ich w nadciśnienie wpędza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
mieć więcej czasu na robienie tego, co lubią - czyli co ich w nadciśnienie wpędza.

 

Ogladanie telewizora ?? 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Umieść cytat

Cytuj

mieć więcej czasu na robienie tego, co lubią - czyli co ich w nadciśnienie wpędza.

 

Ogladanie telewizora ??

Trafiliście w dziesiatkę! Ale się uśmiałam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Wydaje mi się, że wynik mieści się w granicach błedu metody pomiaru ciśnienia. Kto płaci za takie badania?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Błąd metody? Owszem, mógłby mieć miejsce dla jednej, pięciu, dwudziestu osób. Ale regularne powtarzanie się "błędów metody" tylko w jedną stronę (tzn. zaniżania odczytu w przypadku medytacji) w dziewięciu kolejnych eksperymentach byłby co najmniej ewenementem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Błąd metody? Owszem, mógłby mieć miejsce dla jednej, pięciu, dwudziestu osób. Ale regularne powtarzanie się "błędów metody" tylko w jedną stronę (tzn. zaniżania odczytu w przypadku medytacji) w dziewięciu kolejnych eksperymentach byłby co najmniej ewenementem.

Jeśli dobrze zrozumiałem to sądzisz, że im więcej analizuję przypadków tym  tym każdy błąd pomiaru ciśnienia jest mniejszy? Ja wiem, że jest inaczej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja zapewniam, że im wieksza jest ilość badanych przypadków, tym wynik uśrednienia jest bardziej wiarygodny. Najprostszy przykład: większe jest prawdopodobieństwo wyrzucenia zaledwie trzech orłów w dziesięciu rzutach monetą, niż trzystu orłów w tysiącu rzutów, choć teoretycznie w każdym indywidualnym rzucie prawdopodobieństwo jest przecież identyczne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

A ja zapewniam, że im wieksza jest ilość badanych przypadków, tym wynik uśrednienia jest bardziej wiarygodny.

To zadziwjające jak  często się nie rozumiemy myśląć chyba podobnie. Ja mówię, że jak mierzysz odległość krokami to błąd metody wynosi X. Jak zmierzysz krokami 10 różnych odległości to błąd metody pozostanie taki sam. A ty mówisz o błędzie przypadkowym czyli o czymś co maleje ze wzrostem ilości pomiarów dochodząc do 0 przy nieskończoności. Uf!!1 :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Otóż to. Niemniej jednak, Ty starałeś się postawić tezę, zgodnie z którą wyniki całego badania dużej populacji są niewiarygodnie, bo popełnia się błąd metody. Tymczasem im większa jest badana populacja, tym bardziej wiarygodne stają się wyniki dla całej badanej grupy, czyli w tym wypadku - wyniki całej metaanalizy. W związku z tym nawet wynik rzędu 3,2 mmHg mozna uznać za istotny statystycznie, choć teoretycznie mieściłby się w granicach błędu dla pojedynczego pomiaru. Zresztą, na to są przecież wzory, ustala się tzw. p value - czasopismo z impact factorem 3.102 nie pozwoliłoby sobie na opublikowanie tekstu, w którym pojawiają się pomiary nieistotne statystycznie :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

..- czasopismo z impact factorem 3.102 nie pozwoliłoby sobie na opublikowanie tekstu, w którym pojawiają się pomiary nieistotne statystycznie :)

Przywaliłeś mi autorytetem. Zgoda! Muszę uznać autorytet czasopisma choć pozostanę przy swoim choć już mniej zdecydowanie. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wy tu piszcie fakty a ja napije się soku z czarnej porzeczki. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę się uczepić debaty na temat błędów, błąd pomiaru składa się w uproszczeniu z błędu systematycznego (ten błąd zmienia wartość wszystkich pomiarów według pewnej funkcji, w prostych pomiarach jest to współczynnik, bądź jakaś stała wartość) i błędu statystycznego (przy każdym pomiarze wartość może być różna, nie da się jej przewidzieć).

Po krótkim wstępie do rzeczy :) jak już napisałem błąd systematyczny dotyczy wszystkich pomiarów, więc dotyczy pomiaru po "zabiegu" jak i przed, więc różnica tych dwóch pomiarów jest w bardzo małym stopniu obarczona błędem systematycznym (w uproszczeniu miernik zawsze pokazuje np mniej 5%), co pozwala na pominięcie błędu systematycznego w tego typu badaniach.

