Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Archeologom udało się zejść na dno Mysiej Wieży w Kruszwicy

Rekomendowane odpowiedzi

Próby dotarcia do dna Mysiej Wieży w Kruszwicy trwały przez cały rok. Najpierw jednak z wieży, która powstała w 1350 roku, trzeba było usunąć wiele ton gruzu i śmieci. W końcu po jej oczyszczeniu można było pomyśleć o zejściu na dno.

Archeolodzy, którzy zeszli na dno Mysiej Wieży, znaleźli tam fragmenty naczyń, kafle oraz kości ludzi i zwierząt. Najważniejszy jednak jest fakt, że dotarcie do dna wieży pozwoli określić, kiedy powstał zamek w Kruszwicy.

Najbardziej spektakularne jest znalezienie się na samym dole. To jest jedyne miejsce na zamku, gdzie można zobaczyć nietknięte ręką konserwatora oryginalne, późnośredniowieczne fragmenty muru. Marzy mi się, żeby odpowiedzieć na pytanie czy Mysia Wieża to obiekt powstały w jednorazowej akcji budowlanej około 1350 roku, z inicjatywy króla Kazimierza Wielkiego czy też mamy do czynienia z rozbudową jakiegoś obiektu murowanego, który już istniał wcześniej. Na odpowiedzi mogą pozwolić tylko te oryginalne wątki muru, które udaje nam się odsłonić, bo one pozwalają czytać historię tego miejsca, powiedział Polskiemu Radiu PiK archeolog Michał Woźniak. W ciągu kilku miesięcy powinniśmy poznać dokładne datowanie zabytku.

Mysia Wieża była ostatnim miejscem obrony dla mieszkańców zamku. Gdy powstała, nie było istniejących tam obecnie schodów. Wieża miała jedno wejście, na wysokości 10 metrów, do którego prowadziły drabiny i mostek. Drzwi można było zaryglować z obu stron, więc mieszkańcy mogli zamknąć się w wieży sami lub też zamknąć tam kogoś.

Dno Mysiej Wieży było lochem głodowym. To tam w 1409 roku na rozkaz Władysława Jagiełły osadzono burgrabiego Bernarda za poddanie Krzyżakom Bydgoszczy.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z legendarnej Mysiej Wieży w Kruszwicy archeolodzy usunęli tony gruzu i śmieci. Znaleźli przy tym zabytki z ostatnich kilkuset lat. Prace archeologiczne są prowadzone pod kierunkiem Marcina Woźniaka, dyrektora Muzeum im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu, a ich celem jest dotarcie do dna wieży.
      Mysia Wieża powstała w 1350 roku. Była ona częścią zamku i miejscem ostatniej obrony jego mieszkańców. Marcin Woźniak, w rozmowie z oficjalnym portalem powiatu inowrocławskiego wyjaśnia, że nie było wówczas istniejących obecnie schodów zewnętrznych. Do jedynego wejścia do wieży prowadziły drabiny i mostek z ganku murów obronnych. Drzwi ryglowało się z obu stron, tak że można było się zamknąć w wieży lub zamknąć w niej kogoś. Kiedy padał cały zamek, to tu można było się jeszcze bronić do nadejścia odsieczy. Jedyne wejście jest prawie 10 metrów nad powierzchnią dziedzińca zamku. To niestety nastręcza teraz wielu problemów, bo nie możemy prowadzić prac z wysokości gruntu.
      Podczas tegorocznych prac najpierw usunięto 30-centymetrową warstwę gruzu z ubiegłorocznych prac, następnie śmieci z okresu PRL-u i okresu międzywojennego. Znaleziono wówczas np. kapsle porcelanowe z browaru w Strzelnie, kilkaset monet z okresu PRL-u czy cynową odznakę, przyznawano przez III Rzeszę z okazji 1 maja. Później nastąpiła naprawdę ciężka harówka. Wiadrami z dołu wieży wyciągnięto aż 20 ton gruzy. Pochodził on z XIX wieku, z czasów, gdy Prusacy najpierw uporządkowali teren wokół wieży, a następnie wybudowali zewnętrzne schody i udostępnili wieżę turystom.
      Pod XIX-wiecznym gruzem naukowcy trafili na wyprażoną warstwę zaprawy i dachówek. Dowiedzieli się dzięki temu, że gdy 18 czerwca 1657 roku opuszczający Inowrocław i Kruszwicę Szwedzi podpalili zamek, zajął się też drewniany dach wieży, który spadł do jej wnętrza. Zgliszcza utworzyły 1,5-metrową warstwę, pod którą znaleziono kości zwierząt – zapewne posiłków żołnierzy – oraz kości ludzkie.
      Gruba warstwa zgliszczy nie pozwoliła dotrzeć w tym sezonie do dna wieży. Pod nią znajduje się cienka warstwa ceramiki i przedmiotów szklanych z XVII wieku. Badania wykazały, że pozostało jeszcze około 2 metrów, by dotrzeć do dna wieży.
      Marcin Woźniak uważa, że w wieży nie było przejścia podziemnego, o którym wspomina legenda. Istnienie takiego przejścia osłabiałoby bowiem mury, ponadto byłoby zaprzeczeniem obronnego charakteru wieży. Zdaniem naukowca dno wieży było lochem głodowym. Uczony przypomina, że w 1409 roku król Jagiełło skazał burgrabiego Bernarda na „karę wieży” za poddanie Krzyżakom Bydgoszczy. Bernard został osadzony właśnie w Kruszwicy i tam zmarł.
      Najcenniejszym znaleziskiem wydobytym podczas porządkowania Mysiej Wieży jest flet z połowy XVII wieku. Znaleziono też klucze do wieży z czasów pruskich. Na jej murach przy wejściu widoczne są napisy pozostawione przez Polaków, Żydów i Niemców. Jest tam m.in. kolekcja podpisów z 1854 roku.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Czym zajmuje się archeolog eksperymentalny?
      Nie ma takiej specjalizacji w archeologii jak archeolog eksperymentalny, jednak jest taka, można powiedzieć, dziedzina archeologii, a raczej sposób rekonstruowania przeszłości. Czasami mamy taką sytuację, że jedynie eksperyment może przynieść odpowiedź na pewne pytania. Warunki takiego eksperymentu są ściśle określone - zostały sformułowane w latach siedemdziesiątych przez Johna Colesa w książce Archeologia doświadczalna. Najważniejsze z nich to ekonomiczność wykorzystywania surowców i narzędzi odpowiednich do danej epoki oraz powtarzanie eksperymentów i obserwacji. Wyniki eksperymentów najczęściej mierzymy już współczesnymi zaawansowanymi miernikami. Tym samym archeologia doświadczalna pomaga w uchwyceniu pewnych zjawisk, które nie są czytelne w trakcie obserwacji zabytków czy obiektów archeologicznych. Najlepszym przykładem są eksperymentalne wypały naczyń czy wytop metali - wiemy co, wiemy często jak, ale tylko eksperyment pozwoli nam np. na poznanie koniecznych temperatur. W kuchennych eksperymentach dobrym przykładem jest sprawdzanie doświadczalne np. wydajności rożnych typów żaren - znamy z wykopalisk kilka rodzajów przyrządów do mielenia ziarna, mamy także przecież odciski ziaren lub zwęglone pozostałości, pozostaje sprawdzenie, które były najwygodniejsze, na dokładnych rekonstrukcjach takich zabytków.
      W jaki sposób rekonstruuje się kuchnię z jakiegoś okresu? Czy wykorzystuje się do tego np. resztki pokarmów z naczyń, czy raczej doniesienia/literaturę i narzędzia z epoki?