Problem może stanowić błąd statystyczny, ale tylko przy małej ilości prób, w uproszczeniu, jeżeli prób jest odpowiednia ilość błąd ten dąży do zera jak zauważyli moi poprzednicy.

Reasumując myślę, że nie można mówić o tym że wyniki badań mieściły się w granicach błędu pomiaru.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

W przypadku pomiarów ciśnienia mamy do czynienia z taką sytuacją, że rzeczywista wielkość zmienia się znacząco w czasie pomiaru z powodu różnych czynników a do tego dochodzi jeszcze niepewność wynikająca z klasy ciśnieniomierza. W takim przypadku metody statystyczne nie mogą być zastosowane. Nie chciało i dalej nie chce mi się wierzyć aby przy pomiarze ciśnienia można było szacować niepewność pomiaru na poziomie niższym niż 5%.

Ale ulegam autorytetowi czasopisma i się poddaję

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
rzeczywista wielkość zmienia się znacząco w czasie

Z tym się zdecydowanie zgadzam. Sam miałem w rodzinie przypadek osoby, która podczas pomiarów wykonywanych przez nas miała cisnienie skurczowe w okolicach 130, a podczas mierzenia przez lekarza miała co najmniej(!) 160-170. Nie do końca wiem, czy i w jaki sposób badacze uwzględniają tę różnice.

 

niepewność wynikająca z klasy ciśnieniomierza.

Jeżeli badanie wykonywali profesjonaliści, to używane przez nich aparaty na pewno miały odpowiednie certyfikaty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W przypadku pomiarów ciśnienia mamy do czynienia z taką sytuacją, że rzeczywista wielkość zmienia się znacząco w czasie pomiaru z powodu różnych czynników a do tego dochodzi jeszcze niepewność wynikająca z klasy ciśnieniomierza. W takim przypadku metody statystyczne nie mogą być zastosowane. Nie chciało i dalej nie chce mi się wierzyć aby przy pomiarze ciśnienia można było szacować niepewność pomiaru na poziomie niższym niż 5%.

Ale ulegam autorytetowi czasopisma i się poddaję

Nie do końca wiem o jakie różne czynniki chodzi (jeżeli wielkość rzeczywista się zmienia, a aparat podaje jej wartość to nie można mówić o błędzie pomiaru, chyba że to przyrząd pomiarowy wywołuje takie zmiany, ale w tedy producent bierze pod uwagę taki błąd przy określaniu klasy sprzętu, ale, zalicza się je do błędu statystycznego, który raz będzie zawyżał, a innym razem zaniżał pomiar, więc po pewnej liczbie pomiarów wartość tego błędu będzie bliska zera. Co do klasy urządzenia określa ona błąd maksymalny urządzenia, który jest jednocześnie maksymalną wartością błędu systematycznego. Przy zachowaniu odpowiednich parametrów pomiaru stałych dla wszystkich badanych (np. badani przed pomiarem muszą siedzieć przez 5 minut po czym rozpoczyna się pomiar, etc.) rzeczywista wartość powinna pozostawać bez zmian, ściślej zmiany podczas pomiarów jednej osoby powinny być zbliżone, co prowadzi do tego, że mamy różnicę dwóch pomiarów z podobnym błędem dającą wynik praktycznie nie obarczony tym błędem (wartości błędu się odejmują).

Oczywiście są przypadki, w których błędy będą się od siebie różnić nawet znakiem, w takich przypadkach błąd różnicy pomiędzy badanymi ciśnieniami będzie większy, ale takie przypadki należą do rzadkości, a jeśli się pojawiają można je nawet usunąć za pomocą odpowiednich reguł.

Jeszcze inaczej, żeby te 3% wynikało z błędu pomiarów, mierzący musieliby z góry wiedzieć które pomiary będą zawyżane (przez zabiegiem), a które zaniżane (po zabiegu), to taj jak gdyby  przewidzieć, kiedy wypadnie orzeł, a kiedy reszka, przy kolejnych 100 rzutach, nie da się, wiadomo tylko, że wypnie mniej więcej tyle samo razy (przez analogię raz ciśnienie zostanie podwyższone w skutek błędu, a raz obniżone)

Dodam jeszcze, że nie tak dawno miałem na studiach podstawy miernictwa, a potem laborki z tego więc o pomiarach co nie co wiem :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

...Dodam jeszcze, że nie tak dawno miałem na studiach podstawy miernictwa, a potem laborki z tego więc o pomiarach co nie co wiem :)

Moja wiedza o błędach jest inna. Może polecisz mi jakieś materiały abym mógł ewentualnie zmienić zdanie. Z Twego postu wynika, że pomiar został wykonany bez błędu. Z tego co wiem to nie jest możliwe. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W żadnym przypadku, nie uważam, że pomiary są bezbłędne, ale przy dużej liczbie prób błędy statystyczne raz zaniżają, a drugim razem zawyżają ciśnienie, ale nie w sposób schematyczny, a przy dużej ilości prób rozkład tych błędów będzie taki sam to znaczy około 50% z błędem zaniżenia i 50% z błędem zawyżenia (zaznaczam, że około). Rozkład tych błędów będzie również równomierny wśród badań przed zabiegiem jak i po zabiegu. Dlatego można przyjąć, że błąd statystyczny wraz ze wzrostem pomiarów dąży do zera, nie twierdzę jednak, że jest zerowy.

Co do błędu systematycznego, zazwyczaj jest on określony co do znaku (albo zaniża albo zawyża wartość rzeczywistą ale dla wszystkich pomiarów tak samo co do znaku), i jest stały dla każdego pomiaru, w związku z tym dotyczy wszystkich pomiarów, więc różnica dwóch pomiarów jest obarczona również błędem ale jest on mały (np. ciśnienie przed terapią = 150, po 145 wiadomo, że błąd systematyczny może wynosić np. 5% - względny błąd, bądź 5 - stała wartość, więc 150-145=5, jeżeli jest to stała wartość nie ma wpływu na wynik, jeżeli jest to 5% to z 5 jest to bardzo mało).

 

Co do materiałów, muszę przyznać, że nie pamiętam z jakich książek łożyskowałem, ale na polskiej wikipedi jest to dobrze opisane pod różnymi hasłami.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

... nie twierdzę jednak, że jest zerowy.

..

Więc jaki jest Twoim zdaniem? Bo moim zdaniem jest większy niż 5%. Więc wynik mieści się w granicach błędu co oznacza, że na jego podstawie nie powinno się wyciągać wniosków. Nastepna analiza nowych danych może wykazać, że medytacje powodują wzrost ciśnienia o 3,2134 % co również nie upoważnia do twierdzenia, że medytacje powodują wzrost. Kolejne tysiąc badań będzie wykazywać raz to raz tamto z czegu już można wnioskować, że medytacje nie wpływają na ciśnienie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fakirze - proszę, przeczytaj jeszcze raz podany przeze mnie przykład z rzucaniem monetą. On oddaje istotę problemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

Poddaję się! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem ile osób brało udział w badaniach, ale myślę, że błąd jest nie większy od 1% a pewnie i znacznie niższy.

Jeszcze raz zaznaczę, że ciężko byłoby tak "sterować" błędami, żeby zaniżać tam gdzie trzeba i zawyżać tam gdzie trzeba wartość rzeczywistą, a jedynie w tedy można byłoby mówić że błąd pomiaru dla dużej ilości badanych jest taki sam jak dla pojedynczych. Inaczej po co w ogóle mówić o statystycznych metodach pomiarów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

... myślę, że błąd jest nie większy od 1% a pewnie i znacznie niższy...

No i na tym możemy zakończyć dyskusję o błędach. Ty sądzisz, że jest mniejszy lub równy 1% a ja myslę, że jest większy od 5%. Jaki jest naprawdę nie wiemy bo autorzy o tym nie piszą. Ciekawe dlaczego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Jaki jest naprawdę nie wiemy bo autorzy o tym nie piszą.

Wiesz to i przeczytałeś publikację-źródło, czy piszesz do tylko na podstawie krótkiej notki w KopalniWiedzy, która ma wyłącznie charakter popularnonaukowy i publikuje tak naprawdę streszczenia wyników?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Gość fakir

.Wiesz to i przeczytałeś publikację-źródło, czy piszesz do tylko na podstawie krótkiej notki w KopalniWiedzy, która ma wyłącznie charakter popularnonaukowy i publikuje tak naprawdę streszczenia wyników?

Nie wiem. Nie przeczytałem. Piszę tylko na podstawie.