      Najwygodniej rekonstruować kuchnię tej kultury, która zostawiła dużo źródeł pisanych z danego okresu, oczywiście marzeniem są wszelkie ówczesne książki kucharskie, pamiętniki kuchmistrzów, listy czy zbiory przepisów. Ale nawet zajmując się starożytnym Rzymem, badacze trafiają na rozmaite trudności, np. w interpretacji nazw zwyczajowych lub lokalnych. Jednak większość rekonstrukcji musi się opierać na innych przesłankach - podstawą są zabytki archeologiczne (czyli np. rodzaje naczyń, narzędzia do polowania i połowu ryb, różne obiekty zaplecza kuchennego, takie jak piece, wędzarnie) oraz resztki organiczne (kości, ości, zwęglone ziarna zbóż, warzyw i owoców, ich odciski w glinie, skorupki jaj). Do tego mamy możliwość przeprowadzenia analiz chemicznych resztek pożywienia znajdowanego w naczyniach lub nawet mikroszczątków niewidocznych gołym okiem. Czasami wsparciem są źródła pisane, zawierające najczęściej jedynie wzmianki. No i idealna sytuacja jest wtedy, gdy obok źródeł pisanych dysponujemy ikonografią - miniaturami w kodeksach, haftami, wyobrażeniami związanymi z kulinariami na naczyniach czy innych przedmiotach.
      Kuchnię z jakiego okresu uznałaby Pani za najciekawszą, najsmaczniejszą?
      Trudno to określić, bo rekonstruując dawną kuchnię, działamy trochę według dzisiejszych gustów. Nie wiem, czy przeciętny mieszkaniec wczesnośredniowiecznego Mazowsza miał okazję posolić swoje potrawy drogą wówczas solą, czy zależało mu na doprawieniu jedzenia ziołami według gustu domowników - a jeśli tak, to jak to robił - a może wystarczyło, że się po prostu najadł. Przepisy średniowieczne podają nam czasami dziwne kompozycje składników, normalne dla ówczesnych ludzi i smaczne także dla nas, ale sami byśmy nie wykonali takiego połączenia. Zaś np. kuchnia "szlachecka" w książce kucharskiej Czernieckiego doradza w przepisach zawrotne ilości przypraw, potrawy ściśle według nich przyrządzone są dla nas trudne do przełknięcia. Natomiast warto się inspirować

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Archeolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles profesor Charles Stanish, jeden z czołowych światowych specjalistów ds. archeologii andyjskiej, poważnie obawiał się, że pojawienie się serwisu eBay może grozić zniszczeniem wielu bezcennych zabytków. Bałem się, że Internet zdemokratyzuje nielegalny handel zabytkami, który dotychczas był domeną wąskiej grupy bogaczy, i spowoduje gwałtowny wzrost liczby przypadków plądrowania wykopalisk - powiedział profesor.
      Teraz, po latach analizowania wpływu portali aukcyjnych na archeologię, Stanish informuje o wynikach swoich badań.
      Okazało się, że rzeczywiście doszło do "zdemokratyzowania" handlu zabytkami, ale nie doprowadziło to, na szczęście, do masowego rabunku miejsc wykopalisk. Wręcz przeciwnie. Dzięki serwisowi eBay powstał duży rynek kopii, a całe wioski, których mieszkańcy wcześniej okradali wykopaliska, teraz zaprzestały swojego procederu i zajmują się produkcją replik. Ludzie, którzy wcześniej zarabiali kilka dolarów, sprzedając pośrednikowi ukradzione zabytki, teraz mogą zrobić własną kopię i zanieść ją do sąsiedniego miasteczka, gdzie ktoś, kto ma konto na eBayu, wystawi ją w Sieci - cieszy się profesor. Dodaje przy tym: Atrakcyjność rabowania wykopalisk spada za każdym razem, gdy ktoś kupuje 'oryginalną' ceramikę kultury Moche za 35 dolarów (plus koszty przesyłki). Ceny zabytków tej klasy rozpoczynają się od 15 000 USD.