Wszelkie podobieństwo mojej wypowiedzi do poważnej analizy naukowej powyższego artykułu jest przypadkowe. Za ewentualne szkody przepraszam. Moim celem w żadnym przypadku nie było podważanie jakiegokolwiek naukowca, którzy są w szczególe i w ogóle poza wszelkim podejrzeniem. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nadciśnienie tętnicze może mieć nawet 17 mln Polaków, jeśli przyjmiemy obowiązujące od 2017 r. normy amerykańskie – przekonywali w środę specjaliści podczas konferencji prasowej w Warszawie. Polscy hipertensjolodzy zaproponowali nowe wytyczne leczenia nadciśnienia.
      Według przedstawionych na spotkaniu z dziennikarzami danych, w Polsce nadciśnienie tętnicze ma 14 mln Polaków w wieku 19-99 lat. Wskazuje na to Wieloośrodkowe Ogólnopolskie Badanie Stanu Zdrowia Ludności WOBASZ II z 2014 r. Wszystko zależy jednak, jakie przyjmuje się kryteria nadciśnienia tętniczego krwi – twierdzą hipertensjolodzy (lekarze specjalizujący się w leczeniu nadciśnienia).
      Jeśli przyjmiemy normy amerykańskie, jakie obowiązują od listopada 2017 r., w naszym kraju zbyt wysokie ciśnienie tętnicze krwi może mieć nawet 17 mln osób – powiedział prezes Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego prof. Krzysztof J. Filipiak.
      Według Amerykańskiego Towarzystwa Kardiologicznego (AHA) prawidłowo ciśnienie tętnicze krwi nie powinno przekraczać 130/80 mmHg. W Europie za prawidłowe uznaje się wciąż ciśnienie nieprzekraczające 140/90 mmHg i przy takim kryterium w Polsce jest 14 mln osób z nadciśnieniem.
      Rektor Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu, były prezes Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego, prof. Andrzej Tykarski powiedział, że najnowsze polskie wytyczne uwzględniają normy amerykańskie, jeśli chodzi o leczenie nadciśnienia tętniczego.
      Za prawidłowe, podobnie jak w innych krajach europejskich, uznajemy wartość ciśnienia 140/90 mmHg, ale zalecamy, żeby u osób do 65. roku życia obniżać je lekami tak, by nie przekraczało 130/80 mmHg - wyjaśniał. Jedynie u osób starszych, które ukończyły 65 lat, można w terapii ograniczyć się do wartości 140/90 mmHg.
      Specjalista podkreślił, że według nowych proponowanych przez PTNT zaleceń, leczenie nadciśnienia powinno być bardziej intensywne niż dotychczas. Oznacza to zmianę filozofii terapii – dodał. Wynika ona z tego, że uzyskanie niższego ciśnienia niż dotąd zalecano pozwoli zwiększyć skuteczność leczenia tej dolegliwości i ochronić więcej osób przed jej groźnymi powikłaniami, głównie takimi jak zawał serca i udar mózgu.
      Sekretarz Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego dr. hab. n. med. Filip Szymański przypomniał, że nadciśnienie może doprowadzić do wielu innych schorzeń. Poza chorobami sercowo-naczyniowymi może ono spowodować tętniaki aorty i tętnic mózgowych, rozwarstwienie aorty, a także przewlekłą niewydolność nerek oraz uszkodzenia wzroku – wyliczał.
      W Polsce skuteczność leczenia nadciśnienia tętniczego wciąż jest niewystarczająca – alarmowali specjaliści PTNT. Z omawianego podczas spotkania badania WOBASZ II wynika, że leczy się 46,1 proc. chorych z nadciśnieniem, a właściwą kontrolę ciśnienia uzyskuje się jedynie u 23 proc. pacjentów.
      Nie wynika to z tego, że źle leczymy – wyjaśniał prof. Tykarski. Jego zdaniem wiele osób wciąż nie wie, że ma nadciśnienie tętnicze krwi, a inni wiedzą o tym, ale nie zgłaszają się do lekarza i nie podejmują leczenia. Zdecydowana większość pacjentów z tą dolegliwością - przyznali specjaliści – może się leczyć u lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. Jedynie 0,5 mln chorych wymaga opieki hipertensjologa.
      Eksperci przekonywali, że do większej skuteczności leczenia nadciśnienia tętniczego mogłoby się przyczynić większe wykorzystanie w naszym kraju tzw. polipigułek, zawierających w jednej tabletce kilka leków, najczęściej dwa lub trzy. Pacjenci chętniej zażywają jedną pigułkę niż dwie lub trzy, duża liczna leków bardziej zniechęca do terapii, szczególnie na początku leczenia – powiedział prof. Filipiak.
      Z informacji przekazanych podczas konferencji prasowej przez hipertensjologów wynika, że w naszym kraju są refundowane tylko niektóre polipigułki w leczeniu nadciśnienia, a powinno być ich znacznie więcej, aby lepiej dopasować je do poszczególnych chorych. Takie leki złożone są droższe, ale w dłuższym okresie stosowania są jednak bardziej opłacalne, bo pozwalają lepiej w dłuższym kontrolować ciśnienie tętnicze pacjenta. W sumie są zatem bardziej opłacalne i warto w nie zainwestować – przekonywał.
      Według prof. Tykarskiego, w naszym kraju zaledwie 8-12 proc. pacjentów stosuje polipigułki w leczeniu nadciśnienia, mniej niż w innych krajach. W Portugalii zażywa je prawie połowa pacjentów z nadciśnieniem, ale kontrolę ciśnienia uzyskano tam u 60 proc. osób z tą dolegliwością – dodał.
      Dr hab. Filip Szymański podkreślił, że w leczeniu nadciśnienia tętniczego bardzo ważna jest zmiana stylu życia, głównie zapobieganie otyłości, zwiększenie aktywności fizycznej oraz ograniczenie spożycia soli. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca, żeby być aktywnym fizycznie przez co najmniej 150 minut tygodniowo (np. 30 minut pięć razy w tygodniu).
      Taka aktywność jest jednak zbyt mała. W nowych zaleceniach sugeruje się, żeby być aktywnym przez 300 minut tygodniowo – powiedział prof. Tykarski. Specjaliści Polskiego Towarzystwa Nadciśnienia Tętniczego zalecają głównie spacery, pływanie oraz jazdę na rowerze.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ekspozycja na niebieskie światło obniża ciśnienie krwi, zmniejszając ryzyko chorób sercowo-naczyniowych.
      W ramach badania skrzyżowanego 14 zdrowych mężczyzn było przez 30 min wystawianych na oddziaływanie monochromatycznego światła niebieskiego (o długości fali ok. 450 nanometrów) lub niebieskiego światła przepuszczonego przez filtr.
      Przed, w trakcie i do 2 godzin po naświetleniu określano m.in. ciśnienie krwi czy funkcję śródbłonka (pomiar rozszerzalności tętnicy promieniowej).
      Okazało się, że ekspozycja całego ciała na niebieskie światło obniżała ciśnienie skurczowe badanych o niemal 8 mmHg (w porównaniu do światła kontrolnego). Spadek ciśnienia był więc porównywalny do efektów osiąganych w testach klinicznych za pomocą leków.
      Naukowcy z Uniwersytetu Surrey zauważyli także, że wystawienie na oddziaływanie niebieskiego światła poprawiało szereg markerów sercowo-naczyniowych, np. zmniejszało sztywność tętnic i podwyższało rozluźnienie naczyń krwionośnych.
      Autorzy publikacji z European Journal of Preventive Cardiology dodają, że ekspozycja na niebieskie światło zwiększała również poziom krążącego tlenku azotu, który jest ważną cząsteczką sygnałową chroniącą układ sercowo-naczyniowy.
      Brytyjczycy sądzą, że podczas zabiegu dochodzi do uwolnienia tlenku azotu z fotolabilnych śródskórnych metabolitów tlenku azotu.
      Ekspozycja na niebieskie światło zapewnia innowacyjną metodę precyzyjnego kontrolowania ciśnienia krwi bez leków. Ubieralne źródła niebieskiego światła mogłyby sprawić, że stała ekspozycja byłaby wykonalna i praktyczna. Technika wydaje się szczególnie użyteczna u tych pacjentów, u których nadciśnienie trudno jest kontrolować za pomocą leków, czyli np. u seniorów - podsumowuje prof. Christian Heiss.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Sondaż, który miał pokazać preferencje pacjentów co do metody leczenia nadciśnienia, wykazał, że ludzie chętniej sięgną po herbatę lub pigułkę, niż zaczną ćwiczyć.