      Rabowanie stanowisk archeologicznych przynosi podwójne szkody. Po pierwsze, giną zabytki, do których później nie ma dostępu i nie można ich ani podziwiać, ani badać. Po drugie, złodzieje niszczą same stanowiska, co często uniemożliwia przeprowadzenie badań i poznanie historii. W opinii większości z nas, Internet na zawsze i w pozytywnym kierunku zmienił rynek nielegalnego handlu zabytkami - mówi Stanish.
      Profesor wspomina czasy, gdy rozpoczynał badania nad wpływem eBaya na rynek zabytków. Początkowo stosunek prawdziwych zabytków do podróbek był jak 50:50. W ciągu pięciu lat okazało się, że zabytków sprzedaje się tylko 5%. Reszta to fałszywki, czasem tak dobrej jakości, że oglądając zdjęcia Stanish nie jest w stanie ich odróżnić od oryginałów.
      Profesor ocenia, że około 30% rzekomych "zabytków" to oczywiste fałszywki, których autorzy pomieszali style, kolory, kształty czy symbole. Kolejne 5% to oryginały, a reszta to, jak mówi Stanish, przedmioty, które musiałbym wziąć do ręki by wydać ostateczną opinię.
      Profesor mówi, że pomimo doskonałych fałszywek, współczesna technika jest tak dalece zaawansowana, iż wykonanie idealnej podróbki jest niemożliwe. Dlatego też sprzedający często gwarantują autentyczność towarów, pod warunkiem jednak, że nie zostaną one poddane badaniom naruszającym stan sprzedawanej rzeczy. Wiedzą bowiem, że najdoskonalsze techniki sprawdzania autentyczności zabytków wymagają pobrania niewielkiej próbki i jej zniszczenia. Jednak szybki postęp technologii powoduje, że mimo to rabunek się nie opłaca. Kto wyda 50 000 dolarów na przedmiot z gwarancją, jeśli istnieje ryzyko, że za 5 lat zostanie opracowana niedestrukcyjna technika badania, która wykaże, iż mamy do czynienia z fałszywką? - pyta Stanish.
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Choć kolekcja zebranych przez naukowców szczątków dinozaurów nie zawiera szkieletów wszystkich gatunków, nasza wiedza na ich temat jest zadziwiająco precyzyjna - oceniają naukowcy z Uniwersytetu Bath oraz londyńskiego Muzeum Historii Naturalnej.
      Wiek znalezisk kopalnych ocenia się zwykle za pomocą jednej z dwóch metod. Pierwsza z nich to stratygrafia, czyli ustalanie wieku skał, w których zostały one pochowane. Druga metoda, zwana morfologią, polega na badaniu charakterystycznych cech wyglądu skamieniałości i dopasowaniu ich do wieku innych, podobnych szczątków, których wiek został dokładnie określony. 
      Choć trudno w to uwierzyć, obie te techniki były stosowane bardzo często, lecz... bardzo rzadko używano ich jednocześnie. Na pomysł porównania zgodności obu metod wpadło dwóch brytyjskich badaczy, dr Matthew Wills z Uniwersytetu w Bath oraz dr Paul Barrett z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Naukowcy ocenili dane statystyczne dotyczące znalezisk szczątków czterech ważnych grup dinozaurów i porównali je z informacjami na temat stopnia ich ewolucyjnego pokrewieństwa.
      Przeprowadzone studium wykazało zadziwiająco wysoką zbieżność informacji uzyskiwanych za pomocą obu sposobów. Zebrane dane niemal idealnie wpasowują się w kształt tzw. drzewa filogenetycznego, określającego kolejność powstawania kolejnych gatunków oraz czas ich ewolucji.