      Naukowcy chcieli sprawdzić, w jaki sposób ludzie ważą korzyści wynikające z różnych opcji terapeutycznych i problemy/niewygody związane z ich stosowaniem. Respondentów proszono, by wyobrazili sobie, że mają nadciśnienie, a później pytano o chęć wdrożenia 4 opcji terapeutycznych, by przedłużyć sobie życie o miesiąc, rok lub 5 lat. Wśród wybranych metod leczenia znalazły się: codzienne picie kubka herbaty (naparu), ćwiczenia, tabletki oraz wykonywane co miesiąc bądź pół roku zastrzyki.
      Tak jak się można było spodziewać, okazało się, że do preferowanych metod należały picie herbaty i zażywanie tabletek. Znaleźli się jednak i tacy, którzy nie chcieli robić nic nawet wtedy, gdy mogli zyskać dodatkowy rok czy 5 lat życia.
      W przypadku wszystkich metod ankietowani wykazywali większą chęć ich wdrożenia, gdy korzyści były większe.
      Dr Erica Spatz z Uniwersytetu Yale i jej zespół wyliczyli, że 79% respondentów chciało zażywać tabletki dla dodatkowego miesiąca życia. Gdy stawką był dodatkowy rok albo 5 lat, odsetek zainteresowanych tą metodą wzrastał, odpowiednio, do 90 i 96%.
      W przypadku picia herbaty odsetek chętnych do wdrożenia wynosił 78, 91 i 96% dla, odpowiednio, miesiąca oraz 1 i 5 dodatkowych lat.
      Amerykanie zauważyli, że zastrzyk był najmniej lubianą opcją. Tylko 68% osób zgodziłoby się na wykonywaną co pół roku iniekcję, gdyby miało to oznaczać dodatkowy miesiąc życia. Dla dodatkowego roku lub 5 dałoby się z taką częstotliwością kłuć, odpowiednio, 85 i 93% ankietowanych. Jeszcze gorzej sprawy się miały, gdy zastrzyk miał być robiony co miesiąc. Tutaj statystyki dla dodatkowego miesiąca, roku i 5 lat wynosiły, odpowiednio, 51, 74 i 88%.
      Jak widać, ludzie naturalnie przykładają różną wagę do plusów i minusów interwencji wymierzonych w poprawę zdrowia sercowo-naczyniowego. Uważam, że powinniśmy to wziąć pod uwagę, rozmawiając z pacjentami o różnych opcjach leczenia nadciśnienia. Dobrze sobie radzimy z rozmawianiem o skutkach ubocznych, ale rzadko sprawdzamy, czy inne niewygody [...] oddziałują na chęć stosowania przez całe życie jakiejś formy terapii [...].
      Między marcem a czerwcem zeszłego roku Amerykanie zwerbowali na platformie Amazon Mechanical Turk 1284 dorosłe osoby. W badaniu uwzględniono też pacjentów leczonych ambulatoryjnie w pewnej klinice. Większość ankietowanych miała poniżej 45 lat. Płcie były reprezentowane mniej więcej po równo. Blisko 3/4 próby to osoby białe (nie-Latynosi), 10% stanowili Afroamerykanie, 7% Latynosi, a 8% Azjaci. Większość cierpiała na nadciśnienie.
      Zespół Spatz podkreśla, że minusem badania był stosunkowo młody wiek ankietowanych. Ponieważ choroby sercowo-naczyniowe występują częściej u osób starszych, niewykluczone, że udzielałyby one innych odpowiedzi. Kolejnym ograniczeniem studium było to, że uczestników nie poinformowano, o ile naprawdę można wydłużyć życie za pomocą każdej z interwencji.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Prof. Ehud Grossman z Uniwersytetu w Tel Awiwie uważa, że wiele leków przeciwbólowych bez recepty i na receptę przyczynia się do wzrostu ciśnienia, a jak wiadomo, nadciśnienie to czynnik ryzyka zawałów czy udaru.
      Składniki leków mogą podwyższać ciśnienie albo interferować z działaniem leków na nadciśnienie. Diagnozując przyczyny nadciśnienia, często przeocza się leki bez recepty takie jak ibuprofen.
      W swoim przeglądzie medykamentów związanych z podnoszeniem ciśnienia, który ukazał się w piśmie American Journal of Medicine, prof. Grossman podkreśla, że wiele z nich znajduje się w powszechnym użyciu. Z długiej listy warto wymienić choćby pigułki antykoncepcyjne, antydepresanty, antybiotyki czy niesteroidowe leki przeciwzapalne.
      Choć podnoszenie ciśnienia jest znanym efektem ubocznym wielu preparatów, lekarze nie zawsze uwzględniają to w planie terapii i nie informują pacjentów o potencjalnym ryzyku. W konkretnych przypadkach można zaś przecież zmniejszyć dawkę albo dodać lek przeciwnadciśnieniowy. Izraelczyk podkreśla, że świadomość działania leków powinna wzrosnąć zarówno po stronie lekarza, jak i pacjenta.
      W niektórych przypadkach wzrost ciśnienia można uznać za tolerowalny efekt uboczny działania leków bardzo skutecznych w kontrolowaniu przebiegu innych chorób. W swoim wywodzie profesor wspomniał m.in. o lekach blokujących miejscowe działanie angiogenetycznych czynników wzrostu (anty-VEGF), które hamują rozwój unaczynienia guzów litych.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Zdolność rozpoznawania wyrazów twarzy i emocji zawartych w tekście zależy od ciśnienia krwi. Prof. James A. McCubbin z Clemson University zauważył niedawno, że osoby z podwyższonym ciśnieniem cechuje obniżona zdolność rozpoznawania złości, strachu, smutku i radości zarówno na twarzach, jak i w tekście.
      To trochę przypomina życie w świecie e-maili bez emotikonów. Umieszczamy w liście śmiejące się buźki, by pokazać, że żartujemy. W innym razie niektórzy ludzie mogliby źle zrozumieć nasze poczucie humoru i wpaść w złość - tłumaczy obrazowo McCubbin.
      Wg Amerykanina, część osób przejawia tzw. "stłumienie emocjonalne", zwiększające prawdopodobieństwo niewłaściwego reagowania na złość i inne emocje krewnych, współpracowników czy przyjaciół. By nie pomylić np. złości z przekomarzaniem czy żartami, w złożonych sytuacjach społecznych trzeba polegać na wyrazach twarzy i słownych wskazówkach emocjonalnych.
      Jeśli masz stłumienie emocjonalne, możesz nie ufać innym, bo nie jesteś w stanie odczytać emocjonalnego znaczenia wyrazu ich twarzy ani komunikatów słownych. Możesz nawet podejmować nadmierne ryzyko, ponieważ nie potrafisz w pełni ocenić zagrożeń środowiskowych.
      McCubbin twierdzi, że stłumienie emocjonalne może prowadzić do nadciśnienia i podwyższenia ryzyka choroby niedokrwiennej serca. Tworzy się błędne koło, bo wyższe ciśnienie oznacza stłumienie emocjonalne, a ono utrudnia kontakty międzyludzkie, co w jeszcze większym stopniu podwyższa ciśnienie.
      Wiedząc, że osoby z podwyższonym ciśnieniem wykazują stłumione reakcje emocjonalne na bodźce emocjonalne, zespół doktora McCubbina postanowił przyjrzeć się zależności między hemodynamiką spoczynkową serca a rozpoznawaniem uczuć. Uwzględniono 106 Afroamerykanów: 55 kobiet i 51 mężczyzn. Średnia wieku wynosiła 52,8 roku. Większość badanych miała niską pozycję socjoekonomiczną. Wszyscy brali udział w pilotażowym studium Healthy Aging in Nationally Diverse Longitudinal Samples.
      Badani oceniali znaczenie emocjonalne wyrazów twarzy i zdań w ramach Testu Percepcji Afektu (Perception of Affect Test, PAT). Stale monitorowano spoczynkowe ciśnienie krwi, całkowity opór obwodowy (ang. total peripheral resistance, TPR), czyli całkowity opór przepływu krwi w naczyniach, tętno oraz rzut serca.
      Okazało się, że ogólny wynik w PAT był odwrotnie związany z wiekiem, a także zarówno ze skurczowym, jak i skurczowym ciśnieniem krwi (im lepszy wynik, tym niższe ciśnienie). Po wzięciu poprawki na zmienne demograficzne, stan umysłu, wskaźnik masy ciała i przyjmowane leki dokładność rozpoznawania afektu w zadaniach PAT nadal pozostała odwrotnie związana z ciśnieniem i całkowitym oporem obwodowym. Naukowcy uważają, że natrafili na ważne powiązania między regulacją emocji przez ośrodkowy układ nerwowy, procesami hemodynamicznymi i rozwojem nadciśnienia.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...