      Uzyskane informacje pozwalają także na zrozumienie ewolucji gatunków, których szczątków... nigdy nie odnaleziono. Jeżeli bowiem udowodniono, że ewolucja poszczególnych gatunków zachodzi w sposób bardzo przewidywalny, można wysnuć wiele wniosków na temat ogniw pośrednich na "ewolucyjnej drodze" do powstania znanych gatunków. Jest to niezwykle istotne, gdyż szansa, że kiedykolwiek uda się odnaleźć szczątki wszystkich dinozaurów żyjących kiedykolwiek na Ziemi, jest praktycznie zerowa. 
      To ekscytujące, że nasze dane pokazują niemal idealną zgodność pomiędzy drzewem ewolucyjnym i wiekiem skamielin [znalezionych] w skałach. Dzieje się tak, ponieważ potwierdzają one, że znaleziska kopalne pokazują bardzo dokładnie, w jaki sposób te niezwykłe zwierzęta ewoluowały z biegiem czasu, i dostarczają nam wskazówek na temat tego, w jaki sposób wyewoluowały z nich ssaki i ptaki, podsumowuje efekty swojego odkrycia dr Wills. 
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Kluczową umiejętnością, która pozwoliła ludziom pierwotnym na rozpoczęcie wielkiej emigracji z Afryki, była najprawdopodobniej zdolność do rozpalenia ognia. Izraelski naukowiec zaprezentował niedawno dowody na poparcie tej tezy.
      Autorem odkrycia jest prof. Naama Goren-Inbar pracujący dla Instytutu Archeologii Uniwerystetu w Jerozolimie. W czasie wykopalisk na stanowisku Gesher Benot Ya'aqov naukowiec odnalazł pozostałości osady założonej przez ludzi należących do tzw. kultury aszelskiej - jednej z najdawniejszych kultur dolnego paleolitu, powstałej około 1,6 miliona lat temu.
      Wykonane badania sugerują, że ludzie pierwotni posiedli zdolność do rozpalania ognia co najmniej 790 tysięcy lat temu. Oznacza to rewolucyjną zmianę w stosunku do wcześniejszych przypuszczeń, zgodnie z którymi opanowanie tego żywiołu nastąpiło dopiero pół miliona lat później.
      Należąca do zespołu prof. Gorena-Inbara badaczka, dr Nira Alperson-Afil, tłumaczy, że odkryte ślady wyraźnie wskazują na umiejętność samodzielnego rozpalania ognia: skupiska opalonych krzemiennych narzędzi zostały znalezione w określonych miejscach, które można interpretować jako pozostałości starodawnych palenisk. Podobne przedmioty odnaleziono na terenie wykopalisk w kilku miejscach, datowanych na bardzo różne okresy. Zdaniem badaczki oznacza to, że raz zdobyta zdolność do rozpalania ognia była przekazywana przez wiele lat z pokolenia na pokolenie.
      Nowe dane zebrane na stanowisku Gesher Benot Ya'aqov są wyjątkowe, gdyż zachowały się dowody używania ognia przez bardzo długi okres zamieszkiwania tego terenu. Ciągłe, powtarzające się stosowanie ognia sugeruje, że ludzie pierwotni nie byli skazani na korzystanie z ognia powstałego w wyniku pożarów pochodzenia naturalnego. Byli za to zdolni do wytwarzania ognia wtedy, kiedy tego chcieli - tłumaczy dr Alperson-Afil.
      Zebrane informacje pozwalają przypuszczać, że wymarsz ludzi pierwotnych z Afryki i ich ekspansja w kierunku Bliskiego Wschodu była możliwa właśnie dzięki opanowaniu zdolności do rozpalania ognia. Bez wątpienia była to umiejętność niezwykle praktyczna, gdyż zapewniała ochronę przed drapieżnikami, a także dostarczała ciepła i światła. Co więcej, dostępność ognisk umożliwiła korzystanie z nowych rodzajów pożywienia.
      Szczegółowy raport z wykopalisk na terenie Gesher Benot Ya'aqov został opublikowany na łamach czasopisma Quaternary Science Reviews.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...